Każdy jest rewolucjonistą na własny rachunek, czyli WikiLeaks i jego zaplecze infrastrukturalne

Obok wcześniejszych doniesień związanych z infrastrukturą stojącą za serwisem WikiLeaks należy odnotować, że Amazon opublikował niedawno oświadczenie, w którym podaje do publicznej wiadomości powody, dla których przestał świadczyć usługę serwisowi WikiLeaks.org. Pojawiały się wcześniej doniesienia, że Amazon zrobił to pod naciskiem władz, albo dlatego, że serwis był infrastrukturalnie atakowany, zatem Amazon zrezygnował ze współpracy. Z oświadczenia wynika, że te spekulacje były chybione, ponieważ z atakiem DDoS Amazon sobie poradził, a nacisków władz nie było. Powód zaprzestania świadczenia usługi miał być inny: WikiLeaks miał naruszyć regulamin świadczenia usługi Amazon Web Services (AWS) m.in. w ten sposób, że nie dysponował stosownym prawem korzystania z opublikowanych treści...

W ostatnich dniach opublikowałem następujące doniesienia i komentarze dotyczące WikiLeaks: Przełamane embargo informacyjne WikiLeaks: społeczna inżynieria obiegu informacji (to w związku z materiałami na temat wojny w Iraku i Afganistanie), O jurysdykcji i czy będziemy się upierać... i Palec amerykańskiego rządu na globalnym przełączniku domenowym - w związku z ostatnimi publikacjami not dyplomatycznych.

Obok tych komentarzy warto jeszcze odnotować, że Interpol za Julianem Assange rozesłał międzynarodowy list gończy (w związku z zarzucanymi mu przestępstwami na tle seksualnym w Szwecji), a obok zaprzestania świadczenia usług w chmurze Amazona serwis WikiLeaks stracił też wsparcie ze strony Everydns, w zakresie obsługi systemu nazw domenowych. Jeśli chodzi o ten ostatni wątek - warto odnotować, że spółka Everydns skomentowała "problem WikiLeaks" w następujący sposób (wytłuszczenie moje):

First, let’s be clear, this is a difficult issue to deal with and there are opinions on all sides. Second, EveryDNS.net, the world’s largest free managed DNS provider, is not taking a position on the content hosted on the wikileaks.org or wikileaks.ch website, it is following established policies so as not to put any one EveryDNS.net user’s interests ahead of any others. Lastly, regardless of what people say about the actions of EveryDNS.net, we know this much is true - we believe in our New Hampshire state motto, Live Free or Die.

Czyli, wobec ataków DDoS na infrastrukturę DNS Everydns postanowiła usunąć wpisy dot. wikileaks.org i wikileaks.ch, by chronić dostępność innych zasobów innych swoich klientów.

Odnośnie oświadczenia Amazon - czytamy w nim (wytłuszczenie moje):

(...)
Amazon Web Services (AWS) rents computer infrastructure on a self-service basis. AWS does not pre-screen its customers, but it does have terms of service that must be followed. WikiLeaks was not following them. There were several parts they were violating. For example, our terms of service state that “you represent and warrant that you own or otherwise control all of the rights to the content… that use of the content you supply does not violate this policy and will not cause injury to any person or entity.” It’s clear that WikiLeaks doesn’t own or otherwise control all the rights to this classified content. Further, it is not credible that the extraordinary volume of 250,000 classified documents that WikiLeaks is publishing could have been carefully redacted in such a way as to ensure that they weren’t putting innocent people in jeopardy. Human rights organizations have in fact written to WikiLeaks asking them to exercise caution and not release the names or identities of human rights defenders who might be persecuted by their governments.

We’ve been running AWS for over four years and have hundreds of thousands of customers storing all kinds of data on AWS. Some of this data is controversial, and that’s perfectly fine. But, when companies or people go about securing and storing large quantities of data that isn’t rightfully theirs, and publishing this data without ensuring it won’t injure others, it’s a violation of our terms of service, and folks need to go operate elsewhere.

We look forward to continuing to serve our AWS customers and are excited about several new things we have coming your way in the next few months.
(...)

Gazeta Wyborcza w tekście Wikileaks jest ścigana uznała, że w powyższym oświadczeniu chodzi o prawa autorskie, proponując następującą interpretację oświadczenia:

Nie zrobiliśmy tego ze względu na rządowe śledztwo, ani ze względu na ataki hakerów na nasze serwery. Ataki na wielką skalę rzeczywiście miały miejsce, ale obroniliśmy się przed nimi. Zrobiliśmy to, ponieważ zgodnie z naszym regulaminem nasi partnerzy muszą mieć prawa autorskie do treści na swoich stronach. Jest oczywiste, że Wikileaks nie ma praw autorskich do tajnych dokumentów państwowych.

Ale nie o prawa autorskie chodzi w oświadczeniu Amazon, a o kategorię szerszą: określenie "own or otherwise control all of the rights to the content" dotyczy nie tylko prawa autorskiego, ale szerzej - własności intelektualnej, a wśród obszarów chronionych przez szeroko pojęte prawo własności intelektualnej znajduje się też ochrona szeroko pojętych tajemnic prawnie chronionych (tajemnica handlowa, tajemnica państwowa, etc.). Niezależnie od tego można by uznać, że (bezprawne) naruszanie dóbr osobistych, albo pomawianie, również będzie się mieściło w kategorii braku prawa do rozpowszechnienia, do którego nawiązuje Amazon.

Czy jest "cenzurą" tego typu polityka korporacji?

Moim zdaniem nie.

Nie ma wszak obowiązku świadczenia usługi wszystkim zainteresowanym, na takich warunkach, jakich oni sobie życzą. Jeśli dochodzi do zagrożenia słusznych interesów świadczącego usługę (jak atak DDoS na nie dość przygotowaną na taki atak infrastrukturę Everydns), to trudno się dziwić, że spółka od świadczenia odstępuje. Można analizować sytuację ze względu na relacje kontraktowe między zainteresowanymi stronami (czy Everydns miał prawo odstąpić od umowy, czy też nie miał i czy odbyło się to w przewidzianych regulaminami trybach), ale to przecież nie "cenzura".

Również Amazon może okazać się odpowiedzialny za fakt udostępniania w swojej infrastrukturze treści "o wątpliwym statusie prawnym". Dlatego właśnie nie zarzucam cenzury Amazonowi, gdyż - jak uważam - przedsiębiorca hostujący treści (nawet w chmurze) musi świadomie taką usługę świadczyć i w przypadku, w którym dochodzi do naruszenia przepisów powszechnie obowiązującego prawa - może ponosić również za to odpowiedzialność. Dlatego właśnie mamy takie przepisy, jak oparty na przepisie europejskiej dyrektywy o handlu elektronicznym art. 14 polskiej ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną, zgodnie z którymi świadczący usługi nie ponosi odpowiedzialności tylko pod pewnymi warunkami (jeśli "nie wie o bezprawnym charakterze danych lub związanej z nimi działalności, a w razie otrzymania urzędowego zawiadomienia lub uzyskania wiarygodnej wiadomości o bezprawnym charakterze danych lub związanej z nimi działalności niezwłocznie uniemożliwi dostęp do tych danych").

Spółka oferująca hosting może ponosić odpowiedzialność za działania swoich klientów. Spółka taka, w przypadku, gdy jest świadoma takiej działalności, musi ocenić samodzielnie (czasem nie czekając na wyrok sądu), czy taka działalność jest bezprawna, czy nie jest. Szacuje ryzyko prawne (wyobrażam sobie, że w Amazonie zebrał się sztab kryzysowy składający się z grupy prawników, którzy szybko przygotowali ekspertyzę prawną i doszli do wniosku, że należy zaprzestać świadczenia usługi). Właśnie taki sposób myślenia stał za moimi komentarzami również w innych sytuacjach, jak np.: Nazwiska w domenach w Polityce i co mam zamiar zrobić, albo Ideo sp. z o.o.: my tylko hostujemy prezydenckie MP3 .

Jest też dla mnie jasne, że mniejsze spółki, albo spółki prowadzące działalność na masową, "zautomatyzowaną" skalę powinny być chronione przed brakiem pewności prawnej. Wolałyby nie musieć rozstrzygać prawnych dylematów, z którymi nie radzą sobie często same sądy (wystarczy porównać sygnalizowane w tym serwisie sytuacje serwisu Nasza-klasa, albo inne jeszcze)...

Przypomnę wypowiedź p. Marcina Walkowiaka z home.pl, którą cytowałem w tekście Dyskusje: Odpowiedzialność firmy hostingowej za przechowywanie danych o bezprawnym charakterze:

Sam Pan przyzna, iż nie tylko brakuje nam kompetencji do oceny bezprawnego charakteru materiałów, ale również ze względów faktycznych jesteśmy pozbawieni możliwości weryfikacji tego rodzajów stanu rzeczy. Dotyczy to zarówno jednoznacznej weryfikacji istnienia uprawnienia pierwotnego, ale też wykluczenia jego przejścia czy delegacji w formie licencji.

Dla zwiększenie pewności prawnej przedsiębiorców oferujących swoje usługi na globalnym rynku wystarczyłoby, aby "globalny prawodawca" przygotowywał precyzyjnie przepisy, którym przedsiębiorcy muszą sprostać. To oczywiście nie jest proste i - wobec dynamicznego rozwoju technologii informacyjnych - prawdopodobnie nawet niemożliwe jest, by prawo w dostatecznie precyzyjny sposób opisywało wciąż nowe sytuacje związane z takim rozwojem. Przedsiębiorcy muszą zatem szacować ryzyka prawne na bieżąco. Amazon oszacował i podjął decyzję. Nie nazywam tego "cenzurą", gdyż nie można nikogo zmuszać do wejścia na stos nawet najszczytniejszej idei, a ideę przejrzystości działania władz w świecie globalnym uznałbym za godną szacunku.

Dlatego (to bodaj pierwszy raz, gdy napiszę coś takiego publicznie) nie zgadzam się z diagnozą w krótkiej notatce EFF opublikowanej w serwisie Twitter: "When Amazon cuts off #WikiLeaks, corporate policies shut down free speech". To łatwy populizm, który zbyt prosto określa granice między białym i czarnym. Być może celem tej notatki miało być zachęcenie do linkowanego w niej komentarza Electronic Frontier Foundation, który jest już bardziej wyważony: Amazon and WikiLeaks - Online Speech is Only as Strong as the Weakest Intermediary

Twitt Electronic Frontier Foundation: When Amazon cuts off #WikiLeaks, corporate policies shut down free speech

Twitt Electronic Frontier Foundation: "When Amazon cuts off #WikiLeaks, corporate policies shut down free speech..."

To, że ktoś chce zostać rewolucjonistą nie oznacza, że inni takimi rewolucjonistami również chcą lub muszą zostać...

Za Everydns i Amazon poszedł też PayPal i zablokował usługi świadczone na rzecz WikiLeaks (por. PayPal blocks WikiLeaks account, ale to przecież nie pierwszy raz, bo znacznie wcześniej, w styczniu 2010: PayPal Suspends WikiLeaks Account Yet Again; Freezes Assets). W efekcie serwis WikiLeaks odcięty został od jednego ze źródeł finansowania. Tu też powodem ma być regulamin (wytłuszczenie moje):

PayPal has permanently restricted the account used by WikiLeaks due to a violation of the PayPal Acceptable Use Policy, which states that our payment service cannot be used for any activities that encourage, promote, facilitate or instruct others to engage in illegal activity. We've notified the account holder of this action.

Badacze rozpoznali już dawno temu takie zjawisko, jak "autocenzura" mediów. Wiadomo, że niektóre redakcje (tradycyjne), niezależnie od realizacji polityki redakcyjnej, podejmują też czasem decyzje związane z publikacjami materiałów prasowych i ważą, czy - przykładowo - taka publikacja przyczyni się do utraty przychodów z reklamy, czy nie. Być może badania nad taką "autocenzurą" (tradycyjnych) wydawców może być dziś rozszerzone na innych pośredników społeczeństwa informacyjnego, jak chociażby na spółki hostujące zasoby osób trzecich. Zgoda. Ale ze względu na odpowiedzialność prawną oraz na politykę redakcyjną ja moderuję komentarze w serwisie VaGla.pl Prawo i Internet. Czy zatem można uznać, że wprowadzam autocenzurę? Jeśli ktoś zechce opublikować komentarz, którego ja u siebie nie przepuszczę, może to próbować robić w ramach własnej infrastruktury ("nie palcie komitetów, budujcie własne" - Jacek Kuroń). Czy nie będzie realizował wówczas swojej wolności słowa? Wolność słowa nie jest jednak nieograniczona. Wolność słowa oznacza też odpowiedzialność za słowo (por. Techniczna czkawka poszukiwania linii demarkacyjnej między wolnością słowa, a odpowiedzialnością za słowo, "Dziennikarstwo obywatelskie" nie istnieje, ponieważ nikt mi za to nie zapłacił, Wyrok w sprawie komentarzy w serwisie NaszaKalwaria.pl, etc.).

To co ma zrobić WikiLeaks, by skutecznie realizować swoją misję ujawniania tajnych dokumentów kuchni sprawowania władzy publicznej i gospodarczej? Być może powinien się zatroszczyć o własną infrastrukturę, własne serwery, ale i tak będzie zależny od pośredników (por. m.in. Ograniczanie i kontrola dostępu oraz kanałów dystrybucji, Kontrola i ograniczenia dystrybucji informacji w świecie mobilnego internetu, albo Kto ma wyszukiwarkę, ten ma władzę i Net Neutrality czyli spór o społeczeństwo informacyjne).

Być może WikiLeaks.org jest po prostu zbyt słabe infrastrukturalnie dla realizacji wybranej przez siebie misji. Być może pozostaje mu tylko Sieć drugiego obiegu.

WikiLeaks_insurance czyli zaszyfrowane archiwum WikiLeaks, dystrybuowane w sieci P2P. Założenie jest takie, że to na wszelki wypadek, gdyby serwis musiał z niego skorzystać, nie będzie musiał robić wszystkiego od początku, tylko rozszyfruje seedowany przez ludzi zaszyfrowany backup

WikiLeaks_insurance czyli zaszyfrowane archiwum WikiLeaks, dystrybuowane w sieci P2P. Założenie jest takie, że to na wszelki wypadek, gdyby serwis musiał z niego skorzystać, nie będzie musiał robić wszystkiego od początku, tylko rozszyfruje seedowany przez ludzi zaszyfrowany backup

A na zakończenie tylko przypomnę (być może smutną, ale - jak sądzę - realistyczną) tezę jednego z tekstów tu opublikowanych: nie każdego stać na osobistą wolność. Nawet, jeśli głosi się realizację polityki "don't be evil" (por. Po odcenzurowaniu chińskich wyników wyszukiwania - czas na suwerenne korporacyjne koalicje).

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

http://wyborcza.pl/1,75477,88

http://wyborcza.pl/1,75477,8812597,Rozlam_w_obozie_Wikileaks.html

Zarzuty nie spadły z nieba,

Zarzuty nie spadły z nieba, ani nie spadły nagle w związku z jakimiś ostatnimi działaniami WL. Ludzie w WL już we wrześniu obawiali się, że Assange swoją postawą narobi im kłopotów i próbowali przemówić mu do rozumu.
Unpublished Iraq War Logs Trigger Internal WikiLeaks Revolt
Ciekawe swoją drogą co było w 2007.

To również nie pokazuje osobowości JA w najlepszym świetle, delikatnie mówiąc. Nie lubię takich spekulacji, ale wydaje mi się że są jak najbardziej uzasadnione w tym przypadku.

Teraz czekamy na OpenLeaks

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>