Archiwum - Apr 2014

data

Re-use usuniętego z Sieci nagrania spotkania p. Premiera z NGO-sami w 2011 roku

Praktyka kopiowania materiałów publikowanych przez administrację publiczną okazała się słuszna. Okazało się, że tajemniczo zniknęło z Sieci rządowe nagranie ze spotkania, w którym p. Premier powiedział, że Coś, co powstaje za pieniądze publiczne, jest własnością publiczną, a więc także tych, którzy chcą z tego korzystać w sposób wybrany przez siebie. Zatem przeszukałem swoje kopie i znalazłem na dysku kopię usuniętego z Sieci nagrania spotkania Pana Premiera z organizacjami pozarządowymi z 18 maja 2011 roku. Ponieważ, jak uważam, to nagranie to materiał urzędowy, to zakładam, że nikt nie będzie miał nic przeciwko temu, jeśli opublikuję to nagranie w Sieci ponownie. Tym razem jednak ze swojego konta. Jest tu problem z tym, że mamy tu do czynienia z wideogramem. Opublikowałem to nagranie w Sieci w ramach re-use, czyli w ramach ponownego wykorzystania informacji z sektora publicznego. Minęło od tego spotkania 3 lata. Nagranie jest nadal interesujące. No i stanowi element najnowszej historii Polski.

Dlaczego rządowy elementarz nie miałby być materiałem urzędowym? Dlaczego nim niby nie jest?

Moim zdaniem rządowy podręcznik powinien być w całości w domenie publicznej (jako materiał urzędowy - art. 4 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych), nie zaś na licencji, nawet na "wolnej". Materiały urzędowe są nieutworami, zatem nie powinno być na nie licencji. Nie potrafię do tej "dziwnej koncepcji" przekonać (jeszcze?) osób decydujących, chociaż kiedyś Pan Premier był uprzejmy powiedzieć: Coś, co powstaje za pieniądze publiczne, jest własnością publiczną, a więc także tych, którzy chcą z tego korzystać w sposób wybrany przez siebie. Była to pewnie chwila nieuwagi pod wpływem okoliczności. Takie myślenie nie jest jeszcze popularne, a z raz wypowiedzianych słów politycznej deklaracji wielu chętnie się wycofa (czemu właściwie CIR usunął nagranie tego spotkania z Sieci?). Kto mógłby stwierdzić, że rządowy elementarz jest materiałem urzędowym? Pewnie tylko sąd. Tymczasem mamy licencję zakładającą uznanie autorstwa, co zresztą - zdaniem twórców i animatorów podręcznika - nie obejmuje wszystkich materiałów w nim zawartych.
Aktualizacja w górę osi czasu: Licencja na rządowy elementarz - "otwartościowcy" działają przeciw otwartości, państwo nie może kierować się "uprzejmością"

Podaj dalej: Konsultacje publiczne w sprawie crowdfundingu do 12 maja

Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji do 12 maja konsultuje publicznie komunikat Komisji Europejskiej dotyczącego potencjału finansowania społecznościowego (crowdfundingu) w Unii Europejskiej. Jak uważam - to bardzo istotny społecznie temat. Jeśli również tak uważasz, jeśli np. myślisz, że powinny zostać zniesione bariery umożliwiające gromadzenie pieniędzy na pomysły, a to z udziałem szerszych mas ludzi, którzy wspierają projekty drobniejszymi sumami, jeśli próbowałeś coś takiego robić, ale bałeś się podatków, grzywny za "nielegalne" zbiórki publiczne (co właśnie udało się poprawić niedawno), jeśli znasz przykłady skutecznego finansowania tego typu, jeśli chciałbyś, aby otworzyły się drzwi dla nowych, mniej skostniałych modeli biznesowych, jeśli kręcą Cię historie, w których goście zbierają na swój biznes milion dolarów w jeden dzień, to daj znać o tych konsultacjach koleżankom i kolegom na Fejsie czy Twitterze, ale potem się skup, poświęć chwilę na przeczytanie komunikatu, skup się raz jeszcze, odłóż batonik Maniax, który chcesz ugryźć, albo ugryź ten batonik i napisz swój komentarz.

Sędziowie chcą mieć dostęp do wszystkich komercyjnych baz

"Zespół ds. Informatyzacji Sądów „Iustitii” zwrócił się do Dyrektora Centrum Zakupów dla Sądownictwa w Krakowie o rozważenie możliwości zakupienia dla jednostek sądownictwa, oprócz oprogramowania oferowanego przez Wolters Kluwer Polska S.A. („Lex”), również oprogramowania z systemem informacji prawnej oferowanego przez C.H. Beck („Legalis”) i LexisNexis Polska („Lex Polonica”)."

Dozwolony użytek i "legalność" źródła

Trybunał Sprawiedliwości zinterpretował art. 5 dyrektywy 2001/29/WE w sprawie harmonizacji niektórych aspektów praw autorskich i pokrewnych w społeczeństwie informacyjnym. W sentencji pojawiło się określenie "legalnego źródła". Wyrok w tej sprawie został wydany jako odpowiedź na pytanie prejudycjalne. Pytanie, czy tego typu rozstrzygnięcia będą z czasem napędzały dyskusje o zmianie przepisów obowiązujących w Unii Europejskiej i czy przyczynią się np. do zarysowania się jakichś wyraźnych różnic w programach politycznych. A zmiana przepisów związanych z prawem autorskim będzie coraz trudniejsza, a to m.in. ze względu na "cebulowy" sposób jego tworzenia. Trzystopniowy test jest uregulowany w Polsce w art. 35 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, na poziomie unijnym jest regulowany wskazanym przepisem dyrektywy, a do tego jeszcze art. 9 ust 2 konwencji berneńskiej (1886) w redakcji paryskiej (1971), a przecież także art. 13 TRIPS. Czy przepisy wspierające konieczność oceny "legalności" źródła pojawią się w TTIP - w kolejnej cebulowej warstwie? Dowiemy się, gdy obywatele będą mogli zapoznać się z propozycjami. Na razie wiemy o nich jedynie z wycieków, zatem pewnie z "nielegalnego" źródła. W takiej dyskusji argumentuję, że nikt nie jest wstanie oceniać "legalności" źródła informacji, argumentuję, że informacja, podobnie jak kultura, nie może być legalna lub nielegalna. Tymczasem mamy rozstrzygnięcie idące w przeciwnym kierunku.

Wiosna, puszczają lody, by za jakiś czas powrócić: retencja danych i kwestie reglamentacji wiary

Dyrektywa retencyjna upadła przed Trybunałem Sprawiedliwości. Latający Potwór Spaghetti wygrał przed WSA w Warszawie (na razie tylko uchylenie decyzji, nie zaś stwierdzenie ich nieważności, zatem sprawa wraca do MAiC i jeszcze raz będą wydawać decyzje, ale jednak jakaś wygrana). Chyba powoli zaczynamy żyć w nieco innych czasach. Nadal "walka o swoje" wymaga gigantycznego wysiłku. Zawsze tak było i zawsze tak będzie. Ale chyba coraz więcej osób zaczyna walczyć o swoje w sferze obiegu informacji (również tych, które są tylko w głowie i którym daje się wiarę lub w nie nie wierzy). Ponad 15 lat obserwuję prace nad retencją. Wiem, że to nie koniec. Teraz ruch z drugiej strony. Pewnie jeszcze raz powstanie dyrektywa retencyjna, pewnie za chwilę ktoś wpadnie na pomysł zmiany przepisów związanych z państwowym reglamentowaniem związków wyznaniowych. Da capo al fine. Tymczasem można czytać uzasadnienia rozstrzygnięć. A właściwie - czekać na ich opublikowanie. I tak jest dziś lepiej niż było, bo udało się doprowadzić do tego, by orzeczenia były jednak publikowane, a nie zawsze tak było i nie zawsze tak musi być.

Symboliczne nominacje w plebiscycie "Ludzi wolności"

Dziś w Gazecie Wyborczej nominuję pięć osób w plebiscycie pt. "Ludzie Wolności", który organizowany jest przez "Gazetę Wyborczą" i TVN "w 25. rocznicę wolnej Polski". Nominacje te mają charakter symboliczny. Zdaję sobie sprawę, że ostatnie 25 lat różnie można oceniać (podobnie jak moment, od którego się je liczy). Są tacy, którzy nie uważają ich wcale za drogę do "wolności", a transformację ustrojową ostatnich lat uznają raczej za stopniowe pogrążanie się państwa w różnych uzależnieniach, bardziej za rozmywanie państwa, niż wydobywanie się na szczyty wolności. Skoro jednak taki plebiscyt został zorganizowany - uznałem, że należy zaznaczyć w nim obecność w debacie publicznej również osób, które na co dzień często krytycznie oceniają postępy na drodze do wolności, ale też angażują się na rzecz praw obywatelskich i ich wolności właśnie. Nie przypuszczam, by któraś z nominowanych przeze mnie osób chciała przekonywać obywateli, by wysyłali SMS-y popierające ich kandydaturę (na tym polega ten plebiscyt). Raczej przekonywałyby pewnie do tego, by przekazać pieniądze na dowolnie wybraną organizację pożytku publicznego, albo w inny sposób spożytkować je w celach filantropijnych. Nominowałbym więcej osób, ale nie zmieściłoby się w ramach proponowanej przez GW przestrzeni wydawniczej. I tak tekst mojej nominacji został bardzo okrojony, dlatego poniżej prezentuję całe swoje uzasadnienie i wysłany do Gazety wstęp. Przy okazji tej nominacji chciałem pokazać, że moja wcześniejsza krytyka akcji "Orzeł może" (wszak również z udziałem Gazety Wyborczej) nie była podyktowana niechęcią do organizatorów. W żadnym razie i nie w tym rzecz. Chodziło o zasady i upominanie się "o swoje". Tak, jak robię to w przypadku tych nominacji. Tymczasem zachęcam do lektury.

Prezydent podpisał ustawę o zasadach prowadzenia zbiórek publicznych i kolejne elementy pozytywnej agendy

Prezydent podpisuje ustawę o zasadach prowadzenia zbiórek publicznychPo kilku latach ciężkiej pracy dziś wielki dzień. Pan Prezydent podpisał ustawę o zasadach prowadzenia zbiórek publicznych. Dotychczasowa ustawa, ta z 1933 roku, była wprowadzona m.in. w celu ograniczenia możliwości finansowania działalności ówczesnej opozycji politycznej: ówczesnych Komunistów i Narodowych Demokratów. We współczesnej Polsce ustawa stanowiła barierę dla aktywności filantropijnej obywateli i ograniczała możliwość organizowania takiej aktywności organizacjom pozarządowych, a - dodatkowo - ze względu na przekroczenie delegacji ustawowej w rozporządzeniu wykonawczym - stanowiła też pretekst do nakładania na obywateli grzywien w sytuacjach, w których prosili na stronach internetowych o przekazywanie darowizn. Darowizna to nie to samo, co zbiórka publiczna. Dziś to jasne i przesądzone. Pod ustawą pojawił się podpis Prezydenta RP. Teraz czekamy na ogłoszenie podpisanej ustawy w Dzienniku Ustaw, a po upływie 3 miesięcy od dnia ogłoszenia ustawa wejdzie w życie. No i działamy dalej.