DRM - dyskusja trwa

Digital rights management. Trzy magiczne słowa. Czy zastąpią opłaty od urządzeń reprograficznych? Możliwość stosowania DRM jest sporna nawet w gronie największych, globalnych koncernów społeczeństwa informacyjnego...

Wydawać by się mogło, że to prosty spór pomiędzy interesami przedsiębiorców i konsumentów. Stowarzyszenia branżowe zrzeszające przedsiębiorców mają jednak "rebus" do rozwiązania (zresztą podobnie było z patentami na software). Ja na przykład jestem przedsiębiorcą i konsumentem, ale jako przedsiębiorca mam nieco inne interesy niż inni, nieporównywalnie więksi i prawdziwie globalni, dla których Polska jest w sumie jedynie rynkiem zbytu, do obsługi którego wystarczy relatywnie niewielki dział marketingu. Nie wszystkim też wielkim korporacjom podoba się DRM, a tylko tym (chociaż nie chce generalizować), które chcą zmonopolizować "kanały dystrybucji". Dla przykładu inne korporacje, które starają się zająć pozycję "nowych pośredników ery cyfrowej" są przeciwne stosowaniu DRM. Oto przykład firmy Yahoo, która się właśnie opowiedziała przeciwko DRM ustami jednego ze swoich menadżerów - Davea Goldberga. Stwierdził on, że branża muzyczna powinna sprzedawać muzykę bez cyfrowych zabezpieczeń. Cyfrowe zabezpieczenia stwarzają bariery dla konsumentów, powodują niekompatybilność urządzeń do odtwarzania (a także serwisów internetowych oferujących muzykę)...

Na podobnej pozycji znalazł się Google i jego projekt Google Print (chociaż nie tylko ten projekt, a również mechanizm agregacji newsów), który nie podoba się tradycyjnym wydawcom gazet oraz prasy.

Czy zatem stosować DRM? Ta dyskusja już do Polski dotarła. Wielu oczywiście tego nie zauważyło, ale jednak w niektórych kręgach "wrze". Nie dotarła w istocie jeszcze do wielu kręgów "tworzenia prawa". A więc co to jest DRM?

Wikipedia mówi: "Digital Rights Management (DRM) to system zabezpieczeń mający przeciwdziałać używaniu danych cyfrowych w sposób sprzeczny z zamiarem ich wydawcy i chronić prawa autorskie twórców". Można dyskutować na ile DRM chroni interesy twórców a na ile wydawców (to już nie są te same interesy, o czym łatwo przekonać się analizując czasy trwania autorskich praw majątkowych. jak pisze BBC: w 2013 roku prawa autorskie wydawców pierwszego albumu zespołu the Beatles wygasną, ale prawa samych twórców będą trwały jeszcze po ich śmierci, to zresztą dotyczy innych albumów muzyki popularnej, której eksplozja miała miejsce w latach sześćdziesiątych...). Raz założony DRM pozwala kontrolować chronione treści niezależnie od tego, czy czas ochrony autorskich praw majątkowych minął czy nie. Oczywiście - do tego jeszcze trzeba wprowadzić penalizację zdejmowania zabezpieczeń (Wszystko co jeden zabezpieczył cyfrowo - drugi potrafi "rozbroić". Przecież to oczywiste - to tylko operacje na algorytmach, na logice - chciałoby się powiedzieć. Równie dobrze można by karać za rozwiązywanie krzyżówek).

W każdym razie sprawa dotyczy również kwestii kompensacji dozwlonego użytku. Dziś dozwolony użytek kompensowany jest przez opłaty od urządzeń reprograficznych i czystych nośników, co oczywiście nie podoba się producentom i importerom (bo urządzenia i nośniki są przez to droższe). Stąd kuszące wydaje się im zastąpienie modelu opłat zabezpieczeniami cyfrowymi (płacę jedynie za to, z czego korzystam). Nie sądzę jednak by opłaty zostały zastąpione przez magiczne DRM. Pojawiają się nawet pomysły, by obok opłaty od urządzeń reprograficznych dorzucić jeszcze jedną, związaną z korzystaniem z internetu - to sformułował Pan Skubikowski na łamach Gazety Wyborczej... Wszystko zaś wskazuje, że przepisy dotyczące DRM (i szerzej – zdejmowania potem takich zabezpieczeń) będą po prostu kolejnym ograniczeniem związanym z ochroną szeroko (coraz szerzej) pojmowaną "własnością intelektualną".

Zwolennicy stosowania DRM będą się musieli zderzyć z opozycją, która wskazuje na bezprawność wielu elementów stosowania tych "mechanizmów ". DRM podobnie jak "patenty na oprogramowanie" stanowią punkt zapalny w dyskusji na temat kształtu i przyszłości nowego "społeczeństwa informacyjnego" - jego innym elementem jest spór o IPRED2 - czyli dyrektywę unijną którą w tej chwili ostro popierają koncerny, a która ma za zadanie wprowadzić penalizację naruszeń "własności intelektualnej", ale bez wskazania czym owa "własność" jest.

Warto też przypomnieć, że przy okazji stosowania „mechanizmów” DRM przez koncerny muzyczne w USA i po pozwach zbiorowych związanych z rootkitami (konkretnie rootkitem SONY) - pojawiają się już zarysy doktryny, która ma za zadanie ograniczenie (ucywilizowanie) stosowania DRM. Konsument też ma pewne prawa.

...a przecież mamy też coś takiego jak Orphan Works - czyli utwory, do których prawa autorskie majątkowe jeszcze nie wygasły, a których autorów nie można dziś zidentyfikować (osierocone utwory) - zatem ciężko z nich korzystać. Są też utwory, których twórcy zmarli niezostawiając spadkobierców... Mamy też wolne licencje - które irytują producentów traktujących informacje na podobnych zasadach jak własność. No i mamy domenę publiczną - a więc ogrom materiału, do którego nikomu prawa autorskie nie przysługują... Ale wystarczy nałożyć na to DRM, aby...

Zatem mamy prawdziwą wojnę. Wojnę o rozszerzanie czasu trwania praw autorskich, o rozszerzanie mechanizmów ochrony "własności intelektualnej", o stopniowe obejmowanie monopolami coraz to nowych obszarów aktywności ludzi (jak na przykład patentowanie metod biznesowych czy algorytmów). A jeszcze głośno krzyczą, gdy ktoś nie bierze pieniędzy za to, że rozpowszechnia utwory, które ktoś inny stara się sprzedawać.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Ochrona chrony

Jeszcze nie tak dawno temu (w połowie lat 90 - tych) niektórzy prawnicy prorokowali koniec prawa autorskiego, ktore miało być zastąpione tymże właśnie wynalazkiem. Zamiast przepisów wskazujących co może użytkownik wobec utworu o wszystkim miały decydować umowy i zezwolenia - skoro i tak utwór był zabezpieczony. Potem nastąpiło zderzenie z życiem i darmowe narzedzia oraz darmowa wiedza (przez internet) jak zabezpieczenia zdejmować. Okazało się, że wracamy do punktu wyjścia bo technologia, która miała zastąpić prawo sama zaczęła wymagać ochrony by dalej zabezpieczać interesy podmotów praw autorskich. Problem jednak w tym, że dla prawników jest to zagadnienie nowe, tak naprawdę nie są do końca zbadane konsekwencje przyjęcia określonych przepisów i wszystko to powoduje, że przepisy są mocno niejasne.
Jako ciekawostkę mogę podać np. to, że art. 118(1) pr. aut. który reguluje przestępstwa związanego z obchodzeniem zabezpieczeń utworów - nie dotyczy samego obchodzenia zabezpieczeń lecz posługiwania się w tym celu (choć również po prostu posiadania) urządzeniami i ich komponentami do tego przeznaczonymi. Jeżeli zatem ktoś jest w stanie obejść zabezpieczenia kupionej w sklepie płyty cd z muzyką bez stosowania do tego celu specjalnych narzędzi to nie popełnia żadnego przestępstwa (urządzeniem takim nie jest na pewno komputer sam w sobie - na co słusznie zwrócił uwagę VAGLA w wypowiedzi dla Rzeczpospolitej (por. artykuł S. Wikariaka z dnia 28 stycznia). Nie są to jakieś nieprawdopodobne sytuacje (by zwykły, szary użytkownik legalnego egzemplarza mógł bez specjalistycznych narzędzi obejść iluzoryczne zabezpieczenia) - np. jedna z polskich wytwórni fonograficznych stosowała swego czasu zabezpieczenie, które dodawało do obrazu płyty nieistniejący plik, który sztucznie zwiększał jej objętość. Nie trzeba chyba dodawać, że nie zabezpiecza to przed skopiowaniem płyty lecz jedynie przed skopiowaniem za pomocą opcji - kopiuj wszystko.
I jeszcze jedno - nawet Unia Europejska ;) nie zdecydowała się, by zakazać obrotu narzędziami do obchodzenia zabezpieczeń. Wszystkie istniejące dyrektywy dotyczące tego zagadnienia zawsze dodają, że chodzi o rozpowszechnianie, posiadanie itp określonych środków - w celach handlowych (dla zysku) o czym akurat zapomniał polski ustawodawca w przepisie karnym ustawy - wspomnianym art. 118(1) pr. aut.

Jeszcze dwa linki

VaGla's picture

Jeszcze dwa linki z okazji DRM (oba wypłynęly na forach dyskusyjnych). Czy "interoperacyjny DRM" jest instrumentem, który można wykorzystywać przeciwko dominującym korporacjom? Post Comments on REL patents, third-party standards, and MPEG LA. I tekst
Cory'ego Doctorow'a Microsoft Research DRM talk...
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Prawo autorskie ... dla kogo?

Jarek Żeliński's picture

Praw autorskich najrzadziej chronią sami twórcy. Dlaczego?

Śledzę temat praw autorskich od dłuższego czasu. Z innych niż informatyczne powody jednak łączy te dziedziny wiele analogii. Nie jestem prawnikiem, badam rzeczywistość "swoimi" metodami. Są to modele społeczne (model zachowań, analiza skutków i przyczyn) no i logika (nie śmiać się:)).
(Czyli za jednym zamachem się przedstawiłem bom tu nowy ;).

Większość przypadków, jakie znam, walki o jakieś DRM, patenty itp. to wysiłki firm zatrudniajacych twórców lub usiłujących tym twórcom "pomagać". Głównie jakieś tam koncerny. Pojawiła się tu prognoza o "wymarciu prawa autorskiego" (przypuszczam chodzi o majątkowe) bo zastąpi je technologia DRM. Osobiście jestem tu sceptykiem.

Uważam, że raczej wygaśnie pojęcie prawa autorskiego majątkowego w ogóle jako, że staje się ono po prostu martwe. Martwe bo koszty jego egzekwowania już przekroczyły wartości utworów chronionych. Martwe bo ludzie tracą rozumienie związku pomiędzy ponoszonymi opłatami a tym na co je ponoszą (dopłata do urządzeń kopiujących). Skoro muzyka bezpośrednio od jej twórcy potrafi być ponad dwa razy tańsza od muzyki zakupionej przez pośrednika to chyba dowodów więcej nie trzeba.

Podobne zjawisko mamy praktycznie wszędzie tam gdzie pomiędzy twórcą a klientem pojawia się pośrednik. Nie byłoby w tym nic złego gdyby nie to, że tu pośrednicy usiłują monopolizować rynek. Czemu? Utwory chronione prawem autorskim eliminują konkurencję, a to jest miód na biznes.

Jednak okazuje się, że sami twórcy stają się powoli biznesowi i tu jest kłopot: znika potrzeba istnienia pośrednika (wydawcy). Tłumaczy to, moim zdaniem, zjawisko w którym na rynku o prawa autorskie (majątkowe!) walczą wszyscy tylko nie twórcy. :) Ci po prostu sami, bez pośredników sprzedają swoją muzykę po dolarze za utwór w sieci, po cenie która jest za niska by opłaciło się kraść bo to też kosztuje. Gwiazdy zaś coraz częściej zarabiają koncertami a nie płytami. Koncert to coś co raczej trudno "podrobić" i sprzedać "na lewo".

--
Jarek
"Filozof to człowiek, który żył by tak samo także po zniesieniu wszelkiego prawa"

Prawo autorskie przyjacielem kultury, monopol nie.

VaGla's picture

Witam Jarku:) Miło Cię widzieć na forum. Ad rem - zwróć uwagę proszę, że cały model "wolnego oprogramowania" oparty jest de facto na prawie autorskim. Autorzy free software nie zrzekli się praw autorskich - dlatego właśnie również programy (ale też dokumentacja, czy inne utwory udostępniane publiczności na podobnych zasadach) udostępniane na licencji GPL (licencji!!) są chronione przez prawo autorskie. To właśnie dlatego, żeby działała ten wirusowy mechanizm. Jeśli chcesz wykorzystać fragment - proszę bardzo, ale to co w oparciu o ten utwór przygotujesz również musi być udostępnione na podobnych zasadach... Prawo autorskie (paradoksalnie) jest przyjacielem wolnego oprogramowania i szerzej - wolnej kultury :) Ale też trzeba pamiętać, że prawo autorskie (i szerzej – prawa własności intelektualnej) to czasowy monopol... dlatego właśnie tak bardzo się dziś zabiega o jego rozszerzenie. Napisałem bezosobowo („się zabiega”), ale wiadomo, że zabiegają ci, którzy mają w tym interes.

Zapytałeś:

Praw autorskich najrzadziej chronią sami twórcy. Dlaczego?

Pewnie dlatego, że "na skalę przemysłową" (celowo w cudzysłowie) autorzy nie mają już czego chronić - wydawcy (czy innego rodzaju "nowi pośrednicy") już dawno - bo najpewniej na samym początku pojawienia się autora na potencjalnym rynku - pozbawili go praw autorskich majątkowych do tego co stworzył. Często to obserwowałem. Napisałeś książkę? Podsuwają Ci umowę wydawniczą, w której przenosisz na wydawcę prawa autorskie majątkowe (a niby jaką umowę mi podsunięto „na dzień dobry”? Tyle, że ja się na warunki szablonu wydawniczego nie zgodziłem – inni też nie muszą. Obowiązuje wszak zasada swobody umów). Jesteś twórcą stron? No, ale sam ich nie tworzysz tylko w jakimś zespole - jesteś zatrudniony przez jakąś firmę? Podsuwają Ci kwit, w którym zgadzasz się na to, że nie będziesz dochodził w przyszłości autorskich praw osobistych (te są niezbywalne, ale przecież można się zobowiązać do tego, że się nie będzie ich dochodzić, powiedzmy pod karą umowną przewyższającą jakiekolwiek wynagrodzenia). To samo z muzykami. Podpisuje się umowy z ludźmi, w których zobowiązują się do przygotowania materiału na powiedzmy ileś płyt w ciągu iluś tam lat. Wydawca może taką płytę wypuścić, ale nie musi. Generalnie autorzy jako jednostki twórcze nie chronią swoich praw bo albo nie potrafią się obronić przed procesem "wypierania tych praw od autorów", kontrolowanym przez wydawców, albo po prostu te prawa dla nich są mniej istotne, gdyż w pierwszej kolejności ważne jest dla nich tworzenie właśnie.

Piszesz – znikają pośrednicy. O tyle się z Tobą zgodzę, że istotnie jedni pośrednicy są zastępowani przez innych (zatem tradycyjni wydawcy się dziś bardzo niepokoją, i atakują brutalnie nowych – jak w przypadku szerokiej koalicji wydawców książek i prasy przeciwko Google). W tym serwisie sporo o tym już było (np. w tekście Biblioteki i dostęp do wiedzy... Zresztą wystarczy przejrzeć to co jest zgromadzone w dziale poświęconym prawu autorskiemu, czy - w szerszym ujęciu - własności intelektualnej (tam też poza autorskim o znakach towarowych, bazach danych, patentach, etc...)

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

po trzech latach

Jarek Żeliński's picture

No i mamy :)

Od DRM się na szczęście odchodzi, chyba nastąpiło "przegięcie" czyli poza pobierającymi "haracz" nik inny nie miał już w tym interesu.

Przyznam się, że czekałem na co innego: mamy bunt producentów sprzetu, gdyż w nich to uderza bardzo mocno. DRM (i podobne technologie) ogranicza funcjonalność sprzętu (nie wszystko mi na tym zagra!) wiec implementacja takich "blokad" bije w producenta sprzetu, efekt? Brak poparcia z ich strony dla tej inicjatywy.

Widać także powolną przegraną korporacji z serwisami typu YT.

Osobiście się cieszę, z rozwoju sieci, totalna transparentność doprowadziła już to samoczynnego ograniczenia plagiatów...

A na koniec mała łyżka dziegciu: Internet jako "medium" stwarza iluzje wiarygodności, zarówno utworów, ich autorów jak i innych treści, autorstwo treści w wikipedii jest wątpliwe gdyż sam fakt, że ktokolwiek poza autorem może modyfikować treść (w tym usuwać) powoduje, że nie ma możliwości wykazania prawdziwości treści w WIKI.

A tu, w tym kontekście, bardzo ciekwy głos:
http://ksiazki.tv/n/276

--
Jarek
„Osiągnąłem to przez filozofię: że bez przymusu robię to, co inni robią tylko w strachu przed prawem.” (Arystoteles),

Omijanie skutecznych zabezpieczeń na własny użytek

Dzisiaj w onecie pojawił się artykuł o duńskich przeprawach z DRM. Pewien pan zakupił sobie płyty zabezpieczone DRM, po czym przełamał te zabezpieczenia by móc odtwarzać je sobie na różnych urządzeniach. Jako, że jest to nielegalne, wysłał informację do organizacji walczących z piractwem. Na razie organizacja nie wypowiedziała się oficjalnie. Duńczyk zamierza kontynuować sprawę i zgłosić się na policję.
Ciekawy będzie dalszy przebieg sprawy i wyrok duńskiego sądu w sprawie nadrzędności prawa do użytku dozwolonego i przełamywania DRM.
Można się zastanowić czy w Polsce taka procedura byłaby możliwa. Z jednej strony naruszenia praw autorskich ścigane są na wniosek poszkodowanych, jednak przełamywanie zabezpieczeń już chyba nie.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>