Próbując tworzyć podstawę prawną dla "social media" ministerstwo pomaga dostrzec nagość króla
W dyskusji o korzystaniu z serwisów społecznościowych przez administrację publiczną sygnalizuję m.in. kwestie szanowania konstytucyjnych zasad praworządności i legalizmu. Powoływanie się na konieczność działania przez władze publiczne na podstawie prawa i w jego granicach jest tu podyktowane niczym innym, jak ochroną obywateli przed wyposażonym w środki przymusu państwem. Kiedyś, dawno temu, pytałem Policję o podstawę prawną prowadzenia innych serwisów niż BIP. Pod wpływem tamtych wniosków przyjęto Zarządzenie Komendanta Głównego Policji nr 1204 w sprawie form i metod działalności prasowo-informacyjnej w Policji wydane na podstawie dość blankietowego przepisu ustawy o Policji. Teraz pytam o podstawy prawne korzystania przez administrację publiczną z tzw. "mediów społecznościowych". I znów pojawia się tendencja do wpisywania Facebooka, Twittera czy innych wydawanych przez amerykańskie spółki serwisów do ministerialnych Zarządzeń. Ktoś się obruszy i powie: chciałeś mieć podstawę, to masz. Ja się uśmiechnę i zacznę pytać dalej. Jeśli tak, jeśli ktoś wpadł na pomysł, by wpisać serwisy internetowe zewnętrznych, pozapaństwowych wydawców do Zarządzenia, to trzeba iść w takim przypadku dalej i zacząć pytać o zgodność takich przepisów z normami konstytucyjnymi.
Przykład to Zarządzenie nr 26 Ministra Spraw Wewnętrznych z dnia 23 lipca 2014 r. w sprawie polityki informacyjnej Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w obszarze mediów elektronicznych. Zostało ono opublikowane w Dzienniku Urzędowym Ministra Spraw Wewnętrznych z dnia 30 lipca 2014 roku poz. 46 (PDF). Zarządzenie to - jak czytam - zostało wydane na podstawie art. 34 ust. 1 ustawy z dnia 8 sierpnia 1996 r. o Radzie Ministrów.
Jak brzmi art. 34 ust. 1 ustawy o Radzie Ministrów? Przywołajmy cały ten artykuł:
Art. 34. 1. Minister kieruje, nadzoruje i kontroluje działalność podporządkowanych organów, urzędów i jednostek. W szczególności w tym zakresie:
1) tworzy i likwiduje jednostki organizacyjne, chyba że przepisy odrębne stanowią inaczej;
2) powołuje i odwołuje kierowników jednostek organizacyjnych, chyba że przepisy odrębne stanowią inaczej;
3) (uchylony).
2. Minister nadzoruje i kontroluje działalność organów i jednostek, w stosunku do których uzyskał uprawnienia nadzorcze na podstawie przepisów ustawowych – na zasadach określonych w tych przepisach. Przepis ust. 1 stosuje się odpowiednio.
3. Rada Ministrów może powołać przy ministrze komitet doradczy i określić zakres jego zadań.
Czy zatem jest to właściwa podstawa prawna, by minister mógł wydać Zarządzenie w sprawie polityki informacyjnej Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w obszarze mediów elektronicznych, a w szczególności takie zarządzenie, w którym czytamy:
§ 7. 1. Profile Ministerstwa utworzone na portalach społecznościowych stanowią dodatkowe narzędzie prowadzenia polityki informacyjnej Ministerstwa w mediach elektronicznych.
2. Podstawowymi metodami komunikacji Ministerstwa w mediach społecznościowych są oficjalne profile Ministerstwa na portalach:
1) Facebook – pod adresem http:// www.facebook.com/MSWRP;
2) Twitter – pod adresem http://www.twitter.com/MSW_RP;
3) Flickr – pod adresem http://www.flickr.com/msw_rp.3. Ministerstwo może posiadać oficjalne profile także na innych portalach społecznościowych.
Ktoś może powiedzieć - teraz nie ma się czego przyczepić, bo załatwiona jest kwestia podstawy. Ja zaś uważam, że wcale nie jest załatwiona. Bo przywołana podstawa ustawowa nie daje podstawy do kreowania polityk, tylko do tworzenia i likwidowania jednostek organizacyjnych, powoływania i odwoływania kierowników jednostek organizacyjnych. Tego dotyczy ustawowa podstawa, nie zaś do kreowania na jej podstawie polityk. Zatem Zarządzenie przekracza podstawę ustawową, którą przywołuje. To po pierwsze.
Po drugie - minister nie ma prawa, jak uważam, dowolnie kreować polityki informacyjnej. Kreując taką politykę musi uwzględnić powszechnie obowiązujące przepisy, również te, a może przede wszystkim te rangi konstytucyjnej. Zatem kreując politykę informacyjną musi kierować się konstytucyjnymi zasadami, jak w szczególności tymi, które mówią o zakazie dyskryminacji (również w sferze gospodarczej), zasadą demokratycznego państwa prawnego i wynikającej z niej zasady budowania zaufania obywatela do państwa, musi kierować się też zasadami związanymi z gromadzeniem i przetwarzaniem danych o obywatelach (art. 51 Konstytucji). Kreując politykę informacyjną minister musi też przestrzegać przepisów dotyczących informacji publicznej. Zarówno tych konstytucyjnych, a więc art. 61, gdzie czytamy, że tryb udzielania informacji (publicznych) ma określać ustawa. I taka ustawa jest. Jest to ustawa o dostępie do informacji publicznej, która - w zakresie "mediów elektronicznych" tworzy urzędowy publikator teleinformatyczny i nazywa go Biuletynem Informacji Publicznej. Ale jest też ustawa o informatyzacji działalności podmiotów realizujących zadania publiczne wraz z rozporządzeniami wykonawczymi, jest rozporządzenie (wadliwe, przyznaję, ale jest i należy je poprawić, natomiast stanowiące źródło powszechnie obowiązującego prawa, nie tak jak wewnętrzne Zarządzenie ministra) w sprawie Biuletynu Informacji Publicznej. Są przepisy o dostępie, o re-use, o ochronie infrastruktury krytycznej państwa, o archiwizacji, o zamówieniach publicznych. Są przepisy dające prasie wolność prasy, są przepisy o reprezentowaniu państwa przy zawieraniu umów, są przepisy chroniące zasady gry na wspólnym rynku, są takie, które chronią zasady uczciwej konkurencji i tak dalej. I kreując "politykę informacyjną" minister i ministerstwo powinno przestrzegać wszystkich tych przepisów. Nie ma tu dowolności.
Dlatego doceniając chęć wsłuchiwania się w głosy obywateli, którzy sygnalizują, że jest problemik i dostrzegając zabiegi mające na celu jakoś sprawę uregulować, stwierdzam, że po dołączeniu do licytacji ze strony MSW trzeba licytować dalej. Aż będzie dość jasne, że kolejne podnoszenie stawki przez administrację publiczną w tym obszarze coraz bardziej wygląda jak łapanie się prawą ręką za lewe ucho. Wraz z brnięciem w ten temat ze strony administracji coraz wyraźniej widać, że król jest nagi.
Fragment zarządzenia MSW w sprawie polityki informacyjnej Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w obszarze mediów elektronicznych. To już wygląda "zabawnie", a przecież - o czym jestem przekonany - to nie ostatnie słowo ze strony administracji rządowej.
Mamy zatem sytuację, w której ktoś postanowił do Zarządzenia ministerialnego wpisać trzech amerykańskich wydawców serwisów internetowych: Facebook Inc., Twitter Inc., notowane na amerykańskiego giełdzie Yahoo!, które jest wydawcą serwisu Flickr.
A pamiętam, że jak kiedyś MSWiA wpisało adres komercyjnie działającego serwisu do § 2 Załącznika 4 do rozporządzenia Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji z dnia 25 kwietnia 2008 r. w sprawie wymagań technicznych dokumentów elektronicznych zawierających akty normatywne i inne akty prawne, elektronicznej formy dzienników urzędowych oraz środków komunikacji elektronicznej i informatycznych nośników danych to po dostrzeżeniu tego nawet - jak pamiętam - karetka przyjechała do ministerstwa, bo ktoś miał zawał (por. Dziennik Ustaw nr 75 z 2008 roku, poz 451, strona 4216...). Wtedy sprawa się nieco rozmyła, szybko, przed wejściem w życie opublikowanych wszak w dzienniku ustaw przepisów zmodyfikowano rozporządzenie. Pan Minister Schetyna podpisujący tamto rozporządzenie jakoś nie był pytany przez dziennikarzy o temat (wówczas jeszcze nie było takiej świadomości, jaką - jak mi się wydaje - społeczeństwo osiąga dziś) i nie oddano publikacji powszechnie obowiązującego prawa w ręce jednej ze spółek.
Co będzie dalej? Ministerstwo wewnętrznym zarządzeniem (bo ono przecież nie należy do źródeł powszechnie obowiązującego prawa, a wiąże tylko samo ministerstwo) zmodyfikuje konstytucyjny zakaz dyskryminacji, zniweluje zasadę demokratycznego państwa prawnego albo konstytucyjne zasady związane z dostępem obywateli do informacji publicznej?
A jeśli do Zarządzenia można wpisać usługę oferowaną przez spółkę notowaną na amerykańskiej giełdzie, to czy nie warto pomyśleć o tym, że organizowanie różnych przetargów, w których nie można wskazywać konkretnych produktów i usług, to jest zwykłe marnowanie energii. Może wpiszmy do jakiegoś Zarządzenia ministerialnego (np. w sprawie polityki komunikacyjno-drogowej MSW), że minister chce jeździć samochodem marki Zastawa, albo Ził.
"Serwisem społecznościowym" dla rządu jest e-PUAP. Jest tu podstawa prawna rangi ustawowej. Jeśli taki serwis nie działa, chociaż ustawa mówi, że ma działać, to trzeba zrobić, by działał. Kto ma to zrobić? Fecebook? Nie. Rząd przestrzegający prawa.
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
oj tam oj tam
no zamiast tego minister powinien napisać :
tworzę wirtualny departament o nazwie publikator facebukowy z siedzibą pod adresem http://www.facebook.com/mswrp
zakres obowiązków departamentu ustalam na:
1.
2.
3.
departamentowi nadaję statut będący załącznikiem do niniejszego zarządzenia/rozporządzenia
itd
itd.
urzędnicy są tak kreatywni w swoich zachowaniach, że zawsze wymyślą jak obejść prawo, żeby wyszło na ich
dzisiaj się właśnie dowiedziałem w sądzie (WSA w Warszawie), że obywatelowi nie przysługuje skarga na bezczynność ministra (na niewykonanie ustawowego obowiązku) i to nie dlatego, że nie dochował procedury - ale po prostu nie przysługuje i już "bo tak"
jeszcze trochę, a dowiemy się że obywatelowi nie przysługuje czynne prawo wyborcze, bo jeszcze mógłby utrudnić życie urzędnikowi.....
No dobrze, i co teraz?
No mamy, i co teraz?
teoretycznie nic
teoretycznie nic... tylko tyle że właściwie to po co nam premier, prezydent, parlament, sądy i inne takie bzdetne wynalazki skoro można by do konstytucji jako artykuł pierwszy wpisać:
"RP jest państwem którego wszelkie zasady działania określa regulamin serwisu internetowego mordokartka.com "
Wszelkie zmiany regulaminu w/w serwisu wchodzą w życie z dniem opublikowania na stronie mordokartka.com/regulamin
Co z moderacją?
Co jeśli zatrudniony w Bangladeszu, w outsourcingowym centrum usług informatycznych, moderator serwisu społecznościowego uzna, że treść komunikatu ministerialnego jest niezgodna z regulaminem i ją zmieni lub usunie?
I o to właśnie
I o to właśnie chodzi!
Piękno takich nieoficjalnych kanałów komunikacji na tym właśnie polega. Autentyczność czegokolwiek, co zostanie nimi przekazane może zostać zakwestionowana. I to jest w nich to, co najlepsze! Jeżeli informacja znajdzie się w BIP albo w innym, oficjalnym, ustawowo zamocowanym, dobrze kontrolowanym i ewidencjonowanym kanale ma ona moc autentyku i można zostać "złapanym za słowo".
A dzięki istnieniu moderatora w Bangladeszu nie można.
Piękne.
Pozdrawiam,
Tomasz Sztejka.
WoS
Jest też zarządzenie MNiSW dotyczące rozliczania jednostek naukowych i naukowców z ich pracy. Jako źródło informacji wprost wymieniony jest serwis prowadzony przez Thomson Reuters (Web of Science). Niestety nie pamiętam dokładnych "namiarów" tego dokumentu.
Unormowanie jest o tyle niepokojące, że właściciel WoS jest jednocześnie wydawcą wielu periodyków naukowych - w ich interesie jest pozytywnie i wyżej oceniać publikowanie właśnie u nich. Czy w interesie polskiego podatnika - nie wiem. Wiem, że płacimy za to, że publikujemy i płacimy za to, żeby później móc przeczytać.