Wytyczne dla ruchu rowerowego to tylko kolejny przykład
Co tu komentować? Takich sytuacji, w których albo urzędnicy będą zarzucać sobie wzajemnie "plagiaty", albo cierpieć będzie re-use i dostęp do informacji publicznej, a to ze względu na wyłączenia związane z ochroną praw autorskich do pożądanej społecznie informacji, będzie coraz więcej. Organizacja państwowa i samorządy muszą wdrożyć przejrzysty mechanizmy zamawiania i wykorzystywania materiałów z zewnętrznych źródeł. Ktoś to również powinien kontrolować, w szczególności kontrolować, czy takie zamówienie istotnie było potrzebne. Tymczasem opinia publiczna zaczyna się emocjonować sporem między warszawskim Ratuszem i łódzkim Zarządem Transportu i Dróg o "Wytyczne dla ruchu rowerowego"...
Historię opisuje Gazeta Wyborcza w tekście Warszawa oskarża Łódź o plagiat. Prawnicy: Ale... o co chodzi?. To tylko kolejny sygnał, że coś trzeba zrobić. Tym bardziej, że w administracji nie ma - jak się wydaje - zwyczaju podpisywania umów o przeniesienie autorskich praw majątkowych w sytuacji, gdy dokument (lub materiał) urzędowy przygotowywany jest przez osobę trzecią. W podlinkowanym artykule pada stwierdzenie odnośnie "Wytycznych": "Za jego opracowanie stołeczny ratusz zapłacił firmie TransEko 34 tys. zł.". Ciekawe, czy możemy poznać treść umowy?
Wiemy, czym jest dokument urzędowy (por. Urzędowe dokumenty, materiały, znaki i symbole w orzecznictwie sądów administracyjnych, SIWZ: utwór pracowniczy vs. dokument urzędowy oraz Wyrok Sądu Najwyższego - Izba Cywilna z dnia 26 września 2001 r. (sygn. akt IV CKN 458/00)). Nie wiemy, czym jest "urzędowy materiał", ale wiemy, że materiał urzędowy nie jest przedmiotem prawa autorskiego (art. 4 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych stwierdza to wyraźnie). Nie wiemy, czy utwór (np. opracowanie zamówione przez urzędników u zewnętrznego wykonawcy) staje się materiałem urzędowym, jeśli urząd przyjmie go w ramach jakiejś, przewidzianej prawem, procedury. Czy dochodzi do wywłaszczenia praw majątkowych wykonawcy? Komu i w jakim trybie przysługiwać będzie roszczenie o ewentualne odszkodowanie? A może tak przyjęty dokument jest "wadliwy" i należy go przygotować raz jeszcze? Kto kontroluje proces zawierania umów o takie opracowania, które zawierane są z urzędami? Czy urzędnik może ponosić odpowiedzialność za to, że zawarł umowę, pozostawiając prawa autorskie przy wykonawcy, chociaż dokument (utwór) będzie potem dalej żył w sferze, w której monopole prawnoautorskie nie są wskazane, a nawet są niedopuszczalne? Czy ktokolwiek zastanawia się w urzędach nad tym, że należy stworzyć jakieś źródło wiedzy o wykorzystywanych przez państwo i samorządy prawach osób trzecich? Jak daleko może sięgnąć prywatyzacja państwa i samorządów? To nie są nowe pytania.
Takich sygnałów w tym serwisie odnotowałem już kilka:
- Outsourcing w przygotowywaniu "dokumentów urzędowych" a prawa autorskie
- Dziennik Ustaw nr 75 z 2008 roku, poz 451, strona 4216...
- Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie, kto jest autorem logo BIP?
Z jednej strony rośnie świadomość prawna obywateli, z drugiej zaś zaostrza się konkurencja (państwo i samorząd nadal są cennym kontrahentem, bo przecież wydają publiczne, więc - być może - niczyje pieniądze). Ale te kwestie wymagają konkretnych działań sanacyjnych. Jeśli organizacja państwowa lub samorządy tego nie naprawią, to sytuację poprawią spektakularne procesy sądowe, do których - jestem o tym przekonany - już niebawem dojdzie na gruncie projektowanych właśnie przepisów o ponownym wykorzystaniu informacji z sektora publicznego.
Przeczytaj również komentarz: a jeśli to dokumenty urzędowe są plagiatem?
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
Niech się urzędnicy popozywają
Generalnie dalszy ciąg historii z "plagiatami"-materiałami urzędowymi nic nowego nie wnosi. Prezydent Łodzi dostrzega pisma z Warszawy. Warszawa stawia ultimatum i rząda przeprosin. Rowerzyści podpisują jakieś oświadczenia. W sumie byłoby dobrze, gdyby się urzędnicy samorządowi wzajemnie popozywali, ponieważ wówczas pojawiłaby się potrzebna praktyka sądowa, dotycząca statusu materiałów urzędowych i procedur ich przyjmowania. Tymczasem w tekście Rowerzyści z Łodzi wstydzą się za urzędników magistratu napisano m.in.:
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Bo prawda jest taka, iż
Bo prawda jest taka, iż większość norm musi być podobna z dwóch względów. Po pierwsze w większość naprawiają, to co jest z zepsute w rozporządzeniach. Po drugie większość z nich tworzy jedno środowisko (siec Miasta dla Rowerów), a dokładniej większość wychodzi spod pióra jednej osoby.