O tym, że przedstawiciele państwa zrozumieli ostatni, ale czy rzeczywiście zrozumieli?
"Ja się z Państwem podzielę swoim doświadczeniem z ostatnich kilkunastu tygodni. Mnie się wydawało, że my tak piszemy w różnych dokumentach rządowych, programowych: "budujemy społeczeństwo informacyjne", "będzie dostęp do szerokopasmowego internetu", co się wydaje przecież jakoś tam technologicznie, przecież, oczywiste, i nagle uświadomiłem sobie, przy tym zwielokrotnionym głosie w sprawie... błędu, jaki został popełniony, także poprzez użycie tej nazwy: Rejestr, tak, jak indeks, jak cenzura, i tak dalej... Uświadomiłem sobie, że nie: my projektujemy jakieś społeczeństwo informacyjne, tylko jesteśmy w samym środku społeczeństwa informacyjnego. I jeśli, że tak powiem, przedstawiciele państwa zrozumieli to ostatni, to wybaczcie, ale zrozumieli".
- Michał Boni, szef Zespołu Doradców Strategicznych Pana Premiera Donalda Tuska oraz jednocześnie Przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów, w trakcie konferencji "Polska otwarta" (nagranie z tego konkretnego wystąpienia dostępne jest w serwisie Vimeo).
Osobiście cieszę się, że publikacje w serwisie VaGla.pl mogły - jak uważam - przyczynić się do powyżej przywołanej iluminacji. Mógł się do niej przyczynić wspólny wysiłek organizacji społecznych, które sformułowały postulaty, przyczyniły się do niego osoby uczestniczące w facebookowych grupach, piszące listy do władz... Trzeba było głośno krzyknąć... Ale co po pierwszym zrozumieniu?
Moim zdaniem powoływanie kolejnego gremium, tym razem nazwanego "grupa inicjatywna", nie jest tym, o co chodzi w tej dyskusji. Państwo ma już wiele różnych gremiów, grup, komitetów, rad, które zajmują się informatyzacją i e-government. Powołanie nowej grupy nie rozwiąże sytuacji. Chodzi przecież o to, by istniejące, zwłaszcza te, które pobierają za swoją prace wynagrodzenie z budżetu, działały racjonalnie i celowo. Tworzenie zamkniętego "serwisu konsultacji społecznych" spowoduje - jak uważam - jedynie kolejne obstrukcje w procesie otwierania administracji publicznej. Może to czarnowidztwo, ale poparte argumentacją historyczną - z zamkniętego "serwisu z poprzedniej epoki" spowoduje nieracjonalne wydatki pieniędzy, z którego nie będzie dawało się korzystać. Zamiast powoływać "grupy inicjatywne", zamiast tworzyć "zamknięty serwis z PDF-ami", należy zająć wymusić publikacje dokumentów dotyczących procesu stanowienia prawa w sposób ustrukturalizowany, wyposażony w API (ang. application programming interface), pozwalający wykorzystywać "mashupy" w dowolnym miejscu w Sieci. Dogadajcie się wreszcie między sobą - w Sejmie jest jeden system, RCL chce tworzyć inny, znacznie uboższy, do systemu trzeba wpiąć Kancelarię Prezydenta RP, sądy z Trybunałem Konstytucyjnym (z którego serwisu internetowego dziś praktycznie nie da się wygodnie korzystać). Udostępnijcie ludziom dane, by mogli je następnie ponownie wykorzystać w dowolnym celu, w tym dla stworzenia serwisów internetowych, pozwalających na społeczną dyskusję. Tam będzie kwitła debata. Tam - w Sieci - będą formułowały się opinie na istotne dla społeczeństwa tematy i tam będzie (już tak jest!) rodził się ten potencjał, który "przedstawiciele państwa" będą mogli (musieli) wykorzystywać do realizowania powierzonych im "przez społeczeństwo" misji.
Do tego nie jest potrzebna "grupa inicjatywna" z blogerami i innymi osobami, które pozwoliły "przedstawicielom państwa" zrozumieć. Trzeba dokonać bardziej śmiałych posunięć. Trzeba wskazać konkretną osobę w strukturze władzy wykonawczej, która mając oparte na przepisach rangi ustawowej kompetencje będzie odpowiedzialna za ewaluacje wydatków budżetowych czynionych na budowę infrastruktury e-government w Polsce. Do tego trzeba zmienić tworzenie budżetu, by dało się w każdej chwili wskazać - przykładowo, ile pieniędzy wydano na "oprogramowanie prawnicze" w Rządowym Centrum Legislacyjnym, ile w minionym roku wydano z budżetu państwa na tworzenie i obsługiwanie Biuletynów Informacji Publcznej... To tylko elementy potrzebnych - jak uważam - działań.
Oczywiście powołując "grupę inicjatywną" można chwilowo "skanalizować" dyskusję, pozornie dopuścić najgłośniej krzyczących do stolika, przy którym spotyka się "władza publiczna". Wielu nawet będzie może miało z tego powodu satysfakcję, powód do dumy i dobrego samopoczucia. Dobre samopoczucie niektórych nie jest chyba jednak tym, o co w tej całej sprawie powinno chodzić (Maćkowi pogratulowałem (wzruszającego) tekstu na jego temat w Wyborczej, chociaż pewnie on sam, gdyby go zapytać, odpowie, że w tym całym zamieszaniu nie o to chodziło, co z ostatnich tygodni "zrozumiał" dziennikarz; por. Polska Wiosna Ludów w Zimie 2010, czyli o czym moglibyśmy rozmawiać, Czy "hazardowa afera" wymusi przejrzystość procesu stanowienia prawa? Eeee...).
Jeśli chodzi o to, co będzie dalej, czytającym te słowa "przedstawicielom państwa" proponuję przyczynek do dalszych rozważań, a być może bodziec do głębszego zrozumienia.
- "Nowa nadzieja" w government 2.0? - rozmowa ze Zbigniewem 'Gandalfem' Branieckim o nowym projekcie
- Czy "grupa inicjatywna" mogłaby również liczyć na ministerialne pensje?
- Rządowy System Informacji - co my właściwie konsultujemy?
- Udzielisz wsparcia, gdy na horyzoncie pojawi się alternatywny dostęp do informacji publicznej?
- "Wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły", a to błąd, bo chodzi o to, by go gonić (zając, królik, wszystko jedno)
- Rządowa propozycja współpracy z "internautami": droga ku sanacji czy rozmycie odpowiedzialności?
- Grupa robocza blogerów/internautów, przedsiębiorców, organizacji i rządu będzie się zajmowała...
- W Wielkiej Brytanii ferment w sferze struktury elektronicznej władzy
- Federalny Główny Informatyzator USA - elektroniczna administracja w strukturze władzy
Podobne komentarze gromadzę w dziale cytaty niniejszego serwisu. Materiały na temat wspomnianego "Rejestru" oraz procesu legislacyjnego, związanego z nowelą ustawy hazardowej i tego, co się działo w związku z tymi pracami (m.in. dyskusja z udziałem organów władzy publicznej - Pana Premiera, Pana Prezydenta, Rzecznika Praw Obywatelskich, itp), zebrane są w dziale Rejestr Stron i Usług Niedozwolonych.
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
Teoretycznie tak, ale...
Cytat z początku tego wpisu jest budujący, przynajmniej jeśli chodzi o zakończenie. Ale nie jestem do końca pewien, czy przypadkiem ten przebłysk nie ogranicza się jedynie do ministra Boniego i jego współpracowników.
Teoretycznie masz rację, skoro i tak ma być rewolucja, to niech będzie od razu zrobiona porządnie. Tyle że patrząc na sprawę realnie to może nie wyjść. Dla polityków sam fakt spotkania "prostego ludu" z premierem oraz wysłuchanie gorzkich komentarzy uzasadnionych merytorycznie to już coś w rodzaju terapii szokowej. Nie wiem, czy im taka "grupa inicjatywna" nie jest potrzebna do lepszego ogarnięcia całej tej Sieci. Być może to będzie coś w rodzaju "grupy wsparcia" przekładającej z "sieciowego" na "nasze".
--
Piotr "Mikołaj" Mikołajski
http://piotr.mikolajski.net
budujący?
To, niestety, ujawnia stopień zrozumienia problemu przez rząd. Błąd, najwyraźniej, nie polegał na pomyśle wprowadzenia cenzury, tylko na "brzydkiej" nazwie. Gdyby RSiUN nazywał się Lista Stron Bez Zdjęć Słodziutkich Kociaczków to wszystko byłoby OK...
Co tu budującego?
Moim zdaniem, obecne wypowiedzi to nie jest zmiana poglądów tylko "damage control". Lud się wzburzył, to trzeba jakoś uspokoić, może zapomną i zrobi się swoje. Czyż nie to sugerowały wcześniejsze wypowiedzi o zastanowieniu się i rozważeniu? Te pod koniec/zaraz po przesławnym spotkaniu. Nie "rezygnujemy bo to złe" tylko "zastanowimy się i damy wykrętną odpowiedź".
Jedynym, co mogłoby mnie przekonać o prawdziwej zmianie poglądów, byłoby podjęcie działań w obronie wolności. Konkretnych.
Zależy komu. Świadomym użytkownikom Internetu nie, na co nam kolejny tuzin kolesiów w garniturkach, zainteresowanym prawdopodobnie głównie pobieraniem dodatku za "ciężką pracę". Władzy natomiast takie grupy, urzędy, rady czy komisje są na rękę - powoła się twór jakiś taki i problem z głowy: nie będą premierowi i ministrom przeszkadzać.
Może i coś zrozumieli. Pytanie tylko, co właściwie? Wydaje mi się, że to zrozumienie ograniczy się do świadomości, że zbyt otwarta próba zdobywania kontroli nad Internetem nie przejdzie i "kto wolno jedzie dalej zajedzie".
Tak, podejrzliwy i cyniczny jestem, bo widzę tę falę, która obejmuje kolejne kraje, przynosząc cenzurę pod pretekstem walki z pedofilią i terroryzmem. U nas przynajmniej wybrano niesztampowe uzasadnienie ale to nie powód do dumy.
--
Powyższa wypowiedź NIE została zatwierdzona przez Główny Urząd Kontroli Stron i Postów.
Zabawne, ale wczoraj...
... napisalem felieton "Co po rejestrze" do Dwutygodnika, rozpoczynający się od tego samego cytatu i zawierający mniej więcej te same wnioski :-)
1% na Fundację Nowoczesna Polska, KRS: 0000070056;
Swoją drogą
Swoją drogą - interesująco byłoby zestawić początkowy cytat z innym cytatem, tym mianowicie o zastaniu Polski analogowej, a zostawieniu cyfrowej. Jeśli zmieniło się coś w sferze rozumienia w jednym przypadku, to może również coś powinno się zmienić w rozumieniu w drugim.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Kolejne echa
Przywołany cytat z ministra Boniego skomentował również Jakub Chabik w tekście Welcome to the Real World.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Nie jestem pewien, czy
Nie jestem pewien, czy faktycznie konsekwencje tego co ujawniło się przy okazji RSiUN do końca dotarły - i to do obu stron. Z jednej strony w społeczeństwie informacyjnym państwo traci cześć władzy (w podobnym sensie, jak kiedyś straciło ją na korzyść massmediów), z drugiem strony "społeczeństwo informacyjne" zostaje obciążone odpowiedzialnością. Jeżeli faktycznie weszłoby w życie szerokie konsultowanie projektów ustaw ze stroną społeczną, nie da się już automatycznie zrzucać odpowiedzialności na głupich posłów tworzących złe prawo. Bo od tego są konsultacje, żeby ewentualne słabości projektu wskazać i poprawić.
Co moim zdaniem jest korzystne...
kolejny zespół-wespół
Jest taka stara prawda urzędnicza: chcesz sprawę szybko i sprawnie załatwić- zrób to sam, chcesz ją [proszę się wyrażać parlamentarnie - VaGla] - powołaj zespół.
Więcej urzędników, to więcej zespołów.
Witam.
Wielkie dzięki! Wreszcie zajarzyłem czemu z takim rozmachem zachodzi kreacja nowych stanowisk urzędniczych i roszady kompetencyjne władz lokalnych. Mam tu na myśli zapędy wojewodów mające na celu podporządkowanie sobie niezależnych struktur nadzoru i kontroli poczynań w sferze biznesu. I to zarówno wobec prywatnych firm jak i tych, których organem załozycielskim jest wojewoda!
Znów zadziała hasło: "Jesteś albo ze mną... Albo cię nie ma!"
A odpowiedzialność za decyzje rozmyje się w chmurze biurek urzędniczych na których będzie załatwiana sprawa urzędowa.
Pozdrawiam
Co z posłami The Pirate Bay?
Vagla zapomniał patrzeć co robią europosłowie The Pirate Bay, a to chyba interesujące? Minister Boni, umówmy się, jest na bardzo niskim poziomie władzy, i jego kwestia rozumienia bądź nierozumienia - wtórna.
Nie zapomniał
Nie zapomniał. Po prostu staram się w tym serwisie nie zajmować aktywnością "polityczną" polityków, a tym, co się dzieje w sferze "większych konkretów". Czasem sobie robię tylko małe wycieczki w sferę "pytań" (teraz mam pieczęć, więc będę listy do polityków pieczętował, aby były przez to "ważne"), licząc na to, że pytania doczekają się kiedyś odpowiedzi.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Dyktator IT
I jeszcze jedno: "Trzeba wskazać konkretną osobę w strukturze władzy wykonawczej" - to brzmi desperacko, tak jakby ostatnia nadzieja była w jakimś Dyktatorze IT, który jak mieszanka Batmana ze Stalinem, naprawi naszą rzeczywistość :-)
Niestety, zmiany, aby miały sens, muszą mieć powszechny charakter, więc dyktator może się nie sprawdzić. Potrzeba większych zmian, niż personalne. Aby naprawić IT, trzeba zmienić styl sprawowania władzy.
Nie o dyktatora chodziło
Nie o dyktatora chodziło. Chodziło o wskazanie konkretnej osoby (nie zaś komisji, rady, stałego komitetu, "grup inicjatywnych" i innych), która mając konkretne kompetencje dane ustawą (a więc nie rozporządzeniem, zarządzeniem, powierzeniem) mogłaby być z imienia i nazwiska rozliczona z realizacji stawianych jej przez tą ustawę celów. I - tak jak napisałem - chodziło mi o ewaluacje wydatkowania pieniędzy publicznych, które przeznaczane są na IT. To jest ten pomysł, który zaczęli realizować w USA, a o którym głośno mówi się w UK. Jesteś, Drogi Sergiuszu, w UK. Możesz napisać kilka słów na temat tego, gdzie w tekście W Wielkiej Brytanii ferment w sferze struktury elektronicznej władzy zrobiłem błędy w relacji tego, co się dzieje w brytyjskim e-government.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Oczywiście skala jest
Oczywiście skala jest duża, ale ćwiczenie w sumie jest dość trywialne i przekładając na kroki mogłoby chyba wyglądać tak:
1. Określenie zakresu działania - które jednostki administracji są przedmiotem pierwszego etapu;
2. Stworzenie pełnej listy planowanych i posiadanych 'platform konsultacyjnych' w określonych strukturach;
3. Natychmiastowe wstrzymanie wszystkich projektów rozwojowych platform do czasu ustalenia jednolitych wymagań odnośnie jednej rządowej 'platformy komunikacyjnej', którą wszystkie określone agendy będą musiały zasilać;
4. Ustalenie wymagań funkcjonalnych i formy zasilania, potwierdzenie, że jest to wykonalne (ewentualna - przepraszam za ogólnik - nowelizacja prawa żeby było);
5. Analiza, czy którykolwiek z posiadanych systemów spełnia wymagania i może zostać wykorzystany/rozwinięty (minimalizacja kosztów);
6. Realizacja;
7. Uruchomienie i utrzymanie;
8. Rozwój.
Strategicznym celem powinna być moim zdaniem (czytając poprzednie wpisy w serwisie - nie tylko moim) budowa w modelu przyrostowym systemu, który zbierze całość działalności administracji nie tylko na poziomie rządowym.
Rozumiem, że API jest najtańszą wersją i tak naprawdę byłoby genialnie, gdyby rząd zrobił cały backend i go jako całość zasilał, a my już sobie z resztą poradzimy.
Jestem dość sceptyczny jeśli chodzi o tworzenie 'wielu mashupów', bo uważam, że musi powstać jeden spójny produkt, gdzie będzie można zebrać wszystkie zainteresowane grupy dzięki odpowiedniej architekturze informacji. Mashupy fajna rzecz, ale tutaj potrzebna jest spójność i 'domyślny dostawca', bo skończymy dokładnie tak samo jak Ministerstwa, które równolegle będą rozwijać podobne produkty i tworzyć martwe fora dyskusyjne - i tutaj my 'internauci' powinniśmy się dogadać i zrobić naszego 'Facebooka do e-gov'. ;) Oczywiście nie oznacza to, że nie ma to być open source'owy projekt, bo oczywiście powinien być - ale builda powinna tworzyć jedna grupa, wspomagana przez ludzi robiących aplikacje dostępne dla zainteresowanych grup w jego ramach. W tym modelu powstało imperium Facebook i Firefox, więc może warto pójść jednak w tą stronę.
W całym produkcie kluczowe wydaje mi się segmentowanie komunikacji - jedną grupę użytkowników tworzą osoby zainteresowane konkretnymi dziedzinami i urzędnicy, ale zupełnie odmienną są 'zwykli ludzie', które chcą wiedzieć 'co i na kiedy będzie, czy jest 'zgodnie z harmonogramem' i 'sensownie' - moim zdaniem te potrzeby też powinny zostać uwzględnione w projektowaniu platformy, bo inaczej powstanie rozwiązanie, które będzie atrakcyjne wyłącznie dla grup eksperckich (co nie znaczy, że na początek to nie jest ok).
W pełni podpisuję się pod tym, że powinna powstać 'Generalna Dyrekcja Autostrady Informacyjnej', bo jest to oczywisty model w organizacji projektowej.
Natomiast rządowym kurkiem z kasą na IT powinien zawiadować moim zdaniem komitet sterujący opierający się o klarowną strategię. W jego skład powinny wejść trzy klasyczne PRINCE'owe grupy:
1. Senior User - reprezentant 'Grupy Doradczej' (dopuszczalnych kilku, zakładam, że w długim terminie nie będzie w niej reprezentantów rządu)
2. Executive - szef 'GDAI'
3. Senior Supplier - rządowy CTO, musi też być reprezentowana kompetencja prawna.
Podział głosów byłby do ustalenia.
Pytanie też jak rozwiązać kwestię eskalacji zakładając, że kompetencje wyższych urzędników w tej dziedzinie są ograniczone - pewnie jeszcze nie raz będzie okazja do podniesienia alarmu.
Wydaje mi się, o czym pisałem tu http://wyborcza.pl/1,75515,7593103,Samowolka_internetowa_w_rzadzie.html, że łagodnym startem jest wyjście od stron WWW, bo budżety i problemy są znacznie mniejsze, ale sam pisząc ten tekst miałem z tyłu głowy, że jest to tylko punkt wyjścia do problemów większego kalibru - ponadto jest chyba już za późno na start od WWW.
Swoją drogą - nadal jest captcha (i to popsuta!!) w wersji dla niepełnosprawnych http://www.premier.gov.pl/ ;)
Pozdrawiam,
Grzegorz
Marzenie ściętej głowy...
Jeśli przez "wiele mashupów" rozumiesz wiele serwisów internetowych prezentujących treści, to się nie zgodzę. Szeroko pojęte instytucje rządowe, państwowe i samorządowe produkują zbyt wiele danych, żeby dało się wszystkie wyświetlać w jednym serwisie. Oczywiście z technicznego punktu widzenia można zrobić wszystko, pytanie czy to będzie miało sens.
Jeden wielki uniwersalny serwis ma to do siebie, że nikt nie jest z niego zadowolony. Informacje giną w jego czeluściach i nawet najlepsze skonstruowanie jego struktury pod względem architektury informacji pomaga tylko częściowo.
Zresztą wielość odbiorców i ich potrzeb z definicji nie daje wielkich szans na zaprojektowanie jednego serwisu, rzeczywiście spełniającego często wykluczające się potrzeby.
Jeśli jednak przez "wiele mashupów" rozumiemy wiele baz danych, to pełna zgoda. Podstawą sukcesu będzie stworzenie systemu, który gromadzi sensownie opisaną wiedzę z jak największej liczby źródeł i udostępnia ją każdemu chętnemu przez otwarte API.
Niech w ten sposób będzie zasilany wielki serwis oficjalny, ale równocześnie niech ludzie lokalnie będą w stanie tworzyć swoje własne serwisy, przetwarzające wybrany zakres zagadnień. W końcu jeśli w moim Olsztynie grupa programistów będzie chciała stworzyć system do monitorowania zamierzeń rządu i Sejmu wobec miasta oraz do kontroli poczynań lokalnych parlamentarzystów (a może nawet radnych), to czemu odmawiać im tej możliwości? Zwłaszcza że to raczej takie lokalne serwisy będą w stanie realnie wpływać na poczynania parlamentarzystów czy P.T. władz samorządowych.
--
Piotr "Mikołaj" Mikołajski
http://piotr.mikolajski.net
Prawie pełna zgoda
Prawie pełna zgoda ;)
Jeśli celem jest przyklejenie i trwała aktywizacja użytkowników, a nie to, żeby weszli raz i się pobawili aplikacją o Olsztynie to musi moim zdaniem powstać jakiś agregator.
Budowa agregatora dotyka głębszej kwestii. Jednym z bardziej istotnych problemów sieci jest filtrowanie rozproszonych treści - robią to czytniki RSS, Newslettery, iGoogle/netvibes, robi facebook. Jeśli to nie zostanie dobrze ogarnięte, to efektywne używanie 10 niezależnych mashupów może być, zapewniam Cię, koszmarem. I nawet nie wchodzimy tutaj w problemy takie jak 10 niezależnych loginów i systemów komentarzy, tylko mówimy o fizycznej możliwości śledzenia informacji :) I cały czas mówimy o masowym, a nie niszowym użytkowniku.
Wersja 'agregator' jest też wygodniejsza dla programistów z Olsztyna, bo mają dostęp do lokalnych użytkowników, a ci wiedzą gdzie szukać nowych lokalnych aplikacji i optymalnie dostają je w jakiejś ustandaryzowanej formie.
Ponadto rozproszone społeczności nie są zbyt skuteczne, a w modelu bez agregatora nie idziemy w tym względzie ani o krok do przodu.
Chyba są dwie główne drogi, żeby taki agregator realizował założenie 'przyklejalności':
1. ustalasz jednolite wymagania co do kanałów dystrybucji i systemów logowania dla serwisów robionych na bazie rządowego API. Zakładasz, że będzie to przestrzegana dobra praktyka, albo robisz formalne wymaganie; budujesz katalog tych serwisów.
2. robisz centralną aplikację, która ma odpowiednie protokoły i 'programiści z Olsztyna' piszą na tej platformie, która zapewnia spójną komunikację z zewnętrznymi aplikacjami.
Zgoda, że na krótszą metę tańszy i bardziej otwarty jest pierwszy model, ale pytanie co się dzieje, kiedy Nasza-Klasa pisze, albo Google zmienia API. Wtedy przerabiasz 1000 mashupów zamiast jednej platformy - słabo.
I będę obstawał, że to może i powinien być to ten sam serwis co 'rządowa platforma komunikacyjna', chociaż nadal to spór o wirtualny byt.
Kapica prosi o Rejestr v 2.0
O ile dobrze zrozumiałem ten list ministra Kapicy do ministra Berka, to jest to prośba o powrót do pomysłu Rejestru, ale bez nazywania go Rejestrem oraz bez uwzględniania UKE:
http://www.mf.gov.pl/_files_/bip/bip_projekty_aktow_prawnych/oc/2010/9.03/mfdo_rcl_0803_2010r.pdf
Na pytanie postawione w tytule artykułu należy, niestety, odpowiedzieć: Nie, nie zrozumieli.