Ponieważ zasady etyki dziennikarskiej zostały zakwestionowane

W ramach swoich zainteresowań prawnymi aspektami "społeczeństwa informacyjnego" zadaję czasem studentom banalne pytanie: jaka jest różnica między prawnikiem, dziennikarzem, nauczycielem akademickim, konsultantem, infobrokerem... Wszak każdy z nich pozyskuje, przetwarza i przekazuje informacje. Do tej pory wydawało mi się, że tym, co wyróżnia osoby wykonujące poszczególne z wymienionych zawodów są zasady etyki zawodowej. Ale zasady etyki zawodowej dziennikarzy właśnie zostały zakwestionowane.

A jeśli nie "zakwestionowane", to przynajmniej zaproponowano zmiany w sferze deontologii dziennikarskiej. Te zasady, które nie pozwalają "przyjmować od nikogo żadnych korzyści dla siebie lub rodziny za zamieszczenie lub niezamieszczenie materiału dziennikarskiego". Które nie pozwalają "zamieszczać materiałów o charakterze kryptoreklamy". Te zasady, które nakazują wyraźnie oddzielać materiał dziennikarski od reklamowego. Te zasady, które zresztą znajdują swoje regulacje w przepisach powszechnie obowiązującego prawa - zarówno w archaicznym prawie prasowym, ale też już w mniej archaicznej ustawie o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji, a także w najmłodszej z wymienionych - ustawie o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym. Jeśli oddzielenie reklamy od treści dziennikarskiej jest zakwestionowane, to właściwie nic nie stoi na przeszkodzie, by zakwestionować ("bezwzględny"), wynikający z "tradycyjnych" zasad etyki dziennikarskiej, zakaz publikacji "głoszących propagandę wojny, przemocy, gwałtu oraz naruszających uczucia religijne i osób niewierzących, uczucia narodowe, prawa człowieka". Właściwie to nie widzę przeszkód, by zakwestionować istnienie dziennikarstwa, jako jakiegoś szczególnego zawodu. Jeśli zasady deontologii dziennikarskiej są zakwestionowane - nazywanie kogoś dziennikarzem również zakwestionowane być musi. A to znaczy, że również tajemnica dziennikarska i inne jeszcze instytucje tworzące szczególną pozycję prasy w systemie demokratycznym, jak np., konstytucyjna gwarancja "wolność prasy i innych środków społecznego przekazu" (art. 14). Nic nie stoi na przeszkodzie, by zakwestionować zakaz cenzury prewencyjnej. "Dziennikarstwo" zostanie nazwą specyficznej sekty niedostosowanych rynkowo kosmitów, którzy z niezrozumiałych powodów gonią za ułudą bezstronności, dobra odbiorcy, kontrolowania władz.

Witamy w feudalnym społeczeństwie poinformacyjnym. Wydaje się ono takie "natywne". To przecież oczywiste, że słabsi i biedniejsi istnieją po to, by silniejsi i bogatsi mogli realizować swoje plany. Wszak chyba nie ma w tym nic złego, że ktoś chce realizować swoje plany?

Przeczytaj również:

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

nie poddawaj się

Jarek Żeliński's picture

widzę że warczymy ze smokami z tej samej hordy, ..

--
Jarek Żeliński
http://jarek.zelinski.biz.pl

"Osiągnąłem to przez filozofię: że bez przymusu robię to, co inni robią tylko w strachu przed prawem." (Arystoteles)

Jedyną odpowiedzią media publiczne

Wydaje mi się, że proces upadku zawodu dziennikarza jest nieunikniony w sytuacji, w której źródłem utrzymania mediów jest reklama, nie zaś opłaty od odbiorców.

W związku z tym odpowiedzią i ratunkiem dla dziennikarstwa takiego, które spełnia swoją funkcję w demokracji są media publiczne. Tylko media te nie powinny być dofinansowaną z budżetu kopią mediów komercyjnych (jak obecnie wygląda TVP i polskie radio), a mediami, które są finansowane wyłącznie z budżetu i w związku z tym są zupełnie niezależne od reklamodawców.

Ich niezależność od politycznych mocodawców też da się przecież zagwarantować (mamy w systemie politycznym i inne instytucje, które mniej lub bardziej skutecznie są izolowane od bieżących nacisków politycznych, mamy też wzory np. brytyjskie dotyczące budowania takich gwarancji).

W naszych warunkach oznaczałoby to moim zdaniem konieczność prywatyzacji TVP i PR i zbudowanie nowych mediów publicznych zupełnie od podstaw. Myślę, że gdyby na rynku funkcjonowały dobrze zrobione media oparte o tradycyjne zasady etyki dziennikarskiej, ciągnęłyby w górę także prywatne media.

Bogaci zawsze górą ;-)

flamenco108's picture

Patrząc na historię dziennikarstwa, w skrócie widzimy dwa źródła tego szlachetnego zawodu: propagit i elitarne potrzeby informacyjne. Czyli z jednej strony były gazetki nakierowane na jedną opcję polityczną, za to pozostałe bez litości wyśmiewające, z drugiej na zamówienie bogatych elit - specjalne raporty i opracowania (np. diariusze sejmowe) zamawiane przez bogatych dla bogatych. Tak to było jeszcze w XVIII wieku.

Dziś wracamy do źródeł: jakakolwiek forma finansowania prasy (w rozumieniu: dziennikarstwa, nośnik bez znaczenia) skazana jest na atak bogatych - nawet jeżeli gazeta utrzymuje się z opłat klienckich, składek członkowskich, dotacji państwowych itp. zawsze jest dość biedna, żeby nie odmówić jednorazowego datku w sporej wielkości (vide Tomasz Lis ;-D). Wszyscy są tylko ludźmi. Gazeta żyjąca z reklam jest zagrożona odpływem reklamodawców (z przyczyn ekonomicznych lub politycznych) więc dopasuje przekaz pod wymagania tych, co fundują największe reklamy. Ergo - to od klientów zależy poziom dziennikarstwa, nie od samych dziennikarzy. Tzn. bogaci klienci (czy to instytucje państwowe, czy prywatne) muszą się powstrzymać od łamania dziennikarzy we własnym interesie. Innej drogi nie ma. Bo biedni, to mogą najwyżej kupić lub nie kupić. Jeżeli tego nie zrobią, dziennikarstwo upadnie i nikt po nim nie zapłacze, bo sobie na to zasłuży.

--
Flamenco108

Przywrócenie Prawdziwego

hub_lan's picture

Przywrócenie Prawdziwego Dziennikarstwa jest możliwe jednak pod warunkiem całkowitego zakazu reklam w prasie radiu i TV
jak również wszelkich form finansowania publicznego.

Tylko że wtedy nabywca gazety, słuchacz radia, telewidz musiałby ponosić wszelkie koszty funkcjonowania takiego medium (np w formie odpłatnego dostępu) i to on decydowałby o tym czy dane medium jest czy nie jest wiarygodnym źródłem informacji.

Wszystkie inne formy finansowania rodzą ogromne ryzyko powstania grupy nacisku. W przypadku finansowania budżetowego zawsze będzie istniała pokusa urzędników przyznających finansowanie (oraz ich zwierzchników polityków) by w dotowanym medium przedstawiane były "fakty" po ich myśli. Dokładnie taka sama sytuacja ma miejsce w przypadku reklamodawców.

ważne żeby wiedzieć kto płaci

a może należało by wprowadzić obowiązek informowania o źródłach finansowania "publikatorów"

każdy wydawca miałby prawny obowiązek publikowania na swojej stronie internetowej kompletnej listy "dostawców żródeł finansowania"
darowizn, wykupionych reklam, artykułów sponsorowanych itp.

jak będziemy wiedzieć kto płaci, łatwiej będzie ocenić "informacje"...

i oczywiście musiała by istnieć odpowiedzialność finansowa za brak publikacji takiej informacji - powiedzmy 10% rocznego przychodu....

a może należało by

a może należało by wprowadzić obowiązek informowania o źródłach finansowania "publikatorów"

Jakoś myśl o wprowadzaniu kolejnych obowiązków nakładanych na przedsiębiorców nie wydaje mi się dobrym pomysłem. Z samego założenia nakładanie nowych obowiązków uważam za złe, a ten szczególny obowiązek byłby już byt łatwy do obejścia (co komu po informacji, że płatnikiem jest spółka Czyste Intencje z o.o. , kiedy się okaże że spółka Czyste Intencje z o.o. jest ostatnia w łańcuszku mającym na celu ukrycie bardziej znanych nazw).

po pierwsze nie na przediębiorców

po pierwsze nie na przedsiębiorców a na "czwartą" a może "piątą" ale władzę.

transparentność finansowania władzy jest dosyć powszechnie obowiązującycm standardem

władza publiczna - musi się tłumaczyć
sądownictwo ma klarowny sposób finansowania
a media ? - jedno wielkie bagno

a po drugie czyją własnością jest spółka x to da się ustalić - jak się komuś chce - na podstawie ogólnie dostępnych danych rejestrowych (w KRS jest zawsze pełna lista wspólników)

Chodzi o to, że np.

krzyszp's picture

Chodzi o to, że np. głównym udziałowcem spółki X jest spółka Y, której głównym udziałowcem jest spółka Z, której... itd...
--
Pozdrawiam,
krzyszp

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>