Po spotkaniu z Ministrem Bonim na temat Rejestru Stron i Usług Niedozwolonych
Dziś odbyło się pierwsze z planowanych spotkań strony reprezentującej administrację publiczną ze środowiskiem internetowym i teleinformatycznym. Mam na myśli spotkanie, które zorganizował Minister Michał Boni, szef Zespołu Doradców Strategicznych Pana Premiera Donalda Tuska oraz jednocześnie Przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów, który był też odpowiedzialny za ostatnią fazę prac rządowych nad Projektem ustawy o zmianie ustawy o grach hazardowych oraz niektórych innych ustaw. W piątek planowane jest spotkanie w Kancelarii Prezydenta RP. W przyszłym tygodniu zaś Prezes Rady Ministrów ma wziąć udział w zapowiadanej przez siebie debacie. Co wiemy, po dzisiejszym spotkaniu?
W imieniu Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji w spotkaniu uczestniczył dr inż. Wacław Iszkowski, Prezes PIIT, w imieniu Stowarzyszenia Internet Society Poland w spotkaniu uczestniczył Marcin Cieślak, Prezes Zarządu Stowarzyszenia, w spotkaniu brał udział również Jarosław Lipszyc, Prezes Fundacji Nowoczesna Polska (wymieniam tych Panów, gdyż reprezentowali oni organizacje, w których władzach zasiadam). Jednak nie wszystkie organizacje, których przedstawiciele sygnowali list do Pana Premiera, w którym wyrażały troskę o poszanowanie praw podstawowych w procesie stanowienia prawa, miały szanse uczestniczyć w dzisiejszym spotkaniu. Strona rządowa argumentowała, że chodzi o "szybkie i sprawne" przeprowadzenie spotkania, a skoro postulaty są zdefiniowane dobrze - nie istnieje - zdaniem organizatora spotkania - zagrożenie, że ktoś nie będzie reprezentowany. List, w którym Katarzyna Szymielewicz, Prezeska Fundacji Panoptykon, zwróciła się o możliwość wzięcia udziału w spotkaniu, został przez stronę rządową zignorowany. Przypomnę przy tym, że Fundacja Panoptykon była jedyną organizacją społeczną, która interesując się problematyką społeczeństwa informacyjnego, zdążyła zgłosić uwagi do projektu ustawy na etapie konsultacji międzyresortowych (por. Internetowe czytanie uwag zgłoszonych MinFinowi do projektu Blokowania Stron i Usług). W każdym razie - rozpoczynając spotkanie Minister Boni przeprosił za tą niezręczność wszystkie organizacje, które nie zostały zaproszone. Obiecał, że to się już więcej nie zdarzy. Wszystkie organizacje, które zgłaszały uwagi, mają się czuć członkiem "tego zespołu", są zaproszone na spotkanie z Panem Premierem. Minister Boni przeprosił również za dotychczasowy przebieg procesu legislacyjnego.
Odnośnie samego spotkania (które rozpoczęło się o godzinie 16:00 i trwało dwie godziny) - nie dotyczyło ono tylko ustawy hazardowej, ale w szerszym zakresie - ingerencji państwa w sferę internetu. Przedstawiciele organizacji społecznych jednogłośnie domagali się rezygnacji z regulowania internetu w pakiecie ustaw hazardowych (to co dotyczy internetu powinno być z ustawy wyrzucone)...
Po spotkaniu można napisać, że organizacje wyszły z następującymi propozycjami rządowymi (mam nadzieję, że ktoś to rozwinie w komentarzach):
1. Odnośnie sposobu prowadzenia publicznej dyskusji dotyczącej społeczeństwa informacyjnego i nowych technologii - powinny powstać jakiś zasady przeprowadzania takich konsultacji społecznych. Tu mam pytanie - kto miałby być odpowiedzialny za przygotowanie takich ram dyskusji na temat kształtu przyszłego prawa i jak się to ma do już istniejących zasad konsultacji społecznych (które - jak się wydaje - niewielu stosuje). Jeśli wypracowanie nowego modelu konsultacji społecznych ma być przygotowane "wspólnie" (przez stronę rządową i stronę społeczną, działającą razem), to przecież nikt w istocie nie będzie odpowiedzialny za przygotowanie takich zasad. Warto jeszcze w tym miejscu chyba postulować, by ktoś dokonał oceny przestrzegania zasad konsultacji odbywających się dziś. Paweł Krawczyk kilkakrotnie zwracał uwagę w tym serwisie na problem fikcji OSR, czyli Oceny Skutków Regulacji (znacie to - "ustawa nie powoduje skutków dla budżetu"?)... Problem prowadzenia debaty publicznej jest jednak pierwszym z punktów, które po dzisiejszym spotkaniu zostają na stole.
2. Ewaluacja przyjętego przez rząd, a wzbudzającego emocje internautów, projektu ustawy, w którym mowa m.in. o Rejestrze Stron i Usług Niedozwolonych, ale również o ograniczeniu swobody prowadzenia działalności gospodarczej. Rząd chce, aby strona społeczna przedstawiła mu zebrane uwagi krytyczne. Daje czas do piątku. Strona społeczna odpowiada, że przecież uwagi są w internecie i strona rządowa może je zebrać we własnym zakresie.
3. Przeprowadzenie przeglądu ustawodawstwa. Minister Boni ponoć stwierdził, że należy wstrzymać aktualnie prowadzone prace nad kolejnymi projektami ustaw, które dotyczą internetu (społeczeństwa informacyjnego?). O jakie regulacje chodzi? Chodzi m.in. o rozszerzenie uprawnień policji, regulacje związane z retencją danych, nowele dotyczące prawa autorskiego... Wstrzymanie prac nad tymi projektami jest dziś istotne, ponieważ - jak się wydaje - chyba nikt nie ma nad nimi pełnej kontroli, nie są częścią jakiegoś strategicznego, spójnego planu. Przy okazji dostrzeżono, że strona rządowa jakby ignoruje postulaty i stanowiska zgłaszane w dyskusji na temat Re-use (ponownego wykorzystania informacji z sektora publicznego).
4. Przygotowanie "kodeksu wolności internetowych". Moim zdaniem brzmi enigmatycznie. Mnie się wydawało, że to jest w Konstytucji RP, ale jestem ciekawy dalszego rozwoju wypadków w tym obszarze.
Spotkanie nie przyniosło odpowiedzi na pytanie, kto jest autorem nazwy "Rejestr Stron i Usług Niedozwolonych", chociaż podobno dla wszystkich osób, które brały udział w spotkaniu, stało się jasne, że ten rejestr w prosty sposób nawiązuje do innej instytucji: "Indeksu Ksiąg Zakazanych".
PS
Wczoraj zostałem zaproszony na spotkanie organizowane przez Szefa Kancelarii Prezydenta RP Władysława Stasiaka, które odbędzie się w piątek 29.01.2010 o godzinie 13.00 w Kancelarii Prezydenta RP.
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
uwagi na szybko
ad 1. to przynajmniej 3 mies. wiszace ogloszenie w internecie
ad 2. nie do konca zgadzam sie ze strona spoleczna, uwagi trzeba zebrac i wyslac, zeby nie bylo, ze nikt nic nie powiedzial. jak kilka roznych stron spolecznych wysle te same uwagi, to nic sie nie stanie (licze zwlaszcza na ISOC w tej materii); patrz tez ad 1.
zbieranie uwag
Ja natomiast uważam, że strona społeczna ma 300% racji :-) Jeśli ktoś chciał tworzyć rejestr stron niedozwolonych to chyba nie może powiedzieć, że nie ogarnia tego co w Internecie na temat jego propozycji napisano?
Takie hasło zbierzcie i przedstawicie "na piątek" jest przeniesioną z czasów wydawałoby się dawno minionych socjotechniką manipulacji zebraniami, bo:
- w takim terminie trudno coś zrobić nie mając wyspecjalizowanego zaplecza do takich właśnie prac
- daje to "zatrudnienie" aktywistom, którzy jak będą "zarobieni" to nie będą mieli czasu na jakieś bunty i inne fanaberie
- przy zestawianiu coś zostanie zgubione, coś przekręcone a czyjeś zdanie pominięte; duże prawdopodobieństwo wywołania konfliktów i jałowych sporów, idealna szansa na "dziel i rządź"
- jak już będzie lista to i tak można z niej wybrać to co chce adresat zamęczyć wszystkich długim i mętnym wywodem nie koniecznie na temat i potem oświadczyć, że udzielono odpowiedzi wszystkim;
Re: zbieranie uwag
Moim zdaniem (też Ad.2) nie ma tu znaczenia, kto ma rację w tym kontekście. Jeśli strona rządowa wymaga, aby takie dane zebrać i przedstawić, to trzeba to zrobić po prostu!
Jeśli nie zostanie to zrobione, to strona rządowa automatycznie ma w rękach "argument", że dała taką możliwość, ale strona społeczna nie umiała przedstawić konkretów. Proste. I wygrali.. i nikt nie będzie pytał zwycięzcy jak wygrał.
Jeśli rozmowy w tej sprawie zaczną się od infantylnej przepychanki o to, czyje ego dłuższe.. to wybaczcie, ale moim zdaniem nic z tego nie będzie!
To nam - stronie społecznej - zależy, aby przeprowadzić rezygnację strony rządowej z tego (i podobnych) projektów. A więc nie możemy liczyć na to, że strona rządowa (której zależy na czymś odwrotnym i tego nie kryje) - będzie nam w tym pomagać, czy iść nam na rękę. Słowem - musimy chwilowo schować swoje ego do kieszeni i skorzystać z szansy, jaką nam dano.
Takie są moje 3gr.
Proszę zatem zebrać argumenty
Proszę zatem zebrać argumenty. Rozumiem, że powyższy post jest w istocie deklaracją zebrania tego, co już w wielu dyskusjach się pojawiło, być może dodaniu paru jeszcze nowych. Kiedy i gdzie będę mógł przeczytać taki zbiór?
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
jak juz pisalem...
Index Urlorum Prohibitorum jest czescia wiekszej calosci. Czytajac o braku koordynacji projektow "internetowych legislacji" mam silne wrazenie ze w tym szalenstwie jest metoda. Ad rem:
Ad. 1 - zasady im prostsze tym lepsze. Katalog aktow wymagajacych konsultacji, minimalny okres konsultacji, oficjalny publikator projektów - online, jeden, wspolny dla wszystkich resortow, obowiazek publikowania projektow w EDYTOWALNYM formacie, mozliwosc rejestracji organizacji spolecznych uczestniczacych w procesie konsultacji celem udostepnienia im opcji zglaszania uwag do projektu online.
ad. 2 wlasciwie powinno byc no comments ale... arogancja wladzy i eot)\
ad 3. to dobry pomysl, wypada poprzec, kiedys na spotkaniu przy okazji usude zaproponowalem zrobienie mindmapy procesow legislacyjnych w obszarze telekomunikacja i online - to jedyne wyjscie aby uporzadkowac temat, ale moze w tym szalenstwie...
ad 4. nie wierze... kodeks wolnosci internetowych... telewizyjnych... radiowych... Ale Konstytucje zostawiamy? A moze nastapilo desuetudo kiedy sie odwrocilem? To jest bardzo zly i podstepny tok rozumowania. Chyba ze w pkt 1 wpiszemy - wolnosc od rzadowych planow legislacyjnych. Rozumiem ze przy tworzeniu kodeksu zostanie przyjeta zasada co nie jest dozwolone jest zakazane?
slowo uzupelnienia...
...w kwestii koordynacji projektów i metody tkwiacej w szelnstwie: otoz tworzone obecnie przepisy znajduja sie w znakomitej wiekszosci w domenie prawa administracyjnego. Brak koordynacji (albo mowiac wprost - chaos regulacyjny) w tym obszarze doprowadzi do powstania konfliktow pomiedzy poszczegolnymi ustawami. To bedzie oznaczalo ze konieczna bedzie ich interpretacja (i tu pierwszy pkt dla rzadu...) dokonywana ad hoc przez urzednikow stosujacych te przepisy (tu drugi pkt dla rzadu). Poniewaz bedzie sie to dokonywalo w postepowaniu administracyjnym (mowiac "potocznie") wynikiem nieprecyjnych przepisow intepretowanych na potrzeby knkrentej sprawy przez urzednika bedzie decyzja administracyjna - przewaznie z natychamistowym rygorem wykonalnosci. I tylko najsilniejsi zdecyduja sie na skorzystanie z toku instancji dla udowodnienia ze nie sa wielbladami. Wielu natomiast nie podjemie nawet ryzyka. Taka to chyba metoda...
komentarze
Ad. 1 Nie znam zasad, ale teoretycznie istnieją, bo są czasami stosowane. W czasach, kiedy jeszcze służyłem we władzach naczelnych PTI otrzymywaliśmy od czasu do czasu „coś” -- na ogół na tydzień przed terminem zgłoszenia uwag. Sądzę, że pozalegislacyjne Wiki na stronach rządowych byłoby rozwiązaniem pragmatycznym. NGO w Polsce (i pewnie nie tylko) czasami mają podejście, wyrażające się w tym, że oczekują, iż ich sformułowanie/postulat In extenso staje się częścią ustawy. Założenie dobrej woli u legislatora (inaczej nie warto by było z nim gadać w ogóle) każe samoograniczyć swą role do pozycji doradcy/komentatora. Dopiero w przypadkach, takich, jak ten, w sprawie którego się zebraliśmy, działać bardziej kategorycznie.
Ad. 2 No i trzeba zebrać raz jeszcze do kupy i przedstawić, choćby dlatego, aby zostały zredagowane ze zrozumieniem. Niestety na 38 mln Polaków (część za granicą) tylko Ty Piotrze się do tego nadajesz -- dobra wiadomość: możesz używać sporo cut-paste. W każdym razie widzimy w Tobie naszego Męża Zaufania w znaczeniu najszerszym.
Ad 3. Kto? Departament Społeczeństwa Informacyjnego? Ze słuchania obrad komisji hazardowej wynika, że nie wszystko i nie do wszystkich trafia do konsultacji. Czyli kto koordynuje SO w Polsce?
Ad. 4 Absolutny absurd, podpucha i jawna pułapka. Znaczy się, na logikę, że co nie jest w kodeksie wolności internetowych, wolnością nie jest. A mamy Konstytucję, niespecjalnie zużytą. Wystarczy.
No ubaw po pachy...
No ubaw po pachy... szczególnie z tym "termin do piątku". Rozumiem, że na sali wybuchła salwa kpiącego śmiechu?
Zamiast kodeksu proponuję wpisanie nietykalności internetu przez ustawodawcę do konstytucji - lub, że ew. ustawy wymagają referendum.
pkt 3
Ad. 3.
Wspomniany przez ministra "przegląd ustawodawstwa" musiał by mieć raczej retrospektywny charakter bo kluczowe kwestie ws retencji danych są już częścią porządku prawnego. Proponuję zacząć od Art. 20c ust. 2 Ustawy o Policji, mówiącym o sposobie udostępniania danych telekomunikacyjnych policjantom "posiadającym pisemne upoważnienie" od (cyt.) "Komendanta Głównego Policji lub komendanta wojewódzkiego Policji albo osoby przez nich upoważnionej". Stosując logikę wygląda to tak: komendant wojewódzki upoważnia osobę (osoby? kilka osób, czy jedną?), które to z kolei upoważniają dalszą grupkę policjantów do pozyskiwania rzeczonych danych i to jeszcze "bez udziału pracowników podmiotu prowadzącego działalność telekomunikacyjną"- ust. 2a. Jeśli tak ma to działać (a ufam że nie), wkrótce pobijemy w tej dyscyplinie rekordy brytyjskich śledczych ;)
W jaki sposób przedstawiać te uwagi?
"Rząd chce, aby strona społeczna przedstawiła mu zebrane uwagi krytyczne. Daje czas do piątku."
Czy minister podał adres (np. e-mail), na który przedstawić uwagi? Kto konkretnie ma otrzymać te uwagi?
Bo ja swoje uwagi wysyłałem w miarę prac nad tą ustawą na najróżniejsze adresy w rządzie, ale nie wiem, czy którakolwiek z nich dotarła do właściwych osób.
Mogę wysłać jeszcze raz, ale gdzie?
adresaci konsultacji społecznych
1. Prezes Rady Ministrów Donald TUSK bezpośrednio - zadaniem Kancelarii PRM niech będzie przeadresowanie ;)
2. minister Boni (jest zaangażowany w każdy "kluczowy" projekt)
3. Międzyresortowy Zespół ds. Realizacji Programu Polska Cyfrowa
<= "Najważniejszym narzędziem służącym koordynacji inicjatyw w zakresie społeczeństwa informacyjnego, a także istotnym elementem wdrażania zapisów Strategii Rozwoju Społeczeństwa Informacyjnego (www.mswia.gov.pl/strategia) jest praca Międzyresortowego Zespołu ds. Realizacji Programu Polska Cyfrowa."
polskacyfrowa@mswia.gov.pl
4. posłowie i senatorowie (biura lokalne) czyli obudzić świadomość w przyszłych wykonawcach woli rządu ("maszyny do głosowania"?)
i w tej materii istotne pytanie dotyczące kwestii elementu procesu stanowienia prawa (prawne podstawy konsultacji społecznych?
Twarda postawa
Moim skromnym zdaniem należy walczyć o to aby sytuacja która jest obecnie nie zmieniła się. Nie potrzebujemy, żadnego rejestru stron. Każdy użytkownik we własnym zakresie może zablokować sobie dane strony, a wymyślanie, że to państwo powinno regulować tą kwestie jest śmieszne. Będzie z tego tylko kolejny urząd na który będziemy płacić, a wolność słowa będzie poważnie ograniczona. Według mnie należy żądać tylko i wyłącznie usunięcie wszelkich zapisów dotyczących internetu z tej ustawy. Bez jakichkolwiek ustępstw na rzecz rządu. Nie zapominajmy podstawy Konstytucji. To my jesteśmy narodem, a rząd pracuje dla nas, choć wielu nie zdaje sobie z tego sprawy.
„Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu”. Oznacza to, że według konstytucji to Naród jest suwerenem, a więc – że on sam decyduje o zakresie swoich kompetencji, tzn. o tym, co mu wolno, a czego nie. Ustęp 2 tego artykułu precyzuje sposób, w jaki Naród „sprawuje władzę”, czyli wyraża swoja wolę. Otóż „sprawuje władzę” w sposób dwojaki; albo „przez swoich przedstawicieli”, albo „bezpośrednio”. Z brzmienia tego artykułu wynika, że wprawdzie „przedstawiciele” mogą wykonywać mandat, to znaczy – wykonywać zadania, które – jak im się roi – zlecił im „Naród”, ale w żadnym wypadku nie wynika zeń uprawnienie do ograniczania przez „przedstawicieli” kompetencji suwerena. Taka niemożliwość wynika z samej istoty suwerenności; suweren może ewentualnie ograniczyć się sam, mocą własnej decyzji, ale dopóki jest suwerenem, dopóty nikt inny skutecznie jego kompetencji ograniczać nie może.
pola strony społecznej
biorąc pod uwagę działania strony rządowej (opracowującej projekt
ustawy), w tym sposób tzw konsultacji do tej pory, - odnoszę wrażenie, że są konieczne ze strony "społeczeństwa informatycznego", czyli nas internautów w najszerszym tego słowa znaczeniu,
uderzenia wyprzedzające w sprawie RSUiN (acz nie tylko)tj.:
-zalew pismami, petycjami, wnioskami parlamentarzystów (posłów i senatorów) poprzez ich biura lokalne;
-zalew pismami, petycjami, wnioskami Komisji Sejmowych
w myśl zasady "nie bądź maszyną do głosowania swojego klubu"
-petycje do GIODO, Prezydenta RP, RPO
moim zdaniem, nawet teraz, podczas prac nad projektem ma to sens co do zasady.
Obszerną i bardzo
Obszerną i bardzo precyzyjną odpowiedź na pytanie z punktu pierwszego można znaleźć w Wytycznych Ministerstwa Gospodarki do OSR. Nazwa odnosi się do OSR bo w ujęciu MG konsultacje społeczne są (słusznie) podzbiorem OSR a nie jakimś bliżej niezwiązanym procesem. Innymi słowy, konsultacje są jednym ze źródeł danych wejściowych do OSR.
Fakt, że cały czas mówimy o tym, że "trzeba zdefiniować zasady konsultacji społecznych" i - zwłaszcza - że to samo mówi strona rządowa pół roku po opublikowaniu tego dokumentu świadczy o słabym przepływie informacji wewnątrz samego rządu i chyba niezbyt poważnym traktowaniu inicjatywy reformy regulacji.
Urzędników można zachęcać do zapisywania się na szkolenie orgaznizowane przez MG. Oczywiście, szkolenia same w sobie nic nie zmienią, jeśli niezależnie od wyniku OSR na koniec będzie mógł przyjść dyrektor czy minister i powiedzieć "OSR wyrzućcie do śmieci, ma być tak jak ja mówię".
Dość znamienny jest cytat z w/w artykułu o szkoleniach - Szkolenie uświadomiło mi, że nasze rozwiązania dotyczące OSR są często lepsze od tych stosowanych w innych krajach – podkreślił jeden z uczestników zajęć. Bo skoro mamy tak świetne rozwiązania to dlaczego mamy tak nędznej jakości produkt?
--
Podpis elektroniczny i bezpieczeństwo IT
http://ipsec.pl/
To się nazywa znaleźć
To się nazywa znaleźć mocny argument - Akcja "Roxana". 120 podejrzanych o pornografię dziecięcą. I to na dwa dni przed "społeczną debatą". Cóż za przypadek. Cóż za szczęście.
Pogratulować strategicznego myślenia strategom rządu!
kto pierwszy w kolejce do zablokowania?
Interesujące, jak ci pedofile wymieniali się plikami? Może mailami, albo wrzucając pliki na serwisy typu Rapidshare albo Megaupload?
Przypuśćmy, że ustawa ustanawiająca RSiUN weszła w życie. Czy to, że np. wykryto kilkudziesięciu pedofilów przesyłających pornografię przy pomocy kont na Gmailu upoważnia do uznania Gmaila za "usługę zawierającą treści treści pornograficzne z udziałem małoletniego", a tym samym wskazaną do blokowania? Czy to, że na Rapidshare wykryto kilkadziesiąt plików zawierających pornografię pedofilską upoważnia do uznania Rapidshare za taką usługę? Moim zdaniem coś takiego może grozić. Na pewno w przypadku serwisów typu Rapidshare - jest to dobry pretekst, by uprzykrzyć życie piratom. W przypadku Gmaila chyba się by nie odważono, ale nie wiem, czy w przypadku jakiegoś małego zagranicznego dostawcy usług pocztowych, oferującego szyfrowanie (w rodzaju MailVault.com) tak by nie zrobiono...
akurat takie akcje...
...są organizowane od czasu do czasu, nawet telewizja o nich informuje niekoniecznie łączyłbym jedno z drugim. Wszyscy wiemy, że pornografia dziecięca w sieci istnieje, nikt nie wątpi że trzeba jej rozpowszechnianie zwalczać i to właśnie przez łapanie rozpowszechniających a nie przez filtrowanie kawałków sieci. To już raczej jest argument za tym, że policja znakomicie sobie radzi i bez filtrowania.
chodzi o e-hazard
Tym bardziej wychodzi na to, że cały projekt RSiUN powstał wyłącznie w celu blokowania zagranicznych stron e-hazardowych, a cała reszta tam się dokleiła przez przypadek albo i celowo, żeby znaleźć wieksze poparcie społeczne (no bo w końcu kto odważyłby się wystąpić przeciwko zwalczaniu pornografii dziecięcej?).
Popatrzmy logicznie - czy może się w ogóle zdarzyć jakiś problem ze stronami "pedofilskimi" - w sensie, że policja je namierzy i nie będzie mogła ich zamknąć? Nie, nie tylko spektakularnie się takie serwery zamyka, ale również wszystkich ich użytkowników, zakazane jest bowiem samo posiadanie takich treści, a nie rozpowszechnianie.
Z kolei dziwna wydaje się walka ze stronami "faszystowskimi" oraz "wyłudzającymi informacje" - tutaj zazwyczaj policja ma duży problem z reagowaniem na zgłoszenia osób pokrzywdzonych czy organizacji antyfaszystowskich - zawsze są wielotygodniowe dywagacje czy to aby na pewno jest faszyzm, czy może tylko zamawianie piwa, czy strona coś wyłudza, czy tylko grzecznie prosi o podanie danych, na ogól kończy się to stwierdzeniem, że "nic się nie da zrobić", "nie dało się ustalić", "znikoma szkodliwość" itp. I co, nagle od możliwości BLOKOWANIA takich stron coś miałoby się zmienić?
Uważny czytelnik od razu zrozumie, że to, dla czego w ogóle stworzono taki pomysł, jest sprytnie ukryte na końcu katalogu i dotyczy stron e-hazardowych i ich reklam. Rząd ma ostatnio dużą "jazdę" na zakazanie Polakom bawienia się w ruletę, zakłady wzajemne, obstawianie wyników, grę na automatach itp. itd. - z powodów bliżej mi nieznanych, ale nie są one tutaj istotne. Rząd dobrze też wie, że wprowadzenie zakazu na terytorium RP w żaden sposób nie jest w stanie powstrzymać Polaków przed korzystaniem z takich stron serwowanych przez przedsiębiorców z innych krajów Unii Europejskiej (a nawet spoza UE). Rząd mając do wyboru wprowadzenie KAR za samo uczestniczenie w takich grach, za samo patrzenie na nie, myślenie o nich, za klikanie w linki - albo założenie "filtrów" na Internet - wybrał to drugie. Pierwsze rozwiązanie byłoby jednak przegięciem, jasno wskazywałoby tez na intencje rządu. A "filtr" zawsze da się uzasadnić walką z pedofilami, faszystami (no co, weźmiesz w obronę faszystów i pedofilów? ha?), dobrem dzieci (a dzieci są przyszłością narodu!), dobrem konsumenta (ci wstrętni hakerzy włamują nam się do banków internetowych).
I tak to właśnie wygląda.
autorska jednozdaniowa propozycja ewaluacji RSIUN
Projekt należy jak najszybciej wycofać w całości jako obarczony licznymi błędami, poczynając od konstrukcji punktu 2 ustępu 1 ("adresy elektroniczne pozwalające na identyfikację stron internetowych lub innych usług zawierających treści, które umożliwiają uzyskanie informacji mogących służyć do dokonania[tego i owego] bez [tego i tamtego] przez [to i owo] lub [jeszcze co innego] w celu [takim to a takim]" ) pod które to sformułowanie można podciągnąć dowolną wyszukiwarkę internetową, wszelkie strony dotyczące bezpieczeństwa informatycznego itd., przez godzące w niezawisłość sądów kwalifikowanie treści stron których twórca podlegałby w innym procesie osądowi innego sądu, właściwego z uwagi na miejsce popełnienia przestępstwa, konstrukcję wpisów do RSiUN grożąca naruszeniem tajemnicy postępowania przygotowawczego (jeśli strony zawierają treści przestępne to ich opublikowanie powinno być ścigane z urzędu ale zanim prokuratura cokolwiek zrobi przestępca zostanie ostrzeżony faktem, że do jego strony zablokowano dostęp), a co najmniej niepotrzebnie dublująca pracę prokuratury, aż do kwestii wykonalności prawnej i technicznej: nieznanego bliżej trybu postępowania według "przepisów KPK" w sytuacji gdzie nie ma oskarżonego, obrońcy ani prokuratora a jedynym uczestnikiem postępowania jest sędzia, tworzenia przepisu co najmniej wątpliwego z punktu widzenia zasady swobody świadczenia usług - w końcu jednego z fundamentów UE (Holender będzie mógł Polakowi świadczyć usługi "niecenzurowanego" dostepu do sieci a Polak Polakowi - nie), konstrukcji, której technicznie nie da się wykonać bez zakazu połączeń szyfrowanych (TOR, VPN, proxy) wątpliwej - biorąc pod uwagę konstytucyjny zakaz cenzury prewencyjnej - zasady blokowania adresów (znowu punkt 2), pozwalających na identyfikację stron, które nie same zawierają jakieś "nielegalne informacje" ale "treści które umożliwiają uzyskanie informacji", czy wreszcie na koniec pozostawienie inicjatywy zgłaszania takich stron tylko niektórym służbom (z pominięciem np żandarmerii wojskowej, CBA, prokuratury nie mówiąc już o osobach fizycznych).
Notatka po spotkaniu
Jarosław Lipszyc skończył pisać notatkę z omawianego tu spotkania: Notatka ze spotkania z ministrem Michałem Bonim
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination