Stado może przejść przez dziurę po sprytnej krowie, czyli CSS nie jest "skutecznym" zabezpieczeniem

krówka za ogrodzeniem z błyskiem w okuWielokrotnie w tym serwisie zastanawiałem się jak można przełamać "skuteczne" techniczne zabezpieczenie (por. np. Skuteczne techniczne zabezpieczenia i nowelizacja prawa autorskiego, Przełamał skuteczne i techniczne? albo Projekty "własności intelektualnej" i prawo do kopiowania...). Sąd w Finlandii uznał, że wykorzystywana do "zabezpieczeń" płyt DVD technologia CSS nie jest takim "skutecznym" zabezpieczeniem. Wyrok zaś jest ważny, gdyż sądy zaczynają interpretować postanowienia art. 6(3) unijnej dyrektywy w sprawie harmonizacji niektórych aspektów prawa autorskiego i praw pokrewnych w społeczeństwie informacyjnym...

Na temat wydanego w dniu 25 maja 2007 roku wyroku Sądu Dystryktowego w Helsinkach (Helsinki District Court) można przeczytać w notatce prasowej Finnish court rules CSS protection used in DVDs “ineffective” oraz w analizie Keep on hacking: a Finnish court says technological measures are no longer “effective” when circumventing applications are widely available on the Internet (PDF).

Sąd stwierdził, że Content Scrambling System (CSS) nie może być już uznany za zabezpieczenie skuteczne, a jest wręcz przeciwnie - zabezpieczenie to jest nieskuteczne (“ineffective”). Jest to pierwszy wyrok sądu w kraju członkowskim, który odnosi się do regulacji przeciwdziałającej obiegowi "skutecznych technicznych zabezpieczeń", ich zdejmowania czy wytwarzaniu lub publikowaniu "narzędzi" do ich obchodzenia...

Sąd w szczególności odniósł się do "spełnienia celu ochrony" ("which achieves the protection objective"). Sąd w Helsinkach uznał, że od momentu, gdy norweski "haker" złamał kod CSS w 1999 roku, końcowi użytkownicy mogli bez problemu (i bezpłatnie) pobrać z internetu oprogramowanie do zdejmowania takiego zabezpieczenia, a przez to - samo zabezpieczenie przestało spełniać cel jaki mu stawiano. W efekcie oddalono zarzuty stawiane grupie fińskich hobbystów, którzy uruchomili serwis internetowy, w którym udostępniano informacje na temat tego jak obejść zabezpieczenia CSS.

Orzeczenie sądu ma istotne znaczenie dla oceny innych tego typu doniesień. Wystarczy sięgnąć do takich notatek opublikowanych w niniejszym serwisie w dziale DRM jak: "All your base are belong to us" czyli walka o hex odbezpieczający HD-DVD i Blu-Ray, Syndrom sprytnej krowy i AACS czy Spór o licencję na CSS - spółka Kaleidescape nie przekroczyła uprawnień.

O oprogramowaniu pozwalającym na obejście technologii CSS pisałem m.in. w tekstach Rozpoczyna się apelacja w sprawie DeCSS, Andrew Bunner i DeCSS czy DVD i nastolatki, ale można też sięgnąć do innych, wyszukując w serwisie teksty pasujące do hasła DeCSS...

Art. 6 (3) Dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady nr 2001/29/WE z dnia 22 maja 2001 r. w sprawie harmonizacji niektórych aspektów prawa autorskiego i praw pokrewnych w społeczeństwie informacyjnym brzmi (wytłuszczenie moje):

W rozumieniu niniejszej dyrektywy przez wyrażenie "środki techniczne" rozumie się wszystkie technologie, urządzenia lub części składowe, które przy normalnym funkcjonowaniu są przeznaczone do powstrzymania lub ograniczenia utworów/dzieł lub innych przedmiotów objętych ochroną, które nie otrzymały zezwolenia przez osobę będącą właścicielem praw autorskich lub prawa pokrewnego prawu autorskiemu przewidzianemu przez ustawę lub prawa sui generis przewidzianego w rozdziale III dyrektywy 96/9/WE. Środki techniczne uważa się za skuteczne, jeżeli korzystanie z utworu objętego ochroną lub z innego przedmiotu jest kontrolowane przez właścicieli praw autorskich dzięki zastosowaniu kodu dostępu lub mechanizmu zabezpieczenia, takiego jak szyfrowanie, zakłócanie lub każdej innej transformacji utworu lub przedmiotu objętego ochroną lub mechanizmu kontroli rozpowszechniania, która spełnia ten cel ochrony.

Na gruncie polskiego prawodawstwa mamy (mój ulubiony) art. 1181 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, który brzmi (wytłuszczenie moje):

1. Kto wytwarza urządzenia lub ich komponenty przeznaczone do niedozwolonego usuwania lub obchodzenia skutecznych technicznych zabezpieczeń przed odtwarzaniem, przegrywaniem lub zwielokrotnianiem utworów lub przedmiotów praw pokrewnych albo dokonuje obrotu takimi urządzeniami lub ich komponentami albo reklamuje je w celu sprzedaży lub najmu,
podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 3.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Blue-ray

Co w takim razie należy sądzić o zabezpieczeniu Blue-ray, po opublikowaniu tego znanego już każdemu ciągu znaków? Czy też już jest ineffective?

effective -> ineffective ?

Nurtuje mnie jeden aspekt tej sprawy: w jaki sposób można (w sensie: nie łamiąc wspomnianego art. 118) stworzyć urządzenie lub ich komponent do 'rozbrajania' zabezpieczenia technicznego? Czy dobrze rozumiem, że jeśli bym kupił zabezpieczony nośnik z utworem, to miałbym prawo, w ramach dozwolonego użytku osobistego, usunąć to zabezpieczenie i cieszyć wolnością korzystania z utworu?

Jeśli tak, to potencjalnie wszystkie zabezpieczenia techniczne są z góry skazane na uznanie za nieskuteczne.

Wyznaczenie granicy jest

Wyznaczenie granicy jest dość trudne. Zwolennicy większej ochrony przed zdejmowaniem/obchodzeniem "skutecznych technicznych zabezpieczeń" mówią również o wyjątkowym charakterze dozwolonego użytku, przedkładając nad nim monopol prawnoautorski. Uzasadnieniem zaś normatywnym są w podobnych przypadkach klauzule znajdujące się w różnych aktach prawnych, które wprowadzają "trzystopniowy test" (por. Trzystopniowy test - notatki i spostrzeżenia dnia drugiego). Sądy w kilku instancjach próbowały już rozstrzygnąć relacje między dozwolonym użytkiem a obchodzeniem cyfrowych zabezpieczeń przed kopiowaniem (głównie w kontekście praw konsumentów). Sprawa nie jest oczywista, dlatego takie orzeczenia jak to w Helsinkach są interesujące. Ale też od razu trzeba powiedzieć, że nie wiemy czy orzeczenie z Finlandii się uprawomocni, czy sądy w innych krajach będą w podobny sposób podchodziły do problemu i jak będą sądy podchodziły do "zdejmowania" zabezpieczeń w sytuacji, w której "powszechna wiedza" na temat sposobów jego obejścia nie będzie tak dostępna jak w fińskiej sprawie. Tam chodziło o twórców serwisu, którzy publikowali informacje dostępne również w innych "źródłach". Oni upowszechniali wiedzę, która już trafiła w jakiś sposób do "obiegu". Oni - można tak powiedzieć chyba - poszerzali dziurę, którą wcześniej "sprytna krowa" znalazła. A co z działaniem samej "sprytnej krowy"?

Ja mam wrażenie, że prawodawstwo nie jest dostosowane do realiów obiegu informacji. Przeforsowano różne przepisy myśląc, że jak się wprowadzi zakaz (a potem penalizacje), to w ten sposób uzyska się narzędzie do ochrony interesów podmiotów, które pragną "zabezpieczać" w jakiś sposób informacje. Ale to jest podobny dylemat do tego, który kilka razy już przywoływałem w tym serwisie - czy jest nadal tajemnicą (np. tajemnicą handlową, tajemnicą przedsiębiorstwa) coś, o co jest powszechnie znane (albo można do tego dojść stosując zasady logicznego myślenia)? W świecie materialnym można postawić tablice informujące, można teren ogrodzić, same przedmioty mają swoje fizyczne kontury, nadają się do przenoszenia, do objęcia "władztwem" nad rzeczą. W świecie informacji wobec naturalnych predyspozycji człowieka do wymieniania się informacjami (i inteligencji) trudno normatywnie wskazać granice zapoznawania się z informacjami (również w procesie analizowania innych informacji; trudno powiedzieć, że chronioną informacją jest suma dwóch cyfr które znamy, że wiedząc, iż można dodać znane nam "dwa" i "dwa" uznamy, że "cztery" jest tajemnicą).

Jeśli chodzi o np. informacje niejawne - tam się nadaje klauzule na dokumencie, tam jest obowiązek przechowywania informacji w kancelarii tajnej, tam jest też szeregu innych zasad, np. zasad dotyczących przewożenia lub udostępniania innym informacji/dokumentów. A w innych sferach "wrażliwych" takich zasad nie ma.

No i jeszcze problem konfliktu między godnym ochrony interesem podmiotu zabezpieczającego a wolnością prowadzenia badań naukowych, wolnością słowa. A jednocześnie koncepcja leżąca u podstaw nowoczesnego prawa autorskiego, zgodnie z która ochrona przysługuje autorowi bez spełnienia jakichkolwiek formalności. A weźmy elektroniczny spam - tam też mamy do czynienia z tym samym konfliktem - z jednej strony wolność słowa, z drugiej strony ochrona interesów odbiorców, konsumentów, innych podmiotów przed nieuczciwymi i uciążliwymi praktykami. Czy jeśli spamer znajdzie sposób, by nam przesyłkę wsadzić do skrzynki, to działa w ramach porządku prawnego, jeśli wymyślił i zrealizował skuteczną metodę przejścia przez coraz bardziej chroniące nas filtry i inne zabezpieczenia? Podobnie z włamaniami do systemów, albo innym wpływaniem na cyfrowe przetwarzanie informacji. Czy DDoS należy uznać za działanie zgodne z prawem, skoro ktoś, kto inicjuje zalanie infrastruktury falą komunikatów korzysta - mógłby tak powiedzieć - ze swojej wolności oraz technicznych możliwości, jakie stwarza fakt istnienia infrastruktury pozwalającej te komunikaty przesyłać z jednego "miejsca" w drugie. A filtry chroniące dzieci przed pornografią? To wszystko na pewnym poziomie abstrakcyjnej analizy staje się jednym i tym samym zjawiskiem: obiegiem informacji i regulacją (ograniczeń) dostępu do niej.

To są konflikty, to są sfery, w których toczy się swoista debata i udzielić jasnej i popartej spójną argumentacją odpowiedzi jest dość trudno.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

security through obscurity - skuteczne zabezpieczenie?

W kryptografii od dawna istnieje pojęcie "security through obscurity". Jest to (trochę ogólnikowo) metoda zabezpieczenia polegająca na ukryciu nie tylko informacji, ale także informacji o sposobie szyfrowania. Taką metodę szyfrowania kryptografowie uważają za nieodpowiednią (żeby nie powiedzieć: głupią).

To teraz wracając do artykułu: co jest skuteczną metodą zabezpieczeń? Problem faktycznie nie jest prosty. Biorąc pod uwagę powyższy akapit żaden system zabezpieczeń płyt CD/DVD/HDDVD czy innych z założenia nie jest skuteczne. Dlaczego? Bo każda z płyt zabezpieczona jest tym samym kodem i kupując dowolny odtwarzacz kod ten dostajemy do ręki. Kod jest tajny? Nie bardzo, przecież go mamy. A że jest problem z odczytaniem...

To może próba analizy problemu z innej strony. Zajrzyjmy tutaj http://prawo.vagla.pl/skrypts/wolnosc_tworczosci.htm, chodzi o przypadek rosyjskiego programisty, który stworzył program pozwalający ominąć zabezpieczenia e-booka. Moim zdaniem każdy naukowiec, akurat w tym przypadku: kryptograf, powinien mieć możliwość badania tych zabezpieczeń a później publikowania informacji o sposobie ich ominięcia. Dlaczego tak myślę? Już piszę...

Jeżeli system zabezpieczeń jest słaby to sytuacja wygląda tak, że będą tacy którzy go złamią i tacy, którzy nie będą świadomi jego słabości. Po publikacji, poziom się wyrówna. Rozważmy przykład e-booka z Acrobata. Złamał to pewien programista i opublikował. W tym momencie, każdy publikator swojej pracy w formacie e-booka jest świadomy, że jego zabezpieczenie jest słabe i może powinien poszukać innej metody zabezpieczenia. Bez publikacji tej informacji...

Wydaje się, że to zupełnie inna sprawa, ale podobny problem dotyczy znanego chyba wszystkim robaka Blasster/Sasser. Dojdę zaraz do idei OpenSource, bo chciałbym przedstawić inny sposób widzenia tej dziury w Windows. Większość wie, że jest ona niebezpieczna, bo może się wirus dostać na komputer i będzie gorzej działa. Ale ja pomyślałem chwilę jak ten wirus działa: wykorzystując dziurę w systemie Windows program wirusa dostaje się na atakowany komputer i zostaje tam uruchomiony bez kontroli użytkownika. To naprawdę był/jest tylko głupi wirus, ale można napisać dowolny program i wykorzystując tą lukę w systemie zainstalować go na komputerze, a potem ... potem można już wszystko. Błąd w systemie Windows, a może jednak działanie celowe MS lub jednego z programistów? Taka dziura pozwala na wszystko. Gdyby Windows miał otwarty kod, to nie tak łatwo byłoby taką dziurę przemycić...

Polskie prawo nie jest takie złe. Mówi o obchodzeniu skutecznych technicznych zabezpieczeń. Nie można mówić, że coś jest skuteczne jeżeli każdy używa tego samego klucza, bo ten klucz w końcu i tak wypłynie. Wyobraźmy sobie inną sytuację: kupujemy samochód z alarmem. Transmisja do alarmu jest szyforwana, oczywiście tak, że tylko my sobie możemy samochód otworzyć. A teraz coś się zepsuje i co się dzieje w serwisie? No nic, oni otwierają nasz samochód tajnym kodem, który jest dostępny tylko dla wybranych punktów serwisowych. A teraz ten kod "przypadkiem" wypłynął i ... no cóż ktoś będzie zbierał samochody po miastach. A ktoś inny opublikuje ten kod dla wszystkich w Internecie ... i go skażą na dużo lat? Moim zdaniem winny jest producent zabezpieczenia, bo dopuścił do takiej sytuacji...

Wystarczy że sąd zasięgnie opinii dobrego kryptografa, żeby ocenić, czy zabezpieczenie można nazwać skutecznym. W innym przypadku mamy tylko obronę interesów wielkiej korporacji, która wprowadzając na rynek niedopracowane zabezpieczenie żąda ochrony swoich interesów.

Nie wiem, czy jasno pisałem, ale może komuś da to do myślenia.

Podobne podejście do tematu: http://byte.livenet.pl/?page_id=819.

Aby ocenic czy dane

Aby ocenic czy dane zabezpieczenie jest skuteczne, czy nie jest skuteczne, sąd pewnie nie będzie musiał powoływać kryptologa:(
Wystarczy, że sam stwierdzi, czy technologia zastosowana opowiada definicji z art. 6 ust. 1 pkt. 11.
Zgodnie z tym przepisem - skutecznymi technicznymi zabezpieczeniami są techniczne zabezpieczenia umożliwiające podmiotom uprawnionym kontrolę nad korzystaniem z chronionego utworu lub artystycznego wykonania poprzez zastosowanie kodu dostępu lub mechanizmu zabezpieczenia, w szczególności szyfrowania, zakłucania lub każdej innej transformacji utworu lub artystyczngo wykonania lub mechanizmu kontroli zwielokrotniania, które spełniają cel ochrony.

Moim zdaniem ta definicja jest tak strasznie szeroka, że nie stawia podstawowoego warunku, o którym Pan pisze. Literalnie nie jest powiedziane wprost, że Skuteczne zabezpiecznie muszą być skutecze. Cieżko też ocenić jaki powinien być miernik skuteczności. Czy powinniśmy oceniać skuteczność z punktu widzenia przeciętnego konsumenta, czy osoby posiadającej przynajmniej podstawową wiedzę technicnzą. W sumie nie do końca rozumiem zdanie "zabezpieczeniami technnicznmi sa zabezpieczenia ktore spełniają cel ochrony."
Czy zabezpieczenie, które uniemożliwi mojej babci zrobienie kopii, bo nie będzie umiała go przechytrzyć, natomaist dla mnie nie będzie już żadnym problemem, będzie skuteczne, czy też nie?

Moim zdaniem, przy takiej definicji skutecznym technicznym zabezpieczeniem będzie mogło być prawie wszystko. Nawet blokada z gumy do żucia i nitki do zębów mogłaby byc uznana za skuteczne zabezpieczenie.

J.U.S.T. Journeying Unit Skilled in Troubleshooting

skuteczne zabezpieczenie

Tytuł tego artykułu brzmi: Stado może przejść przez dziurę po sprytnej krowie, czyli CSS nie jest "skutecznym" zabezpieczeniem.

Biorąc pod uwagę ten tytuł, moją poprzednią opinię a także odpowiedź na moją opinię ... ciągle uważam, że sąd powinien skorzystać z opinii kryptologa.

Zacytuję jeszcze raz przepis, który wpisał mój przedmówca w wersji skróconej: Skutecznymi technicznymi zabezpieczeniami są techniczne zabezpieczenia (...), które spełniają cel ochrony. Rozgraniczenie "skuteczne dla mojej babci a dla mnie już nie" chyba nie powinno istnieć w prawie? Albo jest skuteczne, albo nie jest?

Wróćmy więc do sprytnej krowy. Nie znam szczegółów, ale w opisywanym przypadku sprytna krowa jakoś "rozgryzła" CSSa. Teraz powstaje problem jak to zrobiła?

W sytuacji ogólnej: co można zrobić z zabezpieczeniem:

  • można je ominąć, przykłady: cracki do gier, które nie łamią zabezpieczenia, a omijają je - zabezpieczenie nie jest sprawdzane; czy to legalne? (kupiłem grę, ale nie chce mi się płytki wkładać i wyciągać - mogę użyć cracka?) ... odjechanie cudzym samochodem bez deaktywacji alarmu i posiadania kluczyków, nie jest dopuszczalne, ale czy jest dopuszczalne umożliwienie kradzieży w ten sposób?
  • można ukraść klucz i go użyć, ale można to zrobić dosłownie, czyli wykraść z siedziby firmy (naganne i powinno być karalne, ale co zrobić kiedy już taki klucz stał się "tajemnicą poliszynela"?), a można ten klucz "wyciągnąć" z płyty z filmem czy programu, który kupiliśmy metodami kryptoanalizy; trudno mi uznać drugą metodę za naganną, świadczy ona właśnie o braku skuteczności zabezpieczenia...

Czyli jeżeli krowa jest sprytna i sobie poradzi z zabezpieczeniem i pokaże, że nie jest skuteczne, to moim zdaniem kolejne publikacje na ten sam temat trudno uznać za karalne - orzeczenie fińskiego sądu jest logiczne. CSS nie jest już skutecznym zabezpieczeniem. Obecnie nie jest potrzebny zarządca praw, żeby sobie z nim poradzić. Podobnie ma się sprawa do wspomnianej przez przedmówcę gumy do żucia i nitki - to nie jest skuteczne zabezpieczenie, bo nie umożliwi "podmiotom uprawnionym kontroli nad korzystaniem z chronionego utworu" - każdy sobie z tym poradzi. Co ze sprytną krową? Jeżeli sprytna krowa pokazała nieskuteczność zabezpieczenia korzystając z własnej wiedzy i kryptoanalizy, to trudno uznać ją za winną. Jeżeli ukradła tajny klucz, to są podstawy, żeby ją ścigać.

Inny przykład. Sieć firmowa zabezpieczona WEPem. WEP wydawał się na początku bezpieczny, obecnie specjaliści od kryptoanalizy pokazali, że jest słaby. Ktoś się włamał do takiej sieci firmowej i co dalej? Można go ścigać za włamanie i za kradzież danych, ale nie za złamanie "skutecznego zabezpieczenia". Za zabezpieczenie, to szef powinien administratora ścigać, za to, że nie postawił WPA2. Tu dochodzimy do sprawy opisanej w serwisie Vagla: Fuszerka wykonawcy, szukanie luki, oferta naprawy i kajdanki i Ciąg dalszy w sprawie, w której kajdanek użyto po podpisaniu klauzuli poufności. Człowieka można by było sądzić za kradzież danych - uważam, że brak zabezpieczenia nie uprawnia do kradzieży - ale za przełamanie skutecznego zabezpieczenia, to już nie bardzo?

Jeżeli intencje piszących prawo były inne, to powinni to inaczej zapisać. CSS nie jest skuteczny. Zabezpieczenia acrobata nie są skuteczne, bo można je bardzo szybko złamać nie znając hasła. A tak swoją drogą, to obecnie może jest lepiej, ale przykładowo zabezpieczenie przed drukowaniem kiedyś można było ominąć bardzo prosto: używając do drukowania innego programu niż Acrobat Reader. I mamy przyznać rację Adobe, że łamiemy skuteczne zabezpieczenia?

Prawo można interpretować różnie, ale jeżeli sąd posłucha fachowców, to interpretacja nie powinna sprawiać problemów. Niektórzy sędziowie są świadomi, że nie są wszystkowiedzący: Sędzia nie wie co to "internetowy serwis". Ja też nie wiem., więc może gdyby wszyscy byli tak świadomi, to interpretacja byłaby łatwiejsza. Twórcy/artyści/firmy fonograficzne powinny mieć prawo do robienia zabezpieczeń, ale jak robią zabezpieczenia, które nie są skuteczne, to czemu prawo ma ich chronić? Za fuszerkę? Jak wspomniałem w poprzednim komentarzu: prawo wydaje się być dobrze napisane, a że ludzie nie mający wiedzy próbują je sami interpretować, żeby się nie przyznać do braku wiedzy, jak pani prokurator w sprawie "fuszerki"...

Re: skuteczne zabezpieczenie

można je ominąć, przykłady: cracki do gier, które nie łamią zabezpieczenia, a omijają je - zabezpieczenie nie jest sprawdzane; czy to legalne? (kupiłem grę, ale nie chce mi się płytki wkładać i wyciągać - mogę użyć cracka?)... odjechanie cudzym samochodem bez deaktywacji alarmu i posiadania kluczyków, nie jest dopuszczalne, ale czy jest dopuszczalne umożliwienie kradzieży w ten sposób?

Istotnym wydaje się być cel zabezpieczenia. Jeżeli ktoś używa kracka do tego by nie wkładać ciągle płyty do odtwarzacza CD to jest to dozwolony użytek i powinno takie dzialanie być dozwolone. Słowem należy karać za faktyczne wykroczenia a nie za domniemane. Jeżeli chcę taką płytę sprzedać dalej to oczywiście już nagięcie prawa.

Dozwolony użytek?

Interesująca teza. Czy mógłby się Pan powołać na jakąś argumentacje hmm.. bardziej mającą podstawy w ustawie? Programy komputerowe są wyłączone z dozwolonego użytku osobistego, ale może znalazł Pan jakąś argumentację, którą przeoczyłem? A może chodzi o postulaty de lege ferenda?

Zgodnie z Art. 77. ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych:

Do programów komputerowych nie stosuje się przepisów art. 16 pkt 3-5, art. 20, art. 23, art. 231, art. 27, art. 28, art. 30, art. 331-335, art. 49 ust. 2, art. 56, art. 60 i art. 62.

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

dozwolony użytek a DRM

Powiem więcej: obecne regulacje DRM są na tyle niejasne, że w zasadzie nie wiadomo, czy dozwolone jest łamanie DRM po to, żeby skorzystać z dozwolonego użytku (vide art. 118^1).

W ogóle jak tak patrzę na przepisy karne w ustawie prawo autorskie, to większość wynikających z nich norm ma bardzo rozmyte hipotezy. Jak bowiem stwierdzić, czy ktoś działa "bez uprawnienia", w sposób "niedozwolony" itd. w sytuacji, gdy:

  1. przy utworach starszych niż kilka-kilkanaście lat konieczna jest lektura 4 ustaw, z których każda udziela innej odpowiedzi na pytanie o czasowy zakres ochrony w zależności od daty dokonania czynu
  2. przy naruszeniach innych niż sprzedaż "piratów" na straganie konieczne jest ustalenie granicy pomiędzy ideą a sposobem jej wyrażenia, opracowaniem a utworem samoistnym
  3. a jeśli oskarżony powoła się na działanie w ramach "dozwolonego użytku", to trzeba się zastanowić, czy "nie narusza on słusznych interesów twórcy i normalnego korzystania z utworu"?

Czy można w tych warunkach skonstruować normę karną nie naruszając zasady nullum crimen sine lege certa et stricta?

Ministerstwo to wie...

W relacji Trzystopniowy test - notatki i spostrzeżenia dnia drugiego odnotowałem: "Jak powiedział pzredstawiciel Ministerstwa Sprawiedliwości (zabierając głos "z sali") - określenie granic dozwolonego użytku jest o tyle istotne, że te granice wyznaczają również prawa dysponentów praw autorskich, a co za tym idzie - wiedza na temat tego, gdzie one przebiegają istotna jest np. przy ocenie czy doszło do naruszenia przepisów karnych ustawy. To bardzo ważne stwierdzenie".
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Ad. 1. Najpierw kwestia z

Ad. 1. Najpierw kwestia z powołanego przez Ciebie linka. Wedle mojej (prywatnej) wiedzy kwestia zgaśnięcia praw do Mein Kampf była rozpatrywana i to dosyć dogłębnie. Problemy z odżyciem ochrony, specyficzne dla art. 124 pr.aut., są wynikiem błędnej implementacji dyrektywy o czasie ochrony. Na gruncie dyrektywy nie powinno być wątpliwości co do tego, że ochrona Mein Kampf trwa.

Natomiast lektura 4 ustaw nie jest konieczna. Wystarczy założyć 70-cio letni okres ochrony (1945+70+ zasady obliczania czasu ochrony dają akurat zgaśnięcie 31 grudnia 2016). Skomplikowana analiza jest natomiast potrzebna do tego, żeby przekonać się, czy ochrony nie ma, tzn. czy przez przypadek uprawnienia te wcześniej nie zgasły.

Ad. 2. To nie ma nic do rzeczy. Spory o "nieliteralne" kopiowanie są naprawdę rzadkie. Nie słyszałem też, aby w takich przypadkach ktoś sięgał po sankcję karną.

Ad. 3. J.w. Tzn. sprawy, w których ktoś może - przynajmniej formalnie - powołać się na dozwolony użytek, nie są - i nie powinni być - przedmiotem rozstrzygnięć karnych.

Natomiast co do konkluzji mogę się zgodzić, tylko przyczyny są nieco inne - przede wszystkim dramatyczny brak precyzji w definiowaniu poszczególnych czynów zabronionych, nachodzące na siebie zakresy itp.

Generalnie nasza regulacja ma nadmiernie rozbudowaną ochronę karną. To się za nami ciągnie jeszcze od ustawy z 1926 r. Przy okazji - w międzywojennym orzecznictwie SN można znaleźć bardzo ciekawe próby ograniczenia stosowania regulacji karnych jedynie do spraw o większym kalibrze i oczywistości i zróżnicowania przesłanek ochrony cywilnoprawnej i karnoprawnej.

pociągnijmy wątek karny

O ile mi wiadomo, to prawa do utworów, które ustawa zabrała z domeny publicznej wracały do ich pierwotnych twórców. Kto zatem będzie pokrzywdzonym uprawnionym do złożenia wniosku o ściganie (co jest istotne przy niektórych przestępstwach z pr. aut.)?

Jak ustalić tego uprawnionego, gdy ustawa przywróciła prawa autorskie na rzecz osoby nieżyjącej? Jak to zrobić, jeżeli dział spadku został już przeprowadzony, wznowić postępowanie o dział spadku??

Kopia zapasowa?

Próbowałem znaleźć coś z tej strony:

2. Nie wymaga zezwolenia uprawnionego:
1) sporządzenie kopii zapasowej, jeżeli jest to niezbędne do korzystania z programu komputerowego. Jeżeli umowa nie stanowi inaczej, kopia ta nie może być używana równocześnie z programem komputerowym,

Nie jestem tylko pewien interpretacji. Jeśli wykonam taką kopię, to czy aby jej użyć oryginalny nośnik musi już być zniszczony? Skłaniałbym się ku takiej interpretacji, że o ile nie używam jednocześnie kopii i oryginału ("kopia ta nie może być używana równocześnie z programem komputerowym") to już mój wybór, czy np. wkładam do napędu i zużywam kopię, czy oryginał.

Znalazłem też ciekawy arykuł na ten temat

Przepis nie precyzuje metody sporządzenia kopii zapasowej. Należy zatem uznać, że użytkownik ma prawo wyboru metody sporządzenia kopii zapasowej. W szczególności użytkownik w żaden sposób ograniczony nośnikiem na którym zapisze kopie zapasową ( np. cd, dysk twardy, zip itp.)

Tak więc kopię zapasową można wykonać, np. na twardy dysk.
I jeśli uznać, że do użytkownika należy także wybór, z którego źródła będzie korzystał - to tak można zrobić.

Ciekaw też jestem - czy jeśli oryginał się zniszczy, to można wykonać kopię zapasową kopii zapasowej? Bo jeśli tak, to legalną drogą do używania gry z dysku (jeśli przyjmiemy interpretację, że użytkownik najpierw musi zużyć oryginał) byłoby:
a) Wykonanie zapasowej kopii na dysku.
b) Zniszczenie oryginału
c) Granie z dysku
d) Ew. zrobienie kopii kopii z dysku (na zapas).

Powraca oczywiście wielokrotnie wałkowany temat - zabezpieczenia przed kopiowaniem, a prawo do kopiowania które daje ustawa. Czy, skoro mam prawo do kopiowania (choćby po to, aby bezpiecznie położyć w szafie kopię) - to mam prawo obejść ewentualne zabezpieczenia które mają w tym przeszkadzać?

obchodzenie a minimalizm legislacyjny

Chyba dopuszczalność obchodzenia skutecznych technicznych zabezpieczeń na potrzeby korzystania z utworu w ramach dozwolonego osobistego użytku lub korzystania z uprawnienia do zrobienia kopii zapasowej, jest jedyną słuszną interpretacją:)
Moim zdaniem, dyspozycja normy prawnej z przepsów ust. 2 w związku z ust. 1 art. 118(1) jest taka, iż zakazane pod grożbą sakcji karnych jest posiadanie czy wykorzystywanie tylko takich urządzeń, które służą do niedozwolonego usuwania lub obchodzenia drm. A contrario, więc obchodzenie zabezpieczęń w celu zgodnego z prawem korzystnia z utworów nie stanowi czynu zagrożonego sankcją karną. Nullum crimen sine legem.Ponadto zasada racjonalnego ustawodawcy wskazywałaby mi na to, że gdyby ustawodawca chciał zakazać wszystkich form obchodzenia to napisał by wprost, że chodzi o urządzenia służące do obchodzenia i usuwania drm i nie zamieszczał by w definicji przymiotnika "niedozwolone".

J.U.S.T. Journeying Unit Skilled in Troubleshooting

Art. 118[1] to jest w ogóle

Art. 118[1] to jest w ogóle inna historia, bo przepis jest mało precyzyjny jak rzadko. A pod twoim wnioskiem się podpisuję w zakresie, w jakim dotyczy on przełamywania DRM, z urządzeniamido przełamywania DRM jest trochę inna historia.

Ponadto uważam, że akurat art. 118[1] w znacznej części nie implementuje minimum dyrektywy 2001/29/WE. Żeby byś sprawiedliwym dodam, że z kolei w innej części niepotrzebnie wychodzi przed szereg.

Jak liczyć te kopie?

Jest taka sprawa o piractwo.

Wyniki ekspertyzy:

Posiadam na płycie Cd system operacyjny windows XP , z której zainstalowałem go na swoim komputerze.
Dodatkowo na dysku hdd posiadam obraz płyty windows xp w formacie .iso który posłużył mi do nagrania płyty z windowsem.
Biuro ekspertyz tą sytuację potraktowało jak posiadanie trzech nielegalnych windowsów: pierwszy na cd, drugi zainstalowany, trzeci kopia instalacyjna w formacie obrazu.

System operacyjny windows xp pro został wyceniony przez nich na 1490 zł.

Więc za posiadanie windowsa na cd i komputerze nagle zrobiło się 4470 zł !!

Jak więc powinny być liczone te kopie? Na zdrowy rozum twierdziłbym, że poprzez kopię rozumiemy tak naprawdę ilość nośników - i to oddzielonych od siebie- na których taki program występuje.

Czyli - jeśli nagram na jedną płytę DVD, choćby 5 razy - to byłaby to tak naprawdę jedna kopia. Tak samo, jeśli na swoim HDD zamiast F6 wcisnę F5, to jeszcze nie znaczy, że właśnie stworzyłem piracką kopię. Nawet jeśli w komputerze mam zamontowane 2 dyski, to niezależnie od tego czy kopie mam na jednym dysku, czy na dwóch dyskach - to za nośnik uznałbym całą jednostkę centralną.

Pogląd, że zainstalowane windows to to samo co windows w wersji instalacyjnej - sądziłem, że taki sposób myślenia został juz porzucony.

Techniczne zabezpieczenia

Techniczne zabezpieczenia programów komputerowych to insza inszość. Dyrektywa 2001/29/WE wyraźnie wskazuje, że regulacja art. 6 nie znajduje zastosowania do zabezpieczeń chroniących programy komputerowe.

IMHO (nie che mi się tego rozwijać, bo to dłuższa sprawa), akurat w przypadku programów komputerowych (i tylko programów komputerowych) rozpowszechnianie środków służących do np. sporządzania kopii zapasowych nie stanowi naruszenia zakazu z art. 7 ust. 1 lit. c dyrektywy 91/250/EWG.

Jednocześnie dyrektywa 91/250/EWG nie zawiera w ogóle (i nie musi zawierać, ze względu na odmiennie ukształtowaną treść monopolu autorskiego) zakazu przełamywania zabezpieczeń "jako takich".

jestem zaskoczony

Jestem zaskoczony tego typu opinią. Nie dlatego, że się z nią nie zgadzam a dlatego, że od wielu lat nie widziałem tak racjonalnego uzasadnienia, z którym w 100% się zgadzam.

trochę z innej strony

A czy na prawdę potrzebujemy korzystać z zabezpieczonej twórczości? Czy przypadkiem jeśli ktoś oferuje nam twórczość zabezpieczoną, to nie znaczy że uważa nas za niegodnych bycia jej odbiorcami? Dla czego wtedy mamy jeszcze mu za to płacić?

Chociaż pojawia się problem gdy tą twórczością jest sztuka. Artysta też musi z czegoś żyć (mam tu na myśli raczej ludzi, którzy tworzą prawdziwą sztukę, nie tą komercyjną - "artyści" komercyjni moim zdaniem raczej nie są nawet godni tego, by żądać jakiegokolwiek wynagrodzenia za swoją "twórczość"), a rozwój nowych technologii niestety nie sprzyja mu w uzyskaniu godziwej zapłaty.

I raczej jest to problem tego, że świat opiera się, mówiąc krótko i dobitnie, na pieniądzach. Oczywistym jest fakt, że gdyby było inaczej, to artyści nie potrzebowaliby materialnego wynagrodzenia za swoją twórczość, a problem "sztuki" komercyjnej zniknął by całkowicie.

Sytuacja jest trochę, hmm jakby to nazwać... paradoksalna? - z jednej strony artysta (nadal mam na myśli prawdziwego artystę) chce zabezpieczyć swój "interes", z drugiej natomiast ogranicza w ten sposób swobodę odbioru swojej twórczości.

Jednak sytuacja wydaje się nie być zupełnie beznadziejna - pojawia się coraz więcej twórców, którzy zrzekają się praw majątkowych i po prostu oddają swoją twórczość za darmo (mam tu na myśli głównie sztukę - bo inna dziedzina twórczości, jaką jest oprogramowanie komputerowe, uporała się z tym problemem zanim jeszcze zdążył stać się poważny).

takie kilka przemyśleń - mam nadzieję że nie jest to zbyt wielki off-topic;)

[OT ?] Re: trochę z innej strony

Rzecz w tym, że artystom "z natchnienia", niszowym niekoniecznie zależy tak bardzo na obkładaniu nośników swojej sztuki przeszkadzajkami (które czasem lepiej zabezpieczają przed użyciem, niż przed kopiowaniem - np. niektóre systemy "zabezpieczania" CD). Wydaje się że najwięcej szumu w stylu użytkownik_p2p == pirat == złodziej robią wydawcy komercji "jednorazowego użytku" (wiele, jeśli nie większość filmów, modne/wypromowane piosenki), bo wiedzą że mają tylko kilka tygodni na wciśnięcie swojego "hitu" i że rok później o tym ich, jakże cennym, produkcie będą pamiętali tylko fani w sile ze 100 ludzi. Dla nich więc każda nielicencjonowana kopia wydaje się być wyłącznie utraconymi zyskami. Z kolei niszowi artyści i ich twórczość nie są przedmiotem szczodrze opłacanych kampanii reklamowych i nie tłucze się ich w kółko w radiowych playlistach. Niszowcy nierzadko sami umieszczają na swoich stronach, czy np. na YouTube obszerne wyjątki ze swojego dorobku, bo dla nich każda kopia która do kogokolwiek dotrze wiąże się z promocją i jakimś prawdopodobieństwem zakupu, nie w tym roku to może za lat dwa. Artysta niszowy niekoniecznie ma złudzenia, że odbiorca wyda kilkanaście dolarów/kilkadziesiąt złotych po to tylko żeby sprawdzić czy mu się coś podoba, czy jednak nadaje się tylko na podstawkę pod kurz. Powyższe nie jest oczywiście wiedzą objawioną, raczej spostrzeżeniem pewnych korelacji wywiedzionych z rzutu okiem na moją półkę z płytkami. Możliwe że jestem dziwny i wobec tego spostrzeżenia mam mało warte :-)

Rolą prawa w tym całym zamieszaniu jest takie stymulowanie rynku, nakładanie reguł gry, żeby zmaksymalizować korzyści społeczeństwa. Dopóki dzieło było ściśle związane z nośnikiem (np. płytą gramofonową, taśmą kinową) lub z obecnością w konkretnym miejscu (przedstawienie, koncert) kwestia pieniężne były prostsze, bo cały proces odbywał się w materialnym świecie, w którym przez tysiące lat wyewoluowała nasza kultura i aparat pojęciowy. Pojawienie się przyzwoicie kopiowalnej postaci analogowej a potem idealnie kopiowalnej postaci cyfrowej utworów odebrało wartość nośnikom, zaburzając tę równowagę. Częściowo tylko, bo przecież np. występów na żywo nie zastąpiły. Ustalanie nowej równowagi wydaje się być raczej próbą sił iż aktem sprawiedliwości i obserwowanie tego procesu byłoby może i zabawne, gdyby nie to że można znienacka zostać zaatakowanym przez ekipę z paragrafami, która potrafi czasem odebrać więcej niż zwykły zbir w ciemnej bramie. W pewnym sensie, może nieco cierpko ujmując, chodzi o to żeby rozsądnie wynegocjować na ile twórca jest osobą specjalnej troski (jak np. górnicy, służby mundurowe, nauczyciele, itp.), na ile owa specjalna troska ma się przelewać na pośredników i organizatorów i ile wolności odbiorcy ma ona kosztować.

Plaża złotego piasku

Paweł Krawczyk napisał na liście ISOC Polska list, który wywołał ożywioną dyskusję. W liście jest m.in. fragment:

Niepokoi mnie również roszczeniowy ton dyskusji, w której konsumenci występują z pozycji osób, którym oglądanie najnowszych filmów jest jakoby moralnie zagwarantowanym prawem, które ma być zaspokojone wszelkim kosztem. Ci ludzie nie rozumieją, że filmy produkuje się DLA ZYSKU a nie dla ich frajdy. Zabranie producentom ich zysków ze sprzedaży towarów takich jak filmy spowoduje że przestaną oni produkować niedochodowy towar jakim są filmy bo nikt normalny nie będzie ich produkował z własnej kieszeni po to by zaspokoić nudę studentów w akademikach.

Ja odpisałem Pawłowi (co odnotowuje sobie tutaj dla pamięci, a co wiąże się z powyższym komentarzem):

Twoje podkreślenie "DLA ZYSKU" sprowokowało mnie do napisania. Tak jak można mieć wątpliwości co do prawnych gwarancji oglądania, tak wątpliwość może budzić prawo do zysku. Chodzi mi o to, że jeśli stosunki społeczne powodują, iż dana działalność zysku nie przynosi, to manipulacja prawem w tym względzie jest niejako wbrew tym społecznym stosunkom, a więc prawo nie przystaje. Nieprzystające prawo jest złym prawem i nie jest to moja myśl. Ja to u siebie starałem się obrazować przykładem złotego pisaku - ile kosztuje zloty piasek w mojej dłoni i ile może kosztować wiedząc, ze stoję na plaży złotego piasku. Czy mam prawo domagać się od państwa, by gwarantowało mi zysk, gdy oferuję złoty piasek stając na plaży złotego piasku? Temat jest trudny i ja nie znam odpowiedzi na pytania związane ze zmianami stosunków społecznych (zwłaszcza w czasach globalizacji, gdzie aparat państwa nie jest już wystarczający w wielu przypadkach do suwerennego kształtowania relacji między jednostkami), ale wiem, ze człowiek bardziej naturalnie jest skonstruowany do pozyskiwania i rozpowszechniania informacji (oczy, uszy, aparat mowy) niż do posiadania jakiegokolwiek mienia. Ma chyba tyle mienia, ile jest w stanie obronić. Nie wiem czy to kontrowersja, w każdym razie dziele się wątpliwościami.

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

DLA ZYSKU

Wypowiedź pana Pawła Krawczyka wydawała mi się słuszna, ale po przeczytaniu odpowiedzi Vagli, pojawiły się wątpliwości...

Czytałem już wiele razy wypowiedzi: "Jak ukradniesz samochód, to jest źle, ale jak ukradniesz film, to jest oki? Jak Cię nie stać na samochód, to nie jeździsz, a jak Cię nie stać na film to nie oglądasz." Tyle, że kiedyś przeczytałem trochę inną wypowiedź, która trochę zmienia problem: "Jak ukradniesz samochód, to jest źle, ale jak ukradniesz film, to jest oki, źle jest jak ukradniesz ze sklepu płytę DVD."

Jedną sprawą jest ochrona praw autorskich, a kolejną ochrona interesów firm, które mają prawa do dystrybucji. Jak na razie to prawo jest zmieniane pod dyktando tych drugich, a co może artysta? Nic, albo prawie nic. To już stara sprawa i nie pamiętam szczegółów, ale kiedyś pisano troszkę na temat George'a Micheala: podpisał umowę z wytwórnią, ale nie miał pomysłu na płytę, nie mógł zmienić wytwórni, itd. Czy artysta miał jakąś ochronę? Mógł podpisać inną umowę...

Faktycznie, ten znudzony student w akademiku nie musi tego filmu obejrzeć, ale za to wydawca filmu nie musi mieć pewności, że jak film nakręci to na nim zarobi. Jak wydawcy maleją zyski, to wpływa na zmianę prawa. A jak student ogląda film, który w praktyce jest publicznie dostępny, to ... w imię zmienionego prawa idzie odsiedzieć swoje. No i oczywiście liczenie strat, jak zwykle: jak student obejrzał film a akademiku, to wytwórnia straciła 15 zł (cena biletu w kinie), a jak nagrał film na CD to wytwórnia straciła 100 zł (cena płyty DVD). A jakie jest prawdopodobieństwo, że ten student pójdzie do kina i kupi płytę DVD? Na to pytanie wytwórnie nie odpowiadają zbyt konkretnie...

Inną sprawą jest, że dopuszczenie, żeby ktoś czerpał zyski ze sprzedaży filmów, do rozprowadzania których ma prawo konkretny podmiot. W P2P to rozprowadzanie jest zazwyczaj darmowe. Nie jest darmowe? To ustalmy, kto na tym zarabia i niech on płaci podatki i tantiemy. To wtedy mu się to rozprowadzanie nie opłaci? A to sam interes upadnie i nie trzeba będzie zmieniać prawa...

-- a teraz OT --

Jeszcze jeden przykład demagogii firm fonograficznych. Sprawa już nie aktualna, ale znana z przeszłości:
pytanie 1: Dlaczego płyta CD oryginalna jest taka droga, kiedy można kupić na stadionie podobną w cenie 10-krotnie niższej?
odpowiedź 1: Bo my mamy lepszej jakości pudełko, okładkę, nośnik [mam wątpliwości czasami] a przede wszystkim płacimy podatki i tantiemy artystom, koszt produkcji jest tu najmniej istotny.
pytanie 2: To dlaczego płyta CD kosztuje 60 zł a kaseta magnetofonowa 20 zł?
odpowiedź 2: ... [brak, a właściwie raz słyszałem ... była "nie na temat"]

To są zazwyczaj najlepsi specjaliści od marketingu, czyli manipulowania ludźmi i informacją. Potrafią wpływać na zmianę prawa i myślenie ludzi. Oni nie dbają ani o interesy artystów, ani o interesy zwykłych ludzi, a po prostu o swoje portfele...

-- jeszcze bardziej OT --

Gdybym produkował zielone kółka do rowerów i wszystkim by się podobały, to pewnie by sobie własne pomalowali na zielono. Więc ja zamiast obniżyć cenę zrobiłbym tak: doprowadziłbym do zmiany prawa patentowego, opatentowałbym zielony kolor kółek i zaczął ścigać każdego, kto sam umiał sobie pomalować kółka na zielono o odszkodowanie. Tak działają patenty na oprogramowania, na fragmenty kodu. A działanie firm fonograficznych pewnie by się dało równie bezsensownym przykładem opisać.

"dlaczego płyta CD kosztuje 60 zł a kaseta magnetofonowa 20"

Słyszałem odpowiedź "bo rynek kaset jest dotowany przez rynek płyt". Teraz rynek kaset praktycznie znikł, więc nie ma czego dotować, więc płyty powinny stanieć. Czy nie tak?

Zgadzam się jak najbardziej

Zgadzam się jak najbardziej z komentarzem. Można jeszcze na marginesie zapytać, które studia filmowe myślą o zakończeniu działalności z powodu niskich zysków? Czy ostatnie lata, pomimo zwiększenia liczby użytkowników internetu i sieci P2P nie były złotym okresem dla producentów seriali telewizyjnych i filmów kinowych inkasujących rekordowe wpływy z dystrybucji?

Za każdym razem gdy słyszę o umniejszonych zyskach czy stratach powodowanych przez "nielegalne" kopie filmów, mam ochotę zapytać o badania, które potwierdziłyby te tezy. Trzeba tu zaznaczyć że przeprowadzono ich sporo i w żadnym nie udało się potwierdzić aby ilość pobrań z sieci określonego materiału audiowizualnego w jakikolwiek sposób przekładała się na frekwencję w kinach czy ilość legalnie sprzedanych kopii. Skoro więc nie można wykazać takiego związku, skąd owe milionowe straty? Ktoś może powiedzieć że badania nie mają tu większego znaczenia i każdy twórca ma prawo do określenia w jaki sposób chce dysponować swoimi utworami i czerpać z nich godziwy zysk. Zgoda, tylko czemu nie wypracować kompromisu który byłby wygodny zarówno dla twórców jak i konsumentów? Zaostrzanie prawa i wprowadzanie regulacji, które w jeszcze większym stopniu chroniłyby prawa autorskie i majątkowe mają znaczenie jedynie dla pośredników a nie twórców, gdyż Ci pierwsi zdają sobie sprawę, iż stają się powoli zbędni. Jedynym wyjściem dla nich jest więc wprowadzenie takich regulacji, które uniemożliwią ewolucje w kierunku modelu twórca->konsument.

Na marginesie dodam że sam jestem autorem sporej ilości prac wizualnych. Zawsze umieszczam je w formie przygotowanej do druku w wysokiej rozdzielczości i nie widzę powodu aby zabraniać komuś ich darmowego wydruku na użytek osobisty (a nawet komercyjny w niektórych przypadkach) i rozpowszechniania pod warunkiem podania autorstwa. I nie jestem tu wyjątkiem - wystarczy wejść na stronę CGTalk aby się o tym przekonać. Zarabianie na sztuce i kulturze nie powinno być celem samym w sobie, ale niejako efektem ubocznym. Pozdrawiam i gratuluje rewelacyjnej strony.

Z tą niszowością to jest

Z tą niszowością to jest różnie. W zasadzie należałoby mówić nie tyle "twórczość komercyjna - niekomercyjna", ile "marketingowa - niemarketingowa". Często projekty uważane za niekomercyjne są detalicznie droższe od komercyjnych, ponieważ nie da się do ich produkcji i dystrybucji włączyć sponsorów, partnerów medialnych, "nośników wiązanych" typu gazetki z płytami, itp. Z tego samego powodu np. rynek tanich singli (u nas praktycznie nieistniejący) może działać i nasycać się przebojami tłuczonymi w radiu. Zależy ci na "zapchajdziurach"? Zapłać za cały album (mimo, że profani sztuki muzycznej zawsze trollują na forach w stylu "podoba mi się tylko jedno, góra dwa nagrania, dlaczego mam płacić za wszystkie?", jakoś nie zastanawia ich dlaczego te "podobające się" nagrania to akurat te tłuczone przez radio).

Gdyby na rynku płytowym działało prawo podaży i popytu w swojej "czystej" wersji, to logicznie rzecz biorąc, najdroższe powinny być single z powszechnie kochanymi i poszukiwanymi przebojami. Zaś albumy z "zapchajdziurami" co to "tańczyć się przy tym nie da i w radiu tego nie dają" powinny być tanie jak barszcz. A jednak jest odwrotnie.

zabezpieczenia okiem konsumenta

Polecam koleżeństwu ciekawy wpis na blogu silva rerum pt. "Nie, nie gra".

Pan Kazik Staszewski? SP

Pan Kazik Staszewski? SP records? Nie chce mi się wierzyć. No cóż - będzie to jedyna płyta Kazika, której nie kupie (nie ściągnę również z netu, bo mimo wszystko mam zbyt wiele szacunku dla autora i jego wcześniejszej pracy). Cały problem z tym że nie mam ani stacjonarnego ani przenośnego odtwarzacza CD i korzystam z ripów oryginalnych płyt w formacie mp3. Nie sądzę co prawda rip do tego formatu był problemem, ale nie mam czasu się z tym bawić i nie mam zamiaru kupować uszkodzonego w moim przekonaniu towaru. Jestem bardzo ciekaw jak się będzie sprzedawać płyta, która została zabezpieczona jedynie w celu utrudnienia życia właścicielom legalnej kopii.

Dyskusji o SP Records ciąg dalszy

Sprawa zrobiła się głośna na forum Kultu, wypowiedzieli się muzycy (polecam opinię Dr. Yry o dozwolonym użytku...).

wolnosc informacji = wolnosc slowa?

Przyklad ze zlotym piaskiem jest trafny, jednakze nie do konca oddaje specyfike informacji w postaci cyfrowej. Otoz mamy dane ktore mozemy kopiowac (odzwierciedlac w postaci wiernej - klonowac) nieskonczona ilosc razy, w zwiazku z tym nie maja one wartosci, bo jak ocenic wartosc czegos co ma potencjalnie nieskonczona ilosc egzemplazy? (Nie spelnia zasady unikalnosci, w zwiazku z tym dla kolekcjonera sztuki jest bezwartosciowa).

Co do łamania "skutecznych zabezpieczen" moim zdaniem jest to wyjatkowo nieszczesliwe sformulowanie, logicznym bylo by raczej "lamanie (pokonywanie) zabezpieczen uznawanych za skuteczne". Nie ma zabezpieczen, w swiecie informacji, jakich nie dalo by sie zlamac, nie wymyslono takich. Sa jedynie sposoby ktore w obecnej fazie rozwoju technologi sa bardzo trudne badz niemozliwe do zlamania, jednakze to potrafi sie bardzo szybko zmienic wraz z postepem technologicznym. Obecnie jedynie bardzo silna kryptografia (kliczem min. 1024-2048 bit?) lub kryptografia kwantowa, daja poczucie duzego bezpieczenstwa, ale jedynie do czasu znalezienia metody obejscia (w pierwszym przypadku jedyna dostepna to brute-force, w drugim jest teoretycznie mozliwy atak typu man-in-the-middle). Tyle co do specyfiki zagadnienia.

Tu nasuwa mi sie pytanie... po co chronic prawnie "skuteczne zabezpieczenie"? przeciez nie ma w tym najmniejszego sensu, po to jest "skuteczne zabezpieczenie" ze broni sie ono samo. Powiem wiecej, prawo potrzebne jest tylko nieskutecznym zabezpieczeniom.

Co do umieszczania na stronach internetowych tresci osadzonych (embed, iframe, etc..) to dla mnie sprawa jest dosc prosta, posluze sie analogia: w pokoju (strona) mam telewizor (ramka embed) to nadawca/stacja (you tube, google video, itp) telewizyjna odpowiada za tresc, z jakiej racji mam odpowiadac za to ze na moim telewizorze leci film nadawany nielegalnie?

Kolejna wazna rzecz, jak zostalo napisane wczesniej, czlowiek jest "skonstruowany" do przetwarzania informacji, jest to naturalna rzecz, tak jak oddychanie, przetwazamy non-stop, czesto nie zdajac sobie z tego sprawy. Na tym miedzy innymi opiera sie innowacyjnosc i postep naszej cywilizacji, wiec gdyby konstruowac prawo dla dobra ogolu bezprawnym musialo by sie okazac proba "blokowania" dostepu do informacji i sztuczne kreowanie jej wartosci. Jak dziala "poddanie" roszczen, co do posiadania na rzecz wspoldzielenia informacji, swietnie widac na przykladzie rucho Wolnego Oprogramowania, gdzie za sama informacjie sie nie placi, placi sie za nosnik, pomoc techniczna, uslugi powiazane, akcesoria, itp. Zas sama informacja jest darmowa, w zwiazku z czym legalnie moge zciagnac takie oprogramowanie z internetu, poniewaz sam wykonuje dla siebie usluge instalacji i pomocy technicznej a nosnika nie potrzebuje (ew CDR za 80gr). Bardzo ciekawym i godnym uwagi jest zjawisko utrzymywania projektow i programistow z dobrowolnych dotacji uzytkownikow, to naprawde swietnie dziala, poniewaz dlaczego skoro podoba mi sie system operacyjny(Linux), programy(Fireox), serwisy internetowe(Wikipedia), mialbym nie dotowac takiego projektu.

IMHO problem tkwi w "materialnym" i "wlasnosciowym" mysleniu o informacji wielu ludzi, koropracji i tworcow prawa. Jezeli ukradne samochod, ok ide siedziec, bo kradne cos co ma wartosc, jest policzalne i potrzebne byly zasoby do jego skonstruowania oraz, co za tym idzie moge wejsc w jego posiadanie (legalnie badz nielegalnie), natomiast jezeli "skopiuje" dane (film, oprogramowanie) w postaci cyfrowej nie ma mowy o kradziezy, nie da sie ukrasc czegos co nie istnieje, co jest niepoliczalne, w czego posiadanie nie da sie wejsc. Moge wejsc w posiadanie nosnika, nie informacji. Nie jestem za roszczeniowa postawa, ze "mi sie to nalezy za friko", jednakze chce pokazac patologie w spojrzeniu na sprawe. Jestem za placeniem TWORCOM/ARTYSTOM, nie posrednikom, ktorzy znalezli sobie 2 dojne krowy na 2ch koncach, z jednej uzytkownikow z drugiej artystow.
Dla Internetu zjawiska jak p2p, you tube, image/file hosting, itp sa tak naturalne jak posiadanie i surowce w swiecie materialnym, natomiast zjawiskiem chorym sa wszelkiego rodzaju DRMy, nosniki, zabezpieczenia, klucze, bo one sluza jedynie ochronie interesow posrednikow za WSZELKA cene. Tworzenie sztucznego i nieodpowiedzialnego prawa MUSI spotkac sie z oporem, bo nieodzwierciedla ono stanu faktycznego.

Ludzie bada kopiowac informacje, tak dlugo jak zyja, poniewaz ich ciala, nasze ciala i mozgi i zmysly sa do tego ukonstytuowane, do tego stworzone, aby kopiowac przetwarzac i rozpowszechniac informacje, jest to proces naturaly. Tak jak cenzura nie wygra z wolnoscia slowa, tak "skuteczne zabezpieczenia" nie wygraja z wolnoscia informacji.

Potrzebujemy Nowej Konstytucji w Nowym Eonie Informacji, ktora uzupelni podstawowe prawa o nowe zdobycze cywilizacyjne, takie jak Wolnosc Informacji.

Pozdrawiam

PS. Niestety jako realista, zdaje sobie sprawe ze nie bedzie latwo i nie obedzie sie bez "rewolucji i wojny", jak uczy historia, dobre prawo rodzi sie w bolu, kiepskie w parlamentach... ;)

ochrona zabezpieczeń

Uczestniczyłem w dyskusji wcześniej i przez weekend naszły mnie myśli, które wyraził i rozwinął mój przedmówca:
Tu nasuwa mi sie pytanie... po co chronic prawnie "skuteczne zabezpieczenie"?
.

Po co stosuje się zabezpieczenia?

Przykład 1: Ogrodzenie. Jeżeli ogrodzenie dookoła mojej działki ma 30cm to mniej chroni moje prawo własności działki niż ogrodzenie o wysokości 3m? Tabliczka: "teren prywatny, proszę nie wchodzić" powinna chyba wystarczyć? Powinienem jakoś oznaczyć granice, żeby nie można było powiedzieć "nie wiedziałem".

Przykład 2: Mieszkanie, samochód. Zostawiłem otwarte drzwi. Czy to uprawnia kogokolwiek do "zwiedzania" mojego mieszkania, odjechania moim samochodem? Ubezpieczyciel może żądać jakiegoś zabezpieczenia, w końcu chodzi o jego kasę ... ale to w żaden sposób nie wymaga dodatkowej regulacji prawnej na temat zabezpieczenia.

Przykład 3: Płyta DVD z filmem / ksiażka / CD z muzyką. Gdzieś na opakowaniu pisze "kopiowanie i pożyczanie zabronione". Czy to nie powinno wystarczyć? Po co zabezpieczenia? PO CO DODATKOWA OCHRONA PRAWNA ZABEZPIECZEŃ? Można by chronić sam algorytm zabezpieczenia ... ale jeżeli jego obejście jest tak łatwe, to po co go chronić?

Ta dyrektywa unijna i polski przepis prawny są zupełnie zbędne. Jak napisał przedmówca: skutecznego zabezpieczenia nie trzeba dodatkowo chronić prawnie. Przepis, jak pisałem wcześniej w komentarzach, jest dość jasny dla mnie ... tylko, że chyba lobbyści mieli co innego ona myśli kiedy on powstawał.

Chcemy skutecznego zabezpieczenia przed kopiowaniem? Zabrońmy produkcji i sprzedaży urządzeń i programów, które umożliwiają kopiowaniem, a nie tylko części z nich, która jest lepsza od pozostałych bo radzi sobie z "zabezpieczeniami". Zła droga? To wymyślmy coś, żeby ludzie nie mieli ochoty kopiować, nie chcieli kupować u piratów, etc.

-----

Jeszcze dwie drobne sprawy:

1) Sławna z powodu "zabezpieczeń" płyta El Dupy. Hmmm... Tak się zastanawiam. Jak płacę w sklepie 30 zeta, to ile z tych 30 zeta dostaje artysta i wytwórnia? Chciałbym wycenić tą muzykę i powiedzmy, że byłaby ona warta: wynagrodzenie_artysty (brutto, podatek płacą sami) + gaża_wytwórni (też brutto) - cena_wytworzenia_nośnika_z_pudełkiem (także brutto, ciekawe czy użycie zabezpieczenia kosztuje zależnie od liczby egzemplarzy, czyli czy w cenę każdego nośnika jest wliczone). Nie wchodzę w szczegóły czemu tyle bierze artysta i wytwórnia - w sumie ich produkt, oni to nagrali i doprowadzili do formy używalnej, więc mają prawo ustalić cenę. Ale może gdyby pozwolili mi ściągnąć tą płytę torrentem, to byłoby taniej niż w sklepie, a oni zarobili by dokładnie tyle samo? A że pośrednik by upadł ... hurtownia, sklep, fabryka płyt ... no cóż, trudno, ja chciałem tylko posłuchać muzyki.

2) Sprzedaż płyt to biznes. Duuuuży biznes. Jakoś poparcie społeczne dla ludzi sprzedających cudzą własność intelektualną jest małe. Osoba, która okrada artystę/wytwórnię sprzedając ich produkt taniej i zarabiając na tym osobiście zyskuje całkiem słusznie przydomek "pirata" i ściganie takiego przez policję nie wzbudza oburzenia. Podobnie z DJ'em, który zarabia na imprezach korzystając z nielegalnych płyt, czy nawet osobnikiem, który niby udostępnia za friko, ale zarabia na reklamach (to już prawie tv/radio). Problem się komplikuje, kiedy na procederze udostępniania/ściągania nie zarabia nikt ... no może prawie nikt, przecież operatorzy telekomunikacyjni haracz ściągają. IMHO: prawo powinno te przypadki wyraźnie rozróżniać i ... pozwalać na część z nich (tą, gdzie obrót kasą z zyskiem nie jest wykonywany).

i tu sie zgadzam w 200% (bo

i tu sie zgadzam w 200% (bo dwie drobne sprawy)

moim zdaniem w tej walce o kasę ktoś wykręcił kota ogonem, bo "własność intelektualna" powinna bronić sie sama sobą
jeśli ktoś nie ma ochoty płacić za płytę CD, film DVD, książkę to i tak nie powinien mieć zablokowanego dostępu do nich z racji samego widzimisie twórcy. Wydawcy
powinni być ścigani i likwidowani nielegalni pośrednicy, którzy zarabiają na tym kasę i nie dzielą sie nią z twórcami, ale wolny obrót powinien być zachowany i zabezpieczony przed zakusami pazernych biznessmanów.
No, co z tego, że sobie ściągnę z netu płytę ulubionego zespołu... przecież ściągam dlatego, że nie stać mnie na kupienie ich płyty.
No, co z tego, że sobie ściągnę jakiś film i napisy do niego, skoro gdyby nie to, to bym i tak złotówki na ten film nie wydał idąc do kina czy nawet kupując go w Empiku.

Zapytajcie malarza, czy bardziej go interesuje galeria, gdzie jego obrazy można obejrzeć po zakupieniu biletu, czy wolne od opłat muzea, gdzie go zobaczy 100 razy więcej ludzi.

Oczywiście inaczej wygląda marketing U2, a inaczej wygląda marketing pana Józefa Nieoglądalnego z Wólki.

A sprzedaż wszelkich dóbr kulturalnych spada nie dlatego, że są powszechnie piratowane, ale dlatego, że my klienci mamy inne potrzeby na pierwszym miejscu.

Od momentu powstania płyty CD gotowe produkcje są stale na tym samym poziomie 15$, problem tylko w tym, ze na te 15$ musimy pracować kilka godzin.. a ceny wszystkiego innego rosną sobie równo z naszymi pensjami. A tak w ogóle to nie wierzę aby problem piractwa dotykał np. W. Brytanii albo Szwecji w takim stopniu jak w Polsce.

Dobra.. teraz powiem tezę, która nie wszystkim sie spodoba pewnie (szczególnie tym z drugiej strony barykady):
współczesne media nie dorastają do oczekiwań odbiorców.

Czy fajne i wygodne jest kupowanie płyt audio CD w dobie odtwarzaczy przenośnych?

Czy fajne wygodne jest latanie do kina na premiery filmowe tylko po to, aby sie przekonać, że kolejna superprodukcja stała się fiaskiem?

Generalnie sztuka "ludyczna" upada, liczy sie tylko kasa.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>