Dlaczego urzędy nie rejestrują w sądzie swoich serwisów jako dzienników lub czasopism - publikuję odpowiedzi

Po wyroku grzywny dla wydawców serwisu bielsko.biala.pl zwróciłem się do Rzecznika Praw Obywatelskich, Prezydenta RP oraz do Premiera, ale również do Prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej z pytaniami o podstawę prawną działania serwisów własnych urzędów oraz o to, czy zarejestrowano te serwisy w sądzie. Czytelnicy zwrócili się również z takimi pytaniami do Ministerstwa Sprawiedliwości. RPO mi jeszcze nie odpowiedział, ale Rzecznik - zamiast odpowiedzi - napisał list do ministra Zdrojewskiego (Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego). Odpowiedzieli za to pozostali adresaci. Żaden z urzędów nie zarejestrował takiego serwisu własnego w sądzie, ponieważ - jak twierdzą - nie trzeba ich, na gruncie dziś obowiązującego prawa, rejestrować. Jeśli Prezydent RP, strażnik Konstytucji, nie widzi potrzeby rejestrowania serwisów internetowych, ponieważ nie ma tam druku, dźwięku albo dźwięku i obrazu - jak to możliwe, że sądy powszechne orzekają grzywny?

Pytania do RPO, Prezydenta, Premiera (aby nie wyszło, że pytania są sterowane politycznie) oraz do Prezes UKE skierowałem w dniu 3 czerwca. Jeden z czytelników skierował również pytania do Ministerstwa Sprawiedliwości. Z opublikowaniem odpowiedzi czekałem na to, aż wszyscy zapytani je prześlą. Nie udało mi się uzyskać odpowiedzi od RPO, ale postanowiłem nie czekać dłużej. Poniżej cytuję otrzymane odpowiedzi (fragmenty wytłuszczając, dla lepszej czytelności argumentów).

Zacznę od odpowiedzi z Ministerstwa Sprawiedliwości. Sam nie wysłałem tam pytań, gdyż - co odnotowałem w tekście Proszę o typy osób publicznych do umieszczenia w doniesieniu o możliwości popełnienia przestępstwa - uważam, że serwis Ministerstwa Sprawiedliwości jest po prostu Biuletynem Informacji Publicznej. Uważam również, że tak być powinno (że szeroko pojęte urzędy nie powinny prowadzić innych serwisów internetowych, niż BIP; w przeciwnym razie tworzy się patologiczna sytuacja, w której istnieje wiele "quasi źródeł" informacji publicznej, niezsynchronizowanych, nieaktualnych, powodujących trwonienie pieniędzy publicznych, itp.; por. Ministerstwo Transportu ma nową stronę - dlaczego każdy resort ma mieć własną?, albo Serwisy policyjne: dlaczego ma być ich tyle?).

Ministerstwo potwierdziło fakt, że w internecie prowadzi jedynie BIP, nie zaś "stronę własną". Oto odpowiedź na pytania przesłane przez czytelnika (pytania były analogiczne do tych, które przywołałem w niniejszym serwisie):

W odpowiedzi na Pani pytanie z dnia 7 czerwca br., na wstępie zastrzec należy, że strona internetowa www.ms.gov.pl jest jednocześnie stroną podmiotową Biuletynu Informacji Publicznej, prowadzoną przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Sytuację, w której strona www podmiotu jest jednocześnie stroną podmiotową BIP przewiduje wprost § 9 ust. 3 rozporządzenia Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji z dnia 18 stycznia 2007 r. w sprawie Biuletynu Informacji Publicznej (Dz. U. Nr 10, poz. 68).

Przedmiotowa strona internetowa funkcjonuje w oparciu o regulację zawartą w powołanym rozporządzeniu, a także w ustawie z dnia 17 lutego 2005 r. o informatyzacji działalności podmiotów realizujących zadania publiczne (Dz. U. Nr 64, poz. 565 ze zm.) i jej aktach wykonawczych.

Z powyższych względów strona www.ms.gov.pl nie została zarejestrowana w Rejestrze dzienników i czasopism.

Zgodnie z informacją zamieszczoną na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości, redakcję /aktualizację/ serwisu prowadzi Wydział Informacji w Biurze Ministra.

Prosta sytuacja, prosta odpowiedź.

Dziś art. 8 ust. 1 ustawy o dostępie do informacji publicznej stwierdza:

1. Tworzy się urzędowy publikator teleinformatyczny - Biuletyn Informacji Publicznej - w celu powszechnego udostępniania informacji publicznej, w postaci ujednoliconego systemu stron w sieci teleinformatycznej, zwany dalej "Biuletynem Informacji Publicznej".

Paradoksem jest to, że nie trzeba w BIP publikować informacji publicznej, bo jeśli nie są tam opublikowane, to się je udostępnia w inny sposób. Z drugiej strony BIP służy do publikowania informacji publicznej, a skoro system jest "ujednolicony", to - ktoś może kręcić nosem, że takich stron urzędowego publikatora nie da się wykorzystać w marketingu politycznym, by publikować zdjęcia uśmiechniętego jednego lub drugiego ministra, odnotowywać herbacianych spotkań i potrząsania dłoni...

Istnieje potencjalny konflikt w obywatelskim społeczeństwie - obywatele chcieliby mieć dostęp do konkretów, politycy wolą prezentować uśmiechy i uściski dłoni.

Pierwsza odpowiedź, którą otrzymałem, pochodziła od Prezes UKE. W pierwszej kolejności zwracam uwagę na fakt, że UKE poszukiwało podstawy prawnej swojej działalności. To istotne, gdyż art 7 Konstytucji RP stwierdza: "Organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa". Innymi słowy - organy władzy publicznej mogą robić tylko to, co im prawo, a więc przepisy prawa, wprost nakazują, albo zezwalają robić. Inaczej jest w przypadku swobody działalności gospodarczej oraz innej aktywności obywateli, gdzie są oni zobowiązani do tego, co im przepis nakazuje, mają powstrzymać się, od tego, czego przepis im wyraźnie zakazuje, a poza tym mają swobodę działania. Państwo nie ma swobody działania. Na przykładzie odpowiedzi z UKE warto zauważyć też chaos ustawowy, który związany jest z przepisami o informatyzacji. Można się zastanawiać, czy jeśli przepis mówi o "stronach internetowych", to czy w istocie ma na myśli te strony, do których prowadzenia urząd jest zobligowany, a więc strony BIP?

Urząd uznał, że skoro w Prawie telekomunikacyjnym mowa o "stronach internetowych", to jest to wystarczająca podstawa, by poza BIP urząd miał również strony własne (inne niż BIP). W zakresie prawa prasowego UKE odniosło się m.in. do braku periodyczności, a więc i braku potrzeby rejestrowania serwisów internetowych (co istotne również dla podmiotów innych niż urzędy). jako ciekawostkę trzeba odnotować, że zdaniem UKE prowadzony przez ten urząd serwis internetowy w ogóle nie jest prasą:

Stosownie do art. 193 ust. 1 ustawy z dnia z dnia 16 lipca 2004 r. Prawo telekomunikacyjnej (Dz.U. Nr 171, poz. 1800, z późn. zm.), zwanej dalej „TelPrU”, Prezes UKE wykonuje zadania przy pomocy Urzędu Komunikacji Elektronicznej, zwanego dalej „UKE”. UKE – co wynika z § 1 statutu UKE stanowiącego załącznik do zarządzenia Nr 7 Ministra Transportu z dnia 11 maja 2007 r. w sprawie nadania statutu Urzędowi Komunikacji Elektronicznej (Dz.Urz.MT.07.5.14) - jest urzędem administracji rządowej obsługującym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej.

Przepisy TelPrU nie stanowią expresis verbis, że UKE ma prawo prowadzić własny serwis internetowy. Jednocześnie art. 16 ust. 2, art. 62, 65 ust. 3, art. 84, art. 92 ust. 2, art. 99 ust. 5, art. 154 ust. 4 oraz art. 192 ust. 3 TelPrU stanowią o tym, że wskazane w tych przepisach informacje, rejestry, listy przedsiębiorców, cenniki, regulaminy, sprawozdania oraz raporty Prezes UKE zamieszcza na stronach internetowych UKE. W tych przepisach należy więc upatrywać prawa UKE do prowadzenia własnego serwisu internetowego. Nie sposób bowiem przyjąć, że ustawodawca nakładając na Prezesa UKE obowiązek zamieszczenia na stronach internetowych UKE określonych przepisami TelPrU informacji, nie przyznał jednocześnie UKE prawa do prowadzenia własnego serwisu internetowego.

Niezależnie od powyższego należy zauważyć, że zgodnie z art. 20 ust. 1 ustawy z dnia 26 stycznia 1984 r. Prawo prasowe (Dz.U. Nr 5, poz. 24, z późn. zm.), zwanej dalej „Prawem prasowym”, rejestracji podlega wydawanie dziennika lub czasopisma. Z art. 7 ust. 2 pkt 2) i 3) Prawa prasowego wynika, że zarówno dziennik, jak i czasopismo, w zależności od tego czy przybierają formę przekazu papierowego lub przekazu za pomocą dźwięku bądź dźwięku i obrazu, mają charakter pism periodyczny. Zgodnie z ukształtowanym na gruncie języka polskiego znaczeniem słowa „periodyczny”, periodyczny to powtarzający się regularnie, co pewien czas, okresowy, rytmiczny (Słownik Języka Polskiego pod red. prof. dr Mieczysława Szymczaka, Wyd. PWN, Warszawa 1994, str. 635). Stąd też periodyk to czasopismo o stałej nazwie i ciągłej numeracji, wydawane w określonych odstępach czasu, pismo periodyczne.

W przypadku serwisu internetowego UKE, który dostępny jest non-stop i uzupełniany jest o nowe treści w sposób nieregularny (tj. na stronie internetowej UKE nie są upowszechniane żadne publikacje periodyczne), trudno zatem mówić o tym, że powtarza się on periodycznie. Co więcej wyżej przytoczone przepisy Prawa prasowego stanowią, iż dziennik ma charakter ogólnoinformacyjny i powinien ukazywać się częściej niż raz w tygodniu, a czasopismo – nie częściej niż raz w tygodniu. Bez wątpienia serwis internetowy UKE nie ma charakteru ogólnoinformacyjnego bowiem zamieszczone w nim informacje mają ścisły związek z zakresem działalności Prezesa UKE, a więc dotycząc przede wszystkim problematyki z zakresu prawa telekomunikacyjnego oraz prawa pocztowego. Trudno również w odniesieniu do serwisu internetowego UKE mówić o tym, że „ukazuje się”. Wszystkie te konstatacje prowadzą do wniosku, że serwis internetowy UKE nie jest prasą w rozumieniu art. 7 ust. 2 pkt 1) Prawa prasowego, tj. środkiem masowego przekazywania, który służy do upowszechniania publikacji periodycznych za pomocą wizji, fonii lub innej techniki rozpowszechniania.

Po wykładnią językową za tezą, iż prowadzony przez UKE serwis internetowy nie podlega obowiązkowi sądowej rejestracji, przemawia również wykładania celowościowa przepisów Prawa prasowego dotyczących sądowej rejestracji dzienników i czasopism. Należy bowiem mieć na uwadze cel jaki przyświecał ustawodawcy przy wprowadzaniu do obowiązującego ustawodawstwa obowiązku sądowej rejestracji dzienników i czasopism. Jak słusznie wskazuje się w doktrynie „Ustawodawca polski przyjął uregulowany w prawie prasowym tryb rejestracji, aby nie dopuścić do nieuczciwej konkurencji, chronić istniejące już na rynku tytuły, a z drugiej strony chronić klientów, potencjalnych nabywców, przed kupnem innego tytułu, niż zamierzali.” (J. Sobczak, Prawo prasowe. Komentarz, LEX, 2008). W przypadku serwisu internetowego prowadzonego przez UKE nie zachodzi zagrożenie wystąpienia nieuczciwej konkurencji, czy też wprowadzenie w błąd czytelnika.

Czynem nieuczciwej konkurencji – zgodnie z art. 3 ustawy z dnia 16 kwietnia 1993 r. o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji (tekst jedn. Dz.U. z 2003 r. Nr 153, poz. 1503, z późn. zm.) - jest działanie sprzeczne z prawem lub dobrymi obyczajami, jeżeli zagraża lub narusza interes innego przedsiębiorcy lub klienta, w szczególności takimi czynami są: wprowadzające w błąd oznaczenie przedsiębiorstwa, fałszywe lub oszukańcze oznaczenie pochodzenia geograficznego towarów albo usług, wprowadzające w błąd oznaczenie towarów lub usług, naruszenie tajemnicy przedsiębiorstwa, nakłanianie do rozwiązania lub niewykonania umowy, naśladownictwo produktów, pomawianie lub nieuczciwe zachwalanie, utrudnianie dostępu do rynku, przekupstwo osoby pełniącej funkcję publiczną, a także nieuczciwa lub zakazana reklama, organizowanie systemu sprzedaży lawinowej oraz prowadzenie lub organizowanie działalności w systemie konsorcyjnym. UKE nie uczestnicząc w obrocie gospodarczym i nieodłącznie towarzyszącej mu konkurencji, nie może dopuścić się czynów nieuczciwej konkurencji. Serwis internetowy UKE, ze względu na jego niekomercyjny charakter, nie może również wprowadzać w błąd czytelników w takim znaczeniu jakie miał na uwadze ustawodawca konstytuując obowiązek sądowej rejestracji dzienników i czasopism.

Z powyższych względów serwis internetowy UKE nie podlega rygorom Prawa prasowego, w szczególności nie znajduje do niego zastosowania art. 20 ust. 1 Prawa prasowego, stanowiący o obligatoryjnej, sądowej rejestracji dzienników i czasopism.

Sytuacja jest trochę bardziej skomplikowana, ponieważ w przypadku UKE przepisy rzeczywiście mówią o stronie internetowej UKE (np. wskazany w odpowiedzi art 16 ust. 2 zdanie ostatnie: "Wyniki (...) postępowania, a także niezastrzeżone stanowiska uczestników postępowania konsultacyjnego ogłaszane są w siedzibie, w biuletynie i na stronie internetowej UKE"). Oznacza to konieczność przeglądu wszystkich przepisów powszechnie obowiązującego prawa i konieczność uwspólnienia zasad urzędowego publikowania w internecie. Być może okazją ku temu są rozpoczęte w MSWiA prace nad nowelizacją ustawy o dostępie do informacji publicznej, a także - wymuszone działaniami Komisji - prace nad transpozycją dyrektywy o ponownym wykorzystaniu informacji z sektora publicznego? Moim zdaniem sytuacja, w której obok BIP-ów istnieją bliżej nieokreślone "serwisy własne" urzędów, jest sytuacją patologiczną: powodującą trwonienie pieniędzy publicznych, a także powodujących, że obywatel w istocie ma mniejszą pewność informacji pochodzących od urzędu (bo w BIP często jest coś innego niż w "serwisie własnym").

Centrum Obsługi Kancelarii Prezesa Rady Ministrów przesłało mi następujące odpowiedzi, na zadane pytania (analogiczne we wszystkich przypadkach, tj. 1. podstawa prawna działania serwisu własnego, innego niż BIP, 2. czy zarejestrowano w sądzie jako dziennik lub czasopismo, 3. jeśli zarejestrowano - jakie ujawniono w rejestrze dane):

Ad. 1.
Internetowe serwisy własne Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, w tym serwis znajdujący się pod adresem http://www.premier.pl realizują konstytucyjne prawo obywateli do uzyskiwania informacji o działalności organów władzy publicznej oraz osób pełniących funkcje publiczne (art. 61 Konstytucji RP). Jest to realizacja obowiązku wszechstronnego i pełnego informowania opinii publicznej o działaniach organów władzy publicznej oraz osób pełniących funkcje publiczne.

Ad. 2,3
Internetowy serwis własny premiera, a więc serwis inny niż BIP Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, nie został zarejestrowany jako dziennik lub jako czasopismo w sądzie rejestrowym.

Zgodnie z opinią Departamentu Prawnego KPRM z dnia 24 września 2007 r. strony internetowe KPRM, które nie są aktualizowane regularnie, nie podlegają obowiązkowi rejestracji. Strony internetowe KPRM są aktualizowane na bieżąco, co oznacza, że czas trwania przerw pomiędzy zamieszczeniem kolejnych informacji, nie jest z góry określony. Poza tym strony te nie posiadają takich oznakowań jak numer bieżący wydania czy data konkretnego wydania, co czyniłoby je spełniającymi wymogi ustawowe niezbędne do rozpoczęcia procedury rejestracyjnej zgodnie z art. 7 ust. 2 pkt 1 ustawy z dnia z dnia 26 stycznia 1984 r. Prawo prasowe. Departament Prawny poinformował także, że na stronie internetowej dziennika "Rzeczpospolita" została opublikowana opinia Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego, prof. Lecha Gardockiego, w której stwierdza on, iż z przepisów ustawy nie wynika obowiązek rejestracji strony internetowej Sądu Najwyższego w Sądzie Okręgowym.

Prawo dostępu do informacji publicznej rzeczywiście znajduje się w art 61 Konstytucji, jednak ustęp czwarty tego konstytucyjnego przepisu rozpoczyna się od słów "Tryb udzielania informacji, o których mowa w ust. 1 i 2, określają ustawy...". Pytanie zatem - jakie ustawy zezwalają Kancelarii Prezesa Rady Ministrów na prowadzenie serwisu innego niż BIP? Na to odpowiedzi nie uzyskałem.

Kancelaria Prezydenta RP przysłała mi odpowiedzi jako ostatnia. Przeproszono mnie, że czas przygotowywania odpowiedzi był tak długi, ale - jak mi wyjaśniono - przygotowując odpowiedź zwrócono się do Biura Prawa i Ustroju (jedna ze statutowych komórek organizacyjnych Kancelarii Prezydenta RP) z prośbą o ekspertyzę. W efekcie uzyskałem odpowiedź opierającą się o tę właśnie ekspertyzę. Co znalazło się w tej odpowiedzi?

Odpowiadając na Pana pytanie dotyczące rejestracji w sądzie serwisu www.prezydent.pl na zasadach, które obowiązują dzienniki, uprzejmie informujemy, że strona internetowa Prezydenta nie spełnia przesłanek warunkujących do zaliczenia jej do czasopisma lub dziennika określonych w art. 7 ust. 2 pkt 2 i 3 ustawy z dnia 26 stycznia 1984 r. Prawo Prasowe /Dz. U. Nr 5, poz. 24, z późn. zm./

Utworzony serwis internetowy www.prezydent.pl stanowi realizację przez organ państwa jakim jest Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej przysługującego obywatelom na podstawie art. 61 Konstytucji prawa do informacji publicznej. Prawo do informacji publicznej winno być bowiem postrzegane jako konsekwencja realizacji ustrojowej zasady – „pośrednio” konstytucyjnej, tzn. nie sformułowanej wprost w przepisach konstytucji, lecz z nich wywiedzionej – przejrzystości systemu sprawowania władzy, zwanej inaczej zasadą jawności działania organów władzy publicznej. Zasada ta ma zapewnić realizację społecznej kontroli władzy i zapobiegania jej nadużyciom.

Prawo do informacji publicznej zostało ukształtowane, pomimo różnych niekonsekwencji semantycznych w brzmieniu odnoszących się do niego przepisów, jako prawo właśnie, a nie jako „wolność”. Z samej istoty tego prawa wynika, że musi ono zakładać szczególne liczne obowiązki działania i współdziałania organów władzy publicznej stanowiące konieczny warunek praktycznej jego realizacji przez uprawnione podmioty. Powszechny szeroki dostęp do informacji publicznej stanowi bowiem niezbędną przesłankę zaistnienia społeczeństwa obywatelskiego, a co za tym idzie urzeczywistnienia demokratycznych zasad funkcjonowania władzy publicznej. Dostęp do informacji publicznej jest bowiem warunkiem świadomego uczestnictwa obywateli w podejmowaniu rozstrzygnięć władczych (zob. P. Winczorek, Komentarz do Konstytucji RP z dnia 2 IV 1997 r., Warszawa 2000, s. 83), umożliwia także efektywną kontrolę obywatelską działań podejmowanych przez organy władzy publicznej. Stąd tak wielkie znaczenie przykłada się do powszechności dostępu do informacji publicznej. Temu celowi służy również serwis własny Prezydenta RP.

Uprawnionym wydaje się twierdzenie, że z prawa do informacji publicznej można wyprowadzić w drodze swego rodzaju oddziaływania zwrotnego konstytucyjną zasadę jawności działania władz publicznych. Realizacji tej zasady ma właśnie służyć serwis internetowy Prezydenta RP.

Konstytucja bezpośrednio przewiduje w art. 61 ust. 2 dwie formy udostępniania informacji publicznych, przez wgląd do dokumentów oraz wstęp na posiedzenia organów kolegialnych władzy publicznej. Wymienione dwie formy, wbrew stylistyce przepisu, nie wyczerpują wszystkich możliwych i dopuszczalnych form udostępniania informacji. Liczba form udzielania informacji publicznej oraz procedur jej udzielania jest w zasadzie prawnie nieograniczona, zaś w powołanym przepisie wymienia się przykładowo tylko najważniejsze.

Z punktu widzenia charakteru i zakresu prawa do informacji publicznej, uprawniona jest konstatacja, ze przepisy konstytucyjne gwarantujące prawo do informacji publicznej i wynikającą z tego prawa zasadę przejrzystości działania organów władzy publicznej, mogą być stosowane bezpośrednio.

Odnosząc się do kwestii rejestracji serwisu Prezydenta RP, tak jak wspomnieliśmy na początku, w obowiązującym stanie prawnym serwisy internetowe nie podlegają rejestracji. Rejestracji zgodnie z art. 20 ust. 1 ustawy z dnia 26 stycznia 1984 r. Prawo Prasowe /Dz. U. Nr 5, poz. 24, z późn. zm./ podlegają dzienniki i czasopisma. Definicja dziennika i czasopisma zawarta jest w art. 7 ust. 2 pkt 2 i 3 powołanej ustawy. Zgodnie z powołanymi przepisami dziennikiem jest ogólnoinformacyjny druk periodyczny lub przekaz za pomocą dźwięku oraz dźwięku i obrazu ukazujący się częściej niż raz w tygodniu. Podobna zasada dotyczy czasopism.

Strona internetowa Prezydenta nie spełnia przesłanek warunkujących do zaliczenia jej do czasopisma lub dziennika. Brak jest przede wszystkim periodyczności przekazu. Należy również zauważyć, że czym innym jest prowadzenie strony internetowej, a czym innym wydawanie na niej dziennika lub czasopisma. Prowadzenie samej strony internetowej nie może być zatem utożsamiane z wydawaniem dziennika lub czasopisma jeżeli nie zaistnieją przesłanki do zaliczenia jej do dziennika lub czasopisma. W świetle powyższego internetowy serwis własny Prezydenta RP nie podlega rejestracji.

Tu również niedostrzeżono ustępu 4 art 61 Konstytucji, który stwierdza, że zasady i tryb udostępniania informacji publicznej określa ustawa. Taką ustawą jest ustawa o dostępie do informacji publicznej, która wprowadza do polskiego porządku prawnego Biuletyny Informacji Publicznej. Dlatego - jak uważam - nie trzeba powoływać się na "wywodzone" z Konstytucji możliwości prowadzenia "serwisów własnych", a po prostu uznać, że zobowiązani powinni po prostu prowadzić w internecie BIP-y. Zwrócenie przez Kancelarię Prezydenta RP uwagi na "niekonsekwencje semantyczne" stanowi przyczynek do dalszej dyskusji na temat systemu dostępu do informacji publicznej... Najważniejsze jednak, że - zdaniem Kancelarii Prezydenta - nie trzeba rejestrować serwisów internetowych, gdyż brak w tych serwisów druku, przekazu za pomocą dźwięku oraz przekazu za pomocą dźwięku i obrazu (por. Jeszcze raz: nie ma w Polsce ustawowego obowiązku rejestracji "prasy"), brak też periodyczności. To zaś musi odnosić się nie tylko do stron Prezydenta RP, ale również do stron prowadzonych przez każdego obywatela.

Chociaż Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich było uprzejme nieodpowiedzieć na moje pytanie (po wysłaniu pytań upewniłem się telefonicznie, czy trafiły do odpowiedniej osoby, następnie dzwoniłem kilkakrotnie i zapewniano mnie za każdym razem, że odpowiedź uzyskam, następnie powiadomiono mnie, że moje pytania zaginęły, a po ich przesłaniu ponownym dowiedziałem się, że odpowiedź jest gotowa, chociaż w chwili publikacji tej notatki nadal odpowiedzi nie otrzymałem), to jednak wiadomo, iż zdaniem Rzecznika Praw Obywatelskich "portal nie podlega rejestracji w rejestrze dzienników i czasopism prowadzonym przez właściwy Sąd Okręgowy"... Skąd wiemy? Z odpowiedzi, które uzyskał Olgierd Rudak, który zapytał o CodziennikPrawny.pl (który to serwis komentowałem w tekście CodziennikPrawny.pl za 65 tys z plusem.

Aby jednak oddać głos RPO, należy zacytować list, który Rzecznik skierował do Ministra Zdrojewskiego w dniu 25 czerwca 2009 roku (PDF), który to list zacytuje w całości poniżej (wytłuszczenia moje):

Jako Rzecznik Praw Obywatelskich, stojący na straży praw i wolności człowieka i obywatela, wyrażam głębokie zaniepokojenie projektowanymi zmianami ustawy z dnia 26 stycznia 1984r. - Prawo prasowe (Dz. U. Nr 5, poz. 24, ze zm.). W ostatnim czasie otrzymuję skargi, płynące między innymi ze środowiska dziennikarzy społecznych, dotyczące niedookreślonej sytuacji osób korzystających z Internetu jako środka komunikacji (bloggerów, osób prowadzących serwisy tematyczne) w obecnym stanie prawnym. W związku z powyższym, za szczególnie niepokojące uważam próby nowelizacji, prowadzące do powstania jeszcze głębszego stanu niepewności co do ich statusu i nałożonych przez prawo obowiązków.

Samą inicjatywę wprowadzenia zmian, należy oczywiście ocenić pozytywnie, szczególnie biorąc pod uwagę, że w obecnym kształcie omawiana ustawa zawiera np. pozostałości z czasów poprzedniego ustroju. Jednak pierwszym i najważniejszym zadaniem, stojącym przed autorami projektu zmiany prawa prasowego, w kontekście dostosowania go do realiów społeczeństwa informacyjnego i wykorzystywanych przez nie platform komunikacji, jest uszczegółowienie legalnej definicji „prasy", „dziennika" oraz „czasopisma" w sposób, które pozwoli na wyraźne odróżnienie publikacji prasowych, podlegających reżimowi zawartemu w ustawie Prawo prasowe, od różnych form przekazu internetowego, z których korzystają internauci w swojej codziennej komunikacji. Jest to niezbędne dla realizacji konstytucyjnej zasady ochrony zaufania obywatela do państwa i stanowionego przez nie prawa, będącej podstawowym składnikiem normatywnej treści zasady demokratycznego państwa prawnego określonej w art. 2 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej. W sytuacji, gdy Internet jest jednym z najważniejszych środków komunikacji społecznej, pozwalającym na pełniejszą realizację jednej z najważniejszych zasad konstytucyjnych - zasady wolności słowa, brak faktycznych ograniczeń płynących z niepewności w stosunku do obowiązków wynikających z obowiązującej regulacji prawnej staje się szczególnie istotny. Pragnę również zauważyć, że twierdzenie zawarte w uzasadnieniu ustawy, że nie odnosi się ona do blogów, ze względu na swój nienormatywny charakter nie ma faktycznego przełożenia na sytuację osób publikujących w Internecie.

W chwili obecnej, zgodnie z wykładnią obowiązujących przepisów ustawy Prawo prasowe, dokonaną przez Sąd Najwyższy w postanowieniu z dnia 26 lipca 2007 r. (sygn. akt IV KK 174/07), bezspornym jest, że prasa oznacza publikacje periodyczne, które nie tworzą zamkniętej, jednorodnej całości, a ukazują się nie rzadziej niż raz w roku - art. 7 ust 1 pkt. 1 pr. pr. Jednoznaczny jest także przepis ustawy, że dziennikiem jest ogólnoinformacyjny druk periodyczny lub przekaz za pomocą dźwięku oraz dźwięku i obrazu ukazujący się częściej niż raz w tygodniu (art. 7 ust. 2 pkt.2 pr. pr.) oraz to, że podobna zasada dotyczy czasopism (art. 7 ust. 2 pkt. 3 pr. pr.). Ustawodawca wyraźnie i jednoznacznie stwierdza, że prasą są zarówno dzienniki i czasopisma, jak i „wszelkie istniejące i powstające w wyniku postępu technicznego środki masowego przekazywania, (...) upowszechniające publikacje periodyczne za pomocą druku, wizji, fonii lub innej techniki rozpowszechniania." - art. 7 ust 2 pkt.l in fine. W tej sytuacji jest rzeczą bezsporną że dzienniki i czasopisma przez to, że ukazują się w formie przekazu internetowego nie tracą znamion tytułu prasowego, i to zarówno wówczas, gdy przekaz internetowy towarzyszy przekazowi utrwalonemu na papierze, drukowanemu, stanowiąc inną elektroniczną jego postać w systemie online, jak i wówczas, gdy przekaz istnieje tylko w formie elektronicznej w Internecie, ale ukazuje się tylko periodycznie spełniając wymogi, o których mowa w art. 7 ust. 2 pr. pras. Sąd Najwyższy stwierdza, iż osoba rozpowszechniająca, bez rejestracji we właściwym sądzie okręgowym, dziennik bądź czasopismo za pośrednictwem Internetu zarówno wówczas, gdy przekaz taki towarzyszy przekazowi utrwalonemu na papierze, stanowiąc inną elektroniczną jego postać, jak i wówczas gdy istnieje tylko w formie elektronicznej w Internecie, wyczerpuje znamiona przestępstwa z art. 45 ustawy prawo prasowe.

Zgodnie z tą wykładnią, Sąd Rejonowy w Bielsku-Białej IX Wydział Grodzki, wydał wyrok w sprawie wydawców serwisu internetowego „bielsko.biala.pl" uznając, że są oni winni naruszenia art. 45 ustawy Prawo prasowe, a więc winni przestępstwa wydawania czasopisma bez rejestracji. W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Beata Hajduga powołała cytowane wyżej orzeczenie. Również Sąd Okręgowy w Słupsku, powołując się na wspomniane wyżej postanowienie SN w wyroku o sygn. VI Ka 409/07 orzekł, że prowadzenie portalu, w myśl prawa prasowego, wymaga rejestracji. W konsekwencji Leszek Szymczak, właściciel i redaktor naczelny internetowego portalu „GazetaBytowska.pl" został uznany winnym niedotrzymania obowiązku rejestracji.

Poglądy te budzą jednak poważne kontrowersje w doktrynie. Większość znawców tematu przeciwstawia się wykładni obowiązujących przepisów wskazującej na obowiązek rejestracji poszczególnych form przekazu internetowego, powołując szereg argumentów, związanych między innymi, z istnieniem przekazu internetowego jako formy jedynie wizualnej. Mają również zastrzeżenia co do periodycznego charakteru tego przekazu internetowego. Podnoszą, że pojęcie aktualizacji nie jest tożsame z pojęciem periodyczności. Zauważają także, że z funkcjonowaniem dziennika i czasopisma związane są - w świetle ustawy - takie „atrybuty", jak: redakcja, redaktor naczelny, adres redakcji, wydawca, siedziba i adres wydawcy, tytuł (tytuł prasowy), miejsce wydania, impressum (umieszczanie na każdym egzemplarzu druku periodycznego bądź serwisu agencyjnego określonych informacji, w tym międzynarodowego znaku informacyjnego). Wydaje się, że atrybuty te nie pasują do różnych przekazów online. Również usprawiedliwianie rozszerzania obowiązku rejestracyjnego zawartym w ustawie stwierdzeniem, iż „prasą są wszelkie istniejące i powstające w wyniku postępu technicznego środki masowego przekazywania" (art. 7 ust. 2 pkt 1 pr. pr.) jest uznawane za niewłaściwe, ponieważ w obecnym stanie prawnym obowiązek rejestracji nałożony jest na szczególne rodzaje publikacji prasowych, jakimi są dzienniki i czasopisma, a nie ogólnie na prasę. Na podstawie tych argumentów, krytycy nakładania na strony internetowe obowiązku rejestracji stwierdzają, że nie ma de lege lata podstaw i przekonujących racji do nałożenia obowiązku rejestracyjnego na rozpowszechniane przez Internet przekazy, serwisy zbliżone od strony funkcjonalnej, formalnej i merytorycznej do prasy tradycyjnej. Uznają oni, że nie jest dopuszczalne, aby odbywało się to w drodze rozszerzającej wykładni unormowania opatrzonego sankcją karną. W obecnym stanie prawnym obejmowanie obowiązkiem rejestracji podmiotów innych niż drukowane dzienniki oraz czasopisma czyni granice tego obowiązku nieostrymi oraz stawia te podmioty w sytuacji niepewności prawnej, co z uwagi na penalne konsekwencje jego niedopełnienia nie jest w państwie prawa dopuszczalne.

Celem nowelizacji prawa prasowego miało być usunięcie tych braków. Jednak przedstawiony projekt nie spełnia pokładanych w nim oczekiwań. Przede wszystkim definicje „prasy", „dziennika" oraz „czasopisma" nie zostały zredefiniowane w sposób, który pozwoliłby na usunięcie wszystkich wątpliwości podniesionych zarówno w doktrynie, jak i tych, na które napotyka praktyka. Zostały one za to rozszerzone w sposób, który, przy literalnej wykładni pozwala na swobodną klasyfikację większości treści umieszczanych w Internecie jako publikacji prasowych i nałożenie na ich autorów, zgodnie z wprowadzonym przez nowelizację art. 20b, obowiązku rejestracji. Jest to wielce prawdopodobne, biorąc pod uwagę kierunek interpretacyjny zapoczątkowany w tej kwestii przez Sąd Najwyższy.

Co więcej, pojawiają się istotne wątpliwości co do konstytucyjności przepisów, które mogą potencjalnie wprowadzać ogólny obowiązek rejestracji treści zawartych w przekazie internetowym. W moim przekonaniu może on być uznany za zniechęcający dla korzystania z konstytucyjnych wolności. Chodzi tu przede wszystkim o zagwarantowaną w art. 54 ust. 1 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej wolność słowa, której ograniczenie w ten sposób może być niezgodne z zawartą z art. 31 ust. 3 zasadą proporcjonalności. Co prawda Trybunał Konstytucyjny w wyroku z dnia 20 lutego 2007 r. (sygn. akt P 1/06) uznał za zgodny z Konstytucją wymóg rejestracji tytułów prasowych, jednak przy zawartym w nowelizacji rozszerzeniu w znaczny sposób definicji publikacji prasowej, pytanie o konstytucyjność takiego wymogu, być może trzeba będzie powtórzyć raz jeszcze. W dalszej perspektywie konsekwencją wprowadzenia regulacji w opisanych powyżej sprawach, może być także wywołanie tzw. efektu mrożącego debatę publiczną. Restryktywne regulacje prawne oraz widmo instrumentalnego uruchamiania procedury represyjnej, np. przeciwko osobom formułującym opinie krytyczne, czasami nawet kontrowersyjne, czy też szokujące, potęgują bowiem ryzyko wystąpienia tegoż „efektu mrożącego".

Wątpliwości budzi także zgodność omawianego systemu rejestracyjnego z zagwarantowaną przez europejską Konwencję o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności w artykule 10 swobodą wyrażania opinii oraz przekazywania informacji i idei bez ingerencji władz publicznych. Swobody te nie mają charakteru bezwzględnego, niemniej trudno w omawianym kontekście znaleźć podstawę, która by korzystanie z nich pozwalała ograniczyć. W swym orzecznictwie Europejski Trybunał Praw Człowieka podkreślał, że jeżeli chodzi m.in. o art. 10 Konwencji, jedyną koniecznością, która może usprawiedliwiać ingerencję w to prawo chronione przez ten artykuł jest taka, która może być uznana za wywodzącą się z „demokratycznego społeczeństwa" (zob. Refah Partisi (the We/far e Party) oraz inni p. Turcji nr 41340/98, 41342/98. 41343/98 oraz 41344/98, Christian Democratic Peoples Party p. Mołdawii, 28793/02. 14 maja 2006 r.. Bączkowski i inni przeciwko Polsce nr 1543/06. 3 maja 2007 r.).

W związku z powyższym działając na podstawie art. 16 ust. 1 ustawy z dnia 15 lipca 1987 r. o Rzeczniku Praw Obywatelskich (Dz. U. z 2001 r. Nr 14, poz.147 ze zm.), zwracam się do Pana Ministra z uprzejmą prośbą o rozważenie możliwości kontynuowania prac legislacyjnych nad zmianą obowiązującego kształtu Prawa prasowego, tak, aby dostosować go do współczesnych realiów społeczeństwa informacyjnego i zapewnić pełną ochronę wolności wszystkich podmiotów korzystających z komunikacji internetowej. Jednocześnie będę wdzięczny o informowanie mnie o wszelkich inicjatywach i działaniach podejmowanych w tej sprawie.

I tak to wygląda. Osoby, które nie miały jeszcze okazji prześledzić kolejnych notatek dotyczących ministerialnego projektu nowelizacji ustawy Prawo prasowe, zachęcam do odwiedzenia działu prasa niniejszego serwisu.

Ciąg dalszy niewątpliwie nastąpi.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Nieuprawnione wynikanie

szeroko pojęte urzędy nie powinny prowadzić innych serwisów internetowych, niż BIP; w przeciwnym razie tworzy się patologiczna sytuacja, w której istnieje wiele "quasi źródeł" informacji publicznej, niezsynchronizowanych, nieaktualnych, powodujących trwonienie pieniędzy publicznych, itp.;

Z faktu, iż jakaś jednostka administracji prowadzi serwis internetowy nie będący BIP-em oraz BIP w żadnej mierze nie wynika, iż publikowane tam informacje będą: nieaktualne, niezsynchronizowane czy powodujące trwonienie publicznych pieniędzy (globalne ocieplenie, ptasią grypę itp.).
Jak ktoś ma bałagan w swoich serwisach to oczywiście takie efekty są możliwe, dokładnie tak samo gdy ktoś ma bałagan w BIP-ie, który także może być wewnętrznie niespójny, nieaktualny i powodować "trwonienie publicznych pieniędzy".
Powiem więcej, odpowiednio obszerny BIP (czy serwis internetowy) dużej jednostki, o rozproszonej strukturze edycji stron (czyli takiej jaka być powinna) musi zawierać jakieś nieaktualności i niespójności, taka jest natura rzeczy.

BIP-y nie są wstanie wypełnić potrzeb informacyjnych wielu jednostek np. miast ze względu na zawarte w ustawie i rozporządzeniach je stanowiących reguły, ograniczenia i błędy. "Zamordowanie" tych serwisów skasuje wiele dostępnych w sieci informacji i zniszczy wiele sensownych inicjatyw (najczęściej nie związanych z potrzebami wyborczymi tego czy tamtego polityka) nie wnosząc samo z siebie niczego pozytywnego.

jakoś nie kupuję tej tezy...

Z faktu, iż jakaś jednostka administracji prowadzi serwis internetowy nie będący BIP-em oraz BIP w żadnej mierze nie wynika, iż publikowane tam informacje będą: nieaktualne, niezsynchronizowane czy powodujące trwonienie publicznych pieniędzy (globalne ocieplenie, ptasią grypę itp.).

wynika tylko tyle, że proces synchronizacji (dbałości o spójność) musi powstać a to dodatkowy koszt... (dla niedowiarków: w SIWZ na jeden z tych produktów pojawi się Synchronizacja która kosztuje)

Jak ktoś ma bałagan w swoich serwisach to oczywiście takie efekty są możliwe, dokładnie tak samo gdy ktoś ma bałagan w BIP-ie, który także może być wewnętrznie niespójny, nieaktualny i powodować "trwonienie publicznych pieniędzy".
Powiem więcej, odpowiednio obszerny BIP (czy serwis internetowy) dużej jednostki, o rozproszonej strukturze edycji stron (czyli takiej jaka być powinna) musi zawierać jakieś nieaktualności i niespójności, taka jest natura rzeczy.

jak bym słyszał niektorych programistów: "jeśli program ma tysiące linii kodu musi zawierać jakieś nieaktualności i niespójności, taka jest natura rzeczy" no padłem na kolana...

BIP-y nie są wstanie wypełnić potrzeb informacyjnych wielu jednostek np. miast ze względu na zawarte w ustawie i rozporządzeniach je stanowiących reguły, ograniczenia i błędy. "Zamordowanie" tych serwisów skasuje wiele dostępnych w sieci informacji i zniszczy wiele sensownych inicjatyw (najczęściej nie związanych z potrzebami wyborczymi tego czy tamtego polityka) nie wnosząc samo z siebie niczego pozytywnego.

chętnie zapoznam sie z tymi ustawowymi regułami, ograniczeniami "mordującymi" możłiwośc posiadania jednej strony WWW zgodnej z BIP. Poza tym (to do ustawodawcy) wystarczy by BIP był jedynie specyfikacją o minimalnych wymaganiach na strony WWW publicznej instytucji, wtedy będą się one poddawały audytowi a instytucja będzie płaciła za utrzymanie tylko jednego serwisu i nie będzie płaciła za synchronizacje dwóch...

na koniec zadam pytanie: dlaczego wielu ludzi uważa, że brakoróbstwo jest wpisane w normalną prace?

--
Jarek
„Osiągnąłem to przez filozofię: że bez przymusu robię to, co inni robią tylko w strachu przed prawem.” (Arystoteles),

Z błędnych przesłanek wynikają błędne wnioski

chętnie zapoznam sie z tymi ustawowymi regułami, ograniczeniami "mordującymi" możłiwośc posiadania jednej strony WWW zgodnej z BIP.

Pisałem o konsekwencjach przedstawionej tu propozycji, a nie o stanie aktualnym.

Poza tym (to do ustawodawcy) wystarczy by BIP był jedynie specyfikacją o minimalnych wymaganiach na strony WWW publicznej instytucji, wtedy będą się one poddawały audytowi a instytucja będzie płaciła za utrzymanie tylko jednego serwisu i nie będzie płaciła za synchronizacje dwóch...

Nie istnieje temat synchronizacji serwisów (BIP i serwisu instytucji), jeśli tylko zostaną dobrze zaprojektowane i wykonane. One mogą, i przeważnie powinny, działać w sposób wyodrębniony na zewnątrz i zintegrowany wewnątrz.

jak bym słyszał niektorych programistów: "jeśli program ma tysiące linii kodu musi zawierać jakieś nieaktualności i niespójności, taka jest natura rzeczy" no padłem na kolana...

To sprawa trochę boczna ale warta uwagi.
Tak - każdy bardziej skomplikowany program ma, i będzie miał, błędy w kodzie – no merci. Świat od kilkudziesięciu lat opiera swój rozwój na oprogramowaniu, które zawiera, mniejsze lub większe, błędy. Per analogiam - fizycy od zawsze posługują pomiarami, które muszą być obarczone jakiś błędem, co w najmniejszym stopniu nie przeszkadza im w rozwoju współczesnej fizyki.
Proszą jednak zauważyć, że sieciowa rewolucja społecznościowa ostatnich lat opiera się po części właśnie na przeniesieniu powyższych konstatacji na grunt informacji.
Przykładem Wikipedia, która dopuszczenie pewnego marginesu błędu uznała za rodzaj swojego manifestu. W przeciwnym kierunku działała uprzednio i obecnie np. Encyklopedia Britannica, która błędu z definicji nie dopuszcza. Wdrażając skomplikowane procedury i przeznaczając istotne zasoby na weryfikację, uzgadnianie i kontrolę publikowanych informacji. Efektem jest opóźnienie w publikacji danych (kiedy obecnie czas ma znaczenie decydujące), wysokie koszty i … nadal pojawiające się błędy wg. niektórych analiz podobnie liczne jak w Wikipedii.
Dobrze zorganizowany urząd potrafi zminimalizować liczbę błędów i nieścisłości, ale żadna duża organizacja ich nie jest w stanie uniknąć. Co więcej urzędy często dysponują informacjami o wiarygodności mniejszej niż 100% i nierzadko są to informacje z punktu widzenia odbiorców bardzo interesujące.
Przykład – bardzo proszę. Żaden (piszę to z pełną odpowiedzialnością) urząd miejski w Polsce nie dysponuje (i w dającej się przewidzieć przyszłości nie będzie dysponował) wiarygodną w 100% bazą adresową miasta – za prowadzenie, której zresztą odpowiada (nie miejsce tu na wyjaśnianie przyczyn). Czy to oznacza, że dane o adresach nie powinny być przez administracje publikowane ?

W kwestii błędów "które

W kwestii błędów "które muszą być" w oprogramowaniu odpowiem tak jak kiedyś pewien producent samochodów odpowiedział pewnemu producentowi oprogramowania: "gdybym dopuszczał taki procent błędów w swoich samochodach co Pan w swoich programach to nigdy nie opuściłby Pan swojego garażu"....

Moim zdaniem dostawcy oprogramowania (wielu bo nie wszyscy!) "przyzwyczaili" swoich nierozumiejących technologii klientów do tych błędów... notorycznie podczas audytu dokumentacji widze, ze inżynierowie programiści analizujący wymagania (bo nie nazywam ich analitykami) wciskają swoje ograniczenia klientowi już na etapie analizy i specyfikacji wymagań. Większość z tych ograniczeń to ograniczenia "czasu" programisty a nie technologii. Niestety z przykrością także stwierdzam, że większość klientów w pierwszej kolejności w negocjacjach skreśla analizę i testy tylko dlaczego "uczciwi" podobno programiści się na to godzą?

Ja wole powiedzieć klientowi jakim kosztem osiągnę jaką jakość i pewnych granic nie przekraczam, niestety od wielu programistów słyszałem, że piszą buble bo wygrali ceną i teraz nie mają zasobów by napisać w tej cenie porządny program.

W kontekście BIP także to słyszałem, o ile wiem można zrobić jeden serwis dla urzędu zgodny z BIP'em (są takie) ale trzeba chcieć to zrobić a nie kupić w przetargu, gdzie jedynym kryterium jest cena, "system BIP" który dostarcza tylko kilka firm w postaci bubla napisanego "pod ustawę"...

--
Jarek
„Osiągnąłem to przez filozofię: że bez przymusu robię to, co inni robią tylko w strachu przed prawem.” (Arystoteles),

BIP a www UKE

Zupełnie chora struktura BIPu powoduje ze zarówno nasi czytelnicy jak i my sami chetniej czytamy www naszego urzędu, gdzie rządzi prawo popytu i podaży czyli treści konstruuje sie tak, żeby się "sprzedawały".
BIP zaś to pogląd urzedników na to, jak powinna wyglądać informacja publiczna - pogląd utrwalony w prawie i kompletnie nieelastyczny, nie reagujący na zapotrzebowanie.

Co do chęci - zupełnie nieadekwatnej do wspólczesności i współczesnych technologii - żeby wszystko rejestrować: w epoce w której każdy z nas jest tworcą a prasa i media są/bywają obywatelskie - takie dążenie jest co najmniej z poprzedniej epoki. Nie cenzura uprzednia i rejestracja lecz nieuchronne sankcje za naruszenia powinny byc głownym narzedziem władzy, jesli chce ona chronic jakieś istotne dobra a jednoczesnie nie uczynic uszczerbku dobru jakim jest wolnosc wypowiedzi. Takie jest moje zdanie nie od dziś.
Albo idźmy wszyscy i się zarejestrujmy - ostatecznie pisanie komentarzy u Vagli tez jest prasą - przy takim podejsciu.

Szanowna Pani Prezes, A co

Szanowna Pani Prezes,

A co decyduje o umieszczaniu bądź nie konkretnej informacji na stronie WWW UKE? Pytam z ciekawości, bo np. informacja o prawomocnym uchyleniu kary 3 mln. zł. dla TP SA za naruszenie obowiązków informacyjnych w zakresie udzielania informacji o numerach abonentów wszystkich sieci telefonicznych (jakoś miesiąc temu uchylona) się nie znalazła na stronie, a np. informacja o prawomocności kary za brak zapowiedzi słownej na 0700 już tak ;-)

Czy nie powinno być jednak tak, że jeżeli dany urząd administracji publicznej decyduje się/musi posiadać własną stronę WWW poza BIP'em, to informacje na tej stronie są zamieszczane w miarę ich powstawania i na jednolitych zasadach? Administracja publiczna to nie przedsiębiorca, który powinien się reklamować na własnych stronach WWW, chwaląc się sukcesami. Tu nie ma miejsca na marketing, na "sprzedawanie" i dobieranie pod tym kątem treści.

Pozdrawiam,

Paweł Litwiński

Przecież zdjęcie

Przecież zdjęcie uśmiechniętego burmistrza, wymieniającego uścisk ręki z obywatelem, dokumentuje jego pracę – czyli stanowi informację publiczną, która jak najbardziej powinna znaleźć się w bip ;)

Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby urząd rozszerzył bip o inne informacje, niż te wymagane ustawą o dostępie do informacji publicznej. A jeżeli urząd prowadzi inny serwis? Wystarczy go podlinkować do bip i już stanowi jego część. I mamy sprawę prawie załatwioną – brakuje logo bip…

w BIPie umieszcza się informację publiczną

Każda informacja wytworzona w urzędzie jest informacją publiczną, a więc nie ma przeszkód umieszczać ją w BIP-ie. Informacje które z różnych powodów są niejawne, i tak nie są umieszczane na stronach WWW (wyjątkiem mógłby być jakiś rodzaj intranetu w urzędzie, ale to w ogóle nie ma związku z tematem). A więc trudno się nie zgodzić z tezą Vagli, że urząd publiczny nie powinien prowadzić żadnego innego serwisu internetowego niż BIP.

Problemem jest to, że przyzwyczailiśmy się sądzić, że BIP to taki brzydki, niefunkcjonalny CMS, który urząd musi prowadzić, bo mu nakazuje ustawa, ale w którym nie ma nic ciekawego, a nawet gdyby było, to i tak nie można tego znaleźć. A przecież każda strona internetowa może być BIPem, jeśli tylko spełnia warunki określone w ustawie i rozporządzeniu.

Samo udostępnianie już nie wystarczy

Przy czym warto patrzeć na trendy amerykańskie, gdzie już nie mówi się wyłącznie o udostęnianiu informacji, ale również o tym, że informacja powinna być ustrukturalizowana, a także udostępnia się tam API, co pozwala na jej automatyczne, ponowne wykorzystanie. Przykład to data.gov.

Polecam również niedawno opublikowany wywiad z Vivekiem Kundrą, którego Wired nazywa "US government's first-ever chief information officer-em", wywiad opublikowano pod tytułem And Data for All: Why Obama's Geeky New CIO Wants to Put All Gov't Info Online.

W tym serwisie opublikowałem kilka tekstów na temat tego trendu:

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Niestety, nie jest tak, że

Niestety, nie jest tak, że każda informacja wytworzona przez organ administracji publicznej ma walor informacji publicznej. Pomijając przytaczanie przydługich wywodów, doktryny i orzeczeń - informacją publiczną są tylko te informacje wytworzone przez organy administracji publicznej, które dotyczą "spraw publicznych", którymi są w szczególności sprawy wymienione w art. 6 ustawy o dostępie do informacji publicznej. Wiem, że na pierwszy rzut oka to masło maślane, ale niech będzie przykład: informacja zawarta w aktach sprawy administracyjnej nikomu nie znanego Kowalskiego nie jest informacją publiczną, ale taka sama informacja zawarta w aktach podobnej sprawy polityka z pierwszych stron gazet już nią może być.

KAŻDY wnosi o tę informację

nformacja zawarta w aktach sprawy administracyjnej nikomu nie znanego Kowalskiego nie jest informacją publiczną

To ja w takim razie wnoszę o udostępnienie mi tej informacji zgodnie z ustawą DIP. Proszę mi napisać decyzję odmowną. Dlaczego ta informacja jest niejawna? Jaki rodzaj tajemnicy stanowi?

Ona nie "stanowi tajemnicy"

Ona nie "stanowi tajemnicy" - ona nie jest informacją publiczną. Bo zgodnie z art. 1 ust. 1 ustawy o odstępie do informacji publicznej, "Każda informacja o sprawach publicznych stanowi informację publiczną w rozumieniu ustawy i podlega udostępnieniu na zasadach i w trybie określonych w niniejszej ustawie.". To znaczy, że jeżeli informacja nie jest informacją "o sprawach publicznych", to nie jest informacją publiczną i nie podlega udostępnieniu.

I żeby było ciekawie, ja wcale nie twierdzę, że sądy zawsze orzekają tak, jak piszę - można znaleźć wyroki w jedną i w druga stronę. Podobnie i doktryna - za poglądem uznającym wszelkie akta sprawy administracyjnej za informację publiczną opowiada się m. in. prof. M. Jaśkowska (Dostęp do informacji publicznych w świetle orzecznictwa Naczelnego Sądu Administracyjnego, Toruń 2002, str. 51) oraz dr T. R. Aleksandrowicz (Komentarz do ustawy o dostępie do informacji publicznej, Warszawa 2002, str. 98). Innego zdania jest natomiast dr G. Sibiga (Dostęp do informacji publicznej a prawa do prywatności jednostki i ochrony jej danych osobowych, Samorząd Terytorialny 2002 nr 11, str. 6) oraz prof. H. Izdebski (Ustawa z dnia 6 września 2001 r. o dostępie do informacji publicznej. Komentarz w: H. Izdebski (red.), Dostęp do informacji publicznej. Wdrażanie ustawy, Warszawa 2001, str. 27 – 28). I jeszcze moja skromna osoba.

A zareagowałem na bardzo kategoryczne i wyboldowane (dlaczego ja nie potrafię wyboldować tekstu pisząc ten komentarz...) stwierdzenie, że każda informacja wytworzona przez "urząd" jest informacją publiczną - wypadałoby przynajmniej napisać, że jest taki pogląd, a w nauce i w orzecznictwie są wątpliwości.

A propos art 7 i RPO

Tutaj:
http://blog.brpo.salon24.pl/

Na ten komentarz:
"NA JAKIEJ PODSTAWIE PRAWNEJ?!
Rzecznik Praw Obywatelskich zajmuje się wydarzeniami w Iranie i próbuje ingerować w politykę zagraniczną państwa?!
Art. 7 Konstytucji się kłania."
http://blog.brpo.salon24.pl/113507,w-sprawie-iranu#comment_1532753

RPO/ktoś w jego imieniu odpowiedział takim:
"RPO jest dość daleki od obowiązującej w PRL wykładni, iż wszystko, co nie jest expressis verbis dozwolone - jest zabronione. Dziś stoimy raczej na stanowisku, że dozwolone jest wszystko, co nie jest zabronione. Ośmielam się, nie czekając na opinię autorytetów prawnych, stwierdzić, że powyższe oświadczenie nie jest sprzexczne z Art. 7 Konstytucji."
http://blog.brpo.salon24.pl/113507,w-sprawie-iranu#comment_1533431

:)

SO - dodaje

A oto "kwiatki" ze strony Sądu Okręgowego z Częstochowy - cytuje
"Rejestracja stron i portali internetowych jest dokonywana, jeżeli spełnia przesłanki określone w art. 7 ust. 2 pkt. 2 ustawy z dnia 26 stycznia 1984 r. Prawo Prasowe (Dz. U. Nr 5 poz.24 z 1984 r. ze zm.), tj. czy ukazuje się w Internecie za pomocą dzwięku lub dzwięku i obrazu."

Czyli że jeśli nie ma dzwięku lub obrazu - to nie ma obowiązku, bo mi odmówią

rejestracja spełnia przesłanki?

Rozumiem, że cytuje Pan http://www.czestochowa.so.gov.pl/so/mat_26.php. Zresztą taki sam akapit znajduje się na: http://www.warszawa.so.gov.pl/index.php?pid=564

Z tego zdania wynika, że jeżeli "rejestracja" ukazuje się w Internecie za pomocą dźwięku lub dźwięku i obrazu, to ... sąd dokonuje rejestracji.

Coś jak "Idąc do domu rozwiązał mi się but".

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>