Sieć != prawo do prywatności i anonimowości

Człowiek przy stuni oczyma satelityStudnia to strategiczne miejsce na pustyni. Wszyscy do studni muszą prędzej czy później przyjść. Może dlatego warto z nieba obserwować takie miejsca? Google Map (ktoś, kto przygotował mapy wykorzystwane przez Google Map) ma możliwości obserwowania szczegółów miejsc znacznie większą, niż się do tej pory wydawało. Wystarczy w niektórych lokalizacjach zmienić parametr w adresie URL. Ta właściwość to kolejny przyczynek w dyskusji o prywatności jednostki (w globalnym znaczeniu) i prawie do anonimowości. Jeśli ktoś może nas obserwować, to dlaczego my nie możemy obserwować jego? Anonimowość to nie jest jedynie problem niechcianej korespondencji, o czym pisałem w tekście Rozważania o anonimowości i o przesyłaniu niezamówionych informacji. Problem jest wieloaspektowy...

Pokazane w leadzie zdjęcie pochodzi z serwisu Google Map, z lokalizacji 15.298683 19.429651. Parametr "z" w URL tego linku ma wartość "23". Sam mechanizm Goole Map (suwak z lewej strony ekranu) nie pozwala na przeskalowanie tego terenu aż do takiego zbliżenia. Wówczas trzeba pomanipulować parametrem w adresie, w przeglądarce. Starówkę Warszawską można oglądać przy z parametrze "z=18". To znaczy... My możemy tak oglądać Warszawę za pomocą udostępnionych nam narzędzi. Ktoś pewnie może oglądać nas z bliższej odległości...

Studnia w zbliżeniu
Do studni na pustyni trafi każdy prędzej, czy później. Wystarczy zatem obserwować studnie, by wiedzieć o aktywności ludzi w okolicy

Odjedźmy nieco z kamerą... Okazuje się, że studnia jest szczególnie wybranym elementem na mapie. Okolica nie była dla twórców zasobu interesująca. Ta studnia znajduje się w samym środku Afryki, w Czadzie, między Libią, Sudanem i Nigerią.
gdzie jest studnia w Afryce
W jaki sposób w gąszczu światowych "lokalizacji" ktoś trafił na ten drobniutki szczególik? Musiał długo szukać, bo nie wszystkie obszary na świecie pozwalają na tak duże zbliżenie... Przynajmniej w statycznym serwisie Google Map. Satelity przecież wciąż nas z góry obserwują, a siedzący przed monitorem operator może zmieniać parametry soczewek i obserwować nie statyczne zdjęcia, a zmieniające się w trybie rzeczywistym obrazy.

Wraz z rozwojem komunikacji elektronicznej, możliwości przechowywania i prezentowania danych, wraz ze zwiększeniem się nasycenia świata różnymi urządzeniami - prywatność znika. Do tego "Federal trojan" w Niemczech, retencja danych telekomunikacyjnych, kamery przemysłowe w miastach (300 różnych kamer dziennie filmuje jednego człowieka w Londynie) i system mikrofonów monitoringu w Holandii (por. Miejski system monitoringu dźwiękowego). Do tego dokumenty biometryczne i systemy RFID... W globalnym społeczeństwie informacyjnym anonimowość i prywatność traci stopniowo na znaczeniu? A jednak Prezydent USA zabiega o to, by Biały Dom w serwisie Google był reprezentowany jedynie obrysem budynków (por. Biblioteki i dostęp do wiedzy. To jak to z tym jest? Dlaczego oni mogą obserwować nas, a my ich nie możemy?

Biały Dom
Chociaż coś się zmieniło od ostatniego razu, gdy robiłem screensht widoku na Biały Dom - siedziby Prezydenta USA... Wcześniej to wyglądało tak:
wcześniej Prezydent się maskował

Czytaj również:

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Krótkie wyjaśnienie

Nie doszukujmy się tajemnic tam gdzie ich nie ma, zdjęcia afryki o których mowa to zdjęcia zrobione przez fotografa National Geographic latającego sobie samolotem po Afryce. Już dawno dostępne w warstwach NG poprzez program Google Earth
The illuminated continent
National Geographic African Megaflyover Project
MegaFlyover
Uznano, ze nie ma sensu dawac tak szerokiego zakresu na suwaku, kiedy ta maksymalna rozdzielczosc dostepna jest tylko w kilkuset punktach na ziemi.

Google map to nie wszystkie obrazy

VaGla's picture

Przyjmuję, że akurat to zdjęcie udostępnione w Google Maps może być zrobione przez latającego nad Afryką reportera. Zdjęcie Białego Domu sprzed dwóch lat i to obecne (por. powyżej) pokazuje, że plan widziany z nieba się przybliża. Przed chwilą saper pokazał mi dom we Frankfurcie po przeskoczeniu dwóch stopni zoom w Google Maps, czego nie dało się uzyskać przez udostępniony interface serwisu. Nie chodzi też o teorie spiskowe. Przecież wiadomo, że satelita z nieba wyposażony w optykę może zrobić zdjęcie pudełka od zapałek leżącego na dłoni człowieka. Ktoś tego typu narzędziami dysponuje. Już dziś. A, że nie są one dostępne w komercyjnych serwisach, jakim jest Google Maps, to inna inszość. Związana raczej z problematyką bezpieczeństwa i wtórnego wykorzystania informacji z sektora publicznego, etc... Notatka zaś miała pokazać na obrazkach to, że coraz większy zoom możliwy jest z nieba. Chodzi o pewne zjawisko i jego ilustrację.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Sokole oczy na niebie

Satelitarne zdjęcia powierzchni Ziemi w rozdzielczości rzędu jednego metra były komercyjnym hitem jakieś 10 lat temu. Trudno było je kupić, bo i nie każdemu je sprzedawano. Łatwiej można było się wyposażyć w fotki dwumetrowe aczkolwiek i w tym przypadku kieszeń trzeba było mieć zasobną. Był nawet w Polsce koncept jednego projektu wykorzystania jednometrówek (słynny satelita Iconos o ile mnie pamięć nie zawodzi) do zrobienia katastru bazującego na GISie obejmującego Trójmiasto. Skończyło się na tym, że usiłujący animować ten projekt spadł bodajże z wysokiej trajektorii okołoprezydenckiej jednego z trój-miast.

Do całkiem niedawna wojskowi z USA i Rosji ani się zdradzili, że mogą nas z góry obcinać do szczegółów wielkości 5cm wymiaru liniowego. Takie sokole oczy latają nad nami co najmniej od początku lat 80-tych XX wieku. Technicznie są to odpowiedniki teleskopu Hubble'a tyle, że w ilości sztuk -nastu (oficjele potwierdzają że takie są, ale z oczywistych względów przecież nie mówią ile ich tam lata).

"Wróg publiczny" w sekwencji namierzania Denzela Washingtona z orbity nie był przesadą. To rzeczywistość.

tommy
_____ http://www.put.poznan.pl/~tommy

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>