Czy uważasz, że opracowanie kolejnego dokumentu na temat strategii budowy społeczeństwa informacyjnego coś w Polsce zmieni?
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
Ankieta: linki do wcześniejszych tekstów nt różnych strategii
W charakterze komentarza kilka wcześniej opublikowanych w tym serwisie tekstów na temat przeróżnych strategii związanych z "budowaniem społeczeństwa informacyjnego":
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Mogłoby ewentualnie coś zmienić...
...gdyby ten dokument został opublikowany w Google Docs ;-)
Dla mnie tworzenie tego typu
Dla mnie tworzenie tego typu strategii z których nic nie wynika mija się z celem. Jeśli chcemy naprawdę coś ruszyć w tym kraju to wzorem innych krajów (w tym tego w którym pracuje) stwórzmy strategie ale strategie rozwoju gospodarki opartej na wiedzy. Taki dokument o horyzoncie co najmniej do roku 2020 (a moze 2025) powinien obejmować propozycje konkretnych działań (z konkretnymi rolami, miernikami i wskaźnikami osiągnięcia sukcesu) w obszarach:
Myślę ze odpowiadać za realizację takiego wieloletniego planu powinien osobiście premier i minister gospodarki bo
wdrażanie społeczeństwa informacyjnego w wykonaniu MSW tak sobie na wychodzi
Voila
Narodowy Program Foresight POLSKA 2020
Projekt Kapitał Intelektualny Polski
Ja to rozumiem tak, ze p.
Ja to rozumiem tak, ze p. jerzy_k chcialby zeby zamiast kolejnych strategii z ktorych realizacja jest jak jest, powstal prawdziwy wieloletni plan dzialania jak to robi sie w innnych krajach. Taki plan jest nakreslony we wspomnianym Projekcie Kapital Intelektualny Polski.
Nawiasem mowiac takim czyms mial byc Narodowy Plan Rozwoju na lata 2007-13 ktory chyba zbyt popchopnie zostal wyrzucony do kosza po wyborach w 2005 roku.
Propozycje 2020-2025
To ja Panie Jerzy poprosze o przykładowe propozycje konkretnych działań prawnych na lata 2020-2025 w zakresie prawa. Proponuje skupić sie na implementacji dyrektyw z lat 2017-2019
Secco
Implementacja dyrektyw
Ja bym proponował najpierw określenie strategii - czyli powiedzenie, co chcemy tak naprawdę osiągnąć. Strategia zdefiniowana jako "budowa społeczeństwa informacyjnego" czy "gospodarki opartej o wiedzy" to bełkot, nie strategia.
A ja na przykład chciałbym po prostu móc dostać wypis z ewidencji działalności gospodarczej nie ruszając się sprzed komputera. Jeśli tak zdefiniuję co chcę osiągnąć, to jasnym się stanie co muszę zrobić żeby to osiągnąć.
Jeśli zamiast tego zacznę rozważać nieskończone alternatywy w celu stworzenia koncepcji, która obejmować wszystko to skończę z niczym - dokładnie tak jak obecna informatyzacja.
Nie polecałbym także mierzenia postępu "europeizacji" w liczbie wdrożonych dyrektyw unijnych.
W krajach zachodnich dyrektywy UE wdraża się zwykle w taki sposób, by primum non nocere swojej gospodarce, a secundo jeśli to możliwe - tej gospodarce pomóc. W Polsce dyrektywy, które dają jakikolwiek wybór wdraża się w sposób możliwie najgłupszy i maksymalizujący przeszkody. Na pytanie o sens jest zawsze jedna odpowiedź: "harmonizacja ... Bruksela ... prawo unijne".
Jako żywo przypomina to kult cargo z Papui-Nowej Gwinei. Doskonałym przykładem jest tutaj polska implementacja dyrektywy 2001/115/EC czy też - akurat wiem bo ta sfera jest mi bliska hobbystycznie - dyrektyw dotyczących transportu zwierząt np. koni. W innych branżach pewnie jest podobnie.
Proszę sobie w ramach eksperymentu myślowego wyobrazić, że któryś z polskich rządów nagle idzie pod prąd i zamiast dalej dreptać w miejscu nad wdrożeniem świetnej w teorii ale nieużywalnej dyrektywy 1999/93 o podpisie elektronicznym nagle opiera całą administrację publiczną o certyfikaty niekwalifikowane, wystawiane w urzędowej hierarchii.
Wrzaskom o niezgodności z dyrektywą i donosom do KE nie byłoby końca. Tymczasem dokładnie to zrobili w 2005 roku Duńczycy wdrażając swój OCES i dzięki temu 60% faktur u nich to faktury elektroniczne (u nas ok. 5% i to tylko dzięki marketom).
A co mamy w Polsce? W tymże 2005 roku w ustawie o informatyzacji dokonuje się operacji całkowicie odwrotnej i działający bez żadnych nadużyć system darmowych certyfikatów "zaawansowanych" w ZUS - po jednym na firmę - zastępuje się pasującym tu jak pięść do nosa certyfikatem kwalifikowanym w liczbie 3-4 kompletów na firmę i cenie rżędu 300-400 zł za komplet.
--
Podpis elektroniczny i bezpieczeństwo IT
http://ipsec.pl/
weźmisz czarno kure
To jest chyba najlepsze podsumowanie. "Myślenie magiczne" jest wśród polityków i urzędników niezwykle powszechną przypadłością.
Przekonanie, że kolejne zaklęcia na kolejnych ryzach papieru, następne rytualne procedury i deklaracje ortodoksji w wierze w moc sprawczą paragrafu stanowią rozwiązanie dowolnego problemu, niezmiennie prowadzi do nieprzewidzianych konsekwencji. Porównanie do kultów cargo jest nawet w pewnym sensie obraźliwe dla tambylców z Papui. Te "dzikusy" myślą znacznie logiczniej...
Tymczasem naszym władcom wydaje się ciągle, że likwidacja zjawiska niepożądanego nastąpi po ustanowieniu prawa zabraniającego, uzyskanie efektu Y załatwi prawo nakazujące - bez oglądania się na źródła i przyczyny. Tak będzie i tym razem: potrzebna jest strategia, to się jakąś napisze i problem rozwiązany. A że skończy się jak z podpisem elektronicznym? To już nie moja kadencja, powie kolejny minister.
W ogóle, aby uniknąć "garbage in, garbage out" należałoby zacząć od zrobienia porządku w administracji zanim się zabierze do kolejnej fazy informatyzacji. W innym przypadku czeka nas koszmar podwójny, bezhołowie jak dotąd plus zwalanie wszystkiego na "te komputery".
Jeśli w końcu faktycznie będzie można wszystko od reki załatwić w jednym okienku, to zrobienie do tego interfejsu elektronicznego będzie proste (względnie) - jeśli najpierw się nie uzyska tego podstawowego stanu, dowolna ilość informatyzacji tylko pogorszy sytuację.
certyfikaty niekwalifikowane
Najśmieszniejsze jest to, że oparcie całej administracji publicznej o certyfikaty niekwalifikowane nie byłoby wcale niezgodne z dyrektywą o podpisie elektronicznym. Wymagałoby niewiele więcej ponad usunięcie z polskich przepisów wymogu "certyfikatów kwalifikowanych" wciskanych nawet tam, gdzie w obrocie papierowym nie wymaga się formy pisemnej (czyli np. e-faktury). Nawet w przypadku, gdy prawo wymaga formy pisemnej (podania) możliwość elektronicznego obrotu z urzędem da się wprowadzić bez żądania certyfikatów kwalifikowanych (a jak ktoś takowy posiada to pewnie zastanawia się dlaczego nie może z niego korzystać).
Nie tak Panie/Pani Secco.
Nie tak Panie/Pani Secco. Moim zdaniem prawo powinno byc srodkiem do osiagania postawionych celow a nie celem realizacji projektow informatycznych. A ze inaczej uwazano u mnie w samorzadzie pracuje w innym kraju UE
To był komentarz to poważnej jak mniemam propozycji
To był komentarz do poważnej jak mniemam propozycji
Przeciez zaproponował Pan by:
Proszę więc o KONRETNE, MIERZALNE propozycje z PRAWA na lata objęte HORYZONTEM
Secco
Sztuką jest tak wykorzystać prawo aby mieć wymierne korzyści.
Szanowny Panie jerzy_k, ma Pan dużo racji.
Proszę jednak zwrócić uwagę, że prawo w Polsce jest nadużywane wtedy gdy jest to wygodne, a w sytuacji gdy rodzi ograniczenia, to "zamiatane jest pod dywan".
Prawo dotyczące informatyzacjii państwa jest wykorzystywane w urzędach tylko do tego, aby dało się coraz więcej laptopów zakupić za pieniądze podatnika. Dlaczego akurat laptopów? Ano z prostej przyczyny. Jest to jedyny komputer który można wynieść z urzędu! Stacjonarny wymaga za wiele zachodu :-). Pozostaje tylko pytanie czy jest to zgodne z prawem użytkowania komputera do przetwarzania e-dokumentów urzędu?
Ktoś słusznie zwrócił uwagę, że dopóki nie powstaną uregulowania, aby można było załatwić określona sprawę w jednym okienku, to nici z informatyzacji. Co najwyżej różnej maści firmy "programistyczne" zarobią mnóstwo kasy za bezużyteczne, bo niekompatybilne systemy zarządzania informacją. Jak się przepisy zmienią, to kolejny przetarg. Podatnik i tak zapłaci! :-)
Jeśli zostaną uregulowane zasady załatwiania spraw, tzw. jedno okienko, to siłą rzeczy pojawią się jednolite procedury, które będzie można zautomatyzować. Jednak taka automatyzacja będzie tak długo niemożliwa, jak długo urzędy w Polsce będą naginać prawo do własnych (wygodnictwo) potrzeb. Przykładem może być Kodeks Postępowania Adnministracyjnego. Jest w nim opisany mechanizm przyjmowania dokumentów do urzędu. Wystarczy skontrolować jak to działa w rzeczywistości w każdym z urzędów. Zobaczy Pan jaki chaos wprowadziły techniki IT (fax, e-mail, e-formularze) do urzędów i jak bardzo odstają od wymogów KPA obecne zasady przyjmowania dokumentów, zwłaszcza tych nadesłanych fax-em, e-maile'm, czy też e-formularze. Nic dziwnego, że póki co to obywatel woli jednak wysłać list polecony do urzędu. Przynajmniej taki dokument nie zaginie w czeluściach papierologii urzędu :-). A urzędnicy zaś, nie są zainteresowani informatyzacją urzędu, bo rychło okazałoby się jak efektywnie pracują za pieniądze podatnika. Wystarczy aby w urzędzie był programik np. Statlook (przepraszam za kryptoreklamę, ale znam akurat ten program), a już ewidentnie widać kto i czym się zajmuje w trakcie gdy ma włączony komputer. Przy okazji widać ile godzin komputer jest włączony, ale nic nie robi bo nikt klawiszy nie naciska. Efektywność wykorzystywania komputerów oraz ilości energii zżerane przez "tylko włączone komputery" może przerazić niejednego ekologa :-).