Przyszłość europejskiego prawa autorskiego w niektórych tezach konsultacji społecznych

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego opublikowało "Wyniki konsultacji społecznych". Chodzi o stanowiska przesłane do MKiDN w sprawie przyszłości europejskiego prawa autorskiego. Swoje głosy ministerstwu przesłały takie podmioty, jak: ZPAV, ZAiKS, Związek Importerów i Producentów Sprzętu Elektrycznego i Elektronicznego Branży RTV i IT (ZIPSEE), TVP, Stowarzyszenie Architektów Polskich, Repropol, Polskie Stowarzyszenie Prezenterów Muzyki, Polskie Radio, Stowarzyszenie Autorów i Wydawców "Polska Książka", PIKE, KRRiTV, Google, Archiwa Państwowe, Związek Telewizji Kablowych... Nieobecni w gronie biorących udział w konsultacjach nie powinni chyba w przyszłości narzekać na zły kierunek zmian.

"Wyniki konsultacji społecznych" zostały opublikowane w formie "spakowanego" archiwum plików PDF: 20100907_konsult_pa_wynik.zip. W tych plikach PDF oczywiście są zeskanowane bitmapy (które i tak dostatecznie utrudniają możliwość "wyjęcia tez" zgłoszonych w konsultacjach, ale archiwum ZIP dodatkowo zwiększa "dostępność" dyskusji dla wszystkich zainteresowanych; brakuje jednak napisu: "uwaga zły leopard").

Związek Producentów Audio Video napisał m.in.:

(...)
Zdaniem ZPAV nie wydaje się koniecznym dokonywanie zmian w zakresie terytorialnego charakteru praw autorskich i pokrewnych, a co za tym idzie ustanowienie jednolitego, europejskiego prawa autorskiego uprawniającego twórców do udzielania licencji pan-europejskich. Obecne uregulowania prawne, zarówno krajowe jak i międzynarodowe, takiej możliwości nie wykluczają i nie stanowią bariery. Ograniczenia wynikają ze zwyczajowych praktyk i nie uzasadniają tworzenia dodatkowych regulacji.

ZPAV podtrzymuje stanowisko przedstawione we wcześniejszych konsultacjach społecznych w odniesieniu do kwestii utworów osieroconych. W opinii ZPAV niezbędne jest stworzenie odrębnego instrumentu prawnego obejmującego wykorzystanie utworów osieroconych, jednakże nie w ramach dozwolonego użytku publicznego czy też licencji ustawowej, ale na podstawie licencji udzielanych przez organizacje zbiorowego zarządzania.
(...)

Hmm... Licencja udzielana przez organizacje zbiorowego zarządzania na korzystanie z "utworów osieroconych", czyli utworów, co do których nie wiadomo kto jest autorem, przy jednoczesnym zapewnieniu autorom możliwości publikowania dzieł pod pseudonimem lub anonimowo... Z jakiego tytułu OZZ maiłby mieć możliwość udzielania licencji w obszarze, w którym prawa takim podmiotom nie przysługują? Oczywiście prawo da się zmieniać. Dziś prawa nie przysługują, potem ustawodawca dokona pewnej interwencji legislacyjnej i może pojawi się zmiana... W każdym razie odnotowuję to stanowisko w ramach rozważań nad łacińską paremią "Nemo plus iuris ad alium transferre potest quam ipse habet" (przeczytaj również: Duża, kompleksowa nowelizacja prawa autorskiego i utwory osierocone, Utwory osierocone (Orphaned Work) w USA, albo Intelektualne drążenie pomysłów na rejestry praw i rejestr domeny publicznej).

ZIPSEE napisał w swoim piśmie m.in.:

(...)
W ocenie ZIPSEE przepisy wspólnotowe powinny w sposób jasny i precyzyjny określać zakres dozwolonego użytku prywatnego, tak aby konsumenci w całej Europie mieli równe prawa w zakresie kopiowania na własny użytek chronionych utworów.
(...)

Generalnie ZIPSEE reprezentuje interesy tych podmioty, które muszą potem przez organizacje zbiorowego zarządzania wpłacać pieniądze od urządzeń reprograficznych i czystych nośników (por. Wzrosną opłaty pośrednie za dozwolony użytek, a więc wzrosną ceny urządzeń i nośników). Nie dziwi zatem wytłuszczona teza: "system opłat od urządzeń i czystych nośników powinien być zniesiony na poziomie wspólnotowym".

Odnośnie precyzowania przepisów: jasne reguły gry są tym kierunkiem działań, które warto wspierać. W dyskusji trzeba pamiętać przy tym, że kierunkowo deklarowana walka o równe prawa konsumentów jeszcze nie przesądza o tym, czy konsumenci mają mieć w przyszłości więcej czy mniej praw. Precyzowanie przepisów może łatwo doprowadzić do ograniczenia dozwolonego użytku, ale jednocześnie warto pamiętać, że dziś te rozmyte zasady dopuszczonego działania w ramach takiego użytku determinują też zakres odpowiedzialności karnej. Być może można by ocenić polskie przepisy karne prawa autorskiego pod kątem ich zgodności z konstytucją i zasadami takimi jak: "nullum crimen sine lege"...

ZAiKS, poza odpowiedziami dotyczącymi prawa autorskiego, skomentował w swoim stanowisku same konsultacje:

(...)
Na wstępie chcielibyśmy zauważyć, że w naszym odczuciu dokument jest niewyważony: nieproporcjonalnie dużo miejsca poświęcone jest prezentacji stanowiska i interesów użytkowników i konsumentów, zbyt mało poglądom i stanowisku autorów. Powoduje to u czytelnika wrażenie, że prawne, instytucjonalne i organizacyjne rozwiązania omawiane i proponowane w tym dokumencie preferują interesy użytkowników i konsumentów kosztem autorów.
(...)

Generalnie - wydaje się, że sposób przygotowywania pytań w konsultacjach ma znaczenie dla uzyskanych odpowiedzi (por. Jakie społeczeństwo informacyjne, czyli konsultacje w sprawie (nie)dostępności kultury). Wydaje się też, że obawy ZAiKS nt reprezentacji stanowiska konsumentów, chociaż - jak uważam - uzasadnione z perspektywy interesów reprezentowanych przez tą organizację, w tych konsultacjach nie wpłynęły na uzyskany przez ministerstwo ogląd spraw. Dlaczego? To proste: wystarczy przyjrzeć się temu, jakie organizacje konsumenckie postanowiły odpowiedzieć na ministerialne zaproszenie i dosłać swoje uwagi. Moment. Organizacje konsumenckie? Chyba nie ma w gronie respondentów żadnych tego typu organizacji...

Odnośnie meritum ZAiKS napisał:

(...)
Postulujemy, aby w stanowisku rządu polskiego, nacisk został położony na utrzymanie podstawowego elementu kontynentalno-europejskiej koncepcji prawa autorskiego jako prawa podmiotowego, dającego możliwość decydowania o wykorzystaniu utworów; należy przeciwstawić się wszelkim próbom pozbawienia autora tego uprawnienia, np. przez wprowadzenie licencji przymusowej (ustawowej), nie negując przy tym potrzeby zapewnienia autorowi słusznego wynagrodzenia; jest to element niezmiernie ważny, ale wtórny. W tym kontekście wątpliwa jest jednak sugestia wprowadzenia systemu kompensacyjnego za nielegalne wykorzystanie utworów. Ponadto uważamy za nieznajdujące uzasadnienia próby wprowadzenia konstrukcji prawnych obcych temu systemowi, np. odpowiednika anglosaskiej konstrukcji fair use/fair dealing.
(...)

Można się zgadzać z ZAiKS lub nie (cytowane wyżej stanowisko ZIPSEE jest w zakresie fair use całkiem przeciwne do ZAiKS), ale - jak uważam - to stanowisko ZAiKS najbardziej opiera się na aksjologii systemu prawa autorskiego. Jeśli autor ma mieć prawo wyłączne do decydowania o korzystaniu przez osoby trzecie z jego dzieł, to - wedle tej aksjologii - dodatkowe regulacje "utworów osieroconych" są niepotrzebne. Nie masz zgody autora (np. dlatego, że nie wiesz kim jest), to nie masz prawa korzystać z jego dzieł. Proste? Proste, ale ekonomicznie może być niewygodne dla tych, którzy jednak chcieliby móc łatwiej korzystać z takich utworów, co do których nikt głośno nie krzyczy: kradzież, piractwo, etc...

ZAiKS jest przeciwko "dwupoziomowej ochronie", jest też przeciwny "daleko idącej harmonizacji prawa autorskiego", przeciwny zniesieniu zasady terytorialności, przeciwny "zlania" w jedno uprawnienie prawa wykonań publicznych oraz prawa utrwalania/zwielokratniania (a to w celu wykorzystania utworów online).

Idźmy dalej. Repropol napisał aż 10 stron. Tu na uwagę zasługuje teza, która brzmi:

(...)
...istniejący obecnie system rozliczeń prowadzonych przez organizacje zbiorowego zarządzania (dalej jako: OZZ) jest sprawny i nie wiadomo, czy ewentualne europejskie działania legislacyjne o charakterze harmonizacyjnym nie tylko nie usprawnią zbiorowego zarządzania prawami autorskimi, ale przyniosą raczej negatywne skutki dla działającego systemu krajowego...
(...)

Moje doświadczenia związane ze "sprawnym systemem rozliczeń" opierają się raczej na interakcji z Kopipolem, nie zaś Repropolem, ale...

Repropol, nieco inaczej niż ZAiKS, wypowiada się za:

(...)
...wprowadzeniem skutecznego rozwiązania umożliwiającego korzystanie z dzieł osieroconych w sposób zgodny z poszanowaniem praw autorskich nieznanych w momencie korzystania [z dzieła] posiadaczy praw, którzy zostaną zidentyfikowani później.
(...)

Mamy więc monopol prawnoautorski, czy też możemy się zgodzić na to, że uchylamy monopol (prawo wyłącznego korzystania związanego z uprzednią zgodą uprawnionego) prawnoautorski na rzecz przyszłego identyfikowania i pytania o późniejszą zgodę? Jeśli uchylamy prawo autorskie i możliwość wyłącznego decydowania, to jak się do tego mają przepisy karne, które przewidują dziś penalizację korzystania z utworów bez zgody? Dlatego ten temat jest taki ciekawy, ponieważ aksjologia prawa autorskiego zaczyna popadać w lekką niespójność...

W materiale Repropolu pojawia się również temat ochrony danych osobowych i plików cookies:

(...)
Sprawa ta jest istotna ze względu na reklamową działalność wydawców prasy, którzy w przypadku środowiska sieciowego muszą stosować jedyny system umożliwiający zliczanie odwiedzin pojedynczych użytkowników, opierający się na aplikacjach typu "cookies", które zabezpieczają ochronę danych osobowych. Jeśli planowane rozwiązania miałyby utrudniać bądź uniemożliwiać stosowanie tego typu plików, należałoby się - naszym zdaniem - opowiedzieć przeciwko takim działaniom.
(...)

Mamy więc zderzenie prawa autorskiego oraz ochrony danych osobowych i prywatności. repropol wypowiedział się również w kwestii reklamy behawioralnej, zmian w dyrektywie e-commerce, przepisów związanych z prawem zobowiązań, które miałyby uzupełnić dyrektywę konsumencką. W tym ostatnim przypadku interesująco wygląda jedna z tez, która sygnalizowana jest w kontekście "katastrofalnego znaczenia dla wydawców prasy":

W szczególności istotną kwestią jest prawo odstąpienia od umowy, które nie powinno mieć zastosowania w przypadku prenumeraty gazet i czasopism - jak można bowiem odstąpić od umowy w momencie, gdy dostarczone tytuły mogły zostać przeczytane i żądać zwrotu pieniędzy, skoro dane dobra straciły już na aktualności i nie da się ich ponownie sprzedać?

Ciekawe pytanie dotyczące wartości informacji w czasie oraz tego, co w środowisku internetowym reprezentowane jest sentencją "what has been seen cannot be unseen"...

Wyłowiłem też bardzo interesującą tezę Repropolu: "Należy jednak zauważyć, iż w odniesieniu do prasy nie można mówić o "jednolitym rynku"", a to w kontekście inicjatywy Komisji UE: Program prac Komisji na rok 2010. Interesujących tez w stanowisku Repropolu jest zresztą więcej i warto przeczytać całe stanowisko tej organizacji, ponieważ dość dobrze, jak uważam, przekazuje argumentację zmierzającą do ochrony interesów rynku prasowego w trudnej dla tej branży sytuacji rozwoju społeczeństwa informacyjnego.

O ile Repropol napisał ministerstwu 10 stron, to Google przesłał swoje stanowisko na 30 stronach. Pozostawiając Państwu niewątpliwą przyjemność lektury materiału przesłanego przez p. Agaty Wacławik-Wejman, przywołam tylko główne wątki ze wstępu do tego materiału (załącznikiem do pisma przewodniego są dwa dokumenty Google w języku angielskim):

Niezależnie od mechanizmów ochrony praw autorskich, do najistotniejszych zmian potrzebnych w europejskim prawie autorskim należą:

1. Reforma systemu licencji z uwzględnieniem potrzeb użytkowników treści kreatywnych; w szczególności uważamy za istotne stworzenie licencji obejmujących terytoria większej liczby państw europejskich (w tym licencji pan-europejskich) oraz opiewających na całokształt praw potrzebnych do wykorzystania utworu w ramach usługi danego typu;

2. Zmiany w zakresie zbiorowego zarządzania prawami autorskimi w celu poprawy transparencji; pewności i efektywności zarządzania prawami autorskimi w Europie;

3. Stworzenie zharmonizowanego, elastycznego i odpowiadającego wymogom nowoczesnego obrotu systemu wyjątków od praw autorskich (dozwolony użytek);

4. Wprowadzenie uregulowań dla dzieł osieroconych, umożliwiających ich cyfryzację zarówno przez podmioty publiczne, jak i prywatne.

Jak wspomniałem we wstępie - podmiotów, które wysłały ministerstwu swoje uwagi jest więcej. Powyżej pokazałem tylko niektóre tezy, aby zachęcić Państwa do lektury całości materiału. Jak widać dyskusja o przyszłości prawa autorskiego jest wielowątkowa, ale trwa. Nieobecni w tej dyskusji muszą się pogodzić, że ich argumenty nie będą słyszane i uwzględniane. Aby jednak były słyszane i uwzględniane nie wystarczy już tylko brać udział w dyskusji. Argumenty musza być dobrze przygotowane i przemyślane.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Przejściowa nowelizacja

Dziś jeszcze mają siłę i wpływ na stanowienie prawa, i taki ZPAV, którego można sparafrazować: "W opinii ZPAV niezbedne jest danie ZPAV wiecej kontroli i pieniedzy." jeszcze jedno pokolenie utrzyma swoje pozycje. A potem będą płonąć, aż dziw, że feudałowie praw autorskich nie rozumieją co się stało z feudalizmem w europie, gdy społeczeństwa znalazły już czas by się tymi feudalizmami zająć...

To raczej intuicyjne rozwiązanie

DiskDoctor's picture

Hmm... Licencja udzielana przez organizacje zbiorowego zarządzania na korzystanie z "utworów osieroconych", czyli utworów, co do których nie wiadomo kto jest autorem, przy jednoczesnym zapewnieniu autorom możliwości publikowania dzieł pod pseudonimem lub anonimowo...

Pisałem już o tym.

Utwór opublikowany pod pseudonimem (lub anonimowo ale to szczególny przypadek tego pierwszego) to nie jest utwór sierocy. Ja bym to nazwał "utwór porzucony". W interesie autora jest oznaczać własny utwór porzucony (pseudonim, anonim) by nie budziło wątpliwości, że on swojego faktycznego autorstwa nie ma zamiaru ujawniać. Podobnie rzecz ma się z prawami majątkowymi; jeśli utwór np. zamieszczony w internecie można wykorzystywać w licencji wolnej, to nikt i nic mnie nie przekona, że ona jest dorozumiana...

Mamy stosowne artykuły z papp mówiące o prawach podmiotowych - chcemy tego czy nie, OZZ wydaje się najstosowniejszą instytucją zastępczą by wziąć pod opiekę (tymczasowo) utwór sierocy. Utwory sieroce pod opieką OZZ do czasu ustalenia autorstwa, a przez to ich statusu licencyjnego, mogłyby poprzez ów opłaty licencyjne zasilać Fundusz Promocji Twórczości.

Tylko nie OZZ...

Przekazanie OZZ takich kompetencji utworzyłoby kolejne pole do nadużyć.

Co jeżeli ktoś wydałby pod pseudonimem utwór np. na licencji CC, czyli explicite bez tantiem, to OZZ mógłby stwierdzić, że twórca jest nieustalony i pobierać opłaty póki autor się nie zgłosi i nie przedstawi imieniem i nazwiskiem. Sam autor w takiej sytuacji może nawet nie wiedzieć, że w jego imieniu zbierane są tantiemy (pomimo jego zastrzeżenia wprost zakazu pobierania tantiem).

Jeżeli ktoś decyduje się na osierocenie utworu powinien liczyć się z tym, że nie będzie miał z niego żadnych korzyści. Oczywiście wydanie utworu pod pseudonimem nie pociąga za sobą takich konsekwencji.

rejestr utworów niechronionych

ksiewi's picture

A ja uważam, że to twórca/uprawniony powinien być obarczony obowiązkiem korzystania z utworu w tym sensie, że jeżeli zdecyduje się utwór porzucić (osierocić), to nie powinien móc korzystać z ochrony praw wyłącznych, a przynajmniej nie w pełnym zakresie.

OZZ ze zrozumiałych względów chciałyby udzielać odpłatnych licencji na utwory osierocone. Jest to jednak rozumowanie oparte o mało prawdopodobną tezę, że uprawnieni do utworów, którzy je porzucili chcą jednocześnie na nich zarabiać. Ja uważam, że gdyby chcieli, to by ich nie porzucali (publikacja nawet pod pseudonimem, to oczywiście nie porzucenie).

Skoro zatem twórcy utworów osieroconych nie chcą zarabiać, to nie będą też chcieli uzyskać pieniędzy pobranych na ich rzecz przez OZZ. A w każdym razie nie będą podejmowali w tym celu większej aktywności. Oczywiście, jeżeli OZZ samo ich znajdzie i wręczy pieniądze, to zapewne nie odmówią. Ale to oznacza tylko tyle, że wzrosną koszty ponoszone przez OZZ, jeżeli OZZ będzie rzeczywiście zainteresowane wypłaceniem pieniędzy autorom utworów osieroconych.

Propozycja OZZ może doprowadzić do sytuacji, w której zgromadzą one poważny kapitał, który do końca świata będzie czekał na uprawnionych... No chyba, że ustawodawca zezwoli OZZ na przekazanie tych kwot na inne cele, z pominięciem uprawnionych. Ale jaka causa i uzasadnienie dla płacenia za korzystanie z utworu komuś innemu niż uprawniony do niego?

W pwp funkcjonuje instytucja wygaśnięcia prawa ochronnego na skutek nieużywania tego prawa. Dlaczego więc prawo autorskie miałoby chronić kogoś, kto z tego prawa nie korzysta?

Swego czasu (http://www.rp.pl/artykul/380050.html) proponowałem stworzenie rejestru domeny publicznej. Taki rejestr powinien moim zdaniem obejmować także utwory osierocone. Jeżeli uprawniony (reprezentująca go OZZ) w stosownym terminie nie zareaguje na wpisanie jego utworu do takiego rejestru przedstawiając stosowne dowody, że prawa mu przysługują, to jego prawo powinno zostać istotnie ograniczone.

Za przeproszeniem, jest to

Za przeproszeniem, jest to pomysł z gatunku księżycowych. Na jego przeszkodzie stoi konwencja berneńska, tuzin dyrektyw i ... sama logika.

Przy okazji, Węgry mają już progres w tym zakresie. De facto art. 8 ust. 3 pr. aut. też w pewnym sensie załatwia problem orphan works.

pozdrawiam

argumenty

ksiewi's picture

Moim zdaniem konwencja berneńska nie stoi tu na przeszkodzie. Rozumiem, że chodzi Panu o zakaz uzależniania ochrony od dokonania jakichkolwiek formalności. Ja nie proponuję uzależnienia ochrony od formalności, a jedynie operowanie wyraźnie przewidzianymi przez konwencję instytucjami dozwolonego użytku/licencji ustawowych. Konwencja nie stanowi też moim zdaniem przeszkody dla ustanawiania stosownych terminów przedawnienia roszczeń uprawnionego, który porzuca swoje dzieło.

Tuzin dyrektyw? Proszę wymienić które dokładnie i jakieś konkretne zastrzeżenia, jakie się Panu nasuwają.

Sama logika z kolei sprzeciwia się moim zdaniem pobieraniu opłat dla kogoś, kto nie jest tym najprawdopodobniej zainteresowany, przez organizacje, które bez poniesienia nieproporcjonalnych kosztów nie będą w stanie go odnaleźć. Nie oznacza to, że nie powinniśmy wprowadzić mechanizmów ochronnych dla osób, które po prostu są zbyt "nieśmiałe", aby aktywnie korzystać ze swojej twórczości. Proponowany przeze mnie rejestr powinien takie mechanizmy zawierać. Nie wykluczam też wprowadzenia obowiązku składania przez użytkowników określonych kwot do depozytu na wypadek znalezienia uprawnionego w stosownym terminie. Istotne jest jednak wprowadzenie pewności nabycia praw, zwłaszcza wobec drakońskich sankcji grożących za korzystanie z utworu z naruszeniem (2x lub 3x wynagrodzenie).

Wskazanie przez Pana art. 8 ust. 3 pr. aut. pokazuje problem definicyjny "utworów osieroconych". Chodzi tu bowiem nie tyle o utwory, których twórca nie ujawnił swego autorstwa. Taką sytuacją istotnie stara się rozwiązać art. 8.3. Utwory osierocone są jednak zwykle rozumiane jako utwory, gdzie twórca (uprawniony) jest znany (możemy wskazać jego imię, nazwisko, ew. nazwę producenta/wydawcy), ale jego odnalezienie celem wynegocjowania umowy licencyjnej nie jest możliwe lub jest nieopłacalne. Prowadzi to do tego, że te utwory po prostu nie są udostępniane i gniją w różnych archiwach, bo ich faktyczni dysponenci nie chcą ryzykować sankcji za naruszenie praw autorskich, a ich legalne nabycie jest dla nich po prostu za drogie lub wręcz niemożliwe.

Istnieje zatem potrzeba wprowadzenia mechanizmu ułatwiającego kontakt z uprawnionym a jednocześnie wspomagającego negocjacje. Rejestr, do którego każdy mógłby zgłosić utwór, który uważa za osierocony lub należący do domeny publicznej byłby takim mechanizmem. Uprawnieni, którzy są istotnie zainteresowani korzystaniem ze swoich utworów mieliby jedno miejsce do monitorowania - obniżenie kosztów transakcyjnych.

Zresztą, taki mechanizm "sygnalizowania" usiłują wprowadzić sami użytkownicy. Np. w wydanych przez wydawnictwo Vesper w 2009 r. "Opowieściach miłosnych śmiertelnych i tajemniczych" E.A. Poe znajduje się taka adnotacja:

"Do tłumaczy i spadkobierców tłumaczy kilku opowiadań zamieszczonych w tej publikacji nie udało nam się dotrzeć. Osoby zainteresowane proszone są o kontakt z wydawcą."

Taka adnotacja nie zwalnia oczywiście z odpowiedzialności za naruszenie praw autorskich. Dyskusyjne jest nawet, czy pozwoli nie przypisać naruszycielowi winy. Wymagałoby to wyraźnego przepisu ustawy, którego wprowadzenie jest konieczne z punktu widzenia rozwoju kultury. Nie jest bowiem uzasadnione utrzymywanie stanu prawnego, który opublikowanie utworu osieroconego uznaje za naruszenie praw autorskich, przyczyniając się tym samym do zamykania dostępu do dóbr kultury (z formalnego punktu widzenia Vesper powinien przecież wydać książkę bez opowiadań, do których tłumaczy nie udało im się dotrzeć).

Nie ma też podstaw dla założenia, że każdy z tych uprawnionych chciałby otrzymać wynagrodzenie, a już na pewno, że miałoby to być wynagrodzenie wg stawki ustalonej odgórnie w tabelach jakiejś organizacji, a nie swobodnie wynegocjowane. Mówiąc wprost nie widzę potrzeby wprowadzania wyjątku od zasady swobody umów. Jeżeli zatem cudownie odnaleziony uprawniony sprzeciwi się wykorzystaniu jego utworu w zakreślonym ustawowo terminie, to zgodnie z logiką wyłącznych praw autorskich należy to moim zdaniem uszanować. Propozycja udzielania licencji przez OZZ idzie natomiast w kierunku odebrania twórcy (uprawnionemu) tego prawa. Logika praw autorskich?

Problem w tym, że Pana

Problem w tym, że Pana cały wywód jest litanią życzeń, które stawiają na głowie absolutnie cały system prawa autorskiego, od statutów anny włącznie. Nie jest wykluczone, iż zaproponowany system byłby nawet i funkcjonował ... tyle że nigdy się o tym nie przekonamy, gdyż - jak napisałem - stawia na głowie cały system. W skróce:

1. Derelikcja praw jest i była kompletnie obca pr. autorskiemu,
2. Jakikolwiek system rejestrowania wymaga uzyskania konsensu na płaszczyźnie międzynarodowej - tego nawet w zakresie patentów nie można póki co przeforsować. To główny motyw "księżycowości",
3. W tekście roi się od domniemań i hipotez, np. "Sama logika z kolei sprzeciwia się (...) pobieraniu opłat dla kogoś, kto nie jest tym najprawdopodobniej zainteresowany, przez organizacje, które bez poniesienia nieproporcjonalnych kosztów nie będą w stanie go odnaleźć" - domniemuje Pan określone stany emocjonalne twórców. Są to tezy zupełnie nieweryfikowalne i jako takie - (trudno) nieakceptowalne,
4. 8.3 pr. aut. ma przewagę na Pana rozwiązaniem tę, że już istnieje, dlatego też należałoby być może skupić się nad jego zmianą.

Pozdrawiam

1,2,3,4

ksiewi's picture

1. Nie wiem gdzie w mojej propozycji znalazł Pan postulat "wywłaszczania" z praw autorskich. Dozwolony użytek i licencje ustawowe oraz przedawnienie roszczeń, które proponuję wykorzystać są prawu autorskiemu jak najbardziej znane.

2. Idealny byłby oczywiście rejestr funkcjonujący na płaszczyźnie międzynarodowej. Przed uchwaleniem konwencji berneńskiej, w dobie dwustronnych traktatów prawno-autorskich, czy też wtedy gdy USA tolerowały masowe naruszenia praw autorów książek europejskich też pewnie mówiono "osiągnięcie międzynarodowego konsensusu w zakresie zrównania ochrony twórców krajowych i zagranicznych jest nierealne". I co?

Jest moim zdaniem jednak jak najbardziej realne wprowadzenie tego rejestru na płaszczyźnie krajowej. Tak, jak teraz każdy kraj ma własne przepisy o dozwolonym użytku, licencjach ustawowych i przedawnieniu.

3. Nieuzasadnionym domniemaniem jest przede wszystkim założenie, że każdy twórca utworu osieroconego chce dostać za niego wynagrodzenie w kwocie, na której wysokość nie miał żadnego wpływu. I że w ogóle chce zezwolić na jego wykorzystanie. A tak byłoby przy ustawowym umocowaniu OZZ do udzielania licencji na te utwory. I to właśnie propozycja takiej OZZ-towej licencji stawia system prawa autorskiego na głowie - system, którego podstawową zasadą jest wyłączność twórcy (a nie osoby trzeciej) na decydowanie kto, co i za ile może zrobić z jego utworem. Wyjątki od tej zasady są oczywiście dopuszczalne, ale wymagają mocnego uzasadnienia.

Co ciekawe, zaproponowany przeze mnie system będzie w prosty sposób umożliwiał weryfikację "stanu emocjonalnego twórców", jak to Pan określił. Uprawnieni do utworów osieroconych, którzy są zainteresowani korzystaniem z nich będą po prostu aktywnie monitorować rejestr (jedno umocowane ustawowo miejsce, w odróżnieniu od sytuacji obecnej, w której muszą sprawdzać wszystko co się ukazuje na rynku - jak np. nieodnalezieni tłumacze opowiadań Poe). Obniżenie kosztów transakcyjnych pozwoli zainteresowanym się zgłosić, a użytkownikom wynegocjować i zawrzeć z nimi umowę. Na warunkach uzgodnionych przez strony, a nie narzuconych odgórnie - z poszanowaniem zasady wyłącznych praw autorskich, o której wspomniałem.

Z kolei ci uprawnieni, których stan emocjonalny do utworów pozwala im żyć ze świadomością, że ktoś inny z nich korzysta nie dzieląc się przychodami, po prostu by się nie zgłaszali na wiadomość o umieszczeniu ich utworów w rejestrze.

Pozostają jeszcze ci, którzy może by i chcieli dostać wynagrodzenie, ale o powołaniu rejestru się nie dowiedzieli, albo przespali informację o wpisaniu ich utworów do niego. Tu odsyłam przede wszystkim do zasady domniemania powszechnej znajomości prawa. Ale mimo wszystko w celu ich ochrony należałoby dopuścić możliwość występowania na ich rzecz przez np. OZZ, które monitorowałyby rejestr niejako "z urzędu". Z drugiej jednak strony nikt nie podnosi larum o naruszeniu "świętego prawa własności" w sytuacji, gdy roszczenia właściciela się przedawnią. Dlaczego prawo autorskie miałoby być bardziej chronione niż własność?

Podsumowując, moja propozycja nie jest oparta na nieudowodnionych domniemaniach. Wręcz przeciwnie, jej wprowadzenie umożliwi sprawdzenie czego dokładnie chce uprawniony do konkretnego utworu, co umożliwi pełne poszanowanie jego praw.

4. Porozmawiajmy zatem o art. 8 ust. 3. Warto by było przede wszystkim ustalić zakres praw producenta, wydawcy, a w ostateczności OZZ jaki wynika z tego przepisu. Doktryna nie jest tu bowiem do końca zgodna. Jeżeli na przykład dopuścilibyśmy stosowanie przepisów o prowadzeniu cudzych spraw bez zlecenia, to konieczne jest działanie na korzyść uprawnionego i zgodnie z jego prawdopodobną wolą.

I tu pojawiają się istotne pytania:

a) Czy pobranie wynagrodzenia jest zgodne z wolą uprawnionego?

b) Czy uprawniony życzyłby sobie wynagrodzenia w wysokości narzuconej odgórnie, a nie swobodnie przez niego wynegocjowanej?

c) Czy uprawniony w ogóle zgodziłby się na wykorzystanie utworu, nawet gdyby dano mu za to miliard dolarów?

d) Czy korzystne dla uprawnionego jest pobranie wynagrodzenia, które następnie zostanie istotnie uszczuplone o koszty inkasa, na które składać się będą koszty poszukiwania go (w skrajnym przypadku koszty te mogą pochłonąć wynagrodzenie)? Czy system prawny nie powinien dążyć do zmniejszenia tych kosztów transakcyjnych?

e) Czy korzystne dla uprawnionego jest pobieranie wynagrodzenia w sytuacji, gdy tak zorganizował on swoją działalność, że swobodne i nieodpłatne rozpowszechnianie jego utworów napędza przychody z innego źródła (modele biznesowe open content)? W takiej sytuacji pobranie wynagrodzenia przez OZZ spowoduje spadek jego przychodów, niekoniecznie wyrównany wysokością tego wynagrodzenia.

Jeżeli natomiast przyjmiemy, że art. 8.3 ustanawia szerokie przedstawicielstwo ustawowe, pozwalające OZZ na dowolne rozporządzenia prawami uprawnionego (bez dbania o jego wolę i korzyści), to chyba w ogóle dajemy sobie spokój z całym systemem prawa autorskiego, który jak ostatnio sprawdzałem ma chronić twórcę.

Innymi słowy uważam, że to autorzy koncepcji licencjonowania utworów osieroconych przez OZZ powinni mocno popracować nad jej uzasadnieniem. A jakiekolwiek uzasadnienie nie ukryje faktu, że koncepcja ta powodować będzie wyłom w indywidualnych wyłącznych prawach autorskich na rzecz kolektywnych rozwiązań "one size fits all".

A tak w ogóle, to co by Pan powiedział na pomysł powołania organizacji, która będzie wynajmować Pana mieszkanie, bez pytania Pana o zgodę i wysokość wynagrodzenia? Przecież zamiast systemu ksiąg wieczystych i wolnego rynku moglibyśmy mieć właśnie takie rozwiązanie. Czy nie naruszałoby ono przypadkiem istoty prawa własności?

Pomysł z rejestrem jest nie

Pomysł z rejestrem jest nie realny.

Poszukaj sobie ile informacji wytworzyli/zapisali ludzie w ciągu ostatnich kilku lat. Tego jest więcej niż przez całą historię ludzkości.

Pierwszy przykład z brzegu: Dziś prawie każdy ma telefon komórkowy z aparatem. Ludzie robią zdjęcia przy _każdej_ możliwej okazji. Część z tego zamieszczają w sieci. Większość z tych zdjęć jest osierocana, lub publikowana pod jakimś pseudonimem. Jak chciał byś kontrolować taką masę informacji?

masa informacji

ksiewi's picture

Zwracam uwagę na sformułowanie "większość z tych zdjęć jest osierocana". Zaryzykuję twierdzenie, że w chwili obecnej większość utworów jest osierocana. W tym sensie, że każdy z nas tworzy codziennie kilkanaście-kilkadziesiąt utworów, a tylko niektórzy aktywnie korzystają z przysługującego im monopolu autorskiego. Jest to dodatkowy argument przeciwko wprowadzaniu rozwiązań, które obejmowałyby wszystkie utwory, tak naprawdę realizując interes tylko tych nielicznych (a takim jest propozycja licencji OZZ).

Potrzebujemy rozwiązania, które pozwoli na realizację różnorodnych interesów twórców i różnorodnych interesów użytkowników, a nie kolektywizacji praw autorskich. Najlepszym takim rozwiązaniem, jakie dotychczas wymyślono jest wolny rynek i dwustronne negocjacje. Zgodnie z zasadą społecznej gospodarki rynkowej państwo powinno usuwać bariery działania wolnego rynku, takie jak koszty transakcyjne, nadużywanie pozycji dominującej itp. Moja propozycja jest z tą zasadą zgodna.

A odpowiedź na zadane pytanie o "kontrolowanie masy informacji" jest dość prosta. Rejestr funkcjonowałby na zasadzie zgłaszania tam utworów przez potencjalnych użytkowników. Jeżeli nikt nie byłby zainteresowany wykorzystaniem zdjęć z mojego telefonu komórkowego, to te zdjęcia nie zostałyby do rejestru zgłoszone. W związku z tym rejestr miałby dodatkową funkcję pozwalającą identyfikować niechronione i osierocone utwory o rzeczywistym znaczeniu gospodarczym. Nie musielibyśmy "kontrolować masy informacji", ale tylko te, którymi zainteresowani są użytkownicy.

Jeżeli natomiast kiedyś zdjęcia z mojego telefonu zyskają nagle wartość w czyichś oczach, to wtedy dopiero (o ile nie znajdzie on mnie lub moich spadkobierców) zgłosi je do rejestru. Jeżeli ja będę zainteresowany korzystaniem z przysługujących mi praw, to odpowiem na zgłoszenie. Jeżeli tego świadomie zaniecham, to po co na siłę mnie chronić? Użytkownik powinien móc wtedy z nich skorzystać - np. po upływie określonego terminu, za zapłatą wadium itp.

Nie przewiduję zatem jakiegoś powszechnego spisu utworów na wzór spisu ludności. Proponuję jedynie udostępnienie samym zainteresowanym czegoś w rodzaju słupa ogłoszeniowego dla informowania o poszukiwaniu uprawnionych. Z tym, że raz umieszczone tam utwory i związane z tym skutki prawne oddziaływałyby erga omnes.

Jak wykażesz?

VaGla's picture

Jeżeli natomiast kiedyś zdjęcia z mojego telefonu zyskają nagle wartość w czyichś oczach, to wtedy dopiero (o ile nie znajdzie on mnie lub moich spadkobierców) zgłosi je do rejestru. Jeżeli ja będę zainteresowany korzystaniem z przysługujących mi praw, to odpowiem na zgłoszenie.

Jak wykażesz, że akurat to zdjęcie, które ktoś w rejestrze umieścił, jest w istocie Twojego autorstwa?
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

dobre pytanie

ksiewi's picture

Autorstwo, a ponadto fakt przysługiwania mi autorskich praw majątkowych musiałbym wykazać zawsze - składając pozew przeciwko osobie publikującej mój utwór z naruszeniem praw, czy też występując do OZZ o wypłacenie mi pobranego dla mnie wynagrodzenia...

Wskazany przez Ciebie problem pozwala postawić dalsze pytanie - co się stanie z pieniędzmi pobranymi dla autorów utworów osieroconych przez OZZ w ramach postulowanej licencji, jeżeli autorzy ci nie będą w stanie udowodnić swoich praw? Czy zostaną one zwrócone użytkownikowi? A co z kosztami OZZ?

Czy przypadkiem propozycja licencji udzielanej przez OZZ nie doprowadzi do zebrania przez OZZ pokaźnych kwot, z których większość nie będzie mogła zostać wypłacona uprawnionym?

Swego czasu media doniosły o ujawnieniu się autora piosenki "Biały miś". Dziennikarze zwracali wtedy uwagę, że autor ten może mieć problemy z zarejestrowaniem utworu w ZAiKSie. Ciekaw jestem, czy i jak ta sprawa została rozwiązana. A w szczególności, czy dostał on pieniądze pobierane wcześniej za korzystanie z jego utworu. Podobno był on wcześniej zarejestrowany jako "utwór ludowy". A jeżeli pieniądze nie były pobierane, to czy OZZ prawidłowo wykonała upoważnienie z art. 8.3? Bo przecież powinna była reprezentować nieujawnionego autora...

Hm...

W momencie ogłoszenia konsultacji zapewnie w mniemaniu wielu wydurniłem się i zareagowawszy na wezwanie Ministerstwa wysłałem (na podany adres elektroniczny) swoje uwagi.

Szkoda, że nawet nie wspomniano gdziekolwiek, że oprócz wymienionych znaczących organizacji wypowiedzieli się także "i inni". A może ważne były tylko opinie wysłane na papierze?

Pozdrawiam,
Tomasz Sztejka

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>