jednostka

Nie czuł się zobowiązany do dalszego świadczenia i dał temu wyraz

pier... nie robię na stronie UrzęduUrząd Miasta Zakopane stanął przed jasnym sygnałem, że może warto poważniej podejść do swoich zasobów informacyjnych, w szczególności do negocjacji umów o utrzymanie witryny internetowej. Sygnał wysłał niedawny wykonawca witryny, kiedy wywiesił pod internetowym adresem urzędu znak "pie***lę nie robię". Urząd Miasta powiadomił prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, a to właśnie z powodu tego napisu. Zdaniem urzędu dotychczasowy usługodawca "naruszył dobre imię urzędu". Interesująco wygląda jednak relacja drugiej strony, tj. relacja wykonawcy, a dotycząca prób dogadania się z urzędem jeszcze przed tym, gdy umowa o opiekę nad witryną wygasła...

Cena za utwory mojego autorstwa wynosi miliard euro za sztukę

Chcemy regulować media i chronimy twórców, ale regulujemy media instytucjonalne, a twórców chronimy o ile są nimi wydawcy, lub twórcy "uznani" w środowisku (względnie - zrzeszeni w jakąś silną organizację zbiorowego zarządzania). Twórca "zwyczajny" może otrzymać taką odpowiedź jak ja: Otrzymałem odpowiedź z KOPIPOL'u, a w przypadku sporu sądowego może się okazać, że sąd zasądzi wynagrodzenie w wysokości 20% minimalnej stawki określonej przez Związek Polskich Artystów Fotografików w cenniku dotyczącym wykorzystania zdjęć do materiałów reklamowych. Powód? Sąd może ocenić "stosowne wynagrodzenie", o którym mowa w art. 79 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, biorąc pod uwagę fakt, że twórca nie jest zawodowym fotografikiem i nie sprzedał nigdy żadnego zdjęcia. Dzielimy twórców na tych, którzy sprzedają i na tych, którzy nie sprzedają, chociaż ustawa stwierdza, że dla definicji utworu nie ma znaczenia jego wartość ekonomiczna?

O uszkodzonym laptopie ministra sprawiedliwości

"Wiele miesięcy przed wyborami, kiedy nikt się ich nie spodziewał, uszkodzeniu uległ jeden z moich laptopów - który posiadałem do własnego użytku. Został wymieniony i otrzymałem innego laptopa. Gdy odchodziłem z ministerstwa, poprosiłem o wystawienie rachunku, dlatego został oddany do wyceny. Chciałem być uczciwy i zapłacić".

752 zarzuty, chociaż postawiono dopiero "pierwsze". Jack Sparrow zatrzymany.

Media kieleckie donoszą o losach 22-latka, nad którym wiszą 752 zarzuty związane z naruszeniem prawa autorskiego (por. komentarz: Ciekawy temat w kontekście dozwolonego użytku). Sprawa zaczęła się w zeszłym roku, a komunikaty dzisiejsze słychać dlatego, że "do dziś trwało ustalanie pokrzywdzonych działalnością" chłopaka. Na jego dysku znaleziono 700 plików muzycznych i 70 filmowych. Te pliki - jak czytam - były pobrane z internetu. Nie ma słowa o tym, by je dalej rozpowszechniał, nie ma też informacji, że je sprzedawał. Mowa jednak o tym, że pierwsze zarzuty, które mu postawiono, dotyczą paserstwa. To może być interesująca sprawa. Przypominam, że to również kielecka policja "skazała medialnie" innego chłopaka, a to za pobranie udostępnionego przez producenta teledysku Depeche Mode (co najlepiej chyba prześledzić w komentarzu Krótka historia Precious w obrazkach). Nie znam akt tej nowej sprawy, ani zbyt wielu szczegółów, ale to trochę niepokojące, bo nie wiadomo, czy w Kielcach obowiązuje dozwolony użytek osobisty, o którym można przeczytać w ustawie.
Aktualizacja: przygotowując materiał "zakiwałem się" przywołując jako "tło" notatkę z 2005 roku jako niedawną. Niniejszym odszczekuję: Jack Sparrow nie został zatrzymany "ostatnio". Szczegóły poniżej.

Luki w programie Plagiat.pl i problem prac magisterskich

Uczelnie masowo kupują program (system) "Plagiat.pl". Ma to na celu weryfikowanie tego, czy studenci samodzielnie piszą prace magisterskie. Internet pomaga wielu osobom w przebrnięciu przez wąskie gardło oddania administracji uczelni oprawionego w bordowe (lub inne) okładki zbioru kartek. Tyle jest wszędzie wiedzy, gotowych opracowań. Skoro weryfikacji gotowości do samodzielnego życia zawodowego zależy od tej "pracy" - istnieje pokusa, by skorzystać z internetowego dorobku. A chodzi przecież o pracę, której często nikt poza magistrantem nie czyta (wiem, że czyta czasem promotor, ale przecież znane są również przypadki, że jest przeciwnie). Zastanawiam się tylko, czy faktycznie system uzyskiwania tytułu zawodowego magistra powinien opierać się na oddaniu kartek, zatytułowanych w sposób, którego często zainteresowany nie mógł wybrać samodzielnie, a zakres przygotowywanego przez studenta opracowania czasem dziwnie zbiega się z tematyką poruszaną następnie w monografiach promotorów?

Aukcja "przyjaciela" wydawała się niedorzeczna

Nie chce mi się już pisać o Naszej-klasie, ale pewnie okazja ku temu pojawi się wielokrotnie. Tym razem chodzi o aukcje na którą ktoś wystawił siebie jako "przyjaciela". Najpierw przedstawiciel Allegro, Patryk Tryzubiak, stwierdził, że nie widzi podstaw do uznania aukcji za niezgodną z Regulaminem (a tym samym potwierdził, że aukcja nie narusza regulaminu Allegro), zaraz po tym Bartek Szambelan, a więc tym razem już rzecznik Allegro, stwierdził, że "usuwane będą aukcje naruszające dobro Naszej-Klasy, czyli m.in. wykorzystujące znak graficzny, zastrzeżony dla NK czy też łamiące regulamin tego serwisu". "Przyjaciel" na aukcji osiągnął cenę prawie miliarda złotych (blisko 980 mln). Wszyscy mieliby pewnie niezłą zabawę, gdyby nie to, że relacje prawne związane z "aukcjami internetowymi" jak i "serwisami społecznościowymi" to poważna sprawa. Serwisy społecznościowe - z racji osiągnięcia takiej popularności - zaczęły współpracować z Policją. A dzięki tej współpracy Policja mogła zatrzymać studenta, który wyłudzał pieniądze na Naszej-klasie, podszywając się pod Marię Peszek.

Pirate Coelho i demokratyzacja promocji autorów i ich twórczości

Paulo CoelhoSieć obiegła informacja, że Paulo Coelho, autor m.in. Alchemika, wykorzystuje sieć BitTorrent do promocji swoich książek. Nie dość, że "seeduje torrenty" książek w sieci P2P, ale jeszcze "pobłogosławił" stronę Pirate Coelho (nieoficjalny serwis dla fanów), gdzie umieszczane są linki do opublikowanych przez internautów plików (zresztą: również linki do serwerów FTP, tam też torrenty, etc.). Powód? Jak twierdzi sam autor: "Możecie w to wierzyć, lub nie, ale dzięki stronie zwiększa się sprzedaż książek". Napisałem, że "pobłogosławił" piracki serwis, bo sprawa wydaje się być delikatna. Wszystko wskazuje na to, że sam jest inicjatorem tej strony (chociaż stronę przygotowała pewna dziewczyna)... Delikatność sytuacji może dotyczyć relacji z wydawcami i tłumaczami...

O tym jak dbać o krytyczną infrastrukturę i o rządowym zespole CERT

"Trudno wyobrazić sobie dobrze działającą elektroniczną administrację, kiedy ona będzie niebezpieczna i podatna na ataki, gdy nie będzie dostępna dla obywatela, który z biegiem lat zacznie się od niej uzależniać."

Skazany za cyberatak na Estonię

W dyskusji na temat poprawy frekwencji w wyborach często (chociaż coraz rzadziej) pojawiają się pomysły na wprowadzenie wyborów elektronicznych, albo - na wzór Estonii - "przez internet". Próby wskazywania, że Estonia ma tyle ludności co województwo Mazowieckie, albo że tego typu organizacja wyborów nie gwarantuje bezpieczeństwa (poza tym, że nie gwarantuje tajności głosowania) często odbijają się od ściany negacji: a czy w Estonii ktoś manipulował wyborami? Pytają pomysłodawcy e-wyborów. Może jeszcze nie wiemy, ale wiemy, że wiosną zeszłego roku blokowano serwery wielu estońskich instytucji państwowych i banków. Właśnie skazano jedną z osób, które obciążono odpowiedzialnością za tamten atak.

Do 50 tys dolarów odszkodowania za "host -l" i grzywna za odwiedzanie strony

Zapadło rozstrzygnięcie w sporze Sierra Corporate Design, Inc., v. David Ritz. Rozstrzygnięcie wydał sąd w Północnej Dakocie - North Dakota District Court. Sprawa zaś dotyczyła w pewien sposób wykorzystania przez Davida Ritza komendy "host -l" (wykonanie tej komendy powinno dać efekt w postaci listy hostów w danej domenie, można ściągnąć w formacie named kompletną informacje o danej strefie (zone)). David Ritz rozpowszechniał informacje wynikowe dla działania tej komendy, a to walcząc w ten sposób ze spamem. Serwisy donoszą o "grzywnie w wysokości 60 tys dolarów" związanej z wykonaniem komendy "host -l". Robią to jednak nieprawidłowo, bo to była sprawa cywilna, a rozstrzygnięcie jest nieco bardziej skomplikowane...