Na kobiece piękno składa się wiele czynników

Rozmowa z dr Jerzym Modrzejewskim Prodziekanem d/s Studenckich WPiA

Dr Jerzy Modrzejewski urodził się 12 kwietnia 1954 roku w Warszawie. W roku 1976 ukończył z wyróżnieniem prawo na Uniwersytecie Warszawskim, a jedenaście lat później uzyskał tytuł doktora nauk prawnych na podstawie rozprawy "Umowy komisu i sprzedaży w eksporcie". W 1981 ukończył aplikację sądową zdając egzamin sędziowski z wynikiem bardzo dobrym. Z takim samym wynikiem, trzy lata później, ukończył aplikację radcowską, uzyskując wpis na listę radców prawnych w Warszawie. Od momentu ukończenia studiów jest pracownikiem naukowym naszego wydziału - obecnie adiunktem w Zakładzie Prawa Handlowego, a od roku 1992 do chwili obecnej pełni funkcję Prodziekana Wydziału Prawa d/s Studenckich. Jest człowiekiem bardzo aktywnym. Poza pracą na uczelni jest m.in.: konsultantem międzynarodowej firmy prawniczej "Clifford Chance", arbitrem Sądu Arbitrażowego przy Krajowej Izbie Gospodarczej . Ponad to prowadzi wykłady w zakresie prawa handlowego, prawnych problemów prywatyzacji, inwestycji zagranicznych i tranzakcji handlowych na kursach organizowanych przez NBP, NIK , Ministerstwo Przekształceń Własnościowych. Jest także autorem szeregu publikacji z zakresu prawa handlowego i gospodarczego w czasopismach polskich i zagranicznych, a obecnie przygotowuje rozprawę habilitacyjną na temat jednoosobowej spółki z o.o. w prawie polskim.

Chcieli byśmy na początek zapytać dlaczego zdecydował się Pan studiować prawo?
Wybrałem prawo z dwóch powodów. Skłoniły mnie do tego tradycje rodzinne. Mój ojciec był adwokatem wobec czego siłą rzeczy od najmłodszych lat żyłem w otoczeniu prawników, stykając się z problemami prawnymi. Po drugie ze względu na osobiste predyspozycje. Zawsze z dużo większą łatwością i przyjemnością przyswajałem sobie przedmioty humanistyczne niż ścisłe, a zatem kierunki wymagające poszerzania i posługiwania się wiedzą ścisłą nie wchodziły w grę.

Czy pamięta Pan jakieś ciekawe zdarzenie z czasów studenckich, coś co utkwiło Panu w pamięci?
Sposób przeprowadzania egzaminów przez nie żyjącego już docenta Sucheckiego. Był to egzamin z Historii Doktryn Politycznych i Prawnych przeprowadzany w formie pisemnej. Po to, by uniemożliwić ściąganie Pan Suchecki pozostawiał nam niewiele czasu na odpowiedzi na poszczególne pytania, które z resztą były dyktowane, a czas wyznaczał nam wielki budzik z dwoma potężnymi dzwonkami. Zegar był uruchamiany w momencie zakończenia czytania pytania i po upływie określonego czasu rozlegało się piekielne dzwonienie, które wszystkich stawiało na równe nogi.

Czy na studiach był Pan człowiekiem aktywnym, to znaczy działającym w organizacjach studenckich, samorządzie studentów?
Raczej nie. Jedyną rzeczą którą się zajmowałem to było udzielanie pomocy prawnej. Byliśmy grupką chętnych osób działających, przy którejś z organizacji studenckich. Pełniliśmy swoje dyżury w określonych godzinach i pomagaliśmy bezpłatnie rozwiązywać pewne problemy prawne, z którymi zgłaszali się do nas studenci, także osoby trzecie.Była to taka namiastka praktyki wykonywana przez osoby nie mające kwalifikacji zawodowych, a więc nie była to profesjonalna usługa. Mimo to zgłaszało się do nas wiele osób, czasem z prostszymi, a czasem z dość skomplikowanymi sprawami, w czym staraliśmy się im pomagać najlepiej jak potrafiliśmy.

Czy za czasów, gdy pan był studentem studia prawnicze wyglądały inaczej, czy też podobnie do tych dzisiejszych?
Te różnice napewno występują. Jedną z nich jest to, że my dawniej nie mieliśmy takiej swobody kształtowania własnego programu studiów, czy podchodzenia do egzaminów jaka jest w tej chwili. Byliśmy podzieleni na grupy dziekańskie, które funkcjonowały przez wszystkie lata studiow, każda grupa dziekańska miała swojego starostę. Dla takiej grupy był wyznaczany termin ćwiczeń, termin zdawania egzaminu i każdy był zobowiązany do przestrzegania tego porządku. Przenosin z grupy do grupy prawie wogóle nie było, a jedynie najlepsi studenci, którzy osiągnęli odpowiednią średnią, otrzymywali prawo ubiegania się o przystąpienie do egzaminu w terminie innym niż wyznaczony.Otrzymanie takiej zgody było wstemplowywane do indeksu i uważane za rodzaj wyróżnienia. Ponad to nie było podziału na ćwiczenia obowiązkowe i fakultatywne, studenci nie mieli takiej możliwości wybierania przedmiotów, na które chcieliby uczęszczać, za wyjątkiem wykładów, które podobnie jak dziś nie były obowiązkowe. Ogromną różnicą jest także to, że dzisiejsi studenci mają możliwość słuchania wykładów w językach obcych, uczenia się prawa funcjonującego w innych krajach, co jest możliwe dzięki istnieniu na naszej uczelni Szkoły Prawa Angielskiego, Szkoły Prawa Francuskiego, a już wkrótce Szkoły Prawa Niemieckiego. Nie było także z przyczyn oczywistych takich możliwości wyjazdu za granicę, studiowania semestru, czy dwóch na tamtejszej uczelni, a następnie włączenia sobie tego do programu studiów. Zatem dzisiaj możliwości studiowania i zdobywania wiedzy są znacznie lepsze niż za czasów kiedy ja byłem studentem, ponieważ jest znacznie szerszy dostęp do wiedzy.

A czy podejście studentów do studiowania także uległo zmianie?
Jeśli chodzi o ten problem, to można tu zaobserwować nowe zjawisko wśród studentów, czego nie było za moich czasów, a mianowicie zjawisko narastającej konkurencji. Można je od dawna zaobserwować na uniwersytetach zachodnich. Pamiętam, kiedy cztery lata temu miałem okazję wykładać na uniwersytecie Ganinsville na Florydzie, kiedy przyszedł czas gdy musiałem przeprowadzić egzamin dla studentów radziłem się moich amerykańskich kolegów jak to zorganizować, kto pomoże mi w pilnowaniu. Bardzo zdziwieni moim pytaniem odpowiedzieli mi, że mogę podyktować temat i spokojnie wyjść. "Jak to mogę wyjść? Studenci zostaną sami?"- "Pewnie, przecież nikt nie będzie ściągał". Tam bowiem jest od dawna przyjęte, że każdy radzi sobie sam, nikt nikomu nie pomaga, każdy pracuje na swój wynik. I rzeczywiście tak było, mam tu na myśli egzamin. Przez pewien czas byłem na sali, na pewien czas ją opuszczałem i nie zauważyłem najmniejszych prób sciągania, porozumiewania się między studentami. Myślę, że u nas w tej chwili, może jeszcze nie tak rozwinięte, może w mniej drastycznych formach, ale to zjawisko konkurencji występuje. Kiedy ja studiowałem czegoś takiego w ogóle nie było. Myśmy nie czuli tego brzemienia konkurencji.

A czy ocenia pan to zjawisko jako pozytywne, ponieważ naszym zdaniem przyczynia się to do dezintegracji studenckiego środowiska prawniczego?
Jeśli chodzi o integrację studenckiego środowiska prawniczego to jest to osobny problem. Za moich czasów wyglądało to nieco inaczej niż dziś. Uważam, że byliśmy bardziej zżyci ze sobą. Na pewno duże znaczenie miało to, że przez cztery lata w ramach grup dziekańskich chodziliśmy wspólnie na większość zajęć. Przypominało to nieco sytuację ze szkoły średniej, gdzie pomiędzy ludźmi występują dosyć silne więzi. Poza tym chodząc na lektoraty językowe, wykłady, zajęcia z kultury fizycznej poznawaliśmy dalsze osoby. Ponad to byliśmy bardziej zżyci z wydziałem. Tu spędzało się dużo czasu, chętnie uczestniczyło w różnego rodzaju imprezach. Potem nastąpiła dezintegracja. Jednym z celów, które postawiły przed sobą władze dziekańskie poprzedniej kadencji była próba odtworzenia tych tradycyjnych form aktywności studenckiej.Trzeba przyznać, że życie wydziałowe, kulturalne zaniknęło. Każdy przychodził na zajęcia w innym układzie personalnym. Mam takie wrażenie, że każdy zna bardzo dużo osób z widzenia, ale że silniejsze więzi między nimi nie powstają. Centrum aktywności życiowej pozostawało gdzieś poza wydziałem. Dlatego też władze dziekańskie starały się wspierać te wszystkie inicjatywy służące odbudowie tych więzi. Pamiętam, jak organizowaliśmy, trzy lata temu, bal połowinkowy czy otrzęsiny. Zastanawialiśmy się co robić, jaki zespół zaprosić na koncert, aby studenci przyszli na tę imprezę. Obawialiśmy się, że będzie to jeden wielki niewypał. Natomiast jeżeli chodzi o konkurencję, ma ona swoje dobre i złe strony. Niewatpliwie podnosi poziom, co widać. Jest coraz więcej studentów, których ambicją jest to, aby być dobrze przygotowanym do egzeminów, otrzymać dobre oceny, którzy bardzo rzetelnie podchodzą do swoich obowiązków. Ale wiąże się to, z drugiej strony, z dużym obciążeniem psychicznym, dużym stresem. To jest przecież konkurencja, albo się wygrywa, albo przegrywa.

Co sprawiło, że postanowił Pan pozostać na uczelni i kontynuować karierę naukową?
Na pewno jest to wyróżnienie dla studenta, szczególnie w ówczesnej sytuacji, przy istniejących wówczas limitach etatowych możliwość pozostania na uczelni stanowiła rodzaj wyróżnienia dla najlepszych studentów. Jednocześnie chciałem pracować z młodzieżą, uważałem taką perspektywę za interesującą.

Dlaczego wybrał Pan specjalizację wlaśnie w zakresie prawa handlowego?
Zawsze interesowałem się cywilistyką. A w ramach prawa cywilnego, zająłem się stosunkami gospodarczymi, wtedy jeszcze w sytuacji gospodarki uspołecznionej. Uważałem, że są to interesujące dziedziny, to mnie pociągało i dlatego wybrałem prawo handlowe.

Co było powodem tego, że zechciał Pan zostać prodziekanem d/s studenckich. Jest to w końcu praca dosyć ciężka i zajmująca?
Moja decyzja nie miała charakteru rewolucyjnego. Zanim zostałem dziekanem przez pewien okres czasu zajmowałem się stypendiami studenckimi najpierw jako opiekun stypendialny jednego roku, później byłem odpowiedzialny za stypendia w skali całego wydziału. Zajmując się tym dowiedziałem się wielu rzeczy o studentach i ich problemach. Dalszym etapem wejścia w sprawy studenckie było przyjęcie przeze mnie propozycji zostania kierownikiem studiów stacjonarnych. Później przyszła propozycja zostania prodziekanem. A ponieważ znów wielu rzeczy się nauczyłem to wydawało mi się, że będę mógł tę wiedzę spożytkować na stanowisku prodziekana d/s studenckich.

Czy Pana zdaniem fakt, że przeważająca część kadry naukowej naszego wydziału regularnie poświęca się pracy poza uczelnią nie wpływa negatywnie na studentów?
Myślę, że należy na to spojrzeć trochę jak na zło konieczne. Alternatywą dla tego jest odejście z wydziału. Propozycje finansowe dla pracowników są w tej chwili tak korzystne, że pensje budżetowe nie mogą się z tym równać. Był taki okres, że zupełnie realna stała się możliwość odejścia z uczelni tak znaczącej ilości osób, że powstałyby poważne braki w kadże naukowej, nie byłoby komu uczyć. A więc wynika to z faktu poszukiwania dodatkowego źródła utrzymania, konieczności powiększenia niskich pensji uniwersyteckich, nie zapewniających w zasadzie utrzymania pracownika i jego rodziny. Ale z drugiej strony należy mieć na uwadze, że związek prawa z praktyką w wielu dziedzinach prawa jest bardzo korzystny. Jest to dodatkowe doświadczenie, wzbogacenie wiedzy co pozwala później w dydaktyce podczas zajęć wykorzystać to, po to by w sposób ciekawszy bardziej zrozumiały przekazać studentom wiedzę. Wydaje mi się, że to się potwierdza, na co wskazują moje doświadczenia nie tylko z naszego wydziału, ale pamiętam także - kiedy miałem okazję przez parę miesięcy studiować na Uniwersytecie Londyńskim - jeden przedmiot był wykładany przez dwóch profesorów. Jeden był praktykiem, a drugi nim nie był. Wykłady tego pierwszego, który swoje wykłady podbudowywał przykładami zaczerpniętymi z praktyki, cieszyły się znacznie większą popularnością. Były bardziej czytelne, bardziej interesujące. Zatem nie można powiedzieć, że jest to zjawisko jednostronnie negatywne. Natomiast płaci się za to cenę, mianowicie taką, że praktyka zabiera czas, który mógłby być spożytkowany na dydaktykę. Uważam, że zadania dydaktyczne na wydziale nie cierpią jeśli zachowuje się pewne proporcje pomiędzy zaangażowaniem w praktykę, a wykonywaniem obowiązków na wydziale. Dopiero naruszenie tych proporcji może stanowić problem.

Prawnicze samorządy zawodowe w szczególności takie jak radcowski, adwokacki, notarialny w drastyczny sposób ograniczają możliwość dostępu w ich szeregi, czy nie uważa Pan, że w większym stopniu powinien decydować o tym wolny rynek i konkurencja?
Myślę, że do takiej konkurencji rychło dojdzie. Taka protekcjonistyczna polityka jest na dłuższą metę nie do utrzymania. Zresztą nie wszystkie samorządy są równie zamknięte. Samorząd radców prawnych przyjmuje rokrocznie znacznie więcej aplikantów niż adwokaci, czy notariusze. Wiadomo, że w tej chwili ten problem ulegnie dalszemu zaostrzeniu. Ilość osób opuszczających uniwersytety ulegnie znacznemu zwiększeniu.
O ile dawniej uniwersytet kończyło około czterystu studentów i o aplikację starało się dwieście, trzysta osób, to teraz będzie kończyć wydział osiemset, czy tysiąc i o aplikację będzie się ubiegało nie trzysta, lecz sześćset, czy siedemset.
Chcąc niechcąc spowoduje to większą konkurencję i wymusi większą otwartość.

Jakie pana zdaniem cechy powinien posiadać dobry prawnik, co ułatwia, a co utrudnia karierę w tym zawodzie?
Prawnik powinien mieć dobrą pamięć, przytomność umysłu, odporność psychiczną, cierpliwość, systematyczność. Zawód ten wymaga dużego uporządkowania, ścisłego myślenia. Zatem wykluczone jest bałaganiarstwo zarówno w dokumentach jak i myślowe. Jest to zawód bardzo stresogenny. Wykonywanie go wiąże się z dużą odpowiedzialnością, którą trzeba udźwignąć. Udzielenie porady, przynajmniej w obrocie gospodarczym może pociągać za sobą ogromne konsekwencje finansowe. Poza tym jest to zawód, w którym należy oswoić się z pewną samotnością.Wiele rzeczy można konsultować z innymi osobami, ale w końcu nadchodzi moment podjęcia ostatecznej decyzji, za którą bierze się odpowiedzialność na siebie.

Jak Pan godzi ze sobą wszystkie swoje funkcje i obowiązki, czy znajduje Pan jeszcze wolny czas?
Pierwszą kwestią jest to, że mam nie ośmio, lecz kilkunasto godzinny dzień pracy. Gdybym ograniczył się do standartowego czasu pracy, to na pewno przepadłbym z kretesem. Po drugie jest to kwestia dobrej organizacji pracy. Poza tym, o czym mówiłem wcześniej, związki z praktyką staram się utrzymać w takich formach i w takim zakresie, aby nie kolidowały z innymi obowiązkami. Niestety nie wiele mam czasu wolnego. Myślę, że to właśnie sfera moich prywatnych zainteresowań płaci największą cenę za te wszystkie obowiązki zawodowe.

Jak już Pan znajdzie trochę czasu to co robi Pan najchętniej?
Jeśli chodzi o sport to jestem zagorzałym tenisistą i staram się regularnie raz, albo dwa razy w tygodniu grać w tenisa. Bardzo lubię także grać w brydża, ale na to nie znajduję póki co czasu. Tyle jeśli chodzi o sport. A poza tym interesuje się fotografiką, lubię teatr, kino.

Czy chciałby Pan, aby Pańskie dzieci równierz studiowały prawo i podtrzymywały rodzinne tradycje?
Moja żona, jak pewnie wiecie pracuje na naszej uczelni, a poza tym mam dwoje dzieci piętnastoletnią córkę i czteroletniego synka. Nie wiem czy one będą chciały podtrzymywać rodzinne tradycje, zadecydują same. Ze swej strony chciałbym, aby była pewna kontynuacja, na pewno nie będę im tego narzucał.

Na koniec pytanie, które zadamy Panu na prośbę wielu studentek naszego wydziału. Jaki jest według Pana kanon kobiecego piękna?
To trudne pytanie. Myślę, że nie chodzi o samo piękno. Musi towarzyszyć temu wdzięk, urok osobisty. Nie da się tego sprowadzić do jednego elementu. Na kobiece piękno składa się wiele czynników.

Dziękujemy bardzo za rozmowę.

Anna Kokocińska
Piotr Bałasz

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Interesujace, a dyskusja bylaby burzliwa

ciekawa rozmowa... zaimponowalo mi zachowanie studentow amerykanskich, i ich samo-odpowiedzialnosc za swoje wynki i osiaganie celow w zyciu, Ameryka jest mlodym spoleczenstwem, i dlatego wiele spraw jest tam rozwiazywanych szybciej i bez ociagania sie

a co do pracy poza uczelnia pracownikow naukowych... przeciez to jest bardzo dobra decyzja
praktyka spotyka sie z teoria, weryfikuje ja i pojawia sie nastepna idea, weryfikacja poprzez dzialanie, nowa idea -werifykacja... itd

pozdrawiam
Jacek

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>