Osiolek.com zawiesza działalność

Mają własne życie i nie chcą umierać za tłumy. 19 czerwca zawieszono działanie serwisu osiolek.com. W serwisie publikowano linki do plików w sieci Ed2k. Napisałem linki, ale to raczej specyficzny adres wykorzystujący nazwy i "sumy kontrolne" (kryptograficzna funkcja skrótu MD4), które pozwalają na dotarcie do plików udostępnianych przez kogoś w sieci eDonkey ED2K. Trzeba jeszcze dodać, że ED2K to protokół sieciowy, a do działania sieci opartych na tym rozwiązaniu potrzebne są jeszcze serwery (sieć serwerów) pozwalające na komunikację między poszczególnymi klientami. Serwisy takie jak osiolek.com nie są serwerami łączącymi poszczególne klienty - udostępniano tam jedynie kryptograficzne skróty plików. Niektórzy pamiętają, iż takie serwisy jak Yahoo! zaczynały od publikowania katalogu linków...

Zresztą na stronie osiolek.com napisano wcześniej: "Strona nie zawiera żadnych plików, zamieszcza jedynie ich sumy kontrolne. Osiolek.com nie zajmuje się rozprowadzaniem plików chronionych prawem autorskim". O funkcajach skrótu MD4 można przeczytać w Wikipedii, podobnie jak o protokole ed2k.

Skoro ED2K (eDonkey2000) to protokół sieciowy (takim protokołem jest też HTTP - Hypertext Transfer Protocol), to do pliku można dotrzeć za pomocą adresu, a ściślej - posłużmy się właściwą nomenklaturą - URI, czyli Uniform Resource Identifier. Taki adres ED2K ma następującą składnie:

ed2k://|file|<filename>|<hash of hash>|<hash of file>|/
lub
ed2k://|server|<host>|<port>|/

Dla porównania - poniżej wskazanie zasobu w sieci opartej na protokole HTTP (syntax opisany jest w dokumencie RFC 2616; należy sięgnąć również do RFC 1738):

http://<user>:<password>@<host>:<port>/<url-path>

Tak więc, jeśli "przeglądacie strony internetowe" - cały czas posługujecie się takimi adresami przechodząc z jednej strony na drugą:

http://prawo.vagla.pl/linki

I tu też posługujemy się klientami: Mozilla Firefox, Opera, Internet Explorer, Safari, Lynx i inne...

W tekście Plebejusze a dostęp do informacji o działalności organów władzy publicznej pisałem o tym, że "Sejm mógłby jeszcze tego samego dnia, w którym odbyło się posiedzenie, publikować w internetowym, nadającym się do przeszukiwania, archiwum nagrania z przebiegu obrad komisji i podkomisji". Teraz dodam, że Sejm mógłby do tego celu wykorzystać np. protokół ED2K. Dlaczego nie?

Na temat adresu elektronicznego można też przeczytać w tekście Adres elektroniczny (P. Waglowski, Adres elektroniczny [w] J. Kisielnicki, J. K. Grabara, J. S. Nowak (red.) Informatyka w gospodarce globalnej - problemy i metody. Wydawnictwa Naukowo-Techniczne, Warszawa-Szczyrk 2003, str. 469).

Coraz bardziej aktualne pytanie brzmi: na ile link może naruszać prawo? Przeczytaj również felieton: Bijące źródła i problemy odnośników, a także inne notatki zgromadzone w dziale linki niniejszego serwisu.

A wracając do głównego tematu tej notatki: pod adresem osiolek.com można dziś przeczytać następujące słowa:

Jak zapewne wiele osób wie, w naszym pięknym kraju, występują ostatnio różne akcje, skierowane przeciwko osobom korzystającym z internetu.
Z uwagi na te akcje, postanowiliśmy zawiesić działalność strony osiolek.com.
Prosimy o wyrozumiałość - my też mamy własne życie w "realu".
Pewnie wielu z Was, drodzy użytkownicy, będzie zniesmaczona zamknięciem strony, ale w naszym kraju nic i nikt nie może czuć się pewnie,
a umierać za tłumy sami nie chcemy.

Może się jescze kiedys spotkamy...

A teraz żegnamy Wszystkich wiernych userów którzy przez 5 lat zaglądali na naszą strone.

OSiOLEK TEAM

P.S. Może się boimy, może nie, ale mamy własne rodziny a sytuacja w Polsce nie jeste pewna.
W politykę się nie bawimy, każdy widzi jak jest.
Według Nas, rozwiazanie, które podjęlismy, jest na chwilę obecna rozwiazaniem najlepszym
i nie chodzi tutaj o umiejscowienie serwera, tylko o dalsze życie w swiecie rzeczywistym.

Trochę szybko ktoś napisał powyższy list pożegnalny, a ja już nie poprawiałem - dla zgodności historycznej. Zaś dla archeologów Sieciowych screenshot:

screenshot serwisu osiolek.com

Screenshot serwisu osiolek.com z maja 2006 roku

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Rozumiem decyzję...

Przy okazji interesującą prezentuje się fakt karania gdy osoba łamiąca prawo autorskie (oskarżana o to) nie ma z tego korzyści.

Gdyby bowiem ktoś na tym zarabiał - wtedy miałby ŚRODKI i motywację do ewentualnej obrony przed oskarżeniami. Niekoniecznie prawidłowymi.

Jeśli jednak ktoś prowadzi taką działalność hobbystycznie i "non profit" - wtedy wystarczy, że organizacje dysponujące wysokimi budżetami i dużą motywacją postraszą możliwością oskarżenia - i już wystarczy. Bo kto zechce tylko dla hobby ryzykować i "umierać za tłumy"?

Ciekawe spostrzeżenie

Nigdy nie patrzyłem na to w ten sposób, ale rzeczywiście — rozumując w ten sposób można dojść do wniosku, że taki sposób ochrony praw autorskich, z jakim mamy w tej chwili w prawodawstwie do czynienia, promuje rozwój przestępczości zorganizowanej związanej z piractwem — podobnie, jak ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii (według niektórych, i moim prywatnym zdaniem także) de facto prowadzi do rozwoju takiej przestępczości na tle rozprowadzania środków odurzających.

Wszystko to oczywiście przy założeniu, że tak piractwa, jak i użycia środków psychoaktywnych nie da się w znaczącym stopniu wyeliminować — ale myślę, że takie założenie jest bardzo uzasadnione.

Ale to element szerszego

Ale to element szerszego problemu współczesnego świata. Z jednej strony mamy duże organizacje zajmujące się forsowaniem i lobbowaniem swoich praw, a w sytuacjach spornych dysponujące środkami aby walczyć o korzystną dla siebie interpretację prawa.
Z drugiej strony mamy zwykłych ludzi, dla których zabezpieczenie komputera na czas śledztwa stanowi poważny problem.
Przy okazji - czy - VaGlo - pokusiłbyś się może o szerszą analizę skutków ostatniej nowelizacji prawa autorskiego związanej z IPREDem o której piszesz http://prawo.vagla.pl/node/7320 ?
Wczytywałem się w treść ustawy, ale jako że nie jestem prawnikiem jest ona dla mnie wysoce niejasna.

przecież nie będziemy umierać za P2P

Nie będziemy umierać za ... (wpisz Polaku co Ci pasuje) to ostatnio jedno z najpopularniejszych polskich powiedzeń. Myślę sobie, że Mazurek Dąbrowskiego powinien zostać zaneksowany o ten właśnie nowy slogan bojowy;)
A tak poważnie, to moim zdaniem bardzo źle się dzieje, że takie “spektakularne” kapitulacje mają miejsce. Chociaż właśnie przez taką postawę Polacy czują się “Chrystusami narodów” i “moralnymi zwycięzcami”. Z góry przepraszam, jeżeli ktoś się poczuje dotknięty. Czekam na to aż dyskusja, pójdzie w kierunku “w tym chorym kraju nie da się żyć. Trzeba stąd uciekać gdziekolwiek się da.”
Nie twórzmy własnej aksjologii, oderwanej od systemu w którym żyjemy. I nie traćmy energii na postulowanie zmian legislacyjnych, które są całkowicie oderwane od systemu prawnego. Generalnie są pewne przepisy – zarówno polskie jak i wspólnotowe. A wspólnotowe są fakt – dyrektywy które zawężają dozwolony użytek. Ale jest też prawo pierwotne i zasady prawa pierwotnego z których można wydedukować pewne “konieczne” ograniczenia prawa wtórnego. Ja nie znam recepty. Ale myśle, że można szukać w zasadach proporcjonalności, subsydiarności. Są konwencje, jest EKPCz.

Wydaje mi się, że skrajne akty desperacji nic nie dają i są z góry skazane na porażkę albo jak kto woli, moralne zwycięstwo. Potrzebna jest rzeczowa dyskusja nad kształtem prawa autorskiego w świecie dóbr cyfrowych tylko, że bieguny są skrajne i metodologia różna. Z jednej strony serwis, który “podobno nie rozpowszechnia” sam z siebie się zamyka, bo jego twórcy się boją. A skoro się boją i zamykają, to chyba są winni? Obok inny serwis, który jednak rozpowszechnia interpretuje dozwolony użytek osobisty jako korzystanie w kręgu wszystkich mieszkańców kuli ziemskiej, bo wszyscy jesteśmy jedną wielką rodziną. Po tej samej stronie barykady jakaś grupka zapaleńców poprotestuje sobie trochę, a następnego dnia skieruje swoją energię na inną piaskownicę. A wtórują temu hasła w formie onomatopeji. A po drugiej stronie barykady jest strategia; są konsekwentne i przemyślane kroki. Jest zaplecze budowane od kilku dobrych lat i oczywiście są pieniądze. Dla mnie (niestety...) wynik takiej debaty jest w zasadzie z góry przesądzony. Chociaż, jak mówią Niemcy, Ich lasse mich ueberraschen....

J.U.S.T. Journeying Unit Skilled in Troubleshooting

Wiecej wiary J.U.S.T

Tomasz Rychlicki's picture

J.U.S.T. ciekawy komentarz.

I nie traćmy energii na postulowanie zmian legislacyjnych, które są całkowicie oderwane są systemu prawnego. Generalnie są pewne przepisy – zarówno polskie jak i wspólnotowe.

System prawny mozna zmieniac. Pamietam znamienne zawolanie prof. Bernta Hugenholtza, ktore opublikowal w artykule "Why the Copyright Directive is Unimportant, and Possibly Invalid", E.I.P.R. 2000, 22(11), s. 505.

The European Court's decision raises the intriguing prospect of one or more disgruntled Member States challenging the validity of the Copyright Directive. Wouldn't that be the perfect way of getting rid of this monstrosity. I hereby offer my services to any Member State pro bono.

Zgadzam sie, ze problemem dla konsumentow (explicite chronionych przez Traktat o utworzeniu Wspólnoty Europejskiej, w przeciwienstwie do tzw. praw wlasnosci intelektualnej) jak i calej rzeszy rzecznikow "rownowagi w prawie autorskim" jest to co "druga strona" posiada, jak to trafnie okreslilas:

strategia; są konsekwentne i przemyślane kroki. Jest zaplecze budowane od kilku dobrych lat i oczywiście są pieniądze.

Kwestia organizacji.

Trzeba stąd uciekać gdziekolwiek się da...

Z góry przepraszam Cię Just za moją krytykę i mam nadzieję, że potraktujesz ją jako próbę krytyki konstruktywnej. A zatem w jakim świetle postrzegasz swoją własną wypowiedź? Mam nadzieję, że nie był to kolejny "skrajny akt desperacji, z góry skazany na porażkę". Wspomniałaś o potrzebie debaty. Ok, świetnie zróbmy debatę. No ale samo rzucenie takiego hasła to jednak trochę za mało. Przydałyby się jeszcze odpowiedzi na kilka innych pytań pomocniczych. Np. Kto miałby uczestniczyć w tej debacie? Jak przekonać pozostałe strony, o których nie wspomniałaś o tym, że taka debata jest potrzebna? Jak przekonać do tego elity tworzące prawo? Jak w końcu przekonać do tego szare miliony naruszycieli, które zasadniczo są w moim odczuciu w chwili obecnej największymi ofiarami tego niezbyt jasnego i dziwnego prawa? Heh, a należy pamiętać, że przecież te szare miliony naruszycieli mają już kilkusetletnia tradycję w konspirowaniu się i występowaniu przeciw oficjalnej władzy i oficjalnemu prawu. W sumie to zapewne nic nie stoi na przeszkodzie, by konspirowali się przez następne kilkaset lat, w końcu mają już całkiem bogate doświadczenie. No i jeszcze jedno pytanie: jak zamoderować tę debatę, by nie skończyła się jak wiele poprzednich tym, że jakiś człowiek wychodzi na mównicę i mówi, że prawo trzeba zaostrzyć, bo nie schodzą mu płytki CD i na tym koniec. W końcu zdaje się, że chodzi tu o coś więcej, niż tylko o niezchodzące płytki CD. No i pozostaje jeszcze wiele innych typowych pytań w stylu gdzie?, jak? i kto za to zapłaci?

Mam serdeczną prośbę o rozwinięcie wątku o debacie.
Pozdrawiam!
Maly LOLek

debata

Drogi Maly LoLku,
w sumie nie dostrzegam w Twojej wypowiedzi specjalnej krytyki. Myślę, że słusznie zwracasz uwagę na problemy które są. Pewnie uznasz mnie za mało wiarygodną osobę, bo nie znam złotej recepty na pytania, które stawiasz. Gdybym ją znała, to pewnie już przygotowywałabym się do startowania na prezydenta - jak nie w następnych to jeszcze w następnych wyborach;) Albo przynajmniej do roli żony prezydenta. Oki, ale bez żartów i do adremu:

Pytasz: “Kto miałby uczestniczyć w tej debacie? Jak przekonać pozostałe strony, o których nie wspomniałaś o tym, że taka debata jest potrzebna?”

Nie chcąc zanudzać Cię procesem legislacyjnym, powiem tylko że potencjalnie każdy ma możliwość uczestniczenia w debacie. Debacie rozumianej jako konsultacje społeczne. Takie konsultacje odbywają się obligatoryjnie w przypadku rządowych projektów aktów prawnych, wielu dokumentów politycznych. Projekty dokumentów umieszczane są w biuletynach informacji publicznej, wiec każdy zainteresowany “potencjalnie” ma do nich dostęp.
Oczywiście idealnie byłoby, gdyby w Polsce w serwisach administracji odbywała się debata otwarta, moderowana przez dany resort na temat dokumentów rządowych. Takie konsultacje odbywają się w przypadku dokumentów Komisji Europejskiej. Na ten temat pisał kiedyś w tym serwisie chyba Krzysztof Siewicz (jeżeli coś mylę, bardzo przepraszam) dając też konstruktywne pomysły jak taką debatę zorganizować. Trzeba byłoby pogrzebać. Istnieje jeszcze instytucja publicznego wysłuchania w sejmie. Tu każdy może się wypowiedzieć.
Z moich doświadczeń, bo chyba należę trochę do tej, jak piszesz “elity tworzącej prawo”, wynika że zainteresowanie nieinstytucjonalnych podmiotów jest bardzo małe, nawet jeżeli “reklamuje” się takie konsultacje szeroko w niezależnych źródłach. A mi aż się ciśnie na język (przepraszam za moje rozżalenie. Wiem że nikogo nie można zmusić do zabierania głosu) dlaczego tłumacze zaangażowani w napisy.org nie składali listów do Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego rok temu podczas nowelizacji prawa autorskiego, kiedy zaczęto “ruszać” przepisy o dozwolonym użytku? Dlaczego osiolek.com też z tej szansy nie korzystał? Nie wiem, czy coś by to dało. Ale gdyby złożyło się oświadczenia o chęci uczestnictwa w pracach nad ustawą, na odpowiednich formularzach które MKiDN zamieszczało na swoich stronach, to głos taki nie mógłby być formalnie pominięty.

Eh... konkludując zgadzam się, do wszystkich działań potrzebni są liderzy....

J.U.S.T. Journeying Unit Skilled in Troubleshooting

Dziękuję

Dziękuję za rozwinięcie wątku. Bynajmniej zadając pytania nie oczekiwałem prostej i złotej odpowiedzi na wszystkie. Myślę, że jakbym takową otrzymał, to dopiero wtedy mógłbym zacząć mieć wątpliwości odnośnie wiarygodności osoby, którą rozmawiam. Jeszcze raz dziękuję za w sumie lekcję wychowania obywatelskiego. Uświadomiła mi ona, jak wiele mi jeszcze brakuje by dorosnąć w tej dziedzinie.

Pozdrawiam!
Maly LOLek

PS: Z tymi wyborami prezydenckimi to może wcale nie taki głupi pomysł. Jakby w kampanię wpleść problemy odnośnie społeczeństwa informacyjnego i pomysły ich rozwiązań, to może zachęciłoby się wystarczająco dużą grupę wyborców ;-)

debata o prawie autorskim

Mam serdeczną prośbę o rozwinięcie wątku o debacie.

Propozycja rozwinięcia mogłaby zależeć od autora serwisu ... o ile opublikuje ten komentarz i sam się wypowie :)

Moja propozycja jest taka: może VaGla, czyli Piotr, mógłby taką debatę na temat prawa autorskiego poprowadzić? Udostępnić kawałek serwisu vagla.pl i moderować dyskusję? Może udałoby się w wyniku takiej debaty, na bazie istniejącej ustawy, sensowny projekt stworzyć i przedstawić go polskiej władzy?

Co Ty na to Piotrze? Bo stali czytelnicy pewnie poprą pomysł i na pewno się odezwą w debacie, a pewnie i inni się dołączą...

Hmm...

VaGla's picture

Ja sobie w skrytości ducha myślałem, że taka quasi debata w tym serwisie się toczy od jakiegoś czasu. Sporo sensownych wypowiedzi można znaleźć pod notatkami publikowanymi w dziale prawo autorskie.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Adresy ed2k a URI

Warto wskazać, że adresy ed2k nie są poprawnymi URI, nie spełniają wszakże niektórych postanowień RFC 1738. Chodzi przede wszystkim o wymaganie kodowania znaku „|”, a także i o to, że jeśli po pierwszym dwukropku następuje ciąg znaków „//”, to dalej powinien przyjść adres serwera (wraz z ewentualną nazwa użytkownika) -- także żeby zapewnić poprawność, należałoby część „//” w ogóle pominąć lub wstawić po niej jeszcze trzeci ukośnik (wskazując tzw. serwer domyślny).

Oczywiście taki schemat adresowania plików i serwerów w sieci ed2k jest już powszechnie przyjęty i nie ma sensu płakać nad rozlanym mlekiem, bo nie da się go już raczej zmienić ze względu na rozpowszechnienie. Warto jednak zwrócić uwagę, że jest to przykład, jak niezgodność ze standardami negatywnie wpływa na interoperatywność, czy choćby jej skomplikowanie -- w środowisku KDE, które mam przyjemność znać „od środka”, niezbędne jest dość specyficzne obejście wbudowanych mechanizmów parsowania identyfikatorów URI, aby można było obsługiwać takie adresy.

Kto dba o interesy zwykłego użytkownika/oglądacza?

Od początku roku mamy do czynienia ze zmasowaną ofensywą organizacji zbiorowego zarządzania. Powołane one są do obrony interesów twórców/producentów/dystrybutorów.
Policja wkracza na tereny do tej pory nie niepokojone, serwisy są zamykane, wysyłane są groźby prawne do prowadzących swoje małe serwisy.

Chronologicznie:


  • 2007-04-17 – wejście policjantów do akademika Politechniki Koszalińskiej. Bez nakazu od prokuratora, bez zgody rektora, w towarzystwie „ekspertów” z organizacji ZPAV i FOTA. Czyli tych, które są stronami oskarżającymi...
  • 2007-05-17 – zatrzymanie 9 osób związanych (6 tłumaczy!) z serwisem napisy.org, zamknięcie całego serwisu (serwery znajdowały się w Niemczech – przy współpracy z niemiecką Policją)

  • 2007-05-23 – wkroczenie na teren Politechniki Poznańskiej. Po kontrowersjach związanych z akcją w Koszalinie ta była przeprowadzona z nakazem prokuratora, za zgodą rektora i w towarzystwie przedstawiciela władz uczelni.(bez „ekspertów”).
  • 2007-06-06 – rozsyłanie przez Stowarzyszenie Filmowców Polskich listów z żądaniem opłat do serwisów pokroju www.luzior.pl
    (zawiera osadzone filmiki z youtube). Żądanie oparte były na przepisie, który wyrokiem Trybunału Konstytucyjbego tego samego dnia stracił moc. A nawet gdyby nie stracił, to wciąż podstawa prawna do takich żądań była bardzo dyskusyjna.
  • 2007-06-14 i 15 – wejście na teren dwóch akademików Politechniki Wrocławskiej. Znowu za zgodą rektora i z nakazem. Wydawałoby się, że sytuacja się normalizuje, gdy...
  • 2007-06-21 – przeszukanie akademika należącego do Uniwersytetu Wrocławskiego bez zgody władz uczelni. O nakazie nic nie wiadomo.
  • 2007-06-23 – serwis osiolek.com zawiesił swoją działalność – z uwagi na przeprowadzane akcje Policji.

To tylko największe i najgłośniejsze wydarzenia. Większość z nich (z wyjątkiem dwóch wejść do akademików z nakazami i zgodą władz uczelni) łączy to, że są wątpliwe ze strony prawnej. Bo ze strony moralnej i praktycznej wątpliwe są wszystkie.

Co np. skłoniło Policję do najwyraźniej niezgodnego z Kodeksem Postępowania Karnego, oraz z Ustawą o Szkolnictwie Wyższym trybu wejścia do akademików w Koszalinie? Oczywiście – zabezpieczyli pewną liczbę dysków z nielegalnym oprogramowaniem (i studenckimi pracami przy okazji...) ale -

Kodeks Karny mówi:

Art. 231. § 1. Funkcjonariusz
publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego,
podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
§ 2. Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego w § 1 w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej,
podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10.
§ 3. Jeżeli sprawca czynu określonego w § 1 działa nieumyślnie i wyrządza istotną szkodę,
podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
§ 4. Przepisu § 2 nie stosuje się, jeżeli czyn wyczerpuje znamiona czynu zabronionego określonego w art. 228.

Rozumiem.Policja działa tak, aby obowiązujące prawo było przestrzegane. Ale takie działania tracą sens, gdy są przeprowadzane z większym naruszeniem prawa.

Cóż więc mogło sprawić, że ktoś zaplanował i przeprowadził taką akcję? Czy była to tylko nieznajomość przepisów i chęć poprawienia statystyki czy coś więcej... Warto tutaj wspomnieć o „Złotych Blachach”
. Jest to nagroda przyznawana za zaangażowanie w walce z piractwem.

Przez Koalicję Antypiracką – czyli organizację stworzoną przez firmy fonograficzne, producentów filmowych i firmy zajmujące się tworzeniem oprogramowania komputerowego. A takie nagradzanie ociera się już o korupcję. Najlepszym przykładem na
to, że nagroda nadawana Policji w zamian za określone działania może niebezpiecznie wpływać na jej działanie może być koszalińska akcja. Bo „Złotą Blachę” 2006 otrzymał między innymi przedstawiciel komendy miejskiej w Koszalinie.
Nie chcę tutaj atakować Policji – pomyłki zdarzają się wszędzie, kolejne przeprowadzone w akademikach akcje pokazują, że można to zrobić zgodnie z obowiązującym prawem. Oczywiście z wyjątkiem ostatniej – być może znowu nad przestrzeganiem procedur górę wzięła chęć wykazania się jakichś jednostek. Należy jednak pamiętać, że uczelnia
wyższa jest poważną instytucją , posiadającą autorytet, która może sobie pozwolić na wynajęcie prawników. Walka z nią nie jest taka prosta jak zamknięcie serwisu nastolatka... A mimo wszystko
OZZ(organizacje zbiorowego zarządzania) rozpoczęły taką walkę (sprawy o łamanie spraw autorskich prowadzone są na wniosek pokrzywdzonego, nie z urzędu). W jakiej pozycji stawia to zwykłych ludzi prowadzących
swoje serwisy?
Odpowiedzią może być zamknięcie przez administratorów serwisu Osiolek.com
. Oczywiście to czy serwis ten robił cokolwiek nielegalnego jest
sprawą bardzo dyskusyjną. Można porównać to z działalnością serwisu
http://thepiratebay.org/ - oni jednak dysponują wyrokiem szwedzkiego Sądu Najwyższego orzekającego, że umieszczanie sum kontrolnych do plików jest legalne. Czy jednak ludzi prowadzących „non profit” taki serwis stać
na ew. wieloletnią walkę z organizacjami dysponującymi
wielomiliononowymi budżetami, która prawdopodobnie
zakończyłaby się w Sądzie Najwyższym? Właściciele serwisu doszli do wniosku, że jest to zbyt duży koszt . OZZ wychodzą z podobnego założenia wysyłając emaile do prowadzących serwisy oferujące filmiki z youtube.

Bo do jakich wniosków można dojść, czytając to, czym chwali
się ZPAV na swoich stronach
:

W ciągu 7 lat działalności Koalicja Antypiracka:

-ustanowiła coroczne nagrody „Złota Blacha” dla szczególnie zasłużonych w zwalczaniu piractwa jednostek Policji,

- przeprowadziła kilkaset szkoleń w całym kraju dla prokuratorów, sędziów, policjantów, celników i strażników granicznych,

Podsumujmy:
przeprowadzają szkolenia z interpretacji prawa dla prokuratorów, sędziów, policjantów itd, ustanowili nagrodę za zwalczanie piractwa... Oczywiście – istnieje możliwość, że te szkolenia są w założeniach całkowicie obiektywne i przedstawiają wszystkie racje –
zarówno za jaki i przeciw uznaniu czegoś za piractwo. Ale w końcu – ludzie, którzy je prowadzą pracują akurat dla takiej a nie innej organizacji, co siłą rzeczy polaryzuje ich punkt widzenia.

9
maja 2007 r. Sejm przyjął
ustawę o zmianie ustawy o prawie autorskim
i prawach pokrewnych oraz niektórych innych ustaw. Weszła w życie 20 czerwca. Czy
ktoś z Was słyszał o tej nowelizacji? Czy w TV były jakiekolwiek
informacje na ten temat? Dyskusja? Nie! – z wyjątkiem kilku zainteresowanych tą tematyką serwisów internetowych... oraz
organizacji zbiorowego zarządzania lobbujących zmiany prawa na swoją korzyść ... nikt się tym nie zajmuje. Czyli do odpowiedniego ustawiania władzy wykonawczej, sądowniczej, dochodzi jeszcze dbanie o uchwalanie odpowiedniego prawa. I aby nie było niedomówień – rozumiem podstawy tych działań i nie potępiam ich. Te organizacje są od tego, aby dbać o interes pewnych grup, które mają do tego pełne prawo i to robią. Pewnym niechlubnym wyjątkiem mogą być tutaj
OZZ które mają dbać o interesy samych twórców, a nie dystrybutorów i producentów. Bo przeciętny twórca odczuwa raczej, że taki np. ZAIKS dba przede wszystkim o swój interes...

Zachęcam więc do
przyłączenia się i stworzenia organizacji, która z kolei będzie dbała o interesy zwykłego człowieka. Bo w tej chwili – oprócz kilku osób prowadzących ciekawe serwisy lub blogi nikt tak naprawdę się tym nie zajmuje. Ale jaka może być ich siła przebicia? Mogą informować, uświadamiać społeczeństwo, itd –
ale gdy przychodzi co do czego potrzebna jest realna siła polityczna. Ew. trochę mniejsza, ale wsparta dużymi budżetami. Taka jak OZZ.

Nie ma co liczyć, że ktoś się tym zajmie za nas. Rzecz w tym – że w tej chwili żadna z partii obecnych w Sejmie nawet nie zajmuje jakiegoś stanowiska w takich sprawach. Mundurki w szkole są dużo ważniejsze niż przyszły kształt informacyjnego społeczeństwa. A takie właśnie się tworzy.

Nie popieram okradania twórców. Człowiek ma prawo do wynagrodzenia za swoją pracę. Jednocześnie trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że sprawa nie jest taka prosta jak usiłują przedstawić to obrońcy praw dystrybutorów i producentów (nie twórców,
bynajmniej).

Zacznijmy np. od cen filmów(DVD):

W
pogoni za szczęściem – 56 zł - Meriln.com.pl

The Pursuit of Happyness – 19,99$ (56 zł) – Amazon.com

Casino
Royale (2-dyskowe wydanie specjalne) - 62,5 zł Merlin.com.pl

Casino
Royale (2-Disc Widescreen Edition) 19.99$ (56zł) – Amazon.com

Oczywiście – czasem jest trochę drożej, czasem trochę taniej – zależnie od wersji filmu i promocji. Ale ogólna tendencja jest taka, że w Polsce
film kosztuje tyle samo albo i więcej co w USA. Tylko że średnia
płaca w Polsce to 2.786,3 zł brutto
, podczas gdy w USA
zarabia się znacznie więcej
. Oczywiście koszty życia też są inne. Ale łatwo można zauważyć, że płyta DVD z tym samym filmem to w najgorszym wypadku 2 godziny pracy dla Amerykanina. W Polsce to jakieś 14 godzin.
Sam koszt wyprodukowania płytki z filmem jest minimalny. Koszt produkcji filmu często zwraca się w pierwszy weekend wyświetlania w USA. Tak naprawdę płacimy za usługę jaką dostarcza nam dystrybutor filmu – możliwość jego
oglądania. Skoro więc koszt obejrzenia filmu w Polsce jest 7 razy droższy niż w USA, to chyba nie ma się co dziwić, że i piractwo jest kilkukrotnie większe? Ale OZZ wolą nazywać Polaków złodziejami, zamiast znaleźć sposoby na dostosowanie się do sytuacji. Nie jest to oczywiście takie proste. Gdyby w Polsce sprzedawać filmy
po 10 zł, to zaraz jakiś przedsiębiorczy człowiek wykupiłby zapas i pojechał sprzedawać do np. Wielkiej Brytanii, przez co spadłby zyski tamtejszych dystrybutorów. Konieczne jest jednak szukanie
innej drogi niż policyjne naloty. Skoro interes jest kiepski, to należy znaleźć lepszą strategię prowadzenia go, a nie angażować prawo karne celem zagwarantowania sobie rentowności takiego biznesu.
Popularne jest twierdzenie „skoro Cię nie stać, to nie musisz używać” . Niestety nie zawsze prawdziwe. Administracja publiczna często wybiera płatne
platformy. Klinicznym przykładem może być Płatnik – tylko pod Windows. Jeśli człowiek nie chce być wyrzutkiem w informacyjnym społeczeństwie musi poznawać programy, przyswajać sobie nowe techniki. Czy to, że Europa zachodnia jest kilkadziesiąt lat w rozwoju gospodarczym przed nami oznacza, że Polacy nie skorzystają już z nowych technologii? Bo niestety – ceny programów
są europejskie. Czy więc taki przeciętny nastolatek ma „uczciwie” odciąć się od tych wszystkich możliwości jakie dają nowe technologie i przygotować się do roli pracownika fizycznego w Anglii, czy może
jednak ma pewne moralne usprawiedliwienie do np. używania pirackiego windows, nauki np. programowania i zostania dobrze płatnym programistą? Nie uważam, że piractwo jest dobre. Chcę jedynie podkreślić, że świat nie jest czarno-biały, a prawo moralne nie zawsze stoi po stronie organizacji, które mienią się jego strażnikami.

Ciekawie w takim kontekście przedstawia się sprawa kar jakimi grozi Komisja Europejska firmie Apple za „ograniczanie
praw do zakupu muzyki ze względu na kraj zamieszkania klienta
„ . Rzecz w tym, że ze względu na kraj w którym mieszkał klient kupując utwory przez internet miał inny wybór i inne ceny.Pozornie – Komisja Europejska stoi na straży równości... Tylko – gdzie tu równość, skoro zarobki w różnych krajach tak bardzo się różnią. Bo nie ma co się łudzić – jeśli Apple zostanie zmuszone do ustalenia jednej ceny dla
wszystkich, to nie będzie to cena najniższa z oferowanych do tej pory. I można zapomnieć o np. sprzedawaniu Polakom choćby 2 razy taniej, bo 5 razy mniej zarabiają...

Te wszystkie kwestie nie są mrzonkami radykałów. Obrona interesów zwykłego człowieka jest jak najbardziej możliwa na gruncie obecnie obowiązującego prawa. Brakuje jednak siły, która by się tym realnie zajęła. Zwykły właściciel serwisu nie jest przeciwnikiem dla OZZ. On nie będzie lobbował zmiany prawa na swoją korzyść w podkomisjach sejmowych . Nawet jeśli kilka większych serwisów stać na obronę prawną przed atakami (jakoś samego
youtube.com nie atakują ;) ), to przeciętny człowiek polegnie w samotnej walce o swoje prawa.

Osobiście uświadomiłemsobie niedawno, widząc do czego posuwają się OZZ, (

Za co siedzisz?
Tłumaczyłem...
(!!!?????)
)

że konieczne jest zaangażowanie się i przyłączenie do jakiejś organizacji mogącej mierzyć się z takim przeciwnikiem. Tyle że, po rozejrzeniu się dookoła okazuje się, że nie ma takiej. Partia Piratów ledwo zipie, sparaliżowana najwyraźniej pracą magisterską lidera ;). Inne?
Ja nie widzę.

A może – patrząc na to jak skuteczne potrafią być OZZ – najwyższa pora na założenie kolejnej? Tym razem stojącej po stronie odbiorcy.

Np. „Stowarzyszenie odbiorców kultury”. Zadania: obrona interesów konsumentów przed zakusami producentów/dystrybutorów/twórców (teoretycznie, bo i tak zawsze chodzi o dystrybutora) – w stylu lobbowanie na ich korzyść w komisjach, obrona przed ściąganiem "haraczy" za radio u fryzjera, oraz prawna walka z nadużyciami (ludzie zastraszani pozwami, działania Policji na granicy prawa), organizowanie szkoleń dla Policji, prokuratorów, sędziów...

Źródła finansowania: producenci, dystrybutorzy, ozz „broniące” twórców. Oczywiście należałoby dokładnie przemyśleć, od czego uzależnić finansowanie, zadania itd – aby taka organizacja miała zysk z takiej obrony zwykłego człowieka...

Kolejna przydatna OZZ to:
„Stowarzyszenie Twórców Internetowych” . Cele: obrona prowadzących swoje serwisy w internecie. Np. przed działaniami typu sławne listy Stowarzyszenia Filmowców Polskich do administratorów stron. Obrona serwisów typu
osiolek.com , hatak.pl . Walka z KOPIPOLEM o należne twórcom internetowym pieniądze. No i lobbowanie itd.

Źródła finansowania: np. te pieniądze od KOPIPOLU... Ew. dostawcy internetowi. Już lepiej, aby dostawała to organizacja zajmująca się obroną praw twórców internetowych, niż np. ZAIKS, dlatego że czasem ktoś jakąś MP3 ściągnie... Podczas gdy z WWW korzystają wszyscy.

Można prosić o przepis na założenie OZZ?

To jak założyłeś już własne OZZ adammada?

Hmm... zawsze wydawało mi się, że od obrony praw konsumentów jest UOKiK, a interes społeczeństwa jest reprezentowany przez polityków wybranych w demokratycznych wyborach. Jednakże być może warto postarać się o jakąś organizację pilnującą reprezentantów narodu.

Napisałeś ładny tekst agitacyjny, ale mam jednak parę "ale":

Zacznijmy np. od cen filmów(DVD)

Zupełnie nie rozumiem tego wywodu, przecież to oczywiste, że polskie płytki DVD będą tańsze od tych z USA (zapomniałeś doliczyć kosztów przesyłki). Na dobrą sprawę w Polsce oryginalną płytkę DVD z filmem można kupić za 5PLN (jak wie się, gdzie szukać). Wywody na temat cen płytek DVD mają taki sam sens, co wywody na temat cen, maczug albo kul armatnich. Jest to po prostu przestarzała technologia i owszem płytki DVD będą dodawane do tanich gazet, ale nie mają kompletnie szans w rywalizacji z Internetem. Załóżmy, że przeciętna szybkość łącza w Polsce to 1Mbit/s, a przeciętny rozmiar filmu skompresowanego w DivX to 700MB, a wyjdzie nam, że w mniej, niż 2h można sobie pobrać film. Dla płyty z muzyką skompresowanej do 60MB mp3 będzie to jakieś 8-9 minut. Oczywiście serwisy takie jak osiolek.com ułatwiają i znacznie skracają czas wyszukiwania żądanych mediów. Wynika z tego, że sklep z płytkami DVD, czy CD musi być na prawdę blisko, by potencjalny klient nie odczuwał utrudnień w związku z zakupem legalnego contentu na tych nośnikach. A no i oczywiście Internet działa 24/7, a sklepy z płytkami już niekoniecznie, więc jeżeli ktoś obudzi się o trzeciej nad ranem z wyraźna chęcią posłuchania czegoś, to też dostęp do legalnego contentu będzie znacznie utrudniony. (Aczkolwiek być może jestem wyjątkiem i tylko ja nie wiem, jakie filmy będę chciał oglądać za tydzień i w związku z tym mam problem z robieniem zapasów, a przez to często jestem niezadowolony, bo nie mogę obejrzeć tego, a co mam ochotę).

A zatem Internet jest narzędziem, które ułatwia dostęp. Więc teraz moje pytanie, co w związku z tym robią Ci, którzy najgłośniej krzyczą, że trzeba zaostrzyć prawo. Z całym szacunkiem, ale w naszym kraju może z połowa komercyjnych muzyków umożliwia zakup swojej muzyki via sklep Internetowy (oczywiście w formatach i z zabezpieczeniami, które przez klientów zapewne zostaną uznane, jako utrudniające), o całej reszcie (np. o filmach) lepiej nie wspominać. Oczywiście nie jest niemożliwe rozprowadzanie muzyki, czy filmów via Internet (piraci tak robią) bez DRM (piraci tak robią) lub z customer-friendly DRM (w chwili obecnej takie DRM chyba jeszcze nie istnieje). Nie jest to również bajońsko drogie, skoro oskarża się o to biednych studentów mieszkających w akademikach (napisałem biednych, gdyż ciągle w wielu akademikach jednym z kryteriów przyznania miejsca jest dochód).

No ale jest jeszcze "nie chcesz to nie kupuj", tylko, że "jak nie kupię, to ty nie zarobisz, a skoro tak bardzo starasz się mnie zniechęcić do kupna od Ciebie to może ściągnę z neta", więc "jak nie chcesz sprzedawać to nie krzycz, że Cię okradają". Należy jeszcze wspomnieć, że niestety dla dystrybutorów rynek ten stał się rynkiem konsumenta.

Sytuacja powyższa tylko obrazuje, jak (dzięki prawu) nierówne są relacje sprzedawca-klient na tym polu. A postawię nawet taką hipotezę, że każda kolejna nowelizacja ma na celu jedynie zwiększenie tej nierówności. (Nie rozumiem w tym aspekcie dlaczego reprezentanci, których współwybierałem, tak bardzo faworyzują sprzedawców, kosztem milionów swoich wyborców). No ale może jakaś organizacja by w tym pomogła.

Pozdrawiam

PS: Nie zgodzę się również z decyzją odnośnie Apple. W warunkach konkurencji ceny te będą bliższe tym najniższym.

"Umieranie" za linki http

Niedawno natrafiłem na serwis page2rss. Jak sama nazwa wskazuje oferuje on usługę przyglądania się wskazanym stronom i przesyłania informacji o zmianach w formie feed-a.

W blogu tego serwisu znaleźć można wpis opisujący przygodę jakiej doświadczył serwis w związku z tym, że ktoś zażyczył sobie feed-a ze strony z warez-em.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>