Albo konsument, albo osadzony, czyli europejski projekt IPRED 2

W Unii toczy się debata dotycząca zakresu ochrony własności intelektualnej. Kij ma dwa końce, a medal dwie strony. Mamy już jedną dyrektywę europejską (2004/48/WE), teraz postanowiono dalej rozszerzać zakres ochrony własności intelektualnej i wprowadzić przepisy kryminalizujące niektóre działania przeciwko niej... Nadchodzi IPRED 2.

Nie tak dawno w Wielkiej Brytanii uruchomiono konsultacje na temat tego, jak w tym kraju zaimplementować postanowienia pierwszej z tych dyrektyw. W dyskusji sygnalizuje się wiele niebezpieczeństw. Wiadomo: dyrektywa to nie konkretne rozwiązanie. To ramy, które państwa członkowskie wypełniają treścią.

Jeszcze nie uporaliśmy się z jedną, już mamy propozycję drugiej dyrektywy: proposals for a directive and for a framework decision to combat infringements of intellectual property rights. IPRED w nagłówku tego newsa to skrót od Intellectual Property Rights Enforcement Directive.

W Wielkiej Brytanii naruszenie prawa do znaków towarowych na dużą skalę było uznane za działanie przestępcze. Naruszenie patentu zaś mogło powodować roszczenia cywilnoprawne. Zgodnie z nowymi propozycjami - Wielka Brytania będzie musiała wprowadzić przepisy penalizujące naruszenie praw patentowych.

Nie tylko w powyżej wskazanym kraju rodzi się pytanie o wpływ wprowadzania praw monopolowych na pewnego rodzaju informacje (do systemu ochrony "własności intelektualnej" wchodzą już obecnie regulacje chroniące prawa do znaków towarowych, prawa patentowe, prawa autorskie i pokrewne, ochronę sui generis baz danych, a nawet tajemnice czy know how). Tak czy inaczej - do jednego worka "własności intelektualnej" wkłada się historycznie różnie powstające "kategorie" uprawnień. Stwarza to pozory, iż w gruncie rzeczy chodzi to samo...

O ile argumenty za rozszerzaniem praw "własności intelektualnej" są dla większości obserwatorów debaty jasne (używasz i nie płacisz = kradniesz), warto przyjrzeć się argumentom przeciwnej strony.

Wedle krytyków nowych rozwiązań forsowanych głównie przez lobby składające się z korporacji "żyjących z informacji" (muzyka, filmy, programy komputerowe, etc..): kryminalizacja naruszeń praw patentowych zniszczy wolną konkurencję, spowoduje to zwiększenie cen "informacji" i spowoduje pogorszenie się pozycji konsumentów. Oceniając to na gruncie obecnej praktyki można pokazać ten mechanizm na poniższym przykładzie - firma, której prawa do podstawowego patentu wygasły mają problem z firmami, które dysponują patentami na unowocześnienia patentu podstawowego. W ten sposób firmy muszą się dogadywać (z korzyścią dla konsumentów). Wprowadzenie kryminalizacji pewnych działań doprowadzi do naruszenia równowagi w tej sferze, gdyż firma dysponująca patentem będzie wytaczać ciężkie działa karne przeciwko tym wszystkim, którzy chcieliby usprawnić "jej" wynalazek. Nie będzie też żadnego powodu, by zwiększać innowacyjność. A skoro ma się już pewne prawa przeforsowane przez prawodawstwo unijne, dlaczego nie zwiększyć okresów ochronnych na te prawa (podobnie jak Disney skutecznie lobbował za przedłużeniem okresu ochronnego dla autorskich praw majątkowych w USA, by dłużej czerpać przychody z Myszki Mickey - warto przeszukać Sieć używając słów Mickey Mouse Bill )?

Wiele spraw patentowych nie trafia do sądu, przed którym można się powołać na to, że dane rozwiązanie opatentowane przez daną firmę wcale nie jest wynalazkiem, gdyż w chwili składania wniosku patentowego dane rozwiązanie było już znane (prior art). Wystarczy jednak wprowadzić kryminalizację (np. przepis, który zacząłby się od słów: kto narusza prawa z patentu... podlega karze pozbawienia wolności do lat...) i nagle konstrukcje cywilnoprawne przestaną mieć znaczenie. Zacznie działać prawo karne (czy trzeba wyjaśniać różnice?). Na marginesie można powiedzieć, że niektóre grupy interesów w Europie lobbują za kryminalizacją naruszeń praw własności intelektualnej, ale w USA ich działania lobbingowe skupione są na zmniejszenie odpowiedzialności cywilnoprawnej za takie same naruszenia).

Gdy wprowadzi się już kryminalizację pewnych działań nie trudno wyobrazić sobie, w jaki sposób rodzić się będzie nieformalna cenzura - oto operatorzy będą blokować dostęp do pewnych treści (o ile nie będzie pewne, że nie naruszają one czyichś praw "własności intelektualnej"). Będą filtrować ruch internetowy (dlaczego moja poczta nie doszła do adresata?). Oczywiście przez te sita nie przejdzie wiele informacji uprawnionych, ale lepiej dmuchać na zimne, niż ponosić odpowiedzialność karną.

Wreszcie pojawi się tendencja do atakowania na gruncie prawa karnego rozwiązań, za którymi nie stoi jakaś konkretna firma, a są rozwijane przez nieformalne społeczności (dlaczego nie wsadzać do paki gości od wolnego oprogramowania?). Można też wsadzić tych wszystkich, którzy na gruncie prawa cywilnego maja prawo do sprawdzania sposobu działania programów (reverse engineer) np. w celu dostosowania do nich innych aplikacji.

Idzmy dalej. Biblioteki, wyższe uczelnie, dozwolony użytek prywatny, e-government i dostęp do informacji publicznej (przecież informacja w sprawach publicznych może być przedmiotem prawa autorskiego innego podmiotu niż podmiot publiczny i na tej właśnie zasadzie NSA uznał, że nie da się wykorzystać ustawy o dostępie do informacji publicznej w celu zapoznania się ze specyfikacją Płatnika)...

Na zakończenie podzielę się refleksjami z pewnej nieformalnej dyskusji toczonej przy kawie: kiedy nastąpi rewolucja informacyjna? Wskazówek może warto poszukać a genezie Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Być może zrodzi się bunt przeciwko nieposkromionej własności informacji (skupionej w ręku niewielkiej grupy podmiotów, wydzielających innym małe cząstki tego, co wcześniej zawłaszczono – czy sposób rozpalania ognia dla Neandertalczyków nie był swoistym know how, a więc na gruncie obecnego rozwoju cywilizacyjnego – własnością intelektualną?). Przyczynkiem do takiej rewolucji może być konstatacja, że na półce meblościanki leżą nośniki, na których owszem - jest muzyka, ale tak naprawdę zapisano tam prawo do odsłuchania danego kawałka tylko 6 razy.

Warto pamiętać, że tradycyjna własność ma swoje granice, a zarówno niewolnictwo jak i feudalizm opierały się na koncepcji zbliżonych (słyszę już głosy oburzenia)...

A już zupełnie na zakończenie pewna ciekawostka: w odpowiedzi na pytania Internet Society Poland zadane politykom w czasie walki wyborczej partia SLD odpowiedział: "tak, jesteśmy za rozszerzaniem własności intelektualnej". Zastanawiające, prawda?

Zobacz co ma do powiedzienia Free Software Fundation na temat IPRED 2. Przeczytaj również: Intelektualne piractwo... Dlaczego nie intelektualny terroryzm?

Acha: żaden tam ze mnie rewolucjonista.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

3 grosze...

ksiewi's picture

Pozwole sobie dorzucic do tych spostrzeżeń dwa inne - luźno z tematem związane.

Po pierwsze, ze trzy tygodnie temu natrafiłem na informację, że we Włoszech wprowadzono kary za nabywanie podrobionych towarów. I tak ukarano dwóch Polaków, którzy u ulicznego sklepikarza kupowali zegarki. (http://biznes.interia.pl/news?inf=664010) Czytam tego newsa już kolejny raz i nadal nie wierzę...

Po drugie, prowadzona jest właśnie taka kampania reklamowa "czy ufasz anonimom?", promująca znane marki (znaki towarowe). Połowa plakatu zajęta jest przez produkt "no name" (tenże anonim), a druga przez produkt markowy. Kampania w moim odczuciu bardzo cenna, tak samo wysoko oceniam przydatność prawa znaków towarowych. Nie należy jednak zapominać co tak naprawdę decyduje o jakości, o czym poetycko przypomniał jakiś wlepkarz, naklejając na jeden taki plakat cytat: "Róża inaczej zwana tak samo by pachniała..."

Intelektualna własność zmusza do intelektualnego wysiłku!

To napisał Shakespeare (c)

VaGla's picture

Róża nazwana innym imieniem pachniałaby równie pięknie - to z Shakespeare'a (Romeo i Julia w przekładzie Józefa Paszkowskiego):

Ramieniem, twarzą, zgoła jakąkolwiek
Częścią człowieka? O! weź inną nazwę!
Czymże jest nazwa? To, co zowiem różą,
Pod inną nazwą równie by pachniało;
Tak i Romeo bez nazwy Romea
Przecieżby całą swą wartość zatrzymał.

A dziś przeglądałem sobie IDG i tam tekst o Trusted Computing Group, i dyskretnym cenzorze w komórce. Poniżej tego artykułu, w którym m.in. napisano (sic!): "producent komputera jest w stanie zdecydować, że na jego maszynie uruchamiane być powinny wyłącznie aplikacje open source, a cała reszta (Windows, Microsoft Office) zostanie zablokowana jako "niedopuszczona"", pewien komentator podał link do strony z animacjami przedstawiającymi koncepcję trusted computing... Bardzo interesujące.

Tymczasem mamy wyrok Sądu Najwyższgo w sprawie odtwarzania muzyki w sklepach. Rzeczpospolita: "Jeśli w sklepie czy kawiarni gra radio, właściciel musi płacić za nadawanie utworów albo udowodnić, że nie przysparza mu to korzyści majątkowych". Omawiając wczorajszy wyrok (sygn. I CK 164/05) sędzia Marian Kocon stwierdził: "Zasadą jest, że bez zgody twórcy nie wolno korzystać z utworów chronionych prawem autorskim. Art. 24 ust. 2 określa jeden z wyjątków od tej zasady. Dlatego ciężar dowodu, że nie ma z tego materialnych profitów, obciąża korzystającego z cudzych praw". Przy okazji tej sprawy okazało się, że zdaniem sądu jest uzasadnione domniemanie, iż "jeśli pracownicy ZAiKS słyszeli w sklepach Bata utwory muzyczne, to musiały to być utwory chronione prawami autorskimi, którymi ta organizacja zarządza". Dlaczego? Organizacja ta zajmuje się ochroną praw autorskich do 95 proc utworów muzycznych i słownomuzycznych w Polsce...

Do wcześniejszej sprawy dodać chcę tylko, że w poszukiwaniu tekstu Romea i Juli przeleciałem się po internecie i Sieć wskazała mi drogę do Polskiej Biblioteki Internetowej, gdzie zrobiono wszystko, bym nie mógł podlinkować danego tekstu z innej strony (na "stronie" z wynikami adres jest ukryty, a linki generowane są za pomocą skryptów, tak, by tylko aby nikt nie podejrzał gdzie i co się znajduje, bo być może mógłby to potem jakoś edukacyjnie (edu.pl) wykorzystać!) Nie mogąc praktycznie skorzystać z oficjalnego i wspieranego przez rząd zasobu musiałem udać się pod inne adresy (różne sciagi i inne), gdzie ktoś umieścił tekst Romea i Julii, ale też podzielony na fragmenty, co powoduje iż nie da się go przeszukiwać pełnotekstowo... Znalazłem jednak tekst w jednym pliku, który dało się przeszukać. Kiedyś to będzie niemożliwe, gdyż dawno po wygaśnięciu autorskich praw majątkowych pozostanie tekst zabezpieczony technicznie. A zdjęcie takiego zabezpieczenia będzie karane pozbawieniem wolności.

Zaraz. Napisałem "po wygaśnięciu autorskich praw majątkowych"? A właściewie dlaczego one mają kiedykolwiek wygasnąć?
--
[VaGla] Vigilent Android Generated for Logical Assasination

Jaka przyszlość "własności intelektualnej"?

Napisałem "po wygaśnięciu autorskich praw majątkowych"? A właściewie dlaczego one mają kiedykolwiek wygasnąć?

Konstytucja Europejska
Artykuł II-77
Prawo do własności
1. Każda osoba ma prawo do władania, używania, rozporządzania i przekazania w drodze spadku mienia nabytego zgodnie z prawem. Nikt nie może być pozbawiony swojej własności, chyba że w interesie publicznym, w przypadkach i na warunkach przewidzianych w ustawie, za uczciwym odszkodowaniem za jej utratę wypłaconym we właściwym terminie. Korzystanie z mienia może podlegać regulacji ustawowej, w zakresie w jakim jest to konieczne ze względu na interes ogólny.
2. Własność intelektualna podlega ochronie.

Te zapisy nie pozostawiają złudzeń.

Własność intelektualna

Własność intelektualna jest potrzebna, a korzystanie w tym wypadku z porównania do własności rzeczy jest jak najbardziej uprawnione, choć oczywiście jest to uproszczenie. Najistotniejszym podobieństwem pomiędzy własnością w wąskim cywilistycznym rozumieniu a własnością intelektualną jest ścisła łączność pomiędzy tymi instutucjami a odpowiedzialnością. Jeżeli rzeczy są wspólne, to są niczyje i nikt o nie nie dba (pamiętamy z poprzedniego systemu). Jeżeli technologia, marka towaru lub inne dobro niematerialne są chronione słabo, to nikomu nie opłaca się w nie inwestować, po to aby na przykład stworzyć z projektu produkt, albo aby utrzymać stałą jakość danego produktu.

Z tego powodu uważam, że porównanie do niewolnictwa jest zupełnie nieuprawnione, już bardziej uprawnione jest porównywania osób próbujących rozmontować system ochrony własności intelektualnej do komunistów.

No a piękno zapachu róży nie zależy od jej nazwy. Zależy od jakości pracy ogrodnika. Jeżeli ogrodnik ma wyrobioną u odbiorców markę to zrobi wszystko, aby tę renomę utrzymać. Ochrona znaków towarowych to jest narzędzie ochrony konsumenta i dlatego ta kampania ma sens.

To oczywiście nie znaczy, że wszystkie rozwiązania w prawie własności przemysłowej są dobre legislacyjnie i przydatne. Ale frontalny atak na własność przemysłową zrobi więcej złego niż dobrego.

są jednak różnice...

VaGla's picture

Rzeczy są dobrami wyczerpywalnymi i materialnymi. Informacja przechowywana na dowolnym nośniku (choćby i niematerialnym, do kresu galaktyki zdaje się dolatują na falach nieistniejącego wszak eteru wczesne audycje telewizyjne i radiowe) da się łatwo kopiować; koszt wyprodukowania drugiej kopii jest marginalny - najwięcej trzeba się napracować by stworzyć utwór pierwotny (z którego następnie się kopiuje). Oczywiście nie twierdzę, że informacja nie jest wartościowa. Jest. Gdyby nie była, to przecież nie tylko prawnicy (którzy wszak żyją z posiadania, przetwarzania czy w inny sposób przekazywania informacji) nie mieliby z czego żyć (to nie przytyk, to uwaga mająca na celu wskazanie jedynie, że prawnicy żyją z przetwarzania informacji). Wreszcie: weźmy takiego człowieka. Ma zmysły - słuch, węch, dotyk, wzrok. Jeśli "własność intelektualna" będzie się rozwijała tak dynamicznie jak ma to miejsce obecnie - by nie naruszać czyichś praw będzie musiał iść przez miasto z wyłączonymi zmysłami... Przyznasz, że powszechnie znana tajemnica (tajemnice są już objęte własnością intelektualną na podstawie TRIPS) przestaje być tajemnicą. Utwór rozpowszechniony nie da się schować do pudełka tak, by przywrócić stan sprzed jego rozpowszechnienia. Cóż. Nie jestem rzecznikiem frontalnego ataku na własność przemysłową. Jestem raczej rzecznikiem zachowania zdrowych proporcji, równowagi. Nie podoba mi się nazywanie ludzi złodziejami w reklamówkach telewizyjnych. Rozumiem, że to działania lobbingowe. Myślenie życzeniowe. Jeśli kupi się reklamy i ludzie je zobaczą - w ich świadomości ugruntuje się pewnego rodzaju postawa. Ja to rozumiem. To działanie w ramach demokratycznego systemu. Dlatego nie zdziwiłbym się gdyby strona przeciwna wykupiła swoje reklamówki i nazwała adwersarzy mafią, albo terrorystami. Każdy głosi swoje racje i ma do tego prawo.

A w ogóle, to cieszę się, że Cię widzę na tym forum Marku :). Zawsze ceniłem Twoje zdanie i nie uważam, ze wykonujesz przybraną przez siebie w pseudonimie funkcję. Przypuszczam nawet, że więcej osób w tej chwili głosi podobne Twoim poglądy. Zastanawia mnie tylko, że nawet demokratyczna lewica chce rozszerzać własność intelektualną :)

Co do niewolnictwa - przygotowuje felieton o amerykańskim procesie wiezionych na hiszpańskim statku "La Amistad" pięćdziesięciu trzech ludzi, którzy maieli być sprzedani jako niewolnicy. To było nie tak dawno, bo w 1839 roku. Sprawa dotarła do amerykańskiego Sądu Najwyższego. Przypuszczam, że wiesz o co chodzi :) Jak już napiszę - liczę na Twój komentarz. Tam również chodziło o własność, a także o inne prawa.

--
[VaGla] Vigilent Android Generated for Logical Assasination

Wlasnosc

Tomasz Rychlicki's picture

Pojecie wlasnosci intelektualnej to spor czysto akademicki IMO. Wynika bardziej z globalizacji pojec prawnych i dominacji kultury prawnej systemu "common law". Po raz kolejny dodam, ze juz samo pojecie wlasnosci przemyslowej bylo dyskutowane w doktrynie.
Fakt jest taki ze pojecie "wlasnosc intelektualna" jest obowiazujace w jezyku prawnym i prawniczym.
A zapach rozy zalezy od wielu czynnikow m.in od nazwy gatunku, ale takze od pracy ogrodnika.

Byloby ciekawym eksperymentem przeprowadzic badania co na temat "zaciesniania ochrony wlasnosci intelektualnej w erze cyfrowej". Co sadza autorzy i wlasciciele/posiadacze takich praw? Ci "mali" i troche "wieksi" ;). Pisze to m.in z tego powodu, ze sam wielokrotnie tworzac strony WWW, grafiki, ilustracje, komiksy, dyskutuje na ten temat ze znajomymi.
Mozna szerzej spojrzec na problem, zamiast bawic sie w prawnicze "paplanie".

Milego dnia

jeszcze parę słów o różach

ksiewi's picture

Frontalny atak na własność intelektualną jest nieporozumieniem. Jest to przecież wiele różnych instytucji, czasem zupełnie do siebie niepodobnych (np. ochrona tajemnicy handlowej ustaje w przypadku jej ujawnienia, podczas gdy ochrona patentowa jest uzasadniana między innymi tym, że budowa opatentowanego wynalazku zostaje ujawniona).

Nie zaprzeczam, że argumenty odnoszące się do konieczności ochrony inwestycji są prawdziwe w niektórych przypadkach. Proszę mi jednak wytłumaczyć, dlaczego istnieją firmy, którym opłaca się inwestować i utrzymywać dobrą jakość swoich produktów, pomimo że produkty te każdy inny może sklonować i sprzedawać samemu. Moim ulubionym przykładem jest firma RedHat, która sprzedaje Linuxa za grube pieniądze (i znajduje nabywców!), podczas gdy jest on przecież dostępny za darmo. Powiem więcej - za darmo można dostać nie tylko jądro Linuksa bez wszystkich redhatowych ulepszeń, ale nawet i z nimi wszystkimi (CentOS). Podpowiem, że o sukcesie RedHat decyduje między innymi właśnie renoma marki, a nie silna ochrona prawno-autorska czy patentowa.

Kolejnym przykładem są usługi prawnicze. Każdy (pomijając drobny szczegół przymusu adwokackiego) może przecież wziąć kodeks cywilny i poczytać umowy napisane dla kolegów przez renomowane firmy prawnicze, napisać takie same umowy i posługiwać się nimi w obrocie bez płacenia tym wszystkim wspaniałym prawnikom, którzy w pocie czoła umowy te napisali. Mimo to, powstają coraz to nowe kancelarie prawnicze, a młodzi ludzie garną się do zawodu, chociaż ich inwestycje nie będą przecież chronione.

Pisząc o różach poruszyłem temat znaków towarowych, bynajmniej nie po to, aby atakować tę instytucję, ale aby zwrócić na humorystyczne podsumowanie tej kampanii przez inteligentnego i oczytanego wlepkarza.

jeszcze dwa przykłady

ksiewi's picture

Nie chcę, aby poniższe zostało odebrane jako atak na własność intelektualną. Raczej, chciałbym do wcześniejszych przykładów dodać dwa nowe - po prostu wzbogacić nasz analizowany stan faktyczny.

Swego czasu Uniwersytet w Illinois opracował dwa programy - przeglądarkę internetową Mosaic i serwer www httpd. Uniwersytet zachował prawa do pierwszego i udzielił komercyjnej licencji, która umożliwiła stworzenie obecnie nadal najpopularniejszej przeglądarki internetowej IE. Natomiast serwer został umieszczony w domenie publicznej, co z kolei umożliwiło stworzenie obecnie najpopularniejszego serwera www Apache.

Tylko, że w pierwszym przypadku mamy do czynienia z monopolem, który dostarcza raczej nikłych bodźców do innowacji, a w drugim z platformą, na której dochodzi do konkurencyjnej walki wielu podmiotów.

Zastanawiam się, czy sposób w jaki wykorzystano tu ochronę własności intelektualnej miał na to wpływ... Myślę, że tak, skoro relacje pomiędzy własnością intelektualną a ustawodawstwem antymonopolowym są przedmiotem częstych rozważań doktryny i orzecznictwa.

W każdym razie - własność intelektualna czy zwykła własność, jak każde prawa wyłączne może być wykorzystana do monopolizacji rynku. Nie wydaje mi się, żeby to był argument za zniesieniem któregokolwiek reżimu, a raczej przypomnienie, że instytucje takie jak dozwolony użytek, ograniczenie w czasie, wyczerpanie prawa, licencje przymusowe nie są tylko dla ozdoby, ale mają istotne społeczno-ekonomiczne cele.

95 % jako dowód

A to mnie zainteresowało - rzeczywiście tak SN powiedział?

Przypominam sobie taki przykład z pewnej książki o prawnikach:

W pewnym mieście 95% żółtych samochodów to taksówki pewnej firmy. Pewien człowiek jadąc rowerem kątem oka dostrzega żółty samochód, niestety traci przytomność i budzi się w szpitalu poturbowany. Na jego rowerze są ślady żółtej farby, ale nie widział czy samochód uderzający w niego to była taksówka tej firmy i nie ma na to żadnych dowodów. Czy wobec tego, że z 95% procentowym prawdopodobieństwem była to taksówka tej firmy może on przeciwko niej dochodzić roszczeń? Chyba nie.

Marek Łazewski

Sprawdzę jeśli opublikują

VaGla's picture

O tych 95% miał powiedzieć sędzia Marian Kocon (wedle relacji Rzepy). Jeśli opublikują wyrok SN i do niego dotrę - wówczas będzie można sprawdzić, czy dziennikarz przedstawił rzetelną relację. Zgadzam się, że nie da się dochodzić roszczeń w opisanym przez Ciebie przypadku. A nawiązując do przestępczości internetowej - wobec faktu, że obecnie nie da się przyporządkować w sposób nie budzący wątpliwości osobę potencjalnego sprawcy (np. włamania na serwer, pomijając na chwilę konstrukcję przestępstwa w polskim kodeksie karnym) z czynem mając do dyspozycji jedynie numer IP - w moim odczuciu tym właśnie należy tłumaczyć fakt, że w Polsce od nowelizacji KK wprowadzającej to przestępstwo zapadł chyba tylko jeden wyrok (sprawa w Krakowie). Za dużo niewiadomych. Być może właśnie dlatego prawodawca wraz z przemysłem zaproponują mechanizmy powszechnej identyfikacji jednostek komunikujących się... No cóż, ale o tym pisałem przy innej okazji...
--
[VaGla] Vigilent Android Generated for Logical Assasination

Maja to i tamto...

Tomasz Rychlicki's picture

W przypadku wlamania na serwer mozesz miec troche wiecej niz adres IP. Chociazby adres MAC karty sieciowej - tak wiem mozna spoofowac. Generalnie nikt o zdrowych zmyslach nie bedzie stawial zadnych zarzutow opierajac sie na "slabych" dowodach. No chyba ze musi sobie statystyke spraw podciagnac. ;)

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>