Prawo autorskie do programów informatycznych wykorzystywanych przez administrację publiczną
Ktoś zaczął się przyglądać prawom autorskim w administracji publicznej. Konkretnie w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, która podobno ma problem z "prawami autorskimi do większości programów informatycznych, którymi się posługuje". Tak ma wynikać z niezależnego audytu, który na zlecenie Ministerstwa Rolnictwa przeprowadziła jedna z polskich kancelarii. Być może przydałoby się wdrożyć w administracji publicznej (w poszczególnych komórkach organizacyjnych) coś na kształt systemu zarządzania prawami, coś na kształt ewidencji: mamy to i to i możemy korzystać na takich i takich polach eksploatacji; do takiego utworu nabyliśmy prawa, do takiego utworu nabyliśmy licencję na taki i taki czas...
O sprawie pisze Rzeczpospolita w tekście Druzgocący audyt w ARiMR. Relacjonuje w nim, że problem ma polegać na "umowach zawieranych z dostawcami oprogramowania, głównie firmą Hewlett-Packard". Jak wynika z przytoczonego niżej fragmentu - problem może polegać na systemie zarządzania prawami autorskimi. Systemie w znaczeniu logistycznym. Oczywiście umowy prawno-autorskie, poza pewnymi odrębnościami wynikającymi z przepisów ustawy, które to przepisy mają na celu poprawę sytuacji twórcy, w przypadku pewnych wątpliwości, opierają się na zasadzie swobody umów.
Administracja publiczna jest "specyficznym klientem" (stroną takich umów), bo poza funkcjonowaniem w normalnym obrocie gospodarczym - co do zasady powinna realizować zadania publiczne oraz może działać w granicach i na podstawie przepisów prawa. Być może zatem potrzebne są regulacje prawne, które nakazywałyby kreować określone relacje prawno-autorskie w kontaktach z administracją publiczną? Może warto przygotować "wzorce"?
Może warto również nakazać wdrożenie systemu zarządzania prawami, który polegałby w pierwszej kolejności na tym, by dany organ administracji publicznej mógł łatwo i w każdym czasie sięgnąć do ewidencji dysponowanych przez niego praw?
Tak się robi już w dużych i małych wydawnictwach (również w Polsce). Wydawnictwa współpracują z licznymi autorami, część z nich to pracownicy, którzy przygotowują utwory pracownicze, część z nich to wolni strzelcy - tu trzeba zawierać umowy w formie pisemnej, by można było mówić o przeniesieniu praw. Jeśli ktoś nie podpisuje - można przypuszczać, że doszło do udzielenia licencji. Ale przecież w umowach takich jak przeniesienie i udzielenie licencji trzeba określić pola eksploatacji. System zarządzania prawami autorskimi w takim wydawnictwie może odpowiedzieć na pytanie: czy mamy prawo do wykorzystania tego artykułu również na płytach CD?
Jeśli tego typu systemu pojawiają się w wydawnictwach, a to ze względu na minimalizacje ryzyka prawnego związanego z działaniem w trudnej sferze "własności intelektualnej", to dlaczego nie mają powstawać w administracji publicznej, która dysponuje naszymi (publicznymi) pieniędzmi? To co działa w przypadku artykułów prasowych, grafik, zdjęć - może też działać w przypadku programów komputerowych przygotowywanych dla administracji publicznej. System zaś może spowodować ujednolicenie zasad zamawiania tego typu systemów.
Rzeczpospolita relacjonuje wyniki audytu ARiMR następującymi słowami:
Zarzuty zajmują 200 stron. Audytorzy wzięli pod lupę system informatyczny ARiMR, a zwłaszcza umowy zawierane z dostawcami. Najpoważniejszy zarzut dotyczy nieprecyzyjnych zapisów o prawach do korzystania z oprogramowania. W wielu umowach z dostawcami nie określono nawet na jakiej podstawie, w jakim zakresie i terminie ARiMR będzie dysponowała prawami do systemów informatycznych. Raz zapisano, że agencja nabywa autorskie prawa majątkowe oraz licencję wraz z możliwością do modyfikacji i wykonywania praw zależnych, a innym razem, że nabyła tylko licencję. "Umowy zawierano bez jednolitych zasad oraz terminów gwarancji i rękojmi jakości" - czytamy w raporcie krakowskiej kancelarii. Dotyczy to głównie umów z HP. Nie znaleziono choćby dwóch umów, w których te zasady określone byłyby w sposób zbliżony. "Co więcej, warunki gwarancji jakości były tak zapisywane, by ograniczyć lub wyłączyć uprawnienia ARiMR z posiadania autorskich praw majątkowych" - czytamy.
Przeczytaj również:
- Wejść na ścieżkę uzależnienia łatwo...
- "Ścieżka uzależnienia" oczyma IDABC
- Wtórne wykorzystanie informacji publicznej w Polsce: aż musiała nam pogrozić Komisja Europejska
- Gdy za pieniądze unijne bezpieczniki postawią systemy oparte o GPL
- Projekt noweli ustawy o informatyzacji: będzie się działo
- Wydaje się, że warez bezczelnie zostawił ślad w plikach XML ministerstwa finansów
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
Taki raport możnaby
Taki raport możnaby właściwie kopiować podstawiając zamiast "ARiMR" dowolną jednostkę administracji publicznej i w każdym przypadku mógłby by być równie prawdziwy.
Od kilku lat mówi się (w tym również w ISOC-PL) o konieczności stworzenia jasnych wytycznych regulujących jakich uprawnień ma żądać zamawiający urząd od wykonawcy.
W USA istnieje pojęcie Government Purpose Rights które obejmuje rodzinę licencji dających zamawiającemu czyli administracji prawo do nieograniczonego kopiowania, wdrażania i modyfikowania zamówionego systemu czy np. analizy prawnej.
W Polsce jak urząd A zamówi za 20 tys. analizę prawdą art. 123 jakiejś ustawy to można mieć pewność, że urząd B na tej samej ulicy z rozkoszą wyda te same 20 tys. w tej samej kancelarii prawnej za dokładnie tą samą analizę dokładnie tego samego art. 123 sporządzoną metodą Ctrl-C/Ctrl-V.
BTW ciekawe jakie prawa ma zamawiający do cytowanego raportu :)
--
Podpis elektroniczny i bezpieczeństwo IT
http://ipsec.pl/
Lepiej nie sprawdzać urzędów. Może pogorszyć notowania politykom
Witam.
Czytając poniższe:
Zastanawiam się czy jasnowidz to jakiś napisał czy tylko realista. Jasnowidzów nie ma, zatem pozostaje realista.
Szkoda tylko, że nic to nie zmieni. Trudno jest wyplenić praktykę opisaną:
Dokładnie tak samo trudno jak przyjęte zwyczajowo zasady w innych firmach, choć najczęściej z sektora niepublicznego.
Wielokrotnie wskazywałem na fakt, że u podstaw takich sytuacji leży mały drobiazg. Drobiazgiem tym jest zarządzanie firmą. Aspektami prawnymi winien zajmować się pion prawny, nawet jeśli to dotyczy programów komputerowych. Wszak jest tu mowa o prawach autorskich, a nie o konfiguracji systemu operacyjnego. Aspektem stosowania rozwiązań z wykorzystaniem sprzętu IT to zagadnienie pionu organizacyjnego. Jak rzeczywistość ukazuje, za to co wyżej opisałem w obrębie wszystkiego co w ustawie ma słowo "komp" czy "inform" odpowiada pion informatyki. Zawsze jest potrzebny jakiś kozioł ofiarny. Wcale się nie zdziwię jak za "niedociągnięcia" w ARiMRR odpowiedzą dyscyplinarnie pracownicy pionu informatyki.
No ale cóż. Ogólnie od dawna króluje slogan "wszyscy tak mają". A wszyscy "na komputerach się nie znają", zatem jest w urzędach jak jest. Podatnik i tak zapłaci nawet za największe wydumki urzędników. Nikt tego nie kontroluje, a jeśli nawet, to tylko czy paragraf finansowy się zgadza. Aspekt dyscypliny budżetowej to już nie jest analizowany z urzędu przy kontroli wysokości wydatków. Tylko czy tak powinny wyglądać kontrole NIK-u? Za to podatnik im płaci?
Pozdrawiam.
Czy program komputerowy może być materiałem urzędowym?
Właściwie, to dlaczego nie uznać programów komputerowych przygotowywanych w ramach postępowania o zamówienie publiczne (i wyników audytów przygotowywanych przez kancelarie) za materiał urzędowy, a przez to nie objęć go art. 4 (por. Urzędowe dokumenty, materiały, znaki i symbole w orzecznictwie sądów administracyjnych i Outsourcing w przygotowywaniu "dokumentów urzędowych" a prawa autorskie)? Wszystko to w kontekście tezy SN że materiałem urzędowym będzie "to, co pochodzi od urzędu lub innej instytucji państwowej, bądź dotyczy sprawy urzędowej, bądź powstało w rezultacie zastosowania procedury urzędowej" (por. Wyrok Sądu Najwyższego - Izba Cywilna z dnia 26 września 2001 r. (sygn. akt IV CKN 458/00)).
Na podstawie art. 116 ust. 2 pkt. 16) ustawy z dnia 29 stycznia 2004 r. Prawo zamówień publicznych - Regulamin konkursu określa w szczególności:
Ale w art. 143 Prawa zamówień publicznych jest postanowienie, że "na czas nieoznaczony może być zawierana umowa, której przedmiotem są dostawy (...) 5) licencji na oprogramowanie komputerowe..."
I właściwie tyle w Prawie zamówień publicznych o prawach autorskich (zob. również Kłopocik z licencjami w zamówieniach publicznych - tylko czy mamy w ogóle możliwość - w wyniku postępowania o zamówienie publiczne - udzielenia licencji na utwór, który jest pewnego rodzaju informacją, ale też "materiałem"?).
A jeśli utwór w wyniku działania procedury urzędowej przestaje być przedmiotem prawa autorskiego, to... na jakich polach eksploatacji przestaje nim być? A idąc dalej: czy może być tak, że coś jest utworem na niektórych polach eksploatacji (bo np. w wyniku procedury urzędowej przeniesiono prawa autorskie tylko na określonych polach eksploatacji i w wyniku tego powstał materiał urzędowy; w pozostałym zakresie przysługując twórcy), a na innych (czyli tam, gdzie przeniesiono prawa) należeć do domeny publicznej?
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination