Biuletyn, sankcje, cena informacji publicznej, ah! i jeszcze jej udostępnienie

Nie daję rady ostatnio przygotowywać szybko relacji z wydarzeń, które mam okazję obserwować, lub w nich uczestniczyć. W Zeszły piątek odbyło się posiedzenie Rady Informatyzacji i swoje notatki i spostrzeżenia będę musiał przekazać nieco później. Na razie spieszę donieść, że dziś odbyło się VI Forum administratorów, koordynatorów i redaktorów BIP i w czasie tego forum toczyła się burzliwa dyskusja. Nie uda mi się zakreślić tutaj nawet części dyskusji...

W czasie zorganizowanej przez Centrum Promocji Informatyki VI edycji Forum administratorów, koordynatorów i redaktorów BIP (pod nazwą Biuletyn Informacji Publicznej, Problemy funkcjonalne i techniczne) odbyła się dość ożywiona dyskusja. Być może będę miał szansę z czasem nawiązać do niej w następnych notatkach. Zwłaszcza, że głównym daniem dla czytelników niniejszego serwisu winna być informacja, że przygotowywana jest nowelizacja rozporządzenia dotyczącego BIP. Generalnie chodzi o to, by uprościć aktualne przepisy w taki sposób, by "usunąć napotkane w nich potykacze". Nie jestem przekonany, czy zgadzam się ze wszystkimi zmianami, które proponuje się w aktualnie obowiązującym rozporządzeniu MSWiA. No, ale zobaczymy, jaki kształt przyjmie projekt rozporządzenia po uzgodnieniach wewnątrzresortowych. Potem projekt musi znaleźć się oczywiście w BIP (co wynika z ustawy o lobbingu w procesie stanowienia prawa).

O "potykaczach" oczywiście można przeczytać zarówno w Białej Księdze Nowego BIP albo na forum Meta BIP.

Ja ze swej strony podzielę się „na szybko” pewnymi obawami, a może raczej „przemyśleniami”. Z jednej strony padają niepokojące trochę głosy o granice udostępniania informacji (o to, by zastrzegać w umowach cywilnoprawnych z przedsiębiorcami poufność pewnych informacji co pozwoliłoby administracji odmawiać udzielenia informacji ze względu na zastrzeżoną tajemnicę przedsiębiorstwa), słychać głosy o tym, by nie udostępniać informacji na wczesnych etapach prac nad projektami, padają głosy, że niektóre wnioski osób chcących otrzymać informacje można nazwać "wnioskami dokuczliwymi". Odniosłem wrażenie, że generalnie kłopotem jest to, że każdemu przysługuje prawo do otrzymania informacji w sprawach publicznych (być może ta konstatacja jest krzywdząca). Wiele głosów dziś padło na temat tego, w jaki sposób ustalić granice dostępu do informacji. Oczywiście wiele argumentów padających w dyskusji do mnie przemawia. I nawet istnieje zgoda co do tego, że ustawa jest niedoskonała, zaś rozporządzenie dotyczące BIP hmm.. (por. dział BIP niniejszego serwisu, a zwłaszcza Biuletyn Informacji Publicznej. Wymagania w stosunku do instytucji korzystających ze środków publicznych).

Podczas dzisiejszego forum, prezentując "wykład inauguracyjny" postawiłem tezę, że nie ma dziś skutecznej drogi domagania się od podmiotu zobowiązanego do posiadania BIP by ten BIP zawierał aktualne informacje. Wiadomo, że nikt nie został skazany za niudostępnienie informacji publicznej (na mocy art. 23 ustawy, a tam mowa o nieudostępnieniu informacji publicznej, nie zaś o nieudostępnieniu jej w BIP).

Niektórzy uczestnicy forum odetchnęli z ulgą, gdy pokazałem jak realizowany jest BIP Ministerstwa Sprawiedliwości, albo Trybunału Konstytucyjnego. Ale ja nie miałem zamiaru uspokoić twórców BIP. Chodzi mi o to, że brakuje skutecznego narzędzia uzyskania informacji publicznej - jeśli sprawa Płatnika (por. O Płatniku i ZUS z neutralnością i otwartością w tle) toczy się tyle czasu (8 grudnia ma być wyrok sądu powszechnego, a zaczęła się od wniosku Sergiusza Pawłowicza z 20 maja 2003 roku o udostępnienie informacji publicznej w sprawie KSI MAIL) i wystarczy zasłonić się istnieniem tajemnicy prawnie chronionej (czego NSA nie oceniał merytorycznie, a badał jedynie czy ktoś się zasłonił czy nie) to dostęp do informacji nazwałbym "utrudnionym".

A i prawo własności intelektualnej staje się tu wygodnym elementem ograniczania dostępu do informacji publicznej. Zwracałem na to uwagę w czasie konferencji PAN, w której uczestniczyłem jakiś czas temu, podobnie: w czasie niedawnej konferencji Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego...

OK. Jasne, że urząd nie powinien pisać za studenta pracy magisterskiej czy innej rozprawki. Ważne jest to, by jednak istniała jakaś skuteczna droga egzekwowania prawa do informacji publicznej. I mam na myśli zarówno to, że określona treść winna być opublikowana online, ale również to, by ta treść była opublikowana w taki sposób, by nikogo nie dyskryminować. Chciałbym mieć możliwość w przypadku wadliwie skonstruowanej witryny urzędu dochodzenia w jakimś prostym trybie tego, by urząd był zobligowany do poprawienia swojej technicznej infrastruktury. Fakt, że to może być uznane za problem. To zagadnienie z pogranicza prawa administracyjnego i sfery hmm.. "technicznej"(?). Tylko, że w dzisiejszych czasach to kod oprogramowania zastępuje prawo. Dlatego sposób udostępniania (sposób, nie tylko treść) ma znaczenia. Czy dostępność (accessibility) należy rozumieć szeroko czy wąsko? Ma po prostu być dostępnie. Czy należy zostawić te kwestie (poprawność kodu, niestosowanie ramek, i wszystkiego tego, co opisaliśmy kiedyś z Władkiem Majewskim w tekście Dostępność polskich witryn administracji publicznej) "katalogowi dobrych praktyk"? Katalog dobrych praktyk nie załatwi sprawy dostępności. Potrzebuję narzędzia egzekwowania swojego prawa do informacji, potrzebuje też narzędzia do egzekwowania neutralności technologicznej, do tego, by nie być uzależnianym od konkretnych, często komercyjnych, technologii (co jest odrębną sprawą)…

Obawiam się, że nawet "mała nowelizacja" rozporządzenia dotyczącego BIP może stać się polem bitwy, chociażby chodziło o to, by z "precyzją skalpela" usunąć rozpoznane już "potykacze". Obawiam się też, że głównym potykaczem jest to, że obywatel (a zgodnie z ustawą - "każdy") ma prawo do uzyskiwania informacji o działalności organów władzy publicznej oraz osób pełniących funkcje publiczne... Jeśli ograniczy się prawo do informacji w aktach wykonawczych, albo nie da się odpowiedniego narzędzia do egzekwowania prawa do informacji, to może się okazać, iż jedyne co pozostanie to zabieganie o uznanie niekonstytucyjności niektórych przepisów (por. Informatyzacja, akty wykonawcze, delegacje i ich konstytucyjność)... To byłaby ostateczność, ale jak pokazuje przykład prawa autorskiego i tabel wynagrodzeń - tam gdzie zbyt silnie zabiega się o czyjś interes czasem konieczne jest przypomnienie o zasadzie. Zasadą w moim odczuciu winna być dostępność, nie zaś ograniczanie informacji.

Być może jednak jestem niesprawiedliwy. Oczywiście prawo do informacji również powinno mieć granice, jednak uważam, że w chwili obecnej problemem jest to, iż dziś koncentrujemy się na granicach, a w moim odczuciu winniśmy jak najszerzej udostępniać, w jak najwygodniejszej formie dla społeczeństwa, informacje związane z życiem publicznym. Poszerzać domenę publiczną. Jeśli zaś ktoś chce wprowadzić cenniki - niech założy spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością. Oczywiście, że informacja publiczna ma pewną wartość, ale ta wartość nie oznacza, że urząd (albo inny zobligowany do udostępnienia) ma zarabiać na wartości takiej informacji. Chodzi o to, by ta cenna informacja udostępniana była społeczeństwu (a wprowadzana ew. odpłatność uzasadniona była jedynie kosztami jej udostępnienia)... Jeśli to takie kosztowne – wpuszczajmy informacje publiczną do sieci p2p.

Wedle aktualnej wersji projektu – nowe rozporządzenie w sprawie BIP ma zacząć obowiązywać od 22 stycznia 2007 roku. Prawda, że niewiele czasu? Na razie jeszcze jednak projekt nie został do końca uzgodniony.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Kto dla kogo?

Ja mam wrażenie, że różne urzędy zapominają, że są dla Nas, obywateli. No i oczywiście - podatników. Piętrzenie różnorakich trudności w poszczególnych instytucjach może powodować poważne bóle głowy. Zasłanianie się tajemnicami, prawem "tego i owego" jest tylko zasłoną dla rzeczywistych powodów. Z jednej strony może to być po prostu niechęć do wykonania takiej pracy, a z drugiej brak kompetencji, niewykluczone, że chodzi o obie te przyczyny.

Niby jest k.p.a., niby jest bogate orzecznictwo, ale żeby o byle "błahostkę" toczyć takie batalie prawne (w sądach, jeżeli nie da się w urzędzie) to jakiś absurd. A może właśnie trzeba zacząć "nękać" takimi sposobami, a po kilku orzeczeniach urzędy (i ustawodawcy) wezmą się do roboty. Chyba jestem naiwny :) Znacznie ułatwiałoby sprawę, jeżeli sprawy w sądach odbywały się sprawnie (po licho ta zasada szybkości i prostoty?), a nie ciągnęły w nieskończoność. I jak tu mieć zaufanie do państwa.

I taka ogólna konstatacja, nie wydaje mi się, żeby były potrzebne kolejne nowelizacje, a raczej usunięcie wcześniej wydanych przepisów. Tak tylko robi się jeden wielki "kocioł prawny".

zgadzam sie w pelni z

zgadzam sie w pelni z przedmowca. kazdy obywatel ma prawo do uzyskiwania informacji publicznej, a co moze zrobic gdy mu sie odmowi? biorac pod uwage tempo dzialania sadow - to nic nie moze, no chyba ze ma nadludzka cierpliwosc

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>