Belgijskie Copiepresse vs. globalne Google: kto wygrał tę batalię?

Skoro jesteśmy przy linkowaniu, to pomyślałem, że warto - ze sporym poślizgiem, przyznaję - odnotować przynajmniej zapadły w maju br. wyrok w Belgii przeciwko Google. To oczywiście dalszy ciąg sprawy Copiepresse vs. Google, a więc wydawców belgijskiej prasy, którzy spierali się m.in. o serwis news.google.be. Zanim sprawa trafiła do sądu wydawcy - chyba można tak powiedzieć - chcieli, aby Google płacił im tantiemy skoro prezentuje treści i wyszukuje ich artykuły. Ale spółka Google uznała, że nie robi nic sprzecznego z prawem autorskim... O wyroku w pierwszej instancji pisałem w 2007 roku: Google przegrało w sporze z belgijskimi wydawcami prasy). 5 maja 2011 r. zapadł zaś wyrok Sądu Apelacyjnego w Brukseli (9 izba). To ciekawy wyrok, ale ciekawsze jest to, co się stało po nim...

Wyrok apelacji dostępny jest w Sieci: Cause List No 2007/AR/1730 (PDF). Wyrok i uzasadnienie napisane są w języku angielskim.

Poza wyrokiem jest też sporo relacji medialnych z tamtego czasu: Google infringes copyright by displaying and linking to news site content, Google News łamie belgijskie prawo autorskie, Google Busted for Copyright Violation in Belgium, Google News Guilty of Copyright Violatio.

Generalnie chodziło o to, że sąd apelacji uznał, że Google naruszało prawa autorskie (przed chwilą opublikowałem tekst Sąd w Hiszpanii: linkowanie nie jest powielaniem, rozpowszechnianiem, ani publicznym udostępnianiem, przy czym warto pamiętać, że w wynikach wyszukiwania poza linkami znajdują się zwykle też chronione prawem autorskim tytuły tekstów i ich fragmenty, jak lead czy stosowny fragment, który wskazuje frazę wyszukiwawczą w pewnym kontekście. Dlatego warto też odesłać do materiału: Clipping - wyrok w sprawie jedenastu słów (sprawa C-5/08))...

Już wcześniej sąd pierwszej instancji zobowiązał Google m.in. do usunięcia ze swoich serwisów wszelkich treści, do których prawa rościli sobie wydawcy, a jeśli chodzi o serwisy Google, to sąd miał na myśli wszystkie serwisy Google:

..."from all their sites (Google News and 'cache' Google or any other name within 10 days of the notification of the intervening order, under penalty of a daily fine of €1,000,000 per day of delay...

Sąd Apelacyjny w swoim rozstrzygnięciu lekko zmodyfikował to zobowiązanie i - zacytujmy sentencję wyroku apelacji:

...Orders Google to remove from the Google.be and Google.com sites, more specifically from the "cached" links on "Google Web" and from the "Google News" services, all the articles, photographs and graphic representations from the Belgian publishers of the French and German-speaking daily newspapers, representent by Copiepresse, and from the authors in respect of whom SAJ and Assucopie can prove to have been legally authorized, under penalty of fine for non-performence of € 25,000.00 per day of delay, save in respect of the daily newspaper L'Echo in terms of the "Google News" service only...

W wyroku apelacji są tam również inne postanowienia, jak odszkodowanie w wysokości 11 tys euro dla SAJ i Assucopie oraz 1,320 euro dla Copiepresse oraz zwrot kosztów postępowania...

Ale relacjonowanie sprawy z pewnym poślizgiem daje pewne możliwości uwzględnienia puent. Zachęcam zatem do lektury tekstu Google v. Belgium "link war" ends after years of conflict.

Otóż skoro sąd zobowiązał Google do usunięcia ze swoich (wszystkich) serwisów spornych treści, to Google wykonało wyrok sądu w wyznaczonym terminie. W efekcie francuskojęzyczne i niemieckojęzyczne wydawnictwa reprezentowane przez Copiepresse zniknęły również z wyników wyszukiwania głównego serwisu wyszukiwawczego Google. A jak czegoś nie ma w wyszukiwarce, to - ktoś tak może uznać - to nie istnieje. I co się okazało? Okazało się, że nieistnienie w wynikach wyszukiwania powoduje spadek przychodów wydawnictw, który wszak jest powiązany z oglądalnością ich serwisów, a ta z faktem bycia znajdowanym (zob. Google semble avoir relancé les hostilités contre les journaux belges - z wyników wyszukiwania zniknęły La Libre Belgique czy La Derniere Heure...).

Wyrok się uprawomocnił i Google wyczyściło indeksy. Strony gazet zniknęły z wyników wyszukiwania i okazało się, że chyba nie o to im chodziło.

Czy ta sytuacja coś nam przypomina? W 2009 roku pisałem w tekście Kto komu i za co: nieoczekiwana zamiana miejsc w Wielkiej Brytanii o sporze między jedną organizacją reprezentującą artystów wykonawców w Wielkiej Brytanii i o serwisie YouTube :

Jedni mówią: to niesprawiedliwe. Musicie podzielić się z nami waszymi przychodami. To, co proponujecie, to za mało. Przecież mamy prawa, które wy chcecie wykorzystać, więc należy nam się wynagrodzenie, które my podyktujemy... No dobrze - odpowiadają drudzy, to może zrobimy inaczej: my was teraz całkiem wytniemy z naszego serwisu i będziemy prowadzić negocjacje dalej, dobrze?

I - mam takie wrażenie - sytuacja chyba się powtórzyła.

Otóż efekt jest taki, co można przeczytać w tekście LaLibre.be revient sur Google z 18. lipca, że Copiepresse zgodziła się na to, by reprezentowane przez nią tytuły wróciły do wyszukiwarki Google i to bez konieczności płacenia przez Google kar czy odszkodowań zasądzonych przez sąd. Skoro tylko uzyskano stosowne gwarancje od Copiepresse - wyszukiwarka Google uruchomiła re-indexing, a sama spółka ogłosiła, że jest otwarta na współpracę z Copiepresse w przyszłości... Oto fraza, którą cytuje przywołana wyżej Ars Technica, do której przedstawiciel Google przesłał oświadczenie:

"We are delighted that Copiepresse has given us assurances that we can re-include their sites in our Google search index without court-ordered penalties," Google Communications Manager Jeannie Hornung explained. "We never wanted to take their sites out of our index, but we needed to respect a court order until Copiepresse acted. We remain open to working in collaboration with Copiepresse members in the future.

Przeczytaj również: Co wolno wojewodzie, czyli o serwisie odsiebie.com.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Trochę głupio wyglądają

Trochę głupio wyglądają błędy językowe w artykule kogoś, kto jako prawnik i publicysta powinien ex definitione poprawnie posługiwać się polszczyzną — „(…) kto wygrał TĘ batalię?”. Kulejącą interpunkcję litościwie pominę…

Dziękuję

VaGla's picture

Dziękuję, że litościwie pominęła Pani kulejącą interpunkcję :)
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Moje, nie dam!

Taka piękna, krótkowzorczna chciwość (taka piękna katastrofa). Szkoda, że gógiel chciał z nimi jeszcze gadać - zostawić, poczekać aż skruszeją, byliby bardziej skłonni do ustępstw.

Chociaż opis katastrofy na własne życzenie też jest fajny :).

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>