umowy

Rządowy System Informacji - co my właściwie konsultujemy?

Generalnie dokumenty związane z zamówieniami publicznymi to interesująca lektura. Może na przykład sugerować odpowiedź na pytanie: skąd Rządowe Centrum Legislacji - komórka rządowa, która o polskim prawie powinna wiedzieć wszystko - wie, jaki jest aktualny stan prawa w Rzeczpospolitej Polskiej? W marcu 2009 roku w Portalu Zamówień Publicznych opublikowano ogłoszenie RCL, dotyczące... "Zakupu aktualizacji oprogramowania prawniczego Lex Omega wraz z modułami Komentarze i Prawo Europejskie na kolejne 12 miesięcy". W sekcji "przedmiot zamówienia" czytam, że "Aktualizacja obejmuje 100 stanowisk sieciowych, 44 aktualizacji stanowisk mobilnych". 12 miesięcy minęło, więc chyba RCL będzie chciał zamówić jakieś nowe aktualizacje. A przecież Rząd Polski mógłby mieć jakiś własny, źródłowy system informacji o prawie obowiązującym w kraju, w którym sprawuje władzę wykonawczą? Może jestem zbyt wielkim idealistą? Obecnie trwają konsultacje społeczne dotyczące Rządowego Systemu Informacji. Zastanawiam się tylko, co my właściwie konsultujemy, skoro RCL od pewnego czasu przygotowuje kolejne inwestycje, rozpisuje przetargi i zamawia kolejne elementy systemu. Czy w ramach prowadzonych konsultacji mogę napisać, że to nie jest dobry kierunek działań, czy też będzie to z mojej strony nieuprzejme?

Ujawnianie informacji dotyczących osoby (jedynie) na podstawie ustawy, czyli... uchwały rady gminy(?)

Jak wiadomo - Generalny Inspektor Danych Osobowych przeprowadził w 2009 r. kontrolę w Zarządzie Transportu Miejskiego w Warszawie, która zakończyła się wydaniem decyzji DIS/DEC-598/24248/09 z 3 lipca 2009 r. Jeden z czytelników postanowił zwrócić się do GIODO z wnioskiem o udzielenie informacji publicznej, w którym zadał dwa pytania: (1) czy w ramach tej kontroli badana była zgodność przetwarzania danych osobowych, w szczególności numeru PESEL, z art 51 konstytucji RP oraz (2) na jakiej podstawie prawnej wymagane jest podawanie numeru PESEL przy wyrabianiu Warszawskiej Karty Miejskiej?

Marketing szeptany, serwis społecznościowy i jego regulamin a zakłócanie pracy sieci teleinformatycznej

Komenda Wojewódzka Policji w Łodzi opublikowała na policyjnych stronach interesującą (chociaż nie podpisaną z imienia i nazwiska) notatkę na temat zakłócania pracy sieci teleinformatycznej. Chodzi o dwóch uczniów szkoły, którym "grozi kara od 3 miesięcy do 5 lat więzienia". Za co? Opis czynu dotyczy "zautomatyzowanego zakładania kont w serwisie społecznościowym". Erotyczne zdjęcia miały być wabikiem kierującym na strony serwisu aukcyjnego. Chociaż notatka nie stawia kropki nad "i", ale przy okazji tego doniesienia można zastanawiać się nad tym, w jaki sposób policja podchodzi do problematyki "marketingu szeptanego" i czy rzeczywiście doszło do popełnienia jakiegokolwiek przestępstwa (pomijając znalezione w mieszkaniach płyty). Można również zastanawiać się, czy policja będzie reagowała w takich sytuacjach zawsze w taki sam sposób, jak zareagowała pod wpływem informacji od "zaniepokojonych przedstawicieli popularnego portalu społecznościowego".

Interpelacja w sprawie konfiguracji komputerów kupionych za publiczne pieniądze

Dla porządku warto odnotować interpelację poselską oraz odpowiedź na nią, które dotyczyły historii opisanej w tekście Dysponujecie w szkole pracownią komputerową otrzymaną w ramach dotacji UE?. Interpelację nr 13317 w sprawie ponoszenia przez szkoły, które skorzystały z programu MEN "Pracownie komputerowe dla szkół", opłat za korzystanie z domen internetowych złożyła do Ministra Edukacji Narodowej posłanka Marzena Okła-Drewnowicz. Odpowiedział Zbigniew Włodkowski - podsekretarz stanu w Ministerstwie Edukacji Narodowej. Z odpowiedzi wynika - a to jest ciekawe, że zapytany przedsiębiorca, wypowiedział się, czy określone działanie "klientów" (z braku lepszego określenia) narusza prawa innego przedsiębiorcy, wynikające z zawarcia umowy z trzecim przedsiębiorcą...

Poszerzamy definicję abonenta po wyroku C-492/07 przeciwko Polsce

Wczoraj Rada Ministrów przyjęła również, poza pracami nad dozorem elektronicznym, projekt nowelizacji ustawy Prawo telekomunikacyjne. Zmianę wymusił wyrok Trybunału Sprawiedliwości i w związku z nim należy zmienić definicję abonenta (która, po przyjęciu ustawy, będzie obejmowała szerszy krąg podmiotów). Chodzi o sprawę C-492/07. Notatki rządu i ministerstwa infrastruktury, które dotyczą przeprowadzanej właśnie przez rząd nowelizacji, wspominają o "wyroku ze stycznia", ale nie doprecyzowują, że 22 stycznia 2009 r. Europejski Trybunał Sprawiedliwości orzekł, że Polska nie dokonała właściwie transpozycji do polskich przepisów definicji pojęcia „abonent usług telekomunikacyjnych”, a więc, że ten wyrok dotyczy konkretnie polskiego porządku prawnego i tam stwierdzonych uchybień.

O tym, że producent oprogramowania może "wygrać" ze wskazania

"W Ministerstwie Spraw zagranicznych od ponad 16 lat używane jest oprogramowanie systemowe i użytkowe firmy Microsoft, jako standard wyposażenia informatycznego zarówno dla Centrali, jak i dla wszystkich placówek zagranicznych. Dotychczas obowiązująca umowa nr MSZ/BI/D/020/2006 r. na dostawę oprogramowania systemowego i aplikacyjnego zawarta w dniu 22 grudnia 2006 r. z firmą Comarch SA wygasła z końcem 2008 roku. Zaistniała w związku z tym konieczność zawarcia kolejnej umowy na dostawę oprogramowania."

Budowa Scentralizowanego Systemu Dostępu do Informacji Publicznej

Centrum Projektów Informatycznych MSWiA chce zamówić "Budowę Scentralizowanego Systemu Dostępu do Informacji Publicznej". 9 grudnia 2009 opublikowano dokumentację przetargową, a od tego czasu pojawił się nawet protest. Rozporządzenie w sprawie Biuletynu Informacji Publicznej z dnia 18 stycznia 2007 r., zastąpiło rozporządzenie z 2002 roku, i jest jedynie prowizoryczną łatą na wadliwie zaprojektowany akt prawny. Łata ta sobie funkcjonuje bez nowelizacji, ale obok tego cały czas dzieje się coś z samą ustawą o dostępie do informacji publicznej. Wiadomo o przynajmniej trzech, nieskoordynowanych ze sobą nurtach nowelizacyjnych. Są też inne nowelizacje (np. ustawy o informatyzacji) i w istocie nie wiadomo, (w) na czym stoimy. Być może nie mamy już na co wydawać pieniędzy z Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka. Sam nie wiem.

Authalia - takich projektów będzie powstawało więcej

Chociaż Na świecie są miliardy twórców, to jednak w całej swej masie zdecydowana większość z nich nie jest reprezentowana przez żadną organizację zbiorowego zarządzania prawami autorskimi. Owszem, niekiedy prawo wprowadza swoistą "reprezentację przymusową", ale system zbiorowego zarządu jest - mówiąc oględnie - mało klarowny. I - jak się wydaje - nikt nie wie, co z tym zrobić. Również w Polsce zdarza się, że twórcy skutecznie występują na drogę sądową przeciwko OZZ-tom, nie oglądając się na nic i na nikogo Google stara się wywrócić system mocą swej dynamiki i zasięgu, wciąż pojawiają się starania o uzyskanie statusu OZZ dla kolejnych organizacji, a istniejące nie wypłacają wynagrodzeń uprawnionym z obawy o ich atomizację. Nie ma się więc co dziwić, że pojawiają się takie pomysły, które usiłuje realizować triada spod znaku Authalia.

Zgadzam się, jeśli będziesz czynił dobro, nie zaś zło

Ciekawa sprawa. W 2002 roku Douglas Crockford wypuścił swoją bibliotekę jsmin.c, która służy do optymalizacji kodu JavaScript (pełna nazwa tej biblioteki to The JavaScript Minifier). Biblioteka ta została opublikowana na zmodyfikowanej nieco licencji MIT. W treści licencji pojawił się tekst o brzmieniu: "The Software shall be used for Good, not Evil" (oprogramowanie to może być wykorzystane jedynie dla czynienia dobra, nie zaś dla czynienia zła). Ryan Grove przepisał bibliotekę w PHP. W 2007 roku opublikował ją w ramach repozytorium Google Code na tych samych warunkach, które wcześniej wybrał Crockford. Ostatnio okazało się, że Google nie chce dłużej przechowywać projektu jsmin-php, ponieważ nie wie, jak interpretować licencje, a wzmianka o konieczności czynienia dobra oznaczać może, że oprogramowanie nie jest udostępniane na "wolnej licencji". Wynikają z tego interesujące (i trochę zabawne) implikacje.

Elektroniczne dzienniki szkolne w praktyce (biznesowej)

W lipcu opublikowałem tekst Dzienniki elektroniczne - nareszcie Polacy zrozumieją jeden z dowcipów, a w nim relacjonowałem podpisanie przez Ministra Edukacji Narodowej rozporządzenia w sprawie sposobu prowadzenia przez publiczne przedszkola, szkoły i placówki dokumentacji przebiegu nauczania, działalności wychowawczej i opiekuńczej oraz rodzajów tej dokumentacji. Mamy grudzień i już wiadomo, jak te elektroniczne dzienniki funkcjonują. Zgodnie z przewidywaniami pojawiły się przedsiębiorstwa, które oferują takie wsparcie procesu dydaktycznego. Przedsiębiorstwa jednak nie maja zacięcia altruistycznego i oczekują wynagrodzenia. Płacą rodzice.