Link i webcast a prawa autorskie
Sędzia federalny w Texasie wydał orzeczenie, z którego można wnioskować, że niezgodne z prawem jest linkowanie do materiałów video (webcast), jeśli dysponent praw autorskich do linkowanego materiału tego sobie nie życzy. Wczoraj pisałem o orzeczeniu z Australii (por. Linki do utworów pod lupą). Tam również chodziło o linki. Atmosfera się zagęszcza.
O rozstrzygnięciu sędziego dystryktowego pisze CNet w tekście Judge: Can't link to Webcast if copyright owner objects. Sędzia Sam Lindsay (U.S. District Judge) miał wydać orzeczenie w postępowaniu przygotowawczym (preliminary injunction) przeciwko Robertowi Davisowi, prowadzącemu serwis Supercrosslive.com. Davis umieszczał bezpośrednie linki do internetowych transmisji z wyścigów motocyklowych (live audiocasts). Prawa autorskie do materiałów, do których linkował Davis, przysługują przedsiębiorstwu SFX Motor Sports. W lutym SFX pozwał Davisa.
W sprawie chodzi o tzw. "głębokie linki". Przedsiębiorstwu nie podobało się to, że użytkownicy mający dostęp do "transmisji" przez serwis Davisa nie widzieli nazw i logo sponsorów.
W serwisie Supercrosslive.com można znaleźć materiały dotyczące procesu. Ja zaś materiały i komentarze dotyczące podobnych tematów gromadzę w dziale linki. Nadal uważam, że mówienie o "głębokich" linkach jest nieporozumieniem. Internet opiera się na URL czyli na Uniform Resource Locators.
W omawianej wyżej sprawie Davis sam siebie reprezentował przed sądem (bez pomocy obrońcy). Nie przekonał sędziego, że nie zrobił nic niezgodnego z prawem, zaś sąd uznał, że jego działania stanowiły przekroczenie zasad fair use (por. Pobieranie muzyki z Sieci).
Fragment stanowiska sądu w tej sprawie:
SFX will likely suffer immediate and irreparable harm when the new racing season begins in mid-December 2006 if Davis is not enjoined from posting links to the live racing Webcasts. The court agrees that if Davis is not enjoined from providing unauthorized Webcast links on his Web site, SFX will lose its ability to sell sponsorships or advertisement on the basis that it is the exclusive source of the Webcasts, and such loss will cause irreparable harm.
Trzeba też pamiętać, że amerykańskie (anglosaskie) prawo autorskie opiera się na nieco innych zasadach niż Polskie (albo szerzej – kontynentalne). Fakt, że prawo się globalizuje, nie oznacza, że w Polsce byłoby wydane podobne orzeczenie. Sąd miałby trudności z rozstrzygnięciem czy umieszczenie linku do utworu (ważne, że ma formę cyfrową, a ktoś go opublikował w ramach internetu, co siłą rzeczy musi oznaczać, że działają tu wszystkie zasady działania internetu, w tym zasady techniczne dotyczące linkowania) jest naruszeniem prawa autorskiego.
Gdyby sąd wydał takie rozstrzygnięcie musiałbym zapytać, czy przez przypadek nie jest naruszeniem praw autorskich mówienie o towarze bez zgody dysponenta praw autorskich, w szczególności krytyka np. dzieła sztuki. To również jest ten sam (albo podobny) pułap abstrakcji. Chodzi o meta informacje.
Link do utworu nie jest jego nadawaniem (link mówi jedynie gdzie ktoś nadaje), nie jest jego opublikowaniem (ktoś inny go opublikował, a my mówimy gdzie), uważam, że nie jest też użyczeniem ani najmem. Pytanie - czy jest "rozpowszechnianiem" - może dawać wiele pola do spekulacji. Zdaję sobie sprawę, że temat jest trudny. Uważam jednak, że rozstrzygnięcie tego problemu musi opierać się na wnikliwej (bardzo wnikliwej) analizie działania internetu, w tym linków. Link "mówi", gdzie materiał jest. Uznanie, że linki stanowią inwazję w monopol prawnoautorski musi oznaczać, że rónież odwoływanie się do jakiegoś utworu (w sferze pozainternetowej) winno być uznane za taką inwazję.
Jeśli umieszczenie linku (w tym umieszczenie w ramach własnej infrastruktury sekwencji znaczników embed src="http://adres zasobu"...) uznać za rozpowszechnianie, wówczas będą miały zastosowanie polskie przepisy karne - w tym art. 116 ust. 1 ustawy, zgodnie z którym "Kto bez uprawnienia albo wbrew jego warunkom rozpowszechnia cudzy utwór w wersji oryginalnej albo w postaci opracowania, artystyczne wykonanie, fonogram, wideogram lub nadanie, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2". Jeśli sprawca dopuszcza się tego rozpowszechniania "w celu osiągnięcia korzyści majątkowej" - podlega wyższej karze - do lat 3. Problem w tym, że w rozumieniu ustawy "utworem rozpowszechnionym jest utwór, który za zezwoleniem twórcy został w jakikolwiek sposób udostępniony publicznie".
Nie można zapomnieć również, że link do opublikowanego na jakimś serwerze (serwerach) pliku (również streamu, ale to też na pewnym pułapie analizy jest plik lub pliki) nie pozbawia podmiotu mającego kontrolę nad tym serwerem (serwerami) możliwości blokowania odesłań pochodzących z dowolnych zewnętrznych lub wewnętrznych serwisów. Dlatego właśnie niektórych stron, grafik, innych plików, etc. nie da się podlinkować bez zgody administratora (webmastera) serwera, na którym znajdują się te pliki. Wystarczy tylko odpowiednio skonfigurować system. No cóż.
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
Jest jednak jakieś
Jest jednak jakieś orzeczenie - bodajże któregoś SA - dotyczące tzw. "głębokiego linkowania".
No i trzeba powiedzieć, że to głębokie linkowanie zostało uznane za naruszające prawa twórcy.
Link porządkowy
Sądzę, że dla lepszego poszukiwania informacji w tym serwisie warto podlinkować tu do komentarza Wojciech Orliński się chyba zmartwi, w którym informacja o akcji wysyłkowej Stowarzyszenia Filmowców Polskich, domagających się podpisania umów z osobami, które zagnieżdżają w swoich serwisach klipy z serwisów takich jak YouTube czy Google Video...
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
głębokie linkowanie
Rzeczywiście głębokie linkowanie jest pewnym nieporozumieniem, bo z czysto technicznego punktu widzenia każdy link to właściwie deep link. Ale to jest najmniej istotna w tym wszystkim kwestia. Najgorsze jest to, że wbrew temu co pisze Pan Piotr, a zgodnie z tym, co mówi komentarz powyżej, na gruncie polskiego prawa może być wydane takie orzeczenie. Słusznie wspomina komentator, że był jakiś wyrok SA - chodzi dokładnie o wyrok Sądu Apelacyjnego w Krakowie z dnia 20 lipca 2004r. (I ACa 564/04, TPP 2004/3-4/155). Sąd, któremu przewodniczył nie kto bądź przecież, bo przewspaniały prof. B. Gawlik wydał orzeczenie, które jest ... hmm nie najlepsze niestety. Przede wszystkim brak jest w uzasadnieniu tego, na co nacisk kładzie Pan Piotr, a więc sprawdzenia, czy "działają tu wszystkie zasady działania internetu, w tym zasady techniczne dotyczące linkowania". Ale najgorsza jest konkluzja (teza) wyroku. Nie tylko bowiem stwierdzono, że stosowanie głębokich linków jest niedozwolone, ale że - o zgrozo - jest to właśnie rozpowszechnianie!
Nie wiem czy są jeszcze jakieś inne komentarze tego wyroku, ja znam jeden, można zajrzeć.
"głębokie linkowanie"
Poza sentencją wyroku warto przeczytać go w całości. Wtedy okazuje się, że to co zdaniem sądu było "deep linkiem" to coś zupełnie innego niż to, co się zwykle pod tym pojęciem rozumie. Otóż dla sądu deep linkiem był adres... poddomeny.
Poniżej cytuję to, co kiedyś napisałem na temat tego rewelacyjnego orzeczenia na liście CC-PL:
Lektura orzeczenia pozwala na wnioskowanie, że pozwany portal A wskazał link do strony głównej serwisu z galeriami zdjęć, które umieszczone były na poddomenie portalu B (PODDOMENA to co innego niż PODSTRONA). Sąd jednak uznał, że adres poddomeny to "głęboki link", który pomija strukturę nawigacyjną strony głównej (za którą uznał domenę główną portalu B).
Dalej, link nie był linkiem do zdjęcia, ani nawet do strony konkretnej "galerii", ale był opisany, że zawiera zdjęcia oraz krótką ocenę tych zdjęć. Pozwoliło to sądowi stwierdzić, że
Sąd stwierdził:
Dalej, linki był linkiem "klikalnym" (tag a), a nie tylko podaniem adresu w treści strony (nota bene niektóre programy inteligentnie same zmieniają ciągi zaczynające się od http lub www na "klikalne"). Sąd uznał, że wobec tego działalność pozwanego nie polegała "wyłącznie na wskazaniu konkretnego adresu internetowego i poinformowaniu o treści znajdującej się pod tym adresem". To miałoby zdaniem sądu miejsce wtedy, gdyby strona pozwana wskazała adres "bez funkcji połączenia linkowego".
I teraz najlepsza część:
(przypominam, że dla sądu "witryna główna" to "domena główna", a "wewnętrzna witryna" to "poddomena").
I jeszcze:
(Czyli jakich? Wyszukania w google? A co się wtedy dostaje? Czyżby nie linki?).
Dalej sąd uznaje, że wyżej opisane działanie było rozpowszechnianiem wizerunku. Choć pod koniec orzeczenia, sąd zdaje się zreflektował się nieco nazywając portal, w którym faktycznie umieszczono zdjęcie "pierwotnym źródłem rozpowszechniania wizerunku".
Słowem - orzeczenie do poczytania w długie zimowe wieczory...
dobra osobiste
Szkoda, że nie mam dostępu do tego orzeczenia w całości, ale z tego co się zorientowałam, dotyczyło stanu faktycznego, w którym ktoś podlinkował galerię zdjeć niepornograficznych w serwisie pornograficznym, a powództwo wytoczyła osoba znajdująca się na zdjęciach. Czyli jakby wchodziła tutaj w grę ochrona dóbr osobistych oraz wizerunku na podstawie art. 81 prawa autorskiego, zgodnie z którym rozpowszechnianie wizerunku wymaga zgody osoby na nim przedstawionej. Tak bez znajomości całego orzeczenia, to jedyne co można stwierdzić, to, że chyba jednak sąd zbyt szeroko potraktował rozpowszechnienie, kierując się raczej zasadą ochrony dóbr osobistych. Art. 50 ustawy o prawie autorskim definiuje w punkcie 3 inne sposoby rozpowszechniania jako odrębne pole eksploatacji, gdzie mieści się rozpowszechnianie w internecie jako "publiczne udostępnianie utworu w taki sposób, aby każdy mógł mieć do niego dostęp w miejscu i w czasie przez siebie wybranym." Jeżeli publikacja w internecie jest rozpowszechanianiem w taki sposób, że każdy może mieć do niego dostęp, to nie można wyróżniać jakiś "zbiorowości", które mogą się zwiększać lub zmniejszać. Potencjalnie (hipotetycznie) umieszczenie strony w internecie daje do niej dostęp każdemu. Roszczenie z art. 81 ustawy o prawie autorskim wymaga udowodnienia, że nastąpiło rozpowszechnianie i że nastąpiło ono bez zgody osoby przedstawionej na wizerunku, oraz że nie zachodzą wyłączenia wymienione w dalszych ustępach tego przepisu. Roszczenie z art. 24 k.c. wymaga udowodnienia bezprawności czynu oraz faktu naruszenia dobra osobistego - czyli wskazania dobra osobistego oraz udowodnienia, że według obiektywnej oceny doszło do naruszenia sfery osobistej (pamiętajac o tym, że w doktrynie funkcjonuje kilka definicji dóbr osobistych, oraz kwestia obiektywności jest kwestią ocenną, czyli tak naprawdę względną). Roszczenie z art. 81 ustawy o prawie autorskim jest zdecydowanie prostsze do udowodnienia. Jakkolwiek raczej przyjmuje się, że stosunek art. 81 ustawy o prawie autorskim i 23-24 k.c. jest kumulatywny, czyli można podawać tę podstawę lub tę (orzeczenie SN z 8.02.1990 r. II CR 1303/89). Pytanie czy w każdej sytuacji posłużenia się cudzym wizerunkiem w necie obie te podstawy będą wchodziły w grę (bo czy tak naprawdę w tej sytaucji mamy do czynienia do z naruszeniem wizerunku, czy raczecj czci poprzez umieszczenie w kontekście uwłaczającym czci wizerunku rozpowszechnionego za zgodą osoby, którą wizerunek przedstawia). Chyba jest to zrozumiałe, że jeśli ktoś publikuje swoje zdjęcia i nie wyrazi na to bezpośrednio zgody, to nie chce aby trafiły na stronę pornograficzną. Tak samo jak nikt z nas by nie chciał, aby link z naszym zdjęciem znalazł sie np. na stronie o tytule: łapownicy.pl albo coś w tym stylu. Tylko że, moim zdaniem, w takiej sytuacji można mówić wyłącznie o roszczeniu z art. 23-24 k.c. a nie o roszczeniu z art. 81 ustawy o prawie autorskim.
Podsumowując, jeżeli w efekcie tego wyroku sądu apelacyjnego powództwo zostało uwzględnione, to wyrok raczej odpowiada prawu, ale co do uzasadnienia można mieć wątpliwości. Oczywiście są to moje dośc dowolne dywagacje, bo nie znam wyroku w całości (swoją drogą, ciekawe jakie było rozstrzygniecie sądu I instancji).
Natomiast w takiej sytuacji jak w Texasie, to na gruncie prawa polskiego, wziąwszy pod uwagę cytowany wyżej art. 50, raczej trudno byłoby uznać, że jest to zakazane. Inna sprawa, że w prawie polskim rózróżnia się prawa autorskie majątkowe i osobiste. W przypadku tych ostatnich autorowi przysługuje prawo do integralności utworu oraz nadzoru autorskiego nad jego publikacją i powołując się na prawa osobiste autorskie autor utworu do którego wiedzie link może się sprzeciwić korzystaniu z utworu na danej stronie, na której znajduje się link. Ale czy taki sprzeciw na podstawie art. 78 ustawy o prawie autorskim zasługuje na uwzględnienei czy nie, to da się ocenić na podstawie konkretnego przypadku.
Warto tu także zwrócić uwagę na art. 25 ustawy o prawie autorskim, zgodnie z którym:
Art. 25. 1. Wolno rozpowszechniać w celach informacyjnych w prasie, radiu i telewizji:
1) już rozpowszechnione:
a) sprawozdania o aktualnych wydarzeniach,
b) aktualne artykuły na tematy polityczne, gospodarcze lub religijne, chyba że zostało wyraźnie zastrzeżone, że ich dalsze rozpowszechnianie jest zabronione,
c) aktualne wypowiedzi i fotografie reporterskie,
2) krótkie wyciągi ze sprawozdań i artykułów, o których mowa w pkt 1 lit. a) i b),
3) przeglądy publikacji i utworów rozpowszechnionych,
4) mowy wygłoszone na publicznych zebraniach i rozprawach; nie upoważnia to jednak do publikacji zbiorów mów jednej osoby,
5) krótkie streszczenia rozpowszechnionych utworów.
2. Za korzystanie z utworów, o których mowa w ust. 1 pkt 1 lit. b) i c), twórcy przysługuje prawo do wynagrodzenia.
3. Rozpowszechnianie utworów na podstawie ust. 1 jest dozwolone zarówno w oryginale, jak i w tłumaczeniu.
4. Przepisy ust. 1-3 stosuje się odpowiednio do publicznego udostępniania utworów w taki sposób, aby każdy mógł mieć do nich dostęp w miejscu i czasie przez siebie wybranym, z tym że jeżeli wypłata wynagrodzenia, o którym mowa w ust. 2, nie nastąpiła na podstawie umowy z uprawnionym, wynagrodzenie jest wypłacane za pośrednictwem właściwej organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi lub prawami pokrewnymi.
Link, moim zdaniem należy potraktować jako krótki wyciąg ze sprawozdań i artykułów, na podstawie ust. 4 tego artykułu i to niezależnie, czy link ten jest klikalny, czy nieklikalny, bo nie ma żadnej różnicy, czy link jest klikalny bezpośrednio czy za pomocą klawiszy ctrl +C i ctrl+V. Natomiast co do kwestii tego, że informacje o sponsorach nie są widoczne po kliknięciu strony, na której znajduje się utwór, to już ewentualnie sponsorzy mogliby mieć roszczenie o nienależyte wykonanie umowy do podmiotu z którą zawarły umowę o sponsorowanie, oczywiście w zależności od postanowień umowy o sponsoring, a sponsorowany mógłby się bronić, że nie ponosi winy w takim nienależytym wykonaniu. (jakkolwiek chbya nie ma problemu, żeby w treści samego filmu umieścić adres strony, logo czy jakąkolwiek inną informację odsyłającą do podmiotu, który ma prawa autorskie majątkowe do danego utworu, więc ta obrona byłaby raczej dość słaba).
jeszcze o linkach
Wydaje się, że podstawą orzeczenia I instancji były przepisy o ochronie dóbr osobistych. Natomiast rozważania na temat tego, czy link jest rozpowszechnieniem służyły, zdaje się, ustaleniom bezprawności na potrzeby art. 24 KC, a nie ustaleniom naruszenia prawa do wizerunku.
Ale sąd w osobie Prof. Gawlika nie rozdzielił wyraźnie tych dwóch podstaw prawnych. Moim zdaniem nie zauważył po prostu takiej potrzeby bazując na błędnym ustaleniu faktycznym, że link do poddomeny zawierającej galerie zdjęć z komentarzem na temat ich jakości jest rozpowszechnieniem wizerunku osoby umieszczonego na jednej z podstron tej poddomeny.
Gdyby sąd pochylił się chwilę nad stanem faktycznym (technicznymi aspektami działania linków), to być może zreflektowałby swoje wnioski na temat "rozpowszechniania"...
Warto w każdym razie pamiętać, że orzeczenie dotyczyło praw osobistych oraz (?) prawa do wizerunku. Nie dotyczyło natomiast naruszenia prawa autorskiego.
Co do polskiego prawa autorskiego, przypominam, że obejmuje ono sposób wyrażenia utworu. Zwykłe linkowanie (nawet do podstron) nie wykorzystuje natomiast tego sposobu wyrażenia, a jedynie informację o miejscu, gdzie dostępny jest utwór. Informacja taka nie podlega ochronie prawa autorskiego, wobec czego korzystanie z niej nie może być naruszeniem tego prawa.
Co innego, gdy poprzez technologie takie jak ramki (frames) lub atrybut src tagu img wykorzystujemy cudze utwory (sposoby wyrażenia) na własnych stronach. Wtedy bowiem cudze utwory stają się częścią naszych stron - korzystamy z chronionego sposobu wyrażenia na jednym z pól eksploatacji i wkraczamy w monopol autorski.
Ale nawet i w takiej sytuacji pozwany może skutecznie bronić się prawem cytatu, przedruku. Być może, że w konkretnej sytuacji istniałaby nawet dorozumiana licencja (tu ostrożnie!).
Ostatecznie, wiadomo przecież, że istnieją techniki budowania stron utrudniające linkowanie do nich lub zasysanie dostępnych tam materiałów... Zamiast zatem ścigać wszystkich, którzy linkują do naszych niezwykle tajnych i chronionych materiałów, lepiej zatrudnić dobrego webmastera.
Link a wyciąg
Napisała Pani: "Link, moim zdaniem należy potraktować jako krótki wyciąg ze sprawozdań i artykułów". Moim zdaniem nie można linku traktować w ten sposób. Link to adres zasobu zgodny z pewnym standardem adresacji (por. RFC 1738, Uniform Resource Locators (URL), można też porównać z rekomendacją W3C (w tym przypadku do HTML 4.01): Links). Podobnie nie jest krótkim wyciągiem adresacja: trzecia szafa, druga półka od góry, siódmy wolumin, strona 234. Adres zasobu nie ma innego związku z treścią opublikowaną niż jedynie funkcjonalny (że pod danym adresem można znaleźć jakąś treść).
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
wyciąg sprawozdanie
Tam powinno się znaleźć słowo "w ostateczności":) W gruncie rzeczy też mi się wydaje, że to raczej należy traktować jako adres bibliograficzny najbardziej, jakkolwiek taki link może znaleźć się w otoczeniu czegoś co będzie streszczeniem, np. "była taka i taka impreza, nagranie można znaleźć tu (i tu link)". W każdym razie i tak jest to w ramach dozwolonego użytku.
darujcie, ale jeszcze raz o linkach
Powyższa wymiana zdań ujawnia, że sentencja i uzasadnienie wyroku Prof. Gawlika jest jednym wielkim skrótem myślowym.
Otóż jak wcześniej napisałem, "oskarżony" link nie był "głębokim linkiem" w sensie, w jakim się to zwykle rozumie (tag IMG z atrybutem SRC określającym zasób na obcym serwerze, lub przynajmniej link do podstrony). Był on linkiem do poddomeny, bez wskazania podstrony (tag A, atrybut HREF wskazujący na główny plik w głównym katalogu poddomeny; tak przynajmniej wynika z uzasadnienia wyroku).
Ale poza linkiem, na stronie pozwanych był też komentarz na temat zawartości podstron wskazywanej poddomeny. I taki właśnie zwykły link "z opisem" sąd uznał za "głęboki link".
Wprowadzanie takiego pomieszania pojęć w orzecznictwie jest niebezpieczne. Niewiele potrzeba bowiem, aby teraz kolejny sąd przyjął te błędne definicje w kolejnej sprawie i wyciągnął równie błędne wnioski.
Odnosniki
Nie mamy precedensow wiec bardziej bym sie martwil o to, ze sedzia jest niekompetentny.
Zwykle rozumienie pojecia deep link wybiega troche bardziej poza tag IMG.
To, ze ktos stosuje odwolanie do zasobow w "poddomenie" moze byc jak najbardziej "glebokim odnosnikiem". Wystarczy m.in. to, ze "poddomena" i dostepna pod jej adresem tresc znajduje na innym serwerze.
W ktoryms z komentarzy padla sugestia, zeby udostepnic u Vagli tresc wyrokow. Jezeli wiec posiadasz omawiany wyrok byloby milo gdybys podal do niego chociaz odnosnik.
I ACa 564/04
Rozumiem, że konstruujemy pojęcie deep linka po to, aby wywodzić z niego jakieś konkretne skutki prawne. Głębokie linkowanie prowadziłoby zatem do innych skutków prawnych niż zwykłe linkowanie.
Nie jest to dobre podejście, ponieważ jak widać po komentowanym orzeczeniu, o uwzględnieniu zarzutu rozpowszechniania nie zadecydowało wykorzystanie takich, a nie innych tagów, a raczej umieszczenie linka na stronie razem z komentarzem (i to nawet nie na temat konkretnego wizerunku).
Wikipedia definiuje "deep link" jako URL wskazujący na konkretną stronę w danej domenie lub subdomenie (czyli np. http://prawo.vagla.pl/comment/reply/6901/2328). Zgodnie z tą definicją nie będzie deep linkiem http://prawo.vagla.pl, bo jest to odwołanie do strony głównej poddomeny prawo.vagla.pl. Proszę zwrócić uwagę, że w żadnym wypadku strona linkująca nie rozpowszechnia treści znajdujących się pod wskazywanymi adresami.
Wikipedia definiuje również inline linking (hotlinking). Poprzez hotlinkowanie, linkowany element staje się elementem strony linkującej. Tu właśnie jest tag IMG z atrybutem SRC. Hotlinkowany element staje się częścią strony hotlinkującej i wydaje się, że wraz z nią jest rozpowszechniany. Problem tylko w tym, że jeżeli usunięty zostanie z zasobu wskazanego w SRC, to zniknie również ze strony hotlinkującej. Ale ten brak kontroli nie przeszkadza moim zdaniem uznać, że strona hotlinkująca korzysta z utworów na sposób objęty monopolem autorskim.
Wydaje mi się, że wobec tego konstruowanie prawniczego pojęcia "deep linku" obejmującego oba powyższe (wikipedystyczny "deep link" oraz "hotlink") i próby zrównania ich skutków prawnych są obarczone poważnym błędem. Tym bardziej, że - jak w komentowanym orzeczeniu - decydujące mogą być "pozalinkowe" okoliczności, jak np. komentarz do linka.
Poniżej przytaczam uzasadnienie orzeczenia, o którym już tak dużo napisaliśmy:
Wyrok Sądu Apelacyjnego w Krakowie z dnia 20 lipca 2004r. (I ACa 564/04, TPP 2004/3-4/155).
Dla wygody czytelników i z myślą o łatwej możliwości odsyłania do tego orzeczenia pozwoliłem sobie na ingerencję w treść postu Krzysztofa, przenosząc treść orzeczenia do odrębnego "wątku" - VaGla
Jedna uwaga
Krzysztof napisał:
Otóż w obu powyższych przykładach nie mamy do czynienia z linkiem (a tylko z adresem URL). Z linkiem mielibyśmy do czynienia dopiero wówczas, gdy
http://prawo.vagla.pl/comment/reply/6901/2328
faktycznie pozwalałoby na jakieś funkcjonalne przejście z zasobu A do zasobu B z wykorzystaniem właściwości browsera (kliknięcie myszy, skorzystanie z klawisza skrótu, wciśnięciu spacji na aktywnym elemencie, etc). W języku opisu dokumentu musi być zatem poza zwykłym adresem (odesłałem wcześniej do materiałów, które ten temat konstytuują) jeszcze coś więcej: to magiczne „a href”. A czyli anchor - "kotwica" i href, hyper reference - wskazanie odesłania (referencji) w strukturze serwisów hyper tekstowych, z których tworzona jest cała ta magiczna sieć (WWW). Są też linki poza "siecią WWW". "Link" może wskazywać na konkretny wątek w dyskusji Usenetu, może wskazywać zasób gophera. Linkiem jest też odesłanie do poczty elektronicznej (mailto:adres zasobu)... Proszę o tym pamiętać.
Mam nadzieję Krzysztofie, że nie będziesz miał nic przeciwko temu, że przekleję to uzasadnienie do "samoistnego zasobu", a to powyższe zastąpię linkiem do niego - będzie się lepiej czytało i linkowało do niego w przyszłości. Dziękuje za jego udostępnienie.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Blad
Nie ma potrzeby konstruowac pojecia, ktore istnieje.
Powaznym bledem jest konstruowanie prawniczego pojecia "deep linku".
W uzasadnieniu do wyroku, w jasny sposob ukazana jest "niekompetencja informatyczna" skladu orzekajacego. Wystarczylo przeciez powolac bieglego. Istotna aberacja umyslowa w tym przypadku jest prawnicza "interpretacja" zagadnien technologicznych.
Wyroki
Przyznam, ze nie chcialem o tym pisac, ale moge podlinkowac do tresci tego orzeczenia, ktore umiescilem na swojej stronie.
Live Nation Motor Sports, Inc. v. Davis, (Slip Copy, 2006 WL 3616983, N.D.Tex., Dec 12, 2006).
Jak zwykle orzecznictwo amerykanskie jest o wiele bogatsze jezeli chodzi o "linkowanie". Chociazby wyrok w sprawie Perfect 10 v. Google, Inc., 416 F.Supp.2d 828 (C.D. Cal. 2006).
Przeczytałem wszystkie
Przeczytałem wszystkie wypowiedzi ale odpowiedzi nie znalazłem, lub nie zrozumiałem. Proste pytanie: czy na swoim blogu moge umieszczac linki np taki: http://prawo.vagla.pl/node/6901
dziekuje
może to coś pomorze:Link
może to coś pomorze:
Link jest integralną częścią kodu strony internetowej. Jeśli ktoś uzna, że zamieszczanie linku, czyli w zasadzie kodu strony, który jest w kolejnym etapie wyświetlany w postaci wizualnej nie jest naruszeniem, da jednoznaczne zielone światło wszelkim naruszeniom w szeroko rozumianym internecie. Wyświetlenie grafiki, filmu, muzyki zawsze wiąże się z hiperłączem do pliku. W wielu przypadkach nie można także uznać braku naruszenia za samo zamieszczenie linku, gdy stanowi on celowe działanie prowadzące do rozpowszechnienia. Należy rozróżnić te serwisy, które działają celowo ku naruszaniu praw autorskich i skupiają się tylko i wyłącznie na rozpowszechnieniu utworów (wynikiem czego 100% materiałów w takim serwisie wiąże się z łamaniem ustawy autorskiej), od tych, w których linki pojawiają się sporadycznie i są zamieszczane przez użytkowników, a nie przez administratorów. W przypadku wyświetlenia utworu bezpośrednio w stronie serwisu, dane zawierające treści chronione (plik) i tak zostaje powielony w części lub w całości i odtworzony na z urządzenia użytkownika.
Czy innym jest użytkownik, który na różnych stronach zamieści link, a czym innym serwis internetowy, którego ten ów "link" jest integralną częścią, wynikiem czego ten serwis nie mógłby istnieć. Na przykładzie Zalukaj - brak jest tam utworów innych niż prawnie chronione, zatem ktoś musiał tak zaprogramować serwis, oraz tak go moderuje, że wątpliwości powinny być rozwiane co do celowości.
Po za tym musimy znać schemat działania. Zazwyczaj wygląda tak:
1 - umieszczenie pliku na serwerze nie jest jego rozpowszechnieniem, na serwerze może być tysiące plików, lecz do momentu ich upublicznienia/rozpowszechnienia przez stronę internetową nie zachodzi rozpowszechnienie
2 - rozpowszechnienie to czynność wykonana przez osobę fizyczną dokonującą upublicznienia tego pliku właśnie przez zamieszczenie w kodzie strony linku
Pomóc mogą też sprawy przeciw użytkownikom chomikuj.pl, o których było głośno na kilku serwisach prawnych. Zapadły przecież wyroki skazujące. Pamiętajmy, że konto użytkownika też składa się ze stron, które z kolej składają się z kodu zawierającego tylko linki do plików, które to pliki mieszczą się gdzieś na serwerach. Ustawa autorska definiuje rozpowszechnienie ogólnie uznając "jakąkolwiek" formę udostępnienia nieograniczonej liczbie osób.
Dalej idąc, użytkownicy ci wielokrotnie jedynie powielili kopię od innego użytkownika, a więc nie byli oni źródłem.
Tu liczono się z faktem i podstawowym pytaniem, czy działanie użytkownika w sposób bezsprzeczny umożliwiło zapoznanie się z utworami nieograniczonej liczbie osób?.
Rozchodzenie się na czynniki pierwsze, techniczno-informatyczne nic tu nie pomorze, bo wielu zupełnie nie pojmuje tych zagadnień.
źródło?
źródło?