Tekstylia bis. Słownik młodej polskiej kultury

Tekstylia bis, słownik młodej polskiej kulturyOpublikowany właśnie słownik Tekstylia bis jest kontynuacją wydanej w 2002 roku antologii autorstwa Piotra Mareckiego, Igora Stokfiszewskiego i Michała Witkowskiego, zatytułowanej Tekstylia. O „rocznikach siedemdziesiątych”. Podobno przodek był "jedną z najszerzej dyskutowanych książek o młodej literaturze polskiej". Wedle innych publikacja ta "wywołała niemałe zamieszanie w świecie literackim w Polsce". No bo wówczas była w nim mowa o literaturze, a światek literacki... Wiadomo. Kontynuacja projektu idzie dalej, pomyślana została jako "słownik młodych polskich twórców, bez ograniczeń co do pola działalności artystycznej". Zobaczymy, co z tego wyniknie. Ja mam kilka uwag, które napiszę z perspektywy uwzględnionego w antologii twórcy.

Tym razem nad publikacją pracowało ponad czternaście osób (a chyba było ich 47). Wykonały kawał roboty, bo zebrać tyle nazwisk i innych haseł (typu "Tiszert dla Wolności", albo "net art") to spore wyzwanie. Wydanie Tekstyliów bis zapowiadano już w 2004 roku, co tłumaczy dzisiejszy tytuł - wtedy jeszcze nikt nie myślał o dodawania do wszystkiego "2.0", więc tytuł jest - można powiedzieć - z poprzedniej epoki. Chociaż we wstępie do świeżo wydanej antologii Piotr Marecki posługuje się pojęciem "Tekstylia v. 1.0" w odniesieniu do słownika z 2002 roku - czyli jednak widać jakąś ciągotę. Przyjętej jednak określenie "bis" paradoksalnie wygląda dziś na bunt przeciwko dwazerozyzacji życia społecznego, ale pewnie nikt nie pomyślał, że tak to może wyjść.

A więc po kontrowersjach "roczników siedemdziesiątych" przyszedł czas na kolejny zbiór haseł. Kiedy zapowiadano Tekstylia bis w 2004 roku - animatorzy tego projektu pisali: "interesują nas ludzie młodzi, którzy wciąż walczą o swoje miejsce i o prawo głosu, a nie znane i uznane gwiazdy, pewne swojej pozycji wobec innych, mniej docenianych twórców". Wydany właśnie nakładem Korporacji Ha!art słownik składa się z haseł opisujących na 828 stronach "zjawiska z zakresu najnowszego filmu fabularnego, kina niezależnego, animacji, dokumentu, teatru, dramatu, poezji, prozy, fantastyki, malarstwa, rzeźby, instalacji, performance, akcji, fotografii, street artu, net artu, architektury, dizajnu, muzyki współczesnej, hip-hopu, muzyki alternatywnej, komiksu, idei".

Szybkie przejrzenie opasłego tomu wzbudziło we mnie podejrzenie, że wiele z tych osób związanych jest (chociażby pośrednio) albo ze środowiskiem Krytyki Politycznej, albo z korporacją Ha!art, co by w sumie nie dziwiło z racji faktu, że ta ostatnia jest wydawcą, a pierwsza buduje zaplecze - chociaż przyznam, że niewiele wiem na temat tego, o co w tym wszystkim chodzi, bo nie znam się na polityce, a tym bardziej na jej krytyce.

Jednak znalazłem się w tych "ideach". Jak wiadomo ideolodzy kończą różnie. Zanim o swojej historii w tym zbiorze napiszę, to krótko jeszcze o wrażeniach. Mam wrażenie, że wysiłek włożony w zebranie tych "ponad tysiąca haseł" załamał się gdzieś przed uzyskaniem radosnego spełnienia. Z drugiej strony, chociaż partnerka mogłaby powiedzieć "pokój też masz mały", to jednak z uśmiechem i radością, wspominając poczucie humoru i starania, jakimi wykazał się partner przed nieśmiałym (bo nie wiedząc czy mu przysługuje) zapaleniem finałowego papierosa.

Dlaczego tak to oceniam? Ano z kilku powodów. Hasła nie są poddane jednorodnej redakcji. Jedni mają pseudonimy inni nie. Jedni się urodzili/mieszkają w Warszawie, o miejscu zamieszkiwania innych spisana historia milczy. Zdecydowana większość biogramów rozpoczyna się od klasycznego "reżyser", "aktor", "scenarzysta", "grafik", "poeta", "rysownik", "publicysta", etc. Ale np. pojawiają się takie postaci, jak Krzysztof Tkaczyk (1975), który w biogramie ma bez cudzysłowów wpisane "Kombinator, inwestor i intelektualista. Do niedawna pracoholik. Klnie, szydzi i głupoty nienawidzi". To tak można było sobie zamówić? Przy nazwisku Sebastiana Uznańskiego czytam "pisarz, science fiction, psycholog". Co to za zawód to "science fiction"? Jeśli swoje hasło ma serwis lewica.pl, to czemu nie ma go prawica.net? To oczywiście małostkowość ze mnie wychodzi, "krytyk i eunuch z jednej są parafii...", proszę nie zwracać na mnie uwagi.

No, ale jeśli projektodawcy pomysłu pisali o "szukających drogi", to w tym kontekście co robi w słowniku Fisz (czyli Bartek Waglewski), Kaliber 44, Jacek Dukaj, Tomasz Bagiński (ten od animacji "Katedry", opartej na opowiadaniu Dukaja). Trudno obronić tezę, że walczą oni wciąż o swoją pozycję i nie są znani. Jeśli to miał być rzut oka na kulturę reprezentowaną przez ludzi pokolenia lat 70-tych i 80-tych, to czemu nie ma tam innych moich rówieśników, takich jak Wojtek Olejniczak (Wicemarszałek Sejmu i szef Sojuszu Lewicy Demokratycznej) czy Adam Bielan (wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego, uznawany za jednego z ideologów Prawa i Sprawiedliwości)? To politycy, wiec może faktycznie nie wpisują się w założoną koncepcję antologii (politycy uprawiają jakieś "pola działalności artystycznej"?). Sam nie wiem, a książka mi tego nie wyjaśnia.

Trzymając cegłę i przeglądając jej spis treści zadumałem się nad podtytułem. "Słownik młodej polskiej kultury" wygląda tak: Na pierwszych stu stronach (str. 9-106) znalazło się 132 hasła dotyczące filmu, redagowane przez 4 osoby; Potem idzie komiks (str. 111-157), 35 haseł redagowanych przez jedną osobę; Następnie literatura (str. 157-293) i 264 hasła redagowane przez 8 osób; Muzyka (str. 293-482) podzielona na "współczesną", "alternatywną" i "hip-hop" łącznie zawiera 199 haseł (z czego najwięcej muzyka alternatywna - 142) zredagowane przez 5 autorów (w tym dwóch od hip-hopu i dwóch od muzyki alternatywnej); Sztuka (str. 482-687) reprezentowana jest przez 321 haseł, które redagowało 8 osób; Teatr (str. 691-750) to 85 haseł i 17 redaktorów; I na koniec idee (str. 755-782) - jeden redaktor, 46 haseł.

Licząc hasła w każdym dziale mogłem się oczywiście pomylić o kilka w te czy we wte, tak czy inaczej jest może z tego liczenia jakiś wniosek: młoda polska kultura głównie udziela się w sztuce, potem bucha literacko, również w muzyce alternatywnej, ale poza rozbudowanym hasłem Krytyki politycznej, podobnie rozbudowanym hasłem Sławomira Sierakowskiego i dobranymi pospiesznie innymi "zjawiskami" (w tym "marszami równości" i "Manifami") nie ma zbyt wiele do powiedzenia (jeszcze?) w sferze idei. To chyba krzywdzący wniosek.

Nie wiem jak inni znaleźli się w tym zbiorze, ale ja się tam znalazłem na "wariackich papierach". Dzwoni Jarek Jarosław Lipszyc (ten ma w zbiorze nawet dwa hasła), że mam przesłać biogram. Nie ma sprawy, wszak gotowy biogram jest w serwisie, a nawet jeśli nieaktualny to przecież jest jakiś dla potrzeb materiałów konferencyjnych czy szkoleń. Pytam o cel - że do słownika. Nie bywały jestem w świecie, więc nie słyszałem o zamieszaniu, jakie wywołały Tekstylia z 2002 roku (dowiedziałem się o tym dopiero po tym, gdy zacząłem się przekopywać przez dostępne materiały, bojąc się w jakim kontekście znajdzie się moje nazwisko), no to i się specjalnie nie zatrzymywałem nad tytułem, a nawet szybko go zapomniałem. Kłopot pojawił się w sytuacji, w której dowiedziałem się, że mam też swoje poglądy przedstawić w krótkiej notatce. Próbowaliście kiedyś zsyntetyzować swoje poglądy na połowie kartki? Na kiedy? Na "za dwie godziny". Ale jestem w drodze z urzędu skarbowego! No to tak szybko, jak możesz. OK. Kolega prosi.

Nie jest to proste: usiąść i wymyśleć swoje własne poglądy. Parę rzeczy mi przyszło do głowy, ale od razu też miałem szereg wątpliwości. Czy można być pewnym tego, co się na jakiś temat aktualnie myśli? W zwykłej dyskusji, pod wpływem argumentów adwersarza, zdarza się zmienić zdanie, a tu poglądy idą do jakiegoś słownika. Zostaną wydrukowane i klops. Brak odwrotu. Jeszcze się nie wybieram umierać, więc w interesujących mnie dziedzinach zmienię może zdanie. Któż z nas jest nieomylny? Sam nie wiem. Pewny jestem neutralności technologicznej i tego, że warto o nią walczyć. Pewny jestem walki o poszanowanie zasad dostępności (w tym WAI) i to nie tylko dla osób niepełnosprawnych, ale dla wszystkich. Poszło w słowniku, że jestem zwolennikiem poglądu, iż informacje generowane za pieniądze państwowe nie powinny być objęte monopolem własności intelektualnej. Nie jestem w stu procentach pewien, czy ten pogląd sprosta krytyce, bo i niespecjalnie jest z kim o tym dyskutować merytorycznie. No, ale stało się. Jestem zwolennikiem, bo zapisano. Z notatki wypadł mój sprzeciw wobec elektronicznego głosowania w wyborach powszechnych, za to utrzymał się pogląd, że państwo powinno zbierać jedynie minimalną ilość informacji o obywatelach. Minimalną, czyli taką, która naprawdę niezbędna mu jest do realizowania podstawowych zadań publicznych. Wniosek - jestem za ograniczeniem roli państwa. Ale czy na pewno? Z notatki to nie wynika, a ja widzę parę sfer, w których państwo ma kilka wyzwań i zadań do osiągnięcia. Tak to jest z syntetyzowaniem poglądów na połowie kartki. Nie wiem czy mam poglądy prawicowe czy lewicowe (potrafiłbym chyba udowadniać obie tezy). Na razie serwis, w którym notuje spostrzeżenia, ma już ponad 7 tysięcy wpisów. Nikt chyba - poza mną - ich wszystkich nie przeczytał (i pewnie nie przeczyta). Zacząłem się zastanawiać, czy gdzieś tam na tych stronach sam sobie nie przeczę w podobnych kwestiach...

Przyszła mi do głowy też inna refleksja. Czy można dziś powiedzieć, że się zaproponowało jakiś kopernikański przewrót w sferze idei? Przecież te idee wciąż się mieszają. Następni czerpią z poprzedników. "I ten szczęśliwy, kto padł wśród zawodu,/Jeżeli poległym ciałem/Dał innym szczebel do sławy grodu" - pisał Mickiewicz Adam w Odzie do młodości. Więc czy tytuł "idee" nie jest na wyrost, skoro każdy powiela innych, czasem coś lekko modyfikując, przycinając lub rozszerzając, zwłaszcza wobec obserwowanego postępu w nowych technologiach, którymi akurat ja (ale niekoniecznie ktoś inny) się interesuje? Nie wymyśliłem "neutralności technologicznej", nie wymyśliłem "zasad WAI". Po prostu myślę, że te koncepcje zasługują na wsparcie i zabiegi ich wdrożenia i może szybciej niż inni (w Polsce) postanowiłem kiedyś napisać coś na ten temat. Te tematy mnie interesują, więc piszę o nich. Powielam, rozważam, uwiera mnie. Nie mam zbyt wiele do powiedzenia na temat muzyki alternatywnej (chociaż jeśli chodzi o muzykę - skończyłem szkołę muzyczną i teoretycznie można mnie kiedyś było uznać za skrzypka; nie są mi obce SexPistols, NoMeansNo czy Už Jsme Doma, podobnie jak Ravel, Grieg czy Rimski-Korsakow), sztuki współczesnej (chociaż przygotowywałem "teczkę" do Akademii Sztuk Pięknych; dziś ręka bardziej do klawiatury niż do ołówka się składa) albo literatury (chociaż książkę mam na koncie), poza tym czy mi się podoba, czy nie - jeśli akurat mam okazję z nimi obcować.

Zastanawiałem się do kogo jest adresowana ta pozycja. Jasne, że skoro znalazło się tam tyle nazwisk, to sporo egzemplarzy rozejdzie się po bohaterach książki (środowisko będzie miało czym żyć przez jakiś czas - do następnego projektu; 49 złotych to w sam raz tyle, by przeczytać własną notkę biograficzną w opasłej antologii). Ale czy ktoś jeszcze zechce zapoznać się z litanią nazwisk, galerii, festiwali, itp? Nie wiem i to w sumie nie ważne, bo motto Korporacji Ha!art ("wszystko, co się nie opłaca") może rzucić światło na charakter publikacji. Poza wszystkim - cel może zostać osiągnięty, jeśli wydanie tego typu pozycji sprowokuje kogoś do zadawania pytań, dyskusji i refleksji. Przyda się też pewnie właścicielom galerii, organizatorom koncertów czy wydawcom. Na bazie takiego słownika łatwiej im będzie szacować (ekonomiczne często) ryzyko zaangażowanie się w tego czy innego twórcę.

Podsumowując: dobrze, że taki zbiór się ukazał. Przynajmniej się coś dzieje. "Na której stronie opublikowali w Tekstyliach twoje bio? Nie opublikowali? Ups!" To też może być jak "registered linux user number" umieszczany czasem w sygnaturach co bardziej religijnych internautów. Szkoda, że nie napisano, która z wymienionych tam dziewczyn szuka męża. Ja mógłbym wówczas napisać, że jestem do wzięcia.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Życie na podsłuchu. Zapakować jako prezent?

Gratuluję świetnego tekstu.

A teraz pójdź obejrz sobie film "Życie na podsłuchu" (niemiecki "Das Leben den Anderen").

Życzę Ci, aby nie przydarzyła Ci się nigdy ostatnia scena tego filmu.
Kupić książkę o sobie za 24,95 w księgarni. Zapakować jako prezent?

--
[S.A.P.E.R.] Synthetic Android Programmed for Exploration and Repair

Młode skamieliny

wladek's picture

Moi rówieśnicy również wydawali podobne antologie: jedne na stemplowanym papierze, inne na bibule. Czytane z perspektywy ćwierćwiecza opisują las młodych skamielin, które swój wkład w kulturę zakończyły na wpisie w katalogu. Znacznej części z tych, których dzisiaj postrzegamy jako żywe pomniki naszego pokolenia, wówczas nie udało się opisać w jednym akapicie. Piotrze, Jarku - nie dbajcie o swoją kartkę z kalendarza, dopóki macie siłę, chęć i umiejętności, by wciąż na nowo coś tworzyć.

...ale by gonić go

VaGla's picture

Tu jest interesujący tekst Parnas Bis 10 lat po czyli "Paweł Dunin-Wąsowicz wspomina losy słownika literatury polskiej urodzonej po 1960 roku". Zdaje się, że podobne przemyślenia słownikowe pojawiają się po każdym wydaniu tego typu antologii. Tam też stwierdzenie "Istnieje też prawdopodobieństwo, że rozwój Internetu postawi niebawem znak zapytania nad sensem tworzenia słowników w postaci drukowanej". Pewnie chodzić może o Wikipedię i słownikowe hasła poświęcone różnym osobom i zjawiskom. Tylko, że internetu bez prądu nie da się czytać, a książka na półce zostanie przez kilkadziesiąt lat (nawet jeśli by ktoś w międzyczasie internet wyłączył z gniazdka, powodem czego dostępna "kultura" przestanie istnieć).

Przy okazji pomyślałem sobie, że to mogłoby być interesujące zjawisko - teraz wszyscy umieszczeni w Tekstyliach (oraz ci, którzy się tam nie znaleźli) mogliby napisać w swoich blogach (bo pewnie każdy już dysponuje i potrafi w niego wklepywać, a myśl przelewać na medium z racji tworzenia kultury też nie powinna być kompetencją wybiegającą poza zakres możliwości uwzględnionych i ich krytyków) własne recenzje. Ha!art mógłby te komentarze zebrać w kolejnym tomie jako suplement, czy glosy przekazane. To jest temat na never ending story. Można też wizualne kreacje zebrać na płycie DVD dołączonej do tomu byłyby spektakle teatralne inspirowane ukazaniem się słownika, zdjęcia wysokiej rozdzielczości z graficiarskimi tagami nawiązującymi do tematu, mogły by też na płytce pojawić się melorecytacje hiphopowe w formacie mp3 oraz ogg, komiksy, animacje i tp. wszystko w orbicie Tekstyliów powstające...

No, a skoro jakieś środowiska w Tekstyliach nie są reprezentowane - ich zdaniem - wystarczająco: mogłaby powstać odpowiedź w formie tomu opisującego roczniki 70te i wcześniejsze, widziane oczyma innego środowiska (najlepiej, by format i objętość była podobna do omawianego tomu, bo się będzie lepiej komponowało - kolor okładki mógłby być inny, na przykład kontrastujący z komentowanym dziełem). Potem można by porównać, czy aby któraś z osób pojawi się w obu zestawieniach. Wiem, że jestem sprytny pisząc te słowa, bo już w jednym jestem (a i notatkę w blogu napisałem, wiec i postulat wcześniej rzucony niejako już spełniłem).

Ferment :) Przecież o to chyba chodzi?
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

"Tekstylia"

"Tekstylia bis" to śmiałe przedsięwzięcie, samplujące dokonania młodych i niemłodych artystów, nawiązujące do "Parnasu bis" i go rozszerzające. Nie da się ukryć, że jest też próbą wytłumaczenia się z "Tekstylii" i z zimną krwią nastawione na komercyjno-akademicki sukces. To, że jest tam działka hip-hop'u i komiksu, jest to nacelowane na młodych, underground'owych odbiorców, którzy kupią ten słownik w empiku. Interdyscyplinarność jest hasłem wywoławczym dla szkół i uczelni wyższych, które, by być trendy, również to kupią. Z innej strony: jest to próba kompromisu między środowiskami a ambicjami autoreklamowymi Ha!art'u. Z kolejnej strony: komu chce się taki bagaż materiału scalać? Akademikom-arywistom? Dziennikarzom i copywriterom? To wszystko, już późno, trzeba iść spać.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>