społeczeństwo

Debata polityczna o elektronicznym wspieraniu obywatelskiej inicjatywy legislacyjnej

Piotr Waglowski moderuje panelDziś o północy nastanie "cisza wyborcza" (por. Wydaje się, że w "dobie internetu" cisza przedwyborcza jest fikcją). Zatem wypada zdążyć przed niedzielnymi wyborami i odnotować polityczną debatę, która odbyła się 6 maja, a która poświęcona była elektronicznej partycypacji obywatelskiej w procesie stanowienia prawa. Debatę zorganizowała Fundacja Instytut Spraw Obywatelskich (INSPRO), która powierzyła mi rolę moderatora dyskusji. Wyzwanie było trudne, ponieważ do dyskusji zaproszono przedstawicieli 11 komitetów wyborczych (ja zaś wcześniej nie moderowałem politycznych dyskusji). Frekwencja dopisała, bo jedynie przedstawiciel Platformy Obywatelskiej się na debatę nie stawił. Debata została nagrana i dziś można ją sobie obejrzeć w internecie.

Prawo autorskie w kampanii wyborczej i "Czerwone maki"

O "Czerwonych makach na Monte Cassino" pisałem pierwszy raz przy okazji sprawdzania na jakich podstawach prawnych Kancelaria Prezydenta RP opublikowała "płytę" pt. "Bo wolność krzyżami się mierzy" w 2009 roku (por. Udostępniając pieśni patriotyczne w formacie mp3 ZAiKS i Prezydent zadają zagadki prawno-autorskie). Dziś zaś, w 70. rocznicę bitwy o Monte Cassino, temat zyskał na zainteresowaniu opinii publicznej. Historia z plikami mp3 ze stron Prezydenta RP i BBN też zyskała nowe znaczenia, a to ze względu na niedawne rozstrzygnięcie Trybunału Sprawiedliwości na temat "legalności źródła" i zakresu dozwolonego użytku. Po próbach wciągnięcia "prawa autorskiego" w wir dyskusji wyborczych, wreszcie się to udało. Ale - jestem o tym przekonany - im dalej będziemy wchodzić w ten temat (co nieuniknione), tym obywatele zaczną dostrzegać więcej problemów.

Jak to oprogramowanie "zostało" członkiem zarządu spółki z Hongkongu

Jakkolwiek może to brzmieć porywająco, że spółka Deep Knowledge Ventures chciałaby mieć za członka zarządu algorytm o nazwie VITAL, to jednak warto pamiętać, że program komputerowy takim "członkiem zarządu" być nie może. Przynajmniej w Polsce. Nie może dziś i najprawdopodobniej nigdy nie będzie mógł być. No, chyba, że algorytmy kiedyś zyskają jakiś rodzaj osobowości prawnej. Udział w zarządzie spółki to nie tylko ewentualny prestiż (jeśli spółce dobrze się powodzi). To przede wszystkim odpowiedzialność. Odpowiedzialność prawna. Jakąż mógłby ponosić odpowiedzialność algorytm?

Kilka refleksji związanych z obserwacją debaty politycznej AD 2014

Wczoraj odbyła się organizowana przez Fundację Panoptykon we współpracy z Fundacją Nowoczesna Polska i Fundacją Wolnego i Otwartego Oprogramowania debata przedwyborcza, w trakcie której organizatorzy usiłowali dowiedzieć się, jak kandydaci do Parlamentu Europejskiego zamierzają bronić praw i wolności obywatelskich w Internecie. Przysłuchiwałem się debacie (o kręciła się wokół prywatności, prawa autorskiego i oprogramowania) i w związku z tym mam kilka refleksji na temat samej debaty i tego, jakich kandydatów powinniśmy dziś wybierać.

TS: wyszukiwarki przetwarzają dane osobowe i są ich administratorem

Wczoraj Trybunał Sprawiedliwości rozstrzygnął sprawę Google Spain SL, Google Inc. / Agencia Española de Protección de Datos (sygn. C-131/12). Trybunał uznał, że operator wyszukiwarki internetowej jest odpowiedzialny za dokonywane przezeń przetwarzanie danych osobowych, które pojawiają się na stronach internetowych publikowanych przez osoby trzecie. Ale to tylko jeden z elementów tego rozstrzygnięcia. Orzeczenie zapadło w trybie prejudycjalnym, a wniosek (pytania prejudycjalne) w tej sprawie skierował do Trybunału Sprawiedliwości hiszpański Sąd Najwyższy (Audiencia Nacional). Wydaje się, że wyrok ten będzie cytowane wielokrotnie przez kolejne lata. Zresztą nie tylko przy okazji oceny roli wyszukiwarek internetowych (ja uważam, że serwisy wyszukiwawcze nie są wcale "szczególnymi", a więc innymi serwisami internetowymi niż inne serwisy internetowe). Na wcześniejszym etapie postępowania (przed organem krajowym w Hiszpanii) pojawiła się też kwestia interesująca ze względu na działalność prasową. Ten wątek (w skrócie: "prasa a internet") będzie w przyszłości coraz częściej przedmiotem ożywionej dyskusji.

Re-use usuniętego z Sieci nagrania spotkania p. Premiera z NGO-sami w 2011 roku

Praktyka kopiowania materiałów publikowanych przez administrację publiczną okazała się słuszna. Okazało się, że tajemniczo zniknęło z Sieci rządowe nagranie ze spotkania, w którym p. Premier powiedział, że Coś, co powstaje za pieniądze publiczne, jest własnością publiczną, a więc także tych, którzy chcą z tego korzystać w sposób wybrany przez siebie. Zatem przeszukałem swoje kopie i znalazłem na dysku kopię usuniętego z Sieci nagrania spotkania Pana Premiera z organizacjami pozarządowymi z 18 maja 2011 roku. Ponieważ, jak uważam, to nagranie to materiał urzędowy, to zakładam, że nikt nie będzie miał nic przeciwko temu, jeśli opublikuję to nagranie w Sieci ponownie. Tym razem jednak ze swojego konta. Jest tu problem z tym, że mamy tu do czynienia z wideogramem. Opublikowałem to nagranie w Sieci w ramach re-use, czyli w ramach ponownego wykorzystania informacji z sektora publicznego. Minęło od tego spotkania 3 lata. Nagranie jest nadal interesujące. No i stanowi element najnowszej historii Polski.

Dlaczego rządowy elementarz nie miałby być materiałem urzędowym? Dlaczego nim niby nie jest?

Moim zdaniem rządowy podręcznik powinien być w całości w domenie publicznej (jako materiał urzędowy - art. 4 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych), nie zaś na licencji, nawet na "wolnej". Materiały urzędowe są nieutworami, zatem nie powinno być na nie licencji. Nie potrafię do tej "dziwnej koncepcji" przekonać (jeszcze?) osób decydujących, chociaż kiedyś Pan Premier był uprzejmy powiedzieć: Coś, co powstaje za pieniądze publiczne, jest własnością publiczną, a więc także tych, którzy chcą z tego korzystać w sposób wybrany przez siebie. Była to pewnie chwila nieuwagi pod wpływem okoliczności. Takie myślenie nie jest jeszcze popularne, a z raz wypowiedzianych słów politycznej deklaracji wielu chętnie się wycofa (czemu właściwie CIR usunął nagranie tego spotkania z Sieci?). Kto mógłby stwierdzić, że rządowy elementarz jest materiałem urzędowym? Pewnie tylko sąd. Tymczasem mamy licencję zakładającą uznanie autorstwa, co zresztą - zdaniem twórców i animatorów podręcznika - nie obejmuje wszystkich materiałów w nim zawartych.
Aktualizacja w górę osi czasu: Licencja na rządowy elementarz - "otwartościowcy" działają przeciw otwartości, państwo nie może kierować się "uprzejmością"

Podaj dalej: Konsultacje publiczne w sprawie crowdfundingu do 12 maja

Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji do 12 maja konsultuje publicznie komunikat Komisji Europejskiej dotyczącego potencjału finansowania społecznościowego (crowdfundingu) w Unii Europejskiej. Jak uważam - to bardzo istotny społecznie temat. Jeśli również tak uważasz, jeśli np. myślisz, że powinny zostać zniesione bariery umożliwiające gromadzenie pieniędzy na pomysły, a to z udziałem szerszych mas ludzi, którzy wspierają projekty drobniejszymi sumami, jeśli próbowałeś coś takiego robić, ale bałeś się podatków, grzywny za "nielegalne" zbiórki publiczne (co właśnie udało się poprawić niedawno), jeśli znasz przykłady skutecznego finansowania tego typu, jeśli chciałbyś, aby otworzyły się drzwi dla nowych, mniej skostniałych modeli biznesowych, jeśli kręcą Cię historie, w których goście zbierają na swój biznes milion dolarów w jeden dzień, to daj znać o tych konsultacjach koleżankom i kolegom na Fejsie czy Twitterze, ale potem się skup, poświęć chwilę na przeczytanie komunikatu, skup się raz jeszcze, odłóż batonik Maniax, który chcesz ugryźć, albo ugryź ten batonik i napisz swój komentarz.

Sędziowie chcą mieć dostęp do wszystkich komercyjnych baz

"Zespół ds. Informatyzacji Sądów „Iustitii” zwrócił się do Dyrektora Centrum Zakupów dla Sądownictwa w Krakowie o rozważenie możliwości zakupienia dla jednostek sądownictwa, oprócz oprogramowania oferowanego przez Wolters Kluwer Polska S.A. („Lex”), również oprogramowania z systemem informacji prawnej oferowanego przez C.H. Beck („Legalis”) i LexisNexis Polska („Lex Polonica”)."

Dozwolony użytek i "legalność" źródła

Trybunał Sprawiedliwości zinterpretował art. 5 dyrektywy 2001/29/WE w sprawie harmonizacji niektórych aspektów praw autorskich i pokrewnych w społeczeństwie informacyjnym. W sentencji pojawiło się określenie "legalnego źródła". Wyrok w tej sprawie został wydany jako odpowiedź na pytanie prejudycjalne. Pytanie, czy tego typu rozstrzygnięcia będą z czasem napędzały dyskusje o zmianie przepisów obowiązujących w Unii Europejskiej i czy przyczynią się np. do zarysowania się jakichś wyraźnych różnic w programach politycznych. A zmiana przepisów związanych z prawem autorskim będzie coraz trudniejsza, a to m.in. ze względu na "cebulowy" sposób jego tworzenia. Trzystopniowy test jest uregulowany w Polsce w art. 35 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, na poziomie unijnym jest regulowany wskazanym przepisem dyrektywy, a do tego jeszcze art. 9 ust 2 konwencji berneńskiej (1886) w redakcji paryskiej (1971), a przecież także art. 13 TRIPS. Czy przepisy wspierające konieczność oceny "legalności" źródła pojawią się w TTIP - w kolejnej cebulowej warstwie? Dowiemy się, gdy obywatele będą mogli zapoznać się z propozycjami. Na razie wiemy o nich jedynie z wycieków, zatem pewnie z "nielegalnego" źródła. W takiej dyskusji argumentuję, że nikt nie jest wstanie oceniać "legalności" źródła informacji, argumentuję, że informacja, podobnie jak kultura, nie może być legalna lub nielegalna. Tymczasem mamy rozstrzygnięcie idące w przeciwnym kierunku.