"Nieodpłatne licencje" i fiskus - podpowiedź interpretacji w celu ochrony własnych interesów?
Jak się wydaje - mamy kolejną odsłonę walki tradycyjnej prasy o utrzymanie się na "rynku" (por. Są różne interesy, a "kto nie jest z nami, jest przeciwko nam"). Oto serwis internetowy Dziennika Gazeta Prawna publikuje przypuszczenia, że fiskus może zacząć żądać regulowania zobowiązań podatkowych od "nieodpłatnego korzystania z cudzych dóbr". Artykuł nie przywołuje stanowiska Ministerstwa Finansów, pisząc jedynie, że "fiskus przygląda się niechętnym okiem" jakimś działaniom. Cytowany jest też ekspert, który spekuluje, że korzystanie przez serwisy internetowe z "z tzw. nieodpłatnych licencji, może skłaniać organy podatkowe do uznania, że uzyskują one przychód podatkowy w postaci tzw. nieodpłatnego świadczenia". "Może skłaniać" nie oznacza jeszcze, że "już skłania". Cały artykuł odbieram, jak uprzejmą podpowiedź udzieloną Ministerstwu Finansów, jak mógłby uprzykrzyć życie internetowym serwisom.
Z tekstem można się zapoznać pod tytułem Jak fiskus może zarobić na internetowych serwisach (Ewa Matyszewska, Marek Kutarba). Odbieram to w ten sposób, że po prostu "wrzucono temat" do publicznej dyskusji. Ta dyskusja zresztą ma już swoją pewną historię i w tym serwisie odnotowałem kilkakrotnie problem leżący na styku komercyjnego i bezpłatnego oprogramowania, gdy zastanawialiśmy się Jak zaksięgować darmowe oprogramowanie? (wcześniej: Podatek od Wolnego Oprogramowania). W tamtej dyskusji pojawiło się nawet Pismo Podsekretarza Stanu z dnia 10 marca 2006 r., znak PB3/GM-8213-12/06/144, dotyczące skutków podatkowych związanych z korzystaniem z bezpłatnych programów komputerowych, skierowane do dyrektorów wszystkich izb skarbowych i urzędów kontroli skarbowej, o czym koledzy z Dziennika Gazety Prawnej nie wspominają.
Ze zdziwieniem jednak czytam materiał redakcji:
To dlatego firmy, które bezprawnie wykorzystują cudze artykuły, przed organami podatkowymi twierdzą, że nie mogą płacić za nieodpłatne korzystanie z takich treści, bo artykuły te ukradły.
Nie ma tu podanego źródła. Chętnie poznałbym chociaż jeden przypadek, w którym ktoś, jakaś firma, tłumaczyła przed organami podatkowymi, że "ukradła artykuły" i dlatego - jak rozumiem - nie płaci podatków. Zakładam, że koledzy z Dziennika Gazety Prawnej w kolejnym swoim tekście będą bardziej rzetelni i wskażą źródło takich tez, a także odnotują, tak, by czytelnicy nie byli poddawani manipulacji (mamy jeszcze jakieś zasady etyki dziennikarskiej?), że przecież wydawca gazety bierze aktywny udział w kampanii wpływu, związanej z określoną sytuacją cywilizacyjno-rynkową.
Co w 2006 roku stwierdził Minister Finansów? Stwierdził wówczas:
(...)
Przepisy podatkowe określające wartość przychodu podatkowego z tytułu nieodpłatnie otrzymanych świadczeń nie przewidują sytuacji, gdy wskazane świadczenie jest z założenia bezpłatne dla wszystkich zainteresowanych podmiotów. W art. 12 ust. 6 ustawy o podatku dochodowym od osób prawnych, zostały określone te przypadki, w których istnieje możliwość porównania wartości nieodpłatnego świadczenia z innymi odpłatnymi świadczeniami dokonywanymi przez podatnika. Możliwość ustalenia wartości "porównywalnych" świadczeń wskazanego rodzaju w przypadku bezpłatnych programów komputerowych, które są dostępne dla wszystkich na jednakowych (nieodpłatnych) zasadach, nie może być przeprowadzona, a tym samym brak jest podstaw do ustalenia wartości przychodu.
(...)
Mamy więc potencjalne dwie sytuacje - jedna to "kradzież", o której pisze Dziennik Gazeta Prawna, druga to "bezpłatne licencje", o których również Dziennik Gazeta Prawna wspomina, ale sprawia wrażenie, że "kradzież" i "bezpłatne licencje" to jedno i to samo. Bezpłatna możliwość korzystania z utworów czasem dopuszczona jest wprost przez ustawę o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Będziemy wówczas mówili o nieodpłatnych "licencjach ustawowych". Nie wszystkie licencje ustawowe są bezpłatne. W wielu przypadkach ustawa przewiduje wynagrodzenie na rzecz twórców (np. częściowo w przypadku licencji ustawowej z art. 25, który tak niepokoi wydawców tradycyjnej prasy; por. Skąd pomysł rejestracji elektronicznych publikacji?).
Przykro mi, w każdym razie, czytając taki tekst, jak ten, który opublikował Dziennik Gazeta Prawna. W moim odczuciu nie ma on wiele wspólnego z rzetelnym dziennikarstwem, stanowi element lobbingu wydawcy i - jak to postrzegam - narusza zasady etyki, deontologii dziennikarskiej. Widać mamy już takie czasy (por. Czy telewizja zagraża demokracji? Fragmenty wystąpień). Jeśli jednak wydawcy chcą, by pewne dzieła zawsze wiązały się z wynagrodzeniem - i opodatkowaniem - to aktualny jest tekst Ile redakcje/wydawcy powinni płacić za wypowiedź, albo za udział w programach?. W tekście Dziennika Gazety Prawnej cytowany jest - jak wspomniałem - ekspert. Zastanawiam się, w jakiej wysokości wydawca powinien odprowadzić podatek za wykorzystanie wypowiedzi p. Michała Zdyba, członka zarządu spółki ATAC Audytorzy i Partnerzy, której udzielił autorom tekstu. Czy uzyskał od wydawcy za wykorzystanie tej wypowiedzi jakieś wynagrodzenie? Czy - jeśli nie uzyskał - ma to znaczenie dla celów podatkowych? Czy - jeśli uznać, że wskazanie nazwy spółki ma charakter promocyjny - spółka powinna odprowadzić jakiś podatek w związku ze świadczeniem reklamowym (odpłatnym lub nieodpłatnym)? To przecież nie są nowe pytania (por. Kto komu i za co: nieoczekiwana zamiana miejsc w Wielkiej Brytanii).
Tymczasem od pewnego czasu zastanawiam się nad tym, co odpowiedziałby Minister Finansów, gdyby zwrócić się do niego z wnioskiem o wydanie indywidualnej interpretacji prawa podatkowego, w którym podniesiono by kwestie opodatkowania przychodów z tytułu darowizn dla podmiotów prowadzących działalność gospodarczą. Wyobraźmy sobie sytuację, w której przedsiębiorca prowadzący również działalność wydawniczą, informuje - za pośrednictwem swoich mediów - o możliwości dokonania darowizny na jego rzecz. W istocie ciekawi mnie podejście fiskusa do nowych "modeli biznesowych", gdy członkowie społeczności konsumenckiej, korzystający z pewnych działań przedsiębiorcy, decydują się na "nagrodzenie go" darowizną, niebędącą jednak opłatą za konkretną usługę.
Znamy to już z praktyki: w tekście O zbliżeniu między zespołem a fanami odnotowałem, że zespół Nine Inch Nails zdecydował się na zmianę modelu działalności. Przesłanie było następujące - możecie dowolnie korzystać z naszych utworów (pierwsza część albumu „Ghosts” została udostępniona na jednej z licencji Creative Commons), za wersję "premium" fani mieli zapłacić 5 dolarów. NIN uzyskał wówczas 1,6 miliona dolarów w tydzień.
Idźmy jeszcze dalej - wiele osób dziś umieszcza na stronach internetowych "przycisk" ułatwiający przekazanie darowizny za pośrednictwem PayPal. Wyobraźmy sobie spekulatywnie następującą sytuację - wydawca "tradycyjnej prasy" rezygnuje z modelu transakcji kupna-sprzedaży egzemplarzy (co, jak wiadomo, już dawno nie pokrywa kosztów działalności, która pokrywana jest z reklamy prezentowanej przy treściach), a wprowadza model "obdaruj nas, jeśli ci się podoba nasza aktywność". Jak, w takiej sytuacji, fiskus interpretowałby przepisy prawa podatkowego? Pamiętam wypowiedzi MSWiA, które oceniało aktywność Stanisława Michalkiewicza, przyjmującego darowizny, anonsując możliwość ich składania na swojej stronie. Ktoś w MSWiA wówczas uznał, że jest to "żebranie w miejscu publicznym" (pisałem o tym w tekście Twoja rola: odbierać przekaz komercyjny, a wcześniej w komentarzu Jest też takie rozwiązanie: darowizny dla prowadzącego).
Nie mam wątpliwości, że Ministerstwo Finansów byłoby trochę skonfundowane wobec faktu, że wiele osób może chcieć obdarować jedną osobę, i że nie jest to opłata za usługę lub możliwość korzystania z prawa (np. nie jest to opłata licencyjna). Fakt, że ktoś jednocześnie prowadzi działalność gospodarczą, mógłby urozmaicić kazus. Muszę się jeszcze trochę zastanowić nad sformułowaniem wniosku, ale wydaje mi się, że odpowiedź mogłaby być interesująca.
"Oczywiście tłumaczenie, że dzięki darmowym tekstom zwiększa się dochód portalu i właśnie dlatego te nieodpłatne świadczenia należy opodatkować, jest co najmniej absurdalne" - stwierdził mec. Rafał Cisek w swoim komentarzu pt. Czy Fiskus powinien rozliczać serwisy z darmowych tekstów?. Przyznał jednocześnie, że nie jest specjalistą od podatków. Tymczasem o "szumie w USA wokół korzystania z darmowych materiałów przygotowywanych przez tzw. dziennikarzy obywatelskich" pisał w marcu zeszłego roku Asen (który jest doradcą podatkowym), w komentarzu Nieodpłatne świadczenie, opublikowanym pod tekstem "Dziennikarstwo obywatelskie" nie istnieje, ponieważ nikt mi za to nie zapłacił.
Podobne materiały gromadzę w dziale podatki niniejszego serwisu.
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
Wywołałeś mnie
... więc kilka słów komentarza. Po pierwsze dosyć banalne nasze przepisy podatkowe, zwłaszcza w literalnym brzmieniu, są bardzo restrykcyjne. Fiskus w każdej dziedzinie życia podatników chciałby zagwarantować sobie udział.
Praktyka za tym nie idzie ale wiele osób nie ma pewności, które działanie wywołuje przychód. czy np. jest nieodpłatnym świadczeniem nieodpłatna pomoc sąsiadowi w remoncie mieszkania, czy odprowadzanie lub odwożenie (regularne) dziecka sąsiada wraz ze swoim do szkoły podlega opodatkowaniu czy nie. Zobacz też: Jak to jest naprawdę z opodatkowaniem sąsiedzkiej pomocy?
Zgadzam się z Autorem, że tekst GP jest typową wrzutką, ale uważam, że nie do końca jest to ukłon wyłącznie w stronę fiskusa. Jeżeli prawo literalne można interpretować na różne sposoby potrzeba nam spójna interpretacja, która wykluczy niejasności, i liczę, że dyskusja może przynieść taki efekt.
Ciekawy jestem jaki efekt przyniosła amerykańska wrzutka z ubiegłego roku, która sugerowała, że dostarczyciele darmowego contentu powinni deklarować do opodatkowania kwoty darowizn, media jak to mają w zwyczaju zaliczyły newsa i zostawiły go bez echa. Prawdopodobnie nie wywołała ona żadnego ruchu ze strony amerykańskiego fiskusa, bo takie ruch nie pozostałby bez echa.
Poza stosowaniem przepisów ustawodawca musi być zainteresowany interesem społecznym, a wymiana darmowych świadczeń z wykorzystaniem najnowszych technologii zdecydowanie leży w interesie społecznym
------------------
Moja główna uwaga do tematu. Nieodpłatne świadczenie w swojej definicji to jednostronne przysporzenie. Trudno byłoby obalić tezę, że publikacja mojego tekstu na czyjejś platformie prowadzi do powstania korzyści majątkowej dla innego podmiotu. Jednak ja także uzyskuję przysporzenie, może być ono różne. Najbardziej wymierne to reklama mojego nazwiska, napisałem wartościowy tekst, przysporzyłem sobie czytelników, być może ktoś odszuka mnie i kupi usługę.
Zatem bardziej należy mówić o wzajemnych świadczeniach. Udostępniam serwisowi internetowemu content nieodpłatnie, a on mi udostępnia platformę także nieodpłatnie. Niestety nie podejmuję się do oceny, czy taka interpretacja jest korzystniejsza, bo przychód może się pojawić po obu stronach.
Ale podobna dyskusja przetoczyła się niedawno w temacie Banków Czasu, poniżej kilka linków.
- 18.07.2008 Interpretacja nr IBPB2/415-578/08/MK - wydana przez Izbę Skarbową w Katowicach
- 14.09.2009 Rzeczpospolita. Haracz od życzliwości
- 15.09.2009 Rzeczpospolita. Szkodliwa Interpretacja
- Stanowisko Izby Skarbowej w Katowicach po publikacjach Rzeczpospolitej
Trudno byłoby obalić
Przyznam, że kompletnie nie podążam za tokiem myślenia opisanym w GP. Jeśli ktoś publikuje cudze teksty na swojej platformie blogowej to zwykle robi to po to by zarabiać na reklamach. Reklamy generują określony przychód, który jest ewidencjonowany - właściciel platformy fakturuje reklamodawcę. Od faktury odprowadza VAT i podatek dochodowy. Co tu jeszcze można dodatkowo opodatkować?
--
Paweł Krawczyk
IPSec.pl - Podpis elektroniczny i bezpieczeństwo IT
@kravietz
Chodzi o teksty lub ogólnie o content. Klasycznie w starych mediach redakcja zatrudniała dziennikarza, któremu płaciła za content.
Teraz mamy sytuację, że redakcja otrzymuje i publikuje content, który uzyskała za darmo, (zgodnie z PDOF art.11,12,14 nieodpłatne świadczenia) przychodem do opodatkowania jest oszczędność, nie zapłaciliśmy 100 zł, okej i bardzo dobrze, mamy zysk, zapłacimy 18 zł podatku.
Wywołuje to wiele pytań, jedno z nich jest podobne do darmowego oprogramowania. Ile warty jest tekst, który wysyłam do redakcji i jak go oszacować. Np. ja zasadniczo udostępniam bezpłatnie teksty na lic. CC-BY-SA, to analogicznie u redakcji nie pojawi się przychód. Ale np. Vagla ceni je po miliard (czy milion?) za sztukę... :)
Choć jak pisałem wyżej wg mnie to nie jest bezpłatne świadczenie, tylko wymiana świadczeń.
nie jest bezpłatne
Wymiana wymianą, ale gdzie tu przychód? Wydawało mi się, że jedną z głównych zasad rzetelnej księgowości jest ewidencja rzeczywistych zdarzeń. Których tutaj nie ma. Równie dobrze skarbówka mogłaby wyznaczać podstawę opodatkowania na podstawie horoskopu lub rzutów kością do gry.
Podobnie jak redakcje otrzymują np. za darmo programy, aparaty fotograficzne albo rowery do testów. Taki w danym przypadku jest model biznesowy. A przychód jest zupełnie gdzie indziej i jest normalnie rozliczany.
--
Paweł Krawczyk
IPSec.pl - Podpis elektroniczny i bezpieczeństwo IT
Okej to zagadka
Wynajmujesz mieszkanie zamężnej córce za darmo.
Kto płaci podatek, od czego i dlaczego?
;)
A przy okazji, przedsiębiorca, który otrzymuje za darmo telefon, aparat, np. w formie nagrody za produkcję otrzymuje zwykle informację jego wartości i wpisuje sobie tę wartość w przychód, i płaci od niej 18 proc. (na zasadach ogólnych).
O ile rozumiem podstawę
O ile rozumiem podstawę opodatkowania w obu przypadkach o tyle nie widzę tutaj analogii do darmowych treści.
Interpretacja o przychodzie z darmowych publikacji jest absurdalna z wielu powodów. Skoro chcemy opodatkować portale, to dlaczego nie opodatkujemy osób fizycznych z tytułu każdego przeczytanego za darmo artykułu w sieci? Czytając niniejszy portal otrzymują darmową wiedzę, za którą w alternatywnej rzeczywistości MinFin musieliby zapłacić. Oczywiste jest zatem, że otrzymują przychód.
P.S. czy urzędnicy nie otrzymują darmowej kawy i nie czytają portali z darmowymi newsami?
--
Paweł Krawczyk
IPSec.pl - Podpis elektroniczny i bezpieczeństwo IT
A jeśli ktoś uzyska ode
A jeśli ktoś uzyska ode mnie za darmo radę - na przykład "euro pójdzie w górę, sprzedaj dolary i nakup euro" i z niej skorzysta i zarobi, to czy ma dodatkowy nieopodatkowany przychód (nie od zysku z tego euro, bo za to zapłaci, tylko od tej darmowej porady, za którą mógłbym przecież wziąć 3000 zł)? A nawet jeśli nie skorzysta, to w sumie i tak powinien zapłacić (gdyby zlecił prognozę jakiejś firmie zajmującej się analizą kursów walut i zapłacił za to 3000 zł, ale potem nie skorzystał...). W takim razie uwaga, nie czytajcie dalej tego posta. Będzie tam cenna rada warta 3000 zł, nawet jeśli z niej nie skorzystacie, i tak musicie zapłacić 540 zł podatku:
Wrśyv an śjvęgrtb Cebgn wrfg cbtbqn nyob fłbgn, gb an śjvęgrtb Avxbqrzn cnqn qrfmpm nyob tb avr zn
usługi prawnicze pro bono i podatki
W temacie "bezpłatnych usług" i podatków warto przywołać niedawny wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego z 23 marca 2010 roku, sygn. I FSK 326/09. Tam NSA stwierdził w uzasadnieniu (wytłuszczenie moje):
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Wyobrażamy sobie
Niektórzy już od dłuższego czasu wyobrażają sobie, że poinformuje o tym przedsiębiorca Piotr Waglowski.
Ja np., jako, że z googlesyndication (i podobnymi) nie rozmawiam, chętnie skorzystałbym z bezpośredniej formy wsparcia dalszego istnienia witryny prawo.vagla.pl.
Tylko zmiana prawa
Tylko zmiana prawa na bardziej logiczne rozwiązałoby ten dylemat. W sumie obecnie darowizny od osób obcych do kwoty 4902 zł są zwolnione z podatku, przy czym chyba nawet nie ma obowiązku informowania US o tej sprawie. Nie wiem, czy dotyczy to sumy darowizn, czy darowizny od jednej osoby. W zasadzie chyba właśnie pod ten przepis podpadałyby banki czasu.
Można byłoby postulować tutaj, a by państwo opodatkowywało jedynie przychód w pieniądzu, a świadczenia niepieniężne jedynie w przypadku ich znacznej wartości, np powyżej 50 tysięcy. Inaczej z szeregu osób państwo robi przestępców. Robienie z uczciwych osób przestępców podważa zaufanie do państwa jako instytucji, oraz skłania ucieczki do szarej strefy, no bo skoro i tak jest się przestępcą podatkowym, to można być nim "nieco bardziej".
darmowe systemy
Te pomysły przypominaja mi lata 90, kiedy darmowe systemy operacyjne podlegaly opodatkowaniu wg. ceny oprogramowania "równoważnego" czyli Windowsa...
"wraca nowe"?
Kojarzy się z Linuksami
Swojego czasu urzędy skarbowe chciały liczyć korzystanie z Linuksa jako korzyść, za którą należy się podatek. W tym kontekście muszę powiedzieć, że chęć zarobienia na "bezpłatnych licencjach" by mnie nie zdziwiła.
Niezależnie od tego, muszę powiedzieć, że DGP zachowuje się wysoce nieetycznie. To jest moim zdaniem bardziej "straszenie" niż sensowna podpowiedź dla fiskusa, ale jednak jest w tym coś bardzo brudnego. Jest to dla mnie przykre tym bardziej, że redakcja DGP jest w jednej stajni z serwisem, w którym pracuję.
Myśle, że kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada. Czy wypowiedź rzecznika prasowego lub eksperta powinna być opłacona przez redakcję? Co z "materiałami niezamówionymi", które przecież wiele redakcji publikuje? Jeśli założymy, że przygotowanie materiału dziennikarskiego musi coś kosztować, to tworzymy sytuację prawdziwie obłędną.
Nie będę podejmował się
Nie będę podejmował się wnikania w zawiłości interpretacji podatkowych. Pozwolę sobie dość naiwnie odnieść się do targających mną uczuć. Z mojego punktu widzenia w tym kontekście istnieją dwa bardzo oczywiste podziały:
Rodzaj licencji: a) darmowe b) wolne
Rodzaj "publikatora": 1)komercyjny 2)non profit
Nie będę tego rozbudowywał, choć można, pozwolę sobie na jedną, nie trzymającą poziomu uwagę:
W przypadku 1) utwory a) i b) są sposobem zarabiania pieniędzy. Content na wolnej licencji głównie jako nośnik doklejonych reklam. Natomiast a) pozwala przejąć od autora prawa majątkowe i zarabiać w bardziej wyrafinowany sposób.
Tak czy owak opodatkowanie komercyjnych portali, gazet i telewizji, które samą możliwość publikacji skłonne są traktować jako wynagrodzenie za zdjęcie czy tekst, wewnętrznie nie budzi we mnie dylematów. Nawet uznałbym je za zasadne.
Na wskroś przeszywa mnie dreszczem niechęci opodatkowanie wikipedii, blogów z komentarzami itp., gdzie przychód pokrywa tylko koszty, a "zysk" polega na budowaniu autorytetu, samej tylko rozrywce lub upowszechnianiu wiedzy wśród profesorów czerpiących wiedzę z netu.
Z tego punktu widzenia Gazeta zrobiła sobie postrzał w stopę.
____________
3,14159otR3G
No dobra ludzie publikujący
No dobra ludzie publikujący dane o sobie np. na NK też tworzą content (jakiś tam :))
Czy oznacza to, że NK ma zapłacić za te 13 mln "contentów" podatek?
anatomia plotki
Zabawne, jak "Jeżeli tak uzna fiskus" w DGP zmienia się w "zdaniem Fiskusa" u mec. Ciska, oraz "Fiskus chce" w osnews.pl... Przypomniał mi się felieton Haska nt. relacji praskich gazet o postępach rewolucji październikowej ("Lenin zabity", "Lenin w Piotrogrodzie" - w takiej kolejności chronologicznej).
W wypowiedzi mec. Zdyba razi mnie trochę brak odwołania do znanych już od dawna interpretacji urzędów (a zwłaszcza pisma MF, które cytuje powyżej VaGla, ale też do innych, o których pisałem kiedyś pod: (http://ksiewicz.net/?p=35). Bez tego tła wypowiedź może istotnie przestraszyć, sugerując, że żyjemy w jakiejś głębokiej niepewności prawnej i nie znamy dnia ani godziny, gdy "fiskus" opodatkuje nam oglądanie Internetu...
Nie znając tego tła moglibyśmy na przykład obawiać się, że jeżeli mec. Zdyb nie otrzymał od DGP wynagrodzenia za swoją wypowiedź w komentowanym artykule, to "doszło po stronie serwisu do powstania przysporzenia majątkowego..." do opodatkowania?
Co do tych darowizn...
"Nie mam wątpliwości, że Ministerstwo Finansów byłoby trochę skonfundowane wobec faktu, że wiele osób może chcieć obdarować jedną osobę, i że nie jest to opłata za usługę lub możliwość korzystania z prawa (np. nie jest to opłata licencyjna)."
A jak to dopiero będzie konfuzja, kiedy upowszechni się (o ile się upowszechni, czego mu - a własciwie całemu Internetowi - gorąco życzę) Flattr: http://www.flattr.com/, który jest właśnie platformą mająca maksymalnie usprawniać i upraszczać przekazywanie takich darowizn ?
Wrzutka, czy polityka programowa?
Nie jestem przekonany czy artykuł o opodatkowaniu treści w GP należy traktować jako wrzutkę - artykuł wpisuje się w dyskusję toczącą się w okół prasy internetowej, ale wpisuje się również w typowe publikacje GP.
W okolicach wakacji (sezon ogórkowy?) w GP pojawiają się artykuły przedstawiające z jakim zapałem fiskus tropi różne grupy:
Czasem były to odgrzewane tematy, a często nowe, wynikające z aktywności prasowej fiskusa.
Styl publikacji również nie odbiega od standardów GP (szczególnie artykułów publikowanych na stronie dziennika): brak podstawy prawnej, brak odniesienia do praktycznej możliwości stosowania przepisów, brak analizy praktyki. Artykuł o opodatkowaniu treści wpisuje się w powyższy krajobraz.
Fiskus bierze się za...
Mój ciągle aktualny tekst, 24.04.2007
Fiskus bierze się za... wyraża to samo zdanie.
Za a nawet przeciw..
Chętnie dowiedziałbym się jakie są opinie w sprawie osób, które miałyby egzekwować opodatkowanie bezpłatnych treści, gdyż wydaje mi się, że urzędnicy fiskusa wcale nie pałaliby nadmierna chęcią ścigania publikujących. Z perspektywy urzędników skarbowych publikowanie treści ma kilka cech skutecznie utrudniających kontrole:
Biorąc pod uwagę powyższe, oraz fakt, że przynajmniej część urzędników skarbowych zdaje sobie sprawę, ze taka nagonka mogłaby skłonić część publikujących do przeniesienia się (przynajmniej przestrzeni dyskowej) poza granice Polski (a to utrudniłoby korzystanie z innych przepisów), nie sądzę by urzędy skarbowe masowo zaczęły interesować się publikacją treści.
Cały problem oscyluje
Cały problem oscyluje wokół definicji świadczenia w sytuacji, gdy dana korzyść nie jest dostępna w równej mierze dla wszystkich. Sądy administracyjne i fiskus zdają się rozumieć to pojęcie w swój własny sposób zasłaniając się autonomią prawa podatkowego. Jeśliby bowiem wybrać inną drogę i sięgnąć po sformułowaną w orzecznictwie sądów powszechnych definicję świadczenia na gruncie prawa cywilnego, to sprawa okazuje się prosta, choć niezbyt ciekawa dla fiskusa. Świadczenie ma miejsce jedynie wtedy, gdy z ustawy lub woli uczestników dochodzi do nawiązania zobowiązaniowego stosunku prawnego. Możliwe są inne sytuacje. Prawo cywilne zna przecież przypadki,gdy jeden podmiot odnosi korzyść dzięki działaniu drugiego, a pomiędzy nimi brak jest woli nawiązania jakiegokolwiek stosunku prawnego vide przewóz z grzeczności albo władztwo prekaryjne nad rzeczą.
Moja główna uwaga do
Problem chyba nie jest tak trywialny bo "prawie" każda "przysługa" ma swoją wartość rynkową w postaci usługi o tym samym zakresie świadczonej na rynku odpłatnie. Pisanie tekstów? Są płatne usługi. Zdjęcia? Są takie usługi. Bez spisanej umowy barterowej "biorca" ma korzyści finansowe nie ponosząc kosztów wartości pozyskanej (remont, teskt, zdjęcie, cokolwiek..., patrz darczyńca od chleba dla domu dziecka kilka lat temu). Nie pochwalam tego ani nie potępiam, moim zdaniem brakuje "jednolitości" podejscia organu.
--
Jarek Żeliński
http://jarek.zelinski.biz.pl
"Czego nie zabrania prawo, zabrania wstyd" (Seneka Młodszy)
działanie US w drugą stronę
a ja nadgorliwy obywatel wprowadziłem sobie na stan
uzyskane bezpłatnie oprogramowanie
oszacowaną wartość oprogramowania dodałem grzecznie do przychodów
nie była to wartość banalna, mieściło się znacznie powyżej
progowych 3.500 zł
i zacząłem amortyzować
i co ?
ano przyszła kontrola
powiedzieli, że "wypisują mi z przychodu"
wartość nieodpłatnego nabycia
a z kosztów naliczaną amortyzację
podstawy prawnej nie podali....
jak widać co urzędnik to obyczaj
(nie jest to żaden wymysł tylko decyzja
utrzymana w mocy przez Izbę Skarbową)