Jak samorząd może się zakiwać w "mediach społecznościowych"
W serwisie Facebook są dwie "strony", które opisane są słowami "Oficjalna strona Urzędu Dzielnicy Praga-Północ m.st. Warszawy. Praga Północ District Office of the Capital City of Warsaw". Jedna jest starsza, dopracowała się już "krótkiego" fejsbukowego "adresu". Druga młodsza. Pierwsza ma 2,238 "lubiących", druga zaś 472 "lubiących". Pierwsza krytykuje działania podejmowane przez Urząd. Druga zaś jest "oficjalnie oficjalna". Pierwsza, jak się wydaje, jest prowadzona przez byłych samorządowców, którzy nie zdecydowali się "oddać" profilu nowo wybranym włodarzom dzielnicy. Gdyby komunikacja państwa i samorządu koncentrowała się w Biuletynie Informacji Publicznej - nie dochodziłoby do tego typu sytuacji. Teraz bohatersko samorządowcy będą rozwiązywać problemy, które samorządowcy z taką energią sami wcześniej stworzyli. Ale to nie my! To oni! - ktoś powie. Do tego pasowałoby potem "jesteś u pani!".
Odnośnie stron w serwisie Facebook, to przecież to nic innego, jak taki kącik, który wygospodarowany został w "prywatnym mieście informacyjnym" (por. Po Social Media Convent - zasady uczciwej konkurencji w "prywatnych miastach informacyjnych"). Przyjrzymy się temu, jak wygląda problem na przykładzie dwóch wspomnianych stron urzędu dzielnicy...
Popularniejszy, dłużej funkcjonujący fanpage dzielnicy nosi tytuł "Urząd Dzielnicy Praga-Północ m.st. Warszawy" i w systematyce Facebooka należy do kategorii "Government Organization". Został założony w 2011 roku. W notatce opublikowanej w kwietniu 2015 roku, a która poświęcona jest X Jarmarkowi Floriańskiemu, można przeczytać: Tegoroczny Jarmark Floriański można podsumować krótko "było słabo". W komentarzu zaś gospodarz tego profilu pisze m.in. "Rok 2015 państwo widzieli ze słabą frekwencją i żenującą promocją. Lecz chcemy przypomnieć że w 2014 wyglądało to całkiem inaczej..."
Zrzut ekranu przedstawiającego fejsbukową stronę sygnowaną przez Urzędu Dzielnicy Praga-Północ m.st. Warszawy. Ten ośrodek "informacji" krytykuje dziś imprezy Urzędu Dzielnicy Praga Północ, ale przed wyborami samorządowymi siał propagandą sukcesu.
Dla odmiany mniej popularny i uruchomiony w 2015 roku fanpage nosi tytuł "Urząd Dzielnicy Praga-Północ m.st. Warszawy" i w systematyce Facebooka należy do kategorii "Government Organization". Tak. Nie ma tu błędu. Nazwa i kategoria jest taka sama, jak w przypadku starszej "strony". Różnica jest taka, że kto inny redaguje jedną stronę, a kto inny redaguje drugą. Różnica polega też na tym, kto może edytować, redagować, banować komentarze. Różnica to też liczba "lubiących" i adres, pod którym w strukturze serwisu Facebook taka strona jest dostępna. Obie strony (starsza i nowsza) mają taki sam dodatkowy opis, czyli informacje na temat owej strony:
Oficjalna strona Urzędu Dzielnicy Praga-Północ m.st. Warszawy. Praga Północ District Office of the Capital City of Warsaw
Na obu obok opisu jest link do serwisu http://www.praga-pn.waw.pl/.
Jedna czerpie "profity" widzialności i wiarygodności z racji tego, że działa dłużej, więc więcej osób mogło ją "podlinkować", "polubić" czy być generalnie jej bardziej "świadomi". Druga jest "na dorobku" i - skoro ktoś tam zdecydował, że za wszelką cenę musi mieć taką stronę - teraz musi też konkurować "wizerunkowo" w tym samym segmencie (przy okazji przypominam tekst Fundacja Nowoczesna Polska niczym nie handluje (przyczynek do case study ochrony dóbr osobistych)).
Zrzut ekranu przedstawiającego fejsbukową stronę, która prowadzona jest przez aktualnych włodarzy dzielnicy.
Skąd wiadomo, który serwis prowadzony jest przez samorządowców dziś dysponujących mandatem? Ano poza tym, że na stronach dzielnicy promowana jest spółka Facebook Inc. z wklejką tej drugiej strony, również z odpowiedzi na wniosek o dostęp do informacji publicznej. Wniosek taki złożył dziś w nocy Patryk Słowicki. Dziś otrzymał odpowiedź:
1. Tak, Urząd Dzielnicy Praga Północ m.st. Warszawy prowadzi w serwisie Facebook oficjalną stronę Urzędu pod adresem: https://www.facebook.com/pages/Urz%C4%85d-Dzielnicy-Praga-P%C3%B3%C5%82noc-mst-Warszawy/1609549272610342?ref=hl , można na nią wejść również ze strony Urzędu Dzielnicy:www.praga-pn.waw.pl
2. Druga strona pod adresem: https://www.facebook.com/UrzadDzielnicyPragaPolnoc?fref=ts nie jest oficjalnym profilem Urzędu Dzielnicy Praga Północ.
3. Nie wiemy, kto imiennie prowadzi fałszywy profil na FB, który podszywa się pod Urząd Dzielnicy Praga Północ.
4. Tak, zostały podjęte działania, aby mieszkańcy nie byli wprowadzani w błąd. Czynności są w toku.
Bardzo nam przykro, że zaistniała taka sytuacja, staramy się ją zakończyć, wierzę że z powodzeniem.
Mamy tu klasyczny "hijacking" w sferze tożsamości ("kradzież tożsamości", ale w odniesieniu do urzędu dzielnicy). Można było tego uniknąć, gdyby zdecydowano się na urzędową komunikację przez urzędowy publikator teleinformatyczny, a takim jest Biuletyn Informacji Publicznej.
Przed nami wybory prezydenckie, więc z poziomu samorządu terytorialnego przeskoczę płynnie na poziom ogólnopaństwowy. Kiedyś pytałem o domenę prezydent.pl, która "należała" przez dwie kadencje p. Kwaśniewskiego do "prywatnej osoby", a w 2005 roku, gdy zapytałem o to NASK, by umieścić w książce o tym rozdział, szybko została przerejestrowana na Kancelarię Prezydenta RP (por. Ile za prezydent.pl?). Pytałem też o informatyczny outsorceing Biura Bezpieczeństwa Narodowego przy okazji hostingu plików mp3 z "prezydencką płytą", którą wydała Kancelaria Prezydenta RP za prezydentury Lecha Kaczyńskiego (por. Ideo sp. z o.o.: my tylko hostujemy prezydenckie MP3). Pytałem też o świadomość infrastruktury prezydenckiej w 2010 roku, czyli za prezydentury Bronisława Komorowskiego.
Teraz płynnym lobem powrót na samorządowe podwórko, ale już w konkretnym kontekście: skąd mamy mieć pewność, że strona www.praga-pn.waw.pl jest "oficjalną" stroną Urzędu Dzielnicy Praga-Północ m.st. Warszawy?
Ktoś uzna, że to głupie pytanie. Wiadomo przecież, że to strona Urzędu Dzielnicy. Ale przecież, gdy sprawdzić WHOIS domeny wiemy, że domena praga-pn.waw.pl wykorzystuje nameserver dns1.supermedia.pl, że zarejestrowana jest przez NASK, że zaistniała w 1998 roku. Można jeszcze pobawić się sprawdzaniem tego, kto obsługuje serwer o IP 46.174.172.130...
Oczywiście parę osób zacznie pukać się w czoło, gdy zorientuje się, do czego zmierzam. Bo niby jak to tak? Państwo i samorząd do realizacji zadań publicznych mają niby używać tylko takiej infrastruktury, którą mają pod wyłączną kontrolą? Że mają nie korzystać z podnajmowanych "na rynku" usług informatycznych? Przecież ani państwo, ani samorząd, nie są fabryką informatyczną, nie mają wysoko wykwalifikowanych specjalistów od administracji serwerami, siecią i generalnie tych wszystkich magicznych rzeczy, które są potrzebne do uruchomienia serwisu internetowego.
Tak. Rozumiem taką argumentację. Ale czy jednak coś tu nie jest "na rzeczy"? Gdzie myślenie w kategoriach ochrony infrastruktury krytycznej państwa? Gdzie racjonalność wydawania środków publicznych? Gdzie równe traktowanie wszystkich przez władze publiczne? Gdzie tu myślenie w kategoriach budowania zaufania obywatela do państwa?
Wczoraj, gdy odwiedziło się adres kalkulator.kbw.gov.pl, czyli serwis, w którym nie tak dawno był dostępny "kalkulator" Krajowego Biura Wyborczego, serwer przekierowywał na mamaklub.pl. Dziś już wyłączono to przekierowanie, ale ślad został jeszcze w Google:
Zrzut ekranu z wyników wyszukiwania Google. Prawdopodobnie dzierżawa hostingu wyexpirowała i sdubdomena zaczęła wskazywać serwer poza kontrolą Krajowego Biura Wyborczego, a tam skonfigurowano wirtualny host w taki sposób, by następował redirect (przekierowanie) na ten klub. W efekcie: kto wszedł na adres kalkulator.kbw.gov.pl lądował na stronie mamaklub.pl... To trochę taki sam przykład problemu, jak z tymi "rosyjskimi serwerami wyborczymi", o których było głośno za sprawą opozycji parlamentarnej...
Dawno, dawno temu, zanim jeszcze ministrowie właściwi ds informatyzacji zaczęli się zastanawiać nad tym, dlaczego właściwie nie zrobić jednego centralnego Biuletynu Informacji Publicznej i co zrobić, gdy ci wszyscy podwykonawcy oferujący swoje BIP-y zaczną tych ministrów "zaszczekiwać" ("przecież oni nas zaszczekają" - to fragment autentycznej wypowiedzi na ten temat, która padła w rozmowie w okolicy 2005 roku), bo taka decyzja "zepsułaby" tak fajnie i bez sensu - z mojej perspektywy - rozwijający się segment rynku, myślano o tym, że swoistą rękojmią wiary publicznej informacji publicznej na temat działania państwa, samorządu i innych zobowiązanych do prezentowania obywatelom rzetelnej, kompletnej, aktualnej informacji, byłaby "strona główna BIP". Tyle, że ona stała się tylko nieaktualizowanym i niekontrolowanym zestawem "linków" do różnych serwisów internetowych. Nikt nad tym nie panuje, nikt nie kontroluje, nikt nie nadzoruje. Rozdymają się kolejne media o niejasnych podstawach prawnych, o niejasnym sposobie redagowania treści i odpowiedzialności za słowo.
Patologiczny przykład urzędu jednej z warszawskich dzielnic, w którego tle jest fejsbukoza, stanowi jedynie ilustrację problemu, który staram się sygnalizować pisząc, mówiąc i argumentując przeciwko dowolności tworzenia quasi urzędowych mediów. Media powinny być zostawione mediom. Urzędy zaś powinny działać urzędowo i za pomocą urzędowych publikatorów.
Wyobraźcie sobie teraz, że tą starszą "stronę" urzędu dzielnicy w serwisie firmy Facebook Inc. skutecznie da się przed tą firmą zadenuncjować. Okaże się ona być stroną "podszywającą się" pod "oficjalną" stronę urzędu. Facebook pewnie zablokuje treści. W efekcie wszystko, co zostało tam opublikowane od 2011 roku zniknie. Gdzie archiwizacja informacji o aktywności samorządu i państwa?
Powyższe to jeden z powodów, dla którego państwo działa tylko teoretycznie.
Przeczytaj również:
- Jaskółka potencjalnej tamy dla informacyjno-reklamowego rozpasania państwa
- Wniosek o dostęp do informacji publicznej via Twitter
- Akt oskarżenia za wykorzystanie stron policyjnych do pozycjonowania
- Czy "własne" serwisy internetowe administracji publicznej działają legalnie?
- Administracja Prezydenta USA, Facebook i inne "serwisy społecznościowe"
- Brytyjski rząd policzył koszty i zdecydował, że zamknie 3/4 rządowych serwisów internetowych
- Jeden uczciwy serwis rządu zamiast chmury witryn marketingu politycznego ministrów
- Ministerstwo Transportu ma nową stronę - dlaczego każdy resort ma mieć własną?
- Teraz znowu likwidują ministerstwa i ich serwisy internetowe
- Sprawdźmy, gdzie "fizycznie" leżą pliki polskiego rządu...
PS
Teoretycznie wszystko powinno działać. A przynajmniej sądząc po czasie "wytworzenia" tego komunikatu
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
Korekta
"wyexpirowała" - lepiej "wygasła".
Zdaje się, że sytuacja
Zdaje się, że sytuacja już się wyjaśniła i oba adresy kierują na ten sam fanpage. Kryzys okazał się na szczęście krótkotrwały.
Krysyz
Ów kryzys trwał od ostatnich wyborów, tylko ostatnio został nagłośniony.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
to nie kryzys, to rezultat -
to nie kryzys, to rezultat - jak mawiał klasyk
Rezultat - i to jaki
Słusznie, to jest rezultat. Rezultat szerokiego, urzędowego "olewania" Polityki Bezpieczeństwa Informacji i ograniczanie się do mniej lub bardziej kosmetycznych zabiegów wokół ochrony danych osobowych, bo za nie bywały kary. Kto by się przejmował loginami i hasłami dostępowymi wykorzystywanymi przez urząd. Wędrują sobie jak kto chce.
W sprawie samorządowego Facebook nawet prokuraturę zawiadomiono
Okazuje się, że zawiadomiono nawet prokuraturę. Byli urzędnicy nie chcieli oddać dostępu do Facebooka. Afera na Pradze Północ: "Wiceburmistrz Dariusz Kacprzak zawiadomił prokuraturę. Przy pomocy policji oraz administratora Facebooka udało się zlikwidować poprzednią stronę. - Wygraliśmy wojenkę o Facebook"
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
A ja wciąż się zastanawiam...
Witam.
Jak w temacie, a konkretnie tak w kontekście art. 7 Ustawy Zasadniczej.
Czy jakikolwiek urząd ma potrzebę promowania swej działalności? Wszak określone sprawy można zrealizować w ściśle zdefiniowanym urzędzie i nie ma do tego żadnej alternatywy konkurencyjnej.
O ile rozumiem treść art. 7 w/w Ustawy, to Biuletyn Informacji Publicznej, na mocy stosownej ustawy - MUSI zawierać informacje niezbędne dla obywatela i nic poza tymi informacjami.A skoro tak, to nie bardzo rozumiem usiłowanie urzędów do promocji swojej działalności? Przecież KONKURENCYJNOŚĆ na rynku usług tu NIE DZIAŁA! Urzędy w swej działalności NIE MAJĄ KONKURENCJI! A skoro nie mają, to na co im reklama na różnej maści portalach? Drugim aspektem jest także kompetencyjność urzędnika do reprezentowania urzędu na zewnątrz! Czy każdy urzędnik jest rzecznikiem prasowym? A skoro nie jest, to kiedy ma czas na pisanie tekstów na portalach? Czy za taką pracę płaci podatnik?
Jak widać, powszechna swoboda dostępu do stron internetowych, zwanych potocznie przez urzędników - "dostępem do internetu", ewidentnie zaciemnia obraz funkcjonowania urzędów! Pomijam już aspekty ślimaczenia się spraw! Ale czego wymagać jak urzędnicy muszą sobie popisać na powszechnie dostępnych portalach!
A może jednak, cały problem tkwi w jednym?
Mianowicie w lekceważącym stosunku urzędników do obowiązujących przepisów prawa oraz braku ścisłego nadzoru nad prawidłową interpretacją prawa. Jako slogan urzędowy zacytuję: "co nie jest zabronione, jest dozwolone". Bez urazy, ale ten sposób rozumienia prawa w urzędzie, jest ewidentną podstawą do wymiany personelu! Nie będę się rozwodził dlaczego tak uważam, bo mam świadomość, że jest to pogląd odosobniony. Nie mniej jednak, uważam że takie rozwiązanie tego problemu, wydatnie zmniejszyłoby ilość decyzji administracyjnych jakie są zaskarżane i są uchylane decyzją sądu!
A promocja działań urzędu? Najpierw niech urząd zacznie być w 100% przyjazny dla interesanta :-)
Promocja regionu? Nawet w formie elektronicznej jest dla mnie, tylko broszurką! A to już chyba wydawnictwo. Czyli w efekcie działalność poza ustawowa urzędu jako urzędu.
A tak na marginesie. Czy za tzw. czasów komuny, to magistraty albo urzędy wojewódzkie, wydawały gazetki o swoich poczynaniach w regionie? Ciekawe czy wtedy czu obecnie, lepiej rozumiano obowiązujące przepisy.
Powody takiej sytuacji są
Powody takiej sytuacji są dwa
1. Urzędnicy mają jakiekolwiek prawo w ...... bo cokolwiek by nie zrobili i tak odszkodowanie (jeśli kiedykolwiek uda się wywalczyć) zapłacą za nich podatnicy
2. Reklama wszystkich i wszystkiego za ciężkie pieniądze nie ma służyć zareklamowaniu czegokolwiek tylko otrzymaniu prowizji za zlecenie reklamy a to już jest łakomy kąsek przy reklamach za setki tysięcy