Nie znamy treści umów, które podpisywał Edwyn Collins

Serwisy piszą, że MySpace zablokował Edwynowi Collinsowi możliwość rozpowszechniania tam jego własnej, co się podkreśla, piosenki. Menadżer autora i piosenkarza publikuje gorzkie słowa, adresowane również do Warner Music. Czytam te komentarze i zastanawiam się. W ramach jednego nagrania należy rozważać wszak szereg praw. Jedno, to prawa autorskie (osobiste i majątkowe) przysługujące twórcom słów piosenki (piszę o twórcach, bo może być tych twórców kilku). Kolejne, to prawa autorskie i osobiste twórców muzyki. Dalej prawa artystycznych wykonawców, którzy utwór wykonali. To jednak nie koniec. Są jeszcze prawa producenta fonogramu. Jak widać - chwilę należy się zastanowić, nim powieli się stanowcze stwierdzenie, że konkretny plik zawiera "jego" (czyjąkolwiek) piosenkę. A przecież nie znamy umów, które wiążą Edwyna Collinsa z innymi osobami, które uczestniczyły w procesie powstawania "jego" piosenki.

A chodzi o piosenkę "A Girl Like You" (no proszę, jest w youTube). Zainteresowanych doniesieniami na temat zmagań brytyjskiego artysty oraz komentarzy jego menadżera, odsyłam do takich tekstów, jak Edwyn Collins stopped from sharing his music online, czy Edwyn Collins in MySpace copyright mix-up (w tym ostatnim przypadku podtytuł brzmi: "Barred from streaming own song", czy rzeczywiście "own"?).

Jest też post w serwisie MySpace, który opublikowała tam Grace Maxwell, menadżer artysty: Downloads and the Featured Artists Coalition. Maxwell wyłuszcza sprawę, zaczynając od słów:

I am Edwyn Colllins manager. Let me tell you a story. At the beginning of this year I noticed that Edwyn's myspace had gone bit wonky and I tried to upload the tracks back on to the music player. His most famous track, which he owns the copyright in, as he does for most of the music he's recorded in his life (preferring to go it alone than have his music trapped "in perpetuity" to use the contract language of the major record company) is called A Girl Like You. It's quite famous. Lo and behold, it would not upload, I was told Edwyn was attempting to breach a copyright and he was sent to the Orwellian myspace copyright re-education page. Quite chilling, actually. I naturally blew my stack and wrote to myspace on his behalf demanding to know who the hell was claiming copyright of Edwyn's track? Which, incidentally, he always made freely available for download on myspace, something which amazed his followers. Eventually, after HUGE difficulty, I was told Warner Music Group were claiming it.
(...)

Kończy zaś słowami: "Viva la revolucion!".

No, a co jest w tych kontraktach, które podpisywała artysta z wytwórniami, w związku z nagraniami "swoich" utworów? Nie znamy treści tych umów. A może jest tak, że niektóre ich postanowienia powodują, że artysta z konkretnych nagrań nie może swobodnie korzystać? Nie wiem. Słowa piosenki to jedno, muzyka - drugie, artystyczne wykonanie to sprawa kolejna i ostatecznie jest też fonogram, do którego - również w przypadku polskiej ustawy - prawa przysługują jego producentowi. A jest jeszcze wideogram. Jeśli zatem mamy do czynienia z teledyskiem - sprawa jest jeszcze bardziej skomplikowana. Jedna "piosenka", a ile problemów. Poza wszystkim - nie wiemy co konkretnie Colllins usiłował umieścić w MySpace...

Z tytułu komentarza menadżera artysty wynika, że sprawa jest interesująca dla FAC. Odsyłam zatem do tekstu O co chodzi ludziom z The Featured Artists Coalition? A przy okazji przypominam tekst: Na świecie są miliardy twórców oraz Pirate Coelho i demokratyzacja promocji autorów i ich twórczości.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Copyright w muzyce

Oczywiście nie znamy całości sprawy, ale przemysł muzyczny (samo to określenie oddaje już podejście do muzyki - jej "produkcji" i "dystrybucji") ma wiele na swoim sumieniu.

Zainteresowanym standardowymi praktykami (kontrakty, warunki) tegoż przemysłu polecam lekturę dziennika Roberta Frippa, który dobrze to opisuje. (przykładowy wpis: http://www.dgmlive.com/diaries.htm?entry=14931).

Praktyki przemysłu muzycznego c.d.

Swego czasu o praktykach przemysłu muzycznego nieprzychylnie pisała Courtney Love - chyba dawno temu, koło 2000:

http://www.therecordindustry.com/courtney_artist_rights.htm

To nawet wygląda jak praszczury FAC =} :

R.E.M., the Dixie Chicks, U2, Alanis Morrissette, Bush, Prince and Q-Tip have called me with their support and we need your participation as well.

Chyba można w tym

Chyba można w tym kontekście przytoczyć pewien cytat z Wirtualnej Polski:

[...] jakiś czas temu do podobnego czynu przyznał się Lars Ulrich. W jednym z wywiadów perkusista grupy Metallica powiedział, że ściągnął z internetu nielegalnie ich ostatnią płytę. Dowiedziawszy się o tym, wytwórnia płytowa pozwała muzyka i sprawa znalazła się w sądzie.

Metallica, ta pogromczyni piratów?

No, no, Metallica, ta słynna pogromczyni piratów z mórz MP3-owych, sama tak postępuje? =}

Skądinąd diabeł moim zdaniem kryje się w szczegółach, tzn. w słówkach, a dokładniej w definicjach i świadomości.

Czy on dosłownie tak powiedział, że "ściągnął nielegalnie", czy ktoś tak to zinterpretował? Jeśli on sam, to ma czego chciał i o co walczył - jeśli się robi coś, o czym wie się, że jest nielegalne, to się nie powinien dziwić (choć może zetknięcie z rzeczywistością podziała otrzeźwiająco - vide casus Duszyńskiego w sprawie napisów).

Ale wcale nie powiedziane, że on tak to właśnie widział, tylko dziennikarz zinterpretował to takim skrótem myślowym. Być może Ulrich tylko zastosował "definicję prostaczka": "jeśli włożyłem jakikolwiek widoczny wkład w jakąś pracę, to jest ona moja, ergo - mam do niej wszelkie prawa autorskie".

Tymczasem zwykle życie w obiegu kultury oznacza często pracę zespołową - w filmie jest to najbardziej oczywiste (to się zmienia - coraz powszechniejsze stają się także filmy kręcone zupełnie jednoosobowo), ale w muzyce też. Może najmniej to widać w przypadku literatury - jeśli Coelho samowolnie rozpowszechnia tłumaczenia swojego "Alchemika", to zapewne narusza prawa tłumaczy i redaktorów (choć mam wątpliwość - czy tłumaczenie i redakcja to działalność twórcza, czy może zaliczają się do czynności nie-twórczych?).

Całe szczęście w Polsce

Całe szczęście w Polsce _ściąganie_ muzyki (i filmów, seriali) jest całkowicie legalne.

Czy aby na pewno?

Postanowiłem pójść za radą gospodarza i dotrzeć do źródeł tej, jakże ciekawej informacji. Prymitywne googlowanie doprowadziło mnie do wielu notek, artykułów o samym akcie przyznania się Larsa Ulricha do ściągnięcia rzeczonego albumu. Tylko jeden z nich doprowadził mnie do interesującej treści:

Metal Martyr - Warner Brothers Records Inc. File Lawsuit Against Lars Ulrich For Admitting To Illegally Downloading Death Magnetic

Odwracając pewnego mema - first I lol'd, then I was like hmmmm...
Widocznie niektórzy radzą sobie z codziennym natłokiem informacji czytając tylko pierwsze akapity.

Źródło zamieszania z WP.

aby na pewno

Odwracając pewnego mema - first I lol'd, then I was like hmmmm...
Widocznie niektórzy radzą sobie z codziennym natłokiem informacji czytając tylko pierwsze akapity.

Pomijając intencje Larsa Ulricha czy Warner Brothers music i Q-Prime Management do nadsyłania takich "zagwozdek moralnych" do prasy, to co się nie zgadza? Oczywiście w idealnym świecie najbardziej źródłowym źródłem mogłaby być strona sądu z pozwem, a nawet rozstrzygnięciem procesu. Sytuacja jest jednak niewątpliwie podobna do tej z artykułu i jak dla mnie cytat z wp,pl jest na miejscu.

Nie zgadza się podstawowa sprawa

W pierwszym akapicie źródłowego artykułu jest mowa o pozwie. A drugi akapit zaczyna się od zdania "That would be awesome if that was really the case!". Czyli: "Byłoby super gdyby to była prawda". Czyli autor artykułu, dowiedziawszy się o spowiedzi Ulricha, zaczął marzyć, jak by to było fajnie, gdyby wytwórnia go pozwała. "Drobna" różnica...

Dzięki za sprawdzenie źródła o Ulrichu

Dzięki za sprawdzenie źródła o Ulrichu. Wyszło na to, że nawet "frontmani" walki o restrykcyjne prawo autorskie mają świadomość prostaczka, o której wspomniałem:

I figured if there is anybody that has a right to download ‘Death Magnetic’ for free, it’s me.

Czyli - tak jak miliony ludzi na świecie - ma tylko intuicyjne rozumienie co to jest utwór i kto ma do niego prawa. On sobie wydedukował prawo darmowego pobierania albumu Metalliki z faktu swojego (sporego) wkładu, usprawiedliwił je sobie, a nie wie bo gdzieś przeczytał. Tu się pojawiają kolejne pytania - czy amerykańskie prawo sankcjonuje pobieranie, czy tylko publikowanie? Czy to był klient P2P, czy może tylko coś do pobierania z serwisów w rodzaju RapidShare? Ale pewnie do takich szczegółów to trudno dotrzeć.

Swoją drogą - skoro ten nius jest z marca, a on dopiero miał swoje doświadczenie "aha!" co do pobierania z sieci bez autoryzacji, to ciekawe jak przez te pół roku zaczyna się zmieniać jego świadomość. Zwłaszcza jak pojechała po nim własna wytwórnia, podważając chyba jego przekonania co do sprawy, o którą walczył. Warto to śledzić.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>