Nie czuł się zobowiązany do dalszego świadczenia i dał temu wyraz
Urząd Miasta Zakopane stanął przed jasnym sygnałem, że może warto poważniej podejść do swoich zasobów informacyjnych, w szczególności do negocjacji umów o utrzymanie witryny internetowej. Sygnał wysłał niedawny wykonawca witryny, kiedy wywiesił pod internetowym adresem urzędu znak "pie***lę nie robię". Urząd Miasta powiadomił prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, a to właśnie z powodu tego napisu. Zdaniem urzędu dotychczasowy usługodawca "naruszył dobre imię urzędu". Interesująco wygląda jednak relacja drugiej strony, tj. relacja wykonawcy, a dotycząca prób dogadania się z urzędem jeszcze przed tym, gdy umowa o opiekę nad witryną wygasła...
O sprawie pisze Tygodnik Podhalański w tekście Nie robię (a za Tygodnikiem również Gazeta.pl w tekście "Pier..., nie robię" na stronie zakopiańskiego urzędu miasta). Twórcą witryny była firma GTI Computers, która to firma należy do Szymona Bajorka. Witryna została wykonana i serwisowana na podstawie umowy na obsługę. Umowa zaś była zawarta na czas do końca 2007 roku. Podobno wszystko było w porządku, chociaż wypowiadający się dla Tygodnika właściciel firmy wskazuje pewne problemy:
– Zarzucano mi, że na stronie nic się nie dzieje, a tymczasem nie mieliśmy z kim rozmawiać o konkretach. Tylko jeden wydział zamówień publicznych sam wrzucał informacje, inne nie robiły nic. Byłem tymczasem wzywany do urzędu w każdej błahej sprawie, a magistrat zatrudnia przecież dwóch informatyków. Musiałem jechać do urzędu, gdy na przykład pani Ewie Matuszewskiej – byłej szefowej Biura Promocji – nie działała poczta elektroniczna, a na miejscu okazywało się, że wystarczyło raz kliknąć, aby przychodzące wiadomości nie znajdowały się na końcu, a na początku – opowiada.
A potem opowiada jak w grudniu, a więc przed upływem czasu na jaki umowa została zawarta, próbował się spotkać się z burmistrzem, co mu się jednak nie udało. Jak donoszą źródła - nie dostał też informacji o przedłużeniu umowy, a 16 stycznia poproszono go o przekazanie haseł do witryny. Problem w tym, że witryna była hostowana na serwerze, który dzierżawi firma Bajorka od NetArt. Jednym słowem - urząd chciał dostać dostęp do serwera i systemu zarządzania treścią, ale nie chciał podpisać umowy z dotychczasowym partnerem. Bajorek zaś nie widział powodu, aby dawać dostęp do swojego serwera. Potem doszło do wysłania umowy, ale umowa ta - jak twierdzi sam zainteresowany: "była kompletnie nieprofesjonalnie napisana". Potem zaś - tu oddaję głos wykonawcy:
Nie wiem też, dlaczego urząd chciał, abym podpisywał umowę ze wsteczną datą. Dalej nie mogłem porozumieć się z urzędnikami, dowiedziałem się tylko, że zatrudnili kogoś nowego. Gdy w nocy wyłączyłem stronę i dałem obrazek, że „pier… nie robię”, od razu odezwały się telefony od urzędników.
W efekcie urzędnicy złożyli doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa, ale też przez 15 godzin na "sztandarowej" witrynie Zakopanego wisiał stylizowany znak-sygnał. Teraz napiszą o tym wszystkie serwisy internetowe, bo sytuacja obrazuje jak zdeterminowany mógł być wykonawca i jak marnie zabezpieczył się przed taką sytuacją urząd. Będzie nauka na przyszłość....
Kiedyś pokazałem na pewnym szkoleniu projekt umowy o wykonanie strony internetowej. Miała 14 stron (chociaż wiadomo, że w takich umowach nie chodzi o liczbę stron). W projekcie były postanowienia dotyczące licencji na przekazane materiały potrzebne do wykonania witryny, były klauzule dotyczące tajemnicy przedsiębiorstwa, były protokoły zdawczo odbiorcze, były też postanowienia dotyczące procedury eskalacji i różne inne postanowienia. Trudno powiedzieć jak taka umowa broniłaby się potem przed sądem (wiele trudnych słów i definicji), ale łatwiej byłoby przekonać sąd do tego, jaka była faktyczna treść zgodnego oświadczenia stron w różnych kwestiach. Oczywiście czasem wystarczy wypełnić prosty formularz umowy zlecenia, nic w nim szczególnie nie ustalać poza mało mówiącym ogólnikiem, że się zobowiązuje "do wykonania i utrzymania witryny" i, że 12,5 tys plus VAT. Przyjęło się mówić, że umowy zawiera się na czas wojny, nie na czas pokoju...
Jeśli prawdziwa jest relacja właściciela GTI Computers, potwierdza to moje podejrzenia dotyczące stanu świadomości polskiej administracji publicznej (i samorządu) w drodze do "społeczeństwa informacyjnego". Każdy sobie rzepkę skrobie, każdy sobie wybiera dostawcę usług, każdy sobie robi BIP... Każdy we własnym zakresie, bez żadnych standardów technicznych czy standardów umownych.
Do tej pory nie było zbyt wielu tego typu konfliktów, ale najwyraźniej czara zaczyna się przepełniać. Zobaczymy co w tej sprawie się jeszcze wydarzy. Na pewno warto tę sprawę uważnie śledzić.
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
smieszno i straszno
Muszę powiedzieć, że cała sprawa ubawiła mnie setnie ;-) Obrazuje dokładnie to, o czym piszesz, Piotrze: stan świadomości polskiej administracji publicznej (do niej zalicza się też administracja samorządowa) w dziedzinie społeczeństwa informacyjnego. Podświadomie sympatyzuję całym sercem z wykonawcą strony, który - doprowadzony do ostateczności - zrobił to, co zrobił. Z drugiej strony, jest mi przykro i wstyd, że samorząd Zakopanego - miasta, którego strona internetowa powinna być dopracowana w każdym szczególe, jako najlepsze chyba narzędzie promocji - nie przywiązuje należytej wagi do tej formy kontaktu. Aż strach pomyśleć, jak będą działać w praktyce elektronicznej skrzynki podawcze, czy formularze służące wnoszeniu podań do organów administracji publicznej...
druga strona medalu
Jest też druga strona medalu - chodzą plotki, że panowie z GTI podczas instalacji nowego serwera w serwerowni UM urządzili sobie popijawę. Pozostawili po sobie kartony od pizzy i puszki po piwie, na które trafił opozycyjny radny - zrobił zadymę i skończyło się nieprzedłużeniem umowy.
Wiadomo, że w tej sprawie wszystkiego nie wiadomo
Pisząc notatkę na bazie wskazanych źródeł założyłem, że w tej sprawie nie wszystko wiadomo. W końcu z jednej strony dysponujemy (tylko) wypowiedzią właściciela firmy, z drugiej (tylko) informacją o skierowaniu sprawy do prokuratury. Siła wykonanego performance przemawia do wyobraźni, więc pewnie będzie dużo różnych komentarzach - o obyczajowym charakterze pewnie na innych forach, tutaj liczę na te, które dotyczą warstwy regulowania umownie relacji między administracją (samorządem) a wykonawcami. Tego typu doniesienie to tylko "wisienka na torcie" wielu innych doniesień gromadzonych w dziale e-government czy informatyzacja niniejszego serwisu. Teraz oczekiwałbym konkretnego stanowiska Urzędu, być może dowiemy się jakie są ustalenia prokuratury (umieszczenie takiego a nie innego komunikatu pod danym adresem obsługiwanym, którego abonentem jest urząd). Przy tego typu sprawach wiele może wyjść interesujących kwestii. Dlatego napisałem, że warto będzie śledzić tę sprawę, o ile myślenie "public relations" nie sprowokuje stron do próby "zakopania" informacyjnego okoliczności zdarzeń.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Jak dla mnie sprawa jest
Jak dla mnie sprawa jest jasna. Skoro pana Szymona nie wiązała żadna umowa z Urzędem Miasta, to mógł sobie na swoim (a dokładniej na dzierżawionym przez siebie) serwerze umieścić co chciał. A skoro Urząd Miasta miał życzenie skierować swój adres internetowy na serwer, do którego nie ma żadnych praw, to... wykazał się poczuciem humoru :-)