Jakie społeczeństwo informacyjne, czyli konsultacje w sprawie (nie)dostępności kultury

Zastanawiałem się ostatnio, czy trudno jest stworzyć modę na udział w europejskich konsultacjach społecznych na temat projektowanych zmian prawnych. Jedna z tez, którą usłyszałem przy okazji, brzmiała, że chyba trudno, ponieważ ludzie nie wierzą, że mają jakikolwiek wpływ na zmiany przepisów. Z takimi konsultacjami trzeba też uważać. Na przykład wyobrażam sobie sytuację, w której ktoś sformułuje pytanie: OK, rozumiemy, że nie chcesz oddać nawet drobnej części swojego majątku na rzecz finansowania publicznego dostępu do dóbr kultury, ale jeśli miałbyś oddać, to byłoby to a) 95% majątku, b) 90% majątku, c) 80% majątku. Wyobrażam sobie, że jeśli ktoś zdecydowałby się na wzięcie udziału w ankiecie, to odpowiedź na tak sformułowane pytanie byłaby obowiązkowa. Jaki można by wyciągnąć wniosek z analizy odpowiedzi? 100% respondentów skłonnych byłoby pewnie oddać 80% swojego majątku na wskazany cel. Taka technika przygotowywania pytań w ankietach może oczywiście działać w drugą stronę i - jak się wydaje - posłużono się nią w konsultacjach Komisji Europejskiej na temat dostępu do dóbr kultury w domenie publicznej. Czy jesteście za tym, by w sytuacji, gdy prywatne środki będą zaangażowane w digitalizację dzieł będących już w domenie publicznej, dostęp do takich dzieł był ograniczony ze względu na ekonomiczne interesy digitalizujących te dzieła partnerów prywatnych?

Termin, w którym można jeszcze wziąć udział w konsultacjach Consultation on behalf of the Reflection Group ("Comité des Sages") on boosting cultural heritage online in Europe minie 30 września, a do 28 października Grupa Refleksji będzie analizować uzyskane odpowiedzi. W serwisie Facebook trwa właśnie wymiana komentarzy na temat konstrukcji tej ankiety (Jarosław Lipszyc poprosił o jej wypełnienie i zwrócenie uwagi na pytania o modele udstępniania: "powiedzcie "nie" wszędzie tam, gdzie dostęp do kultury będzie zarezerwowany dla bogatych i mogących płacić".

Lidia Makowska (m.in. INDEKS 73) komentuje:

Ankieta jest sprytnie przemyślana: konsekwentnie zadaje pytania, kto ma płacić za digitalizację dóbr kultury w domenie publicznej. Podprogowo sugeruje, że partner biznesowy jest niezbędny, on wykłada środki, więc inwestycja musi się zwrócić. Trzeba dać odpór takiemu myśleniu. Ja nie chcę płacić wielkiej korporacji za poematy Mickiewicza w sieci.

Dominik Batorski, socjolog i autor modułu badań Diagnoza Społeczna poświęconego korzystaniu z nowych technologii, potwierdza taką obserwację: "...co do sposobu konstrukcji ankiety to niestety faktycznie wygląda na robioną pod zapotrzebowanie na konkretne wyniki".

Sposób przeprowadzenia konsultacji społecznych ma znaczenie dla wyniku takich konsultacji. Wielokrotnie w tym serwisie zwracałem uwagę na to, że różne projekty normatywne nie są dostępne dla opinii publicznej, że stwarza się czasem problemy w dostępie na publiczne wysłuchania, w czasie których dyskutuje się proponowane zmiany. Na przykładzie prowadzonych właśnie konsultacji wypada zastanowić się nad wpływem treści dostępnych dla wszystkich konsultacji (treści zadawanych pytań zamkniętych). Może się wszak okazać, że przeprowadzone "konsultacje" w istocie nie są konsultacjami społecznymi, w których zainteresowani mogliby rzeczywiście przedstawić swój punkt widzenia.

Sięgnij również do materiału Polscy internauci chcą by powstała polska placówka dyplomatyczna na Marsie! Przeczytaj również: Duża, kompleksowa nowelizacja prawa autorskiego i utwory osierocone. Nie można zapomnieć ogłoszenia naszego Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego:

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego chce, by problematyka związana z tzw. dziełami osieroconymi, czyli takimi, które podlegają ochronie praw autorskich, choć właściciela praw do nich nie można zidentyfikować lub odnaleźć, była priorytetem polskiej prezydencji w Unii Europejskiej.

Przeczytaj również: Zielona Księga: Prawo autorskie w gospodarce opartej na wiedzy (bez wiedzy).

PS
Pozostaje tylko czekać na to, aż wyspecjalizowane polskie organizacje społeczne będą przygotowywały gotowe szablony odpowiedzi na zadane w konsultacjach pytania. Na świecie tak się już dzieje.

PPS
Kto - waszym zdaniem - ma finansować digitalizację?

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Czy jeśli korporacja

Czy jeśli korporacja zdigitalizuje poematy Mickiewicza i zamieści je w sieci to czy ja potem będę również miał prawo je zdigitalizować i zamieścić w sieci? Jeśli tak to ja nie widzę problemu. Gorzej jeśli korporacja uzyska dostęp do materiałów znajdujących się w archiwach, do których ja potem nie będę miał dostępu i będę musiał korzystać z tych zdigitalizowanych przez korporację.

Ciekawe pytanie o dziela dla ktorych sa wlaściciele

W ankiecie jest ciekawe pytanie o dzieła dla których sa właściciele i posiadacze praw autorskich, ale dziełą są niedrukowane albo niedystrybuowane. Co w takim wypadku kiedy dzieło, wartościowe skądinąd nie jest w stanie osiągnąć progu komercyjnej wydajności dostatecznej aby je wydać? Jesli włascicielem praw jest powiedzmy Disnej i nie zezwala na drukowanie dzieła ( bo ma prawa, sam nie drukuje bo mu sie nie opłaca, ale inni też nie mogą)? W moim odczuciu dzielo takei powinno przesc do domeny publicznej jesli nie zostało wydrukowane/dystrybuowane dłużej niż 5-0 lat.

A konsekwencją takiego rozumowania

VaGla's picture

A konsekwencją takiego rozumowania jest dojście do wniosku, że monopol prawnoautorski (wyłączne prawo dysponenta praw do korzystania z dzieła w okresie ochrony przewidzianej przez prawo) ma znaczenie drugorzędne i ustępuje w ważności realizacji zasadzie (wówczas już zasadzie) należenia dzieł i twórczości do domeny publicznej.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Dzieło niepublikowane

Wszystko tutaj zależy od tego jak ten utwór powstał. Ktoś go dla Disneya zrobił, tj. pracownicy. Tutaj na gruncie prawa polskiego mamy Art.12 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Tam czytamy, że (wytłuszczenie moje)

2. Jeżeli pracodawca, w okresie dwóch lat od daty przyjęcia utworu, nie przystąpi do rozpowszechniania utworu przeznaczonego w umowie o pracę do rozpowszechnienia, twórca może wyznaczyć pracodawcy na piśmie odpowiedni termin na rozpowszechnienie utworu z tym skutkiem, że po jego bezskutecznym upływie prawa uzyskane przez pracodawcę wraz z własnością przedmiotu, na którym utwór utrwalono, powracają do twórcy, chyba że umowa stanowi inaczej. Strony mogą określić inny termin na przystąpienie do rozpowszechniania utworu.

Pytanie tylko jaki termin jest możliwy. Czy pracodawca może w umowie zapisać 15 letni okres? Wydaje się to zbyt dużo, ale ustawa przynajmniej nic nie mówi o górnej granicy takiego leżenia na półce. Nie znam rozważań w doktrynie na ten temat ani żadnych wyroków w podobnych kwestiach. Inna sprawa, że taki Disney nie działa na podstawie prawa polskiego.

A może by tak skorzystać ze zjawiska nazywanego

"kulturą uczestnictwa"? Na świecie jest mnóstwo ludzi, którzy mają trochę wolnego czasu i chęci, aby zrobić coś fajnego, pożytecznego. Mieliśmy projekt typu SETI@home, mieliśmy Clickworkers, mamy Wikipedię, Linuxa etc. etc. Dlaczego więc nie spróbować skorzystać z takich właśnie mechanizmów? Stosując copyleft? Czyli "wykorzystujesz coś, dokładasz własną cegiełkę i udostępniasz innym za darmo"? Dygitalizacja w systemie rozproszonym mogłaby się udać, należałoby tylko wyznaczyć ramy działania, co bez wątpienia jest o wiele mniej kosztowne, niż dygitalizacja jako taka. Więc w tym wypadku może środki publiczne, albo sponsor... Albo jedno i drugie?

Zgłaszasz akces ?

Witaj AnneMauro
Czyżbyś zgłaszał(a) akces ?
Znamy wiele przykładów takich działań ... ale z zagranicy. Warto by zestawić wszystkie propozycje akcji związanych z "kulturą uczestnictwa" ogłoszonych w serwisie VaGli. Ja zgłaszam jedną swoją. Rozpocząłem, do uczestnictwa zgłosiło się kilka osób, dwie popracowały, potem one zrezygnowały, ja zrezygnowałem po miesiącu.

W tym kraju jesteśmy silni w pisaniu o akcjach społecznych, słabi jesteśmy natomiast w działaniu. Tyle możemy o sobie powiedzieć. Takich przykładów z tego serwisu przytoczyłbym jeszcze kilka.

Najbardziej typowe spośród porzuconych "świetnych idei" to te opisane w http://prawo.vagla.pl/node/8974

Secco

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>