Jeszcze nie wiadomo kto jest przestępcą czyli R&D w sferze prawa

e-faktyCzy rozwój internetu wyprzedza prawo? Były już na ten temat dyskusje na łamach prasy, były rozważania socjologów, prawników czy praktyków e-biznesu. W wypowiedzi udzielonej serwisowi prowadzonemu przez Instytut Logistyki i Magazynowania postawiłem tezę, że jeśli chodzi o rozwój prawa, to mamy obecnie do czynienia ze stadium testowania i eksperymentów. W sferze R&D (research and development; badania i rozwój) czasem wiele trzeba się napracować, by dojść do wniosku, iż dany pomysł nie będzie miał szansy na wdrożenie. Taka wiedza również ma wartość, chociaż może się wydawać, że czas spędzony na odkrywaniu zasad funkcjonowania życia społecznego w tym obszarze jest czasem straconym. Ja sam uważam, że ten czas stracony nie jest.

Wywiad ukazał się na stronie e-Fakty, chociaż wymaga zalogowania się. Przy okazji zastanawiam się wciąż nad tym, jaki jest sens przygotowywania wypowiedzi do prasy. Taki wywiad często to przecież "odautorska wypowiedź". W rozmowie z prof. Safjanem poruszyłem kiedyś kwestię wywiadów. Zapytałem: do kogo należą autorskie prawa autorskie do wywiadu, który przeprowadzałem z profesorem. Profesor odpowiedział, że autorskie prawa majątkowe oczywiście będą przysługiwały mnie, ponieważ ja będę ten wywiad pisał, wymyśliłem pytania, określiłem jego zakres. No dobrze, a w przypadku, gdy odpowiedź pisze sam przepytywany, w pewnym sensie sam określił zakres odpowiedzi?

Również w wywiadzie dla e-faktów padło pytanie o prawo autorskie: Najwięcej emocji wzbudza chyba aspekt naruszania praw autorskich. Jak wygląda stosowany w Polsce system kar za to przestępstwo? - zapytała mnie p. Izabela Wielicka. Odpowiedziałem:

Nie chciałbym omawiać systemu kar. Na ten temat dostępna jest bogata literatura, można też sięgnąć do odpowiednich ustaw. Wolałbym odnieść się do kwestii innej: prawo autorskie ma stosunkowo młodą tradycję. Kiedyś mnisi kopiowali woluminy i za jedną książkę można było kupić kilka wsi. Nie było w tym nic zdrożnego, że kopiowano utwory innych. Z czasem jednak sytuacja się zmieniła. Pojawiła się sprzedaż egzemplarzowa i wydawcy mieli ekonomiczny interes w tym, by uzyskać monopol na konkretną treść, na możliwość wyłącznym dysponowaniem danym utworem. Dziś obserwujemy wojnę „starego” z nowym. W internecie nie musi być egzemplarzy. Kopia jest praktycznie tożsama z oryginałem. Nagle się tez okazało, że na świecie są miliardy twórców i każdy ma coś do powiedzenia (chociaż nie każdy utwór osiąga lub mógłby osiągnąć taką samą wartość ekonomiczną). Każdy taki utwór jest chroniony na gruncie aktualnych regulacji, chociaż przedstawiciele „branży” woleliby dzielić utwory na te, na których zarabiają (a więc godne ochrony) i np. „user generated content” – treści pochodzące od użytkowników. A system dystrybucji się zmienia. Dziś autor nie musi korzystać z „wąskiego gardła” wydawcy, by ze swoimi utworami trafić do czytelników, słuchaczy, widzów. „Starym pośrednikom” się to nie podoba. Oczywiście pojawiają się nowi pośrednicy: wyszukiwarki, przedsiębiorstwa oferujące usługi telekomunikacyjne, itp. Pojawia się nowa siła, która stara się wywierać wpływ na kształt przyjmowanych regulacji prawnych. Wydaje się, że w tym całym zamieszaniu zupełnie nie chodzi o ochronę praw autorów. Autor już wcześniej został „wyprany” ze swoich praw, bo praktyka obrotu w dużej części polegała na podpisaniu przez autora umów przenoszących „z marszu” prawa na wydawcę. Prawo autorskie dziś chroni interes pośrednika, nie zaś autora, o czym świadczy np. tendencja do przedłużania czasu ochrony długo po śmierci twórcy. Jeśli faktycznie chodziłoby o to, by to autor miał ochronę związaną z twórczym wkładem, to nie byłoby uzasadnione dziedziczenie tego typu praw, bo przecież spadkobiercy nie wnieśli nic do powstania utworu, a jeśli wnieśli – powinni być chronieni jak współautorzy. Dziś w mediach często padają określenia: „pirat”, „przestępca”, „złodziej” w kontekście osób, które korzystają z dobrodziejstwa swobodnej wymiany informacji (a utwory to takie informacje, którym ktoś nadał określoną formę). Gdy na rynek wprowadzono maszyny tkackie Jacquarda (1804 rok), to wybuchały zamieszki na ulicach, tkacze palili te maszyny, dewastowali nowe przedsiębiorstwa. Walczyli o utrzymanie status quo, bo od tego zależał ich byt. Postępu nie dało się zatrzymać. Automatyzacja się upowszechniła, a dotychczasowi tkacze zasilili szeregi innych zawodów. Być może podobnie będzie w sferze prawa autorskiego. Dlatego nie chciałbym mówić o przestępczości, bo nadal nie wiadomo, kto w relacjach związanych z obiegiem informacji jest przestępcą, a kto wykonuje przysługujące mu z natury prawa.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>