Nie boją się

Logo Grupy Hatak"...jeżeli Hatak.pl miał miesięcznie 150 tys. unikalnych użytkowników w sieci, to w tej chwili tyle ma dziennie...". To fragment wywiadu, z którego wynika, że (na razie) akcja Policji związana z zatrzymywaniem tłumaczy napisów do filmów przyniosła nieco inny skutek, niż oczekiwano.

W dzisiejszym Pulsie Biznesu opublikowano wywiad, który przeprowadził Wojtek Surmacz z Sokarem, czyli z liderem Grupy Hatak. Tytuł wywiadu zaś brzmi: Policja zrobiła reklamę napisom do filmów (dostępny jest w serwisie Gazeta.pl).

Co się dzieje z osobami zatrzymanymi niedawno przez Policję (por. Zatrzymano tłumaczy napisów..., przy czym dziś już trzeba mówić o 10 osobach, gdyż niedawno zatrzymano kolejną osobę, jak przeczytacie w komentarzu Na Bielanach też tłumaczą)

Sokar ma kontakt z jedną z takich osób, która należy do Grupy Hatak. Opisuje zdarzenia w chwili i zaraz po zatrzymaniu:

Przyszli do niej do domku, zabezpieczyli sprzęt, później się stawiła na komendzie, przesłuchali ją i tyle. Z tego, co wiem, przyczepili się do niej tylko za film, który przetłumaczyła bardzo dawno temu -- tytuł "Pojutrze". W tydzień mieli jej dać znać, co i jak.

I na razie podobno nie dali znać.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

klasyka

Czyz nie jest to klasyczny efekt Streisand?

ruch a AdSense™

Taki ruch to się powinien wyśmienicie skapitalizować w Google™ AdSense™, które mają. :) Ciekawe tylko, jak z działalnością gospodarczą nieformalnej grupy i oddaniem kawałka tortu Urzędowi Skarbowemu. ;) Ale to nie moja sprawa. ;)

re

racja jest reklama google ale co z tego jak od marca nam banują konta. A co do podatków to z każdego grosza się rozliczamy.

ps. hatak jest od 2001 a reklamy od grudnia 2006

vagla to instytucja :)

Vagla sprawdzilem liste, do których hatak.pl wysłał list i ku memu zdziwieniu dowiedziałem się, że jesteś już instytucją :) gratuluje!

A ja czytalem na jakiejs

A ja czytalem na jakiejs grupie dyskusyjnej, że Vagla tak naprawde nie istnieje, a pod tym pseudonimem ukrywa sie jakis cyborg. Nie wiem co o tym wszystkim sadzic :(

Jakiś czas temu dostałem w

Jakiś czas temu dostałem w tej sprawie feedback od jednego z dziennikarzy. Nie potrafił podać źródła tej pogłoski. Jestem przekonany, że jest to po prostu jakieś nieporozumienie. Proszę nie wierzyć we wszystko co piszą "na grupach dyskusyjnych".
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

22253 członków rodziny

Obawiam się, że tego typu pomysł, który mieli wydawcy serwisu Napisy24.pl nie będzie stanowił skutecznej obrony przed roszczeniami podmiotów uprawnionych z tytułu autorskich praw. Natomiast będzie stanowił przykład nadużycia dozwolonego użytku osobistego (art. 23 ustawy). W serwisie tym pojawił się komunikat:

Napisy24.pl jest serwisem, na którym nasza wielka grupa krewnych, dalekich i bliskich, a także znajomi całej licznej grupy krewnych, wymieniają się między sobą tłumaczeniami, aby sobie wzajemnie pomagać. W razie jakichś problemów, proszę kontaktować się na maila.

Obecnie system pokazuje, że w serwisie jest zalogowanych "22253 członków rodziny".
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Tak spojrzałem i widzę,

Tak spojrzałem i widzę, że ustawa nie określa wymaganego stopnia pokrewieństwa. Można więc podnieść argument, że wszyscy ludzie są ze sobą spokrewnieni - mając wspólnego przodka (że 100 tys. lat temu? to co? nadal kochamy pra-pra-...-dziadka! ;-))

Jak taki nie do końca poważny argument widzą prawnicy?

Nie tylko art. 23 ust. 2, ale i 35

Prawnicy zastanawiają się jak interpretować "słuszne interesy twórcy" lub "normalne korzystanie z utworu", o których mowa w art. 35 ustawy, a który to przepis ogranicza w pewien sposób zakres dozwolonego użytku osobistego:

Dozwolony użytek nie może naruszać normalnego korzystania z utworu lub godzić w słuszne interesy twórcy.

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Chwila moment, twórcy czyli

Chwila moment, twórcy czyli autora, a nie pośrednika będącego (zwykle) posiadaczem praw majątkowych. Czyli Janka Muzykanta (twórca, szt.1) a nie jego wydawcy?

Zaczyna się robić ciekawie ;-)

Co bowiem w sytuacji, kiedy twórca uważa, że jego dzieła powinny dotrzeć do jak największej liczby odbiorców, natomiast wydawca/właściciel praw majątkowych do utworu jest bardziej zainteresowany zarobieniem na tym i rozdawnictwo mu nie pasuje? Bo tak widzę, że w ustawie jest w ciągłym użyciu określenie "twórca" a nie "właściciel praw".

I przy okazji, jak już zacząłem przeglądać ten wiekopomny akt prawny, co z art. 20? Czy opłaty od nośników i urządzeń nie stanowią należnego wynagrodzenia dla twórcy, co by sugerowało, że skopiowanie na taki opodatkowany nośnik powinno być legalne, skoro twórca dostał swoją działkę? Jak to jest interpretowane w Polsce?

zmierzając q przeznaczeniu często trzeba zmieniać kierunek

Skoro zainteresował się Pan prawem autorskim, zachęcam do przejrzenia zasobów zgromadzonych w tym serwisie w stosownym dziale. Znajdzie Pan tam również takie teksty jak Pytania o możliwości uzyskania wynagrodzenia autorskiego czyli list do stowarzyszenia KOPIPOL oraz Otrzymałem odpowiedź z KOPIPOL'u
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Zapoznałem się z obydwoma

Zapoznałem się z obydwoma tekstami i musze powiedzieć że wiele kwestii jest dla mnie niejasnych. Mianowicie męczy mnie dość prosta (zapewne dla prawnika) kwestia:

Skoro istnieje opłata która jest wliczona w cenę nośnika do utrwalania (powielania) danych w celu rekompensaty dla twórcy za prawo do korzystania z dozwolonego użytku osobistego, czy twórca taki pobierając pieniądze od KOPIPOLu ma prawo do zakładania zabezpieczeń uniemożliwiających korzystanie z w.w. prawa? Jako laikowi wydaje mi się że jest to po prostu niedorzeczne, ale może prawnicy patrzą na to pod innym kątem.

Pozwolę sobie jeszcze

Pozwolę sobie jeszcze zapytać mimo wszystko...

Otóż przejrzałem ten dział, przeczytałem kilkanaście artykułów wyglądających na mające związek z tematem, ale, niestety, niekoniecznie "ze zrozumieniem".

Inaczej mówiąc, jak pewnie większość Polaków nie będących prawnikami, nie rozumiem tych przepisów, o intencji ustawodawcy (o ile była jakaś) nie wspominając.

I tu jestem w kropce, bowiem źródła informacji mam trzy - samą ustawę, której miejscami nie rozumiem zupełnie; dyskusje prawników, których również nie pojmuję do końca; ostatecznie dzieła niedoinformowanych dziennikarzy, które jakkolwiek zrozumiałe, niekoniecznie oddają stan prawny czy nawet faktyczny.

Dlatego pytam tutaj, licząc na to, że ktoś mi, być może odpowie w sposób niekoniecznie definitywny ale przynajmniej nie tak zamotany.

Czy może jest lepsze miejsce na zadawanie takich głupich pytań?

one big family

A ja się obawiam, że takie praktyki które delikatnie mówiąc są na pograniczu wykorzytywania "niedookreślenia definicji ustawowej" a interpretacji normy prawnej contra legem, będą w przyszłości działać tylko na niekorzyść konsumentów dóbr kultury.
Prawie jestem pewna, że podczas zbliżającej się duzymi krokami poważnej nowelizacji prawa autorskiego, takie pomysły będą wykorzystane do zawężenia albo całkowitego usunięcia dozwolonego osobistego użytku. W pamięci trzeba mieć moim zdaniem fakt, iż dyrektywa 2001/29/WE którą od dawna transponujemy, statuuje dozwolony użytek osobisty jako wyjątek a nie jako fundament prawa autorskiego. Dlatego, moim zdaniem trzeba szukać przykładów i argumentów za utrzymaniem instytucji dozwolonego użytku w polskim porządku prawnym, a nie podrzucać projektodawcom i podmiotom zainteresowanym ograniczeniem dozwolonego użytku jednoznacznych argumentów, dlaczego dozwolony użytek należy znieść.

J.U.S.T. Journeying Unit Skilled in Troubleshooting

W całej rozciągłości podzielam

obawy.

Wojciech

To my też

Póki co dozwolony użytek osobisty funkcjonuje - chociaż już mamy do czynienia z kampanią przekonującą,
że słowo kopia i nielegalna to synonimy... No i że każde kopiowanie to kradzież...
Że to niemoralne, że to okradanie i że kopiujący to złodzieje...

Dla mnie to wszystko nie jest takie proste i oczywiste. W tej chwili kończę studia i już od ponad roku pracuję jako programista.

I całe oprogramowanie mam legalne. Windows na MSDN AA , OpenOffice i inne darmowe zamienniki. Teraz mogę.

Cofnijmy się jednak trochę w czasie. Pierwszy komputer w domu (wczesna szkoła podstawowa) - ZX Spectrum. Jeszcze przed 94 rokiem... Nie muszę chyba mówić,
że "legalnych" programów (gier) nikt nie kupował. A to na nim uczyłem się pisać programy w Basicu - no i człowiek ćwiczył ostro angielski, bo wtedy praktycznie wszystko było w tym języku.

Zgodnie z dzisiaj propagowanymi standardami byłem złym i niemoralnym dzieckiem okradającym producentów oprogramowania. Cóż, gdy jedna osoba z nauczycielskiej
pensji musi utrzymać 5-osobową rodzinę, to nie zawsze stać na luksusy ;>.

Przed pójściem do szkoły średniej do domu zawitał pierwszy PC. Z oryginalnym DOS-em i Windows 3.11 + monitor mono (niestety, na 14-calowy kolorowy monitor za jakieś 800 zł nie było już stać). Raty na dwa lata - ale czego się nie robi dla edukacji dzieci. Wkrótce jednak okazało
się, że Windows 3.11 już moralnie się zestarzało i potrzeba Windows 95. I to bynajmniej nie do gier - jeśli ktoś pamięta tamte czasy, to wie, że wtedy jeszcze królowały gry pod DOS, bo pod Windows nie dało się za bardzo grać. Teraz szkoły średnie nie mają podpisanych umów z Microsoftem, więc wtedy tym bardziej nie było szans na załatwienie Windows w wersji edukacyjnej. Cóż - trzeba było zdobyć pirata i zainstalować. Nie będę ukrywał - gdyby nawet rodzina miała na zbyciu taką kasę ile wtedy kosztowało Windows, to prędzej na wyjazd na wakacje by zostało to wydane. Ale że nawet na to nie było stać, to o Windows tym bardziej można było zapomnieć.

Zgodnie z dzisiejszą argumentacją - to nie jest niezbędne do życia, samo to, że kogoś nie stać na program nie daje mu prawa do tego aby go ukraść. A i jeszcze jedną z pierwszych rzeczy, jakie "załatwiłem" sobie był też Borland Pascal - chciałem pisać programy w czymś lepszym niż
QBasic...

Cóż - ja jako niemoralny nastolatek ukradłem to wszystko... Chciałem też pisać programy w trybie chronionym, mieć do dyspozycji myszkę i więcej niż 16 kolorów w trybie 640x480. Może to niewychowawcze w tych czasach, ale ta zbrodnia mi się opłaciła - brałem udział w informatycznych olimpiadach
wojewódzkich i olimpiadzie ogólnopolskiej. Dobrze, że policja wówczas się nie interesowała, skąd nastolatek potrafi tak dobrze pisać w programie wartym kilka tysięcy złotych ;).

Na studiach musiałem sobie kupić nowy (używany;)) komputer - bo od drugiego semestru życie bez niego było niemożliwe. Sprawozdania, projekty... A wtedy jeszcze Wydział nie miał podpisanej umowy z Microsoftem.... Cóż - wielkiego wyboru nie było - znowu trzeba było kraść. Autodesk też wtedy nie oferował swoich produktów za darmo. A ja akurat kierunek mocno związany z projektowaniem - cóż robić, nie stać
mnie na wydanie paru tysięcy, a uczyć się trzeba. Oczywiście uczelnia miała pracownie - ale przy projekcie siedzi się zwykle z kilkadziesiąt godzin - mało efektywne jest dopychanie się do pracowni, która lubi być czynna akurat wtedy, kiedy człowiek ma zajęcia...

Potem jeszcze musiałem świsnąć Autodesk Inventora...( jakieś 3000 EUR) - tutaj już nawet prowadzący wprost to powiedział - aby się nauczyć trzeba sobie w domu poćwiczyć. A oddać projekt trzeba.

Coś ze 2 lata temu wydział wreszcie załatwił legalne wersje Windows dla studentów. Autodesk zaczął oferować swoje programy za darmo dla studentów. Więc najnowszy projekt wykonałem już całkowicie legalnie. Dzięki wieloletniemu okradaniu producentów oprogramowania sam zostałem programistą... Innej drogi po prostu nie było. Ew. mogłem "żyć uczciwie", a teraz mieszkać w Anglii i wykonywać jakąś fizyczną pracę...

I tak - teraz mogę patrzeć z góry na tych wszystkich nastolatków, którzy jadą na nielegalnym Windows, grają w pościągane gry. Za parę lat będę mógł zapomnieć jak to u mnie wyglądało - w końcu teraz stać mnie na bycie legalnym. Może za parę lat będę sarkał na ludzi kopiujących i nielegalnie używających moje programy... Ale póki co po prostu tak opracowuję swoje projekty, aby piracenie ich było nieopłacalne, bądź niemożliwe (serwisu WWW nikt mi nie spiraci. - podobnie jak różnych innych usług online). Bo wiem jak jest.

A przechodząc od szczegółu do ogólnego spojrzenia:

Nie zgadzam się z argumentem, że każde naruszenie własności intelektualnej to kradzież. Że, skoro cię nie stać - to nie używaj.

Dyskutując w dosyć elitarnym gronie - łatwo jest zapomnieć, że nie wszyscy mają wybór czy wydać na legalne Windows, płytkę z filmem, czy na inną zachciankę. Niektórzy wciąż nie mają na żadne zachcianki. I czy to naprawdę jest wina jakiegoś dziecka, że akurat jego rodzice mało zarabiają - czy to znaczy, że od razu jest przeznaczone do pracy fizycznej? Filmu nie obejrzysz, w grę nie pograsz...

Sorry - arka dobrobytu już jest pełna, ty się nie zmieściłeś.

Z jakiej racji ma sobie dziecko grać w grę - skoro rodzice nie zapłacili?

To niemoralne, że żerują na cudzej pracy? To może prześledźmy, czemu tych rodziców nie stać na zakup dziecku gry? Bo np. jest to początkujący nauczyciel zarabiający kilkaset złotych? Rzeczywiście, mógł lepiej wybrać zawód. Albo wyjechać do UK. Czemu te wszystkie dobra kosztują nieraz drożej niż na Zachodzie, podczas gdy zarobki są wiele razy niższe? Nie mam nic do dystrybutorów i do ich cen - mam coś do naszej gospodarki. Czy to wina takiego nastolatka, że jesteśmy kilkadziesiąt lat w tyle w rozwoju za Zachodem?

Z drugiej strony - nie czuję się winny np. temu, że w Afryce dzieci głodują. Czasem mam nawet dosyć tych wszystkich nawoływań o pomoc - w końcu, to oni sami sobie i swoim dzieciom taki los zgotowali - nikt im nie bronił rozwijać się, budować cywilizację. Ale z pewnością też nie robiłbym afery z tego, że łamią prawo własności intelektualnej. ROTFL.

Cóż, my to nie Afryka - ale akurat moglibyśmy mieć bardzo konkretne pretensje do Zachodu o to, że teraz musimy odrabiać kilkadziesiąt lat rozwoju. Teraz jednak okazuje się, że my mamy odrabiać te lata zgodnie z normami obecnych krajów rozwiniętych.

Chcemy rozbudowywać przemysł - już nam grożą kary za nadmierną emisję CO. A takie USA nawet się czymś takim nie zajmuje - zapewne dlatego, że samo najwięcej emituje...

Chcemy budować drogi - musimy przestrzegać ostrych norm ekologicznych. Gdy na Zachodzie powstawała doskonała sieć dróg nikt się czymś takim nie przejmował. A nam już grożą kary od KE.

Człowiek chce kupić film - kosztuje go to z 10 razy drożej jak kogoś na Zachodzie. Ale USA naciska na ochronę własności intelektualnej...

Człowiek chce się (dzieci) wykształcić w nowych technologiach (a taki Płatnik tylko pod Windows, administracja publiczna też Office wymaga - więc nie udawajmy, że można jechać na darmowych odpowiednikach) - musiałby wydać kilkanaście - kilkadziesiąt tysięcy.

Taka refleksja mnie naszła po tych wszystkich oskarżaniach Polaków o to, że tak niemoralnie okradają biedne Hollywood z należnych mu zysków... Cóż, każdy ma prawo do ochrony swoich interesów. To my też.

Hatak zbiera na prawników

Grupa Hatak zbiera na prawników, więc pewnie czytelników niniejszego serwisu zainteresuje, iż będzie do wzięcia zlecenie. Pomoc "pro bono" (lub ad honoram) jest czasem ważna, ale czasem (nie zawsze) większą motywacje daje honorarium. Na stronie hatak.pl czytamy:

Witam. Mamy sygnały że na napisy.org się nie skończy. Dlatego potrzebujemy się skontaktować z dobrymi prawnikami. A to kosztuję. Więc bardzo prosimy o pomoc.
ps. dotacji przez SMS nie ma, zbyt duża prowizja idzie dla operatora.
Jeżeli chcesz dokonać dotacji, kliknij w poniższy przycisk. Dziękujemy.

Jest też przycisk...
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>