Cztery lata

Zastanawiam się i dochodzę do wniosku, że bodaj największym problemem, jaki mam z aktualną sytuacją "polityczną" w Polsce, jest to, że pamiętam czas przed poprzednimi wyborami do Sejmu i wyborami na urząd Prezydenta. Wybory do Sejmu odbyły się pod koniec 2011 roku. Wybory prezydenckie rok wcześniej. Ale istotne jest to, że przy okazji jednych i drugich słusznie, jak uważam, sygnalizowano, że Polska stoi przed wielką szansą. Oto miał nastąpić jeden z dłuższych okresów, w których kolejne wybory (a raczej kampanie wyborcze) miały nie zakłócać rzetelnej pracy nad reformami.

Robiąc bilans myślę sobie, że ten czas nie został wykorzystany prawidłowo. Owszem, Rada Ministrów przyjęła nowy Regulamin Pracy Rady Ministrów i podjęto prace nad wdrożeniem w rządowym procesie legislacyjnym pewnych mechanizmów zmierzających do poprawy jakości opracowywanych przepisów (m.in. szlifował swoje procedury zespół programowania prac rady ministrów). Prace nad ustawą, która tworzyłaby prawa obywatelskie w procesie legislacyjnym (np. konkretne normy wskazujące czas, który powinien być przeznaczony na konsultacje publiczne) został utrącony w rządzie, a kilkuletnie prace w Kancelarii Prezydenta RP w podobnym obszarze wydały plon w postaci betonującej pozycje Związków Zawodowych i organizacji pracodawców propozycji ustawy o dialogu społecznym. Owszem, powstał serwis konsultacje.gov.pl, w który to proces byłem zaangażowany, owszem, zmienia się sposób publikowania dokumentów rządowych legislacyjnych w ramach serwisu Rządowego Centrum Legislacji, jednak nie udało się spiąć tych dwóch serwisów w jednolity i logistycznie spójny system rządowego obiegu dokumentów legislacyjnych. Jednocześnie nadal bajpasowano projekty, których konsultacje publiczne były "politycznie niewygodne" i puszczano je przez Sejm, a niektóre potrafiono przepuścić przez maszynkę w trybie utrlaekspresowym.

Owszem: podjęto próbę publikowania orzeczeń sądów powszechnych, czym sądy powszechne dołączyły do publikacji orzeczeń sądów administracyjnych i TK, a pod wpływem nacisków opinii publicznej nawet Sąd Najwyższy zaczął publikować orzeczenia. Ale jednocześnie nie powstały zasady związane z anonimizacją orzeczeń, a w efekcie bałaganu orzeczenia publikowane są w taki sposób, że często fakt ich radykalnie zanonimizowanej publikacji nie przynosi obywatelom żadnej wartości.

W tym czasie praktycznie nie poprawiono sytuacji w sferze dostępu do informacji publicznej. Wręcz przeciwnie. Okazało się, że zawarto umowy na wsparcie polegające na "niwelowaniu opinii publicznej", rozwija się twitteroza i fejsbukoza, procedowana w ostatnich latach ustawa dotycząca re-use informacji z sektora publicznego w mojej opinii idzie w kierunku przeciwnym, niż ten, który chciałbym wspierać.

Nie skorzystano z szansy, by poprawić sytuacji polskich symboli i identyfikacji państwa w duchu nowoczesnym, spójnym, pozwalającym wykorzystywać również symbole państwowe w celu promocji polskiego biznesu, turystki, kraju, jako takiego, a jednocześnie wspierając integralność kraju. W to miejsce pojawiały się kolejne loga za kolejne tysiące złotych i radosny "Orzeł może" (co szczególnie intensywnie monitorowałem). Silosowość ma się dobrze i kolejne ministerstwa z kolejnymi logami na wizytówkach jawią się raczej niczym udzielne księstwa, które walczą między sobą, niż część jednej państwowej całości.

W tym czasie też nastąpiło społeczne poruszenie ACTA, które w pierwszej kolejności było uznane przez władze jako zjawisko niezrozumiałe, potem jako zagrożenie, a gdy okazało się, że obywatele potrafili zablokować tę próbę przyjmowania prawa ponad ich głowami również na poziomie europejskim - ostatecznie kilkakrotnie można było usłyszeć podziękowania dla obywateli w związku z ich społecznym zaangażowaniem. Jednocześnie premier Ewa Kopacz już w swoim exposé zapowiedziała, że jednym z podstawowych celów jej rządu jest doprowadzenie do przyjęcia TTIP. Ten sposób tworzenia ponadpaństwowej legislacji, która w istotny sposób wpływa na prawa i wolności obywateli w Polsce, jest w mojej opinii niedemokratyczny.

Jest wiele innych tematów, które pojawiły się w trakcie czterech ostatnich lat, które pojawić się nie powinny, a które nie zakończyły się satysfakcjonującym, w mojej opinii, rozstrzygnięciem. Jak na przykład sprawa podsłuchów w restauracjach (a raczej sprawa wypowiedzi ministrów, którzy nie widzieli niczego złego w tym, że za publiczne pieniądze wybierali sobie wina do obiadu), sprawa rozliczeń delegacji i tak dalej. Każdy może pewnie wstawić własny przykład tąpnięcia pokazujący często brak profesjonalizmu, brak dbania o realizację publicznej misji, czy o rację stanu.

Plusem minionego okresu jest to, że udało się (wielkim wysiłkiem organizacji pozarządowych i nie bez przeszkód) zliberalizować przepisy o zbiórkach publicznych (to był jeden z moich postulatów po ACTA i cieszę się, że Prezydent ustawę taką podpisał, ale właściwie dlaczego miał tego nie zrobić?).

Zbiórki publiczne to w sferze uwalniania potencjału obywatelskiej siły istotna sprawa, podobnie jak ustawa o petycjach (która jednak nie ma zębów, chociaż - uczciwie trzeba powiedzieć, że jednak została przyjęta w omawianym czasie), ale - w mojej opinii - to za mało, by móc powiedzieć, że szansa została wykorzystana.

Nie chcę być nadmiernie krytyczny. Wiem, że praca u podstaw nie przynosi rezultatów od razu. Potrafię, inaczej niż krytycy kompletnie kontestujący działania władz publicznych, wskazać (na własne potrzeby) takie osoby, które rzeczywiście wiele trudu i wysiłku włożyły w prace na rzecz dobra wspólnego. Ale gdy zastanawiam się nad tym, co konkretnie w minionym czasie rzeczywiście udało się skutecznie poprawić, to mam kłopot z identyfikacją takich rzeczy. Może nie patrzę dość szeroko?

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Podobny problem mieli Polydoros i Theopomp

No proszę, podobny problem mieli królowie starożytnej Sparty Polydoros i Theopomp, którzy wprowadzili uzupełnienie do prawa regulującego odbywanie zgromadzeń. Ponieważ zgromadzeni często wprowadzali niepożądane z punktu widzenia uprawnionych wnioskodawców poprawki, wprowadzono dodatkowe uprawnienie do wycofania pierwotnego wniosku.
Z drugiej strony przecież współczesna polska procedura legislacyjna też przewiduje podobne uprawnienie wnioskodawcy do wycofania projektu do zakończenia drugiego czytania.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>