Kilka słów na temat okrągłego stołu dot. uśude, a temat jest "trudny"
W MAiC odbyło się dziś spotkanie "Okrągłego stołu w sprawie projektu nowelizacji ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną". Celem spotkania było omówienie kwestii spornych występujących w szczególności pomiędzy dostawcami treści / właścicielami praw a podmiotami administrującymi portalami i platformami internetowymi w zakresie przesłanek wyłączania odpowiedzialności oraz procedury notice and takedown. Nowelizacja ustawy, o którą chodzi, nie wynika ze zobowiązań unijnych, a ma na celu poprawę, usprawnienie przepisów ustawy. Prace nad tą ustawą trwają bardzo długo. Jej początki można obejrzeć w materiałach wideo, które publikowałem w Sieci.
Wszystko się zaczęło przy okazji ostatniej nowelizacji ustawy, jeszcze w 2008 roku. Podsumowanie tamtych prac w Sejmie można zacząć od tekstu Świadczenie usług drogą elektroniczną po drugim czytaniu (14+55+17+34=120). Tam wówczas, w trakcie prac sejmowych, rząd przychylił się do części środowiska biznesowego, że może warto uregulować pewne dodatkowe sprawy w ustawie, ale nie akurat w tamtej nowelizacji, w której chodziło o konkretne przepisy dostosowujące ustawę od zobowiązań unijnych. Decyzja o podjęciu prac zapadła, postanowiono, że prace będą prowadzone w duchu szerokich konsultacji. Odbywały się liczne spotkania z udziałem licznych ekspertów i zainteresowanych podmiotów. Chodziło m.in. o wprowadzenie wyłączenia odpowiedzialności z tytułu linków czy działania wyszukiwarek, ale też doprecyzowania procedury notice and takedown.
Jedne z ostatnich prac nad tą nowelizacja odnotowywałem pod koniec zeszłego roku: Wydawcy prasy i książek o projekcie noweli ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną.
Potem wybuchła ACTA
By zapoznać się dostępnymi materiałami na temat noweli można sięgnąć do serwisu RCL: ustawa o zmianie ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną (rejestr zmian). Jednym z ostatnich dokumentów tam opublikowanych jest Wyciąg z protokołu ustaleń nr 15/2012 posiedzenia stałego komitetu Rady Ministrów w dniu 19 kwietnia 2012 r.. Można tam przeczytać, że:
Komitet Rady Ministrów przyjął dokument (nowy tekst II) i warunkowo rekomendował go Radzie Ministrów.
Warunkiem rekomendowania dokumentu RM jest zrealizowanie przez Ministra Administracji i Cyfryzacji wszystkich poniższych zaleceń Komitetu i przedłożenie przez Prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów dodatkowej opinii w sprawie.
Dalej następują rekomendacje. Jest też i uwaga Ministra Spraw Zagranicznych, w której domaga się dodania w projekcie art. 6a, "który w ocenie MSZ przyczyni się do zwalczania w Internecie patologicznego zjawiska, jakim jest "mowa nienawiści"". Trudno mi to ocenić, ale mam wrażenie, że ta uwaga ma chyba jakiś związek z prywatnymi doświadczeniami p. Radosława Sikorskiego (pełniącego funkcję Ministra Spraw Zagranicznych), w wyniku których wiele serwisów zamknęło swoje fora internetowe. Nie wiem, a nie chcę spekulować. Pomyślałem po prostu, że to odnotuję.
Generalnie odnosi się to wszystko do "nowego tekstu II", który też jest dostępny w serwisie RCL i jest datowany na 3 kwietnia 2012 roku.
Czyli: projekt został przyjęty w dniu 19 kwietnia 2012r. przez komitet stały Rady Ministrów i rekomendowany Radzie Ministrów, natomiast w wyniku dodatkowych uwag i sugestii partnerów społecznych projekt ustawy został poddany ponownej analizie i w konsekwencji uległ przebudowie, powstała jego kolejna wersja - tym razem z 14. czerwca 2012 r. Tej wersji jeszcze nie opublikowano na oficjalnych stronach.
Nieco później Minister Administracji i Cyfryzacji, wsłuchując się w padające w debacie publicznej głosy, a także zawierzając swojej intuicji, postanowił jeszcze raz przyjrzeć się temu projektowi ustawy. Postanowił zorganizować jeszcze jedno spotkanie - "okrągły stół". To spotkanie odbyło się dziś. Uczestnicy tego spotkania mogli zapoznać się z projektem w wersji z 14. czerwca br. i przedstawić swoje uwagi. Spotkanie miało formułę "okrągłego stołu", czyli takiej formy dyskusji ministerstwa z zaproszonymi przezeń osobami, którą nazwałbym "konsultacyjnym fokusem". Podobne odbywało się w sprawie dostępu do informacji publicznych...
Ja zgłaszałem uwagi w tym duchu, który wynika z tekstu Nie chodzi o cenzurę internetu, a o procedurę notice and takedown. Tam właśnie sygnalizowałem, że nie można w tej dyskusji "nadto przeginać" w działaniach nakierowanych na "wyłączenie odpowiedzialności pośredników". Chodzi wszak o zachowanie równowagi. Jeśli zatem każde działanie opisane procedurą notice and takedown kierować będzie nas do konkluzji, że pośrednik (dostawca usług) nie będzie ponosił w ogóle odpowiedzialności, to nie będzie to - jak uważam - sytuacja dobra (również dla branży internetowej!).
Dyskutowano dziś m.in. o problematyce ochrony anonimowości w Sieci (por. dyskusję w wątku Anonimowość w kontekście projektowanych przepisów dotyczących Euro 2012, ale też Konflikt "anonimowość" vs. "dochodzenie roszczeń" narasta). Podnoszono, że procedura notice and takedown w niektórych krajach może być - i często jest - wykorzystywana do tego, by poznać tożsamość osoby, która opublikowała pewne treści (czy to komentarze dot pracodawcy, czy to osoby, które komentują życie polityczne, itp.). Jak do tego dochodzi? Ano w ten sposób, że prawodawca zdecydował, że do wysyłającego "wiarygodną wiadomość" wysyła się też dane osoby, której treści się kwestionuje. Sporo miejsca poświęcono dziś tej problematyce.
Przedstawiciele organizacji, którzy interesują się na co dzień ochroną prawa autorskiego sygnalizowali dziś potrzebę szczególnej ochrony tych praw w Sieci (przy okazji dowiedzieliśmy się, że do serwisu chomikuj.pl wysłano już 15 milionów adresów URL ze wskazaniem treści, które opublikowano tam - jak twierdzili wysyłający - z naruszeniem prawa, a także, że dziś tylko zostanie tam wysłanych jeszcze 15 tysięcy takich adresów).
Reprezentanci świadczących usługi zwracali uwagę na to, że "nie chcą być cenzorami i sędziami", a jeśli chodzi o czas reakcji, to należy uwzględnić również mniejsze serwisy internetowe, które nie będą potrafiły zareagować na wiarygodną wiadomość w "kilka godzin lub minut".
Na marginesie: uważam, że argument "nie chcemy być cenzorami i sędziami" należy do tej samej kategorii argumentów, co "twórcy chcieliby zarabiać na swojej twórczości" (por. Relacje z wczorajszej konferencji o potrzebie reformy prawa autorskiego po ACTA). Nie zastępuje się sędziego, gdy ocenia się - w bieżącej działalności - swoje własne działania. To prawda, że duża skala działania serwisów internetowych (w Allegro kilka milionów nowych aukcji dziennie się pojawia) powoduje też większe ryzyko. Ja jednak nie zastępuję sędziego, gdy oceniam każdą notatkę publikowaną przeze mnie w tym serwisie ze względu na ryzyko prawne związane z jej publikacją. Kiedy zatem świadczący usługi drogą elektroniczną otrzymuje wiarygodną wiadomość (wiarygodność w rozumieniu formalnym) ze wskazaniem zasobu w Sieci, a potem otrzymuje sprzeciw, w wyniku którego tenże świadczący usługę drogą elektroniczną może zdecydować o tym, że zablokowaną czasowo treść może przywrócić do Sieci, to w chwili, gdy zdecyduje się na przywrócenie takiej treści - za to własne działanie może i powinien - jak uważam - ponosić odpowiedzialność.
To duże ryzyko? Owszem. Jak je zmniejszyć? Nie w ten sposób, że się będzie ograniczało odpowiedzialność, a w ten sposób, że prawodawca będzie precyzyjnie określał prawo materialne, z którego taka odpowiedzialność może wynikać.
Tak. Wiem, że głosząc takie tezy narażam się na piętno "wroga polskiego internetu #1". Ale myślę przy tym w kategoriach dłuższych niż "jeden rok obrotowy", w jakich myślą czasem koledzy z branży. Rozwijamy ten internet od lat i na lata. Nie można przeginać w jedną ani w drugą stronę. Trzeba szukać równowagi.
Wiele przecież mówimy o poszanowaniu wolności i praw w Sieci. W poszukiwaniu gwarancji praw i wolności człowieka ważne jest również to, by istniała droga dochodzenia roszczeń wobec podmiotu, który świadczy usługi drogą elektroniczną (por. Wyrok ETPCz: prawo dochodzenia roszczeń w przypadku naruszenia prywatności). Warunkiem przestrzegania praw i wolności człowieka jest odpowiedzialność. Ze względu jednak na charakter aktów komunikacji elektronicznej istotnie wiele uzasadnienia ma wprowadzenie odpowiedzialności warunkowej, ale procedura dotycząca owego warunku musi być uczciwa, przemyślana, nadająca się do stosowania.
Dobra procedura notice and takedown może się przyczynić do lepszej ochrony praw i wolności przy mniejszym ryzyku dla przedsiębiorców świadczących usługi drogą elektroniczną. Procedura, w wyniku której nie będą oni ponosili żadnej odpowiedzialności doprowadzi szybko do tego, że w kolejnym kroku "wahadło" regulacyjne przewróci łódkę, na której tu wszyscy, w tym "społeczeństwie informacyjnym" płyniemy.
Generalnie - odbyła się dziś dyskusja. W jej wyniku ustalono, że MAiC opublikuje aktualny projekt nowelizacji (głupio omawiać coś, co oficjalnie nie zostało jeszcze opublikowane). MAiC przyjrzy się wszystkim elementom, na które dziś zwracano uwagę, a następnie projekt raz jeszcze będzie poddany konsultacjom.
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
a w ten sposób, że
A dokładniej? Bo diabeł siedzi chyba w szczegółach.
Przy okazji odpowiedzialności za to co jest publikowane w internecie - jest wiele serwisów uniemożliwiających usunięcie / edytowanie tego co się tam opublikowało (twierdzą, że to już jest "ich" i koniec). Choć oczywiście, w razie jak ktoś się zgłosi z pretensjami do nich, to treść okazuje się być opublikowana przez usera i poza ich kontrolą. Wg mnie, tak działające serwisy nie powinny mieć prawa korzystać z wyłączenia swojej odpowiedzialności za to co jest "ich".
Nie zgadzam się z tezą,
Nie zgadzam się z tezą, że usługodawca decydując się na przywrócenie czasowo zablokowanych treści po sprzeciwie (bądź nawet odrzucenie "wiarygodnej wiadomości" jako niewiarygodnej) powinien ponosić odpowiedzialność.
Jest zasadnicza różnica między Piotrem Waglowskim, który publikuje w swoim serwisie własne notki, a dostawcą usługi np. hostingu plików, hostingu stron WWW czy platformy blogowej, oferującym zasoby swojego systemu innym, najczęściej nie znanym mu osobiście osobom - usługobiorcom. Różnica ta polega na tym, że w pierwszym przypadku Piotr Waglowski ma (a przynajmniej może mieć) pełną wiedzę dotyczącą stanu faktycznego (np. wie na pewno, że napisana przez niego notka jest jego autorstwa i tym samym nie narusza praw autorskich innych osób; może wiedzieć również, że to, co napisał o osobie pełniącej funkcje publiczne jest prawdą, a więc np. nie ma tu ryzyka uznania winnym przestępstwa z art. 212 kk nawet jeśli ta osoba uzna to za zniesławienie). Usługodawca takiej wiedzy nie ma i zwykle mieć nie może, bo zawsze musi zakładać, że usługobiorca nawet uzasadniający swój sprzeciw może wprowadzać go w błąd, albo po prostu nie mieć racji. W jaki sposób np. bloger śledczy formułujący na swojej stronie zarzuty przeciwko jakiemuś urzędnikowi czy przedsiębiorstwu może niezbicie udowodnić w takim sprzeciwie, że są one prawdziwe, jeśli jego wiedza oparta jest na informacjach zebranych w ciągu wielu miesięcy, w tym pochodzących z poufnych źródeł - które można w razie czego wyjawić przed sądem, ale nie dostawcy usługi?
Dlatego racjonalnym działaniem dla usługodawcy jest w tym przypadku zawsze blokować treści kwestionowane przez kogokolwiek i nie odblokowywać aż do jednoznacznego wyjaśnienia sprawy (np. decyzji sądu czy decyzji prokuratury o umorzeniu) - nawet, jeśli ryzyko, że te treści okażą się bezprawne wynosi z jego punktu widzenia np. 1%.
I tak właśnie usługodawcy w przeważającej większości się zachowują. Przekonałem się kiedyś o tym na własnej skórze, gdy aż do momentu dostarczenia przeze mnie decyzji prokuratury o umorzeniu postępowania z uwagi na brak znamion czynu zabronionego wszystkie moje dane pozostały zablokowane (wszystkie, bo policja nie wskazała precyzyjnie treści, o które chodziło - BTW, proponowana procedura nie odnosi się, przynajmniej w wersjach projektu, które czytałem, do "urzędowych zawiadomień", które jednakże nadal pozostają w art. 14 ustawy; a więc policjanci dalej będą mogli wskazywać treści ich zdaniem bezprawne nieprecyzyjnie i nie dopełniając formalnych wymogów procedury).
Pozostawienie odpowiedzialności usługodawcy nawet w przypadku otrzymania uzasadnionego sprzeciwu ze strony usługobiorcy czyni ten sprzeciw iluzorycznym. Bo kalkulacja jest prosta: jeśli zablokuję, to na pewno nie beknę - jeśli nie zablokuję czy odblokuję, to mogę beknąć, choćby nawet prawdopodobieństwo tego było niewielkie. Bez względu na to, jak precyzyjna, uczciwa i przemyślana będzie procedura, ta kalkulacja zawsze w takim przypadku będzie tak wyglądać.
Równie dobrze można by w ogóle nie wprowadzać tej procedury, a zamiast tego wprowadzić prosty nakaz blokowania dostępu do treści, którym ktokolwiek zarzuca bezprawność z dowolnych powodów - aż do rozstrzygnięcia sporu przez sąd.
To nie jest szukanie równowagi. W ten sposób szala nadal pozostaje przechylona na stronę tych, którzy formułują zarzuty. I formułując bezpodstawne (acz choćby minimalnie prawdopodobne dla usługodawcy) zarzuty, można zamknąć wirtualne usta każdemu blogerowi śledczemu, organizacji pozarządowej, komukolwiek, kogo się nie lubi.
Równowaga byłaby wtedy, gdyby usługodawca pozostawał neutralny w sporze pomiędzy usługobiorcą a tym, kto zarzuca temu ostatniemu bezprawność. Czyli przy pełnym wyłączeniu jego odpowiedzialności.
No, cóż
No, cóż. To nie jest takie proste. Generalnie jeden z problemów polega na tym, że dzisiejsze brzmienie naszego art. 14 uśude (i to brzmienie, które wynika z najnowszej nowelizacji) wcale nie jest zgodne z brzmieniem art. 14 Dyrektywy 2000/31/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 8 czerwca 2000 r. w sprawie niektórych aspektów prawnych usług społeczeństwa informacyjnego, w szczególności handlu elektronicznego w ramach rynku wewnętrznego (dyrektywa o handlu elektronicznym), którą niby implementowano w tym przepisie. A przepi europejski brzmi tak:
Prawda, że ten przepis brzmi inaczej, niż "nasza czternastka"? Na przykład ten fragment: "...w odniesieniu do roszczeń odszkodowawczych — nie wie o stanie faktycznym lub okolicznościach, które w sposób oczywisty..."
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Zgadzasz się z prof.
Zgadzasz się z prof. Traple? Bo ta niezgodność to jej teza.
A po drugie, i ważniejsze - jak przywróci i nie będzie ponosił odpowiedzialności to dopiero będzie sprzeczne z dyrektywą. I to już bezdyskusyjnie - bo na spotkaniu w piątek jeden z urzędników MAiC, zamiast dyskutować z prof. Traple. skwitował jej uwagi krótko - "KE ma inne zdanie".
Nie wiem, kto
Nie wiem, kto pierwszy i kiedy to podniósł. Ja jedynie zwracam uwagę na to, że to inny przepis i tworzy inną sytuację, niż to, co mamy dziś (przed zmianą), a już na pewno inny, niż ten, który nam ostatnio pokazano.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Byliśmy razem na spotkaniu
Byliśmy razem na spotkaniu 13 lipca, kiedy ta teza została podniesiona. Właśnie przez prof. Traple.
Tak, ja wiem
Tak, ja wiem, ale sygnalizuję, że to nie 13. lipca ona się pierwszy raz pojawiła. Była już wcześniej. I tylko napisałem, że nie wiem kto i kiedy ja pierwszy raz zasygnalizował.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Przeczytałem raz jeszcze
Przeczytałem raz jeszcze Twój komentarz i stoi w nim jak byk, że "dzisiejsze brzmienie naszego art. 14 uśude (i to brzmienie, które wynika z najnowszej nowelizacji) wcale nie jest zgodne z brzmieniem art. 14 Dyrektywy 2000/31/WE". Czyli jak na mój gust zwracasz uwagę na to, że dzisiejszy art. 14 jest niezgodny z art. 14 dyrektywy. Vide opracowanie prof. Traple na ten temat i jej wypowiedź na spotkaniu 13 lipca.
A od tej kwestii trzeba odróżnić dwie inne:
a) ciągłe zmiany art. 14 w rożnych wersjach projektu,
b) pytanie, które postawiłem wyżej, tzn. czy art. 14 w kolejnych wersjach projektu byłby zgodny z art. 14 dyrektywy.
Co do tezy prof. Traple to miałbym tutaj pewne wątpliwości, niemniej argumentacja Pani Profesor jest przekonująca i warto się nad tym zastanowić. Co co pkt (a), to nikt chyba już nad tym nie panuje. Ale to taka specyfika polskiej legislacji. A co do pkt. (b), to jak napisałem wyżej - projekt proponuje wprowadzenie nowej przesłanki wyłączenia odpowiedzialności usługodawcy przy usłudze hostingu (zablokował i odblokował w trybie NTD). A to na 100% byłoby niezgodne z dyrektywą.
Po raz setny...
A drukarzy, kioskarzy, bibliotekarzy, producentów papieru i właścicieli płotów, na których ktoś coś nabazgrał też będziemy ciągnąć do odpowiedzialności?
Być może pewnym wyjściem byłoby przyjęcie, że wiarygodną informacja jest odpis złożonego pozwu, ew. prywatnego aktu oskarżenia plus karalność (ew. odpowiedzialność odszkodowawcza) za bezprawne żądanie zablokowanie dostępu do treści. Ale to są rozważania o tym jak przyrządzić żabę, zamiast o tym po co ją jeść.
Oni
Oni przecież ponoszą odpowiedzialność na zasadach ogólnych.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Ale co za problem...
Ale co za problem... Większe serwisy zarejestrują się jako spółki z jakichś bardziej liberalnych krajów i będzie im można zrobić tyle samo, co GIODO Facebookowi.
Potem co najwyżej UE z Polską na czele będzie kombinować jak zablokować te strony, bo przecież łamią prawo i nic nie da się im zrobić.
Padną pewnie małe polskie serwisy, w końcu wystarczyłoby najpierw na takim serwisie napisać komentarz na swój temat, a później żądać odszkodowania...
To są rozważania tyleż
To są rozważania tyleż ciekawi, ile kompletnie obecnie oderwanie od rzeczywistości. To mniej więcej tak, jakby np. proponować likwidację ksiąg wieczystych, bo po co ten formalizm?
MAiC opublikowało projekt uśude w wersji "na okrągły stół"
MAiC opublikowało projekt ustawy o zmianie ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną oraz ustawy – Kodeks cywilny w wersji "na „okrągły stół” 13.07.2012 r." (PDF)
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
A datę projektu
A datę projektu widziałeś? Skoro ten projekt jest z 13 lipca, co co się działo do 13 lipca i co za projekt widzieliśmy 13 lipca?
Kim jest uprawniony?
Art. 15a projektu datowanego na 13 lipca zawiera następującą definicję:
Zgodnie z ta definicją uprawnionym jest każdy, kto wie o bezprawnych danych. Pewna trudność w posługiwaniu się nią wiąże się z brakiem ustawowej definicji pojęcia "bezprawnych danych", dla przykładu nie jest oczywiste, czy dane będące w normalnym obrocie, ale udostępniane bez zezwolenia osób, którym przysługują do nich autorskie prawa majątkowe, można nazwać bezprawnymi, ale na razie pozostawmy tę wątpliwość na boku.
Sprawdźmy, w jakim kontekście autor projektu korzysta z tej definicji. Otóż w dalszej części art. 15a oraz w art. 15b opisany jest sposób, w jaki uprawniony może powiadomić usługodawcę, że udostępniane za jego pośrednictwem dane zdaniem uprawnionego są bezprawne. Art. 15c nakazuje usługodawcy, aby po zablokowaniu danych poinformował o tym swojego klienta ("usługobiorcę'), który dane te udostępnił.
Klient ten, zgodnie z art. 15d, może zgłosić sprzeciw, który zgodnie z pkt.4 tego atukułu powinien zawierać m.in.
Rozumiem więc, że proponowany art. 15 czytany w całości wprowadza zasadę, że każdy czujny obywatel, który dowolne publicznie dostępne dane uzna za bezprawne i złoży odpowiednie zawiadomienie, uzyskuje tym samym prawo do udzielania zgody na zamieszczanie tych danych w sieci, niezależnie od tego, czy zgodę taką wyrazili dysponenci majątkowych praw autorskich lub innym praw wyłącznych związanych z tymi danymi.
W tym kontekście art. 15d dotyczy sytuacji, w której ktoś doniósł, a następnie - odpłatnie lub nie - łaskawie wyraził zgodę na udostępnianie danych, któryh dotyczy doniesienie.
Zasada, że donosiciel zyskuje prawo własności do praw, będących przedmiotem doniesienia, niewątpliwie przyczyni się do zapewniania porządku i społecznego poczucia bezpieczeństwa prawnego.
A jakie opinie w tej sprawie przedstawiali uczestnicy okrągłego stołu?
stara tradycja?
Nie jestem dobry z historii, ale chyba w czasie rewolucji francuskiej donosiciel otrzymywał znaczną część majątku osoby, na którą doniósł - może to nawiązanie do tej tradycji? :-)
Czy Pan zapłaciłby mi,
Czy Pan zapłaciłby mi, gdybym po zwróceniu się do Vagli i zablokowaniu przez niego Pańskiego komentarza, następnie zwrócił się do Pana z ofertą przelewu jakiejś kwoty na moje konto w zamian za moją zgodę na udostępnianie tych danych? Mówimy cały czas o przypadku, w którym moje doniesienie byłoby oczywiście bezzasadne, nie należy więc zapominać o 'katalizatorze' w postaci właściciela strony, który na wstępie mógłby odrzucić mój wniosek o zaniechanie naruszeń.
Notice and takedown w amerykańskiej praktyce
Dostawca hostingu zablokował na pewien czas całą platformę (1450000) blogów edukacyjnych. Bo na jednym z nich były treści naruszające prawo autorskie.
http://www.miasik.net/archive/2012/10/cenzura-w-sluzbie-ip/