informatyzacja

Korespondencja w sprawie "Przeglądu Legislacyjnego"

Dziś otrzymałem od mec. Sławomira Kujawy, działającego w imieniu spółki "Wolters Kluwer Polska" S.A., z siedziba w Warszawie, wezwanie do zaniechania naruszeń oraz złożenia oświadczenia. Wezwanie otrzymałem w związku opublikowaniem przeze mnie w dniu 10 maja br. tekstu Czekamy na wolterskluwer.gov.pl, który - zdaniem spółki - zawiera nieprawdziwe i naruszające jej dobra osobiste informacje na temat warunków jej współpracy z Kancelarią Prezesa Rady Ministrów. Zostałem wezwany do (1) usunięcia tekstu z serwisu "w terminie do 3 godzin od chwili otrzymania" wezwania, (2) zaniechania dalszego rozpowszechniania w jakichkolwiek mediach elektronicznych lub tradycyjnych "nieprawdziwych informacji na temat warunków współpracy" pomiędzy spółką a Kancelarią Prezesa Rady Ministrów, a także do (3) zamieszczenia "we własnym zakresie i na własny koszt, na stronie głównej serwisu na okres 14 dni liczonych od dnia następnego po dniu otrzymania niniejszego wezwania oświadczenia..." Generalnie odpisałem na otrzymane wezwanie.

Taka obserwacja dotycząca obowiązywania ciasteczkowego prawa w aktywności informacyjnej Parlamentu

Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej przewiduje w art. 61, że tryb udzielania informacji publicznej generalnie określają ustawy, a "w odniesieniu do Sejmu i Senatu ich regulaminy". Dlatego też - jak się wydaje - Sejm i Senat nie mają Biuletynu Informacji Publicznej. Od dawna drapię się w głowę zastanawiając nad tym, jaki też jest charakter prawny stron internetowych Sejmu i Senatu. Czy te serwisy są, czy nie są regulowane powszechnie obowiązującymi przepisami? A może są, ale nie wszystkimi, a tylko wybranymi? Jeśli tak, to którymi z obowiązujących? Dziś zauważyłem coś interesującego, jeśli chodzi o komunikaty w sprawie cookies.

A jak uporać się z "nieuczciwą konkurencją" państwa oraz "zbiorowymi interesami" obywateli?

To interesujące: "Wykorzystanie elementów charakterystycznych dla akcji Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji mogło sugerować konsumentom, że komercyjna oferta Samsung jest częścią rządowej kampanii informacyjnej." Prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów uznała, że spółka Samsung Electronics Polska naruszyła zbiorowe interesu konsumentów i nałożył na nią karę finansową w wysokości 2 mln 288 tys. zł. Dla mnie interesujące jest to, że do dyskursu na temat prawnych aspektów społeczeństwa informacyjnego trzeba teraz dodać taką kategorię działań, jak "rządowa kampania informacyjna". Oczywiście jestem zdania, że trzeba oddzielać to, co publiczne, od tego, co prywatne, ale też z tym założeniem, że organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa, a przedsiębiorcy kierują się inną zasadą: co nie jest zakazane jest dozwolone (a obowiązkiem jest to, co przepis nakazuje). Przedsiębiorcy powinni powstrzymywać się przed dokonywaniem deliktów nieuczciwej konkurencji i działaniami naruszającymi interesy konsumentów. OK. Teraz mamy nową wskazówkę w tym zakazie - nie można działać tak, by sugerować swoim przekazem publiczny (państwowy) charakter przekazu. UOKiK pogroził palcem spółce. Kto jednak będzie pilnował państwa, by - w sferze informacyjnej - nie posuwało się za daleko? Innymi słowy - kto jest regulatorem aktywności informacyjnej państwa i może podjąć analogiczne działania wobec organów państwa, jak te, które UOKiK właśnie podjął wobec spółki, a to gdy "rządowa kampania informacyjna" będzie, na przykład, wprowadzała obywateli w błąd?

Czekamy na wolterskluwer.gov.pl

Miesza się. Miesza się to, co publiczne, z tym, co prywatne. Dochodzi do swoistej "prywatyzacji" publicznej "publicystyki". Wcześniej był to opisywany tu Biuletyn Skarbowy, który został "puszczony" w prywatne ręce Wydawnictwa Infor, teraz Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, która nadal jest "wydawcą" Przeglądu Legislacyjnego, oddała konfitury jego prenumeraty prywatnemu wydawcy - Wolters Kluwer Polska S.A..
Aktualizacja w górę osi czasu: Korespondencja w sprawie "Przeglądu Legislacyjnego".

Walka o nowoczesny branding narodowy a zarzut sztywniactwa i ponuractwa

Herb Franfurtu nad MenemZarzucono mnie pytaniami, np. "czy zacząłem grać po prawej stronie?". Zarzucono mi też, że mi moherowy beret wypalił mózg. A wszystko dlatego, że krytycznie oceniam patronowanie przez Prezydenta RP "społecznej akcji" cieszenia się z czekoladowym wytworem komercyjnej firmy w tle. Ponieważ debata publiczna jest silnie polaryzowana, to oczywiście - w opinii wielu - mogę być albo po jednej stronie, albo po drugiej. A ja nawet nie biorę udziału w tej spolaryzowanej debacie, bo ona nie dotyczy niestety takich tematów, które są dla mnie ważne. Nie krytykuje wcale rozmywania symboli narodowych (państwowych) z pozycji krwawiącej martyrologii, rozdzierania ran, itp. Mnie chodzi o to, że te symbole dotyczą mojego państwa. I chciałbym, by to państwo działało sprawnie, by jawiło się, a co ważniejsze: by działało jako jednolite i sprawne. Oczywiście mógłbym cieszyć się, gdyby więcej osób uważało takie symbole za istotne dla myślenia o przyszłości Rzeczypospolitej, dla jej promocji w świecie. Jeśli ktoś lubi ludyczne zabawy - jego sprawa. Nie odpuszczę jednak tak łatwo jednego aspektu tego tematu, czyli tego, jak do symboli publicznych podchodzą organy władzy publicznej. I chodzi mi o to, że przemyślane, nadające się do właściwego przekazywania idei, symbole narodowe lub państwowe, są (albo mogą być) narzędziem w sprawnej dyplomacji publicznej, są narzędziem promocji eksportu, inwestycji, rozwoju turystyki i tak dalej. Zatem tych, którzy bezmyślnie usiłują mnie wepchać w ramy "krwawiącego moheryzmu", bo zabiegam o nierozmywanie symboli narodowych, chciałbym niniejszym wyprowadzić z "mylnego błędu". Rozumiem przy tym, że skoro ktoś nie myśli samodzielnie, a jest - być może - ofiarą polaryzującego marketingu politycznego walczących o rząd dusz ugrupowań i frakcji (chodzi mi o takie osoby, które stosują bezrefleksyjne, podsunięte przez speców wzorce, jak "kto nie z nami, znaczy jest od nich"), to moja argumentacja nie znajdzie u takich osób zrozumienia. Czy poprzednie zdanie jest manipulacją? Owszem. Pomanipulujmy zatem bardziej.

Piruety w miejscu nad ponownym wykorzystaniem map tworzonych za publiczną kasę

fragmencik mapy ze wskazówką o dojściu do lasuAby jednak nie było tak kolorowo, że wszyscy wszędzie już rozumieją potrzebę udostępniania informacji publicznej do ponownego wykorzystania, odnotuję zapadły niedawno wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego w sprawie map. O temacie pisałem przy okazji wyroku wydanego przez Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie (por. GUGiK twierdzi, że mapy to nie informacja publiczna, ale przegrywa przed sądem administracyjnym w sprawie o re-use). Chwilę temu jednak NSA nie zgodził się z wyrokiem WSA i przyznał rację Głównemu Geodecie Kraju. 5 kwietnia NSA uchylił (sygn. I OSK 175/13) zatem wyrok WSA. To, jak uważam, był smutny dzień. Główny Geodeta Kraju pewnie odetchnął z ulgą uzyskując potwierdzenie NSA, że nadal może kierować się "odrębnymi zasadami" ustawy Prawo geodezyjne i kartograficzne i nadal może pozyskiwać pieniądze pozabudżetowe ze "sklepiku" z informacjami publicznymi. Ale może też będzie to przyczynek do przetestowania polskiego systemu prawnego ponad granicami?

Opracowania Centrum Projektów Informatycznych na temat poprawy serwisów w administracji

Myślę sobie, że warto odnotować udostępnienie publiczne zamówionych przez CPI materiałów, jak Materiały szkoleniowe z zakresu użyteczności serwisów internetowych, Metody i narzędzia prowadzenia analizy SEO – optymalizacja witryn dla wyszukiwarek internetowych, czy Raport o dobrych praktykach w e-administracji. Odnotowuję to m.in. dlatego, że udostępniając na stronie MAiC te materiały napisano tam również: "Udostępnione materiały stanowią informację publiczną w rozumieniu Ustawy o dostępie do informacji publicznej. Mogą więc zostać udostępnione w celu ich ponownego wykorzystywania bezpłatnie."

Prace rządowe nad nowelą ustawy o informatyzacji

Trwają prace nad kolejną nowelizacją ustawy o działalności podmiotów realizujących zadania publiczne oraz niektórych innych ustaw. Do projektu ustawy swoje uwagi zgłosiło 7 różnych podmiotów, a przynajmniej tyle pism z uwagami opublikowano na stronie Rządowego Centrum Legislacji. Tam też właśnie opublikowano pisma zawierające odniesienie się Wnioskodawcy (czyli MAiC) do uwag. Nowelizacja ustawy o informatyzacji jest tez przedmiotem dyskusji Rady Informatyzacji działającej przy MAiC.

Kwartalny raport z walki z anomią

Ostatniego dnia roku 2012 składałem Państwu i sobie życzenia, a konkretnie, by rok 2013 był rokiem walki z anomią. W poprzednim roku starałem się intensywnie zabiegać o dostęp do informacji publicznej. Wspierałem wówczas Fundację ePaństwo, w Ministerstwie Sprawiedliwości argumentowałem na rzecz udostępnienia orzeczeń sądów powszechnych, w MAiC starałem się tworzyć podstawy strukturalizacji dokumentów elektronicznych, które to podstawy wykorzystane zostały w powstałym, pilotażowym systemie konsultacji publicznych online Ministerstwa Gospodarki. Wydaje się, że udało się przekonać wielu do tego, że dostęp do danych publicznych jest potrzebny. Mam tu na myśli w szczególności aktywnych działaczy organizacji pozarządowych. Spodziewam się, że tego trendu już się nie da zadusić. Dostęp do informacji publicznej i możliwość ponownego wykorzystania takiej informacji, to podstawa możliwości praktycznego zastosowania zasady, że władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej należy do Narodu. No, ale jedno to możliwość patrzenia na to, jak działa państwo, a drugie, to tworzenia prawa lepszej jakości. Aby tworzyć prawo lepszej jakości - muszą istnieć przemyślane zasady dotyczące jego tworzenia i oceny skutków projektowanych przepisów (zarówno przed przyjęciem przepisu, jak i po jego przyjęciu). I temu zagadnieniu poświęciłem się w tym roku. Mija pierwszy kwartał, więc warto może napisać kilka słów na temat tego, co się właściwie w tym temacie dzieje.

Skargi SLLGO dotyczące pryncypiów dostępu do informacji publicznej trafiły do Strasburga i do Trybunału Konstytucyjnego

Inaczej niż wiele pseudonewsów, to jest prawdziwy news: po przejściu całej drogi przed sądami administracyjnymi Stowarzyszenie Liderów Lokalnych Grup Obywatelskiej skierowało do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka skargę odnośnie nieudostępnienia przez Prezesa Rady Ministrów korespondencji poczty elektronicznej dotyczącej zmian legislacyjnych w ustawie o dostępie do informacji publicznej. Chwilę wcześniej SLLGO skierowało też do Trybunału Konstytucyjnego skargę konstytucyjną, w której podnosi, że art. 6 ust. 2 w związku z art. 3 ust. 1 pkt 2 ustawy z dnia 6 września 2001 o dostępie do informacji publicznej jest niezgodny z art. 61 ust. 1 w związku z art. 61 ust. 2 Konstytucji RP. Wszystko to dlatego, że NSA był uprzejmy, chroniąc administrację publiczną przed przypuszczalną obstrukcją, wyinterpretować sobie koncept "dokumentu wewnętrznego", który nie ma - jak uważam - oparcia w przepisach powszechnie obowiązującego prawa.