Stenogramy z podsłuchów w sprawie Kaczmarkowie vs. Axel Springer i inne problemy Dziennika
Kolejny ciekawy proces, tym razem chodzi o pozew, który wydawnictwu Axel Springer wytoczyło małżeństwo Kaczmarków w związku z opublikowaniem stenogramów z podsłuchanych w 2007 roku rozmów telefonicznych. Stenogramy zostały opublikowane na stronach Dziennik.pl, gdy żona Janusza Kaczmarka zeznawała przed komisją śledczą. Wiadomo, że przed Sądem Okręgowym w Warszawie małżeństwo Honorata i Janusz Kaczmarkowie domagają się od wydawcy serwisu Dziennik.pl przeprosin oraz 200 tys. zł (zadośćuczynienia?). Jakoś brak szczegółów samego procesu, ale podobno przed sądem obrona wydawnictwa domagała się oddalenia powództwa, ponieważ na stronie Dziennik.pl obrońca nie znalazł spornego materiału...
Podobnie jak Olgierd Rudak (por. Dziennik. Ostateczna kompromitacja.), również ja zrobiłem sobie przed chwilą screeny stron internetowych, o które toczy się sądowy spór. W tekście Stenogramy podsłuchów znikają ze strony "Dziennika". Proces Kaczmarkowie kontra Axel Springer Gazeta.pl za PAP relacjonuje strategie obrony wydawnictwa:
(...)
Następnie mecenas Wdowczyk zażądał oddalenia już obecnie powództwa Kaczmarków w części dotyczącej opublikowania stenogramów na portalu dziennik.pl, bo - jak oświadczył - nie znalazł tam takiej publikacji. Mając w ręku wydruk z internetu stwierdził, że "żadnym problemem jest wykonanie takiego wydruku i 'wlanie' dowolnej treści w format dowolnej strony internetowej". Oświadczył, że wydruk przedłożony przez Kaczmarków nie jest poświadczony notarialnie i dlatego nie spełnia wymogów formalnych.
(...)
O sprawie pisze również Gazeta Prawna w tekście Honorata i Janusz Kaczmarek sądzą się z "Dziennikiem" oraz Wprost w tekście Kaczmarek sądzi się z "Dziennikiem". Oba tytuły publikują materiał za PAP. Zdaje się, że to dziennikarz PAP właśnie postanowił sprawdzić w Google, czy istnieje archiwalna wersja spornych stron Dziennik.pl...
Jaka jest podstawa roszczeń małżeństwa Kaczmarków? O tym PAP (jak przypuszczam) nie pisze zbyt jasno. Prawdopodobnie i tu chodzi o naruszenie dóbr osobistych (a więc najprawdopodobniej art 23 i 24 Kodeksu cywilnego).
Warto śledzić ten proces.
Warto pamiętać również, że wydawca Dziennik.pl, przegrał już procesy ze znanymi osobami, m.in. z Joanną Brodzik (por. m.in. Prawo do prywatności gwiazd show businessu (wideo). Sam Dziennik, jak wiadomo, ma zniknąć z rynku wydawniczego.
W tle tych doniesień jest jeszcze jeden interesujący epizod wcześniej odnotowywanych w niniejszym serwisie sporów. Warto odesłać do niedawnego tekstu Rzeczpospolitej: Kataryna chce zdobyć adresy dziennikarzy. Z tego tekstu można dowiedzieć się, że pełnomocnik Kataryny poprosił wydawnictwo Axel Springer Polska o udostępnienie adresów domowych Cezarego Michalskiego, Sylwii Czubkowskiej i Roberta Zielińskiego. Chodziło oczywiście o możliwość pozwania konkretnych autorów, konkretnych tekstów (por. Gruby pancerz, stopery w uszy i wycieraczki antyplwocinowe dla wolności słowa). Co zrobił wydawca tytułu, w którym wcześniej ujawniono publiczności tożsamość blogerki? Wydawca odmówił ujawnienia adresów autorów tekstów. Komentarz Kataryny? Można go znaleźć w notatce Odpowiedzialność a "interesy procesowe":
W czerwcu mój adwokat zwrócił się do Axel Springer o wskazanie adresów zamieszkania Sylwii Czubkowskiej, Roberta Zielińskiego i Cezarego Michalskiego. Ani wydawca, ani dziennikarze nie mają oczywiście obowiązku ułatwiać komukolwiek wyegzekwowania od dziennikarzy odpowiedzialności za słowo ale wydawało mi się, że w tej akurat sprawie, choćby z uwagi na argumenty jakie padały na temat nieodpowiedzialnych blogerów i odpowiedzialnych dziennikarzy, niezręcznie będzie bawić się w uniki. Nic bardziej błędnego. "Odmawiamy podania adresów dziennikarzy z uwagi na konieczność ochrony ich interesów procesowych". Tak w praktyce wygląda odpowiedzialność za słowo i gotowość do ponoszenia konsekwencji.
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
Strony, które nie istnieją
http://www.dziennik.pl/foto/article374348/FR_img004.html
http://www.dziennik.pl/foto/article374348/FR_img005.html
http://www.dziennik.pl/foto/article374348/FR_img006.html
http://www.dziennik.pl/foto/article374348/FR_img007.html
Ale jaja...
Nie dość, że kombinują, to do tego żenująco "nieprofesjonalnie" - wprawdzie strony z artykułem nie ma, ale już np. forum z komentarzami internautów zostało:
http://forum2.dziennik.pl/read.php?2,788678
Co więcej, nadal daje się tam wpisywać komentarze. Dobre miejsce na urządzenie wirtualnej demonstracji poparcia wolności słowa i rzetelności dziennikarskiej :)
Więcej - na stronach cały czas wisi fotka ilustrująca artykuł:
http://www.dziennik.pl/foto/article374358/mrsurowe092_kopia.html razem z tytułem artykułu.
Ja bym takiego "mecenasa" pogonił. Prawnikowi błąd można wybaczyć - ale braku profesjonalizmu - nigdy ;)
Dobrze kombinowałem
Przed chwilą otrzymałem list od p. Wojtka Tumidalskiego, dziennikarza, który jest autorem depeszy PAP. Autor ten był również jedynym dziennikarzem obecnym na tym procesie. Napisał mi w liście:
Zapytałem jeszcze, czy chodzi o odszkodowanie (art 415 KC), czy też może o zadośćuczynienie (o którym mowa w art 24 KC). Generalnie dobrze kombinowałem, że podstawą roszczeń są przepisy o ochronie dóbr osobistych.
Przy okazji: o roli notariuszy w "kreowaniu wiarygodnych dowodów" czytaj m.in. w tekście Zabezpieczenie dowodów i wskazanie sprawcy: doświadczenia czytelnika, Uwiarygodnić internetowe ślady, a także Prawo a web 2.0 - tworzy się chyba ciekawy rynek dla prawników. W tym ostatnim przypadku odnotowałem art. 96 pkt 1 prawa o notariacie, który mówi jedynie o poświadczaniu zgodności "odpisu, wyciągu lub kopii z okazanym dokumentem".
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
biegnij do biegłego :)
dr Lach (prawnik) utrzymywał swojego czasu, że właściwa byłaby prywatna opinia biegłego informatyka. Ja (informatyk) sądziłem, ze właściwsze byłoby potwierdzenie notarialne. Obecnie sądzę, że najwłaściwsza byłaby opinia sporządzona w obecności notariusza. Hmmm czy to już jest reklama czy jeszcze nie :/
Nie ma prywatnych opinii
Tyle, że coś takiego jak "prywatna opinia biegłego informatyka" nie istnieje. Dokument jest opinią biegłego tylko wtedy, kiedy zostaje sporządzony z polecenia sądu (postanowienie o dopuszczeniu dowodu z opinii biegłego).
Natomiast wszystko pozostałe będzie już dokumentem prywatnym. Warto przy tym zauważyć, że osoba która taki dokument sporządzi nie będzie mogła posłużyć się tutaj tytułem "biegły" (bo może to robić tylko przy pisaniu "oficjalnych" opinii). Tak więc będzie to tylko prywatny dokument podpisany przez Jana Kowalskiego, informatyka. Równie dobry jak prywatny dokument podpisany przez sąsiada który jest informatykiem amatorem (bo będzie dowodem tego, że osoba która dokument podpisała złożyła oświadczenie określonej treści).
Na marginesie: a po co komu mega-odjechane skomplikowane dowody? Przecież w Polsce nie ma legalnej teorii dowodowej a co za tym idzie każdy dowód jest dobry, o ile będzie dla sądu wiarygodny.
opinia prywatna
Oczywiście pełna racja. Nie ma opinii prywatnych biegłego, są wydawane przez biegłego wpisanego na listę opinie prywatne (pozasądowe) i podówczas ówże wydawca opinii nie pełni funkcji biegłego niemniej pozostaje wpisanym na listę biegłych biegłym z listy, choć faktu tego nie może w opinii zaznaczyć, bo sprzeniewierzyłby się etyce biegłego i obowiązującym przepisom. W związku z czym musi się liczyć z wezwaniem do sądu tylko po to aby odpowiedzieć na pytanie pełnomocnika procesowego zleceniodawcy "czy jest Pan może wpisany gdzieś na jakąś listę?"... Pomysły redukcji tego absurdu prawnego są w kolejnych przymiarkach do ustawy o biegłych, którą szykuje trzecia już kadencja naszego sejmu. A póki co jest jak jest i powienienem był rzeczywiście napisać po prostu "opinia prywatna".
A mega-odjechane skomplikowane dowody (nota bene opinia prywatna nie jest dowodem w sprawie ale jedynie głosem sygnalizującym sadowi że być może wymagane s wiadomości specjalne i należy powołać biegłego...) są po to że (a właściwie nie "po to że" ale "dlatego że"), polski prawodawca, a za nim wymiar sprawiedliwości traktuje informację jak rzecz (którą nie jest) i zażyczy sobie od powoda (że wyrażę się kolokwialnie) "pokaż Pan gdzie Pana publicznie obrazili albo przynajmniej przedstaw Pan świadków tej obrazy"...
Hmm
A mnie ciekawi co sąd zrobi w sytuacji gdy w sieci już naprawdę nie ma tego co było a co przez jedną ze stron zostanie podniesione jako ważny argument.
Oddali powództwo w zakresie
Oddali powództwo w zakresie roszczenia o zaniechanie. A jak było, a nie ma, to zadośćuczynienie może zasądzić. W końcu do naruszenia dóbr osobistych doszło.
co zrobi sąd
Sąd może zrobić wiele różnych rzeczy, ale mi się wydaje, że wobec istnienia takich usług jak archive.org lub google cache trudno jest "zniknąć" z sieci jakiś materiał. Oczywiście zwłaszcza wtedy, gdy publikujący nie pomyślał wcześniej, że będzie chciał później ten materiał usunąć bez pozostawiania śladów.
A co robi sąd, jeżeli ktoś kogoś obraził na ulicy? Obraźliwej treści też już na tej ulicy się nie znajdzie...
Dyski
Gdy chodzi o udowodnienie jakiegoś przestępstwa związanego z komputerami zwykle zbiera się materiały dowodowe z dysków twardych. Czy w sprawach cywilnych zatrzymanie dysków serwerowych byłoby dopuszczalne?
Autor danej strony www moze
Autor danej strony www moze zarzadac od archive.org usuniecia materialu. Z google cache strony tez szybko znikaja, wiec jak komus bedzie zalezalo i o archive.org bedzie wiedzial to material usunie (poza tym w archive.org ze wzgledu na opoznienia w finansowaniu materialy sa publikowane z polrocznym opoznieniem).
Mała uwaga
Jeśli mamy do czynienia z procesem cywilnym to strony reprezentowane są przez pełnomocników,a nie obrońców jak wskazano w pierwszej części news'a :)