Znów o głosowaniu przez internet...

urna wyborcza z bluescreenemPrzypuszczono niezły szturm na prasę, by w społeczeństwie wzbudzić popyt na pozytywne myślenie o przeprowadzeniu wyborów poprzez internet. Skoro już ponad 60% uprawnionych nie realizuje swojego prawa do oddania głosów, wprowadźmy głosowanie przez internet, by do końca przejąć kontrolę nad procesem wyborczym. Proponują nam też regularną dawkę spamu przed kolejnymi wyborami, tak, by również państwo dołączyło do procederu wysyłania śmieciowych komunikatów, generowanych przez kandydujących.

Gazeta Wyborcza tym razem publikuje tekst Dominika Uhliga. Autor relacjonuje "wczorajsze propozycje ekspertów" (chodzi o to, że Instytut Spraw Publicznych zorganizował na ten temat konferencję), w śród nich następującą: "głosowanie korespondencyjne i przez internet (według Kazimierza Czaplickiego to nie utopia - koszt przygotowania elektronicznego rejestru wyborców potrzebnego do wprowadzenia głosowania elektronicznego ocenił na 1,6 mln zł.)"

A więc Kazimierz Czaplicki z Państwowej Komisji Wyborczej jest zwolennikiem elektronicznego głosowania. Hmm... Jednak skądinąd wiemy, iż przewodniczący PKW Ferdynand Rymarz uważa, że "wprowadzenie głosowania przez Internet i korespondencyjnie nie zwiększyłoby frekwencji"

W Rzeczpospolitej kolejny tekst: "Prawnicy nie widzą przeszkód, aby w Polsce wprowadzić głosowanie przez Internet. - Konstytucja tego nie zabrania, więc wystarczy zmienić ustawy - mówią". Cytowany w tekście prof. Piotr Winczorek stwierdził jedynie, że "Konstytucja nie zakazuje oddawania głosów za pośrednictwem Internetu". Rzeczywiście, ale też Konstytucja w art. 96 stwierdza na przykład, że "Wybory do Sejmu są powszechne, równe, bezpośrednie i proporcjonalne oraz odbywają się w głosowaniu tajnym". Prawdą jest, iż w Konstytucji o internecie się nie mówi, ale proszę mi powiedzieć jak przez internet zrealizować postulaty konstytucyjne o tajności oraz bezpośredniości wyborów? Dla porządku napiszę, że na problem tajności prof. Winczorek zwrócił uwagę w swojej wypowiedzi. Entuzjastą głosowania przez internet okazał się być również prof. Stanisław Gebethner...

Tekst w Rzepie podpisany jest przez Andrzeja Stankiewicza. Pisze on, że już np. Brytyjczycy, Belgowie, Szwajcarzy, Amerykanie i Estończycy głosują przez internet. Autor nie wspomina słowem o tym, że USA wstrząsana jest olbrzymimi skandalami wyborczymi (chociaż tam te wybory wszak nie do końca były zdalne, a afery wybuchały już przy korzystaniu z terminali dotykowych; czytelnicy serwisu na pewno pamiętają doniesienie o zleceniu dla Clintona Curtisa, który miał napisać program do fałszowania elektronicznych wyborów). Nie wspomina też o tym, że W Wielkiej Brytanii rząd brytyjski porzucił plany zdalnych wyborów, uznając, że jeszcze nie czas na e-voting. To było nie tak dawno, bo na początku września tego roku! No, ale rozumiem, że nie każdy śledzi wszelkie internetowe doniesienia na bieżąco... W Belgii czy Holandii korzysta się z maszyn wyborczych stojących w lokalach wyborczych.

Nie ma sensu, by przytaczać raz jeszcze argumenty przeciwko tej formie głosowania, zatem odeślę jedynie czytelników do wywodów i komentarzy poczynionych przy okazji poprzednich tekstów, które w przeciągu kilku ostatnich dni pojawiły się w różnych tytułach wysokonakładowych i agencjach prasowych: Wybory przez internet - kto to rozgrywa??, Elektroniczne testowanie kandydatów na Prezydenta oraz do felietonu Trudny wybór elektroniczny.

W czasie wczorajszej konferencji zaproponowano też "aby bezpośrednio powiadamiać obywateli o dacie wyborów, w jakich godzinach się one odbywają i adresach punktów do głosowania". A więc spam. Prawdopodobnie ktoś szykuje nam taką atrakcję, jaką mieliśmy w przypadku referendum unijnego, gdy obywatele zostali zbombardowani niezamawianymi komunikatami SMS'owymi skierowanymi na telefony komórkowe (a w wyniku tego spamu sprawa przeszła już przez GIODO, Wojewódzki Sąd Administracyjny, NSA i znów WSA, i jeszcze nie została zakończona!). Przecież to naruszenie prywatności obywateli! Pod naruszeniami tej prywatności podpisuje się szefowa ISP prof. Lena Kolarska-Bobińska. Dodam jedynie, że obywatele mają pełną informacje o wyborach, również dzięki walczącym o głosy kandydatom, którzy nie przebierają w środkach z dotarciem ze swoją ofertą do wyborców, również drogą elektroniczną (coraz częściej z naruszeniem ciszy wyborczej)... Tu odsyłam do takich tekstów jak Polityczny spam w praktyce wyborczej, Walcz o (s)pokój czy do artykułu Spam polityczny.

Wracając do meritum. Zastanawia mnie to, że nikt nie dostrzega zagrożeń związanych z elektroniczną (a nawet, jak chcą niektórzy, zdalną) formą głosowania. Wszystko jest OK, głosowanie przez internet będzie tańsze. Czy gdzieś ktoś zrobił analizę zagrożeń dla demokratycznego państwa prawa, czy też to taki optymizm wynikający być może z fascynacji możliwościami techniki przedstawionymi w Gwiezdnych Wojnach, Matriksie czy Man in Black II? To były tylko takie filmy! To się nie działo naprawdę!

Kiedyś w Polsce był modny taki wierszyk: "Urna wyborcza - cudowna szkatułka, wrzucasz Mikołajczyka - wychodzi Gomułka". W czasach, gdy służby specjalne intensywnie lobbują za zwiększeniem uprawnień dotyczących podsłuchiwania komunikacji sieciowej (retencja danych telekomunikacyjnych) może warto się raz jeszcze nieco zastanowić, zanim zaproponuje się głosowanie przez internet?

Jak wprowadzicie elektroniczne wybory, a jeszcze do tego zdalne, to nie będziecie mieli pewności, że nie pojawi się jakiś "światowej sławy" wirtualny Johnny 11 Palców (artysta o ugruntowanej wszak pozycji w showbiznesie, głównie w ostatnich kilku miesiącach (kto powiedział, że operatorzy nie potrafią opowiadać bajek?)), który przekona was, iż to dobry pomysł mieć "10% więcej" (frekwencji, oddanych na partię głosów, wygranych przetargów na systemy informatyczne w firmowym portfolio, zleceń na ekspertyzy)...

Jak czytam na stronie: Fundacja Instytut Spraw Publicznych (ISP) jest "pozarządową i niezależną placówką badawczą. ISP powstał w 1995 roku w celu zapewnienia zaplecza naukowego i intelektualnego dla modernizacji kraju i toczących się w Polsce debat". Zastanawiam się, czy by nie założyć własnego instytutu. Instytut Piotra Waglowskiego - brzmi fajnie... Czy będę musiał za każdym razem dodawać, że prowadzony jest jako indywidualna działalność gospodarcza, albo spółka z ograniczoną odpowiedzialnością?

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

problem "techniczny"?

ksiewi's picture

Jak dla mnie, spam polityczny i wybory przez internet to dwie dość odległe sprawy. Rozumiem, że o tym pierwszym piszesz z powodu zaprezentowanego przez jednego z ekspertów pomysłu indywidualnego przypominania o wyborach.

Co do samych wyborów i wskazywanych przez Ciebie zagrożeń dla zasady tajności to jak dla mnie jest po prostu problem techniczny, który ma techniczne rozwiązanie. (Oczywiście nie zapominając o tym, co już się chyba stało jakąś moją mantrą, że technologia może prawo kształtować). Jest to oczywiście problem skomplikowany - no bo trzeba najpierw dokładnie sprawdzić, że obywatel X to obywatel X, a później dokładnie zapomnieć, że ten obywatel oddał taki głos. No ale przecież w "realu" ten problem istnieje tak samo - choć łatwiejszy do rozwiązania.

Piszesz o nadużyciach, że np. ktoś napisze program, który fałszuje wyniki. A off-line nie jest to możliwe? Co za różnica, czy głosy będzie liczył "zaufany" program, czy "zaufani" ludzie?

Ale ogólnie podzielam Twój sceptycyzm... bo nawet jeżeli istnieje dobre techniczne rozwiązanie, to kto sobie da rękę uciąć, że właśnie ono wygra przetarg?

A jeszcze jedna uwaga...

VaGla's picture

W odniesieniu do głosowania zdalnego (przez internet) mówi się często o podpisie elektronicznym. Obecnie "wyrobienie sobie" takiego kwalifikowanego certyfikatu do weryfikowania bezpiecznego podpisu elektronicznego nieco kosztuje. Czyżby czekał nas "podatek" od prawa głosu (aktualizowany raz na dwa lata, na przykład)? A każdy z wystawców certyfikatów udostępnia je w innym standardzie. No cóż. Tyle jest pytań, a tak mało dobrych odpowiedzi...
--
[VaGla] Vigilent Android Generated for Logical Assasination

Problem techniczny to również prawny

Ja nie zgodzę się z dwoma tezami kolegi ksiewi:

1. Tak samo jak on-line możliwe są nadużycia off-line
2. Problem tylko technologiczny, technologia może (powinna?) prawo kształtować

Ja generalnie podchodziłbym do sprawą z większą pokorą i szacunkiem dla historii naszej cywilizacji. Prawo, które jest mechanizmem społecznym do radzenia sobie ze słabościami ludzkiej natury, kształtuje się już bardzo długo.

Do ludzkich nadużyć ("off-line") mamy dość ukształowane mechanizmy - nadzór, sposoby prowadzenie dokumentów, komisyjność, prawo karne, śledztwo itp. Obawiam się, że nie nadrobimy kilku tysięcy lat doświadczenia pracy z ludźmi tak łatwo tworząc dobre reguły nadzoru nad technologią.

Oczywiście, za nadużyciami lub problemami z techniką on-line stoją ludzie - i tu prawo tradycyjne radzi sobie dużo lepiej. Sprowadzę to do określenia, że łatwiej przesłuchać ludzi niż komputery.

Natomiast uważam, że nie mamy jeszcze na tyle utartych ścieżek nadzoru i kontroli zarówno procesów przygotowywania jak i wdrażania prawnych rozwiązań technologicznych na tyle, żeby można było łatwo przejść na czystotechnologiczne formy działania.

Proces przygotowania rozwiązania technologicznego jest dużo bardziej złożony niż na przykład proces legislacyjny; a proszę pomyśleć jak długo kształtowały się obecne rozwiązania ustrojowe. Myślę, że to jest właśnie powód dla którego estońscy eksperci są bardzo sceptyczni. W podobnym duchu od lat wypowiada się np. Bruce Schneier.

I tu Piotr ma rację, ten sam problem dotyka naszego głosowania przez Internet czy też przez maszynki w Stanach. Dla mnie jest ogólny to problem czarnej dziury między wolą wyborcy (albo strony stosunku prawnego) a jej odbiorem przez drugiego człowieka.

--
[S.A.P.E.R.] Synthetic Android Programmed for Exploration and Repair

W stojącej bodajże na najwy

W stojącej bodajże na najwyższym stopniu rozwoju społeczeństwa informacyjnego w Europie - Estionii głosowało w taki sposób około 1600 osób czyli około 0,1% obywateli. Do przemyślenia.

przecinek w prawo

ksiewi's picture

Ja miałem informacje o ok. 9000 elektronicznych głosów jeszcze w trakcie trwania wyborów. Różne źródła w internecie podają od 6000 do 9200, podczas gdy frekwencja w tych wyborach wyniosła ok 500000 (na 1mln uprawnionych do głosowania). Oznacza to, że około 1% głosów zostało oddanych elektronicznie. Warto też wiedzieć, że do tej pory wydano ok. 850000 kard ID (umożliwiających głosowanie elektroniczne) i niekoniecznie wszystkie musiały zostać wydane osobom mającym czynne prawo wyborcze w tych wyborach - niestety nie znalazłem danych na ten temat.

W każdym razie, zarówno 0,1%, jak i 1% zwiększenie frekwencji dowodzi, że wprowadzanie tego sposobu głosowania jest bez sensu, jeżeli jego jedynym celem ma być poprawienie frekwencji.

W estońskich wyborach interesujące jest, że głosowanie było możliwe nie tylko z komputera wyposażonego w system Windows, ale też MacOS lub Linux. Jednak według mojej wiedzy, aplikacja umożliwiająca głosowanie (evote-client) była udostępniana tylko w wersji binarnej, choć oparta na bibliotece na licencji BSD.

Jeszcze urządzenie do oddania głosu

VaGla's picture

Z dyskusji (jaką wywołałem na liście dyskusyjnej PTI) wynika, że w wyborach w Estonii "można było głosować kilka razy, a liczył sie ostatnio oddany głos". Dodatkowo p. Lucyna Witkowska zauważyła, iż: "głosowało się za pomocą karty identyfikacyjnej (którą ma każdy) i systemu czytającego tę kartę (trzeba było sobie kupić - koszt 20 euro)".

Również w polskich realiach: do kosztu wyrobienia sobie certyfikatu związanego z podpisem elektronicznym doszedłby dodatkowy koszt specjalnego urządzenia za pomocą którego można by złożyć elektroniczny głos. Co zostało powiedziane już wyżej - zastosowanie podpisu elektronicznego to tylko jedna ze spraw, na która trzeba zwrócić uwagę rozważając "tajność" głosowania.

Nadal nikt mnie nie przekonał do tezy, że tajność głosowania będzie mogła być zagwarantowana przez następczą anonimizację oddanych jawnie głosów (podpisanych podpisem elektronicznym).

Mam wrażenie, że wielu dyskutantów zgadza się, by liczenie oddanych głosów odbywało się na zasadzie szacunku "mniej więcej wygrał ten i ten" (bo ryzyko kompromitacji "transakcyjności" jest wpisane w tę formę oświadczenia woli, zatem dlaczego z tym walczyć). Mam również wrażenie, że dyskutanci nie mają problemu z tym, że ujawnienie kto jak głosował może uderzać w podstawy systemu społeczno politycznego. Pojawiają sie też głosy, że demokracja bezpośrednia nie jest najbardziej oczekiwanym z systemów politycznych państwa.

W dyskusji padł ciekawy głos p. Mirosława Kutyłowskiego komentującego pomysł głosowania za pomocą bankomatów: "gdyby więc przyjąć ten ciekawy skądinąd pomysł, to zamiast zakładać partie polityczną lepiej byłoby założyć bank. Wystawienie własnych bankomatów dawałoby większą liczbę głosów niż kampania wyborcza."

Ja dodam jedynie, że w jednym z warszawskich oddziałów pewnego banku oczekując w kolejce i rozglądając się jedynie po oddziale (obserwując co się tam dzieje) mogłem dowiedzieć się gdzie leży specjalna karta magnetyczna, która używana jest przez obsługę oddziału, by wejść do pomieszczenia, w którym przechowuje się gotówkę, a także - nie wysilając się zbytnio - poznałem cyfrowy kod do drzwi, za którymi znajduje się bankomat (obsługa nie ukrywała wbijanego kodu).

Wystawienie bankomatów na pewno pomogłoby znacznie bankowi w procesie wybierania "reprezentantów narodu", ale myślę, że najwięcej do powiedzenia mieliby właściciele reuterów, przez które te "głosy" by przechodziły w drodze do centrali.

Już to widzę. Obywatel zagłosował za partią X, bankomat zmienił to na partię Y, operator systemu postanowił jednak wesprzeć Z, co mu się nie udało, bo ktoś w centrali "przez przypadek" wyłączył system, a po jego "podniesieniu" wyszło, że oddano głosy na partię Q. Powołując się na oficjalne wyniki wyborów Komisja ogłosiła, że wygrała partia R (która akurat nie startowała w tych wyborach, ale sukces wyborczy przyjęła z satysfakcją).

Przysługujące obywatelowi prawo wyborcze jedynie komplikuje całą procedurę. Gdyby pozbyć się obywateli z procesu wyborczego reszta mogłaby się łatwiej dogadać.

--
[VaGla] Vigilent Android Generated for Logical Assasination

Polskie prace dot. e-votingu i inne pomysły

VaGla's picture

W Polsce pracuje się nad koncepcją głosowania elektronicznego. W komentarzach dotyczących tematu powyższego newsa spotkałem się z odesłaniem do prac prowadzonych we Wrocławiu. Jak pisze Mirosław Kutyłowski na liście PTI: "W kwestiach praktycznej implementacji -- wykazywałbym bardzo daleko idącą ostrożność (również w kwestiach wyborów tradycyjnych)".

Pojawiły się również głosy, że przecież: "znane są pomysły na Untraceable Electronic Cash, problem anonimowości głosującego można rozwiązać następująco: komisja wyborcza gra rolę banku (wydaje głos głosującemu), a system przyjmujący głos to kontrahent (przyjmuje ten głos)". W takim układzie "pobierając" głos z komisji należy się zidentyfikować (np. za pomocą podpisu elektronicznego), potem komisja weryfikuje jedynie poprawność oddanego głosu (anonimowego). Moim zdaniem nie gwarantuje to bezpośredniości głosowania, nie przeciwdziała też "kupczeniu" głosami. Ktoś uprawniony pobierze głos, a następnie ktoś inny ten głos wykorzysta w głosowaniu...

Dodam jeszcze, że również w USA toczy się debata dotycząca elektronicznego głosowania (i regulacji nazwanej the Help America Vote Act (HAVA) z 2002 roku). Więcej o temacie pisze amerykański Computerworld.
--
[VaGla] Vigilent Android Generated for Logical Assasination

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>