Luki w programie Plagiat.pl i problem prac magisterskich

Uczelnie masowo kupują program (system) "Plagiat.pl". Ma to na celu weryfikowanie tego, czy studenci samodzielnie piszą prace magisterskie. Internet pomaga wielu osobom w przebrnięciu przez wąskie gardło oddania administracji uczelni oprawionego w bordowe (lub inne) okładki zbioru kartek. Tyle jest wszędzie wiedzy, gotowych opracowań. Skoro weryfikacji gotowości do samodzielnego życia zawodowego zależy od tej "pracy" - istnieje pokusa, by skorzystać z internetowego dorobku. A chodzi przecież o pracę, której często nikt poza magistrantem nie czyta (wiem, że czyta czasem promotor, ale przecież znane są również przypadki, że jest przeciwnie). Zastanawiam się tylko, czy faktycznie system uzyskiwania tytułu zawodowego magistra powinien opierać się na oddaniu kartek, zatytułowanych w sposób, którego często zainteresowany nie mógł wybrać samodzielnie, a zakres przygotowywanego przez studenta opracowania czasem dziwnie zbiega się z tematyką poruszaną następnie w monografiach promotorów?

To jest system. Do tego jeszcze dochodzą prawa autorskie. Prawa autorskie, a raczej quasi prawa autorskie, bo tu chciałbym nawiązać do "pierwszeństwa publikacji pracy", które to pierwszeństwo przysługuje uczelni. Relacjonowałem problem w tekście Magisterskie prace, kiedy w 2004 roku pojawiła się inicjatywa prezydencka, zmierzająca do nowelizacji ustawy o szkolnictwie wyższym. Pomysł był taki, żeby primo: uczelni przysługiwały "autorskie prawo majątkowe do utworu wykonanego przez studenta uczelni w toku studiów", a secundo: "autorskie prawo majątkowe do pracy dyplomowej studenta przysługiwały wspólnie, w częściach równych, uczelni i studentowi, który ją przygotował". Przy czym - wedle propozycji - uczelni miało przysługiwać "pierwszeństwo w opublikowaniu pracy dyplomowej studenta".

Ostało się zaś tak, że art. 239 Prawa o szkolnictwie wyższym dodał art. 15a w ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych:

Uczelni w rozumieniu przepisów o szkolnictwie wyższym przysługuje pierwszeństwo w opublikowaniu pracy dyplomowej studenta. Jeżeli uczelnia nie opublikowała pracy dyplomowej w ciągu 6 miesięcy od jej obrony, student, który ją przygotował, może ją opublikować, chyba że praca dyplomowa jest częścią utworu zbiorowego.

Jakim prawem wprowadzono taki dławik? Dlaczego uczelnia ma mieć prawo do tego, by na zasadzie pierwszeństwa wykorzystywać utwór przygotowany przez studenta, a więc jego autorstwa? Poza tym, że przecież stoi to w jawnej sprzeczności z - tak przecież pożądanej przez wielu - ochroną twórcy, to przecież chodzi też o bariery w rozpowszechnianiu wiedzy, rozpowszechnianiu opracowań; chodzi o to, by jak najszerzej nieść kaganek oświaty, a nie służy temu wprowadzania sztucznych, administracyjnych monopoli. To rozpowszechnianie było powodem, dla którego zacząłem zbierać (jeszcze przed nowelizacją ustawy) przygotowane przez czytelników i udostępnione za ich zgodą prace magisterskie. Swoboda prowadzenia pracy badawczej była też powodem, dla którego uruchomiłem "giełdę tematów prac magisterskich". Kto chce, niech czyta. Kto chce, niech pisze. Po wydziałowej konferencji (por. Po konferencji wydziałowej 'Prawo wobec nowych technologii') zauważyłem, że dopiero rok po odbyciu się poprzedniej konferencji udostępniono publikacje z referatami prelegentów, a przecież już następnego dnia można by w internecie znaleźć nagrania z jej przebiegu:

Teoretycznie (i dla dobra nauki?) nagranie z przebiegu konferencji (364 MB z drobnym haczykiem) mogłoby już teraz być dostępne online. Komentarze z różnych ośrodków akademickich mogłyby pojawić się zaraz po tym. Nauka mogłaby się rozwijać szybciej. Szybciej mogłyby cyrkulować idee, dyskurs publiczny...

Nauka to dziś jednak nie swobodny przepływ myśli i praca twórcza, a administracyjne obostrzenia, pierwszeństwa w publikacji, etc. Chyba. Takie odnoszę wrażenie. Być może ta ocena jest krzywdząca.

Wróćmy do plagiatów. GazetaEdukacja.pl w tekście W programie antyplagiatowym są dziury! pisze na temat plagiat.pl:

Aby oszukać system i osiągnąć współczynnik podobieństwa 0 proc. dla tego samego tekstu wystarczyło podmienić litery: a, c, e, i, j, o, p na ich graficzne odpowiedniki w cyrylicy. Optycznie wyglądają one identycznie, tak więc osoba czytająca tekst ich nie zauważy. Są zamieszczone w najpopularniejszych czcionkach, więc wyświetlą się tak samo na każdym komputerze. Natomiast program "Plagiat.pl" rozumie je inaczej, więc nie wykrywa fraz skopiowanych z Internetu. Podmiana przy użyciu funkcji "znajdź i zastąp" zajęła mi niecałą minutę, można z łatwością napisać program, który zrobi to jeszcze szybciej.

We wstępie swojego tekstu Gazeta powołuje się na informację pochodzącą od Grzegorza Borka, który miał "zawiadomić Gazetę" o swoich eksperymentach i badaniach oprogramowania Plagiat.pl. Grzegorz Borek opisał swoje spostrzeżenia wcześniej i zrobił to samodzielnie, a to w tekście Luki w systemie "Plagiat.pl". Tam również fragment:

Aby oszukać system i osiągnąć współczynnik podobieństwa 0% dla tego samego tekstu wystarczyło podmienić litery: a, c, e, i, j, o, p na ich graficzne odpowiedniki w cyrylicy. Optycznie wyglądają one identycznie, tak więc osoba czytająca tekst ich nie zauważy. Są zamieszczane w najpopularniejszych czcionkach, więc wyświetlą się tak samo na każdym komputerze. Natomiast program "Plagiat.pl" rozumie je zupełnie inaczej, więc nie wykrywa żadnych fraz skopiowanych z Internetu. Sama podmiana przy użyciu funkcji "znajdź i zastąp" zajęła mi niecałą minutę, można z łatwością napisać makro, które zrobi to jeszcze szybciej.

Zaraz. Nie pomyliłem się. Różnice jednak są nieznaczne. Ciekawe ile procent tego pierwszego tekstu opiera się na tekście drugim? "Content is king" - czyli (jak to ktoś ładnie "przetłumaczył"): "król jest zadowolony". Im więcej materiałów opublikowano w gazecie, tym więcej można wyświetlić reklam, a skoro autor "poinformował", to już nie trzeba linku do źródła umieścić; jeszcze nie daj Boże ktoś na "wykopie" umieści oryginalne źródło, nie zaś nasze "opracowanie". Czasem autor się denerwuje i pokazuje z zaznaczeniem "na żółto" porównanie swojego tekstu z tekstem "dziennikarskim". Tu odsyłam do notatki w Netto.blox.pl, gdzie Marcin Jagodziński zostawił sprawę "bez komentarza". Czasem się zdarzy, że internauci śledzą publikujących dziennikarzy i wyłapują wszystkie ich potknięcia (por. Huzia na Michalik).

Wracając do systemu Plagiat.pl - z punktu widzenia informatyzacji wyższych uczelni interesujące może być to, jak student V roku Grzegorz Borek określił program (system) kupowany przez uczelnie:

Program ten jest typowym systemem stosowanym w administracji państwowej - jego kod jest zamknięty, nie wiadomo dokładnie jak działa, ale trzeba za niego płacić. No i oczywiście wszyscy zapewniają, że jest świetny i cudowny - nawet jeśli nie wykrywa wszystkich plagiatów, to skutecznie straszy studentów.

Kupujemy systemy antyplagiatowe (nawet jeśli są wadliwe, to przecież straszą), gwarantujemy sobie pierwszeństwo publikacji, ale gdzie tu miejsce na badania i naukę? "Umiejętność przekazywania swoich myśli w formie pisemnej jest jedną z cenniejszych kwalifikacji, jakie uzyskać można w trakcie studiów humanistyczno-społecznych" - napisała w swoim ostatnim tekście "Internet w czasach sesji" Marta Klimowicz. Wcześniej jednak wyjaśnia: "Od chwili, kiedy otrzymałam pierwszy plagiat (wypracowanie ściągnięte z jednej z darmowych stron z gotowymi pracami), nie zadaję już studentom prac pisemnych".

Być może jest to rozwiązanie problemów "pisania prac na zamówienie" (por. Prace magisterskie w Internecie), ale zaraz po rozwiązaniu tego problemu pojawia się inny - w internecie można kupić dyplom ukończenia uczelni wyższej (por. Kupić szkocki dyplom). Jeśli można kupić dyplom, to po co plagiatować pracę?

A ja sobie myślę, że po prostu studenci powinni mieć prawo publikowania od razu swoich prac w internecie (każdy na swojej stronie, albo na stronie innych - do woli). Materiału jest wiele, ale jeśli promotor interesuje się zagadnieniem, to będzie znał źródła, na których oparł się student. Tylko wydaje mi się, iż napisanie pracy magisterskiej (licencjackiej czy innej) samo w sobie nie świadczy o przygotowaniu do życia zawodowego. Może być - owszem - elementem edukacji, ale tu trzeba by brać pod uwagę cały tok studiowania, twórczą pracę naukową studenta w czasie całego okresu studiów. A jeśli tak, to może warto postulować zrezygnowanie z konieczności obrony pracy magisterskiej? Z drugiej strony - wtedy nie było by motywacji do mrówczego tworzenia cząstkowych opracowań, a ja nie miałbym co zbierać w stosownym dziale, a inni nie mieliby potem "przodków", do własnych, domowych często, badań.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Tylko co do Plagiatu

Jak zwykle w tekście Piotra jest wiele wątków.
Odniosę się tylko do "problemów" z systemem Plagiat.

Jestem - jako nauczyciel akademicki i promotor prac magisterskich i licencjackich - użytkownikiem Plagiatu. Od kilku lat widzę raporty z systemu dla wszystkich prac dyplomowych moich studentów. Jeśli kiedykolwiek otrzymam raport "zerowy" (lub prawie "zerowy"), a jeszcze się to nie zdarzyło, to będę bardzo podejrzliwy wobec tej pracy. Zadaję sobie trud bardzo precyzyjnego badania raportów, a system mojego Wydziału jest rozszerzeny w ramach umowy o porównywanie prac z bazami wszystkich pozostałych wydziałów w Polsce. Stąd też jak sądzę mogę się w miarę poprawnie wypowiadać w sprawie Plagiat.pl.

Muszę więc powiedzieć, że student, który będzie "podmieniał samogłoski" i w ten sposób obniżał wynik w Plagiacie, będzie kretynem. Jeszcze większym kretynem będzie oczywiście promotor, który przepuści "zerowy" raport.

Nie ma chyba mozliwości by napisana po polsku praca dyplomowa z przedmiotu humanistycznego lub społecznego dała wynik "0" w Plagiacie (oczywiście chodzi o tzw. raport A a nie o raport B, bo w tym drugim przypadku wynik powinien być "0"). Rekord (czyli najniższy wynik)mojego studenta to bodaj 2,7 % i wystąpił on w pracy o tak ezoterycznym temacie jak Open Source w administracji publicznej. Nawet jednak w tej pracy podobieństwa w raporcie A były charakterystyczne.

Proszę więc przyjąć, że poprawnie obsługiwany system Plagiat połączony ze śladowym zaangażowaniem promotorów w proces oceny pracy jest dobrym zabezpieczeniem przed plagiatami (oczywiście w ramach obsługiwanej bazy, bo nie mogę nigdy być pewny, że ta sama praca nie została złożona w jakiejś Wyższej Szkole Tego i Owego).

Nie do końca zgadzam się z Piotrem, że "(...) jeśli promotor interesuje się zagadnieniem, to będzie znał źródła, na których oparł się student". To jest często niewykonalne. Powiesiłem w sieci 170-stronicową bibliografie prawa nowych technologii (ponad 2.500 pozycji) i większość tych pozycji znam, a i tak niewiele mi to da przy 3 pracach pisanych w tym roku przez magistrantów o prawnych aspektach GIS. W zeszłym roku miałem świetną pracę o kontroli administracyjnej wdrażania systemów informatycznych w administracji. W tym przypadku nic nie dała moja spora wiedza o kontroli administracyjnej, bo o tym jak pożenić kontrolę administracyjną z audytem informatycznym w Polsce nie bardzo kto wie. Mój magistrant starał się to pożenić, ale korzystał ze źródeł z zakresu audytu informatycznego, których ja nigdy na oczy nie widziałem.

Pozdrawiam

Wojciech Wiewiórowski (WPiA Uniwersytet Gdański)

Pewne uzupełnienie

Witam!

Nie pisałem o tym w cytowanym artykule, bo chodziło mi o pokazanie błędów, a nie o udzielenie szczegółowej instrukcji oszukiwania "Plagiatu", ale wynik nie musi być "0%".

Wystarczy, aby nie cała praca była spisana z jednego źródła, a ocena nadana przez Plagiat już niekoniecznie będzie wynosiła 0%. Oto sposób: oszust wie, które części pracy skopiował ze źródeł w bazie "Plagiatu" i tylko na nich dokonuje operacji podmiany liter. Pozostawia bez zmian części napisane samodzielnie, takie w których pozmieniał szyk słów, oraz te spisane np. z książek, których w bazie danych "Plagiatu" nie ma.

W ten sposób w pracy jest wystarczająco dużo tekstu, w którym może zostać wykazana zbieżność potocznie używanych zwrotów, tytułów publikacji etc. Czyli "Plagiat" wskaże większą zbieżność niż 0%, co pomoże uniknąć wykrycia.

Sądzę, że da się bez większego kłopotu napisać makro (ja się znam tylko na Perlu, więc się nie podejmuję), które podczas podmieniania liter pominie popularne czterowyrazowe frazy, oraz np. tekst w cudzysłowach (tytuły), co pomoże podbić ilość tekstu zbieżnego z innymi źródłami. Ale nie sądzę, by to było konieczne.

Co do przedstawionej przez inną osobę w dyskusji opinii, że spellchecker pomoże wykryć tego typu oszustwa:

Po pierwsze, promotor często pracuje na papierowej wersji pracy magisterskiej, a elektroniczna służy tylko do wczytania do programu.

Po drugie, da się w sposób trudny do wykrycia wyłączyć spellcheckera dla części tekstu.

Od razu zastrzegam - sam piszę całkowicie samodzielnie moją pracę magisterską, a ponieważ dotyczy ona m.in. piractwa komputerowego, mam nawet nadzieję ją przesłać do tego serwisu.

Open Source w administracji publicznej

ksiewi's picture

Czy ta praca jest gdzieś dostępna?

Jeszcze nie :) Patrz 6 miesiecy :)

Jeszcze nie :) Patrz: 6 miesieczny termin :) Ale w zasadzie właśnie sobie pomyślałem, że termin ten upłynął bodaj tydzień temu. Więc chyba pogadam z seminarzystą na temat kwestii publikacji całości pracy i ewentualnie opracowaniu artykułu do Elektronicznej Administracji. Z tym, że to drugie chyba zrobimy dopiero po konferencji IDABC w Brdzie (11-13 lutego), gdzie "na tapecie" znajdzie się EIF 2.o

To całkiem fajnie

Wojtek, podaj odnośnik jak tylko ta praca znajdzie się w zasobach sieciowych. :)

Pozdrawiam

To jednak za proste

Przecież student musi oddać pracę w formie elektronicznej a nie tylko na papierze, inaczej nie da się skorzystać z systemu Plagiat.pl, a pracownicy naukowi raczej nie przeglądają prac w Notatniku.

Przypuszczam że większość prac jest oddawana w formacie doc i czytana w Wordzie, którego autokorekta natychmiast wykryje takie sztuczki.

Wszystkie wyrazy z podmienionymi literami zostaną podkreślone jako błędne i nawet najbardziej nieprzytomny wykładowca to zauważy.

Podobnie zachowa się OpenOffice czy jakikolwiek inny poważny edytor tekstu.

.doc

Tak, ale jaka poważna uczelnia pozwala, by prace magisterskie były pisane w czymś innym niż LaTeX i pochodne? Nie wyobrażam sobie sensownej pracy z matematyki czy innej nauki ścisłej napisanej w "wordzie"..

SGH

ksiewi's picture

Na przykład taka poważna uczelnia jak SGH wymaga, aby prace były pisane "pod Windows w edytorze Word" (link do PDF).

O zgrozo !! Moj Wydzial też tego wymaga

Nie udało mi się przekonać władz.

Podobno działają inne formaty

Słyszałem, że sprawdzenie polega na skopiowaniu tekstu przy pomocy schowka do programu sprawdzajacego. Jeden ze znajomych oddał pracę w PDF (wynik działania programu LaTeX) i uzyskał już dyplom. Wspomniany wymóg jest pewnie wynikiem sami domyślcie się czego.

A ignorowanie TeX-a świadczy niestety o poziomie naszych uczelni.

--
[S.A.P.E.R.] Synthetic Android Programmed for Exploration and Repair

LaTeX? A co to takiego ;)

Maciej_Szmit's picture

Obawiam się, że TeX to dzisiaj rzecz niszowa. Współpracowałem z kilkoma wydawnictwami i zazwyczaj akceptują one pliki Worda albo OpenOffice'owego Write'a czy po prostu RTF-y. Być może chemicy czy matematycy używają (jeszcze?) TeXa ale w zasadzie to w dużej mierze zaszłość (inna rzecz, że naukowiec powinien znać się na nauce a do przepisywania (przerysowywania) powinien mieć sekretarkę)

LaTeX - a to coś takiego...

piper's picture

W Polsce TeX to jak najbardziej rzecz niszowa, wykorzystywana na matematyce UW, może na Politechnice Warszawskiej, ale przez mniej zmatematyzowane dziedziny prawie wcale.. ale to też o niczym nie świadczy do dziś są osoby (profesorowie) przekazujące wydawnictwom swoje prace w formie papierowej (pisanej na maszynie).

W Danii na Uniwersytecie Aarhus wydziały nauk ścisłych praktycznie nie wykorzystują niczego innego - dając czasem nawet własne formatki, by student mógł się skupić na treści. Na wydziałach humanistycznych bywa różnie - LaTeX jest akceptowany (nieco z musu, ze względu na nauki ścisłe), ale są też wykładowcy patrzący z zazdrością na osoby znające LaTeXa..

Na UW paradoksalnie często o akceptowaniu rożnych formatów często decyduje obsługa pracowni informatycznej danego wydziału - jeśli rozumie czym jest tex to jest on akceptowany (jako opcja dodatkowa), jeśli nie... to często formalnie nie akceptowane są ani odfy, ani rtfy.. w praktyce te ostatnie często daje się oddać.

W sumie jest to nawet dziwne, bo od strony uczelni można by właśnie przygotować wzór dokumentu i pozwolić studentom skupić się na zawartości merytorycznej... ale za co wtedy byłaby przyznawana spora część punktów, skoro formatowaniem zajmowałby się komputer?

LaTeX w naukach scislych

Z mojego doswiadczenia wynika, ze LaTeX jest *podstawowym* narzedziem pracy dla wszystkich matematykow, wiekszosci informatykow i sporej ilosci inzynierow. Wystarczy popatrzec na to, w jakim formacie przyjmuja prace wydawnictwa typu Springer czy Elsevier. Chociazby w popularnej serii LNCS zalecanym formatem jest LaTeX (chociaz oczywiscie przyjmuja tez word). Z kilku moich kolegow ktorzy pisali na wydziale informatyki doktoraty (Macquarie University) wszyscy uzywaja LaTeXa i to nie tylko do pisania artykulow czy prac, ale rowniez prezenacji (slajdow) czy nawet posterow. Nie sadze, zeby cos moglo ten system zastapic w najblizszym czasie, jest zbyt dobry :)

Latex w uzytku

Z tego co wiem to LATEX jest do tej pory używany na sporej części wydziałów Politechniki Gdańskiej. Co do Uniwersytetu Gdańskiego i oddawania prac to trudno żeby ktoś pracował na innym oprogramowaniu niż MS Office skoro wykładowca sam mówi ze chce pliki w formatach MS a uczelnia wspiera i współpracuje z Programem Microsoftu udostepniania oprogramowania Ms. Żeby zmienic prace można też skorzystac z baz słownikow wyrazów bliskoznacznych. Tyle że trzeba wtedy troszke wiecej wysiłku i sprawdzania sensu tego co program wybierze. Często korzysta sie z takich słowników żeby zmienic w pracy powtarzajace się zwroty nawet jak pisze się ją samemu.

LaTeX

Maciej_Szmit's picture

Nie jest. Na prawdę. Pracuję w jednostce, w której pracuje z górą pół setki informatyków i na prawdę większość nie używa LaTeXa. Bądźmy szczerzy: linux to też jest dobry system operacyjny, nawet bardzo....

LaTex/TeX

Nie wiem jak na innych uczelniach, ale na UJ którego absolwentką jestem 80% publikacji napisane jest z wykorzystaniem LaTex/TeX. Mówię oczywiście o kierunkach ścisłych tj. fizyka, matematyka, informatyka, chemia itd. Jakieś krótkie, robocze notatki oczywiście są wykonywane przy użyciu prostszych programów ale prace magisterskie, doktorskie, profesjonalne prezentacje to zdecydowana przewaga LaTex/TeX i myślę że to sie już nie zmieni:)

Mam wrażenie, że sprowokowaliście TeX-owców

VaGla's picture

Nie chciałbym przeszkadzać w zgłaszaniu kolejnych uczelni, na których dominuje/występuje LaTex/TeX, chociaż zastanawiam się nad moderacją kolejnych takich zgłoszeń...
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

moze zrób ankietę :)

Maciej_Szmit's picture

i wszystko będzie jasne (przynajmniej wśród użytkowników serwisu). :)

TeX niszowy?

Zależy od dziedziny. Ja magisterkę piszę w LaTeX, podobnie zresztą jak sprawozdania z ćwiczeń laboratoryjnych na ostatnich latach. Promotor artykuły też raczej w LaTeX... Wolałbym nie widzieć min współpracowników z zagranicy jakby dostali coś w rtf.
Może kwestia wydawnictwa. W mojej dziedzinie liczą się w zasadzie tylko czasopisma międzynarodowe, same artykuły często mają autorów z kilku krajów. I LaTeX jest standardem.

Inna sprawa, że są piękne aplikacje okienkowe do edytowania LaTeX'a (TeXmaker, Kile,...). Choć ja piszę w Vim lub GEdit (jak potrzebuję myszki ;-)

UAM

U mnie na wydziale Matematyki i Informatyki UAM.. cóż - istnieje spore grono profesorów, zwłaszcza "starszych" którzy sugerują wykorzystanie LaTeX-a. Nikt też krzywo nie patrzy na prace pisane w.. czymkolwiek (ja swoją pisałem na... wiki, dopiero "ostateczną obróbkę" zrealizowałem po exporcie do latexa).

Generalnie jest dowolność wykorzystanych narzędzi.

Natomiast problem polega w znacznej mierze na tym że studenci.. nie znają TeXa. Owszem - jest gdzieś na początku przedmiot gdzie są wspomniane podstawy... Ale to początek studiów i do mgr wielu o latexu zapomni. A promotor raczej nie ma czasu na uczenie ludzi podstaw. Więc coraz częściej zdarza się że student czy studentka napisze pracę w.. wordzie.

Odnośnie "zawiadamiania Gazety"

Nie spodziewałem się, że mój opis błędu w "Plagiacie.pl" okaże się aż taki popularny... Chciałem wyjaśnić kwestię różnic między tekstem na moim serwerze a tym na gazeta.pl:

Ponieważ nie prowadzę własnego bloga, kiedy przetestowałem "Plagiat.pl" i znalazłem w nim dziury, nie miałem oczywistej platformy, na której mógłbym o tym napisać. Z tego co mi wiadomo, serwisy społecznościowe takie jak "Wykop" nie są przychylnie nastawione do użytkowników, którzy zakładają konto i zaraz promują własny link. A umieszczenie tekstu na stronie na moim serwerze którego nikt nie odwiedza nie bardzo by zadziałało.

Dlatego napisałem krótki tekst i wysłałem go na alert24 (część serwisu gazeta.pl gdzie można podsyłać im newsy). Następnego dnia sprawdziłem stronę alert24 i zobaczyłem, że mimo iż pojawiły się nowe wiadomości, mojej nie było wśród nich. Założyłem więc, że po prostu mój news okazał się za nudny dla gazety.pl.

Poprawiłem więc nieco mój tekst i umieściłem na własnym serwerze, a linka do niego dodałem w serwisie osnews.pl, który nie zakazuje promowania własnych stron.

Po kilku godzinach ktoś (nie ja) dodał linka na stronie Wykop, a odnośnik do artykułu opartego na mojej wiadomości na alert24 pojawił się na stronie głównej portalu gazeta.pl.

Tak więc nie było tu żadnego nadużycia ze strony Gazety - po prostu ja napisałem dwie wersje tekstu.

długo o plagiatach i nauce :)

Maciej_Szmit's picture

No na taki temat nie mogłem sie nie wypowiedzieć. Właściwie nie na temat tylko na szereg tematów :)

Po pierwsze: po co komu prace magisterskie. Oczywiście ideę wszyscy (mam nadzieję) znamy: student ma zademonstrować komisji, że w życiu zawodowym potrafi standardowymi metodami rozwiązać jakiś mniej lub bardziej standardowy problem i jeszcze czytelnie i po polsku, z użyciem fachowego słownictwa o tym napisać. W zasadzie podejście jest niegłupie, natomiast realizacja jest fatalna. Dostaję magistrantów po czterech i pół roku studiów, w czasie których nie pisali nic (wypełniali jakieś tabelki w sprawozdaniach) i mam ich nauczyć pisać jakimś-tam (technicznym, naukowym) stylem, mam ich nauczyć korzystania z literatury przedmiotu, bo dotychczas korzystali niemal wyłącznie z podręczników - przecież po to są podręczniki akademickie, a na dodatek byłoby nieźle, gdybym dał im jakieś podstawy metodologiczne dyscypliny naukowej, z której otrzymują tytuł zawodowy, żeby umieli przynajmniej z sensem wyciągać elementarne wnioski i interpretować otrzymane wyniki. Tego się porządnie nie da zrobić, a studia tego nie uczą (i zgodnie z ideami bolońskimi - czyli dokładniej "promocją niezbędnych europejskich wymiarów szkolnictwa wyższego, szczególnie pod względem rozwoju zawodowego (...)" nie będą uczyły, bo kształcenie ma być pod rozwój zawodowy czyli rynek pracy, a nie pod jakieś tam abstrakcyjne umiejętności jak metodologia badań czy umiejętność posługiwania się naukowym stylem języka ojczystego w mowie i piśmie). Powiadam: porządnie pisać prac dyplomowych w takim trybie się nie da (żeby nie było: wypromowałem do tej pory 16 prac magisterskich, wszystkie ocenione jako bardzo dobre, dwie nagrodzone w konkursach i 35 prac inżynierskich, z czego nagrodzona była jedna). Nie da się ich też pisać porządnie na studiach dwustopniowych (na pierwszym stopniu "nie męczmy studentów, bo to dopiero undegraduate", na drugim - "nie męczmy ich bo przecież pisali pracę na studiach pierwszego stopnia"). W związku z powyższym jestem zwolennikiem zniesienia obowiązku pisania prac dyplomowych. W końcu specjalista od śrubek czy rybek nie musi umieć mówić ani pisać po polsku (tym bardziej, że może mieć dysleksję, dysgrafię, dysortografię albo po prostu nie lubić tracić czasu na naukę gramatyki). Ma być dobry w swoich śrubkach (ew. rybkach). Być może należałoby uczynić pewien wyjątek dla zawodów, w których mówienie i pisanie jest istotnym elementem pracy (na przykład dla prawników, xięży czy polonistów) ale też nie jestem do końca przekonany. W końcu aby wcielić w życie idee mobilności i studiów dwustopniowych gdzie po studiach pierwszego stopnia mogę iść na dowolne studia drugiego stopnia, należałoby uznać, że w zasadzie umiejętność mówienia i pisania należałoby ograniczyć do studiów II stopnia na wybranych kierunkach (żeby nie dyskryminować np inżynierów drogowych, którzy chcieliby zostać magistrami polonistyki a nie otrzymaliby odpowiednich umiejętności na studiach I stopnia). O tym, że taka dyskryminacja byłaby niedopuszczalna nie muszę chyba wspominać...

Po wtóre o plagiatach: pracę splagiatowaną przytomny człowiek rozpozna bez żadnego systemu i oprogramowania. Jeśli dostaję od trójkowego studenta za pierwszym podejściem sto stron z sensem, napisanych pięknym stylem naukowym to w ciemno wiem że mam do czynienia z plagiatem (ew. kompilacją). Zazwyczaj wystarcza mi Google i godzina-dwie, żeby znaleźć źródła pierwotne. Czasami - jeśli student zamienił "bo" na "ponieważ" - ciut dłużej. W pracach projektowych łatwo da się plagiatu uniknąć. Jeśli student w ramach pracy pisze jakiś program to ja decyduję o dodaniu jeszcze takiej czy innej opcji, umieszczeniu takiej czy innej funkcjonalności. Oczywiście ze może się zdarzyć praca pisana "na murzyna" (swoja drogą to niepoprawne politycznie określenie), ale to też mało prawdopodobne, jeśli pracuję ze studentem uczciwie (tj spotykamy się regularnie, dyskutujemy, pewne rzeczy sprawdzamy od razu "na żywym kodzie"). Myślę, że podobnie jest wszędzie tam, gdzie mamy do czynienia z empirią, czy to z jakimś casusem sądowym, czy z obserwacją zachowania zwierząt, czy mieszaniem w probówkach. Gorzej gdy praca jest mocno "teoretyczna", a niestety łatwo również i o takie.

Po trzecie, co do praw autorskich do dzieł, to uczelnie - zdaje sie, przynajmniej niektóre - cierpią na ochotę tworzenia nadmiaru prawa. Na przykład usiłują przypisać sobie z urzędu wszelkie prawa autorskie do dzieł swoich pracowników (co może mieć sens, gdy dzieła te powstają przy wykorzystaniu uczelnianego sprzętu za uczelniane pieniądze i na uczelniane zlecenie ale zupełnie nie ma sensu w odniesieniu do gdy mowa o własnej twórczości osoby na uczelni zatrudnionej - na tej zasadzie prawa autorskie do Pana Tadeusza powinna mieć Sorbona). Oczywiście w praktyce promotor jest często tak zaangazowany w pracę dyplomową że w przypadku normalnego dzieła musialby być uznany za jego współautora, ale co do tego ma uczelnia (poza tym, ze płaci promotorowi za bycie promotorem ;)). Wydaje się więc, że prawo pierwodruku jest stosunkowo niezłym wyjściem z sytuacji. Zazwyczaj dyplomant na tym nie traci bo uczelnia z tego prawa nie korzysta (ile znacie opublikowanych ostatnio prac magisterkich i to jeszcze takich, które chcielibyście kupić w sklepie), poza tym prawo autorskie dotyczy formy a nie treści. Jeśliby dyplomant miał coś rzeczywiście "wystrzałowego" (bo ja wiem - nieznany wiersz wspomnianego Mickiewicza albo jakieś błyskotliwe analizy prawne sporów o cięzkie miliony...) to nic nie zabrania mu opublikowania przed uzyskaniem dyplomu książki (do tego nie potrzeba póki co mieć wyższego wykształcenia) i napisania później pracy o przysłowiowym jedzeniu zupy łyżką, albo pracy dotyczącej jakichś drobiazgów, których w książce nie poruszył z braku miejsca...
Dla uczelni możliwość pierwodruku, to chyba przede wszystkim możliwość pochwalenia się pracami dobrych studentów, ale jak powiadam - ja nie znam przypadku, żeby ktoś z tego korzystał. Uczelniane wydawnictwa cierpią raczej na nadmiar rzeczy do wydrukowania i to taki nadmiar, że druk skryptów czy materiałów konferencyjnych zleca się na zewnątrz. No ale to juz moje osobiste doświadczenia.

Po czwarte: Piotrze, ja wielokrotnie czytałem narzekania na promotorów, którzy są niedostępni, którzy się spóźniają, lekceważą studentów i kradną ich wyniki i nie wątpię, że tacy są, natomiast jakoś nie czytałem nigdy o sytuacjach odwrotnych (może dlatego, że promotorom nie wypada narzekać na studentów), a widziałem już dużo: promotora, który nachodził dyplomanta w domu nad ranem i wyciągał z łóżka (praca była grupowa i przez jednego lenia kilka osób musiało przedłużać studia), dyplomantów którym promotor pisał kawałki rozdziałów żeby wreszcie mieć spokój i zakończoną pracę, dyplomantów, którzy przynosili do przeczytania pierwsze wersje stustronicowych dzieł na dzień przed terminem złożenia i od razu z podaniem o przedłużenie tegoż terminu z uzasadnieniem, że "opiekun był przepracowany i nie zdążył się zapoznać"...

Po piąte:

Nauka to dziś jednak nie swobodny przepływ myśli i praca twórcza, a administracyjne obostrzenia, pierwszeństwa w publikacji, etc. Chyba. Takie odnoszę wrażenie. Być może ta ocena jest krzywdząca.

Myślę, że akurat pierwszeństwa w publikacjach to jest najmniejszy problem (póki mamy rynek i komercyjne wydawnictwa a przynajmniej swobodę przekraczania granicy kraju). Gdybyż problemy z uprawianiem nauki w Polsce do tego sie tylko miały sprowadzić to bylibyśmy Mekką naukowców z całego świata a Koperników mielibyśmy średnio trzech rocznie :)

Skoro już jesteśmy w temtyce prac inż i mgrinż.

Skoro już jesteśmy przy tematyce prac inżyniersko-magisterskoinżynierskich, to przypomina mi się taka pewna sytuacja w związku z moją pracą, która wg wizji mojego promotora miała być projektem tworzonym w ścisłym powiązaniu z jakimś szeroko rozumianym biznesem. Pamiętam, że jak szukałem sobie firmy chętnej do współpracy, to jedna taka spławiła mnie właśnie prawami autorskimi. Ot piszę o tym tylko dlatego, że w takich sytuacjach lista rączek wyciągniętych w kierunku tej tzw. "własności intelektualnej" jest trochę dłuższa, a i niektórym z tych rączek wcale może nie zależeć np. na szerszym publikowaniu pracy we fragmentach lub w całości. Generalnie wszelkie pomysły w stylu ustawowego przenoszenia na kogoś praw lub praw do pierwodruku, nie są w takich sytuacjach pomocne.

Pozdrawiam serdecznie

Promotor i student...

piper's picture

Na studentów chyba nie narzeka się z jednego powodu - nie można cały czas narzekać, a naprawdę bardzo rzadko zdarza się student, który w sposób uczciwy i sumienny podszedłby do pracy dyplomowej, przynajmniej magisterskiej (o licencjacie nie wspomnę, przez grzeczność).
Poza tym trudno narzekać na studentów, mając świadomość, że sam system studiów robi wszystko tylko nie promuje pisanie prac. Nie daje ani umiejętności ani motywacji (nie licząc wymogu zdania i obronienia pracy).

Plagiat ?

Panie "Piper" , nawiązując do Pańskiej tezy:

naprawdę bardzo rzadko zdarza się student, który w sposób uczciwy i sumienny podszedłby do pracy dyplomowej, przynajmniej magisterskiej (o licencjacie nie wspomnę, przez grzeczność).

Jestem studentką i nie utożsamiam się z tym nad wyraz skrajnym i niesprawiedliwym wnioskiem. Podejrzewam, że WIĘKSZOŚĆ znajomych mi studentów, ślęcząca nad grubymi, opasłymi książkami, spędzająca długie godziny w bibliotkach również Pańskiego poglądu nie podziela. Gdyby plagiat prac był w Polsce zasadą a jedyną formą jego wykrywania, byłyby tworzone w tym celu programy, naprawdę źle by to świadczyło o ludziach, przyjmujących prace jak i o całym systemie.

Ja nie wiem co się dzieje na trafnie zdefiniowanych przez osobę biorącą udział w tej dyskusji "Wyższych Szkołach Tego i Owego" ...na WPiA nie znam osoby, która pisała swoją pracę tevchniką CTR.C CTR.V. Albo ja znam tak niewielu ludzi, albo Pan ocenia rzeczywistość przez pryzmat znanych Panu, nieuczciwych przypadków.

oj nie tylko

Maciej_Szmit's picture

Miło czytać takie listy. Ale przypadki nieuczciwości trafiają się często. Zbyt często żeby mówić o przypadkach odosobnionych niestety.

Zależy od kierunku...

Wszystko zależy od osób trafiających na dany rok, a zatem od danej uczelni i kierunku. Im więcej osób chętnych na miejsce, tym więcej osób nie nadających się na magistra można odrzucić. Z tego co zauważyłem w trakcie studiów odpadają najczęściej osoby, którym nie zależy na studiach, czasem zdarza się potrzeba przycięcia kierunku do zadanej liczebności. O Wyższych Szkołach im. Kubusia Puchatka się nie wypowiadam :) Nie wiem też jakie mogłyby być tematy prac licencjackich np. z informatyki. Na pewno w skali makro nie są to żadne poważne badania, a z kolei opisywać po raz n-ty jakąś technologię czy metodologię nie ma sensu.

Aby zasłużyć na tytuł inżyniera musieliśmy (praca grupowa) zaprojektować i wykonać działający system (lub część do już istniejącego systemu), do tego dobrze udokumentowany. Nie było prac czysto teoretycznych. Z tego co wiem, jeżeli coś w systemie nie działało to wymagana była pełna analiza popełnionych błędów (jakie technologie się do czego nie nadają). Część systemów po prostu musiała działać, bo była robiona na zlecenie firm zewnętrznych w ramach projektu Software Development Studio.

Poza dwoma miesiącami ciężkiej pracy (właśnie dziś czuję się wyspany po obronie, która odbyła się w poniedziałek) na pewno nabyliśmy nowe umiejętności (praca zespołowa, zarządzanie kodem, dobór sprzętu, różne sztuczki w LaTeXu itp.). Niektóre zespoły spotkały swoich pierwszych PHB. Samo doświadczenie jest podobne do praktyk, tyle że tu każdy musi wziąć odpowiedzialność za swoją część projektu i nie da się zastąpić pracy "podawaniem kawy".

Co do plagiatów, zbyt łatwo byłoby je wykryć. Większość systemów była dość charakterystyczna. Do tego oczywiście dopuszczalne było stosowanie oprogramowania na odpowiednich licencjach (MIT, BSD, w niektórych przypadkach GPL), a promotorzy najczęściej szukali wcześniej ogólnodostępnego (nawet za sporą cenę) rozwiązania.

Zatem dołączam się do protestu, alumno verus nie jest podgatunkiem na wymarciu. Niestety nie stanowi już 95% populacji gatunku, ale w dużych ośrodkach akademickich do <10% też mu daleko. :)

komentarz do felietonu „Luki w programie Plagiat.pl"

Szanowny Panie,

piszę do Pana w nawiązaniu do felietonu „Luki w programie Plagiat.pl i problem prac magisterskich” zamieszczonego w serwisie VaGla.pl 30.01.2008 roku.

W powyższym tekście odniósł się Pan między innymi do systemu antyplagiatowego oferowanego przez Plagiat.pl oraz informacji o lukach dostrzeżonych w nim przez jednego ze studentów Uniwersytetu Warszawskiego.

Bardzo proszę o uwzględnienie mojego głosu w dyskusji na ten temat - traktuję Pański Blog jako ważne medium, kształtujące opinię środowiska, które uważam nie tylko za obiektywnie znaczące, ale też za sobie bliskie. Dlatego przedstawienie mojego stanowiska w tej kwestii właśnie w tym miejscu ma dla mnie szczególne znaczenie.

Zacznę od problemu luk. Nie chcę angażować się w dyskusję, czy były one rzekome, czy nie i czy rzeczywiście można było oszukiwać swojego promotora i uczelnię używając niestandardowych znaków.
Doceniając działania p. Borka zmierzające do uszczelnienia systemu antyplagiatowego oficjalnie informuję, że problem został definitywnie rozwiązany przez naszych programistów. Jeszcze w tym tygodniu współpracujące z nami uczelnie otrzymają informację, że system wykrywa podmianę czcionek i jak na nią reaguje.

Poza tym chciałem się odnieść do następujących kwestii: realiów, w jakich rozwija się przedsięwzięcie firmowane przez Plagiat.pl, reakcji, jaką wywołał tekst p. Borka i naszego stosunku do problemu ochrony praw autorskich w internecie.

Napisał Pan, że „uczelnie masowo kupują program (...) Plagiat.pl”. Czy rzeczywiście tak jest? Po czterech i pół roku mojej „pracy u podstaw”, dziesiątkach prezentacji, długich godzinach spotkań, rozmów i wszystkich innych działań, których celem było nakłonienie uczelni do korzystania z systemu, udało się do tego przekonać 62 z około 470 szkół wyższych działających w Polsce.

W tym kontekście skalę zainteresowania systemem trudno uznać za masową. Warto zwrócić uwagę, że jest to sytuacja co najmniej zastanawiająca. Skala problemu polegającego na tym, że uczelnie w praktyce nie potrafią kontrolować oryginalności tekstów składanych przez studentów w formie prac dyplomowych, jest ogromna. Kwitnie handel obronionymi pracami (można je znaleźć np. na allegro), żywiołowo rozwijają się serwisy typu ściąga.pl, a rynek usług typu "napiszę pracę na zamówienie" jest pewnie kilkaset razy większy, niż środki wydatkowane w skali całego kraju na ochronę antyplagiatową. Na zamówienie pracy licencjackiej, czy magisterskiej, ze względu na stosunkowo niskie ceny może sobie pozwolić niemal każdy student. Promotorzy, nawet ci, którzy wykonują swoje obowiązki z zaangażowaniem, są wobec tego procederu faktycznie bezradni. Nie sposób wykryć, czytając pracę złożoną np. w Szczecinie, że fragment studenckiego tekstu wyszedł spod pióra studenta np. z Rzeszowa, w sytuacji, gdy robi on wrażenie napisanego na wyraźne życzenie promotora wyrażone w czasie rozmowy z magistrantem w trakcie przygotowywania pracy. Firmy przygotowujące prace na zamówienie obiecują uwzględnianie uwag promotorów i mają bardzo bogate, na bieżąco uzupełniane zbiory prac z poprzednich lat.

Naprawdę skutecznym wsparciem dla promotorów, bo przecież nie jedynym remedium - bez zaangażowania profesury i uczciwości samych studentów żadne działania dydaktyczne nie mogą być skuteczne - byłby system porównujący każdą składaną pracę z możliwie wieloma poprzednimi.
Dzięki takiemu rozwiązaniu sprzedawanie „gotowców” nie miałoby sensu, a firmy piszące na zamówienie musiałyby zacząć naprawdę pisać, a nie kompilować i ze względu na nieunikniony wzrost cen popyt na ich prace zostałby skutecznie ograniczony. Wydaje się, że jest to dość oczywiste, dla każdego, kto chciał się nad tym zastanowić.
System antyplagiatowy oferowany przez Plagiat.pl jest właśnie takim narzędziem, które dodatkowo porównuje analizowane teksty z zasobami internetu. Ów system jest prosty w obsłudze i tani (koszt sprawdzania i ochrona wszystkich prac dyplomowych stanowiłby ułamek procenta budżetu uczelni, niezależnie od jej wielkości), łatwo go dostosować do struktury uczelni. Dlaczego więc cieszy się tak małą popularnością? Pozostawiam to pytanie bez odpowiedzi …

Często zastanawiam się również nad tym, czy kiedykolwiek doczekamy się sytuacji, w której polscy studenci, biorąc przykład z amerykańskich kolegów, będą wymuszać na władzach swoich uczelni instalowanie systemów antyplagiatowych? Czy będą walczyć o zwiększenie rangi swoich dyplomów i uczciwe zasady oceniania? Nie ma doskonałych systemów, ale każdy działający jest lepszy, niż brak jakiegokolwiek. Myśli tak każdy, kto bierze pod uwagę jakość systemu kształcenia, a nie łatwość omijania stawianych przezeń wymagań.
Póki co atmosfera w polskich mediach nie sprzyja takiemu rozumowaniu - informacje p. Borka bardzo chętnie wykorzystywały media, które dążąc do zdobycia newsów nie zastanawiają się głębiej nad znaczeniem problemu jakim jest plagiatowanie (w tym plagiatowanie prac magisterskich).

Jakie są konsekwencje takiego stanu rzeczy? Nie odnosząc się do kwestii, czy likwidacja prac dyplomowych byłaby z punktu widzenia dydaktyki dobrym pomysłem, czy nie, dopóki ich nie zniesiono, zdolność do kontroli ich jakości i samodzielności studentów decyduje o jakości systemu edukacyjnego. Całe społeczeństwo traci na tym, że system edukacyjny dostarcza gospodarce absolwentów z fałszywymi dyplomami. Te osoby obsługują nas w urzędach, sprzedają nam leki, uczą nasze dzieci i budują drogi, po których jeździmy.

Z tego punktu widzenia cele Plagiatu i środowiska regularnie czytającego Pański blog są zbieżne. Rozwój naszego systemu, podobnie jak copyleft, wolne licencje, tworzenie i dystrybuowanie wiedzy w jak najszerszym zakresie, Wikipedia, inicjatywy w rodzaju Wolnych Podręczników, Wolnych Lektur etc., służy poprawie jakości edukacji w Polsce. Wspieramy tego typu inicjatywy (Plagiat.pl jest partnerem Projektu Wolne Podręczniki) i szczerze mówiąc - sami liczymy na wsparcie naszych działań.

Jeśli chodzi o informowanie o zasadach działaniach programu i o otwarcie kodu - powód, dla którego się na to nie zdecydowaliśmy, jest dość oczywisty. Wymagają tego nasi klienci - uczelnie, obawiając się, że otwarcie kodu ułatwiłoby oszukiwanie programu.

łączę wyrazy szacunku,
dr Sebatsian Kawczyński

Głos rozsądku

Szanowni Państwo

"Często zastanawiam się również nad tym, czy kiedykolwiek doczekamy się sytuacji, w której polscy studenci, biorąc przykład z amerykańskich kolegów, będą wymuszać na władzach swoich uczelni instalowanie systemów antyplagiatowych?"

Ja mam nadzieję, że nigdy takich czasów nie doczekam.

Przeraża mnie to co się obecnie zaczyna dziać na uczelniach - wyścig szczurów, komercjalizacja, egoizm i dążenie do sukcesu "po trupach" kolegów.

Bardzo wielu studentów nie widzi nic złego w tym, że pomogą koledze w napisaniu kawałka pracy lub dadzą ściągnąć na egzaminie. To typowe przejawy tzw. "solidarności studenckiej". Denerwuje to tylko karierowiczów i kujonów.

Ludzie - nie dajcie się zwariować - Plagiat.pl to typowy przykład dzikiego kapitalizmu wdzierającego się obecnie na polskie uczelnie. Kilku "przedsiębiorców" z Warszawy chce zarobić i stworzyło bardzo prosty program działający na zasadzie wyszukiwarki internetowej (ala Google), sztucznie "rozdmuchało" problem plagiatowania prac - wmówiło władzom uczelni, że wszyscy studenci to złodzieje i zarabia olbrzymie pieniądze korzystając bezprawnie z własności intelektualnej absolwentów uczelni, bez ich zgody.

Ciekaw jestem, czy kadra nauczycielska rzeczywiście chce, żeby na polskich uczelniach zapanowała ta specyficzna atmosfera strachu, niepewności, podejrzliwości i donosicielstwa związana z powszechnym "wyścigiem szczurów", przykrytym "keep on smiling" , która występuje na zachodnich uczelniach.

Studenci - nawet plagiatowicze - to tylko młodzi ludzie, którzy czasem robią jakieś głupoty - a wy chcecie zrobić z nich przestępców z powodu kilku linijek przepisanego tekstu albo malutkiej ściągi na egzaminie.

A paradoksalnie - wielu uważa, że w tej chwili to właśnie firma Plagiat.pl podmiotem, który najbardziej łamie prawa prawa autorskie w Polsce:
- http://prawo.vagla.pl/node/7849
- http://blaszyk-jarosinski.pl/?p=47

Dziękuję za reklamę, ale nie skorzystam

System antyplagiatowy oferowany przez Plagiat.pl jest właśnie takim narzędziem, które dodatkowo porównuje analizowane teksty z zasobami internetu.

Chciałbym się zapytać, z jakimi konkretnie zasobami internetu? I na jakich zasadach przetwarza te dane? O ile np. informacje publikowane na wikipedii objęte są licencją GFDL, to nie można tego powiedzieć o reszcie zasobów.

Często zastanawiam się również nad tym, czy kiedykolwiek doczekamy się sytuacji, w której polscy studenci, biorąc przykład z amerykańskich kolegów, będą wymuszać na władzach swoich uczelni instalowanie systemów antyplagiatowych?

Chyba każdy się zastanawia, czy zapotrzebowanie na produkty oferowane przez jego firmę kiedyś wzrośnie do poziomu przekraczającego wszelkie oczekiwania.

Dla mnie jako studenta zakup takiego oprogramowania, czy subskrybcja usługi nie wiąże się z niczym poza ograniczeniem budżetu na pracę badawczą/stypendia/rozwój uczelni. Promotorzy najczęściej radzą sobie z oceną czy dany student potrafiłby napisać tekst przedstawiony jako jego praca dyplomowa.

Nie ma doskonałych systemów, ale każdy działający jest lepszy, niż brak jakiegokolwiek.

Tutaj się nie zgodzę. Brak systemu nie generuje kosztów, system generuje koszty. Jeżeli zysk ze stosowania systemu jest wart mniej niż koszty, to taki system nie jest lepszy od braku jakiegokolwiek systemu.

Czy będą walczyć o zwiększenie rangi swoich dyplomów i uczciwe zasady oceniania?

Ranga mojego dyplomu jest wystarczająco wysoka, gdyby jakiś pracodawca miał wątpliwości może poprosić o referencje moich profesorów lub zweryfikować moją wiedzę na wyrywki. Do tego mało kto pyta o tytuł pracy dyplomowej.

Pozdrawiam

W zasadzie mam pytanie jak

W zasadzie mam pytanie jak Państwo odnoszą się do wykorzystywania prac licencjackich/inżynierskich przy pisaniu pracy magisterskiej (mowa oczywiście o pracy autora). W sytuacji gdy pierwszy stopień to studia dzienne a drugi to zaoczne – chyba nikt nie oczekuje, że będzie to praca na miarę nagrody nobla. Studenci zajęci swoją pracą nie są w stanie w pełni poświęcić się uczelnianym obowiązkom. Pojawia się oczywiście pytanie dlaczego więc studiują – bo system tego od nich wymaga, wymaga mgr przed nazwiskiem. Czemu więc nie pozwolić tym ludziom kontynuować uaktualniać swoich wcześniejszych prac – jeśli ktoś będzie na tyle ambitny żeby napisać zupełnie nowa prace na pewno to zrobi – ale masa i tak przeklepie jakiś teoretyczny temat (kredy gotówkowy na podstawie X banku – promotor przynajmniej jest na bieżąco z ofertą jeśli przeczyta prace;) którego jedynym realnym wymiarem będzie poświecony na wydruk papier – nie lepiej (przynajmniej w przypadku studiów dwustopniowych) zastosować prace w przypadku pierwszego stopnia i egzamin przy drugim stopniu (bądź odwrotnie).

Na koniec krótka historia:
Po napisaniu i obronie pracy licencjackiej nie pozostawiłem jedynie wersje elektroniczną – która w trudach licznych zmian miejsca zamieszkania zagineła. Kontynuując tok studiów trafiłem na zajęcia które pokrywały się z tematem mojej pracy. Po pierwszych zajęciach na których przedstawiono zagadnienia przedmiotu i sposób zaliczenia – referat – po rozmowie z osobą prowadzącą ustaliłem, ze wystarczy gdy zaprezentuje swój licencjat. Nie osiadając swojej kopii udałem się do uczelni w celu skopiowania wersji elektronicznej którą dostarczyłem razem z wydrukiem. Jakie było moje zdziwienie gdy najpierw dowiedziałem się, że praca została zgłoszona do konkursu (o czym nikt mnie nie zawiadomił) i dalej gdy po kilku tygodniach powiedziano mi, ze praca już z tego konkursu nie powróciła – została zgubiona przez jednego profesorów – który z tego co wiem udostępniał swoim podopiecznym prace z poprzednich lat. W zasadzie mam tylko dwa pytania: dlaczego ktoś korzysta z mojej pracy bez mojej wiedzy i dlaczego nie mogę to być ja.

Dlaczego pisze o tej sprawie właśnie w tym temacie? Bo tak naprawdę nasuwa mi się jeszcze jedno pytanie Kto naprawdę nakręca pisanie plagiatów? Studenci czy system nauczania?

Józef Górniewicz,

Józef Górniewicz, prorektor UWM ds. kształcenia: - "Po pierwsze: Plagiat.pl jest dla nas za drogi. W ubiegłym roku zaoferowano nam go za 400 tys. zł (...)" - Gazeta.pl: Plagiat.pl za drogi dla naszego uniwersytetu

W plagiat.pl są już 68 uczelnie - ILE TA FIRMA ZARABIA NA PRACACH NAUKOWYCH STUDENTÓW

Przecież tym powinna się zająć Policja i Prokuratura!

nadużycie programu plagiat.pl

Witam

Piszę tu w imieniu żony, która jest zbyt roztrzęsiona i zdenerwowana by dzielić się swoimi problemami. A że cierpienie żony to o także mój problem postanowiłem poszukać pomocy. Otóż żona jest studentką DSWE TWP we Wrocławiu w trakcie pisania pracy magisterskiej. Ale nie pracę magisterską chodzi, a o zwykłą pracę zaliczeniową. Dzisiaj żona otrzymała od swojej Pani profesor mail, który wstrząsną ją do głębi. Otóż Pani profesor sprawdziła pracę w programie plagiatowym, argumentując, że robi tak zawsze gdy praca kwalifikuje się do najwyższej oceny(!). W wyniku, którego szczegółów profesor nie podała (moim zdaniem żona powinna otrzymać kopię raportu) stoi, że studentka przepisała jedno zdanie. Raport pokazał też kilka innych "podejrzanych" fraz, ale o nich konkretnie Pani w swoim mailu nie wspomniała.

Żona jest studentką, która swoją pracę licencjacką napisała na bdb z wyróżnieniem. Obecnie przyznano jej najwyższe stypendium naukowe. I te sukcesy nie są wynikiem jej blisko 5-cio letniego "fuksa" i przemykania ze swoimi "plagiatami" pod nosem profesorów, ale i samodzielnej, ciężkiej pracy. Czy zdanie, o którym wspomniała Pani profesor rzeczywiście pojawiło się na pracy, jako wklejony tekst? Tak. Ale nie stało się tak wynikiem lenistwa, złej woli czy pójścia na łatwiznę. Po prostu zdanie to zawierało dokładnie to co żona miała na myśli pisząc temat dość wąski do swobodnej interpretacji. Trudno było by zawrzeć temat zdania konstruując go inaczej. Być może błąd polegał na tym, że wystarczyło umieścić tam cudzysłów i odnośnik. Ale w pośpiechu gdzieś się to zgubiło. Za to sytuacja ta frapuje o tyle, że student jest takiej sytuacji ganiony za PRACĘ, KWALIFIKUJĄCĄ SIĘ DO NAJLEPSZEJ OCENY. Bo przecież gdyby to była "3 stronicowa wypociną Mariolki" nie było by żadnej afery. Inna sprawa to cudze myśli. Prawdę mówiąc nie mogę powstrzymać się od śmiechu, gdy słyszę, o wykorzystywaniu cudzych myśli jako swoich wplatając je w swoje opracowania. Przecież mogę mieć własne, twórcze i bardzo konkretne poglądy (mowa cały czas o pracy w temacie humanistycznym), które pokrywają się z myślami i poglądami innych ludzi, którzy na "moje nieszczęście" kiedyś je opublikowali.

Konkludując, sądzę, że żona padła ofiarą nadużycia ze strony profesora, który wymagając samodzielnej pracy wylewa dziecko z kąpielą (i to w najlepszym z punktów widzenia). Na koniec dodam, że całą pracę wraz z żoną sprawdziliśmy w plagiat.pl i współczynnik podobieństwa 1 wyniósł 6,4% zaś podobieństwa 2 - 1,5 % z czego wszystko po za krótkimi frazami, które nawet dziecko uznało by za przypadkowe to cytaty opatrzone cudzysłowem i odnośnikiem.

Ciekawi mnie, czy ktoś inny również padł ofiarą "cyfrowego promotora".

Prawda

Hehe - ale widziałem, że takie prywatne sprawdzenie słono kosztuje. I pewnie o to tej firmie chodzi. Stresują studentów tym gadaniem o plagiatach,żeby Ci korzystali z ich serwisu i zgarniają kupę kasy - bo to niezmiernie droga usługa - 30 tys znaków za 11 zł, bardzo drogo.

Walka na zachodzie

Właśnie trafiłem na Court Order z New Jersey nakazujący googlowi usunięcie z indeksu 544 "site"ów (domeny DNS drugiego stopnia).

Axact v. Student Network Resources

Dziwny sposób na rozwiązywanie tego problemu i jednocześnie niebezpieczny precedens.

pytanie

Witam! czy może mi ktoś powiedzieć czy jeżeli korzystałam z ustawy i kodeksu przy pisaniu pracy oraz ze strony internetowej ops to może wyjść mi plagiat? Bardzo proszę o odpowiedz, bo strasznie się boje...

Tak. W internecie jest

Tak. W internecie jest bardzo dużo aktów prawnych, więc na 99,99 % program to zaznaczy - ale na 100% nie będzie to plagiat.

Sprawdż sobie za darmo fragment do 500 znaków tego aktu prawnego w plagiat.pl.

pytanie

Mam pytanie własnie skonczyla pisac prace licencajcką pisalam o jednej z polskich partii politycznych. W swojej pracy korzytał m.in. z programu politycznego tej partii umieszczonego na jej stronie internetowej oraz z sprawozdania po roku sprawowania włądzy w parlamencie oba dokumenty były w formacie PDF czy przy sprawdzaniu prgramem antyplagiatowym może wyjść plagiat?? jak to sie ma także do archiwum gazet np. Gazety Wyborczej do którego musiałam wykupic dostęp aby skorzystac z artykułow? bardzo prosze o odpowiedz.

Z moich doswiadczeń wiem, że plagiat zaznacza też teksty

zapisane w sieci w pdf-ie. Ale nawet tak zaznaczony tekst nie jest plagiatem. Natomiast plagiat.pl nie wykrywa tekstów umieszczonych na chronionych hasłem serwerach.

Apropos powyzszych

A ja wam powiem drodzy Państwo ze studenci są coraz bardziej cwani (mowie o tych którzy tacy są - czytaj. inteligentni na swój sposób) - skoro plagiat porównuje tylko sprawdzany tekst z internetem lub pracami do porównania z bazy a student (bądź też "inny naukowiec":) napisze opracowania na podstawie czegoś co nie zostało tam zamieszczone patrz. literatura zagraniczna w dużej mierze bądź nowości z których nikt nie korzystał albo na oczy nie widział.. z nam takich setki.. to plagiat będzie zerowy "technicznie" - nazywam to: "kompilacją tysiąca tekstów bez wkładu własnego" - sam sprawdziłem kilka razy.. i co: plagiat 0%

w niedawnym Krakowskim Słowie Polski dr... właściciel wypowiadał się o swoim programie twierdząc że nie da się go oszukać i jest cały czas ulepszany w celu wyeliminowania niedociągnięć wykorzystywanych przez studentów.. ale cóż na pewne rzeczy wpływu niema nawet on o których napisałem powyżej..

No ale

Większość prac humanistycznych to cytowanie cudzych poglądów, bo co student ma nowego, twórczego wymyśleć?

a co z pracami angielsko-języcznymi?

Piszę pracę mgr z filologii ang. dokładnie z psycholingwistyki i korzystam zarówno z ksiązek jak i internetu, w tym e-books... Staram się jak najwięcej sama pisać, ale pojawiają się też jakieś zwroty, a nawet zdania bardzo podobne do zródłowych. Czy zostaną wykryte jeśli powiedzmy w bazie nie ma podobnych prac?? czy z racji stosunkowo mniejszej ilosci prac z tego zakresu tematycznego w jezyku angielskim jestem bezpieczniejsza? Prosze o jak nawiecej informacji... Pozdrawiam!

prace zamieszczone w internecie

mam dla was ciekawy link
http://www.bordeux.net/Bez_kategorii/Bankowo%C5%9B%C4%87_internetowa_jako_nowoczesny_kana%C5%82_dystrybucji_us%C5%82ug_bankowych/
cała praca zamieszczona na stronie czyli wszystkie słowa (każde jedno) w niej zawarte robią za tagi oczywiście nie jedyna na ten temat

życzę powodzenia tym, którzy piszą na tematy zawieszone w taki sposób w sieci, antyplagiat ich zmasakruje

dadam, że zjawisko zaczyna być niepokojące dla wielu tematów - w taki sposób wykorzystywane są prace (najczęściej własne ale co z tego) do poprawiania odwiedzin na stronie a co za tym idzie google addony i kaska leci

w taki sposób można "posklejać" cokolwiek i zarabiać na reklamach ale jednocześnie "udupić" tych, którzy na podane cokolwiek chcą napisać pracę. przecież wiadomo, że lista źródeł, słów i tematów na spisie treści jest skończona-ograniczona

podany przypadek zawiera chyba wszystkie źródła dotyczące tematu i oczywiście ta praca ma czy miała się dobrze ale teraz korzstając z tych samych źródeł antyplagiat wskarze na daną stronę i wtedy trzeba liczyć na inteligentego promotora żeby temat przepchnąć

dzięki tej publikacji i podobnych moja praca miała 60%! a pisałem sam bo wiem, że sam i to kilka lat przed publikacją tej pracy na sieci

moim zdaniem niedługo antyplagiat będzie można sobie wsadzić

moje osobiste zdanie jest takie, że zostal stworzony tylko do zarabiania kasy dla autorów a reszte idei (marketingu) zawsze można dopowiedzieć

strach się bać

ksiewi's picture

Czy to jest argument za zamknięciem Internetu, czy raczej za koniecznością uświadomienia sobie, że aktualnie funkcjonujące programy "antyplagiatowe" nie wykrywają plagiatów, lecz po prostu powtarzające się frazy? Takie frazy mogą, ale nie muszą stanowić plagiatu.

Ale taki sposób działania stresuje i utrudnia życie tysiącom

studentów, którzy nie mają pewności, że ktoś już pisał w internecie na podobny temat, jak ich praca. Problem w tym, że student musi zapłacić za prywatne sprawdzenie pracy kilkadziesiąt złotych, a uczelnia często w promocji kilka, kilkanaście złotych. Im więcej uczelni wejdzie do tego systemu tym większy będzie dla tej firmy strumień kasy od studentów, którzy chcą przed obroną sprawdzić, czy nie będą posądzani o plagiat z powodu wyniku wyszukiwań. Poza tym prywatna firma dostaje za darmo, bez zgody ich autorów, teksty naukowe chronione prawem autorskim, co moim zdanie w ogóle kłóci się z ideą ochrony własności intelektualnej.

Chwilkę

Przecież sprawdzarki to nie sądy. Jeżeli student rzeczywiście pisał samodzielnie pracę na jakiś temat i wyciągnął własne wnioski na postawie swoich badań oraz źródeł, to nie widzę podstaw, żeby uczelnia robiła mu problemy (promotor może ew. zapytać studenta skąd się coś wzięło w pracy).

Takie poprawianie pracy pod sprawdzarkę w praktyce sztucznie poprawia jej wynik: likwiduje fałszywe "wykrycia" plagiatów.

zaraz zaraz

ksiewi's picture

To, czy wykorzystanie tekstu dostępnego w Internecie jako wzorca do poszukiwania plagiatu bez wyraźnej zgody uprawnionego jest dopuszczalne na gruncie prawa autorskiego to jest odrębny problem, na który zwracał już uwagę VaGla. Istotnie, z samego faktu publikacji w Internecie trudno wywodzić zgodę na cokolwiek, poza działaniami w ramach dozwolonego użytku.

Natomiast argument, że publikacja w Internecie mojej pracy może narazić na stres kogoś, kto chce pisać na podobny temat to chyba jakiś kiepski żart.

Czy gdyby profesorowie Barta i Markiewicz wrzucili do Internetu swoje "Prawo autorskie" (zachęcam!), to cała reszta doktryny musiałaby zaprzestać publikacji?

Czy mogę prosić o przykłady zwrotów i fraz, które zostały wskazane przez program antyplagiatowy w tym przypadku? Bo mam wrażenie, że mamy inne wyobrażenia co do dyskutowanego problemu.

ksiewi

Problem w tym, że uczelnie patrzą przede wszystkim wynik raportu prawdopodobieństwa w procentach, a nie na to, co rzeczywiście plagiat.pl zaznaczył. Praca się nie kwalifikuje, bo jest zaznaczone np. 50% tekstu, a to, że podkreślony tekst to przepisy prawa lub orzeczenia sadowe, promotora nie obchodzi, bo nie chce mieć kłopotów z władzami uczelni.

Miałam dziś wątpliwą

Miałam dziś wątpliwą przyjemność rozmawiania z moją panią promotor. Otóż oddała mi poprawioną pracę i kazała znaleźć w literaturze pasujące do treści pracy fragmenty, aby zwiększyć liczbę przypisów. Kiedy zapytałam po co ten zabieg, odpowiedziała: No chyba nie myśli pani, że uwierzę, że napisała to pani sama. Poza tym na każdej stronie ma być przypis. Ręce mi opadły. Widać student, który w dzisiejszych czasach używa własnej głowy zamiast internetu uchodzić winien za oszusta...

proszę o interpretację %

Witam,

dostałam raport z plagiat.pl odnośnie pracy licencjackiej pisanej w oparciu o kilka ustaw oraz regulaminów organizacyjnych jednostek samorządowych.
Plagiat wyrzucił tak:
współczynnik podobieństwa 1: 35,3%
współczynnik podobieństwa 2: 6,6%
limit współczynnika podobieństwa 2: 25

Czy mógłby mi ktoś mądrzejszy zinterpretować te zawiłości i podpowiedzieć co i ile zmieniać? Dodam, że większość zaznaczonego tekstu to właśnie ustawy i regulaminy. Oczywiście wszystko opatrzone jest odpowiednimi przypisami.

Pozdrawiam.

A co z pracami dyplomowymi

A co z pracami dyplomowymi na kierunkach matematycznych? Czy definicje też podchodzą pod plagiat?

Antyplagiat a uczelnie techniczne

Opinia jaką napisałem pod koniec czerwca 2009 roku do oferty na oprogramowanie systemu antyplagiatowego złożonej Politechnice Poznańskiej.

# # #

Walka ze zjawiskiem przypisywania sobie autorstwa i praw do tego, co jest dziełem innych jest poza wszelką dyskusją konieczna. Oferowany [uczelnia] "System" antyplagiatowy
(http://www.plagiat.pl) aspiruje do statusu narzędzia, które ma taką walkę ułatwiać/wspierać. Czy tak jest? Nie jestem o tym przekonany. Oto moja opinia dotycząca oferty jaką złożono [uczelnia]:

1. Analiza podobieństwa tekstów jest realizowana przez porównanie dokumentów w formatach .txt. rtf. doc i .ppt. To niewątpliwie "standardy" popularne wśród przeważającej liczby użytkowników, co jest bezpośrednią konsekwencją rozpowszechnienia pakietu oprogramowania biurowego MS Office - w szczególności dotyczy trzech ostatnich ze wskazanych formatów. W przypadku naszej Uczelni ta teza jest również prawdziwa, ale mamy też swoją specyfikę - znaczący odsetek prac jest przygotowywany w formacie .tex (LaTex), pominąć nie można też formatu .pdf - standardu de facto całego Internetu.

Dla dopełnienia obrazu sytuacji należy również
przywołać nową formę przygotowywania prac - zbiory stron WWW, a ostatnio całe serwisy dedykowane realizowanym pracom inżynierskim i dyplomowym (testowane aktualnie na przykładzie kilku prac dyplomowych o tematyce związanej z informatyzacją Uczelni - standard HTML z wariantami). Oznacza to, że formaty, których "system" nie akceptuje wymagałyby więc uprzedniej konwersji do postaci akceptowalnej, a to z kolei oznacza dodatkowy znaczący nakład pracy jeszcze przed testowaniem na okoliczność plagiatu jakkolwiek dostępne są różnej klasy programowe narzędzia konwersji/ekstrakcji określonych typów danych z takich
formatów.

2. Uczelnia techniczna i generalnie techniczne kierunki studiów poruszają się przede wszystkim w przestrzeni faktów, których właściwością jest niezmienność i powtarzalność
(standardy, normy, stale fizyczne, formuły matematyczne,
algorytmy, języki programowania, środowiska
informatyczne i systemy operacyjne, zasady konstrukcyjne,
definicje, teorie, twierdzenia, karty katalogowe, etc.).

W konsekwencji prace powstające na takiej uczelni z definicji odwołują się bądź wprost przywołują materiały o współczynniku powielenia niezwykle bliskim jeśli nie równym 100%. Takie prace zawierają jakże często kardynalne dla meritum pracy ilustracje, diagramy i szkice - zarówno źródłowe jak i własne, autorskie - uwzględniane w "systemie"
antyplagiatowym tylko w formie podpisów/opisów, który pomija
komponent graficzny jakże często jako pierwszy padający łupem łamiących prawa autorskie w Internecie i przywłaszczany przez plagiatorów (nagminne "przedruki" zdjęć/szkiców/schematów bez podania źródła i ew. zgody właściciela praw autorskich na taki przedruk).

Prace powstające na uczelniach technicznych
z definicji są znacznie bliżej zakwalifikowania jako "podobne" przez "system" antyplagiatowy. Taką tezę i wątpliwości zdaje się chyba potwierdzać lista referencyjna, na której znajdujemy tylko jedną Politechnikę, pojedyncze zaledwie Wydziały "techniczne", kilka PWS-zetów i przygniatający odsetek uczelni humanistycznych
(uniwersytety) oraz prywatnych szkół wyższych, których profile trudno zakwalifikować do technicznych. Dla zachowania obiektywności trzeba jednak podkreślić, że w tej ostatniej grupie są i uczelnie o profilu technicznym - informatycznym.

3. W ocenie prac - w tym także pod kątem ew. plagiatu i łamania praw autorskich (której to funkcji "system" akurat nie realizuje) nic nie zastąpi promotora i jego bliskiego kontaktu ze studentami. O to wszak chodzi przecież w standardach kształcenia. Dogmatyczne wręcz traktowanie "systemu" antyplagiatowego jako fetyszu i atrybutu, który należy posiadać może świadczyć o systemowym nadmiarze prac jakimi muszą zajmować się promotorzy, albo też o tym, że nie przykładają się oni do swoich obowiązków. Taka sytuacja
- niezależnie jednak od diagnozy - stwarza naturalną
podatność na uleganie iluzji rozwiązywania problemów nowinkami technologicznymi ubranymi w szaty niedoskonałej implementacji. Taką właściwością grzeszy według mnie "sytem" jaki się nam oferuje.

4. Niezależnie od powyższej argumentacji, wprowadzenie elementu weryfikacji antyplagiatowej jest wartościowe i dyscyplinujące. Centralizacja w tym zakresie (a tak pracuje oferowany "system" - testy antyplagiatowe przeprowadza wąska grupa upoważnionych osób) jest jednak cechą funkcjonalną bynajmniej nie przyczyniającą się popularyzacji takich praktyk/procedur.

Własnością, która mogłaby to przełamać jest przekształcenie
testów antyplagiatowych w procedurę rozproszoną i indywidualną. Każda praca musiałaby zawierać
na dodatek uzupełniający obecne już w pracach oświadczenie o
samodzielnym wykonaniu pracy - rodzaj zaświadczenia/certyfikatu wystawianego przez system antyplagiatowy znakowanego odpowiednią sygnaturą graficzną i odpowiednią cyfrową.

Uzyskanie takiego certyfikatu i sygnatur byłoby obowiązkiem
indywidualnym każdego studenta, a weryfikację
przedłożonych/zamieszczonych w pracy certyfikatów - dostęp
do rejestru dokumentującego konkretną weryfikację i jego
ew. analiza, wykonywałby promotor. Cały nakład pracy konieczny do przygotowania i sam test antyplagiatowy byłyby wykonywane indywidualnie przez autorów prac. Po stronie Promotora/uczelni pozostawałoby więc tylko zweryfikowanie testów. Oferowany nam ([uczelnia]) system antyplagiatowy tak nie pracuje. Jest przy tym oczywiste i konieczne, aby w takiej koncepcji "tester" antyplagiatowy ściśle współpracował z systemem wspomagania dydaktyki (integracja funkcjonalna i na poziomie danych o autorach prac).

Podsumowując:

a) uważam ofertę za nieatrakcyjną technicznie i technologicznie;
b) warto przedyskutować za i przeciw ew. wbudowania mechanizmu testów antyplagiatowych w koncepcję systemu [wspomagania pracy dziekanatu].

Budżety uczelni

Zastanawia mnie jak to możliwe, że już prawie 70 uczelni zdecydowało się na korzystanie z odpłatnego, zewnętrznego systemu sprawdzającego, który nie należy do najtańszych (co wskazywali poprzedni komentujący), zamiast zainwestować we własną bazę i własny program?

Uczelnie państwowe, szczególnie techniczne, angażując tylko część budżetu poświęcanego na serwisy antyplagiatowe, mogłyby skutecznie stworzyć zupełnie "od zera" własny, być może nawet skuteczniejszy program, odnosząc wiele korzyści, w tym:

1. Dożywotnią darmową licencję.
2. Całkowite rozwiązanie problemu z udostępnianiem danych osobowych i samych tekstów firmom prywatnym.
3. Lepszą współpracę z innymi uczelniami, niezależną od wpływów jakichkolwiek firm.
4. Możliwość bieżącego modyfikowania kodu programu i błyskawicznego poszerzania bazy o nowe teksty do porównań.

Z pewnością łatwiejsze

Z pewnością łatwiejsze jest kupienie usługi zewnętrznego podmiotu, niż dogadanie się wielu uczelni, a potem prowadzenie takiego programu.

ja proponuję zakończyć

ja proponuję zakończyć pisanie prac mgr bo za kilka lat to wszyscy będziemy mieć plagiat. stosownie tego typu programów to tylko biznes. czy nie wart byłoby się zastanowić nad egzaminami końcowymi państwowymi. ta opcja zmuszałaby przynajmniej studentów do nauczenia się materiału. w przypadku kierunków humanistycznych, ale też nie wszystkich jak co to praca taka wewnętrzna mogła by zostać, natomiast pisanie pracy mgr przez matematyka czy chemika,a nawet logopedów z mojego punktu wiedzenia jest nieporozumieniem bo w tym przypadku materiały zapewne będą bardzo zbieżne. a i uczelnie nie wydawały by kasy na tego typu programy. a i co najważniejsze to skończy by się biznes z pisaniem prac a proszę mi wierzyć z mojego otoczenia ludzie kupują gotowe prace pisane na zmówienie

plagiat.pl a prawo autorskie

Ciekawe stwierdzenie:

http://www.rp.pl/artykul/1027290-Antyplagiat-przeswietli-teksty.html


Jaka jest podstawa prawna wykorzystywania tekstów 
przez Plagiat.pl?

[...]

Plagiat.pl. i nie ma i nie pretenduje do posiadania praw autorskich do prac w jakimkolwiek zakresie. Zależy nam natomiast na tym, żeby nie było żadnych wątpliwości prawnych dotyczących posiadania tych praw przez uczelnie. Ewentualne wątpliwości rozwiązują one w taki sposób, że każdy student, który oddaje pracę dyplomową do dziekanatu, podpisuje oświadczenie, które uprawnia uczelnię do jej przechowywania i przetwarzania na potrzeby systemu antyplagiatowego.

A jaka jest podstawa prawna takiego oświadczenia???

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>