Jest news, że nie wiadomo jak jest w sprawie napisy.org

Policjanci dostali złote blachy, media pisały o piratach. Dziś zaś piszą o tym, że prokuratura ma problem z udowodnieniem, że publikujący na zablokowanej dwa lata temu stronie internetowej napisy.org tłumacze filmów złamali prawa autorskie. Mowa jest nawet o tym, że strona wróci niebawem do Sieci. Ale wbrew tym "optymistycznie brzmiącym informacjom" sprawa nie jest zakończona, ponieważ prokuratura jeszcze nie umorzyła postępowania, więc właściwie nie ma newsa.

Sprawę, o której pisałem w tekście Napisy do filmów na celowniku oraz Zatrzymano tłumaczy napisów..., a także List otwarty tłumaczy-hobbystów w sprawie zatrzymań osób tworzących napisy do filmów (a nawet w Ewentualny atak serwerów Policji uważam za głupotę i nieodpowiedzialność i Dziś w Sejmie o społeczeństwie w kontekście napisów i innych wydarzeń), prowadzi Prokuratura w Zabrzu. O postępach jej prac pisze Gazeta.pl w tekście www.napisy.org nie łamały prawa? Wrócą do sieci?. Niestety w tej relacji jest kilka niepokojących stwierdzeń. Oto czytamy tam, że powodem dla którego prokuratura ma kłopot z wykazaniem naruszenia prawa autorskiego, jest jedna z opinii biegłych w tej sprawie. Konkretnie napisano w artykule:

...do dzisiaj żadnemu z zatrzymanych nie przedstawiono zarzutów. Powód? Śledczy mają problem z udowodnieniem, że administrator i tłumacze z www.napisy.org złamali prawo. Jeden z biegłych uznał bowiem, że tłumaczenie filmów ze słuchu nie narusza prawa autorskiego.

Tymczasem biegły nie jest od tego, by analizować przepisy prawa. Dziwne jest wręcz, że biegły mógł się do tego w taki sposób odnieść (chyba, że ktoś tu nieco uprasza lub w inny sposób zniekształca przekaz kierowany do opinii publicznej).

W każdym razie newsa nie ma, ponieważ Prokuratura Rejonowa w Zabrzu ma jeszcze do obejrzenia "nadesłanej przez niemiecką policję zawartości serwera, na którym działały napisy.org" i od wyników tych oględzin zależeć ma - wedle Gazeta.pl - czy sprwaa zostanie umorzona (czy też nie).

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Pytanie?

ponieważ Prokuratura Rejonowa w Zabrzu ma jeszcze do obejrzenia "nadesłanej przez niemiecką policję zawartości serwera, na którym działały napisy.org"

Czy jest możliwe, żeby przez dwa lata prokuratura nie przejrzała głównego dowodu w sprawie, bez którego właściwie sprawy nie?

ps. sprwaa - sprawa

Zastanawia mnie jak jedna

Zastanawia mnie jak jedna opinia (?) może zaważyć na całej sprawie. Zastanawia mnie też jakim cudem ta sprawa tak długo czasu jest na tym etapie (śledztwa) gdy nawet jeszcze nie sprawdzono serwera napisy.org. Zastanawia mnie wiele innych rzeczy. Na bazie czego opierano się do tej pory (na zeznaniach podejrzanych/świadków?) w śledztwie, przecież strona przestała działać - a więc cały mechaniżm, wszyscy użytkownicy przestali odwiedzać stronę (a także upload'erzy).

Dochodzę do wniosku, patrząc także kontekście sprawy The Pirate Bay (zdaję sobie sprawę, że różni się ona w paru elementach), że może się okazać problemem wskazanie osób, które odpowiadały w znacznej mierze za pewien „nielegalny proceder”, który stara się im (obsłudze/administratorom/upload'erom napisy.org) udowodnić. A to dlatego, że tak jak Vagla wspomniał kiedyś w swoim tekście, mamy niewielu prokuratorów, którzy mają doświadczenie i wiedzę w kwestii Internetu i zrozumienia samego zagadnienia.

Z tego co pamiętam (proszę mnie poprawić jeśli się mylę), jest też pewne niezdecydowanie co do samych napisów, część środowiska prawniczego uważa, że podlegają one pod „jurysdykcję” właściciela materiału wideo, inni zaś twierdzą, że jest to oddzielny utwór i prawa należą do tłumaczącego.

Zamawiam prokuratora i policjanta

Mnie zastanowiła jeszcze jedna sprawa. W przywoływanym artykule czytamy:

- Nie będziemy darli z tego powodu szat - mówi Jakub Duszyński z Gutek Film, firmy dystrybutorskiej, która jako pierwsza w Polsce zarzuciła administratorom stron z napisami piractwo internetowe. Przyznaje, że próba powstrzymania publikowania w sieci list dialogowych okazała się walką z wiatrakami. - Teraz na internet patrzymy jako na potencjał i nie chcemy z nikim walczyć - podkreślił Duszyński.

Czyli jak dobrze rozumiem, prokuratura i policja chodzą na pasku Gutek Film, i robią dokładnie to, czego Gutek Film od nich zażąda? Dwa lata temu kazali zamknąć serwer - serwer został zamknięty. Dzisiaj Gutek Film zmienia pomysł biznesowy - i czytamy już w prasie, że prokuratura kończy sprawę.

Czy ja też mógłbym prosić, aby wydelegowano jakiegoś prokuratora i policjanta na moje usługi? Mam kilka biznesów do załatwienia.

Ja też...

No, przyznam, że mnie to też niemile uderzyło w tej relacji.

Oczywiście cieszę się, że Duszyński kiedyś przeżył szok poznawczy i przestraszył się skutków swojej wcześniejszej postawy. Rozumiem, że był jak uczeń czarnoksiężnika i nieświadomie rozpętał siły, które przerosły jego oczekiwania i poszły w zupełnie inną stronę, niż się spodziewał. Fajnie, że się z tego przynajmniej wycofał i (oby) na trwale zmienił optykę.

Niemniej reguły prawa powinny być niezależne od czyjejkolwiek dobrej woli. A w sprawach zachowań powszechnych w dodatku bardzo jasne, a przynajmniej sprawnie i dobrze objaśnione...

hmm czyżby ogłoszony

hmm czyżby ogłoszony bojkot Firmy Gutek Film miał z tym coś wspólnego? ciekawe jak zmieniły się finanse tej firmy od czasu rozpętania tej wojny z tłumaczami?
Nie wspominając że te same firmy dystrybutorskie które wypowiadają się przeciwko tłumaczom, niejednokrotnie wykorzystywały fansub-y w swoim biznesie.

Dodatkowo serwer/strona

Dodatkowo serwer/strona został zamknięty PRZED wydaniem wyroku 2 lata temu, jakieś konfiskaty sprzętu jako zabezpieczenie były zdaje się też.

Czyli przez DWA LATA ci ludzie ponieśli poważne straty finansowe, moralne, psychiczne oraz poważną stratę czasu.

Jak teraz wyglądać będzie sprawa odszkodowania dla nich?

Oczywiście odszkodowania od pozywających, a nie od skarbu państwa (chyba że prokuratura i/lub policja też przekroczyły swoje uprawnienia i/lub z ich winy oskarżeni ponieśli jakieś straty).

Sprawa nie jest zakończona

1. Sprawa nie jest zakończona.
2. Nic nie wiemy o "poważnych stratach finansowych"
3. Nie było tu pozywających.

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

hm... równi i równiejsi?

2. Nic nie wiemy o "poważnych stratach finansowych"

Wydawcy i korporacje zawsze podają jakie to niby straty poniosły z powodu piractwa - i są to liczby z palca wyssane, bo nie ma żadnych dowodów ani przesłanek, że sprzedaliby choć jedną więcej "płytkę".
Tutaj mamy do czynienia z zajęciem sprzętu, co generuje koszty. Brak sprzętu także generuje koszty, bo dochodzi potencjalnie utracona korzyść związana z brakiem możliwości wykonania np. zlecenia. Należy uwzględnić także straty związane z utratą dostępu do legalnie posiadanych danych na dyskach twardych. Co więcej - co jeśli dane tajne/poufne "wyciekną" z prokuratury?

Offtopowo - w jaki sposób zapewniane jest zaufanie do analizy danych? Chodzi o pewność, że nikt nie ingerował w dane na dyskach po przejęciu sprzętu przez policję? Ufamy "na słowo"?

Podrzucenie danych jak podrzucenie amfy

Tak, masz na to jedynie "słowo biegłego". To spora słabość systemu, gdyż przy małych umiejętnościach albo (nie daj boże) niechęci biegłego, na dysku może się pojawić dosłownie wszystko. Dlatego całą sprawę można porównywać do podrzucenia narkotyków, co jest częstą sztuczką w rozgrywkach mafijnych lub politycznych.

W/g mnie powinny zostać przygotowane jasne procedury kopiowania zawartości danych z dysków w obecności podejrzanego i jego adwokata, a biegły absolutnie nie powinien dostawać do ręki oryginałów.

nie wiem jak to w Polsce

nie wiem jak to w Polsce wygląda ale jeśli nie zachowano odpowiedniej procedury (zabezpieczenie danych przez sporządzenie kopi bez możliwości zapisu/ zmiany danych) to czy taki dowód może być w ogóle brany pod uwagę w postępowaniu sądowym?

Przecież w wypadku niezachowania procedury wspomnianej wyżej, każdy średnio zdolny prawnik powinien taki dowód bez trudności podważyć?

(ech a w CSI: tak pięknie to wygląda ;) , przestrzeganie procedur, podważanie dowodów z powodu ich niezachowania )

Nie podobie się? To do Strasburga.

Skoro nie ma procedur, to mamy wolną amerykankę sądową, i tak właśnie działa polski wymiar "sprawiedliwości". Jeśli komuś się to nie podoba, może się odwoływac do Strasburga, raptem 10 lat czekania.

Jeden z biegłych uznał

Jeden z biegłych uznał bowiem, że tłumaczenie filmów ze słuchu nie narusza prawa autorskiego.

A to chodziło o prawo do tłumaczenia, czy o publikowanie (publiczne udostępnianie) przetłumaczonych tekstów?

Być może się czepiam, ale zdaje się że większość ludzi rozumie to dosłownie. Dla większości najważniejsza jest robota translatorska i ją kojarzą z prawem autorskim, a "wrzucenie na serwer" to dla nich tylko czynność czysto techniczna.

Raczej o interpretację, czy tłumaczenie...

... narusza prawa autorskie, czy też tworzy odrębny utwór.
W przypadku tego pierwszego, jest problem. Opcja druga natomiast problemy wszystkie rozwiązuje, bo właściciele praw autorskich tłumaczenia (odrębny utwór!) mogą publikować ich dzieło do woli.

Myli się Pan/Pani

Zgodnie z art. 2 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych (zacytuję tylko dwa ustępy tego przepisu i wytłuszczę fragment):

1. Opracowanie cudzego utworu, w szczególności tłumaczenie, przeróbka, adaptacja, jest przedmiotem prawa autorskiego bez uszczerbku dla prawa do utworu pierwotnego.

2. Rozporządzanie i korzystanie z opracowania zależy od zezwolenia twórcy utworu pierwotnego (prawo zależne), chyba że autorskie prawa majątkowe do utworu pierwotnego wygasły. W przypadku baz danych spełniających cechy utworu zezwolenie twórcy jest konieczne także na sporządzenie opracowania.
(...)

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

No to chyba jasne

No to chyba nie ma wątpliwości - mnie (laikowi) ten przepis wydaje się kryształowo jasny. Ze słuchu czy ze skryptu - to tylko metoda, a o niej nie ma w tym fragmencie przepisu ani słowa, czyli nie ma znaczenia w tej sprawie.

Natomiast mnie chodzi o problem edukacyjny - o ile dobrze rozumiem to tłumaczyć i przerabiać można sobie do woli, choćby przetłumaczyć napisy do "Snakes on a Plane" na wszystkie języki świata, i prawo autorskie się tym po prostu nie zajmuje (proszę mnie poprawić jeśli się mylę). Problem prawny natomiast pojawia się dopiero w momencie, gdy się chce to upubliczniać.

Niby w efekcie końcowym nie ma to wielkiego znaczenia, ale moim zdaniem nie pomaga ludziom w zrozumieniu całego mechanizmu i ugruntowuje taką nieco przedszkolną świadomość prawną na poziomie "P2P = złodzieje", przez co ułatwia przyjmowanie tego typu haseł (jak te o "piractwie") za jedynie słuszne i prawdziwe.

Trochę mi to przypomina potoczne "nielegalne Windows" (czy samochód, który wykorzystano do złamania prawa, staje się przez to nielegalny?) albo słynne psy policyjne które potrafią wywąchać "nielegalne płyty CD" (http://prawo.vagla.pl/node/7558).

Nie podoba mi się aż takie uproszczenie. Uważam, że tu jest pilnie potrzebne dziennikarstwo wyjaśniające, żeby czytelnik rozumiał przynajmniej stan faktyczny, skoro temat jest bardzo słabo znany i rozumiany - tak jak się to robi opisując inne niezrozumiałe dla większości ludzi rzeczy (np. o odkryciach naukowych). No ale do tego trzeba wyjść z trybu myślenia "internet, filmiki - czyli kultura masowa, więc wszyscy przecież wiedzą o co chodzi".

Ale czy napisy są opracowaniem?

Pytanie, jakie należy zadać jest następujące:
Czy tłumaczenie filmu jest jedynie opracowaniem utworu? W szczególności autor scenariusza mógłby mieć zastrzeżenia.
Gdy poznamy odpowiedź na to pytanie, to reszta będzie już jasna.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>