Net Neutrality czyli spór o społeczeństwo informacyjne

klawiatura z dolaramiNiedawno informowałem o głosowaniu w US House Judiciary Committee nad przyjęciem tam projektu ustawy Internet Freedom and Nondiscrimination Act of 2006. To dość ważna ustawa (projekt), a jeśli weźmie się pod uwagę, że globalny internet opiera się w dużej mierze o infrastrukturę amerykańską – może wywierać wpływ również na stosunki gospodarcze i społeczne w Polsce. O co chodzi w tym zamieszaniu dotyczącym neutralności Sieci? Toczy się kampania uświadamiająca internatów, a środki zaangażowane w tę kampanie są imponujące.

Neutralność technologiczna jako szeroki obszar badań
Internet staje się coraz potężniejszym narzędziem propagowania idei, wpływania na prawodawcę, informowania szeroko pojętej opinii publicznej o działaniach osób publicznych. Ze względu m.in. na potencjalnie niskie koszty prowadzenia takiej działalności Sieć wykorzystywana jest przez organizatorów kampanii społecznych. Jednak swobodny obieg informacji napotyka oponentów i dzieje się tak z różnych powodów. Można zaobserwować takie zjawiska jak cenzura w Chinach, ale również dążenie do ochrony dzieci przed różnymi treściami dostępnymi w Sieci. Branża muzyczna i filmowa chciałaby ograniczyć swobodny obieg informacji, np. wprowadzając rozwiązania DRM, a przeciwnicy spamu chcieliby blokowania przesyłek, których nie zamawiali. Wprowadza się regulacje mające na celu kontrolę obiegu informacji - retencję danych telekomunikacyjnych (ponoć - by walczyć z terroryzmem i przestępczością). Generalnie - co starałem się przedstawić w jednym z ostatnich felietonów - toczy się obecnie rozgrywka o ograniczanie i kontrolę dostępu oraz kanałów dystrybucji informacji.

Jednocześnie można usłyszeć postulaty, które pozostają w pewnej sprzeczności z poprzednio wymienionymi tendencjami. Oto dostrzega się potrzebę zadbania o dostępność treści (w tym o WAI), o zapobieganie wykluczeniu cyfrowemu (przeczytaj np. Ministrowie za dostępnością i przeciwko wykluczeniu cyfrowemu), o to, by państwo dostarczyło obywatelowi określone kategorie informacji (czy to treść prawa w formie elektronicznej, czy - bardziej ogólnie - informacje publiczne; przeczytaj np. Biała Księga Nowego BIP.

W tym wszystkim trudno się połapać, bo faktycznie linii frontu na tej wojnie jest sporo. Zabieganie o neutralność technologiczną (przeczytaj felieton: Neutralność technologiczna państwa) to zarówno walka o możliwość korzystania z publicznych programów (takich jak Płatnik czy SIMIK) na dowolnej platformie programowo sprzętowej, o to również, by serwisy internetowe administracji publicznej były przygotowane w taki sposób, by dało się z nich korzystać niezależnie od tego, jakiej używa się przeglądarki i jak bardzo "wypasiony" jest komputer, na którym ta przeglądarka jest zainstalowana (przeczytaj: Uwagi do serwisu prezydent.pl). To również zabieganie o to, by wprowadzić obowiązek stosowania otwartych standardów w takich dziedzinach jak zabezpieczanie chronionych przez prawo autorskie utworów (przeczytaj: Francuska interoperacyjność prawa autorskiego) czy przy podpisie elektronicznym.

Jak widać - neutralność technologiczna to dość pojemna dziedzina badań nad linią demarkacyjną pomiędzy prawem do rozpowszechniania i pozyskiwania informacji w erze cyfrowej.

W czasach, gdy niekompatybilność danego rozwiązania staje się narzędziem w walce marketingowej neutralność technologiczna musi być również oceniana przez pryzmat prawa ochrony konkurencji i konsumentów, wiąże się z takimi dziedzinami jak ochrona prywatności i przesyłanie niezamówionej informacji drogą elektroniczną (spam; przeczytaj felieton: Rozważania o anonimowości i o przesyłaniu niezamówionych informacji). W toczącej się dyskusji nie można zapominać również o kształceniu młodzieży, wszak edukacja w zakresie produktów danego przedsiębiorcy, a finansowana przez państwo, to gra warta świeczki. Podobnie jak wartym zachodu jest rynek składający sie z rzeszy pracowników administracji publicznej. Administracja publiczna to spora grupa docelowa dla promocji określonej technologii, to również spory potencjalny klient (nabywca) konkretnych rozwiązań technicznych...

Neutralność infrastruktury
Przy tak szerokim ujęciu problematyki nie dziwi, że pojęcie neutralności technologicznej musi objąć również infrastrukturę (i właśnie w tym ujęciu mówi się dziś o Net Neutrality). Cóż. Sam doświadczyłem dylematów "wąskiego gardła" i ograniczonej przepustowości, o czym mozna przeczytać np. w jednym z wpisów w blogu pt. Mam się cieszyć, czy martwić?...

Teoretycznie - Kto ma rurę, ten ma władzę, ale powoduje to, że duzi dostawcy infrastruktury pozwalającej na przesyłanie w Sieci informacji mogą wybierać, w jaki sposób ta treść biegnie w ich kablach, światłowodach, przez ich rutery, punkty styku i serwery, switche. Może się zdarzyć, że niektórzy przedsiębiorcy zyskają lepsze warunki dostępu do klientów - konsumentów, inni zaś będą ograniczeni w tym dostępie. Sami konsumenci również są zainteresowani w swobodnym wyborze dostępnych w Sieci usług. A jest tych konsumentów coraz więcej. Jak szacuje Szwedzki Zarząd Poczty i Telefonów (PTS) - za cztery lata wszystkie gospodarstwa domowe w Szwecji będą miały możliwość stałego dostępu do internetu, napisała Gazeta.pl. W innym tekście donosi za firmą badawczą eMarketer, która opublikowała niedawno raport Worldwide Online Access, że "już miliard osób na świecie ma dostęp do internetu. Ponad 845 mln używa go regularnie". Wyjaśnia jednocześnie, że internet dotarł już do ponad 15 proc. z około 6,5 mld mieszkańców Ziemi, a "w Polsce, w grudniu 2005 było 9,7 mln internautów w wieku powyżej 7 lat". Cenna wiedza. Coraz cenniejsza, dlatego właśnie z raportami eMarketera można zapoznać się odpłatnie.

Amerykańska kampania lobbingowa
Net Neutrality. Ostatnio o niej znacznie głośniej, bo przyjęcie przez US House Judiciary Committee projektu ustawy było jedynie fragmentem olbrzymiej batalii lobbinogwej w USA. Cnet relacjonuje ferment w amerykańskim senacie, gdzie nad ustawą zastanawiali się senatorowie z The Commerce Committee, Wired donosi o kompromisie jaki został zaproponowany przez przewodniczącego tej komisji. Po jednej stronie batalii (kosztującej spore pieniądze i toczącej się o jeszcze większe) stoją przedsiębiorstwa, którym zależy na jak najtańszym i najszybszym dostępie do użytkowników (np. Google, Microsoft, itp), po drugiej zaś wielkie spółki telekomunikacyjne, takie jak AT&T czy Comcast.

Obie strony silnie naciskają na prawodawcę. Jednej stronie chodzi o to, by zagwarantować "neutralność Sieci" (by każdy przedsiębiorca był przez dostawców infrastruktury traktowany w równy sposób i by na równych prawach użytkownicy byli przepuszczani do usług dostęnych w ramach jego serwerów, a które to serwery wszak wpięte są na końcu jakiejś infrastruktury, którą ten sygnał, a i użytkownik, musi przepłynąć). Z drugiej zaś strony chodzi o to, by przedsiębiorcy świadczący usługi transmisji danych, wielcy operatorzy telekomunikacyjni, sieci telewizji kablowej, nie musieli spełniać dodatkowych obowiązków, które polegają na zagwarantowaniu każdemu równego dostępu właśnie; chciałyby za to móc swobodnie decydować którzy z kontrahentów będą korzystali z ich sieci, a co najważniejsze - na jakich warunkach będą to robić. Większy ruch - wyższa cena - tak by się mogło wydawać słusznie.

Może się jednak okazać, że w pogoni za zwiększaniem zysków część internetu będzie mniej dostępna niż inne. Tu pojawiają się też grupy społecznych, obywatelskich aktywistów, którzy argumentują na rzecz Net Neutrality ze względu na możliwość tworzenia społecznych, niezwiązanych z dużymi korporacjami "tworzącymi" (a raczej agregującymi) treści, nie związane z "centrami" publikowania informacji. A jeśli nie są związane z dużymi korporacjami i mają charakter rozproszony (nie zorganizowany; ponoć taki właśnie jest internet, który jest siecią sieci, a każdy podobno może publikować w internecie i wpinać do niego swoją infrastrukturę (?)), to oczywiste jest, że tego typu zasoby Sieci będą przez dostawców infrastruktury traktowane "po macoszemu" (kto inwestuje w biznes, który mu nie przynosi zysków?). Teraz zaś możliwe jest pobieranie specjalnych opłat od określonych dostawców treści i internetowych usług, by dostęp do nich miał wyższy priorytet niż w przypadku innych uczestników gry rynkowej (charging sites and services a premium fee for priority placement and speeds across). W ten sposób posiadacze infrastruktury (jej newralgicznych elementów) stają się gatekeeperami informacji, a wszystko to odbywa się kosztem konsumentów.

Z argumentacją tych ostatnich można zapoznać się w serwisie SavetheInternet.com. Na ten temat wypowiadał się również prof. Lessieg w kilku swoich wpisach w blogu, np. w Net Neutrality - the dark other side, wypowiadał się również "twórca internetu jaki znamy dziś", Tim Berners-Lee w swoim felietonie Net Neutrality: This is serious (i dołączonym do niego video). Tę wypowiedź opublikowano wczoraj, a Tim stwierdza tam, że Izba Reprezentantów wydaje się chwiać na drodze do zachowania "czystej neutralności". Wyjaśnia też, w jaki sposób rozumie to pojęcie:

Jeśli płacę za odpowiedniej jakości (przepustowości) połączenie z Siecią, a także ty płacisz za połączenie z Siecią z taką samą lub większą przepustowością (jakością), to wówczas możemy komunikować się na takim przynajmniej poziomie. To wszystko.

Zauważa, że wzywanie do neutralności Sieci nie oznacza bezpłatnego dostępu do Sieci. Neutralność nie oznacza również, że nie można oczekiwać wyższych opłat za lepszą jakość połączenia.

Dziś CNet opublikował artykuł Senate panel poised for Net neutrality vote, w którym informuje, że senacka komisja handlu (wspomniana już wcześniej The Senate Commerce Committee) rozpocznie w czwartek debatę (a także zapowiadane jest głosowanie) nad projektem ustawy, który od pewnego czasu jest przedmiotem publicznej dyskusji. Projekt poprawek komisji, którym m.in. będzie się ona zajmowała, dostępny jest w Internecie, w frmacie PDF (159 stron!, ale tekst pisany jest dużą czcionką i z podwójnym odstępem między liniami, prawdopodobnie, by każdy z niemłodych często senatorów mógł sprawnie go odczytać).

Wcześniej Izba reprezentantów odrzuciła (269 do 152 głosów) poprawki, które mogłyby wprowadzić "prawdziwą neutralność Sieci" (stało się to 8 czerwca, gdy byłem w samym środku przeprowadzki serwisu). Dostępny jest PDF z propozycjami Demokraty Rep. Ed Markey'a (7 stron), które zostały odrzucone.

W kwietniu komisja Izby Reprezentantów przyjęła projekt innej ustawy: Communications Opportunity, Promotion, and Enhancement (COPE) Act, oponenci poprawek zmierzających do zagwarantowania Neutralności Sieci podnosili, że w COPE jest dość gwarancji dla konsumentów i innych graczy na elektronicznym rynku, by nie wprowadzać dodatkowych mechanizmów. COPE była wspierana przez Republikanów. Republikanie zresztą mają również interesującą retorykę: również chcą sprawnie działającego internetu, ale nie chcą, by to władze dyktowały sposób, w jaki internet będzie działał. Rep. Marsha Blackburn miał powiedzieć, że "jeszcze trochę a będziemy mieli w administracji rządowej Sekretarza Stanu od Dostępu do Internetu", a wcześniej, że Republikanie "nie chcą iść drogą zakazów", a to właśnie zaproponował - jego zdaniem - Markey.

I tak to właśnie wygląda w USA, gdy Kongres postanowi znowelizować ustawę the Telecommunications Act z 1996 roku, uznając, że po dziesięciu latach jest już trochę nieaktualna. (o Net Neutrality można przeczytać również w coraz bardziej obszernym wpiscie w Wikipedii: Network neutrality)...

A teraz zatoczę pewne koło i wrócę do tej właściwości internetu, która pozwala mu być wykorzystywanym przez różne grupy społeczne narzędziem komunikacji, wywierania wpływu oraz "ewangelizacji". Pod wspomnianym wyżej adresem: savetheinternet.com i jednocześnie pod wspólnym hasłem (Save the Internet - chroń internet), jak pod jakimś sztandarem zgromadziły się różne grupy, organizacje, jednostki. Pojawił się interesujący ruch społeczny, który można zaobserwować np. w serwisie YouTube. I w związku z poruszony w niniejszej tekście tematem proponuje Państwu przejrzenie zasobów wspomnianego serwisu, a związanych z tematem Net Neutrality. Pojawiły się tam spoty, w których różni ludzie argumentują na rzecz neutralności szerokiego dostępu do infrastruktury internetu.

W Polsce bez emocji
Na koniec wrócę do naszego krajowego podwórka. Mamy w Polsce Ustawę o informatyzacji działalności podmiotów realizujących zadania publiczne, gdzie - teoretycznie - zagwarantowano neutralność technologiczną, odwołując się do "zachowania zasady równego traktowania różnych rozwiązań informatycznych". Mamy również wydane na podstawie wspomnianej ustawy rozporządzenie w sprawie minimalnych wymagań dla systemów teleinformatycznych, które jednak wciąż pozostawia wiele wątpliwości co do tego, jak te systemy należy przygotować (Pytania do minimalnych wymagań). "W Polsce powstają ustawy i rozporządzenia nie tylko nieprzemyślane, ale również bardzo szkodliwe. Wszystko to przez urzędników, którzy nie są profesjonalistami" - komentował CHIP w styczniu tego roku. Ja się zaś zastanawiam na ile to problem urzędników, a na ile ogólnie ocenianej sytuacji społeczno politycznej w Polsce. Ale nie znam się na polityce, więc ten wątek skrzętnie ominę.

Nie pominę natomiast faktu, że niedawno Urząd Komunikacji Elektronicznej konsultował Projekt decyzji UKE w sprawie równego traktowania przedsiębiorców przez TP S.A., a przedsiębiorcy nadsyłali swoje opinie. Temat u nas najwyraźniej zaistniał, ale nie wywołuje on w Polsce takich emocji jak w USA. Nie włączają się w dyskusje organizacje społeczne broniące praw obywatelskich, tylko kilku przedsiębiorców sygnalizuje swoje zainteresowanie. Nikt nie wykupuje bilbordów reklamowych, reklam prasowych, spotów w telewizji (nie mówiąc o społecznie przygotowywanych spotach wideo udostępnianych następnie w internecie), które miałyby za zadanie wpłynąć na prawodawcę. Kto wie, być może z czasem pieniądze zaangażowane w rozwój polskiej infrastruktury będą na tyle duże, a rynek telekomunikacyjny na tyle uwolniony, by i polska dyskusja publiczna odbywała się bardziej publicznie...

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

AskANinja o Net Neutrality

VaGla's picture

Przykład spotu w wykonaniu wojownika Ninja z AskANinja.com. Motto za savetheinternet.com:

"Congress is pushing a law that would abandon the Internet's First Amendment -- a principle called Network Neutrality that prevents companies like AT&T, Verizon and Comcast from deciding which Web sites work best for you -- based on what site pays them the most. If the public doesn't speak up now, our elected officials will cave to a multi-million dollar lobbying campaign."

Internet i szerokie pasmo w każdym domu jako narzędzie dla demokracji bezpośredniej?

Inne przykłady "społecznego głosu" w sprawie ustawy, nad którą pracują prawodawcy w USA:

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Net Neutrality

Tomasz Rychlicki's picture

Tim Berners-Lee wypowiada sie w tym temacie. Tak na marginesie ten plug-in slownikowy jest co najmniej "sredni".

A ja wypowiedz Tima cytuje w tekście

VaGla's picture

Fakt, że tym razem tekst mi wyszedł dość długi i pełen odnośników, ale akurat uwzględniłem w nim wypowiedź "ojca założyciela" :)

Jeśli plugin słownikowy jest kiepski - mogę go wyłączyć, by nikogo nie drażnił. Wyłączyć?
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

He he

Tomasz Rychlicki's picture

Nie przeczytalem calosci. Moj blad. IMO jak ktos ma troche oleju w glowie i wie co to jest Wikipedia to taki plug-in jest mu srednio potrzebny. Plus on lekko "zaweza" definicje.

Wynik głosowania o Net Neutrality

ksiewi's picture

O postępach w sprawie Net Neutrality informuje cnet

Net Neutrality - jajko czy kura

VaGla's picture

Układ sił w USA mniej więcej jest znany, tak więc specjalnie wiele się tam nie zmieni - jak sądzę. Natomiast ciekawostką może być to, że w Polsce pojawił się pewien pomysł, który obecnie jest "obracany w głowach", by Skype płacił operatorom telekomunikacyjnym za to, ze niektórzy użytkownicy korzystają ze Skype wykorzystując jakąś sieć dostępową (co tłumaczy się w następujący sposób: wykorzystując sieć takiego operatora dostępowego Skype działa kosztem tego operatora, który traci klienta, a zatem powinien zrekompensować "stratę"). To trudny temat, bo Skype nie inwestuje w infrastrukturę, nie musi jej utrzymywać, budować, ale jednak działa w Polsce. Jednak idąc tym tropem myślenia: kina powinny płacić teatrom, producenci komputerów i drukarek płacić rekompensaty producentom maszyn do pisania (i wytwórcom piór wiecznych i długopisów) i tak dalej... Chociaż ta analogia być może nie jest do końca dobra, bo taki Skype świadczy jednak meta-usługę opartą o infrastrukturę kogoś innego (lepsza analogia chyba to ta, wedle której artysta powinien zapłacić producentowi spodni specjalną opłatę od spektaklu, poza tą opłatą, która wniósł kupując to ubranie w sklepie; albo inny artysta, dajmy na to grafik, powinien zapłacić za to, że za pomocą wiecznego pióra stworzy dzieło sztuki; chociaż to również niedobra analogia, bo w tych przykładach producenci nie "tracą klientów"; chyba faktycznie najlepszy komentarz dał JotHal, kiedy stwierdził, że producenci filmów dźwiękowych winni płacić rekompensaty ludziom przygrywającym kiedyś do filmu zza kotary na pianinie, taperom). To trudny temat, i nie raz przecież padało pytanie: kto komu powinien płacić i za co? Czy skoro prowadzę serwis internetowy, to powinienem płacić za „całą infrastrukturę” jaka potrzebna jest moim użytkownikom by skorzystać z mojego serwisu? Co było pierwsze? Czy sieć operatorska może się rozwjać bez serwisów, które chcą być wykorzystywane przez klientów, czy zaś serwisy dadzą radę funkcjonować bez szerokiej dostępności?
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>