Po debacie o blokowaniu - prośba o komentarze
Debata na temat blokowania stron internetowych, która dziś odbyła się w biurze Rzecznika Praw Obywatelskich, dobiegła końca. Widziałem ją tylko przez 10 minut (a to w przerwie spotkania, które odbywało się poza granicami kraju). Wierzę, że mój postulat, by nagranie z tej dyskusji było dostępne również po jej zakończeniu, zostanie zrealizowany. Wiem, że wiele osób w niej uczestniczyło, wiem, że wiele osób oglądało ją online. Proszę zatem o komentarze dotyczące tej debaty. Jaka ona była Państwa zdaniem?
Zaczęło się od tego: Pięć tez w dyskusji o systemie blokowania stron internetowych, a potem, pod szyldem Fundacji Panoptykon (chociaż oczywiście w organizacji tego przedsięwzięcia brało udział kilka organizacji pozarządowych), została zorganizowana debata: Debata w biurze RPO: Blokowanie stron internetowych.
Temat nie jest prosty i łatwy, a kontekst "ochrony dzieci" wcale go ułatwia dyskusji na poziomie pozbawionym emocji.
Na razie widzę takie komentarze, jak:
- Wolność słowa czy ochrona dzieci - debata nt. blokowania stron WWW - Gazetaprawna.pl
- Polska jest za blokowaniem stron - Życie Warszawy
- Część stron w internecie zostanie zablokowana? - Onet.pl
- Blokowanie Internetu szkodzi i hamuje rozwój- media2.pl
PS
Nagranie z przebiegu debaty jest już dostępne online:
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
nagranie z debaty już dostępne
Cała debata oraz gorąca dyskusja
http://www.problematyka.org/2011/02/11/blokowanie-stron-debata-u-rpo-10-02-2011/
tekst o debacie z dziennika internautów
http://di.com.pl/news/35920,0,Debata_byla_o_cenzurze_internetu_czy_nie_o_cenzurze.html
"Wczoraj w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich odbyła się zapowiadana debata dotycząca blokowania stron WWW. Można odnieść wrażenie, że różne strony przedstawiły swoje poglądy i... tyle. Inaczej jednak odbierzemy tę debatę, jeśli zauważymy, że różne strony mówiły o czymś innym i tak naprawdę debata na temat się nie odbyła."
Komentarz do pierwszej wypowiedzi Fundacji Dzieci Niczyje
Komentarz do pierwszej wypowiedzi p. Agnieszka Wrzesień, przedstawicielki Fundacji Dzieci Niczyje:
Argument o wtórnej wiktimizacji jest - moim zdaniem - bardzo dobry. Trudno uznać, że powszechna potencjalna dostępność materiałów, na których widać, jak krzywdzi się dzieci, nie jest wtórną wiktimizacją tych dzieci. Jest nią.
Jeśli Fundacja Dzieci Niczyje współpracuje z Policją różnych krajów w celu wsparcia ścigania publikujących treści pedofilne z udziałem dzieci (czyli treści, których posiadanie i rozpowszechnianie jest niedopuszczalne w wielu systemach prawnych, w tym w Polsce), to zastanawiam się:
1. w jaki sposób nie są penalizowane osoby współpracujące z Fundacją, które do takich treści miały dostęp (być może zachowały je na dysku odwiedzając stronę, której "autora" następnie usiłują pomóc ścigać), oraz
2. w jaki sposób, po wprowadzeniu ew. blokady, Fundacja będzie chciała alarmować służby o tego typu przestępstwach (o ile nie obejdzie sama założonych blokad, to przecież nie będzie o nich wiedziała).
W jaki sposób mierzy się umiejętności techniczne osób korzystających z pornografii dziecięcej? Skoro wiadomo "od Policji", że "większość" osób to osoby o "podstawowych umiejętnościach technicznych", to w jaki sposób jest to mierzone?
Fundacja Dzieci Niczyje argumentuje, że w przypadku Wielkiej Brytanii Policja udostępniła informacje zgodnie z którą "blokowanie" pozwala "odbić" 58 milionów (por. komentarz poniżej)
miliardówprób zapytań w skali roku. Istotnie. To olbrzymia liczba. Pytanie brzmi: jakiego rodzaju to są zapytania. Czy są to zapytania przeglądarek, których użytkownicy intencjonalnie usiłowali zapoznać się z reglamentowanym prawnie materiałem, czy też w ramach "raportowanej przez Policję" liczbie "odbić" włączono również zapytania automatów indeksujących (np. crawlerów Google i innych wyszukiwarek), a także zapytania ze strony spambotów, które usiłują pozostawić ślad na każdej dostępnej witrynie internetowej, a ich aktywność obserwowana od strony webmasterskiej jest olbrzymia. Jeśli takiego rozróżnienia nie ma, to uznałbym ten argument za manipulacyjny, a przez to skala zainteresowania materiałami pedofilnymi nie powinna być opisywana tego typu liczbą. Istotne jest przy tym pytanie o metodologię gromadzenia informacji o "odbiciach".Mechanizm blokowania rzeczywiście był testowany w wielu krajach. Z badań australijskich, gdzie został przecież przeprowadzony pilotaż pt. Internet Service Provider (ISP) Filtering 'Live' Pilot (por. W Australii rząd pozwala społeczeństwu dyskutować nad pomysłem blokowania treści), wynika też, że tego typu mechanizmy filtracyjne nie są narzędziem skutecznego blokowania dostępu do treści. Rozumiem przy tym, że odwołujący się do takich raportów mogą uznawać, że takie mechanizmy są "wystarczająco skuteczne", by ograniczyć dostępność materiałów pedofilnych.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Już kiedyś pisałem
poprawdzie ja nie fundacja ale - poprawdzie w kontekście biegłych działających z mocy polecenia gospodarza postępowania a nie w kontekście wolontariuszy - ale
art. 1 par 3. KK
jeszcze a propos "58 000 000"
Żeby nie ograniczać dyskusji do problemu "botnety czy ludzie", ośmielę się jeszcze zaproponować trzy inne "problemy badawcze" z tą liczbą:
* Po pierwsze, nie bierze się w tych szacunkach pod uwagę, co rzeczywiście było przedmiotem blokowania: niszowa strona dedykowana pedofilskim treściom czy popularna strona pornograficzna albo wręcz portal, taki jak Wikipedia, na którym obok tysięcy legalnych zdjęć trafiło się jedno dyskusyjne (zdarza się, że ocena, czy na zdjęciu mamy do czynienia z dzieckiem, wymaga opinii trzech biegłych).
* Po drugie, ilość "usiłowanych wejść" niczego nam nie mówi o popycie na zdjęcia wykorzystywanych dzieci – adres zablokowanej strony może się pojawiać w wyszukiwarce także po wpisaniu zupełnie z pornografią niezwiązanych słów kluczowych.
* Po trzecie, nikt nie bada, ile osób z owych 58 000 000 „zablokowanych” użytkowników w efekcie weszło na poszukiwane strony dzięki serwerom proxy czy sieci TOR.
[gwoli rzetelności, zrobiłam tu re-use swojego tekstu z DI http://di.com.pl/news/36015,0,Opinie_Blokowanie_stron_WWW_-_poczatek_prawdziwej_rozmowy.html]
blokowanie - pytania całkiem podstawowe
na które jeszcze nikt nie ma odpowiedział. Wydaje się, że usiłując rozszerzyć zachwalany model brytyjski na całą Europę nie przeprowadzono nawet najbardziej elementarnych badań.
1. Załóżmy, że w UK od czasu gdy blokowanie stało się powszechne nastąpiła poprawa sytuacji (a nastąpiła?). Jakie są dowody, że zmiana - jeśli ona w ogóle nastąpiła - jest skutkiem blokowania?
2. Czy analizując wieloletnie trendy statystyk odnośnie pedofilii, w tym statystyk o zgłaszanych stronach, z porównywalnego do UK kraju w którym nie ma blokowania np. Niemiec czy Francji, dane te wskazują na przewagę modelu brytyjskiego? Czy można przedstawić dane statystyczne wskazujące na przewagę Szwecji, gdzie blokowanie jest stosowane, nad Holandią, gdzie go nie ma?
To zwolennicy blokowania powinni przedstawiać dowody, że ich propozycja ma sens. To zwolennicy blokowania powinni dowieść, że łatwe i tanie działania w świecie wirtualnym są w stanie zastąpić trudną policyjną pracę w terenie.
Tak nie jest. Życie to nie gra komputerowa. Nowym zjawiskiem jest to, że w świecie wirtualnym vide Second Life można zarobić całkiem realne pieniądze. A już parę reżimów, poczynając od koreańskiego, upadło, bo ludzie mieli możliwość komunikowania się przy pomocy SMS-ów i Facebooka.
Lecz są to sytuacje nadzwyczajne. Wojny gwiezdne są w dalszym ciągu do wygrania tylko w kinie. Mimo kilkudziesięciu lat badań, kosztującego miliardy sprawdzania działania różnych prototypów udaje się zestrzeliwać pojedyncze rakiety. I żadne zaklinanie rzeczywistości tego nie zmieni.
To chyba najmądrzejsza
To chyba najmądrzejsza uwaga w tej całej dyskusji. Faktycznie, jeżeli da się uprawdopodobnić, że blokowanie stron zagraża wolnościom chronionym np. przez konstytucję, w takim przypadku to na stronie "rządowej" będzie spoczywać ciężar udowodnienia, że proponowane przez nich działania będą skuteczne. I warto byłoby tego wymagać, a nie dać zepchnąć się do defensywy. To oni muszą udowodnić nie tylko, że takie działania są potrzebne, ale także, że będą skuteczne.
58 milionów - dużo czy mało?
58 milionów w gotówce to może być majątek - gdy na banknotach jest €, może też być nic - gdy to będą dolary zimbabweńskie.
W UK jest 51 milionów internautów, to oznacza że udało się zablokować żądanie każdego internauty o 1 plik w skali roku. W Polsce byłoby to 2,5 pliku, przy min. 12 tysiącach odsłon jakie wykonuje polski internauta w tym czasie. Odsłona na stronie z tym komentarzem to min. 35 zapytań, w tym 12 kandydatów do blokowania (pliki graficzne). W maju 2001 roku miałeś 18 925 odsłon, 18 925*12*12 = 2 725 200. 21 takich serwisów i mamy 58 milionów zapytań do zablokowania. Dużo? Mało?
4chan ma 1,1mln odsłon z UK dziennie, klika omyłkowo zablokowanych obrazków z tego serwisu i te 58mln robi się znacznie poniżej 1 roku.
Jeszcze rozmowa
Proponuję jeszcze rozmowę Kuby Janiszewskiego z Kasią Szymielewicz w TOK FM (mp3). Rozmowa na temat blokowania sieci.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Dobry argument Ministerstwa Sprawiedliwości
Dobry argument p. Tomasza Darkowskiego, przedstawiciela Ministerstwa Sprawiedliwości: skoro pobieranie treści pornograficznych z udziałem dzieci jest już samo w sobie przestępstwem (Art. 202 § 4.: Kto utrwala treści pornograficzne z udziałem małoletniego poniżej lat 15, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10 oraz Art. 202 § 4a.: Kto sprowadza, przechowuje lub posiada treści pornograficzne z udziałem małoletniego poniżej lat 15, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.), to blokowanie dostępu do takich treści należy oceniać w kategoriach prewencji.
Dalej zaś stanowisko, zgodnie z którym provider wiedzący o treściach przechowywanych w jego infrastrukturze może ponosić odpowiedzialność za pomocnictwo.
Nota bene - w 40 minucie nagrania przedstawiciel MS mówi o samoregulacji branży internetowej (providerów). Ten temat wypadałoby zgłębić.
Kiedy jednak przedstawiciel MS mówi, że "My nie nawiązujemy do Rejestru Stron i Usług Niedozwolonych. Tam chodziło o hazard. My mówimy o treściach, które są zakazane". Otóż jednym z elementów projektu związanego z utworzeniem Rejestru Stron i Usług Niedozwolonych było blokowanie "niedozwolonych stron i usług". Co nazywano wówczas w ten sposób? Przypomnijmy brzmienie jednej z wersji projektu ustawy:
Trudno nie nawiązywać do RSiUN. Po prostu w tamtym projekcie była mowa również o tym, o czym jest mowa teraz, chociaż rzeczywiście dziś jest mowa tylko o jednym elemencie tego, o czym była mowa wówczas.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Wiedza w infrastrukturze.
Provider - jako taki - nie przechowuje w swej infrastrukturze. On to tylko przesyła. Czy TPsa wie, co przesyłam https-em z serwera w Afryce? Albo - bliżej - w Niemczech? Nie.
Słaby ten straszak na providerów. MSZ sprowadza się do namierzenia i usunięcia źródła, czyli tak, jak do tej pory. Pośredników - czyli tych, którzy mieliby blokować - nie dotyczy.
Teraz nie wie, ale jak się mu pokaże palcem
Teraz nie wie, ale jak się mu pokaże palcem, to zaczyna wiedzieć. I tu dyskusja wchodzi na grunt notice and takedown, "wiarygodnej wiadomości" i przepisów ustawy o ściadczeniu usług drogą elektroniczną (z zastrzeżeniem, że tej ustawy nie stosuje się generalnie do świadczenia przez przedsiębiorcę telekomunikacyjnego usług telekomunikacyjnych,
z wyłączeniem art. 12-15 tej ustawy (art 3 pkt 3 uśude)).
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
art. 12 UŚDE
Być może czegoś tu nie rozumiem, ale art. 12 UŚDE zawiera według mnie praktycznie bezwarunkowe wyłączenie odpowiedzialności przedsiębiorcy telekomunikacyjnego. Z dosłownego brzmienia tego przepisu wynika, że taka np. TPSA nie ponosiłaby odpowiedzialności nawet za zupełnie świadome umożliwianie dostępu do stron pedofilskich. O co zatem chodzi z tą "wiarygodną wiadomością"?
Dlatego
Dlatego napisałem, że "dyskusja wchodzi na grunt". Nie zaś, że dziś TPSA by odpowiadała. A prace nad zmianą ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną wszak trwają obecnie w MSWiA.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
prewencja
Zaraz wejdziemy na śliski grunt czy cache przeglądarki albo RAM karty graficznej to już jest miejsce w które się "pobiera" (nie jest). Póki co oglądanie pornografii dziecięcej nie jest w Polsce przestępstwem. Być może powinno być, ale nie jest. Zaraz wejdziemy na śliski grunt wykładni starego brzmienia art 267 dotyczącej pojęcia "zapoznawania się z informacją" (i karać oglądaczy za "haking" w myśl zasady "skoro informacja jest zakazana w ogóle to w szczególności uzyskanie do niej dostępu należy penalizować" - będzie to poprawdzie wykładnia a'la Andriej Januarewicz Wyszynski, bo nie ma "informacji zakazanej", choć wszyscy o niej mówią ale jaka interesująca). Ale póki co nie jest, więc prewencja będzie nadmierna, bo będzie zabraniać czynu - poprawdzie ohydnego, nagannego, nieetycznego - ale legalnego. Co do odpowiedzialności za pomocnictwo to sprawa jest jeszcze bardziej śliska. Dajmy na to powziąłem wiedzę, że Iksiński ściąga pornografię dziecięcą z nieznanej mi strony. Donoszę do providera, który powinien co? Zablokować cały internet Iksińskiemu? odciąć Iksińskiego od usługi WWW (cały czas mowa jest o tej jednej usłudze)? A jeśli doniosę, że nie Iksiński tylko "abonent TPSA działając przez modem telefoniczny z Warszawy" to co - odciąć wszystkie telefony w Warszawie? A może TPSA ma założyć podsłuch? W ogóle niby jak provider ma sprawdzić czy dany tekst/zdjęcie/film jest pornografią? Tak jak mówiłem: bywało że na setkę płyt z taką czy inna golizną, których kopie robiłem dla biegłego seksuologa ten kwalifikował jako pornografię trzy, a jako osoby nieletnie wskazywał np. kilkadziesiąt zdjęć z jednej płyty. A bywało, że do oceny wieku potrzebny był antropolog. Ale tego druga władza dzielnie wspierająca pierwszą nie widzi, bo nie ma wglądu, w praktykę pracy władzy trzeciej. I produkuje kolejne żaby do zjedzenia.
Pominę już oczywistą oczywistość, że masowe przejście przestępców na mocne szyfrowane utrudni życie policji. to już jest elementarna nieznajomość socjocybernetyki (bardzo dobra analogia z prohibicją). Prawo ma być stanowione po to, żeby osiągnąć stan zamierzony przez ustawodawcę a nie po to żeby było deklaracją intencji tegoż (od tego są ewentualnie preambuły do ustaw). Pominę optymistyczne (kilka milionów z budżetu na powtarzanie wyborów) skutki DoSowania pornografią forów przeciwników politycznych przed wyborami, o czym mówiłem w dyskusji, a mówiłem, bo widziałem taką sytuację (nie dotyczyła partii politycznej ale komercyjnej firmy i nie art 202 par 4b tylko art 202 par 1 ale problem jest ten sam: "autocenzura" IAPów nie ma prawa działać). Pominę kilku IAPów którzy pójdą z torbami za odszkodowania. Pominę problem danych osobowych (adres IP pozostaje daną osobową, jak mi się zdaje, choć przedstawicielowi MS zdawało się co innego). Pominę nierówne traktowanie technik tradycyjnych (dlaczego drukarz nie ma mieć przymusu odmowy drukowania poronogazetki bo podjął uzasadnione podejrzenie na podstawie wiarygodnie wyglądającego donosu, że modelka na rozkładówce coś młodo wygląda, dlaczego księgarz nie ma przymusu odmowy sprzedaży książki, albo radiowiec - wyemitowania słuchowiska). Pominę, że IAP to nie osoba fizyczna ale np spółka z siedzibą gdzieś na wyspach Pacyfiku...
Oj ciekawe nam się czasy szykują, ciekawe. Dobrze, że nie jestem już praktykującym adminem.
IMHO na prawdę najprościej byłoby (i zdecydowanie najbardziej moralnie) w ogóle zdelegalizować pornografię. Ale nawet to nie zmieniłoby sytuacji. Nawet gdybyśmy mówili o cenzurowaniu treści np antypaństwowych czy prowegetariańskich, to w zderzeniu z techniczną rzeczywistością sieci takie prawo musi pozostać wysoce nieskuteczne. A uchwalanie nieskutecznego prawa to psucie państwa.
Nie sadzę aby delegalizacja
Nie sadzę aby delegalizacja pornografii cokolwiek zmieniła. Nadal pozostałby problem usuwania nielegalnych materiałów z internetu i ewentualnego blokowania do nich dostępu a biegli w dalszym ciągu musieliby rozstrzygać co jest pornografią a co pornografią nie jest. Zmieniła by się tylko skala.
Podczas następnej dyskusji chciałbym aby zwolennicy blokowania stron WWW, argumentujący to dobrem dzieci, przedstawili informacje o ilości stron z pornografią dziecięcą, które nie zniknęły z sieci mimo interwencji u administratora serwera a więc takich, które byłyby objęte blokadami. Zakładam, że nikt nie hostuje takich materiałów z domowego komputera i korzysta z usług nieświadomego pośrednika.
ba!
Ale - z organizacyjnego punktu widzenia - przynajmniej nie byłoby uzależnienia karalności czynu od techniki obrazowania ani od tego czy namalowany obiekt miał osiemnaste urodziny wczoraj, czy będzie je miał jutro, czego - ośmielam się stawiać dolary przeciwko orzechom - żaden antropolog na podstawie nie tylko przetworzonego wizerunku ale i szczegółowych pomiarów antropometrycznych modela/ki nie wykaże. Wiem: posłowie, konsultanci i prawnicy by mniej zarobili, co jest poważnym argumentem przeciw. Przy okazji - z punktu widzenia demokratycznego państwa prawa ;) - przynajmniej byłoby wiadomo co ustawodawca uważa za naganne, a co za dopuszczalne (bo na razie wygląda na to, że penalizuje posiadanie wizerunków przetworzonych a nie penalizuje posiadania tychże nieprzetworzonych o ile sfotografowana/namalowana/sfilmowana/opisana/opowiedziana osoba/postać/podmiot liryczny jest pomiędzy 16 a 18 rokiem życia, a o ile nie przedstawiają czynności seksualnych, to choćby były pornograficzne dozwala i na przetwarzanie (czy jakoś tak - już pytałem kto mi wyjaśni i nie było chętnych) W każdym razie rzeczywiście niezależnie od tego jakie treści chcieć filtrować (choćby i czarno-białe zdjęcia facetów w niebieskich krawatach) technicznie żaba do zjedzenia będzie ta sama i to na dodatek niejadalna, bo skutecznie nie da się filtrować, co pokazali Chińczycy.
W każdym razie, myślę sobie luźno, że jeśli już uchwalać prawo, które nie może być skuteczne ze względów technicznych, to przynajmniej takie, żeby intencje prawodawcy były czytelne. Zawsze wtedy można powiedzieć: na technice nie zna się ale chciał dobrze. Póki co mamy raczej sytuacje w rodzaju: prawo stanowi mętne, na technice się nie zna, zamiary ma nieodgadnione (nie lubi malarzy, woli fotografów czy coś koło tego). Wszelakoż to są rozważania o wyższości tyfusu nad dżumą...
a proos ilości stron, których nikt nie ściąga, bo są zablokowane
"kompleksowe i rzetelne" dane z Internetu na ten temat bardzo trudno uzyskać, przede wszystkim dlatego, że nikt nie wie, ile jest w sumie materiału zablokowanego... Ale to, że blokowanie często prowadzi do "zamiatania problemu pod dywan" udowodnił m.in. eksperyment przeprowadzony przez niemiecką grupę AK Zenzur (PDF). Aktywiści przeprowadzili analizę „czarnej listy”, która wyciekła w Danii i okazało się, że niektóre ze stron – umieszczone na serwerach w USA – są już na liście ponad dwa lata. Co ciekawsze, po zawiadomieniu hostingodawców strony zniknęły z internetu w ciągu 30 minut...
Apropos postępowania Policji...
O ile dobrze pamiętam był taki czas kiedy posiadanie niewielkich ilości narkotyków było legalne, wtedy pojawiły się głosy ze strony m.in. Policji, że to wiąże im ręce w przypadku dealerów, którzy mieli przy sobie na raz tylko niewielkie ilości, a Policja zobowiązuje się, że nie będzie nękać zwykłych nałogowców.
Przyjęto nowelę, niewielkie ilości stały się zakazane. Policja nie ma obowiązku zastanawiania się nad tym, czy ktoś posiadał substancje zakazane w celu odsprzedaży, nie ma w związku z tym obowiązku sprawozdawczego w tej kwestii. Nie można w takim razie obecnie stwierdzić czy Policja wywiązuje się ze zobowiązań, czy tylko poprawia sobie statystykę.
W tym przypadku jest to kwestia o tyle istotna, że pozwalałaby ocenić ryzyko odstąpienia od właściwych czynności na rzecz czynności co prawda poprawiających statystykę, ale nie przynoszących pożytku społeczeństwu.
I jeszcze
Pan Tomasz Darkowski z Ministerstwa Sprawiedliwości kilkakrotnie mówił, że opiniował różne dokumenty, a nawet "nie tylko on". Myślę, że niezwykle istotne jest, by w trybie dostępu do informacji publicznej uzyskać dostęp do treści tych opinii. Nota bene - cenne w tej debacie jest wskazanie na ogólny brak przejrzystości ustanawiania przez rząd stanowisk w imieniu Polski, które następnie prezentowane są na forum UE.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
odpowiedz z Fundacji Dzieci Niczyje
Fundacja Dzieci Niczyje pragnie odnieść się do punktów poruszonych w wypowiedzi Pana P. Waglowskiego:
Odnośnie wtórnej wiktymizacji – produkcja i publikowanie zdjęć pornograficznych z udziałem dzieci są drastycznym pogwałceniem ich prawa do prywatności, i podjęcie wszelkich możliwych kroków zmierzających do ograniczenia rozpowszechniania tych materiałów jest istotnym elementem terapii poszkodowanych dzieci. Z perspektywy skrzywdzonego dziecka osoba produkująca zdjęcia i osoba je wykorzystująca, niczym się nie różnią:
Those who view the images of my abuse are no different from those who made them in the first place. It feels like they are in the room, encouraging my abuse. I know, technically, there is a difference but, for me, it’s not a lot of difference. (z wywiadu z ofiarą wykorzystywania seksualnego przeprowadzonego przez Marie Collins z Marie Collins Foundation, Dublin)
Raporty brytyjskiej Internet Watch Foundation mówią, że 44% zdjęć z pornografią dziecięcą pokazuje gwałt lub tortury na dzieciach, a prawie 80 % ofiar jest poniżej 10 roku życia, 20% poniżej 6 (to a propos argumentów o trudnościach w stwierdzeniu czy mamy do czynienia z pornografią dziecięcą czy nie).
FDN współpracuje z policją z różnych państw, Interpolem, projektem CIRCAMP w wymiarze eksperckim - w ramach projektów / sieci międzynarodowych. Stąd znane nam jest dobrze stanowisko policji z różnych krajów UE, Interpolu: (http://www.interpol.int/Public/THBInternetAccessBlocking/Arguments.asp )
Dla porządku: Fundacja Dzieci Niczyje nie prowadzi hotline ds. nielegalnych treści w sieci. Zgłoszenia treści pornograficznych z udziałem dzieci, spływające do prowadzonego przez FDN wraz z Fundacją Orange zespołu Helpline.org.pl zgodnie z procedurą współpracy przekazywane są do zespołu Dyzurnet.pl bez wcześniejszej weryfikacji zgłoszonych treści.
Co do „mierzenia możliwości technicznych” przestępców – takich badań jest faktycznie bardzo mało, acz analizy prowadzone przez prof. Davida Finkelhora pokazują, że w przypadku co najmniej połowy sprawców w bardzo łatwy sposób można było zapobiec popełnieniu przestępstwa, gdyby materiały pornograficzne z udziałem dzieci były blokowane - jedynie 10% przestępców można było uznać za posiadających ogromną wiedzę techniczną (extremely knowledgable), tylko 20% używało jakichkolwiek metod, aby ukryć zdjęcia (12% korzystało z hasła, 6% z szyfrowanie plików, 3% z odpowiedniego software’u).
Dodatkowo polecamy ciekawą analizę profilów 100 sprawców skazanych za pornografię dziecięcą, przygotowaną przez brytyjską organizację NSPCC:
http://www.nspcc.org.uk/Inform/research/questions/people_convicted_of_child_abuse_images_wda76295.html
Fakt, że najbardziej zdeterminowani przestępcy mogą obejść blokady nie oznacza, że należy całkowicie bojkotować proponowane rozwiązanie i odrzucać poszukiwanie optymalnej metody implementacji blokowania.
W temacie tym można odnaleźć analogię do walki ze spamem i wirusami.
Jeżeli znacznej liczbie potencjalnych sprawców udałoby się odciąć dostęp do pornografii dziecięcej, to policja zyska więcej czasu na ściganie osób o zaawansowanych umiejętnościach technicznych, które (pomimo blokad) prowadzą działalność przestępczą w Internecie.
Blokowanie pornografii dziecięcej działa tylko na strony www. Walka z pornografią dziecięcą w sieciach P2P, TOR, grupach usenetowych wymaga równolegle poszukiwania innych rozwiązań. Strony www są nadal najczęściej wykorzystywaną formą dystrybucji materiałów tego typu. Szacuje się, że 96% przestępców skazanych za pornografię dziecięcą znalazło lub dystrybuowało tego typu materiały za pośrednictwem stron www, 50% przez IRC, 43% przez sieci Peer2Peer, 23% przez mail, 12% korzystało z ftp (Technical Observations on ISP based Filtering of the Internet, www.acs.org.au/ispfiltering).
Odnośnie doświadczeń brytyjskich – była mowa o 58 milionach (nie miliardach!) „odbić” rocznie. Po konsultacji z policją brytyjską uzyskaliśmy źródło tej informacji: http://www.theregister.co.uk/2009/04/07/bt_cp_figures/
Przeprowadzone przez Gemius badania na reprezentatywnej próbie dorosłych użytkowników sieci nt. pornografii dziecięcej w Internecie pokazują, że 17% polskich Internautów trafiło na tego typu materiały! 88% opowiada się za wprowadzeniem jakiejś formy blokowania tego typu treści.
http://www.dzieckowsieci.pl/repository/upload/PDF/badanie_problem_pornografii_dzieciecej.pdf
Dziękuję za odpowiedź
Dziękuję za odpowiedź. Przy okazji poprawiłem w komentowanym komentarzu miliardy na miliony. Wskazany materiał nie odpowiada na pytanie odnośnie metodologii mierzenia "odbić". Zawiera jednak element, który koresponduje ze zgłoszoną przeze mnie wątpliwością, tj.:
Zatem nawet BT nie wie, ile z tych "odbić" to "żywi ludzie", a ile botnety i inne automaty (np. spamboty, crawlery wyszukiwarek, etc.).
Przy okazji: ile to jest "reprezentatywna próba" w badaniu Gemiusa, o której Państwo piszecie? Odnośnie badań bez odpowiedniej, weryfikowalnej metodologii - zupełnie przy innej okazji pozwoliłem sobie na "pastisz": Polscy internauci chcą by powstała polska placówka dyplomatyczna na Marsie! Metodologia (w szczególności możliwość sprawdzenia, w jaki sposób zadano pytanie i w jaki sposób dobrano grupę badanych) jest ważna, jeśli chcemy tego typu wynikom przyznawać jakiekolwiek znaczenie w debacie.
W tym przypadku, jak czytam w podlinkowanych materiałach:
Pytanie, jak Gemius za pomocą formularzy internetowych (udostępnianych tylko na stronach, które korzystały z narzędzi Gemiusa) uznawał, że ma do czynienia z osoba powyżej 15 lat? Pytań odnośnie metodologii i możliwych wniosków mogłoby być więcej.
Jeśli sygnalizowana wola respondentów miałaby mówić nam coś o rzeczywistości, to zacytujmy jeszcze raz wspomniane badania:
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
reprezentatywność próby
Jeśli chodzi o reprezentatywność wyników badań Gemius to wyjaśnia to sam raport: aby dane były reprezentatywne dla całej populacji internautów, odpowiedzi analizowano z wykorzystaniem wagi analitycznej, skonstruowanej na podstawie danych o płci i wieku internautów oraz o ich częstotliwości korzystania z internetu w Polsce, pochodzących z badania Omnibus PBS (VIII3IX 2008). Przedstawiana pod wykresami liczba respondentów ((n)), będąca podstawą procentowania, dotyczy danych nieważonych.
Reprezentatywność... nie we wszystkich grupach.
Korekta opisana w raporcie gemiusa poprawia reprezentatywność tylko w kwestii wieku i płci, nie może poprawiać reprezentatywności przy innej kategoryzacji badanych, gdyż nie ma danych pozwalających na stwierdzenie jakie zdanie mają takie grupy jak "osoby zamykające wyskakujące okienka(w tym okno z formularzem ankiety)" lub "osoby blokujące reklamy (w tym uciążliwe elementy z gemius.pl)".
W badaniu dodatkowo przedstawiono "blokowanie" jako skuteczną formę walki. Nigdzie nie wyjaśniono, że ewentualne blokowanie miałoby charakter lokalny, ale treści nadal pozostawałyby dostępne na serwerze. Myślę, że ponowne przeprowadzenie badania, w którym zamiast "blokowania przez ISP" pojawi się "usunięcie treści oraz schwytanie przestępcy" pozwoliłoby uzyskać podobne wyniki.
Tu właśnie istotna jest kwestia świadomości technicznej. Na razie moi znajomi posiadający wiedzę techniczną nt. sieci komputerowych lub hostingu opowiadają się przeciwko blokowaniu. Ci nie posiadający wiedzy technicznej opowiadają się często za blokowaniem, ale tylko jeżeli blokowanie byłoby skuteczne (tzn. treść nie byłaby dostępna w żaden sposób w żadnym państwie - co jak wiemy jest nie do zrealizowania).
Sprytne krowy i inni
Wystarczy jedna osoba, która przygotuje instruktarz krok po kroku jak obejść blokadę, a następnie rozpropaguje w Internecie linki do tego samouczka.
Z wypowiedzi (nie czytałem jeszcze analiz) wynika, że średnio jeden przestępca z odpowiednimi umiejętnościami ma do wyszkolenia tylko 9 osób, policzmy optymistycznie, że co 3 będzie chciał podzielić się wiedzą z innymi otrzymujemy stosunek 1:27.
Spójrzmy na przykładowe filmy na youtube dotyczące obchodzenia blokad: film nr 1 film nr 2. W pierwszym przypadku stosunek nauczycieli do uczniów wynosi 1:80516, w drugim 1:51278. Nawet przyjmując optymistycznie, że te liczby są przeszacowane (kilkukrotne obejrzenie, kilka osób pracujących nad jednym filmem), to i tak otrzymamy liczbę uczniów przypadających na nauczyciela przekraczającą 1000.
Obawiam się, że w związku z powyższym blokowanie stron może znacznie utrudnić pracę Policji. Dotychczas wielu przestępców z niskimi umiejętnościami technicznymi nie widziało potrzeby szkolenia się w tym zakresie (wrzucali i działało). W przypadku blokad zaczną szukać informacji o obchodzeniu blokad i mogą trafić również na informacje nt. anonimizacji poruszania się po sieci.
Pytanie brzmi ilu treści spośród tych 96% umieszczanych na stronach WWW nie udało się usunąć z sieci po kontakcie z administratorem? Ewentualnie trochę prostsze: ile spośród tych 96% przestępców używało ogólnodostępnych portali typu picassa, flickr, imgur, fotka, aby te treści rozpowszechniać? Nie ma sensu brać pod uwagę dużych dostawców "e-albumów" w rozmowach o blokowaniu, żadna z dużych firm nie mogłaby sobie pozwolić na czarny PR za odmówienie jak najszybszego usunięcia dziecięcej pornografii.
Badanie przeprowadzone przez Gemius nie mogą dotyczyć reprezentatywnej grupy, chociażby z tego prostego powodu, że bardziej zaawansowani użytkownicy blokują gemius.pl. W większości filtrów blokujących zbędne elementy na witrynach (np. do wtyczki Adblock Plus) znajduje się wpis blokujący gemius.pl. Próba nie ma rozkładu jednorodnego w populacji, co więcej preferuje użytkowników mniej doświadczonych nad doświadczonych.
Odnośnie wtórnej
Nie jest to prawdą z kilku powodów. Najważniejszy jest taki: oczywiście należy podejmować nie wszystkie ale wyłącznie rozsądne kroki prowadzące do uniknięcia przestępstwa. Problem w tym, że częściowe i wybiórcze blokowanie użytkownikom Internetu dostępu do pojedynczej usługi nie jest formą ani skuteczną ani rozsądną. Przypomina to trochę zakaz ruchu kołowego, bo zdarzają się wypadki drogowe. To nie jest zwiększanie bezpieczeństwa ale psucie prawa. Poza tym zablokowanie użytkownikom internetu dostępu do usługi www nie spowoduje zniknięcia tych zdjęć (filmów, tekstów) z internetu (serwerów news, ftp, poczty, sieci P2P, TORa i tuzina innych rodzajów usług). Nie zapobiegnie zatem wtórnej wiktymizacji, co więcej - jeśliby poczucie zniszczenia takiego materiału miałoby być elementem terapii, to fałszywe zapewnienia że materiał zniknął mogą - w przypadku jego pojawienia się - cała terapię skazać na porażkę co gorsza dostarczyć nowych traumatycznych przeżyć poszkodowanemu.
Pomysł blokowania użytkownikom dostępu do części usługi www przypomina zasłonięcie muru z obraźliwym napisem. Udawanie, że zasłonięcie muru likwiduje problem treści na nim nabazgranej nie załatwia sprawy. Załatwi ją wyłącznie pozbycie się w takim czy innym trybie tego, kto te treści produkuje (bądź przekonanie, go żeby tego nie czynił). I treść napisu (wulgarny, polityczny, przestępczy) nie ma znaczenia. Znaczenie ma determinacja malującego.
I dlatego przedstawiciel rządu mówił na spotkaniu o podniesieniu "age of consens" do osiemnastego roku życia? Poza tym ja na prawdę jestem biegłym od bez mała pięciu lat, opiniowałem w kilkunastu takich sprawach i nie znam przypadku, w którym prokurator kierowałby sprawę od razu do sądu bez zasięgnięcia opinii biegłego seksuologa, a przecież wydaje się (szczególnie tym, którzy z praktyką w tym względzie się nie zetknęli), że "wiedza i doświadczenie życiowe" powinny mu pozwolić na rozpoznanie zdjęcia pornograficznego z dzieckiem. Poza tym "treści" to nie tylko zdjęcia. Obok mamy sprawę "malarza-lubieżnika", reprodukcje prac którego zamieszczała między innymi Gazeta Wyborcza. Nawet jeśli miałoby być jakieś filtrowanie to należałoby ustalić bardzo szczegółowo jego zasady, znacznie bardziej szczegółowo niż obecnie opisuje to polskie prawo karne. Najprościej byłoby w ogóle odfiltrować pornografię (choć będzie problem z aktami...). Część IAPów zresztą ma w ofercie dostęp z Parent Control i bez niego. To jest krok w dobrą stronę.
Ale o kim my mówimy? O producentach, o osobach rozpowszechniających czy o osobach oglądających/kolekcjonujących pornografię dziecięcą? Rozróżnijmy bo brniemy w ślepy zaułek. Do produkowania tego rodzaju treści owo filtrowanie ma się nijak. Ma się do rozpowszechniania (przymyka nieco drzwi do jednego z kanałów dystrybucji) i do pobierania (nieco je utrudnia). Mamy znowu dwie możliwe sytuacje:
1. Nadawca i odbiorca wiedzą czego chcą - podówczas żadne "filtrowanie" nie pomoże - wystarczy odpowiedni plik spakować z hasłem i przesłać pocztą a choćby i wystawić na serwerze - nie zdradzę zresztą wielkiej tajemnicy, jeśli powiem, że tak się to robi zresztą nie tylko w przypadku pornografii ale i pirackiego oprogramowania - wystawia się pliki zaszyfrowane (a więc treści nie widać) a po ich ściągnięciu i uiszczeniu zapłaty klient dostaje od dystrybutora hasło
2. Odbiorca szuka w sieci "treści zakazanych" a dystrybutor stawia reklamową stronę www. W tym wypadku rzeczywiście filtrowanie pomoże. Skutek będzie taki jak w przypadku zakazu reklamy adwokatów, gabinetów ginekologicznych oferujących atrakcyjne wycieczki, łódki Bols i piwa bezalkoholowego. Jeśli kogoś takie działania bawią, to czemu nie, choć wolałbym żeby nie udawać że ktokolwiek wierzy w ich skuteczność.
Teoretycznie są jeszcze dwie możliwości dodatkowe: ktoś przypadkowo wchodzi na stronę z pornografią dziecięcą. Po pierwsze to dość mało prawdopodobne, po wtóre podówczas przestępstwa nie ma bo wchodzącemu przypadkiem nie można przypisać winy. Po trzecie: czemu nie zgłosić sprawy do prokuratury i strony nie zlikwidować? Po czwarte: IAP z Parent Control załatwia sprawę
I ostatnia możliwość: ktoś z głupia frant rozpowszechnia takie treści (tu mamy cały szereg zdarzeń z nagrań z telefonów komórkowych itd. z ubiegłego roku). No i robi to oczywiście nie na jakichś ciemnych serwerach z pornografią dziecięcą tylko na Youtube czy Facebooku, a tam mają niezłe polityki likwidowania tego od ręki (no właśnie a jakby nie mieli to odfiltrować FB jak Pakistan?)
Rekapitulując: ten kto takie rzeczy zarobkowo rozpowszechnia bez trudu blokady obejdzie. Ten kto treści pozyskuje i chce pozyskiwać - dostosuje się do tego co mu producent/dystrybutor narzuci. Pozostaje wąski margines tych, co to trafiają przypadkiem na podejrzane strony w niecywilizowanych krajach. Tu sprawę załatwiłyby konta z Parent Control u providerów (niechby nawet był przepis że każdy IAP musi mieć takie w ofercie i że nie drożej niż konta bez tego...)
Pełna zgoda - nie ma państwowej regulacji nakazującej filtrowanie spamu i wirusów a użytkownicy i providerzy jakoś sobie dają z tym radę i instalują antywirusy bez przymusu prawnego
Znowu - o czym mówimy? O dystrybutorach czy o kolekcjonerach? Policja nic nie zyska, a sporo straci na powszechnym wprowadzeniu szyfrowania i anonimizacji. Straci możliwość obserwowania co się dzieje (inaczej niż przez wywiad agenturalny). Ingerencja w wolność Internetu spowoduje tylko tyle, że przestępcy będą musieli się dokształcić. Teraz udaje się złapać przynajmniej leniwych przestępców. Po zaostrzeniu sytuacji być może część z przestępców zrezygnuje ale większość zapewne się dokształci (tym bardziej, że spakować plik z hasłem albo zainstalować TORa to nie jest jakaś wybitna wiedza) a penalizacja jako terapia skłonności pedofilnych nie wygląda na specjalnie skuteczną (to inny temat: czy i jak prowadzić profilaktykę zanim osoba ze skłonnościami przestępczymi posunie się do ich realizacji).
I gdzie są te liczne zgłoszenia tego na policję (choćby za pośrednictwem dyżurnetu)? Bo ja widzę aż 625 postępowań policyjnych w ciągu ostatnich sześciu lat .
http://www.statystyka.policja.pl/portal/st/936/50848/Handel_ludzmi_pornografia_dziecieca_i_pedofilia_przestepstwa_okoloprostytucyjne.html
O ile się nie mylę mamy w Polsce coś koło 12 milionów internautów (najostrożniejsze szacunki). Siedemnaście procent z tego to ponad dwa miliony. Może lepiej byłoby popracować nad techniką procesu zgłaszania tego rodzaju materiałów (bo obracając kota ogonem wychodzi na to że dwa miliony ludzi z hakiem trafiło na pornografię dziecięcą w sieci i nic z tym nie zrobiło, zatem czyn ewidentnie przestępny, mimo obywatelskiego obowiązku zgłoszenia zawiadomienia o przestępstwie, nie robi na nich wrażenia. I zupełnie poważnie tu (w ułatwieniu zgłaszania takich przestępstw) widziałbym duże pole do rzeczywistych działań "społeczności"
Ehh trafiło na strony z
Ehh trafiło na strony z pornografią dziecięcą.. oczywiście. Jak ktoś (słusznie) skomentował, strony z pedo w Internecie są jak Yeti - wszyscy o nich mówi, nikt ich nie widział. No chyba że te "17%" odwiedza za pomocą TORa słynny dział Hard Candy :) Oj.. wtedy to już mamy niezbyt sympatyczne społeczeństwo.
Może lepiej byłoby
Może właśnie od tego warto zacząć. Na przykład dodając zakładki czy link na stronie domowej do dyżurnetu? Sądzę, że przynajmniej w Mozilli jest to do wykonania, jeżeli by to sensownie umotywować. Nie wiem, czy takiej zmiany może dokonać aviary.pl (zajmujący się polską wersją), czy też wymagałoby to akceptacji Mozilli, ale jest chociażby Drumbeat, gdzie takie inicjatywy nie tylko są chętnie widziane, ale wręcz wspomagane.
To samo pewnie odnosi się do polskich środowisk linuxowych.
Mam wrażenie, że prof. Lipowicz właśnie o tego typu działaniach mówiła pytając o możliwości samoregulacji środowiska, a nie o auto-cenzurze (w której nie widzę niż zdrożnego, jeżeli dotyczy pornografii dziecięcej).
z donosicielstwem chyba nie ma problemu
Internet Watch Foundation ma milion zgłoszeń rocznie. W Polsce ta liczba nie jest tak imponująca, lecz pewnie adekwatna do różnicy statusu między WFI i FDN. Problem w tym, że te donosy obywatelskie rzadko spełniają wymogi policyjne. Ze zgromadzonych przez Komisję Europejską materiałów wynika, że może 10-20% zgłoszeń IWF nadaje się do dalszego procedowania.
Tego co naprawdę potrzeba to współpracy policyjnej na szczeblu operacyjnym. Wystarczy aby policjantom założono wiki (oczywiście zamknięte i szyfrowane) oraz pozwolono traktować informacje dostarczane na wiki przez zagranicznych kolegów za sygnał do natychmiastowego działania.
Byłoby to znacznie skuteczniejsze niż biurokratyczne uzgodnienia na szczeblu państw i policyjnej góry, które z reguły prowadzą do kosztownych i mało efektywnych rozwiązań.
Na przykład na pograniczu francusko-niemieckim patrole wymieniają się radiotelefonami, bo państwa mimo że policje mają w ramach pościgu prawo samodzielnej interwencji w strefie przygranicznej same nie potrafiły stworzyć kanałów przepływu informacji między policjantami na służbie.
No i po cenzurze?
http://kopalniawiedzy.pl/BBC-World-Service-Chiny-Iran-cenzura-blokada-12744.html