Po wczorajszej debacie w sprawie "Dziennik vs. Kataryna"

Panel dyskusyjny w centrum na ul FoksalChociaż dzień po debacie dowiedzieliśmy się, że Dziennik kończy swoją działalność, a pracę straciło kierownictwo gazety, to jednak - jak uważam - nie jest to informacja, z której powinniśmy się cieszyć. Być może rozpętanie sprawy "Dziennik vs Kataryna" było formą podbicia ceny w negocjacjach, być może nie było, ale to nie jest przedmiotem rozważań w niniejszym serwisie. Problem pozostaje: jakie są ramy działalności prasowej w swoistym konflikcie mediów instytucjonalnych z mediami nowymi? Czy istnieje prawo do anonimowej komunikacji i czy w każdych warunkach można ujawniać tożsamość komentatorów? Ten problem będzie istniał długo po tym, jak Dziennik połączy się z Gazetą Prawną. Wczoraj w Domu Dziennikarza przy ul. Foksal ustawiono aż osiem kamer. Część z nich należała do "internautów". Dlatego dziś każdy zainteresowany może obejrzeć relacje i wyrobić sobie własne zdanie.

Na początek informacja, którą opublikowała dziś Gazeta.pl za PAP: Koniec "Dziennika". Od jesieni nowa gazeta Springera i Inforu. Z tego tekstu można dowiedzieć się, że wydawnictwo Axel Springer Polska obejmie 49 proc. udziałów w spółce Infor Biznes, do której wniesie "Dziennik Polska Europa Świat" oraz że podpisanie takiej umowy wiąże się z szybkimi zmianami personalnymi w kierownictwie "Dziennika". W oczywisty sposób te działania na rynku wydawniczym nie są skutkiem ujawnienia danych jednej z internetowych komentatorek. Negocjacje w takich sprawach toczą się długo, znacznie dłużej niż trwa dyskusja, która komentowałem w tekście Gruby pancerz, stopery w uszy i wycieraczki antyplwocinowe dla wolności słowa

Odnośnie wczorajszej konferencji Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich pt. Co wolno Katarynie, a co wolno "Dziennikowi" - opublikowano z niej szereg relacji. Dwie z nich to w istocie zarejestrowany (prawie) pełny przebieg dyskusji. Jeśli ktoś jest zainteresowany jak ona przebiegała może sięgnąć do materiałów opublikowanych w serwisie Polityczni.pl, może również sięgnąć do materiału opublikowanego przez Maćka Budzicha - Co wolno Katarynie, a co wolno „Dziennikowi (video). Ten ostatni materiał da się zagnieździć w treści innej strony internetowej, co niniejszym uczynię:

Materiał zarejestrowany przez Maćka Budzicha i opublikowany w serwisie Mediafun. Na obejrzenie tego materiału należy przeznaczyć około dwóch godzin.


Piotr Waglowski: Co wolno Katarynie, a co Dziennikowi - nagranie mojego wystąpienia, opublikowane w serwisie Vimeo. Na jego obejrzenie należy przeznaczyć 14 minut.

Na zakończenie kilka uwag.

W swoim wyroku z dnia 10 listopada 2004 r. (Sygn. akt Kp 1/04) Trybunał Konstytucyjny stwierdził:

W odróżnieniu od wolności stowarzyszania się, ale także i od wszelkich zgromadzeń czy zebrań o charakterze prywatnym, gdzie ustalenie tożsamości osoby uczestniczącej jest czymś oczywistym lub co najmniej czymś w pełni dopuszczalnym i możliwym, uczestnictwo w zgromadzeniu publicznym nie jest określone imiennie, jest anonimowe, podczas gdy uczestnictwo w zebraniu prywatnym jest nominatywne i osobiste (zob. J. Israel, Droits des libertés fondamentales, Paris 1998, s. 492, w ślad za orzecznictwem francuskiej Rady Stanu). Tak pojmowany anonimowy charakter uczestnictwa w zgromadzeniu publicznym jest ważnym elementem treści normatywnej konstytucyjnej wolności zgromadzeń, jest przejawem wolności, z którego jednostka (obywatel) może skorzystać.

Uważam, że podobnie jak anonimowy charakter uczestnictwa w zgromadzeniu publicznym wspiera konstytucyjną wolność zgromadzeń, tak anonimowy charakter komunikacji wspiera konstytucyjną wolność pozyskiwania i rozpowszechniania informacji.

Wolność słowa nie ma charakteru bezwzględnego - są sytuacje, w której można ją ograniczyć. Podobnie jak ograniczeniu może podlegać prawo do anonimowej komunikacji. Jedną z takich sytuacji jest konflikt z innymi prawnie chronionymi prawami i wolnościami, a wśród tych praw jest prawo do poszukiwania ochrony w sądzie. Wskazywałem kilkakrotnie w tym serwisie na wydany w grudniu zeszłego roku wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu w sprawie K.U. przeciwko Finlandii (Application no. 2872/02) - tu jest opisany problem.

Prasa ma obowiązek chronić prywatność. Osoby pełniące funkcje publiczne spotykają się z większym zainteresowaniem mediów, ale - jak wynika z orzecznictwa - nawet jeśli ktoś jest osobą powszechnie znaną - jej również przysługuje prawo do prywatności. W tym sensie należy rozróżnić trzy kategorie: osoby pełniące funkcje publiczne, osoby publiczne oraz osoby powszechnie znane. W przypadku każdej z tych kategorii mamy inny zakres przysługującej ochrony (por. m.in. Interpelacja w sprawie internetowych serwisów plotkarskich, takich jak Pudelek, Plotek, Kaprysek). Uważam, że Kataryna jest osobą powszechnie znaną (nawet jeśli znamy jej jedynie pseudonim), a więc korzysta z pełnego prawa do prywatności. Ktoś może analizować, czy jeśli osobą tą jest prezes działającej w Polsce fundacji, to czy taka osoba jest osobą publiczną. Uważam, że w tym przypadku Kataryna nie jest osobą publiczną (ale chętnie poznam argumenty przeciwników). Z całą pewnością nie jest też osobą, która pełni funkcję publiczną.

Ważne jest też nawiązanie do Wyroku Sądu Najwyższego z 11 marca 2008 r. (sygn. II CSK 539/07), w którym sąd stwierdził

należy stwierdzić, że nazwa użytkownika będzie podlegała ochronie prawnej na takiej podstawie, na jakiej ochronie podlega nazwisko, pseudonim, czy też firma, pod którą osoba fizyczna prowadzi działalność gospodarczą. Brak jest jednocześnie podstaw do traktowania samej nazwy użytkownika jako odrębnego dobra osobistego osoby fizycznej

Pseudonim, internetowy nick, stanowi - obok wizerunku, nazwiska, element określający tożsamość. Również osoba posługująca się pseudonimem (również tym internetowym) korzysta z prawa do ochrony na podstawie przepisów o ochronie dóbr osobistych (w szczególności art 23 i 24 Kodeksu cywilnego).

Kataryna nie czuje się dziennikarzem i uważa, że nie jest związana Kartą Etyczną Mediów. Ja uważam inaczej, czemu dałem wyraz w poprzednich tekstach publikowanych w tym serwisie (w szczególności w tym o "grubym pancerzu", który podlinkowany jest powyżej).

I na koniec: "W polskim systemie prawnym brak powszechnie obowiązującego, jednolitego katalogu zasad etyki dziennikarskiej, który byłby źródłem norm prawnych adresowanych do dziennikarzy" - stwierdził Trybunał Konstytucyjny w Wyroku z 23 marca 2006 roku (sygn. akt K 4/06). Ale jednocześnie w innym wyroku (Wyrok z dnia 29 września 2008 r. Sygn. akt SK 52/05 - tu akurat oceniając problematykę autoryzacji wypowiedzi) Trybunał zauważył:

...w świetle art. 10 ust. 1 zdanie drugie prawa prasowego, dziennikarz ma obowiązek działania zgodnie z etyką zawodową i zasadami współżycia społecznego, w granicach określonych przepisami prawa. Skodyfikowane normy etyczne dotyczące zawodu dziennikarza za jeden z istotnych jego obowiązków uznają przekazywanie rzetelnych i bezstronnych informacji (por. preambuła Kodeksu etyki dziennikarskiej Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich z 2001 r.), poszukiwanie i publikowanie prawdy oraz umożliwienie każdemu człowiekowi realizacji jego prawa do uzyskania prawdziwej, pełnej i bezstronnej informacji (por. pkt 1 Dziennikarskiego kodeksu obyczajowego Stowarzyszenia Dziennikarzy Rzeczypospolitej Polskiej z 1992 r.)....

Dlatego debata zorganizowana przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich była istotna, podobnie jak istotne dla praw i obowiązków dziennikarzy będzie to, czy SDP dokona oceny niedawnych wypadków oraz jaka to będzie ocena. Niezależnie od tego, czy Dziennik połączy się z Gazetą Prawną, czy się z nią nie połączy (ma się w tej sprawie wypowiedzieć Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, co przypomina nam wszystkim, że relacje na rynku prasowym również muszą być poddane ocenie prawa antymonopolowego).

Komentarze na podobny temat gromadzę w działach media oraz prasa niniejszego serwisu.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Kto kogo sprowokował

A ja wciąż banalnie. Kto kogo pierwszy, kto na kim odwet.

Najpierw w artykule: Fakty i mity w sprawie Kataryny Wicenaczelna Dziennika pisze o wpisach Kataryny na Twitterze:
"Kataryna nie odpowiada. Kilka godzin później zastępca redaktora naczelnego dostaje na Twitterze informację od Kataryny, dostępną dla wszystkich odbiorców, że jest szantażowana przez DZIENNIK, a dziennikarze to "świnie". Po stronie DZIENNIKA rośnie irytacja - nie taki przekaz został jej wysłany. Dzwonimy do Kataryny. Nie odpowiada. Publikujemy więc tekst "Czego się boi Kataryna?".

A potem w dwóch debatach (pierwsza na ONET.tv) Cezary Michalski ponawia te zarzuty. Twierdząc, że Kataryna opublikowała treść sms-a z nazwiskiem autorki, i nazywając Dziennik (z nazwy) świniami. Wszystko PRZED pierwszą publikacją Dziennika, i że to było ohydne niszczenie młodej dziennikarki... i że poczuli się ZMUSZENI na ten ATAK odpowiedzieć.

Dwa wpisy Kataryny były faktycznie napisane przed pierwszą publikacją dziennika i były usunięte z Twittera, ale jak Vagla często powtarza, trudno ukryć coś przed internautami.
Na stronie: tweleted.com można odzyskać usunięte twitterowe wiadomości, są też te Kataryny. Wystarczy wpisać w okienko login: katarynaaa (kolejność od dołu).

—————————
katarynaaa "Proszę tego nie traktować jako szantażu. Naprawdę nie chcemy pani skrzywdzić". Plus propozycja nie do odrzucenia. To jednak świnie.
Thu, 21 May 2009 04:37:30 +0000. check »
—————————
katarynaaa Jak kiedyś to opiszę to nikt mi nie uwierzy, że dziennikarz może być taką świnią. A pewna gazeta będzie się bardzo wstydzić za smsa.
Thu, 21 May 2009 04:23:20 +0000. check »
—————————

Kataryna nie wymieniła ani tytułu Dziennika, ani nazwiska dziennikarki. To artykuł 'Wiemy kim jest Kataryna' wywołał jej reakcję (wpis na blogu z sms'em). To Dziennik sprawił, że na "młodą dziennikarkę" wylano kubeł pomyj, i to Dziennik sobie sprawił, że internet go nienawidzi. To nie był ODWET, co najwyżej mogę to nazwać PRZECIWUDERZENIE.

Anonymity is a shield from the tyranny

McIntyre v. Ohio Elections Commission, 514 U.S. 334 (1995), chyba jeden z piękniejszych wyroków w historii sądownictwa:

Under our Constitution, anonymous pamphleteering is not a pernicious, fraudulent practice, but an honorable tradition of advocacy and of dissent. Anonymity is a shield from the tyranny of the majority. [...] It thus exemplifies the purpose behind the Bill of Rights, and of the First Amendment in particular: to protect unpopular individuals from retaliation--and their ideas from suppression--at the hand of an intolerant society. The right to remain anonymous may be abused when it shields fraudulent conduct. But political speech by its nature will sometimes have unpalatable consequences, and, in general, our society accords greater weight to the value of free speech than to the dangers of its misuse.

Pełna treść wyroku.

Anonimowość vs Pseudonimowość

Kolejny raz poruszono sprawę definicji anonimowości. W naszej cywilizacji anonimowość jest równana do nierozpoznawalności. Ze słownika PWN: "anonimowy ... 2.taki, którego autor lub sprawca nie jest znany". Tymczasem Kataryna jest powszechnie znana. Nie czytałem jej bloga, mimo to pseudonim "Kataryna" jednoznacznie wskazuje na tę, a nie inną autorkę.

Anonimowość to ukrywanie swojej tożsamości, a tożsamość opisuje stan, chociaż powszechnie jest używana jako rzeczownik opisujący przedmiot. Można stwierdzić, że osoba pod pseudonimem "Vagla" jest tożsama osobie nazwanej "Piotr Waglowski", które są tożsame pewnemu człowiekowi mieszkającemu w Warszawie.

Posiadanie osoby przez człowieka w naszej kulturze jest tak głęboko zakorzenione, jak posiadanie dowodu osobistego, który np. w Zjednoczonym Królestwie jest przez sporą część społeczeństwa uznawany za kompletnie nienaturalne narzędzie represji państwa. W Polsce, czy chcemy, czy nie, posiadamy osobę fizyczną, zdolną do czynności prawnych. W pewnych państwach można nie posiadać osoby lub się jej zrzec (vide Rob Menard w Kanadzie).

Czy w takim razie jawna tożsamość człowieka z nickiem, mimo niejawnej tożsamości tego człowieka z osobą fizyczną, może zostać nazwana anonimowością?

Według mnie, nie. Sporo nicków ma większą "moc indentyfikującą" niż imię i nazwisko. Leszków Jakubowskich, zarówno tych prawdziwych (posłów, instalatorów elektrycznych, fotografów), jak i fikcyjnych (jeden z bohaterów Klanu?) nie brakuje, Makdaam jest tylko jeden na całym świecie, głównie dlatego, że jest to używany powszechnie wyraz z czeskim błędem :)

Anonimowość...

można uzyskać na wiele sposobów. Przykryć nickiem, wymyślonymi danymi osobowymi, lub cudzymi danymi, jeśli czyni się to w sposób nie naruszający dóbr, jako np jawny zabieg literacki. To środki tylko. Nośniki wymyślonej lub prawdziwej tożsamosci.

Z drugiej strony dla wielu z nas anonimowość jest stanem naturalnym i nieuchronnym z racji nie wyróżniania się w masie i nie zmieni tego często nawet fakt opublikowania podobizny czy imienia i nazwiska.

Nie ma co dywagować.

Już Platon zastanawiał się nad skutkami niewidzialności, co uczynił by człowiek, któremu nie daje się przypisać winy?

Ludzie dzięki internetowi pomylili anonimowość pozorną, z tą rzeczywistą i ta pomyłka pozwala traktować sieć jako świadectwo jakości człowieczeństwa. Ilu z nas, nawet wierząc w anonimowość, potrafi kontrolować własne zachowanie w sieci? Dla ilu anonimowość jest gwarantem wolności słowa, a dla ilu okazją do wypowiadania rzeczy które zszargały by prawdziwą tożsamość. Ilu z nas dzięki anonimowości poznaje tylko swoje pragnienia innych ignorując? Anonimowość to problem w stylu dopuszczalności sprzedaży noży kuchennych. Anonimowość pozwala na kreowanie siebie, częściej na próbne rozwalanie własnego wizerunku.

W istocie żyjemy w świecie, w którym coraz mniej możliwe jest zachowanie anonimowości, jeśli po stronie odbiorców pojawi się zainteresowanie prawdziwą tożsamością autora, rozumianą jako dane osobowe identyfikujące osobę fizyczną. To wspaniałe, jak mało osób ma tego świadomość! Dzięki obnażaniu się pozwalają na rozwój technik manipulacji. Kataryna to tylko dowód, jak można przejechać się na przesadnej wierze w anonimowość.

Kończąc: Pierwsze pytanie, to tak na prawdę pytanie o możliwość realnego zachowania anonimowości. Dopiero drugie pytanie dotyczy zakresu prawa do anonimowości.

Czy zatem anonimowość zaistnieje tylko tam, gdzie skuteczne będzie prawo zakazujące ustalania tożsamości? W internecie? Prepaidowa karta i netbook wyrzucany po każdym wpisie :) kosztowne. Nawet to może być za mało.
____________
3,14159otR3G

"a dziad wiedział..." czyli jak to mówią, "częściowo w ciąży"

Nie można być "częściowo anonimowym". Pewne atrybuty bezpieczeństwa informacji (takie jak na przykład poufność) są "zerojedynkowe" i zazwyczaj nieodwracalne w czasie (no w każdym razie bez rozstrzelania wszystkich świadków zdarzenia). Natomiast prywatność zapewniona ustawowym zakazem upubliczniania danych rozmówcy ("a dziad wiedział, nie powiedział") jest wprawdzie do zrealizowania ale nie ma nic wspólnego z anonimowością, no i jest zapewniona w takiej sytuacji jedynie do momentu, do którego wspomniany dziad zechce trzymać się przepisów. Pytanie jakie są gwarancje że zechce, w szczególności jeśli może uda mu się wyprodukować "anonimowy przeciek" ;)
Poza tym nie można zapewnić czterech rzeczy na raz:
- anonimowości
- karalności "informacji zakazanej" (kłamstwo oświęcimskie, pornografia dziecięca, pochwała ustrojów totalitarnych, obraza uczuć religijnych itd.)
- zakazu cenzury

z któregoś trzeba zrezygnować albo przynajmniej ograniczyć jego obowiązywanie w jakimś miejscu (choćby w jakimś miejscu sieci "Hyde parku") bo wszystkie trzy na raz nie dadzą się zrealizować z powodu elementarnej logiki.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>