Wsparcie sądownictwa administracyjnego w walce z Twitterozą i Facebookozą
Twitteroza i Facebookoza to takie moje określenia na zjawisko, które polega na pogoni przedstawicieli organów władzy publicznej za udziałem w tzw. "mediach społecznościowych". Publikowanie rzetelnych, kompletnych i aktualnych informacji publicznych w urzędowym publikatorze teleinformatycznym jakim jest Biuletyn Informacji Publicznej, zastępowane jest często tendencją do wykorzystywania modnych nowinek, które pozwalają władzy publicznej na sprytne obejście dziennikarzy i dociekliwości obywateli, na sianiu raczej propagandy politycznej, nie zaś udostępnianiu konkretnych, źródłowych danych o działaniu państwa (por. również Jaskółka potencjalnej tamy dla informacyjno-reklamowego rozpasania państwa). Nieoczekiwanie zyskałem wsparcie ze strony Naczelnego Sądu Administracyjnego, który odniósł się do kwestii publikowania w BIP i prawa obywateli domagania się informacji w trybie wnioskowym, jeśli takie informacje w BIP nie są opublikowane.
Zachęcam do zapoznania się z Wyrokiem Naczelnego Sadu Administracyjnego z dnia 23 września 2014 roku, sygn. I OSK 34/14. W uzasadnieniu wyroku znajdziecie Państwo m.in. następującą tezę (wytłuszczenie moje):
Stosownie do art. 7 ust. 1 pkt 1 ustawy z dnia 6 września 2001 r. o dostępie do informacji publicznej (Dz.U. z 2014 r., poz. 782) jednym ze sposobów udostępnienia informacji publicznych jest ich ogłoszenie w Biuletynie Informacji Publicznej, zaś art. 10 ust. 1 stanowi, że informacja publiczna, która nie została udostępniona w tym Biuletynie lub centralnym repozytorium jest udostępniana na wniosek. Z przepisów tych wynika zatem, że tylko informacje publiczne opublikowane w Biuletynie Informacji Publicznej uważa się za udostępnione, zaś wszystkie inne informacje, w tym w szczególności wymienione w art. 6 ustawy o informacji publicznej są udostępniane na wniosek bez względu na to czy funkcjonują w obiegu publicznym, na stronach internetowych podmiotów zobowiązanych do udostępniania informacji publicznych, a także czy dostęp do tych informacji, tj. do internetu, domagający się ich udostępnienia ma łatwy czy też utrudniony. O obowiązku udostępnienia informacji publicznej nie opublikowanej w Biuletynie, a będącej na stronie internetowej, przesądza nie dostęp do internetu, ale niepublikowanie w Biuletynie.
Kiedyś swoje argumenty klarowałem dla potrzeb materiału naTemat: Piotr "Vagla" Waglowski: Państwo nie może nami rządzić 140 znakami na Twitterze. To służy tylko manipulowaniu obywatelem. W tym serwisie pisałem o tym m.in. w tekście Wydaje mi się, że Rząd zaczyna przejawiać uzależnienie od Facebooka. Twitteroza i Facebookoza (obok Logozy w innym obszarze) to takie moje publicystyczne propozycje nazwania jednostek chorobowych, patologicznych przejawów działania państwa.
Zderzam Twittera i Facebooka z powyżej linkowanym wyrokiem NSA, ponieważ wiele osób nie widzi problemu z publikowaniem informacji w takich "mediach" i traktuje je jakby to było zgodne z prawem udostępnienie informacji publicznej.
Jaka jest alternatywa? Alternatywa jest taka, że zobowiązany do udostępnienia informacji publicznej powinien publikować ją w Biuletynie Informacji Publicznej, taki BIP powinien mieć narzędzia ułatwiające następnie ponowne wykorzystanie informacji z sektora publicznego (np. API), a potem dowolna osoba, dowolny podmiot, niezależnie od tego, czy będzie to organizacja pozarządowa, przedsiębiorca, dziennikarz czy inny obywatel - będzie mogła stworzyć - na bazie informacji publicznej - kanał dystrybucji informacji publicznych z określonego źródła w takim Twitterze lub Facebooku. Ale nie jest rolą państwa i organów władzy publicznej, bezpośrednie zasilanie Facebooka, Twittera, GaduGadu, YouTube, Blipa, Second life czy innych nowinek społecznych, informacjami od siebie. Dziwne, że wspomniałem nieistniejące lub dogorywające, a niegdyś smaczne nowością serwisy? Wspomniałem o nich, bo pamiętam, że organy władzy publicznej rzucały się na nie i chciały tam zaistnieć. Przykład w tekstach Wymień stary dowód na nowy, czyli wirtualne ministerstwo - w którym odnotowałem, jak to minister Kaczmarek chciał "otworzyć własny pokój w "Second Life"". Przypominam tekst Policyjne Gadu-Gadu w ramach akcji "Stop przemocy w szkołach". Przypominam tekst Kancelaria Prezesa Rady Ministrów zmieniła swoje strony, więc dostaniemy "error 404", w którym odnotowałem, że KPRM korzystało z konta w serwisie Blip...
Państwo działa na podstawie i w granicach prawa. To zasada legalizmu i praworządności do znalezienia w art. 7 Konstytucji RP. Państwo jest zobowiązane do racjonalnego wydawania środków publicznych, a pogoń za nowinkami to kolejne nieuzasadnione angażowanie środków publicznych w obsługę nowych kanałów informacji (por. również Przetargi na pozycjonowanie stron administracji publicznej to przepalanie moich pieniędzy). Państwo nie może nikogo dyskryminować bezpośrednio lub pośrednio niezależnie od przyczyny. Udostępniając jednym nie udostępnia innym. Zasilając jedno medium nie zasila innego. Państwo i samorząd nie może przeszkadzać prasie w realizowaniu jej kontrolnej funkcji, a ten lub inny polityk musi pękać z radości, że jedno jego twittnięcie zyskuje potem taki oddźwięk w mediach, bo te nie mają dostępu do informacji "oficjalnej", więc łapią się tego, czego mogą. Ogon macha psem. Aby temu przeciwdziałać państwo powinno publikować w jednym miejscu i robić to w neutralnym medialnie urzędowym publikatorze teleinformatycznym.
A archiwizacja informacji publicznych? Przecież one powinny być archiwizowane, niektóre nawet wiecznie... Tymczasem pojawiają się takie "perełki": Wraz z przejęciem twitterowego konta Przewodniczącego Rady Donald Tusk zaczął informować, że właśnie mu się skończył mandat i znika z Twittera, tymczasem to komunikat wysłany przez sztab poprzednika na tym stanowisku...
Wiem, wiem, że te działy od public relations i te wszystkie spółki doradcze mające na celu wsparcie medialne polityków i urzędów nie będą zachwycone tym, że obywatele będą - na podstawie ww. wyroku - silniej domagały się rzetelnych i aktualnych informacji, nie zaś papki medialnej o niskiej jakości merytorycznej (por. Umowa między KPRM a brandADDICTED na wsparcie komunikacyjne)...
Przeczytaj również:
- Odpowiedzi z Prokuratury Generalnej w sprawie konta na Twitterze
- O paranoi korzystania przez Prokuraturę Generalną z Twittera
- Kiedy obserwuje cię prokuratura...
- O kanałach informacyjnych administracji publicznej
- Pytania i odpowiedzi w sprawie reklamy i wykorzystywania na urzędowych stronach logo "mediów społecznościowych"
- Po wyroku KIO stwierdzającym naruszenie prawa przez Sąd Najwyższy - dyskusji o bezwnioskowym dostępie do informacji cd.
- Epitafium dla serwisu CodziennikPrawny.pl (2009-2011)
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
To nie pierwszy wyrok sadow
To nie pierwszy wyrok sadow administracyjnych tak stawiajacych sprawe - widzialem juz w przeszlosci jedno czy dwa orzeczenia o bardzo podobnej co do istoty tresci jak ta tutaj zacytowana.
Ja się tylko zastanawiam,
Ja się tylko zastanawiam, co z takiego wyroku ma wynikać.
Bo czy jest prawdą, że "tylko informacje publiczne opublikowane w Biuletynie Informacji Publicznej uważa się za udostępnione, zaś wszystkie inne informacje, w tym w szczególności wymienione w art. 6 ustawy o informacji publicznej są udostępniane na wniosek bez względu na to czy funkcjonują w obiegu publicznym"? Tak, to jest prawda.
Jak się ma do tej tezy publikowanie przez polityków - piastujących przeróżne funkcje - różnych informacji via Twitter, FB, czy coś innego? Ano ma się nijak. Przywołany wpis PDT na Twitterze to nie jest przejawem udostępniania informacji publicznej, ba, nie jest nawet przejawem wykonywania władzy publicznej.
Pytaj polityków
Rzecz w tym, że politycy, ich rzecznicy i różni urzędnicy _traktują_ informację zamieszczoną w mediach społecznościowych jako udostępnioną informację publiczną i do niej odsyłają.
Może Pan (zakładam)podać
Może Pan (zakładam)podać jakiś przykład? Odesłania - po złożeniu wniosku o udostępnienie informacji publicznej - do mediów społecznościowych?
Błędny adresat prośby
Nie mogę podać przykładu, bo nie składałem wniosku, a za inne osoby nie odpowiadam - choćby dlatego, aby nie przedstawiać domysłów zamiast faktów.
Miałem na myśli to, że na oficjalnych stronach urzędowych (np. ministerstw) można znaleźć odsyłacze do profilów na Facebooku, gdzie osoby wyznaczone przez urząd umieszczają informację w części przynajmniej wyglądającą na oficjalne komunikaty, które powinny być publikowane w BIP (ale nie zawsze są).
Przykład (prawie)
Pozwolę sobie zwrócić uwagę na znamienny przykład przeniesienia niemalże całej aktywności "internetowej" urzędnika do serwisu społecznościowego. Mam na myśli, skądinąd bardzo dobrego w tym co robi merytorycznie, Pełnomocnika Prezydenta m.st. Warszawy ds. komunikacji rowerowej.
W pierwszym rzędzie gratulacje dla tego, komu uda się znaleźć w którymkolwiek BIPie (miasta, Zarządu Transportu Miejskiego itp.) jakikolwiek ślad jego powołania i istnienia. Po drugie, polityka informacyjna jest prowadzona przez tegoż pełnomocnika niemal wyłącznie przez serwis społecznościowy i to pomimo istnienia specjalnej podstrony w serwisie internetowym urzędu miasta (o dość rachitycznej zawartości).
Naprawdę denerwujące jest ograniczanie dostępu do informacji, zwłaszcza starszych, ze względu na wygodę urzędnika, któremu nie chce się kopać z koniem i podejmować prób zreformowania czegoś tak kompletnie nieużytecznego jak BIP m.st. Warszawy...
wyjaśnienie chyba jest banalne
w serwisie społecznościowym urzędnik pisze sam i natychmiast
a w BIP-ie przechodzi to całą drogę służbową, cenzurę urzędową, a na koniec czeka na administratora BIP-u, żeby to wprowadził
info na twiterze - czas ok. 5 minut
info w BiP - czas około 5 dni (często informacja już nieaktualna)
nie to żebym popierał serwisy społecznościowe, ale może należało by doprowadzić do tego aby istniały w BiP podstrony poszczególnych komórek, administrowane przez te komórki ?
technicznie jest to banalnie proste, gorzej pewnie z tzw. "polityką urzędu"
Wyjaśnieniem jest lenistwo
Aby przyspieszyć publikację w BIP, nie trzeba wymyślać prochu ani odkrywać Ameryki. Wystarczy zastosować narzędzia do moderacji, jakich dostarcza np. dobre oprogramowanie forum czy listy dyskusyjnej. Administrator w takim przypadku ma za zadanie ustalić, kto i co może publikować od razu, a co musi poczekać na akceptację i ewentualne poprawki. Dodatkową zaletą jest fakt, że od razu widać, kto jest odpowiedzialny za konkretną informację - bo przecież jest publikowana z konta konkretnego urzędnika, a nie administratora.
Narzędzia do moderacji? A może tylko egzekwowanie pracy?
Witam.
Pominąłeś tylko jedyny i najdrobniejszy szczegół w swej wypowiedzi. A szczegół ten to kompetencje funkcjonalne Administratora czyli najczęściej jakiegoś informatyka w urzędzie. A w urzędach to najczęściej informatycy mają jedynie pojęcie jak wyklikać konfigurację podłączonej drukarki pod MS Windows czy jak zreinstalować MS Windows metodą wystartowania z płyty instalacyjnej! Inne czynności to najczęściej dla ich czarna magia! Skąd ten wniosek? Po prostu! Skoro są tacy super informatycy, to dlaczego są ogłaszane przetargi na dostarczenie czegoś tam - od systemu operacyjnego MS Windows, po aplikacje zarządzania poprzez windows, routerami brzegowymi - skoro te wszystkie rzeczy są z obiegu FOOS (Open Source).
A jaka jest różnica dla urzędnika czy Active Directory jest na MS Windows Serwer czy na serwerze *nix'owym? Albo jaka jest różnica czy urządzenie brzegowe to Cisco albo jakiś *nix ze stosownym oprogramowaniem?
Dla urzędnika żadna różnica! Ale już dla urzędnika na etacie "informatyk" to przepaść kompetencji zawodowych! I to jest sedno problemu.
A te napisane "pięć dni", to tylko konsekwencja tego, że urzędnik ZOBOWIĄZANY stanowiskiem do publikowania informacji w BIP'ie, NIE MA żadnego zamiaru uczyć się obsługi portalu BIP! Czyli po raz kolejny UJAWNIA się arogancja urzędnika do powierzonych mu obowiązków! W prywatnej firmie albo by pracował należycie, albo na jego miejsce byłby ktoś nowy! W urzędzie taka weryfikacja nie zadziała, bo to środowiska wzajemnej adoracji i powiązań.
Takie są niestety fakty!
Dlatego braki w BIP, to skutek jedynie ZEROWEGO egzekwowania przez stosowne służby, REALIZACJI zapisów OBOWIĄZUJĄCEGO PRAWA! A naruszenie zostało potwierdzone przez orzeczenie sądu.
Zapewne ten brak reakcji na przejawy naruszania prawa, był podstawą do powstania powszechnie znanego zdania, że: "Polska istnieje tylko teoretycznie".
Pozdrawiam
Po pierwsze, pełnomocnik
Po pierwsze, pełnomocnik d/s rowerów nie jest od reformowania BIP, więc zarzut "nieco" chybiony.
Po drugie, proszę się zastanowić, ile % grupy docelowej tego urzędnika czyta FB, Twittera itp., a ile % czyta BIP. Urzędnik ma być skuteczny - skutecznie się komunikować z mieszkańcami - nie naruszając przy tym prawa, czy ma tylko być formalnie zgodny z prawem?
Mówimy o internecie
Mówimy o internecie. Tu się czyta to, co ma informacje. Skoro można czytać Twittera, to jeden klik od niego jest BIP. Tylko BIP musi mieć informacje. A nie ma. Więc się go nie czyta.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
To by było zbyt proste. KRS
To by było zbyt proste. KRS i CEIDG też mają informacje, a ilu statystycznych 20-latków je czyta?
Problemem jest to, że internet nie jest narodowy, tylko ponadnarodowy. Globalizacja, Panie. Pisze się tam, gdzie w danej chwili jest najwięcej czytających. Co zapewnia odpowiednie mechanizmy interaktywne. Co pasuje do potrzeb. BIP nie został po to wymyślony, żeby pisać w nim krótkie informacje dot. np. korków na drogach. A ja by, chciał, żeby zarządca dróg w mojej okolicy takie info dawał, np. na Twittera. Z drugiej strony, rejestr umów niech daje do BIP. Bo BIP po to jest.
Więcej elastyczności, VaGla. Tam, gdzie prawo na to zezwala (tak, wiem, w kpa nie ma słowa o Twitterze; ale w kc ani w kpc nie pojawia się też słowo "faktura", jak kiedyż słusznie zauważył pewien sędzia).
Nic nie stoi na
Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zarządca drogi publikując informację o korkach na BIP zaznaczył ptaszka i automatyczne wysyłałoby się na Twittera. A przy rejestrze umów ptaszka nie zaznaczamy i zostaje tylko w BIP.
traktatów filozoficznych też nie czytają
To by było zbyt proste. KRS i CEIDG też mają informacje, a ilu statystycznych 20-latków je czyta?
nie czytają, bo ich to nie interesuje, traktaty Kanta czy Hegla zapewne czyta mniej niż 1% 20-latków (nie wiem czy to nie zbyt optymistyczne)
i bardzo wątpię, czy jak się je opublikuje na Facebooku to zacznie czytać więcej, jakoś nie chce mi się w to wierzyć
RSS nie wystarczy?
> A ja by, chciał, żeby zarządca dróg w mojej
> okolicy takie info dawał, np. na Twittera.
A ja bym chciał, żeby admin urzędu dał możliwość przypisywania kategorii do różnych wiadomości publikowanych w BIP-ie, a potem każdą z tych kategorii udostępniał w oddzielnym RSS BIP-u. Nie na przykład na jakimś bliżej nieokreślonym serwisie społecznościowym (czemu nie na Myspace czy Second Life, jeśli ktoś ma takie widzimisię?), ale tam, gdzie wiadomości mają być publikowane z urzędu.
Jeśli obywatel zechce skorzystać z innego serwisu, może sam sobie tam RSS podlinkować nie pytając nikogo o zgodę - w końcu ma przecież do czynienia z informacją publiczną.
Nie wszyscy obywatele to
Nie wszyscy obywatele to informatycy, ośmielam się zauważyć. Nie wszyscy też umieją "RSS podlinkować", skorzystać z API itd. Obywatel chce wiedzieć, chce skorzystać w przystępny dla nie go sposób. Mnie, jako obywatelowi (podobnie, jak większości obywatelom naszego kraju) nic nie przyjdzie z tego, że "admin urzędu dał możliwość przypisywania kategorii do różnych wiadomości publikowanych w BIP-ie".
Nie wszyscy obywatele
Nie wszyscy obywatele korzystają też z Twittera.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Może nie bezpośrednio, ale wszyscy skorzystają.
Z feedem RSS można zrobić wszystko, nie trzeba przekazywać spółce z siedzibą w USA informacji o swoim miejscu zamieszkania oraz o tym jakie strony WWW się odwiedza (śledzenie dzięki przyciskom "tweetnij").
O FISAAA sec.702 chyba pisać nie muszę.
Jeżeli ludzie korzystają z tweetera (a korzystają), to pewnie znajdzie się ktoś, kto napisze bota przepisującego RSSy do tweetów. Jest np. bot od Poznańskich koziołków (chociaż ostatnio trochę niemrawy), są boty przepisujące nagłówki z różnych mediów. Jeżeli dane we wszystkich samorządach będą w spójnym formacie bot napisany dla jednego BIP poradzi sobie również z innymi.
Dzięki informacji czytelnej dla komputerów producenci nawigacji do samochodu mogą nanieść informacje o robotach drogowych na mapę i wziąć je pod uwagę przy planowaniu optymalnej trasy (tak jak to się dzieje obecnie z danymi GDDKiA).
Gdyby w ten sposób dostępne były informacje na temat np. imprez masowych (które podlegają zgłoszeniu do odpowiednich organów) możnaby napisać aplikację, która zaproponuje nam zajęcia w okolicy na weekend.
Obecnie jest to niestety niemożliwe. Głównie dlatego, że samorządy nadal nie rozumieją co to jest informacja publiczna i jakie korzyści niesie dla mieszkańców. Niektóre spółki miejskie nawet podpisują porozumienia z prywatnymi firmami tworząc sztuczne wąskie gardła w przepływie informacji (vide MPK Kraków vs. Transportoid).
kim jest pełnomocnik ?
Po pierwsze, pełnomocnik d/s rowerów nie jest od reformowania BIP
a na pewno ?
jeżeli ten pełnomocnik uważa jest upoważniony do występowania w imieniu urzędu "na zewnątrz" to chcąc nie chcąc bierze na siebie odpowiedzialność za to jak ten urząd na zewnątrz wygląda
nie można akceptować sytuacji, że urzędnik w ramach obowiązków wykonuje z tych obowiązków tylko to co mu się podoba, a resztę swoich obowiązków ma w głębokim poważaniu.
praca w urzędzie to nie wolontariat
a zasady działania urzędu są wbrew pozorom dobrze zdefiniowane
więc zarzut "nieco" chybiony.
ja nie stawiam zarzutów - tylko wyciągam wnioski - chyba, że to nie było do mnie
Po drugie, proszę się zastanowić, ile % grupy docelowej tego urzędnika czyta FB, Twittera itp., a ile % czyta BIP.
i właśnie urząd powinien dążyć do zmiany tego stanu rzeczy
jak informacja będzie tam gdzie powinna być - czyli w BIP-ie, to nikt nie będzie jej szukał gdzie indziej.
Urzędnik ma być skuteczny - skutecznie się komunikować z mieszkańcami - nie naruszając przy tym prawa, czy ma tylko być formalnie zgodny z prawem?
odwrotna kolejność
1. urzędnik ma działać zgodnie z prawem
a dopiero potem
2. urzędnik ma być skuteczny
nie jesteśmy w średniowieczu gdzie za kradzież obcinano prawą dłoń.
mimo, że było to bardzo skuteczne, to takie metody zostały zakazane.
przykład oczywiście przejaskrawiony, ale pokazuje do czego prowadzi przedkładanie skuteczności nad przestrzeganie prawa
W temacie pełnomocnika ds.
W temacie pełnomocnika ds. rowerów:
http://panoptykon.org/wiadomosc/wladze-na-facebooku