222 tysięcy dolarów za udostępnienie muzyki online
Wszyscy już o tym napisali, zatem i ja odnotuję: trzydziestoletnia kobieta ze stanu Minesota (USA) ma zapłacić 222 tys dolarów odszkodowania (damages), a to ze względu na udostępnianie plików muzycznych w Sieci. Kobieta podnosiła w procesie, że nigdy nie udostępniała plików online, nawet nie miała zainstalowanego klienta Kazaa na swoim komputerze. Rozstrzygnięcie oparło się na porównaniu używanego przez kobietę loginu (username) z tym, które wykorzystywane było przez kogoś korzystającego z oprogramowania do wymiany plików. To kolejne doniesienie dotyczące globalnej akcji przeciwko internautom (por. Międzynarodowa kampania przeciwko internautom udostępniającym pliki, albo RIAA pozywa jakby kosiła zboże...) Sprawa jest ciekawa, a kobiecie przysługuje jeszcze apelacja. Electronic Frontier Foundation deklaruje pomoc kobiecie w dalszej walce procesowej.
Podczas "fali pozwów" The Recording Industry Association of America (RIAA) rozpoczęła kroki prawne przeciwko ponad 26 tysiącom osób. Większość z nich zakończyło się ugodami (por. Jak reagują pozwani przez RIAA?). Jednak nie wszystkie. Trzydziestoletnia Jammie Thomas nie chciała zawierać ugody, gdyż - jak twierdziła w trakcie procesu - nie zrobiła nic, co było sprzeczne z prawem. W trakcie procesu druga strona starała się wykazać, że po otrzymaniu pozwu kobieta zastąpiła twardy dysk swojego komputera nowym.
W tej sprawie uwzględniono dodatkowe informacje. Oto Thomas publicznie posługiwała się w Sieci nickiem "tereastarr" (łączenie z adresem poczty elektronicznej tereastarr@hotmail.com) i taki właśnie "nickname" wykorzystany jako "username" oprogramowania Kazaa. Sędziowie przysięgli odrzucili tezy obrońcy pani Thomas o potencjalnym podszywaniu się przez kogoś trzeciego wykorzystującego numer IP jej komputera (IP address spoofing). W tej sprawie sędziowie przysięgli mieli również pewne instrukcje, które wynikały z ustaleń sędziego U.S. District Judge Michael Davis - oto akt pobierania plików z internetu za pomocą oprogramowania do współdzielenia plików (p2p), bez stosownej licencji udzielonej przez uprawnionego, stanowi naruszenie prawa autorskiego w zakresie reprodukowania utworów (owners' exclusive reproduction right), a udostępnianie plików w takiej sieci jest naruszeniem praw autorskich uprawnionych w zakresie dystrybucji (owners' exclusive right of distribution).
Ta ostatnia teza była dla tego procesu ważna, ze względu na to, iż mając takie instrukcje (to nr 15 instrukcji dla ławy przysięgłych) musieli uznać, że nawet jeśli nikt nie pobrał pliku z komputera Jammie Thomas - doszło do naruszenia prawa autorskiego. Dlatego w tym procesie powód nie musiał wykazywać dowodowo, że ktokolwiek pliki z komputera pozwanej pobrał. Takie podejście znacznie ułatwia dowodzenie, że doszło do naruszenia. Wystarczy wykazać, że ktoś mógł pobrać, nie zaś, że faktycznie pobrał pliki. Ciekawe jest jednak to, że użytkownik "tereastarr" udostępniał w sieci nawet 1,700 plików z piosenkami, a odszkodowanie w sprawie RIAA v. Jammie Thomas dotyczy tylko dwudziestu czterech...
EFF opublikowało notatkę Capitol v. Thomas: What About Bankruptcy?, w której odwołuje się do swojego opracowania adresowanego do osób zainteresowanych prawnymi aspektami procesów RIAA przeciwko użytkownikom p2p (Defendant’s counsel in RIAA and MPAA individual file-sharing suits PDF). Jak wspomniałem wyżej - Electronic Frontier Foundation zadeklarowało chęć pomocy p. Thomas w jej sprawie.
Wiadomości Onet.pl za IAR piszą w notatce 220 tys. grzywny za ściąganie muzyki z sieci (skąd w tytule grzywna?):
Sąd Federalny z Minnesoty uznał ją za winną nielegalnego rozpowszechniania 24 piosenek za pomocą programu Kazaa. Za każdą z nich kobieta musi zapłacić po 9250 dolarów odszkodowania. Zasądzona kara w wysokości 220 tysięcy dolarów wielokrotnie przekracza jej roczne dochody. Oznacza to, że prawdopodobnie ogłosi ona bankructwo.
Tu mowa o 9250 dolarach za jedną piosenkę. W tekście Dlaczego 750 dolarów za piosenkę? pisałem o sprawie UMG v. Marie Lindor, w której sąd zastanawiał się, w jaki sposób szacuje się szkody, gdy RIAA domaga się za każdym razem od pozwanych określonego odszkodowania. W sprawie RIAA v. Jammie Thomas dostępne są pewne dokumenty, do których można sięgnąć. Tam m.in. o tym, że na podstawie the Copyright Act w USA poszkodowany może domagać się ustawowego odszkodowania, które oblicza się w ten sposób, że sumuje się kwotę nie mniejszą niż 750 dolarów, a nie większą niż 30 tysięcy dolarów za każde naruszenie. W przypadku, gdy działanie sprawcy można uznać za zawinione (willful) - wówczas sumuje się kwoty nawet do 150 tys dolarów za każde naruszenie. W tej sprawie sędziowie przysięgli uznali, że wysokość odszkodowania powinna wynosić 9250 dolarów za każdą piosenkę.
Jako ciekawostkę warto odnotować, że Dziennik uznał 6 października, że informację na temat rozstrzygnięcia sądu z Minesoty należy umieścić na pierwszej stronie, jako artykuł okładkowy. Dzień wcześniej w serwisie internetowym Dziennika ukazała się notatka 600 tys. zł kary za nielegalne ściąganie muzyki z sieci (tam też mowa o "grzywnie"): "...Gdy 32-letnia Jammie Thomas usłyszała werdykt sądu, kompletnie się załamała. Kobieta żyje od wypłaty do wypłaty, a od teraz sąd będzie jej zabierał aż jedną czwartą pensji...". O sprawie w Polsce pisano również w Dzienniku Internautów: Gigantyczna kara za dzielenie się plikami z muzyką, w PC World Computer: Winna piractwa musi zapłacić 220 tys. dolarów.
Ja zachęcam do sięgnięcia do następujących źródeł:
- Sharing Songs Online Costs Woman $222,000
- Why the RIAA should have won (though the fine was too high)
- Four reasons why the RIAA won a jury verdict of $220,000
- RIAA wins key victory; accused file sharer must pay $220,000
- RIAA wins US file sharing test case
- Woman fined $220,000 for illegal music sharing
- US court orders woman to pay L109,000 for music downloads
- What Passes For A Music Business Victory These Days
- Music companies win download case
- Music industry wins song-download case
- Woman to Pay Downloading Award Herself
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
ściąganie a udostępnianie
Czyli wystarczy wykazać, że delikwent w ogóle coś pobrał z sieci - nawet na własny użytek, ponieważ jak już pisałem w komentarzu p2p - czy ściąganie to zawsze udostępnianie?, poza szczególnymi wypadkami jakichś specjalnych, nietypowych konfiguracji firewalla - po prostu nie ma możliwości (przy użyciu najpopularniejszych klientów p2p) ściągnąć coś z sieci, jednocześnie tego nie udostępniając. W trakcie samego procesu ściągania, te ściągane fragmenty są dostępne dla innych użytkowników.
Wyrok nie jest prawomocny
Na razie odtrąbiono wielki sukces branży muzycznej. Tezy dotyczące możliwości udostępniania są tu istotnym elementem dyskusji. W komentarzach nie znalazłem odwołania do amerykańskiej doktryny "fair use", chociaż w tym procesie takie odwołania muszą gdzieś tam być (po prostu nie dogrzebałem się jeszcze). Amerykańskie fair use nie jest tożsame z polskim "dozwolonym użytkiem" (w tym "dozwolonym użytkiem osobistym"). W tej sprawie jeszcze nie wszystko jest powiedziane. Powyższa notatka ma na celu jedynie odnotowanie faktu wydania rozstrzygnięcia i odesłanie do źródeł.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
polecam przeczytać
Post learethusa na forumprawnym (fragment na zachętę):
1) Apelacja od tego wyroku została już złożona, a większość niezależnych prawników uważa ten wyrok za sprzeczny z konstytucją i zasadą proporcjonalności. Za utwory warte ok. $24 mozna było zasądzić najwyżej ok $240.
2) Sędzia źle poinstruował przysięgłych - stwierdził, że "udostępnienie jest równoważne rozpowszechnianiu". Był to jeden z argumentów prawników RIAA. Ukryli oni jednak przed sędzią, że precedensowa decyzja, na którą się powoływali została unieważniona przez sąd apelacyjny. [..]
Tyle, że tu chodzi o "statutory demages"
W tej sprawie chodzi o statutory demages wynikające wprost z amerykańskiej ustawy (tu nie jest tak, że "odszkodowanie" oznacza równowartość szkody). Sąd ma widełki, w których rozstrzyga. To jest "trochę" tak, jak w polskiej ustawie, w art. 79, gdzie mowa o podwójnej albo potrójnej wysokości stosownego wynagrodzenia, tylko w USA jest to w the Copyright Act (Title 17 of the United States Code) podane kwotowo. Przywołuje odpowiedni paragraf, chociaż już to powyżej wyjaśniałem, w komentowanej notatce (poniżej wytłuszczenie moje):
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
to chyba nie do końca tak
Jeżeli ograniczamy się tu do dywagacji nad torrentami (faktycznie zdaje się, że najpopularniejszą obecnie metodą ściągania) to takie sformułowania mogą być prawdziwe. Jednakże nie jest to do końca prawda w przypadku jeżeli mówimy ogólnie o P2P albo nawet ogólniej o ściąganiu warezów, czy lewej muzy lub filmów.
A swoją drogą to już zaczynam się bać, bo generalnie w Internecie (np. w tym serwisie) korzystam z bardzo popularnych nicków, a na pocztę do folderu spam zaczęły przychodzić mi dziwne maile...
Re: to chyba nie do końca tak
Nie mam wielkiej wiedzy o oprogramowaniu używanym do p2p, odnosiłem się do tego co na pewno wiem o programach typu Mule, Donkey, Souleeek - nie wiem czy one są jeszcze "modne" i "na topie", być może teraz użytkownicy korzystają z jakiejś ich nowej generacji, co nie zmienia jednak samej idei działania połączeń typu peer-to-peer. Otóż upieram się i będę bronił tej tezy, że w tego typu programach nie ma możliwości (przynajmniej bez wykorzystania zewnętrznego firewalla) ściągnięcia jakiegoś pliku bez jednoczesnego udostępniania tegoż. Tak działa bowiem sam mechanizm "ściągania" w p2p. Nie mówię o plikach, które ktoś celowo ze swojego dysku udostępnił innym użytkownikom (folder typu "shared" itp.), tylko o tym, co ktoś ściąga - nawet we fragmentach i nawet nie mając możliwości sprawdzenia co w rzeczywistości zawiera dany plik - otóż w trakcie ściągania te dane są też przez komputer delikwenta udostępniane innym. To jest niepodważalny fakt techniczny. Czy z faktu takiego udostępniania można wywodzić jakieś skutki prawne? Tego nie wiem. W komentowanym artykule sędziowie przysięgli otrzymali "instrukcję nr 15", według której "nawet jeśli nikt nie pobrał pliku z komputera Jammie Thomas - doszło do naruszenia prawa autorskiego". Według mnie, przyjęcie "instrukcji nr 15" zmusza nas również do przyjęcia konkluzji, iż jakiekolwiek ściągnięcie chronionej prawem autorskim muzyki - oczywiście przy wykorzystaniu popularnego oprogramowania p2p - również automatycznie stanowi naruszenie prawa autorskiego, nawet jeśli ktoś ściąga utwory wyłącznie na własny użytek, od siostry, ze swojego własnego komputera stojącego w innym mieście itp. Problemem jest tutaj użyta technologia, w której nie sposób oddzielić ściągania od udostępniania. Ściąganie pliku na przykład przy pomocy FTP już takiego naruszenia nie powoduje.
Tylko...
Trzeba pamiętać, co już zaznaczyłem wyżej - amerykańskie prawo to jedno, polskie prawo to drugie. Mamy przykłady też stosowania prawa szwedzkiego: Po apelacji Szwed uniewinniony z powodu niewystarczających dowodów. Warto też chyba zaproponować tekst Jeszcze o dozwolonym użytku, ale również:
Ale też i inne w dziale prawo autorskie niniejszego serwisu.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Klient sieci SoulSeek,
Klient sieci SoulSeek, Nicotine+ (http://www.nicotine-plus.org/) ma możliwość udostępniania plików tylko użytkownikom, których się ma na liście znajomych.
chodzi o udostępnianie podczas transferu
Czy chodzi o opcję Buddy-only shares? W dostępnej dokumentacji nie udało mi się doczytać, czy dotyczy to także udostępniania pliku podczas jego transferu (podczas ściągania), czy tylko plików świadomie udostępnionych w "shared files directory", czyli zupełnie innego zagadnienia niż to, o którym pisałem. Można włączyć lub wyłączyć opcję: "Share download directory allows you to share your download directory". Ale kwestia dotyczy tego, czy można w jakiś sposób zablokować dostęp do "Incomplete directory". Oczywiście technicznie nie ma pewnie przeszkód, żeby któryś z klientów taką opcję posiadał - a nawet można sobie samemu takiego klienta napisać. Ale sama idea p2p powoduje, że sieć składająca się z tak skonfigurowanych klientów straciłaby sens.
Jest to oczywiście kwestia czysto techniczna i być może wraz z rozwojem oprogramowania i innych technik wymiany plików niż p2p stanie się za chwilę czysto teoretyczna. Natomiast rozróżnienie na gruncie prawa pojęcia "udostępniania" od "rozpowszechniania" jest zagadnieniem o wiele bardziej istotnym. Amerykański sąd wycenił na 9250 dolarów stratę jaką ponosi właściciel licencji do utworu muzycznego tylko przez to, że ktoś udostępnił taki utwór do pobrania - mimo iż nikt fizycznie go nigdy nie pobrał, a więc piosenkarz czy jego wydawca nie stracili np. potencjalnego zysku ze sprzedaży płyty. Przyjęcie takie podejścia może mieć bardzo ciekawe konsekwencje.
Otóż upieram się i będę
Jeśli mowa o eMule to są takie możliwości, służą w tym celu specjalnie przerobione (kod źródłowy) mody leecherskie i to nie byle jakie. Niektóre mają możliwość blokowania wysłania konkretnych danych albo wszystkich jednoczesnie (łacznie z tymi które się obecnie ściąga), jest też możliwość faktycznego uszkadzania wysłanych części, przez co na dobrą sprawę nie da się ich odczytać. Są to głównie niemieckie odmiany eMula i nie dostepne dla szerszej publiki, z jednego głównie powodu - szkodą sieci. Inna sprawa, że sieć eDonkey coraz bardziej jest pod presją organów ściagania, które ostatnio znów wzięły się za pozostające "przy życiu" działające serwery. Jednak jest jeszcze KAD który nie jest instytucją scentralizowaną i trudno będzie ją zatrzymać. Zobaczymy co przyniesie przyszłość
A artykule mowa jest o Kaazie którego zasady działania były (są? jeśli ktoś tego w ogóle jeszcze używa) inne.
W kwestii kompletności:
W kwestii kompletności: Soulseek (DirectConnect raczej też) jest w tej materii najbezpieczniejszy. Transfer odbywa się tak jak w FTP, tzn. nie ma udostępniania treści podczas transferu. Można wyłączyć dzielenie katalogu pobierania i w ogóle niczego nie udostępniać, nawet znajomym. Katalog tymczasowy w ogóle nigdy nie jest udostępniony. Oczywiście osoby, które nie udostępniają są zazwyczaj bardzo szybko blokowane przez innych (jako "pijawy"), co jednak nie zmienia faktu, że Slsk (i DC) jest faktycznie mutacją FTP.
Poza tym z tego, co zrozumiałem, to te pliki nawet nie były udostępnione (według zeznań), ale istniała szansa ich udzielania właśnie podczas transferu - jak pisałeś wcześniej.
Tak w ogóle karanie za pozbawienie potencjalnego zysku jest imho kompletnym absurdem. To tak jakbym miał pretensje do kolegi, bo kupił ostatni komiks, na który co prawda nie miałem pieniędzy, ale jakbym te pieniądze zdobył, to bym potencjalnie rzeczony komiks mógł kupić. Absurd.
Niestety w taki sposób
Niestety w taki sposób tworzone są przez riaa/mpaa statystyki rzekomych strat - każde ściągnięcie jest traktowane jako niesprzedany egzemplarz. Założenie jest oczywiście absurdalne ale to nie przeszkadza trąbić ww organizacjom o kosmicznych wręcz wartościach tych strat.
Interesujące co by się stało w przypadku gdyby ktoś uruchomił program udający, że jest podłączony do sieci p2p. Powiedzmy, że wysyła on tylko fałszywe informacje sugerujące, że cośtam jest ściągane, coś udostępniane itd. Z punktu widzenia zewnętrznego obserwatora niczym się nie różni od innych użytkowników, a jednak faktycznie żadna wymiana (ani nawet potencjalne udostępnienie) danych naruszających prawo nie zachodzi. W tym świetle do skazania konieczne by był jeszcze dowód w postaci zgodności udostępnionych danych z tymi naruszającymi prawo, a o tym nogdzie nie wspomniano. Podobne oszukiwanie jest możliwe w tej czy innej postaci w każdym kliencie działającym na zasadzie p2p.
Tak tylko sobie teoretyzuje.
Techniczno-formalnie: o ile
Techniczno-formalnie: o ile w przypadku BitTorrenta i eD2K jest to prawda, o tyle Soulseek i podobnie zorganizowane sieci (np. Direct Connect) nie wymagają -- przynajmniej teoretycznie -- udostępniania danych innym użytkownikom. A już z pewnością nie w sposób charakterystyczny dla "swarmowych" sieci typu BT czy eDonkey, które z definicji wręcz wymuszają bezpośrednie udostępnianie zawartości pobieranych plików.
Pozdrawiam pierwszopostowo
Rim
news z pierwszej strony?
dla mnie kluczowe pytanie brzmi - z jakiego powodu "D" nagle uznał, że jest to news na pierwszą stronę? Sprawa jest ważna, ale zazwyczaj bojom wokół systemu własności int. media nie poświęcają tyle uwagi.
Dlatego właśnie to zauważyłem
Z tego właśnie powodu odnotowałem fakt, że Dziennik postanowił ten temat dać na temat okładkowy - wydarzenie samo w sobie nie jest jakieś super ważne. Zwłaszcza gdy w Polsce kampania wyborcza idzie pełną parą. Główna strona w poczytnym dzienniku i jeszcze temat "okładkowy". Dlatego właśnie - inaczej niż zwykle - zamieściłem nawet screen pierwszej strony Dziennika.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination