wolność słowa

Walka o wolność z okazji obchodów "25 lat wolności" w Polsce

Świętowanie ma swoją symbolikę. Świętując podkreśla się wartości, kultywuje się je. Kiedy obchodzimy 25 lat Wolnej Polski i mówimy, że dzięki Polsce i polskiemu społeczeństwu "upadł komunizm" i zaczęła się "nowa epoka", kiedy na obchody zapraszamy głowy różnych państw - dajemy pewien sygnał światu: od 25 lat Polskie kieruje się innymi zasadami, niż wcześniej. Ale hucznie obchodząc 25 lat wolności, kiedy z mediów, z ulic i placów oraz z publicznych oświadczeń, wylewają się zgłoski zapisane solidarycą, nie można zapominać, że wolność nie jest wywalczona raz na zawsze. Wolność wymaga stałego pielęgnowania. Dziś, po 25 latach od czerwcowych wyborów roku 1989, wiemy, że w wyborach do Parlamentu Europejskiego wzięło udział jedynie 22,7 proc. uprawnionych do głosowania. Oznacza to, że 77,3% uprawnionych do głosowania "skorzystało z wolności" nie brania udziału w powszechnych wyborach. Zgodzili się, że o ich sytuacji, o ich wolności, będą decydowali inni. Wolność wymaga pielęgnacji, dlatego w dniu świętowania rocznicy uzyskania wolności podnoszono aktualne problemy z wolnością. Inwigilacja, niewolnicza praca, ale też np. prawa autorskie...

Licencja na rządowy elementarz - "otwartościowcy" działają przeciw otwartości, państwo nie może kierować się "uprzejmością"

Okazuje się, że twórcy "rządowego" elementarza mają problem z licencją. Nie byłoby tego problemu, gdyby administracja rządowa zaakceptowała, że taki elementarz to po prostu "materiał urzędowy", o którym mowa w art. 4 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Materiały urzędowe nie są przedmiotem prawa autorskiego, a więc są "nieutworami" (por. Dlaczego rządowy elementarz nie miałby być materiałem urzędowym? Dlaczego nim niby nie jest?). Po niedawnym "pokazaniu" publiczności, jak będzie wyglądał elementarz, wielu myślało, że będzie on oparty na "wolnej licencji". Dziś okazuje się, że jednak nie będzie.

Dwa wystąpienia na temat dostępu i re-use

W mijającym tygodniu odbyło się szereg konferencji i spotkań, które były poświęcone dostępowi do informacji publicznej, ponownemu wykorzystaniu informacji z sektora publicznego, debacie publicznej i obywatelskiej partycypacji. Prezentuję niniejszym nagrania swoich wystąpień w trakcie dwóch takich konferencji.

NSA: autorzy opinii dla Prezydenta RP korzystają z prawa do prywatności

Cały czas toczy się dyskusja na temat ekspertyz przygotowywanych dla różnych organów. Głównie w kontekście "outsourcingu" tych ekspertyz i podejmowanych przez różnych obywateli prób dowiedzenia się, jakie to ekspertyzy i kto je przygotował. W takiej sprawie, po złożeniu skargi kasacyjnej przez Kancelarię Prezydenta RP, zapadł nie tak dawno Wyrok NSA. NSA uchylił wcześniejszy, niekorzystny dla Kancelarii Prezydenta RP wyrok i zasądził od obywatela na rzecz Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej kwotę 340 (trzysta czterdzieści) złotych tytułem zwrotu kosztów postępowania sądowego. Wyrok jest interesujący m.in. dlatego, że NSA po raz kolejny musiał zmierzyć się z takimi kwestiami, jak "dokument wewnętrzny" (chociaż w tym przypadku nie było to kluczowe), ale głównie rozważał wzajemny związek między prawem do prywatności, ochroną danych osobowych, tajemnicami prawnie chronionymi, pojęciem funkcjonariusza publicznego, osób mających związek z pełnieniem funkcji publicznych (por. Wyrok TK - dostęp do informacji publicznej a prywatność), a to wszystko z systemem dostępu do informacji publicznej. Ja sam uważam, że istotne jest to, że nie ma obowiązku kontraktowania z państwem, a w zderzeniu ochrony prywatnego interesu kontraktującego z państwem z interesem publicznym (przejrzystość działania państwa) prymat winien być dany interesowi publicznemu.

Kilka refleksji związanych z obserwacją debaty politycznej AD 2014

Wczoraj odbyła się organizowana przez Fundację Panoptykon we współpracy z Fundacją Nowoczesna Polska i Fundacją Wolnego i Otwartego Oprogramowania debata przedwyborcza, w trakcie której organizatorzy usiłowali dowiedzieć się, jak kandydaci do Parlamentu Europejskiego zamierzają bronić praw i wolności obywatelskich w Internecie. Przysłuchiwałem się debacie (o kręciła się wokół prywatności, prawa autorskiego i oprogramowania) i w związku z tym mam kilka refleksji na temat samej debaty i tego, jakich kandydatów powinniśmy dziś wybierać.

TS: wyszukiwarki przetwarzają dane osobowe i są ich administratorem

Wczoraj Trybunał Sprawiedliwości rozstrzygnął sprawę Google Spain SL, Google Inc. / Agencia Española de Protección de Datos (sygn. C-131/12). Trybunał uznał, że operator wyszukiwarki internetowej jest odpowiedzialny za dokonywane przezeń przetwarzanie danych osobowych, które pojawiają się na stronach internetowych publikowanych przez osoby trzecie. Ale to tylko jeden z elementów tego rozstrzygnięcia. Orzeczenie zapadło w trybie prejudycjalnym, a wniosek (pytania prejudycjalne) w tej sprawie skierował do Trybunału Sprawiedliwości hiszpański Sąd Najwyższy (Audiencia Nacional). Wydaje się, że wyrok ten będzie cytowane wielokrotnie przez kolejne lata. Zresztą nie tylko przy okazji oceny roli wyszukiwarek internetowych (ja uważam, że serwisy wyszukiwawcze nie są wcale "szczególnymi", a więc innymi serwisami internetowymi niż inne serwisy internetowe). Na wcześniejszym etapie postępowania (przed organem krajowym w Hiszpanii) pojawiła się też kwestia interesująca ze względu na działalność prasową. Ten wątek (w skrócie: "prasa a internet") będzie w przyszłości coraz częściej przedmiotem ożywionej dyskusji.

Re-use usuniętego z Sieci nagrania spotkania p. Premiera z NGO-sami w 2011 roku

Praktyka kopiowania materiałów publikowanych przez administrację publiczną okazała się słuszna. Okazało się, że tajemniczo zniknęło z Sieci rządowe nagranie ze spotkania, w którym p. Premier powiedział, że Coś, co powstaje za pieniądze publiczne, jest własnością publiczną, a więc także tych, którzy chcą z tego korzystać w sposób wybrany przez siebie. Zatem przeszukałem swoje kopie i znalazłem na dysku kopię usuniętego z Sieci nagrania spotkania Pana Premiera z organizacjami pozarządowymi z 18 maja 2011 roku. Ponieważ, jak uważam, to nagranie to materiał urzędowy, to zakładam, że nikt nie będzie miał nic przeciwko temu, jeśli opublikuję to nagranie w Sieci ponownie. Tym razem jednak ze swojego konta. Jest tu problem z tym, że mamy tu do czynienia z wideogramem. Opublikowałem to nagranie w Sieci w ramach re-use, czyli w ramach ponownego wykorzystania informacji z sektora publicznego. Minęło od tego spotkania 3 lata. Nagranie jest nadal interesujące. No i stanowi element najnowszej historii Polski.

Wiosna, puszczają lody, by za jakiś czas powrócić: retencja danych i kwestie reglamentacji wiary

Dyrektywa retencyjna upadła przed Trybunałem Sprawiedliwości. Latający Potwór Spaghetti wygrał przed WSA w Warszawie (na razie tylko uchylenie decyzji, nie zaś stwierdzenie ich nieważności, zatem sprawa wraca do MAiC i jeszcze raz będą wydawać decyzje, ale jednak jakaś wygrana). Chyba powoli zaczynamy żyć w nieco innych czasach. Nadal "walka o swoje" wymaga gigantycznego wysiłku. Zawsze tak było i zawsze tak będzie. Ale chyba coraz więcej osób zaczyna walczyć o swoje w sferze obiegu informacji (również tych, które są tylko w głowie i którym daje się wiarę lub w nie nie wierzy). Ponad 15 lat obserwuję prace nad retencją. Wiem, że to nie koniec. Teraz ruch z drugiej strony. Pewnie jeszcze raz powstanie dyrektywa retencyjna, pewnie za chwilę ktoś wpadnie na pomysł zmiany przepisów związanych z państwowym reglamentowaniem związków wyznaniowych. Da capo al fine. Tymczasem można czytać uzasadnienia rozstrzygnięć. A właściwie - czekać na ich opublikowanie. I tak jest dziś lepiej niż było, bo udało się doprowadzić do tego, by orzeczenia były jednak publikowane, a nie zawsze tak było i nie zawsze tak musi być.

Właściwie to moje wcześniejsze komentarze dot. nowelizacji prawa prasowego są aktualne

Cóż. Prasa, prasa i jeszcze raz prasa. Tymczasem w internecie raczej mówimy o świadczeniu usług drogą elektroniczą - to w przypadku wszystkich podmiotów innych niż państwo i tego dotyczy ustawa o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Tu mamy inne zasady odpowiedzialności, niż w przypadku prasy "tradycyjnej". W prasie tradycyjnej jest odpowiedzialność solidarna autora, redaktora naczelnego i wydawcy. W świadczeniu usług drogą elektroniczną zaś mamy warunkowe wyłączenie odpowiedzialności, chociaż uśude przewiduje też obowiązek informacyjny dot. podania informacji na temat tego, kto usługę elektroniczną świadczy. By było wiadomo, kogo pozwać. Prace nad procedurą notice and takedown jakoś chyba utknęły. Odnośnie administracji publicznej i jej sieciowej aktywności nie mówimy o świadczeniu usług drogą elektroniczną (bo administracja nie jest od tego, by świadczyć usługi, tylko by realizować zadania publiczne). Mówimy raczej o udostępnianiu informacji publicznej, zatem trzeba pamiętać o ustawie o dostępie do informacji publicznej oraz rozporządzeniu w sprawie Biuletynu Informacji Publicznej. To rozporządzenie jest cały czas tą prowizorką z 2007 roku, którą było, bo do tej pory nie było czasu, by je poprawić. Tymczasem w Sejmie wraca nowe, czyli projekt dotyczący nowelizacji prawa prasowego.

Sejmowe prace nad częściową implementacją dyrektywy 2011/93/UE (ochrona dzieci)

Przypuszczam, że poza działaniami dyplomatycznymi, które podejmowane są w związku z obecną sytuacją geopolityczną w naszej części świata, różne inne procesy będą toczyły się "normalnym" trybem. Dlatego też przyglądam się temu, nad czym pracuje w ostatnim czasie Sejm (a co zostało wyparte z mediów przez doniesienia związane z Ukrainą). Stąd też ostatnie notatki w serwisie. Po prostu w czasie, w którym wszyscy mają głowy zwrócone w kierunku rodzącego się konfliktu zbrojnego, dzieją się też inne, może mniej dramatyczne, ale ważne rzeczy. Dlatego sygnalizuję, że w Sejmie trwają prace nad Rządowym projektem ustawy o zmianie ustawy - Kodeks karny oraz niektórych innych ustaw, który to projekt ma - jak czytam - implementować dyrektywę PE i Rady 2011/93/UE w sprawie zwalczania niegodziwego traktowania w celach seksualnych i wykorzystywania seksualnego dzieci oraz pornografii dziecięcej. No właśnie. Czy chodzi o 2011/93/UE, czy raczej o 2011/92/UE? Powinno być 2011/93/UE, czyli tak, jak w Sejmie. W każdym razie chodzi m.in. o cyberprzestępczość. A w tle tego procesu jest szersza dyskusja o blokowaniu treści w Sieci.