Nieinteroperacyjna skrzynka podawcza Unizeto

Jak wiadomo - po pięciu latach i jednym miesiącu sporu Sąd Okręgowy wydał wyrok w sprawie specyfikacji KSI MAIL (ostatni z serii newsów na ten temat to Stanowisko ZUS i wezwanie do wydania specyfikacji protokołu). No i niby wiadomo już, że administracja publiczna nie powinna promować żadnego rozwiązania, a w szczególności konkretnego produktu informatycznego, bo nawet "ustawa o informatyzacji" mówi o tym, iż podmiot publiczny realizujący zadania publiczne zapewnił, "aby system teleinformatyczny służący do wymiany danych pomiędzy tym podmiotem a podmiotami niebędącymi organami administracji rządowej, poza minimalnymi wymaganiami (...), spełniał wymóg równego traktowania rozwiązań informatycznych". I co? I to, że Unizeto wdrażając elektroniczną skrzynkę podawczą chce, by "interesanci" posiadali system MS Windows, aby móc złożyć podanie do urzędu. Halo?

Unizeto Technologies SA wdraża systemy Elektronicznej Skrzynki Podawczej.

Mamy "warunki organizacyjno-techniczne doręczania dokumentów elektronicznych podmiotom
publicznym", które wynikają z rozporządzenia Prezesa Rady Ministrów z dnia 29 września 2005 r. (por. Sporządzanie i doręczanie pism w formie dokumentów elektronicznych - rozporządzenie, Podania w formie dokumentu elektronicznego i inne podania oraz Elektroniczna skrzynka podawcza w administracji publicznej od 17 sierpnia). Rozporządzenie to wydano na podstawie art. 16 ust. 3 ustawy z dnia 17 lutego 2005 r. o informatyzacji działalności podmiotów realizujących zadania publiczne...

Tymczasem w Dokumentacji interesanta (PDF) produktu "Elektroniczny Urząd Podawczy" przeczytacie Państwo w rozdziale drugim pt. "Wymagania sprzętowo-programowe"

Minimalne wymagania sprzętowo-programowe umożliwiające poprawne działanie Elektronicznej Skrzynki Podawczej po stronie interesanta (formularz HTML, Aplet Java):

  • System operacyjny Microsoft Windows NT/2000/XP;
  • Intel Pentium 500 MHz;
  • 128 MB pamięci operacyjnej;
  • Monitor i karta graficzna o rozdzielczości min. 1024 x 768 pikseli;
  • Przeglądarka Microsoft Internet Explorer w wersji 6.0 lub nowszej;
  • Sun Java 1.4;
  • Czytnik kart kryptograficznych;
  • Karta z kryptoprocesorem;
  • Oprogramowanie sterujące pracą czytnika;
  • Skonfigurowane połączenie internetowe;
  • Certyfikaty główne urzędu certyfikacji wydającego certyfikat dla Elektronicznego Urzędu Podawczego.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

argumentum ad absurdum

Usłyszałem ostatnio ciekawe porównanie: gdyby urzędy państwowe zaczęły wymagać aby obywatele dojeżdżali do tych urzędów samochodami określonej marki, a przyjeżdżającym samochodami innej marki odmawiali rozpatrzenia sprawy, to chyba nikt nie miałby wątpliwości, że jest to praktyka naganna, sprzeczna z prawem i w ogóle niewyobrażalna.

Tymczasem dokładnie coś takiego ma miejsce w sytuacji, gdy do urzędu chcemy dojechać autostradą teleinformatyczną - musimy jechać samochodem wskazanej przez państwo firmy, a wręcz nawet po płatnej "drodze szybkiego ruchu" zbudowanej przez tę firmę. Próba dotarcia do urzędu w inny sposób kończy się odmową rozpatrzenia sprawy.

Dlaczego jakoś nikt nie widzi problemu?!

No i jeszcze: gdyby taki lubiący tylko niektóre samochody urząd zaczął tłumaczyć "na razie powiedzieliśmy woźnemu, żeby otwierał bramę tylko dla samochodów X, bo przecież tylko nieliczni jeżdżą innymi markami samochodów, a jak zbierzemy dodatkowe pieniądze to wybudujemy drugą bramę i zatrudnimy drugiego woźnego, żeby otwierał ją dla samochodów innych marek", to chyba nikt nie miałby wątpliwości, że nie jest to żadne wytłumaczenie i że wystarczyłoby po prostu od razu wybudować odpowiednio dużą bramę i zatrudniać jednego woźnego.

Tymczasem jakoś wszyscy nabierają wody w usta, gdy urząd tłumaczy, że dostosował system teleinformatyczny "na razie" do jednej firmy, zamiast po prostu zamówić rozwiązanie działające z każdą, a nie realizujące prowadzoną przez niektóre podmioty komercyjne politykę wykluczania.

Dlaczego?

Dlaczego? Pieniądz i moda skutecznie zamykają usta.

Odpowiedź kryje się zapewne w tym, co powszechnie znane.
Reklama dźwignią handlu, a jak coś nie zadziała, to zawsze pada hasło "ja się na komputerach nie znam"!

Zakup oprogramownia pracującego na MS Windows gwarantuje konieczność posiadania komputera dającego możliwośc pracy z tym systemem w miarę płynny sposób. A częste zmiany systemu, to kolejna możliwość brylowania w gronie towarzyskim, jakie to bajery "ma się na biurku w urzędzie i jakim to jest się operatywnym i przekonującym dyrektora o konieczności takich a nie innych zakupów". Ostatecznie w razie czego, to hasło: "ja się na komputerach nie znam" i problem tych co mają teoretycznie coś do powiedzenia, szkoda tylko, że mają coś do powiedzenia dopiero podczas kontroli zewnętrznej. Najczęściej jako odpowiedzialni za zawartość techniczną zamówień, mało adekwatną do potrzeb stanowiska pracy.

Przykładem niech będzie ostatnia moda na laptop'y w urzędach? A niby po co komu laptop? Opracowuje dokumentację w terenie? Skoro tak, to dziwne, że nie targa jeszcze drukarki do laptop'a. Przecież klient kontrolowany nie ma obowiązku udostepniać swojej sieci jakiemuś "zawirusowanemu" komputerowi urzędnika!

Ciekawe kto zapłaci za uszkodzenia sieci Klienta po kontroli urzędnika z laptopem? Taki laptop jest włączany jak popadnie i gdzie popadnie! A programów zabezpieczających w 100% NIE MA!!

A po drugie, to jak "góra" wymyśli (czyt. Ministerstwa) tak dół musi pracować! I dlatego wszyscy nabierają wody w usta, no bo jak tu urzędowi szczebla wojewódzkiego czy powiatowego napominać ministerstwo, że dokument jest niezgodny z formatem? Ministerstwo ma MS Wista i MS Office 2007, to i urząd musi to mieć, bo inaczej będą opóźnienia w wymianie korespondencji. Albo co gorsza, urząd w ostatnich rozdziałach publicznej kasy nie dostał środków na zakup infrastruktury technicznej do Podpisu Elektronicznego. W tym ostatnim jak i wielu innych przypadkach zaczyna pojawiać się trend polegający na centralizowaniu zakupów poprzez przetargi. W sumie dobrze, ale zawsze pozostaje zagadnienie finansowania. Jakikolwiek zakup przetargowy bez odpowiedzialności materialnej ze strony urzędników za zmarnowane pieniądze podatnika, to gwarant chybionych zakupów. Próby wskazywania pułapek w zakupach, tzw. "mowa trawa" albo "trucie informatyka", czy też "niereformowalność informatyka, bo mamy XXI wiek i koszty są drugoplanowe, a zabawki top półki mają być na biurkach urzędniczych, bo to podnosi "prestige" urzędu" !

Cóż więcej dodać? Chyba tylko mieć nadzieję jako podatnik, że wreszcie ktoś zweryfikuje ilość sprzętu komputerowego i jego parametry w momencie zakupu do potrzeb określonego stanowiska i oprogramowania użytkowego.

Warto też aby wreszcie popatrzeć na efektywne wykorzystanie sprzętu w urzędach, bo póki co nie jest on za przysłowiową złotówkę.

Na dobrą sprawę, to powinien pojawić się urzędowy druk oficjalny określający jakie parametry techniczne winien spełniać sprzęt komputerowy dający możliwość pracy jako maszyna do pisania! Może wtedy wydatki budżetowe na informatyzacje poszłyby na zwiększenie ilości komputerów w urzędach, a nie na wymianę na te "najnowsze". Ceny można policzyć z ołówkiem w ręku co ile kosztuje podatnika!
Ciekawe kiedy ktoś zacznie się wreszcie czepiać marnotrawstwa finansowego, na wszelkiego rodzaju aplikacje "jednorazowe", a co więcej nie spełniające już obecnie obowiązujących wymagań minimalnych.

Pozdrawiam.

błędne pojmowanie inforamtyzacji

tak długo jak informatyzacja będzie się jawiła jako kupowanie jak największej liczby komputerów - najlepiej notebooków, bez powiązania tego z realizacją infrastruktury oraz (i przede wszystkim) wdrożeniem systemu teleinformatycznego to wszystkie działania są po prostu niegospodarnym wydawaniem pieniędzy.

Na dzień dzisiejszy komputer do przeznaczony pracy biurowej poza (stanowiskami specjalistycznymi) nie jest już znaczącym wydatkiem - zaś wymagania wydajności oraz stosowanie najdroższego oprogramowania na rynku jest zwykłą ekstrawagancją mającą pokryć rzeczywistą niemoc w zakresie informatyzacji urzędów i instytucji. Nie pomogą najbardziej zaawansowane maszyny do pisania (notebooki czy tez komputery PC) jeśli system teleinformatyczny do obsługi procesów logistycznych nie jest wydolny czy też nie ma go wcale (np. urzędy pracy czy Policja).

Udawanie że najnowszy Windows wsparty najnowszym Officem (wymagającym najnowszego sprzętu) zapewni sukces procesu informatyzacji to czysta fikcja. Ponadto komputery są wystarczająco wydajne i nie ma powodu aby system teleinformatyczny wymuszał platformę systemową ze względu na wydajność. A jeśli jest tak to czemu nie ma wyboru? Bo tak wygodniej jest twórcy systemu?

Pieniądze wydane na etapie projektowania zwrócą się podczas eksploatacji - problem w tym że tym zyskiem trudno jest zabłysnąć w gazetach czy statystykach...

Chyba za dużo wymagamy od IQ urzędnika.

Informatycy doskonale to wiedzą, a przynajmniej ci którzy znają coś więcej z systemów operacyjnych niż jedna lub dwie wersje MS Windows.

Tylko jest jedno małe ale w urzędach.
Stan osobowy informatyków to najczęściej 1 do 3 osób, a urzędników dyskutujących o funkcjonalności systemów operacyjnych czy "ko(s)micznych" możliwościach aplikacji biurowych jest zawzwyczaj kilkadziesiąt.
Demokracja ponoć opiera się na zasadzie, że większość ma rację. Zatem jak widać demokratyczny w tym przypadku bełkot na temat informatyki ma również przełożenie na politykę zakupów. No bo jakże jakiś tam jeden ludzik może mieć rację skoro kilkadziesiąt osób twierdzi inaczej !!
No imamy pasztet w którym składnikami są lekceważone wręcz zapisy ustaw "o ochronie informacji niejawnej", "o ochronie danych osobowych", "o informatyzacji państwa", "o podpisie elektronicznym" wraz z rozporządzeniami do nich wydanymi.
Ale w sume jakiż to problem dla urzednika?? W przypadku kontroli zewnętrznej, za bałagan odpowie Informatyk urzędu, a póki co to bajer jest na biurku !!

Szkoda tylko, że jakoś do pionów organizacyjnych istniejących w urzędach nie dociera, że informatyk to nie analityk funkcjonowania urzędu, a jedynie technik którego zadaniem jest aby te już posiadane komputery funkcjonowały pomimo usilnych nieświadomych starań użytkowników aby trwały w stanie zawieszenia systemu.

Także piony prawne urzędów nic nie robią aby w sposób właściwy złożyć całość przepisów i ustalić obowiązującą linię pracy i organizacji dla własnego urzędu, uwzględniającą również przepisy dotyczące obecności komputerów w urzędzie. Wystarczy, że w akcie prawnym pojawi się magiczne słowo "komputer", "elektroniczny", a już Dzienik Ustaw ląduje na biurku informatyka. Tylko pytanie do prawników tym razem. Jak na podstawie wybiórczego aktu nie bedąc prawnikiem prawidłowo zinterpretować konieczność lub nie, wdrożenia treści zapisu rozporządzenia w urzędzie ?? Czy są gdzieś dostepne szklane kule nające odpowiedzi na takie pytania ?? Jeśli są to poproszę o namiar, a sam pomogę kolegom informatykom w urzędach je zdobyć.

Czytałem ostatnio raport UBIKBC na temat przetargów publicznych w 2006 roku. Zawartość tego raportu ewidentnie potwierdza wiekszą część pojawiających się komentarzy na tym forum w aspektach dotyczących informatyzacji.

Ogromne podziękowanie z mojej strony dla Panów z UBIKBC. Ten raport pośrednio udowodnił rację moich tez w temacie trwonienia funduszy publicznych. Mam cichą nadzieję, że w ślad za takim opracowaniem pojawi się jeszcze jedno, pokazujące jak nieefektywnie są wykorzystywane te aplikacje biurowe kupowane corocznie za średnio 155 mln. złotych.
Przydałaby się taka analiza pracy urzędów, finansowanych przez obywateli wysokimi podatkami.

Pozdrawiam.

Unizeto Technologies SA

Unizeto Technologies SA wdraża systemy Elektronicznej Skrzynki Podawczej (Warmińsko-Mazurski Urząd Wojewódzki w Olsztynie - Elektroniczna Skrzynka Podawcza, Urząd Miasta Częstochowy - Elektroniczna Skrzynka Podawcza, Podlaski Urząd Wojewódzki w Białymstoku).

Strony pod linkami do tych urzedow to nie sa rozwiazania Unizeto Technologies SA tylko ZETO, a to jest istotna roznica.

Prosze o sprostowanie.

Przepraszam, jeśli błędnie podałem linki

Linki z tekstu powyżej zostały przeze mnie usunięte. Sens przywołanej dokumentacji jest jednak zgodny z tytułem tego doniesienia. Wymagania są dokładnie zacytowane. Linki zaś wkleję poniżej, by pokazać w jaki sposób dziś wyglądają sposoby wdrożenia elektronicznej skrzynki podawczej: Warmińsko-Mazurski Urząd Wojewódzki w Olsztynie - Elektroniczna Skrzynka Podawcza, Urząd Miasta Częstochowy - Elektroniczna Skrzynka Podawcza, Podlaski Urząd Wojewódzki w Białymstoku
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Nie tylko Unizeto

Kilka kliknięć pozwala stwierdzić, że problem nie dotyczy tylko i wyłącznie systemów Unizeto. Przykłady:

1. EspClientSetup.msi - rozszerzenie mówi samo za siebie. Jest tam wprawdzie opcja wysyłki już podpisanych dokumentów, ale jak je podpisać? Sprawdziłem jedno z centrów certyfikacji i nie znalazłem oprogramowania do podpisu pod Linuksa, Solarisa ani MacOS...

2. Są systemy pozwalające na wysyłkę dokumentów pocztą elektroniczną. Także i tutaj istnieje konieczność złożenia podpisu (patrz wyżej).Zresztą urząd sam tam daje oprogramowanie do podpisu. Wymaga przy tym, by w systemie zostało zainstalowane Microsoftowe środowisko .Net...

3. Ministerstwo Finansów w systemie e-Poltax udostępnia m.in. aplikację offline. Format instalatora - .msi... Nie wiem, czy wersja online wymaga Windows, ale stawiam, że tak.

Konkluzja: stosowanie oprogramowania wymagającego MS Windows jest swego rodzaju standardem w tej grupie produktów. Osobiście się temu nie dziwię. Co więcej, moja interpretacja "interoperacyjności" wcale nie wymaga, by "interoperacyjne" oprogramowanie działało na OpenVMS[1]... Moim zdaniem wystarczy, jeśli jego producent wykorzysta otwarte standardy albo udostępni zainteresowanym szczegóły i specyfikacje dotyczące zastosowanego rozwiązania.

Zastanówmy się jeszcze, jakie są konsekwencje dodania do aplikacji przeznaczonych dla urzędów wsparcia do kolejnych systemów operacyjnych. Producent musi wydać więcej na przygotowanie oprogramowania (być może napisać sterowniki do sprzętu używanego do złożenia podpisu?). Urząd musi więcej zapłacić za wsparcie dla rzeczonego OpenVMSa, którego i tak nikt w Widuchowej [2] w życiu na oczy nie widział. De facto ja - jako podatnik - wyrzucam moje ciężko zarobione pieniądze w błoto, płacąc za coś, co tak naprawdę nikomu na świecie się nie przyda...

Przykład? Microsoft. Nie możemy wymagać, by Microsoft stosował w Wordzie standard OpenDocument - byłoby to istotne ograniczenie wolności działalności gospodarczej, ograniczało kreatywność programistów, uniemożliwiało tworzenie nowatorskich rozwiązań i wstrzymywało ogólny rozwój branży. Warunkiem wystarczającym uznania Microsoftowych rozwiązań za "interoperacyjne" jest moim zdaniem to, by udostępnił on specyfikację techniczną swojego standardu w taki sposób, by konkurencja była w stanie stworzyć jego działającą implementację. Tego chcieli autorzy Janosika i w ten sposób moim zdaniem należy formułować wszelkie wymogi dotyczące "interoperacyjności".

fn1. Tak, przesadzam - ale do tego może prowadzić nadinterpretacja terminu "interoperacyjność" fn2. Miejscowość wybrana przypadkowo

To jest właśnie przykład "budowania drugiej bramy"

Mój przedpiśca napisał: "Zastanówmy się jeszcze, jakie są konsekwencje dodania do aplikacji przeznaczonych dla urzędów wsparcia do kolejnych systemów operacyjnych". To jest właśnie klasyczny przykład myślenia kategoriami "budowania drugiej bramy", co tak trafnie ktoś opisał powyżej.

Wydawało mi się, że mowa była o aplikacjach przeznaczonych dla obywateli do kontaktów z urzędem - czyli tzw. front-office, a nie dla urzędów jako takich (czyli tego, czego używają urzędnicy - tzw. back-office). W tym drugim przypadku urząd może sobie oczywiście ograniczyć platformę systemową do Windows - to tylko i wyłącznie wewnętrzna sprawa urzędu, czego używa na swoich komputerach. Nie może natomiast narzucać interesantowi, jakiego systemu ma używać w kontaktach z urzędem.

Najlepszym "interfejsem do urzędu" będzie oczywiście strona WWW i jakaś aplikacja działająca on-line poprzez te stronę. W tym przypadku w ogóle nie istnieje kwestia "dodawania obsługi kolejnych systemów operacyjnych". Po prostu aplikacja porządnie napisana, zgodnie ze standardami, będzie działała w dowolnej (w granicach wymagań tychże standardów) przeglądarce na dowolnym systemie operacyjnym. Oczywiście inaczej jest w przypadku "klasycznych" aplikacji, uruchamianych off-line na komputerze użytkownika - te zasadniczo muszą być pisane na konkretną platformę, choć pisząc je w Javie można również - jeżeli się trochę postara - uzyskać niezależność od systemu operacyjnego. Tych ostatnich jednak - uważam - w kontaktach urząd-obywatel powinno być jak najmniej albo wręcz w ogóle; kontakty te powinny zasadniczo opierać się na aplikacjach działających poprzez strony WWW, a tu - jeszcze raz podkreślam - w ogóle nie ma kwestii "dodawania obsługi kolejnych systemów". Jeżeli do aplikacji webowej trzeba "dodawać obsługe kolejnych systemów", to aplikacja jest po prostu napisana źle. Niezgodnie z regułami sztuki, niezgodnie z dobrą praktyką inżynierską. Koniec, kropka.

Pozostaje oczywiście kwestia tego nieszczęsnego podpisu elektronicznego, który musi być wspierany przez jakiś komponent zainstalowany na komputerze użytkownika. Tu znów moim zdaniem nie ma sensu nadmiernie komplikować sprawy: wszystkie najpopularniejsze zarówno przeglądarki WWW, jak i programy e-mailowe - pod różne systemy - potrafią obsługiwac certyfikaty podpisu elektronicznego, w tym także umieszczone na kartach kryptograficznych. Kwestia sterowników do czytnika kart jest - tak jak dotychczas w przypadku sterowników do wszystkich urządzeń - kwestią rynkowej decyzji producenta sprzętu; są urządzenia, które mają sterowniki tylko do Windows, są też i takie, które mają również do Linuxa, MacOS-a itp. Użytkownik wybierze sobie urządzenie, które będzie mu pasować, byleby tylko wszystkie te urządzenia miały jednolite API, które "rozumieją" np. przeglądarki czy aplikacje e-mailowe. Odpowiednie otwarte, gotowe standardy istnieją; pytanie, po co ktoś chce na siłe komplikować sprawę i wprowadzać w ich miejsce własne, całkowicie zamknięte rozwiązania.

To o czym powinniśmy

To o czym powinniśmy mówić w przypadkach takich jak w/w instalatory MSI i tak dalej to minimalne obowiązkowe wymagania wobec urzędu udostępniającego jakiś interfejs.

Wydaje mi się, że minimum powinien być interfejs Web Services/SOAP/RPC-XML. Wtedy każdy może sobie zaimplementować klienta pod czym chce i jak chce, a urząd stawia serwer na czym mu jest najwygodniej.

Natomiast jeśli urząd uważa to za celowe, to może dodatkowo udostępnić implementację klienta jako swego rodzaju starter.

Stworzenie takiego klienta pod Windows będzie w pewnym stopniu uzasadnione rozpowszechnieniem tego systemu. Jeśli będzie to Java to tym lepiej.

Ale w obu przypadkach, jeśli pierwszy warunek (interfejs webowy) będzie spełniony to nie będzie miało miejsca tak rażące naruszenie zasady neutralności technologicznej jak w przypadku KSI ZUS.

--
Podpis elektroniczny i bezpieczeństwo IT
http://ipsec.pl/

Nie biadolić, wziąć się do produkcji interoperacyjnych skrzynek!

Widocznie Unizeto taki produkt zaproponowało i ktoś to kupił. Proste?

Może podyskutujemy, dlaczego Urzędy w Polsce stawiają Wykonawcom określone warunki technologiczne...? Taki produkt trzeba osadzić w środowisku Zamawiającego, a ten pilnuje aby część tzw serwerowa działała na technologiach mu „wciśniętych” przez wielkich graczy rynku. Na część publiczną (cienki klient i komputer Interesanta) nie ma zwykle pieniędzy. Dla ciekawości: Systemy Linux`owe i „niezależne” przeglądarki mają tak wiele niestandardowych chwytów, że zwyczajnie trzeba się mocno natrudzić, aby uzyskać określoną funkcjonalność. W efekcie komponenty programowe uruchamiane w tych przeglądarkach (aplet,…) musiałyby być różne dla różnych przeglądarek.
Jak ktoś nie wierzy, niech napisze taki system…

A dlaczego przeglądarka ma brać aktywny udział w podpisywaniu?

Systemy Linux`owe i „niezależne” przeglądarki mają tak wiele niestandardowych chwytów, że zwyczajnie trzeba się mocno natrudzić, aby uzyskać określoną funkcjonalność. W efekcie komponenty programowe uruchamiane w tych przeglądarkach (aplet,…) musiałyby być różne dla różnych przeglądarek.

A po co mi aplet w przeglądarce? Może jeszcze taki, który będzie miał dostęp o zainstalowanych u mnie na komputerze binarek i bibliotek?

A nie wystarczyłoby przyjąć ode mnie plik z podpisanym dokumentem (PKCS7 albo XAdES) przez '<input type="file" ...' i po przeslaniu formularza przekierować mnie na stronę z potwierdzeniem przyjęcia dokumentu w tym samym formacie (lub w kilku do wyboru)? Oczywiście wszystko przez SSL/TLS.

Problem polega na tym, że nie ma zdefiniowanych jednolitych formatów podpisu elektronicznego (ani osobnych ani kontenerowych), o czym było pisane wielokrotnie w tym serwisie. Przy czym trzeba pamiętać, że to backend będzie musiał sobie radzić z różnymi formatami, niezależnie od używanej przeglądarki czy systemu. To w jakiej technologii/języku napisany jest backend mnie, jako petenta, już nie obchodzi. Servlety javowe da się odpalić na linuxie i na windowsie, innych międzyplatformowych języków skryptowych do pisania aplikacji webowych jest oczywiście od groma.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>