Cyfrowe biblioteki - wojna o dostęp do kultury

palenie ksiazek, Belin 1933Ma powstać Europejska Biblioteka Cyfrowa. Informowałem o tym w zeszłym roku. Komisja Europejska właśnie się wypowiedziała i ujawniła plany: "w najbliższych pięciu latach co najmniej sześć milionów książek, dokumentów i innych dzieł kultury europejskiej zostanie udostępnionych wszystkim użytkownikom internetu poprzez Europejską Bibliotekę Cyfrową". To się nie może spodobać komercyjnym graczom, chyba, że uszczkną coś dla siebie...

W komunikacie z 2 marca (European Commission steps up efforts to put Europe’s memory on the Web via a “European Digital Library”; dostępny jest również PDF w języku polskim!) można przeczytać:

Plan Komisji Europejskiej dotyczący wspierania cyfrowego dostępu do europejskiego dziedzictwa kulturowego nabiera rozmachu. W najbliższych pięciu latach co najmniej sześć milionów książek, dokumentów i innych dzieł kultury europejskiej zostanie udostępnionych wszystkim użytkownikom internetu poprzez Europejską Bibliotekę Cyfrową. W celu przyspieszenia działań w zakresie digitalizacji w Europie, Komisja będzie współfinansować tworzenie europejskiej sieci centrów digitalizacji. Przygotowując szereg dokumentów strategicznych Komisja zajmie się także kwestią odpowiednich przepisów w zakresie ochrony praw własności intelektualnej w kontekście bibliotek cyfrowych.

„Dzięki technologiom informatycznym można jednym kliknięciem myszki uzyskać dostęp do wspólnego dziedzictwa kulturowego Europy” – stwierdza Pani Viviane Reding, Komisarz ds. społeczeństwa informacyjnego i mediów. „Komisja Europejska pomoże zrealizować ten projekt poprzez współfinansowanie centrów digitalizacji i przygotowanie odpowiednich przepisów w zakresie ochrony i korzystania z praw własności intelektualnej w bibliotekach cyfrowych. Również państwa członkowskie będą musiały się włączyć przygotowując podstawowe środki dla procesu digitalizacji”. „Jest to bardzo interesująca perspektywa dla europejskich bibliotek i z pełnym zaangażowaniem włączymy się w ten projekt” – dodaje dr Elisabeth Niggemann, dyrektor generalny „Die Deutsche Bibliothek” (niemieckiej biblioteki narodowej) oraz prezes CENL, Konferencji dyrektorów europejskich bibliotek narodowych.

W dniu dzisiejszym Komisja opublikowała ogólne wyniki uruchomionych w internecie w dniu 30 września 2005 r. konsultacji na temat bibliotek cyfrowych (patrz IP/05/1202). 225 odpowiedzi nadeszło od bibliotek, archiwów i muzeów (45%), wydawców i właścicieli praw autorskich (19%) oraz uniwersytetów/ pracowników naukowych (14%). Odpowiedzi ogólnie wskazują na pozytywne przyjęcie z jakim spotkała się inicjatywa i widzą w niej możliwość szerszego udostępnienia i wykorzystania w internecie europejskiego dziedzictwa kulturowego. Pokazują one także, że opinie są podzielone jeśli chodzi o kwestie praw autorskich, w szczególności rozbieżności występują pomiędzy instytucjami kultury a właścicielami praw.

Wyniki konsultacji pomogły Komisji opracować praktyczne zasady działania Europejskiej Biblioteki Cyfrowej, która stanowić będzie łatwo dostępny, wielojęzyczny zbiór zasobów cyfrowych europejskich instytucji kultury. Biblioteka powstanie na bazie infrastruktury TEL, dającej obecnie dostęp do katalogów wielu bibliotek narodowych, a także do licznych zasobów cyfrowych uczestniczących w projekcie bibliotek. TEL – Biblioteka Europejska – powołana została na Konferencji dyrektorów europejskich bibliotek narodowych i na pierwszym etapie działalności otrzymała wsparcie finansowe Wspólnoty Europejskiej.

Do końca 2006 r. Europejska Biblioteka Cyfrowa powinna obejmować w pełni współpracujące biblioteki narodowe w UE. W kolejnych latach współpraca ta zostanie rozszerzona na archiwa i muzea. Do 2008 r. w Europejskiej Bibliotece Cyfrowej dostępnych będzie dwa miliony książek, filmów, fotografii, manuskryptów i innych dzieł. Liczba ta wzrośnie do co najmniej sześciu milionów w roku 2010, ale niewykluczone, że będzie o wiele wyższa, ponieważ wszystkie biblioteki, archiwa i muzea w Europie będą mogły włączyć swoje cyfrowe zasoby do Europejskiej Biblioteki Cyfrowej.

Europejska Biblioteka Cyfrowa jest sztandarowym projektem Komisji w ramach ogólnej strategii rozwoju gospodarki cyfrowej – strategii i2010 (patrz IP/05/643). Zasadnicze elementy tego sztandarowego projektu, który ma na celu wspieranie digitalizacji europejskiego dziedzictwa kulturowego i naukowego i jego dostępności w internecie, zostały określone we wrześniu 2005 r. w dokumencie „i2010: Komunikat w sprawie bibliotek cyfrowych” (patrz IP/05/1202). W listopadzie 2005 r. Rada Ministrów Kultury zatwierdziła stanowisko Komisji w sprawie bibliotek
cyfrowych.

Do połowy 2006 r. Komisja zamierza przedstawić projekt zalecenia mającego na celu usunięcie przy współpracy państw członkowskich i Parlamentu Europejskiego barier ograniczających digitalizację i dostępność w internecie. W drugiej połowie roku Komisja przedstawi także swoją strategię w zakresie bibliotek cyfrowych opierającą się na danych naukowych. Przed końcem roku komunikat Komisji w sprawie treści internetowych obejmie szersze zagadnienia, takie jak zarządzanie prawami własności intelektualnej w erze cyfrowej.

Grupa wysokiej rangi ekspertów ds. Europejskiej Biblioteki Cyfrowej spotka się po raz pierwszy dnia 27 marca 2006 r. Spotkaniu przewodniczyć będzie Pani Komisarz Reding. W spotkaniu wezmą udział główni przedstawiciele sektora i instytucji kultury. Grupa zajmie się takimi kwestiami jak współpraca sektora publicznego i prywatnego w zakresie digitalizacji i praw autorskich.

Można zapoznać się z wynikami niedawnych konsultacji społecznych (PDF) dotyczących powstania Europejskiej biblioteki cyfrowej

Powstał Portal of The European Library. Przeczytaj: The European Digital Library : Frequently Asked Questions

Te ruchy dotyczące przygotowania bibliotek cyfrowych nie dotyczą jedynie Europy. PAP relacjonując komunikat Komisji Europejskiej poinformowała, że "W listopadzie Biblioteka Kongresu USA rozpoczęła kampanię współpracy z innymi bibliotekami narodowymi w celu stworzenia Światowej Biblioteki Cyfrowej. Biblioteka Kongresu stworzy wspólną kolekcję z innymi krajami, dokładając do niej własne zbiory.". Zresztą w samej europie zaczęło się dziać cokolwiek pod wpływem komercyjnych, amerykańskich pomysłów na cyfryzację książek, które rozpoczął Google czy Yahoo! (o tym pisałem nie raz i da się to znaleźć w archiwum)

Jednocześnie trwa batalia o kryminalizację naruszeń praw własności intelektualnej (czego wyrazem są prace nad projektem dyrektywy IPRED2: przeczytaj Co wyłączyć z IPRED2 - mało czasu na odpowiedź, Albo konsument, albo osadzony, czyli europejski projekt IPRED 2; echa tej dyskusji docierają również do Polski: Projekty "własności intelektualnej" i prawo do kopiowania...). Coraz częściej "branża praw autorskich" stara się mówić o rozwiązaniach takich jak DRM i trusted computing (chociaż częściej zadają pytania w stylu: dlaczego nie możemy ze swoimi utworami zrobić tego co nam się podoba?). Chodzi w tym o to, by "zabezpieczyć" utwory w postaci cyfrowej specjalnymi ograniczeniami z jednoczesnym wprowadzeniem silnego prawa zakazującego (penalizującego wręcz) wszystkich działań zmierzających do zdejmowania takich "zabezpieczeń".

Zastanawiając się zatem o co może chodzić Komisji, kiedy pisze (powyżej) o "rozbieżnościach występujących pomiędzy instytucjami kultury a właścicielami praw", warto pamiętać o DRM (czyli Digital rights management). W burzliwej dyskusji na temat DRM, która toczyła się kilka dni temu na liście dyskusyjnej PTI, pisałem m.in. (teraz nastąpi garść cytatów „z samego siebie”:

„Rozmawiałem ostatnio z kimś na temat uwolnienia archiwów telewizji publicznej. Argumentowałem, że te utwory, do których prawa autorskie wygasną (a to nie tylko wszak telewizja - proszę sobie wyobrazić bezpłatną, dostępną bazę artykułów opublikowanych w prasie wcześniej niż 70 lat (z plusem) temu). Rozmówca, który nie lubi komercyjnych stacji telewizyjnych („bo tam nie ma nic wartościowego”) stwierdził, że nie można tego wszystkiego ujawniać, bo taki Solorz, czy Walter będzie mógł to cały czas puszczać, a to przecież zbyt wartościowe, by to im oddawać. Co z tego, że ja mógłbym sobie przeglądać te utwory niezależnie od Solorza czy Waltera z własnego dysku? Co z tego, ze uwolnienie z archiwów niechronionych utworów zasiliłoby „strumień świadomości uczestników życia kultury”, skoro ważniejsze jest, by tego nie dostał komercyjny wydawca? A niechby dostał i puszczał w kółko. Jeśli wyzwoli się z technicznych blokad (chociażby dostępu - przecież nikt mnie nie wpuści do archiwów, bym mógł sobie spokojnie wynieść niechronione przez prawo utwory, nie chronione przez prawo, ale chronione przez zamki i strażników) - każdy będzie mógł je obejrzeć, przetworzyć, stworzyć nową jakość... Jakie jest twoje ostatnie życzenie? Chciałbym, by sąsiadowi krowa padła”.

„A problem w tym, że jakkolwiek autor ma prawo decydować w znacznej mierze o swoim utworze, to np. dziwnie ludzie się oburzają, kiedy na szalę w dyskusji kładę Chopina, który będąc świętością narodowa czerpał wszak z dorobku kultury polskiej. Chodzi tu o to, ze prawo autora (monopol autorski) to nie jest jedyna wartość chroniona przez prawo. W jej opozycji stoi inne z podstawowych praw człowieka - dostęp do dóbr kultury. Chodzi o to, że w chwili obecnej można zaobserwować niebezpieczne wahnięcie wahadła prawotwórczego (wspierane silnym lobbingiem) w stronę ochrony tylko autorow (a tak naprawdę to wydawców, wszak prawo autorskie już dawno temu de facto przestało chronić autorów, ze względu na działania pośredników przejmujących w różny sposób, ale głownie z wykorzystaniem swojej przewagi ekonomicznej nad autorami, autorskich praw majątkowych, a ograniczających możliwość dochodzenia praw osobistych - niezbywalnych wszakże), ale nikt nie pamięta, że te prawa są (i w moim odczuciu powinny być) ograniczone.

Nie lubię tej, poniższej analogii, bo odnosi się do innych kategorii niż "prawa do informacji" - celowo w cudzysłowie, bo teraz znacznie upraszczam (a chodzi o prawa na dobrach niematerialnych): Otóż wielu uznaje własność za "święte" prawo. OK. Prawo własności (w szczególności gruntów - bo o tym teraz, jako o tej nieszczęsnej analogii chciałbym kilka słów powiedzieć) również ma swoje ograniczenia. Nie chodzi jedynie o możliwość wywłaszczenia w przypadkach, kiedy mówi o tym ustawa. Chodzi m.in. również o np. służebności gruntowe. Co z tego, że ktoś realizując swoje prawo własności ogrodzi swój grunt drutem kolczastym, skoro ja nie będę mógł przejść do swojej działki, która znajduje się za tą ogrodzoną? Otóż na tą okoliczność społeczeństwo wymyśliło instytucję drogi koniecznej... Proszę też przypomnieć sobie niedawną dyskusję dotyczącą realizacji prawa właścicieli i zakazywania przez nich zjeżdżania po ich polach w zimie przez narciarzy. Jednak są teraz tendencje, by ograniczać te prawa. Słyszałem jak wielu bardzo nieuprzejmie wyrażało się o gospodarzach Gubałówki, którzy w tym roku zakazali używania swoich stoków. A jeszcze przypomnę dom po papieżu. Niby prawo własności - tak wiec aktualny właściciel może go sprzedać za ile chce i komu chce, a jak wiele osób uważa, że osoba, która chce za niego milion dolarów dokonuje jakiegoś świętokradztwa... Aby jasno określić swoje zdanie w tym ostatnim przypadku - uważam, że może sprzedać komu chce i za ile chce - przykład miał jedynie uzmysłowić, iż istnieją różne poglądy na te kwestie.

Jak mówiłem - nie lubię analogii pomiędzy „własnością” i „własnością intelektualna”. Te dwie kategorie praw łączy jedynie niefortunnie dobrane w tym drugim przypadku określenie. Własność intelektualna to żadna własność (która dotyczy tylko i wyłącznie rzeczy, a wiec czegoś co można - mówiąc w przenośni - popukać, lub pogłaskać)”.

„Jeśli zostaną zrealizowane pomysły, które próbuje się realizować przez tworzone właśnie prawo - twórcy nie będą mogli publikować tak swobodnie swoich własnych utworów na swoich własnych stronach internetowych, a użytkownicy nie będą mogli tak, bez problemu, się z nimi zapoznać. System peracyjny dużego i popularnego, chociaż z nazwy miękkiego i niewielkiego dostawcy nie pozwoli na to, by ktoś odsłuchał, obejrzał, uruchomił czy choćby pobrał coś, co twórcom tego systemu nie będzie się podobało (znaczy - nie będzie opatrzone stosownymi zabezpieczeniami chroniącymi "przyjaciół" tego dostawcy systemu)”.

„Przecież można zmienić system operacyjny na taki, który nie ma wykorzystuje systemu DRM! Ale... Zmieniając system operacyjny warto pomyśleć jeszcze o wybudowaniu sobie jakiejś malej fabryki sprzętu (hardware), bo niestety "inne" systemy operacyjne nie będą chodziły na sprzęcie dostarczanym przez przyjaciół producenta najbardziej "popularnego" systemu”.

I jeszcze o wydłużaniu sie czasu ochrony praw autorskich, gdy ktoś wspomniał, że wygasają one po 50 latach:

„Silne tendencje wskazują na chęć rozszerzania tego "czasowego monopolu autorskiego" z 70 lat (nie 50 – już przedłużyli przecież) do 95 (w USA się zastanawiają dlaczego skoro u nich jest już 95, to w Europie wciąż tylko 70?). Te 70 lat to oczywiście pewnego rodzaj manipulacja, bo sprawa jest bardziej skomplikowana. Warto sprawdzić brzmienie art. 36 polskiej ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych”

Z zastrzeżeniem wyjątków przewidzianych w ustawie, autorskie prawa majątkowe gasną z upływem lat siedemdziesięciu:

1) od śmierci twórcy, a do utworów współautorskich - od śmierci
współtwórcy, który przeżył pozostałych,

2) w odniesieniu do utworu, którego twórca nie jest znany - od daty pierwszego rozpowszechnienia, chyba że pseudonim nie pozostawia wątpliwości co do tożsamości autora lub jeżeli autor ujawnił swoją tożsamość,

3) w odniesieniu do utworu, do którego autorskie prawa majątkowe przysługują z mocy ustawy innej osobie niż twórca - od daty rozpowszechnienia utworu, a gdy utwór nie został rozpowszechniony – od daty jego ustalenia,

4) w odniesieniu do utworu audiowizualnego - od śmierci najpóźniej zmarłej z wymienionych osób: głównego reżysera, autora scenariusza, autora dialogów, kompozytora muzyki skomponowanej do utworu audiowizualnego.

"Zacytowałem art. 36, w którym znajduje się "algorytm" (chociaż niepełny) ustalania czasu trwania praw autorskich majątkowych. Na tym przykładzie widać idealnie spór, którego jesteśmy świadkami. Ci właśnie "wydawcy cudzych utworów" byliby szczęśliwi, gdyby prawo nazwane "autorskim", zupełnie autorów nie chroniło. Przykład opisało BBC.

Był "boom" na wydawanie w latach sześćdziesiątych muzyki popularnej... Prawa autorskie wydawcy pierwszego albumu zespołu the Beatles wygasną w 2013 roku. Jednak prawa autorskie majątkowe przysługujące twórcom - czyli samemu zespołowi - wygasną dopiero na długo po śmierci ostatniego (oby żył jak najdłużej i w dobrym zdrowiu, ale życzę mu tego nie dlatego, że chciałbym, by ich utwory były jak najdłużej chronione, tylko z ludzkiej życzliwości).

Przykłady można by mnożyć. Wydanie symfonii Beethovena i "natarcie uszu" BBC za rozpowszechnienie bezpłatne tak nagranych utworów to tylko jeden z nich. Jak oni śmieli wydać coś i nie brać za to pieniędzy? Przecież inni z tego żyją, że wydają utwory takiego Beethovena, Bacha, czy wielu innych, których prawa autorskie nie są już chronione.

Stad pomysły na tworzenie nowych praw wyłącznych - w szczególności głośno się w UE mówi o nowej kategorii praw własności intelektualnej – o prawach wydawniczych (a ściślej - nadawczych: television broadcasters, webcasters). To pokazuje dobitniej, ze autor w tym calym biznesie się nie liczy (i jego twórczy wkład, tak chętnie chroniony semantycznie przez lobbystow). Dalej zaś idą jeszcze te nieszczęsne "techniczne zabezpieczenia" takie jak DRM, a w przypadku tych nowych praw wyłącznych, czyli w przyszłości (gdy WIPO wylansuje nowy traktat) - różnych "znaków wodnych" i wynalazków mających zwalczać "analogową dziurę" - takich jak broadcast flag.

Wydawcy (pośrednicy) i twórcy nie staja w jednym szeregu - nie maja tych samych interesów, chociaż lobbujący wydawcy (agregatorzy czy inni pośrednicy właśnie) tak chętnie mówią o prawach twórców - to w moim odczuciu jedynie celowa manipulacja i w pewnym sensie obłuda. Zresztą na poziomie semantyki: dlaczego prawa autora maja chronić jego ekonomiczny interes, skoro sam autor już nie żyje? Tak. Wiem co to dziedziczenie, ale przecież ci, co dziedziczą nie włożyli żadnego twórczego wkładu intelektualnego...

I zawsze przy okazji takich rozważań zadaje pytanie – jak cicho mam śpiewać dziecku kołysankę (nie, nie mam dzieci jeszcze, ale mam bratanka), by nie musieć zapłacić komuś tantiem? Jak człowiek, który przez lata ewolucji wykształcił sobie zmysły będzie w przyszłości mógł przejść przez miasto (a choćby i wieś, lub pole) by nie musieć płacić za korzystanie z praw intelektualnej "własności" autorom architektury, reklam, jazgotu miasta (utwór zbiorowy stojących w korkach, a jeśli ktoś wymyśli jak na tym zarobić, to chętnie się pewnie do tego źródełka podepną producenci samochodów, bo to przecież ich silniki tak ładnie tworzą "wartość dodana" tego szarego miasta), architektom zieleni czy stylistom innego pejzażu..."

W innym zaś wątku:

"...To po prostu początek rewolucji, o której z takim namaszczeniem mowa w zapowiadających ją dokumentach przeróżnych urzędów (w strategiach, planach, etc.). Z rewolucjami jest tak, że nie da się ich zadekretować urzędowo. To dopiero początek. Na razie możemy obserwować pewien proces podobny (chociaż w wielu aspektach jakże inny) do tego, który poprzedzał rewolucję przemysłową, a który znany jest pod nazwą "grodzenia gruntów wspólnych". Tyle, że nie o grunatach mówimy a o informacjach (i też nie o nich, a o dostępie do nich). Nie mówimy o żywopłotach i wypasaniu owiec, a o barierach prawnych i takich jak "mechanizmach" jak DRM i trusted computing zakładanych na narzędzia do przetwarzania "dóbr" niematerialnych.

Ktoś może powiedzieć - rewolucja przemysłowa była dobra, bo zwiększyła wydajność produkcji. Nadwyżki ludności przeszły do miast i wzbogacali się przedsiębiorczy ludzie (wolni chłopi i nowa szlachta). A jeśli dobra była rewolucja przemysłowa, to i ta nowa rewolucja - przez wielu nazywana rewolucją informacyjną - też jest dobra. A zatem pozwólmy na to ogrodzenie - stworzy się nowa jakość, skoncentruje się kapitał. Zwiększy się potencjał. Nie ma przed czym się bronić.

Teraz grodzi się jednak coś innego niż grunty - teraz grodzi się dostęp do informacji (ale gdy już wyciekną, to jest kłopot; taki np. jak z listą z IPN, kiedy wszyscy dziś dziwnie oglądają swoje paznokcie i pogwizdują cicho jakby tej listy w ogóle nie było – niby są ustawy: ochrona danych osobowych, ochrona baz danych, prawo autorskie, ustawa o IPN, chronione są dobra osobiste, tj. dobre imię, nazwisko, cześć, jakieś tajemnice...).

To, jaki finał będzie miała rozpoczęta teraz historia, zależy jednak od każdego z nas (brzmi jak odezwa rewolucyjna, ale żaden ze mnie rewolucjonista (raczej analityk ;)). Nie każdy ma grunty, ale każdy - jako człowiek - jest przystosowany przez lata ewolucji (bez "r") do przyswajania i przetwarzania informacji (słuch, węch, głos, dotyk, wzrok – jest pięć?). Nie każdy jest rolnikiem czy przemysłowcem, ale komunikowanie się jest właściwością każdego człowieka.

Może się zrealizować wariant Robocopa - jedna korporacja "zapewniająca" zaspokojenie wszystkich potrzeb społeczności i prywatna policja chroniąca jej interesów (i bezpieczeństwa publicznego, bo to w tym modelu tożsame; Robockop to ten film o policjancie, który został zintegrowany z robotem). Może się zrealizować wariant Raportu mniejszości (i powstanie policja myśli z Tomem Cruisem w roli głównej, w reżyserii Stevena Spielberga). Może jak w „Pieprzonym losie kataryniarza” autorstwa Rafała Ziemkiewicza da się z tego wszystkiego „wyczesać” jakieś makro trendy. Wiele jest możliwości (zresztą ja tu o fantastyce piszę, a tam w jakimś laboratorium już przeprowadzono udaną teleportację qubitów).

Wizji jest wiele. Jedną z nich przedstawia filmik o EPIC (czyli Evolving Personalized Information Construct - jeśli ktoś nie wiedział, to polecam Państwa uwadze; tak, to ta wizja, w której w 2014 roku włada światem Google sprzymierzone z Amazon.com czyli Googlezon – filmie na licencji creative commons).

Teraz pojawiają się blogi. Piewcy nowych mediów bardzo się cieszą z faktu, że blogi i blogosfera powstaje i widzą w niej siłę, która będzie w stanie wziąć ster władzy w swoje ręce. Ludzie mają dostęp do sieci (jeszcze mogą mówić i pisać rożne rzeczy, a że im się nudzi, to i faktycznie piszą co im „ślina na język przyniesie” niezważając na świętości, zakazy i inne tego typu sprawy). Jak pisze Edwin Bendyk w Antymatrixie - pojawiają się takie zjawiska jak to w Korei, gdzie społeczność internetowych graczy wybrała premiera kraju. Kto będzie potrafił "rozbujać" tą społeczność, która teraz (być może) pogrążona jest w marazmie, ogólnej bezsile i niechęci do życia publicznego - ten będzie potrafił może coś zmienić (nie ważne, jak zagłosują, ważne żeby chodzili na wybory, a nie pozwalali wybierać innym za siebie, niech nie pozwalają dzielić innym pieniędzy, a sami przekażą 1% swojego podatku dochodowego wybranej przez siebie organizacji pożytku publicznego, która realizuje popierany przez nich program; to się nazywa społeczeństwo obywatelskie).

Takie usieciowione społeczeństwo wolnomyślicieli daje też spore pole do demagogii i manipulacji informacjami. A koncerny mają coraz trudniej. Ze względu na model demokracji pośredniej mogą jeszcze wpływać na przyjmowanie takich regulacje, które są korzystne dla mniejszości (w sensie liczebności osób czerpiących zyski z danego rozwiązani), ale za to bogatej (zawsze tak było, wiec czemu się tu dziwić). Internet daje szanse stworzenia demokracji bezpośredniej na niespotykaną do tej pory skalę. Ale też pojawiają się głosy, że warto może zrobić elektroniczne głosowania - a więc istnieje potencjalne zagrożenie, że ktoś położy łapę na czarnej skrzynce, z której dowolnie będzie można na zamówienie wyjmować reprezentacje społeczną.

Okazuje się, że pojawiają się już teraz działające mechanizmy takie jak DRM - co może skutecznie ograniczyć (ogrodzić) możliwość tworzenia się większej grupy niekontrolowanych przez nikogo przedstawicieli szumnie nazwanej "opinii publicznej"... (...)

Konkluzja jest taka. To dopiero przygotowanie do rewolucji informacyjnej. Jeśli historia się powtarza – warto studiować historię. Jeśli zatem wróżyć o przyszłości z przeszłości - najpierw totalne ogrodzenie i ograniczenie, potem dłuższą chwile ucisk. A potem, gdy ten ucisk osłabnie, ktoś postanowi zburzyć Bastylie. A rewolucja - jak wiadomo - lubi zjadać własne dzieci. Tak więc jeśli chodzi o mnie, to wciąż zastanawiam się czyby się może jakoś nie przebranżowić i nie zacząć po odpustach sprzedawać rzeźbione figurki świętych :) Byle dalej od cyfrowej ery :) Ale bywają też "bezkrwawe rewolucje". Może więc warto się nad tym zastanowić?

(...) XVIII wieczny Enclosure - to jest właśnie analogia, której brakuje przy analizowaniu i omawianiu zjawiska DRM"

A to przecież nie jest jeszcze całościowe ujęcie tematu. Jeszcze jest koncepcja trusted computing (i jej . DRM - dyskusja trwa. Tym będzie gorętsza, im bliżej przeróżne „biblioteki internetowe” będą gotowe do udostępniania swoich zasobów szerokiej rzeszy czytelników. Pytanie tylko czy udostępnią te zasoby nieodpłatnie?

„Trzeba chyba dodać jeszcze, że postulat penalizacji "zdejmowania zabezpieczeń informatycznych" (chociaż w dyskusji legislacyjnej mowa jest o "skutecznych technicznych środkach zabezpieczeń" – jeśli "technicznych", to nie "informatycznych", na co zwracałem uwagę na łamach Rzepy) jest równie dobry jak postulat wprowadzenia penalizacji (czyli karania) rozwiązywania krzyżówek i innych łamigłówek związanych z algorytmami i sformalizowaną logiką...”

Na obrazku - palenie książek w Berlinie, w roku 1933.

Od razu szybko dopisuje: nie jestem przeciwnikiem prawa autorskiego (wkurzyłbym się, gdyby ktoś bez mojej zgody zaczął wykorzystywać efekty mojej twórczej pracy). Zwracam jedynie uwagę na to, że konieczne jest zachowanie pewnej równowagi.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Zmysły.

ppb's picture

VaGla napisał:
> (słuch, węch, głos, dotyk, wzrok – jest pięć?)

No jest pięć, ale jednego brakuje. Bo nie głos, a smak. ;-)

Zagalopowałem się

VaGla's picture

Rzeczywiście się zagalopowałem. No ale głos tak fajnie mi pasował do udowodnienia tezy o przystosowaniu się człowieka przez lata ewolucji do wymiany informacji, że popłynąłem z tymi zmysłami :) Dziękuje za zwrócenie uwagi. Nie będę tego już poprawiał, niech tu przypomina mi o konieczności precyzyjnego myślenia nad tekstem ;)
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

śpiewanie w spożywczym

VaGla's picture

Jest tu to pytanie: jak cicho mam śpiewać kołysankę, by nie musieć zapłacić komuś tantiem? BBC publikuje tekst Apology for singing shop worker. 56-letnia sprzedawczyni z Clackmannanshire dostała przeprosiny w związku z tym, że organizacja Performing Right Society chciała doprowadzić do ukarania jej karą w wysokości tysiąca funtów. Sprzedawczyni śpiewała w sklepie. Po nagłośnieniu tej sprawy PRS wycofała się jednak ze swoich pomysłów i przeprosiła kobietę za zamieszanie.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>