"Operation Payback" - brutalizacja bez celu

Zastanawiam się, do czego doprowadzi nas eskalacja działań po jednej i po drugiej stronie sporu "dysponenci praw autorskich - użytkownicy dóbr kultury". Mamy teraz taki przykład eskalacji, tj. przeprowadzoną w sobotę akcję pn. "Operation Payback". Międzynarodowe organizacje zrzeszające dysponentów praw (pośredników) stanęły przed wizją walki z cieniem. Ludzie niczym dym, niczym partyzanci strzelający z lasu, skrzykują się w ramach rozproszonych kanałów dystrybucji informacji i jeśli uda im się przyjąć wspólny schemat działania - dokonują kolejnego aktu komunikacji... W tym konkretnym przypadku aktem tym był rozproszony atak DDoS (Distributed Denial of Service) na infrastrukturę stanowiącą zaplecze witryn internetowych RIAA i MPAA. Jeśli to kolejny etap (zbrojnej) rewolucji, to kto na tym najwięcej straci?

Zastanawiam się, jaka będzie odpowiedź silnych logistycznie i ekonomicznie organizacji? Przypuszczalnie postanowią zacieśnić współpracę z międzynarodowymi służbami powołanymi do utrzymania prawa i porządku w cyberprzestrzeni. Być może powtarzające się ataki będą dobrym argumentem za wprowadzeniem (na poziomie operatorów) konieczności identyfikacji uczestników globalnej komunikacji elektronicznej. Oczywiście to nie jest proste (por. Sieć drugiego obiegu). Identyfikacja aktorów komunikacji społecznej pozwoli na upieczenie jeszcze drugiej pieczeni, obok wskazania odpowiedzialnych za rozproszone ataki na infrastrukturę - jeśli organizacjom pośredników udałoby się doprowadzić do takich zmian w rodzącym się, globalnym porządku prawnym, że identyfikacja dokonującego aktu komunikacji byłaby niezbędnym elementem rozpoczęcia takiej komunikacji, to załatwiliby tym sposobem problem "piractwa". Uratowano by też przeżywające obecnie trudności modele biznesowe oparte na dystrybucji egzemplarzowej.

Do ziszczenia się takiej wizji jeszcze trochę zostało, ale kierunek zmian wydaje się być wyznaczony. Wystarczy wskazać negocjacje w sprawie ACTA oraz konsultacje społeczne na temat neutralności Sieci (por. Europejskie konsultacje w sprawie neutralności Sieci). Do tego jeszcze ściganie hackerów z urzędu oraz możliwość zastępowania (lub "wspierania") niskoopłacanych, lokalnych urzędników organów ścigania pracą ekspertów prywatnych (por. Sąd nad prywatyzacją organów ścigania).

Ponieważ moja przygoda internetowa rozpoczynała się w czasach, gdy panował pewien etos budowania infrastruktury, kiedy każdy z internautów wiedział ile pracy należy włożyć w to, by jakieś publicznie dostępne usługi pojawiły się i były dostępne, to wszelkie ataki na infrastrukturę Sieci budzą we mnie niechęć. Przy okazji takich akcji, jak rozproszony atak na strony RIAA i MPAA w istocie kaleczy się coś, dzięki czemu Sieć działa. Zapuszczenie Low Orbit Ion Cannon, wyznaczenie celu (IP 76.74.24.200 ze wskazaniem portu) oraz wskazaniem czasu (3:00PM EDT 19 września), a skrzyknięcie się w ramach wykonania anonimowo wydanej komendy "Fire." w istocie powoduje znaczny spadek efektywności działania Sieci nie tylko na wskazanej numerem IP i portem końcówce.

Poza tym uważam się za webmastera i serce mi się kraje, gdy ktoś niszczy efekty pracy innych webmasterów. To trochę jak zmusić ogrodnika do klaskania, gdy ktoś inny postanawia zadeptać kwiaty na klombie należącym do fabryki i skrzykuje w tym celu towarzystwo. To jest powód, dla którego pisałem kiedyś: Ewentualny atak serwerów Policji uważam za głupotę i nieodpowiedzialność, to jest powód dla którego w tekście Kto żabą wojuje... napisałem: "Nie należę do obrońców spamu, ale trudno mi akceptować działania mające DDoS'ować spamerów - w ten sposób cofamy się nieco w rozwoju społecznym".

Wyjdzie na to, że VaGla zaczął nudzić, ale kiedy 10 lat temu zakładaliśmy polski oddział Internet Society Poland - przyjęliśmy z entuzjazmem hasło globalnego ISOC: "Internet is for everyone". Internet jest dla wszystkich, a więc również dla MPAA i RIAA.

Obserwowana, stopniowa brutalizacja relacji społecznych (a to przecież nie pierwsza jej odsłona; por. Rewolucje i strzały ze statków) może sygnalizować - podobnie jak strzały z Aurory i zburzenie Bastylii - nadchodzącą rewolucję. Ja nie jestem rewolucjonistą (por. Miejmy to już za sobą), ale z perspektywy badacza zastanawiam się co jest strategicznym celem osób, które biorą udział w tego typu przedsięwzięciach?

Szwecja wprowadziła do Parlamentu Europejskiego dwóch eurodeputowanych z ramienia Partii Piratów (por. Partia Piratów uzyskała mandat(y), by z bliska przyglądać się, jak Europa ogranicza korzystanie z Sieci), która wygląda bez mała jak Sinn Feinn negocjujące z IRA za plecami... Ale przecież to nie Partia Piratów stoi za atakami na strony MPAA i RIAA. 4Chan oraz "grupa Anonymous" to nie organizm posiadający strukturę, z którego można wyłonić reprezentację siadającą do wspólnego stołu rokowań. To raczej środowisko polujące na atrakcyjną promocję w asortymencie zachowań oferowanych w "supermarkecie kultury" (por. Hackerska lustracja poczty kandydatki na wiceprezydenta USA (w stylu 4chan), Atak na forum epileptyków).

Gospodarzem debaty nie będą coraz słabsze władze narodowe, które wszelkimi sposobami starają się dać masom jakieś substytuty debaty publicznej w postaci - jak widać w polskim telewizorze - krzyżowej polaryzacji i marszów koronacyjnych. Dla szerokich mas społecznych rzeczowa rozmowa o ataku DDoS i o powodzie takiego ataku jest tak abstrakcyjna, że właściwie media nie będą się o tym rozpisywać z obawy, że stracą zainteresowanie targetu.

Akcję wyłączenia stron MPAA i RIAA nazwano "Payback", czyli odpłata. Sugerować to może "zemstę" za działania prawne wymierzone w The Pirate Bay (por. m.in. Szwedzki wyrok w sprawie TPB: rok pozbawienia wolności i 905 tys dolarów dla każdego). Może to też być równie dobrze zbiorowy, "radosny" akt dewastowania pustostanu bez głębszej reflacji systemowej nad tym, co się właściwie robi: "patrzcie, jak fajnie płoną te stare tapety!". W przypadku Wielkiej Rewolucji chodziło m.in. o dopuszczenie do współdecydowania wykluczonych przez ustrój stanów (to tylko jeden z elementów genezy rewolucji we Francji). Takiej chęci współdecydowania w sferze obiegu dóbr kultury w obserwowanej dyskusji na temat przyszłego kształtu prawa autorskiego (i innych praw wyłącznych związanych z obiegiem informacji) nie widać w tej debacie z wykorzystaniem DDoS. Bo chyba nikt nie wierzy, że po takim ataku RIAA i MPAA przestaną zabiegać o ochronę swych interesów?

Tak czy inaczej - strony RIAA i MPAA uległy atakowi (co nie dziwi), o czym przeczytać można m.in. w tekście Marcina Maja w Dzienniku Internautów, zatytułowanym Strony MPAA i RIAA ugięły się pod atakiem "anonimów". Tomasz M. Klecor zastanawia się nad tym, czy wykopowicze namawiający do ataku DDoS podżegają do popełnienia przestępstwa. Poza tym pojawiły się jeszcze inne relacje i komentarze nt. ataków:

Warto pamiętać, że po wybuchu Wielkiej Rewolucji, gdy już gilotyny stanęły w kałużach krwi ściętych swych dzieci ("Rewolucja zjada własne dzieci"), nastąpiła Restauracja Burbonów.

Te działania RIAA i MPAA oraz innych jeszcze organizacji powołanych w celu ochrony interesów swoich członków oraz działania odwetowe, takie jak wyłączenie serwerów - to wszystko to element pewnego procesu społecznego, który, mam takie wrażenie, nie jest przedmiotem zbyt wnikliwych analiz. Stąd mam pytanie: co jeszcze przed nami? Jak będą wyglądały kolejne - w tej "dyskusji" - odsłony spektaklu?

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Aż się wierzyć nie chce

Taki atak jest tak głupi i szkodliwy dla reputacji jakichkolwiek "przyznających" się do niego grup (czy wypada już dodać "terrorystycznych"?), że aż się dziwię, że całość nie została jakoś zdementowana. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby za 50 lat okazało się, że inicjatorem tej i podobnych akcji był właśnie ktoś chcący zdyskredytować tę stronę sporu. Oczywiście nie ma co doszukiwać się złośliwości w tym, co można równie dobrze wytłumaczyć głupotą. Niesmak pozostaje.

Terry Pratchett się kłania

Od razu przypomniał mi się cytat, chyba z Eryka, że różnica między bogiem a demonem jest taka, jak różnica między terrorystą a bojownikiem o wolność :)

"Internet is for everyone".

"Internet is for everyone". Internet jest dla wszystkich, a więc również dla MPAA i RIAA.

Dla wszystkich oznacza również dla piratów. A MPAA i RIAA chcą właśnie zniszczyć tą ideę. Antypiraci chcieliby modelu internetu który służyłby tylko i wyłącznie im czy płacić za wszystko. Doszło do tego iż mają być już płatne dema gier.
Atak DDoS (pomijając aspekt prawny) to dla gigantycznej rzeszy ludzi jedyny dostępny sposób na okazanie tym organizacjom swojego niezadowolenia. Emaile zignoruja, politycy słuchają sponsorów (czyt. przemysł rozrywkowy), a przyjazd pod siedzibę firmy nie wchodzi w rachubę.

Poza tym antypiraci maja jasne cele co sami mowią wprost

Dziecięca pornografia jest wspaniała! Jest dobra, bo politycy rozumieją ten temat. Rozgrywając tą kartę, możemy zmusić ich do działania i blokowania stron. Kiedy zaczną, łatwo będzie ich przekonać do blokowania stron na których użytkownicy dzielą się plikami – entuzjastycznie wypowiadał się Johan Schlüter z Duńskiej Grupy Anty-Pirackiej.
Kiedyś będziemy dysponować gigantycznym filtrem, stworzonym z kooperacji z Międzynarodową Federacją Przemysłu Fonograficznego i Stowarzyszeniem Producentów Muzyki. Cały czas monitorujemy dziecięcą pornografię w sieci, aby pokazać politykom, że filtrowanie działa. Dziecięca pornografia to coś co rozumieją – rozwinął myśl.

Jeżeli producenci OS chcą aby kupowac ich produkty niech je robia porzadnie. Bardzo czesto piractwo porownywane jest do kradziezy samochodu. Tylko samochod, ktory mozna otworzyc i ukrasc na dziesiatki sposobow to bubel nie samochod. Tak samo jest z OS. Albo robia porzadnie albo niech zwracaja kase za antyvirusy, firewalle czy antyspyware.

Ceny tez sa z kosmosu. Skoro czesc specjalistycznego oprogramowania kosztuje kilka pensji to zaden zwykly korzystajacy z tego programu okazjonalnie i niezarobkowo go nie kupi. I sady coraz czesciej ta zaleznosc dostrzegaja. Sciagniecie nie oznacza automatycznie spadku sprzedazy.

Nalezaloby jescze podniesc sprawie nierownosci praw producenta a uzytkownika. Nie kupuje programu tylko licencje na uzytkowania, wylaczanie odpowiedzalnosci, spory przeniesione do kraju producenta, niezgodne z naszym prawem zapisy, niemoznosc odsprzedazy itp.

Jak kupuje jakis produkt i nie spelnia zapewnien producenta to moge go oddac. Filmu w kinie czy na dvd czy gre, ktora mimo reklam okazal sie totalnym g!@#em praktycznie nie moge reklamowac i odzyskac kase.

Frustracja z bezradności

Nie komentuję zamieszczanych tu artykułów, bo nie jestem prawnikiem, ale czytam je z zainteresowaniem, bo jestem webmasterem i to z 10-letnim stażem.
Te ataki odbieram jako akt frustracji i rozpaczy. Zgadzam się, że rewolucje niczego nie załatwiają, ale przynajmniej upowszechniają idee jakie usiłują zrealizować.
Gołym okiem widać, że prawa autorskie w dzisiejszej, komercyjnej, formie walą się na całej linii i doprowadzają do absurdalnych sytuacji rodem z powieści SF. Niedługo nie da się np.: napisać lub namalować niczego, bo się okaże, że dowolny tekst lub fragment grafiki albo kompozycja sceny w filmie jest czyjąś własnością, a do niezmiernej rzadkości należą przypadki wymyślenia czegoś "całkowicie oryginalnego". Oczywiście, silni (niegdyś arystokracja, dziś korporacje) bronią zaciekle swoich praw (bo one na pewno nie są nasze, społeczeństwa). Korporacje w żaden sposób nie biorą udziału w debacie społecznej przedkładając nad nią gabinetową (ACTA). Ich arogancja wyraża się m.in. w tym, że nie zamieszczają na swoich stronach żadnych adresów mailowych do kontaktu ze swymi władzami. Przykład: GW, która może nie jest korporacją światową, nie zamieszcza adresu do wyrażania opinii o jakości portalu i publikacji. Można oczywiście napisać swoje uwagi w dyskusji na forum pod jakimś artykułem, ale b.wątpię, aby ktokolwiek z władz tej korporacji to przeczytał.
Sieć stała się idealnym środkiem dla odseparowania się korporacji od społeczeństwa. Zasięg i skutki ich działania są globalne, ale nie da się urządzić globalnej demonstracji pod siedzibą korporacji, która w dodatku tych siedzib ma wiele, a adresów fizycznych często nie ma na stronach. Nie ma komu zgłosić uwag do działania korporacji, bo nie ma adresów kontaktowych. W prasie komercyjnej prawdziwie krytyczne artykuły się nie ukazują (Kto chciałby stracić potężnego reklamodawcę?). Portale "dziennikarstwa społecznego" nie mają środków na porządną kampanię medialną, a korporacje je ignorują lub wysyłają usłużne państwo, aby się z nimi "rozprawiło". Doskonały firewall. Czy można się więc dziwić takim aktom desperacji jak te ataki?

Chciałbym zauważyć że

Chciałbym zauważyć że akcja nie wzieła się z kosmosu. Chodziło o odwet za DDoS'a Aiplex Software na ThePirateBay. Więc kto mieczem wojuje...

oko za oko

Chciałbym jedynie zwrócić uwagę na fakt, że atak 4chan może być odwetem i zemstą za analogiczny atak przeprowadzony na stronę The Pirate Bay. Sugerowałem się artykułem, który można znaleźć pod tym adresem http://niebezpiecznik.pl/post/4chan-ddos-riaa/: "Kilka dni temu antypiracka organizacja Aiplex Software zaczęła DDoS-ować serwery jednego z najpopularniejszych bittorentowych trackerów — The Pirate Bay"
Nie oceniam słuszności odwetu 4chan, ale w artykule zabrakło tego wątku, który w mojej opinii, jest istotny, bo może właśnie o taki "payback" chodziło 4chan.

4chan, czyli komu?

4chan, czyli komu? Temu samemu 4chan, które kiedyś przeprowadziło atak na serwis epileptyków? To dość wygodna "czapka", ale jednocześnie tak mało precyzyjnie wskazuje "drugą stronę konfliktu", że aż jej nie wskazuje. Przypuszczam, że równie dobrze mogło być tak, że w ataku na serwis epileptyków nie uczestniczył nikt z osób, które uczestniczyły na serwer MPAA i RIAA. Oczywiście mogło też być inaczej. Niezależnie od tych dywagacji - koncepcja "oko za oko", zwłaszcza wobec braku koncepcji pozytywnego stanowiska w toczącej się debacie, jest dla mnie mało atrakcyjnym powodem przeprowadzenia ataku na jakąkolwiek infrastrukturę.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

4chan jest zły ?

koncepcja 'oko za oko', zwłaszcza wobec braku koncepcji pozytywnego stanowiska w toczącej się debacie, jest dla mnie mało atrakcyjnym powodem przeprowadzenia ataku na jakąkolwiek infrastrukturę.

Nie rozumiem w jaki sposób brak mojego pozytywnego stanowiska w toczącej się debacie, może mieć wpływ na odrzucenie koncepcji oko za oko, jako powodu przeprowadzenia tego ataku.

Może trochę czepiając się, ale jaki jest wobec tego wystarczający powód przeprowadzenia ataku ? Czy antypiracka organizacja Aiplex Software miała wystarczające powody do ataku DDoS na tracker the pirate bay, bo może miała ?
Artykuł mówi o "brutalizacji bez celu" na przykładzie ataku na serwery RIAA i MPAA. Jednak wg mnie atak 4chan nie był bezcelowy (a czy Aiplex Software miał cel ?), co chciałem pokazać przytaczając możliwy powód i zaburzyć obecne w artykule logiczne uproszczenie.

Twierdzeniem zbyt autorytarnym wydaje mi się wniosek jaki się nasuwa po przeczytaniu artykułu, że takie "grupy" jak 4chan są z definicji złe. Nie pochwalam takich ataków, ale też staram się dostrzec ich przyczyny. Jest to trochę jak głos prostego ludu, który przedstawia stanowisko w sposób, który musi zostać dostrzeżony.

Tak wygląda moja ocena ataku (nie jest ani czarna ani biała), a "oko za oko" wydało mi się dobrym podsumowaniem całej sytuacji.

Czy uwierzyłby Pan, gdybym się przyznał

Czy uwierzyłby Pan, gdybym się przyznał do animowania tej akcji? Mógłbym powiedzieć, że zrobiłem taką grafikę z tym ludzikiem bez twarzy, że wyznaczyłem cel i dałem komendę "ognia" (mógłbym dodać np., że od 4 lat mam konto na 4Chan), ale zrobiłem to po to, by sprawdzić, czy setki i tysiące osób dadzą się zmanipulować na tyle, by zaatakować? 4Chan nie jest "grupą" zorganizowaną, jest tylko kanałem dystrybucji pewnych informacji. Nie można go oczywiście nie doceniać w publicznej debacie, ale nie ma struktury, nie ma procedur decyzyjnych w tradycyjnym znaczeniu. Każdy, kto akurat tam wejdzie, albo trafi na komunikat w okolicy tego środowisko wypreparowany (np. przez aktywność wykopowiczów, albo agregatorów, albo nawet przyjaciół na FB, NK, twitterze) podejmuje samodzielną decyzję, czy "wchodzi" w zaproponowane działania (nie muszę przekonać wszystkich, wystarczy odpowiednio wielu, więc muszę "targetować" ofertę potencjalnych aktywności - stąd nawiązanie do "promocji w supermarkecie kultury"). Cóż, że milion powie, że to bez sensu, jeśli sto tysięcy "podbije bębenka". Mógłbym powiedzieć, że chciałem sprawdzić na ile takie "struktury" da się wykorzystać do działań typu grassroots (por. Blogerzy jak lobbyści czyli zamieszanie wokół 'grassroots lobbyingu'). Uwierzyłby mi Pan? A jeśli nie uwierzyłby Pan, to właściwie dlaczego nie? Przecież oficjalnie mogę mówić jedno, a skrycie robić inne? Czy sądzi Pan, że nie mógłbym, nie mam umiejętności, nikt samodzielnie nie dałby rady sterować taką akcją, więc pewnie ja również nie mógłbym? Uważa Pan może, że stał za tym nie jeden człowiek, a kolektyw? Grupa? Zorganizowana Grupa? Czy w wyniku jej działań doszło do przestępstwa? Idziemy dalej? Skąd pomysł, że prawo nie nadąża za postępem technologicznym?

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Równie dobrze można

Równie dobrze można zapytać, jaki był cel herbatki bostońskiej? albo strajków w '80, przecież to wręcz absurdalny sposób wyrażenia niezadowolenia z powodu kryzysu gospodarczego?
Też niezbyt mi się podoba pomysł DDoSowania, ale dla mnie jest to jednak przekaz pewnej grupy, która nie ma swojej reprezentacji politycznej. To jest po prostu żywioł, inna sprawa, czy pojawią się liderzy, którzy będą w stanie przekuć niezadowolenie w jakąs spójną koncepcję.
Tu działa ten sam mechanizm, który był widoczny przy okazji obrony krzyża (po obu stronach, choć na różną skalę).
A z uciażliwością i zniszczeniami bym nie przesadzał, bo to jednak mały pikuś w porównaniu z takimi strajkami we Francji, czy choćby marszem górników paraliżującym Warszawę.

Co jest źródłem prawa?

Jasne, że źródłem prawa są instytucje ustawodawcze. Jednak one też nie biorą się znikąd, nie są nam dane przez "górę" lub za tym, co "za górą stoi", tylko przez ogół społeczeństwa, głosujący w demokratycznych wyborach. Oznacza to, że w demokratycznych społeczeństwach (niezależnie od istniejącego już prawa) bardzo duży wydźwięk ma wielkość wyrażanego zdania. W omawianym wypadku, zaatakowane instytucje dowiedziały się, jak wielu ludzi ich zwyczajnie nienawidzi.

Jest to również sygnał dla tych, którzy wchodzą w skład owych instytucji ustawodawczych - nie będziemy w przyszłości na was głosować, jeżeli będziecie kontynuować swoje poparcie dla instytucji antypirackich. A nie są to jakieś odosobnione wypadki, jakieś ataki przeprowadzane z botnetów - to jest działanie wielu, naprawdę wielu ludzi, którzy zjednoczyli się - i poczuli swoją siłę. Teraz mogą sobie powiedzieć: możemy razem wywrzeć zauważalną presję na rządy.

Niezależnie od retoryki samych antypiratów, powtarzające się ataki wymuszą w końcu na ustawodawcach zmianę sposobu traktowania praw autorskich. I nie będzie to raczej zaostrzenie walki z piractwem. Jak to powiedział Talleyrand - bagnetami można się podpierać, ale trudno na nich siedzieć.

Zjednoczyli się bez celu?

to jest działanie wielu, naprawdę wielu ludzi, którzy zjednoczyli się - i poczuli swoją siłę

Moim zdaniem tego typu "akcje" to również idealne wręcz narzędzie do manipulacji społecznej. Nie wiadomo kto i w jakim celu organizuje taką akcje (takie jest założenie, że to "grupa anonimów", milcząca i niewidzialna "większość" w kapturach braku tożsamości). A to znaczy również, że w kaptur taki może ubrać się ktoś, kto znając mechanizmy wywierania wpływu na masy może w istocie realizować inny cel, niż się wydaje. Poza tym, że - jak wspomniałem wyżej - "oko za oko" nie jest dla mnie atrakcyjnym powodem tego typu działań. Ostrożnie wskazałbym możliwy cel, który mógłby ewentualnie próbować uzasadniać takie działanie, tj. działanie w stanie wyższej konieczności odpierając bezpośredni atak na dobro równoważne lub większe, ale nawet wówczas środki powinny być dobierane adekwatnie do celu. W tym przypadku cel nawet nie został wskazany.

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Przecież cel odwetu jest jasny

Przecież odwet jest odpowiedzią na atak indyjskiej firmy AiPlex Software wynajętej przez MPAA do utrudniania życia Piratom z zatoki. Z mojego punktu widzenia to jest po prostu wojna - dużego mocarstwa z ogromnym zapleczem finansowym i prawnym z nowym ruchem jakąkolwiek ma on nazwę.

To po prostu walka o inny system wartości niż reprezentują w/w organizacje i prawo. Możemy się oburzać czy ten atak to walka o słuszną idee czy też nie. Może po prostu warto się przyjrzeć co doprowadziło do tego, że tak duża grupa ludzi zdecydowała się na czyn nielegalny by jednak coś zmienić.

Z moich obserwacji wynika, że prawdopodobnie zostanie to zakwalifikowane jako akt "terrorystyczny". Co doprowadzi do eskalacji.

Uważam, że to dopiero początek pewnych zmian, które nas czekają. Prawo coraz częściej jest stanowione bez społecznej konsultacji i działa nieudolnie w wielu dziedzinach a mechanizmy, które kreuje stają się coraz bardziej irytujące dla szarych obywateli.
Dla przykładu wymienię:
- Prawo patentowe
- Systemy ubezpieczeń społecznych (piramidy finansowe)
- Systemy ubezpieczeń zdrowotnych
- Nianiokracja

Jak widać nie jestem obiektywny. Ostatecznie skomentuję to jednak w ten sposób:
"Demokracja jest wtedy, kiedy dwa wilki i owca głosują, co zjedzą na obiad. Wolność jest wtedy, kiedy dobrze uzbrojona owca podważa wynik głosowania!"
Benjamin Franklin.

Ataki AiPlex to "pretekst", ew. "powód", ale nie cel

Ataki AiPlex to "pretekst", punkt zaczepienia, "powód", zdarzenie, które poprzedza kolejne zdarzenie, punkt na osi czasu, po którym następuje następne: stargetowanie "społeczności" na konkretnym zasobie i w ten sposób sprowokowanie ataku na pt. zleceniodawców AiPlex.

Ale nie jest to cel akcji.

Nawet w czasie prowadzenia wojny zmagające się strony usiłują osiągnąć cele. Jeśli inscenizuje się atak na radiostacje w Gliwicach 31 sierpnia 1939, by mieć potem pretekst do zbrojnego ataku na sąsiednie państwo, to nadal nie jest to (strategiczny) cel działań (ani inscenizacja nim nie jest ani sam atak). Jeśli organizuje się czystki etniczne lub eksterminację ludności cywilnej z danego obszaru geograficznego, to pewnie w części wykorzystuje się odpowiednio modulowane nastroje jednostek potrafiących - w pewnych okolicznościach - gwałcić, rabować i palić, ale nastroje te nie są celem. Celem bywa coś innego - pozycja gospodarcza, kontrolowanie zasobów (np. złóż ropy), uzyskanie władzy, możliwość wyeliminowania dotychczasowych, zasiedziałych mieszkańców, by w ich miejsce zasadzić nowy "pierwiastek" i tworzyć "nowe państwo", które będzie kontrolowane przez nowych, Niezależnych (?) Władców, etc.

Jeśli celem miało być zwrócenie uwagi RIAA i MPAA na problem innej oceny prawa, to - jestem o tym przekonany - obie te organizacje doskonale zdają sobie sprawę, że wiele osób to prawo postrzega inaczej. Tak obrany cel zatem jest bez sensu. Jeśli celem miało być uniemożliwienie prezentowania informacji w ramach infrastruktury atakowanych organizacji - cel taki również nie został osiągnięty; po chwilowym braku widzialności serwery są dostępne i prezentują treści. Jeśli celem miało być ostrzeżenie tych organizacji o pt. sile anonimowego głosu, który może się skrzyknąć i zaatakować - tu również o takich możliwościach wiadomo nie od dziś. Jeśli celem miało być doprowadzenie do zmiany reprezentowanych interesów społecznych i gospodarczych, to atak taki nie wpłynie na modele biznesowe i strumienie gotówki oraz umowy zawierane pomiędzy wydawcami i ich klientami. Jeśli celem miało być doprowadzenie do zmiany praw własności intelektualnej, to metoda osiągnięcia takiego celu została wybrana nad wyraz nieszczęśliwie, bo raczej doprowadzi to do zmiany prawa w zakresie anonimowej komunikacji. Celem mogłoby być stworzenie medialnego faktu, który - po przefiltrowaniu przez pośredników w obiegu informacji, tj. media - zwrócił by uwagę opinii publicznej na jakiś "społeczny problem", ale... środki wyrazu oraz kontekst musiałyby być dobrane odpowiednio. Tak - jak uważam - nie było w tym przypadku.

No, chyba że celem było stworzenie pretekstu do działań odwetowych, realizujących inne, bardziej strategiczne cele, a za atakiem na własną infrastrukturę stały zaatakowane - w opinii niektórych obserwatorów - organizacje. Gdyby tak było, to sprowokowani do udziału w ustawianiu "dział" musieliby zwalczyć w środku to dziwne uczucie związane z "wystrychnięciem na dudka". Napisać by musieli sobie na czołach: "owned". Nierealne?

Nie widzę celu, który realizowałby atak na serwery RIAA i MPAA, więc przypuszczam, że to po prostu "radosne palenie tapet w pustostanie".

Pisze Pan o "pewnych zmianach", które mają nastąpić. A jakie to zmiany i jaki jest społeczny stan docelowy tego procesu? W jaki sposób rozproszony atak na infrastrukturę RIAA i MPAA przybliżyć ma demiurgów zmian do tego stanu? W jaki sposób atak ten ma przybliżyć nowy, inny "system wartości niż reprezentują w/w organizacje i prawo"? Czy rzeczywiście w tym "nowym" systemie wartości chodzi o to, że masa może rozproszoną siłą pakietów zdewastować dowolnie wskazany "cel"? Różnica polegałaby tylko na tym, że kto inny dysponowałby siłą...

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Przyznaję Wam wszystkim rację i jeszcze paru innym

To cytat z "Colas Breugnon" ;). W dyskusji już nie widać lasu. Pomijając terminologię Sieci, chodzi tu IMHO o zwykłą rewolucję. Różnicę w stosunku do historycznych rewolucji wprowadza oczywiście istnienie Sieci. Chodzi o szybkość przygotowania działania i wielkość obszaru "zarzucania sieci" na członków "oddziału bojowego". Te działania nie muszą mieć racjonalnego celu - wyrażają "gniew ludu" bez względu na to czy lawinę uruchomił ideowiec, czy manipulator. Na pewno teraz jak i w przeszłości rewolucyjne działania inicjowali ideowcy, prowokatorzy, manipulatorzy itp. Od strony społecznej wielkiej różnicy nie ma. Na razie jesteśmy nadal w fazie przedrewolucyjnej pojedynczych, rozproszonych działań. Bez wykrystalizowanej ideologii. Może takiej nigdy nie będzie, może czeka nas globalne społeczeństwo amorficzne z tworzącymi się chwilowo i doraźnie grupami.

Dokładnie to chciałem powiedzieć.

Właśnie miałem zamiar się ustosunkować do zdania Pana VaGli gdy w międzyczasie dodany został powyższy komentarz.

Od razu zaznaczam, że poniżej przedstawiam mój punkt widzenia.

Wojna to już nie to samo pojęcie co 50 lat temu tak samo jak prywatność już nie jest tym samym. Skoro nie mogę zachować hasła do mojego szyfrowanego dysku tylko dla siebie. W moim mniemaniu celem tego działania była walka o to by pokazać swoje zdanie i zostało ono usłyszane. Teraz czas pokaże jak się opowie reszta świata czy przystąpi do zbrojnych owiec czy poprze głodne wilki.

Warto dodać, że działania w ramach wyznaczonych przez sieć nie jest zagrożone aż tak dużą "karą". W prawdziwym starciu można oberwać po nerkach albo nawet zarobić przysłowiową kulkę. To też powoduje, że ludzie chętniej również Ci z mniejszym zapałem przystępują do takich akcji bo nie kosztuje to tak dużo wysiłku i nie wymaga tak dużego poświęcenia i odwagi jak starcie bezpośrednie. Nie wolno też zapominać, że pomimo jednego manifestu organizatorów różni członkowie "rewolucji" przyłączyli się z różnych powodów:
- Jedni uważają że model biznesowy jest zły i walczą o zmianę sposobu myślenia RIAA itd.
- Inni walczą o suwerenność i prawo do zachowania anonimowości (walka przeciw lobbowaniu na rzecz jej zniesienia).
- A znajdą się i tacy którzy po prostu robią to dla zabawy albo bez głębszej refleksji uważają, że piractwo powinno być dozwolone.

Jeżeli będzie z tego prawdziwa rewolucja - to poleje się krew po obu stronach a sam duch rewolucji zostanie zdefragmentowany na różne frakcje. Patrz nasza Solidarność.

W sumie cieszę się że dzięki sieci pewne idee będą się rodziły szybciej i propagowały szybciej niż do tej pory i będą miały większy zasięg co przyspieszy proces ewolucji naszej kultury i światopoglądów. Niekoniecznie tworząc wysoce zorganizowane sztaby wojenne być może nawet eliminując lub ograniczając zakres prawdziwych działań zbrojnych.

Każda siła jeżeli chce być znaczącą musi się liczyć z opinią społeczeństwa bo inaczej go sobie nie podporządkuje. Ciekawe co by się działo w Iranie gdyby cały świat i ich własne społeczeństwo nie patrzyło im na ręce.

Co do bezcelowej brutalizacji ... chylę czoła przed każdym kto poniżej przedstawi strategię skutecznych działań ochrony (zanim zostaną one wprowadzone w ramach prawa) przed takimi wynalazkami jak:
- Ograniczanie prawa do anonimowości.
- Obciążanie dostawców usług i dostępu do internetu odpowiedzialnością za działania ich klientów.
- i innymi tego typu "represjami".

* Oczywiście przy sporym deficycie czasowym bo przecież za kilka lat lub miesięcy może nie istnieć techniczna możliwość wyrażenia swojego zdania bądź będzie ona nielegalna.

* Trochę przesadzam, nie tylko zresztą w tym miejscu, ale po to, by zwiększyć kontrast.

anonymous

nie da się założyć konta na 4chanie

co do wcześniejszych akcji anonymousów, to polecam lekturę (w języku branżowym "lurk moar")
http://en.wikipedia.org/wiki/Anonymous_(group)
http://en.wikipedia.org/wiki/Chanology

konta na 4chan

nie da się założyć konta na 4chanie

Posługując się językiem branżowym: O RLY?

4chan.org - poza tym, że to "rozproszona społeczność", do której opisu mnie Pan tak uprzejmie odesłał, to również dość masowo odwiedzany serwis, którego konserwacja, administracja zapleczem (np. domenowym, w tym w zakresie struktury DNS'ów, ale też bazodanowym, w zakresie hostowania, etc. - nawet jeśli dziś w Who is widnieje "Chan Administrator", a kiedyś, przez chwil parę, w 2007 roku, w grudniu, 14 grudnia, od godziny 23:10:35: "Bill Rondell"; komentarz po bryknięciu domeny: "Will be ironic if Moot can't prove he's the real owner"), konserwacja systemu zarządzania treścią (chociażby w ramach edycji udostępnionej publiczności informacji o tym, że można kontaktować się via twitter), wymaga konta. I takie konta istnieją i są wykorzystywane w ramach tego CMS-a, w ramach domeny (chociażby te widoczne, mailowe: admin, advertise, press, bizdev... at 4chan.org) i w ramach innych zasobów związanych z 4chan (ktoś może je założyć i ktoś może z nich korzystać, cóż, że inni nie będą wiedzieli, kto? To znaczy - nie będą wiedzieli, jeśli nie przeczytali wywiadu z Christopherem Poole w Time, lub wcześniej nie przeczytali materiału na temat tożsamości administratora 4Chan w The Wall Street Journal w 2008 roku). To, że biorąca udział w promocjach supermarketu kultury społeczność nie może sobie założyć konta na 4chanie, albo przypuszcza, że nie da się założyć tam konta, jest elementem tej dyskusji. Paradoks polega na tym, że zarządzanie takim serwisem, uzyskanie uprawnień do zarządzania zasobami, wymaga zaufania innych odpowiedzialnych za infrastrukturę, a to oznacza, że taka osoba nie może być "wewnątrz organizacji" anonimowa; bo - posługując się w sumie nie tak abstrakcyjnym przykładem - nie byłoby wiadomo, czy przyznając uprawnienia przez przypadek nie daje się np. wglądu do logów funkcjonariuszom Interpolu. Bo chyba nie ma Pan wątpliwości, że również logi dotyczące aktywności "anonimów" w ramach 4chan.org się tworzą, chociażby były zaraz potem, być może automatycznie, kasowane.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Świat okiem rewolucjonisty ;)

Po prostu nie da się nie odnieść do kilku tez artykułu.

Jako inteligentni ludzie powinniśmy wiedzieć, że wszelkie zdania oparte o kwantyfikatory "żaden", "wszyscy", "nikt" są z natury nieprawdziwe.

Stąd moje pytanie: Czy konsekwencją hasła "internet jest dla wszystkich" będzie zezwolenie na istnienie w sieci np. witryn neonazistów czy też głoszących idee Irvinga? Bo moim zdaniem oni też się liczą do "wszystkich", więc dlaczego mamy kasować stronę Red Watch??

Pewnym nadużyciem jest też porównywanie ataku ddos do palenia, deptania, rujnowania itp. Następstwem ddos, o ile się nie mylę, jest uniemożliwienie korzystania z infrastruktury, nie zaś fizyczne uszkodzenie jej nośników. Autorzy Payback mogliby dokonać trawestacji znanej klauzuli wyświetlanej pod koniec filmów "żaden serwer nie ucierpiał podczas akcji".

Nie był bym też sobą gdybym nie wskazał nieścisłości historycznej: tak, do restauracji monarchii doszło ale nie była już to ta sama monarchia. Monarchię absolutną zastąpiła monarchia konstytucyjna, która zresztą dość szybko upadła zastąpiona przez II a potem III republikę. Stąd też jeżeli spojrzeć na dorobek rewolucji w dłuższej perspektywie to powiodła się ona w pełni - monarchia we Francji zakończyła żywot w sposób definitywny i nieodwołany niecałe 70 lat od rewolucji. Czyli biorąc pod uwagę historię monarchii we Francji - właściwie w mgnieniu oka.

Po co dorabiac filozofię?

Po co dorabiać filozofię do tych ataków? Może gdzieś tam w tle idea "wolnego internetu" przyświeca 4chan. Ale akcja było po prostu zwykłym odwetem za nielegalne ataki Aiplex Software na Pirate Bay - zlecone przez RIAA i MPAA. Dlaczego nikt (z oficjeli, prasy, mediów publicznych...) nie komentuje i nie oburza się na tamte ataki??? To jest zastanawiające... Czy RIAA i MPAA są poza prawem i mogą robić co chcą? Właśnie dlatego 4chan postanowił wziąć odwet i udowidnić, że takie rzeczy nie pozostaną bezkarne. W tym przypadku nie ma co doszukiwać się "drugiego dna"!

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>