Z pamiętnika prowadzącego zajęcia dydaktyczne na uczelni: ćwiczenia z autografu

Dydaktyka na wyższej uczelni może sprawiać pewną satysfakcję związana z obcowaniem ze studentami. Można do tego podchodzić również w kategoriach realizowania ambicji zainfekowania umysłów następnych pokoleń własnymi przemyśleniami, spostrzeżeniami. Inni pewnie widzą w tym możliwość realizowania własnych projektów badawczych, porządkujących ten lub innych fragment wiedzy ludzkiej. Robią w nauce. Wielu nie traktuje tego w Polsce jako podstawowego źródła utrzymania, bo takie są realia finansowania nauki w Polsce. A ja ten wpis chcę poświęcić czemuś innemu: sposobowi, w jaki prowadzący zajęcia dokumentuje wyniki studentów. Liczę, że może ktoś z tym coś zrobi, bo ja nawet nie wiem, do kogo miałbym się zwrócić przedstawiając problem. Zatem zwracam się w tej sprawie do wszechświata.

Otóż po tym, jak się wymyśli sposób zaliczenia zajęć, a studenci sprostają już tym kryteriom, czasem trzeba wystawić oceny. W wielu uczelniach działa już system elektroniczny, do którego prowadzący zajęcia może się zalogować i tam oceny wystawić. Aby się zalogować, trzeba mieć hasło i login. Hasło takie czasem wiąże się z wylegitymowaniem z dowodu osobistego. W każdym razie jest pewne zabezpieczenie (jeśli wykładowca będzie pilnował hasła), że to on właśnie oceny tam do stosownych formularzy elektronicznych wstawił.

I ja tak zrobiłem, bo w uczelni taki system sobie działa.

Potem jednak okazało się, że studenci muszą jeszcze uzyskać potwierdzenie uzyskanego wyniku na swoich kartach egzaminacyjnych (które pewnie ktoś zbiera, a może nawet skanuje i potwierdza z tym, co zbiorczo system mu wyświetla). A więc zorganizowaliśmy dedykowane spotkanie i rozdałem grupie autografy na kartach. Potem jeszcze spotkałem się z tymi studentami, którzy z różnych powodów nie mieli ze sobą karty wówczas, gdy zbiorczo podpisywałem papiery grupie. A potem...

Potem okazało się, że muszę podpisać się jeszcze na wydruku z systemu elektronicznego, do którego - jak sygnalizowałem wcześniej - wpisałem już wcześniej oceny (po wcześniejszym zalogowaniu się uzyskanym z sekretariatu hasłem i loginem).

Przyjechałem zatem do sekretariatu, a tu się okazało, że mam się podpisać na jednej zbiorczej karcie aż trzy razy, bo są trzy rubryki do podpisu - po jednej pod każdą z kolumn. Efekt zaś jest taki, że na jednej kartce musiałem złożyć trzy podpisy obok siebie. A w ten sposób musiałem podpisać to zbiorcze zestawienie ocen w dwóch egzemplarzach. Razem sześć podpisów na dwóch kartkach.

Fragment karty ze zbiorczym zestawieniem ocen studentów, na której pod każdą z trzech kolumn tekstu należało złożyć podpis - na obrazku trzy podpisy obok siebie

Musiałem zrobić zdjęcie, bo pomyślałem, że nikt mi nie uwierzy, jak będę o tym opowiadał. Uważam, że to chore.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

i tak masz szczęście

Ja, pomimo dokonywania wpisów do USOSa, muszę podpisać się przy ocenie KAŻDEGO studenta w papierowym protokole. Oprócz tego wpisać oceny, a przy KAŻDEJ ocenie datę, oczywiście to samo w indeksach i kartach. Gdy się prowadzi kilkanaście grup ćwiczeniowych po 25-30 osób łatwo policzyć, że można nabawić sie urazu nadgarstka ;)

To chore

VaGla's picture

To chore. A gdzie krytyczna postawa intelektualna, która podpowiada, by jakoś się czemuś takiemu przeciwstawić?
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Podpis przy każdej ocenie

Jeszcze kilka lat temu oprócz tych trzech podpisów musiałem składać podpis przy każdym(!) wersie z oceną - mimo tego że nie ma tam na to miejsca. Przy setce studentów i kilku przedmiotach można się było namachać. Uroki "informatyzacji" uniwersytetu...

Przechodziłem to ostatnio

kravietz's picture

Przechodziłem to ostatnio na SGH. 20 studentów razy 2 kursy oznacza 40 bohomazów razy 2 (bo indeks i karta), razem 80 bohomazów. Można dostać zespołu cieśni nadgarstka. Ich wartość dowodowa (i jakakolwiek inna) jest równa zeru...

Zastanawiam się jak ten temat podejść. Administracja się wykręci rozporządzeniem MEN w sprawie druków szkolnych. Czym się wykręci MEN? Zapewne jakąś tradycją prawną i orzecznictwem z czasów zaboru pruskiego.

To zabawne, że tysiące osób w Polsce prowadzą wykłady i wszyscy potulnie poddają się dyktaturze garski urzędników w MEN i dziekanatach :)

--
Paweł Krawczyk | ipsec.pl | echelon.pl
facebook | g+ |

Myślałem o tym,

VaGla's picture

Myślałem o tym, by podpisać się nie swoim podpisem, albo całkiem zbojkotować, ale nie chciałem robić problemu sekretariatowi. Jednak wyraziłem jasne zdanie na temat tego procederu i postanowiłem o tym napisać tu, chociaż nie leży to w głównym nurcie tematyki tego serwisu. I kusi mnie jeszcze, by coś z tym zrobić dalej. Bo to chore.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

A jezeli ktos nie posiada podpisu?

DiskDoctor's picture

Absurd rodzi absurd.

Prosze mi pokazac podstawe prawna ze mam obowiazek posiadac podpis.

PS: Oprocz uczelni sa jeszcze instytuty badawcze i PAN. Tam nie ma dydaktyki.

Zależy co rozumiesz przez

Zależy co rozumiesz przez "posiadać podpis". Jeśli chodzi o umiejętność złożenia podpisu, to oczywiście nie musisz umieć pisać - możesz się posłużyć procedurą opisaną w art. 79 kc.

Jeśli natomiast masz na myśli "mieć podpis wykładowcy w indeksie", to tu trzeba zajrzeć do wewnętrznych regulaminów uczelnianych.

To jest właśnie dobre pytanie

DiskDoctor's picture

Oczywiście podpisać się - powiedzmy - umiem. Ale jedynie pismem technicznym gdyż zawsze miałem szóstkę z ZPT.

Poza tym jako informatyk mogę rezerwować sobie prawo do pisania wyłącznie pismem technicznym. Tym bardziej że - znów założenie - jestem ekscentrykiem i nie lubię pisać jak kura pazurem (czytaj: pismem nie-technicznym).

Podpisane imię i nazwisko pismem technicznym, nie posiada cech unikatowości, toteż podpisem sensu stricte nie jest.

q.e.d.

Własnoręczne podpisanie

Własnoręczne podpisanie się pismem technicznym (tj. napisanie swojego imienia i nazwiska) jest złożeniem własnoręcznego podpisu, zgodnie z art. 78 § 1 kc, zatem jest podpisem.

Skąd wziąłeś ten wymóg unikatowości podpisu? Kodeks wymaga jedynie, aby był własnoręczny.

Bingo!

DiskDoctor's picture

W takiej sytuacji można ów podpis "techniczny" zlecić sekretarce czy innej Pani z dziekanatu.

Oraz napisać dyspozycję, podpisaną już własnoręcznie, iż "upoważnia się P. (...) do złożenia w moim imieniu podpisu pod kartami studentów z lat (...) [tutaj warunki które mają spełniać rzeczone dokumenty do podpisania, np. lista nazwisk wraz z oceną]".

Wyżej wymieniona dyspozycja spełnia przesłanki art. 60 KC.

I po problemie. Bo z jednej strony na każdym świstku jest po jednym podpisie (choćby ich było sto-kilkadziesiąt), podpisy są ważne ponieważ są podpisane w imieniu osoby uprawnionej, zgodnie z dyspozycją, a ponadto osoba uprawniona podpisuje się tylko raz.

Pytanie czy umiejąc pisać...

Pytanie czy umiejąc pisać - co wśród pracowników naukowych nie jest chyba umiejętnością tak rzadką ;-) - można skorzystać z procedury z art. 79 k.c.? Sam przepis jest ciekawy. Móc czytać, nie móc pisać, mieć palec do odcisku...

Na pewno na SGH?

Jako student tej uczelni dostałem na początku pierwszego semestru w 2009 roku indeks, ten zielony tradycyjny, schowałem go do biurka i ani razu nie musiałem wyciągać. Wszystkie oceny trafiały tylko do Wirtualnego Dziekanatu, a potem na dyplom. Widziałem tylko kilka osób, które polowały na tradycyjny wpis, co moim zdaniem było dość uciążliwym zajęciem. O ile w innej uczelni obie strony przychodziły przygotowane w wyznaczone specjalne dni na wpisy do indeksu i karty, to na SGH trzeba chyba było umawiać się indywidualnie z wykładowcą, bo wątpię aby miał on bez przerwy dostęp do protokołów.

Z protokołami miałem do czynienia tylko szukając swojego nr indeksu na wycinance w gablotce przed uczelnianym wydziałem i nie pamiętam do końca czy sygnowane były jednym, zbiorczym podpisem, czy też osobnym przy każdej ocenie.

A jednak na niektórych

A jednak na niektórych uczelniach można normalnie. Pracuję na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Studenci nie mają ani indeksów, ani kart egzaminacyjnych. Oceny wpisujemy bezpośrednio do USOSa. Na koniec protokół trzeba wydrukować, ale można wybrać w opcjach, czy podpis ma być pod każdym terminem, czy jeden dla całego protokołu. Paniom w dziekanacie jeden podpis na protokole w zupełności wystarcza. Pozdrawiam!

Potwierdzam, że system

Potwierdzam, że system wpisywania ocen na UMK jest bajkowo prosty. Wpisuje się oceny do systemu elektronicznego. I to wystarcza. Niczego nie muszę drukować, ani podpisywać. Pracowałam przedtem 15 lat na UG. Jest tam osobne stanowisko ds. wpisów: działają dwie osoby. Oceny wpisuje się do protokołu elektronicznego. Tak naprawdę jest to kilka protokołów jednego przedmiotu, bo jeżeli część ocen wpiszę dzisiaj, to jutro muszę uruchomić nowy protokół z jutrzejszą datą. Oceny z egzaminu można wpisać tylko wtedy, gdy są wpisane oceny z ćwiczeń. Zatem jeżeli asystent zapomni wpisać oceny z ćwiczeń, wykladowca nie ma szans na wpisanie ocen z egzaminu. Ponieważ w mojej byłej katedrze były osoby lekko traktujące swoje obowiązki, często jeszcze w marcu czy kwietniu nie mogłam zakończyć wpisywania ocen z egzaminu. Protokoły trzeba było drukować i umieszczać podpis przy każdej ocenie oraz na końcu protokołu. Następnie trzeba było przydźwigać karton z indeksami oraz kartami. Wpisy musiały być także umieszczone i w indeksie, i na karcie. Podobnie jak w systemie elektronicznym, jeżeli nie było w indeksie oceny wpisanej z ćwiczeń, NIE wolno mi było wpisać oceny z egzaminu. Zdarzyło mi się w tym pogubić. I była straszna afera, łącznie ze straszeniem mnie postępowaniem dyscyplinarnym za łamanie regulaminu i zarządzeń dziekana. Teraz nie przestaje dziękować Losowi, że jest UMK:):) :)

A na Politechnice Wrocławskiej…

…wygląda to tak:
1. Jest system elektroniczny, gdzie trzeba oceny wpisać (na całe szczęście można je wczytać z pliku csv).
2. Zbiorcze zestawienie (protokół zaliczeń) każdy drukuje osobiście i podpisuje na każdej stronie.
3. Studentowi należy wpisać ocenę do indeksu (dodając datę i podpis).
4. Każdy student oprócz indeksu posiada indywidualny protokół zaliczeń, gdzie trzeba wpisać ocenę, datę i podpisać się.

W semestrze zimowym zwykle mam zajęcia z 600 studentami (ale, na szczęście zwykle jedna forma) w letnim z nie więcej niż 300 (ale tu oprócz wykładu prowadzę również ćwiczenia i/lub laboratorium.

Ale nie narzekam…

Komu to potrzebne?

Komu to potrzebne? To proste -
Pani Halince ;)

EST

W wolnej chwili polecam Ci "Eastern Standard Tribe" Corego Doctorowa, do ściągnięcia z jego strony, krótka książka. Przewija się tam motyw optymalizacji tego typu formalności który z pewnością docenisz, chociaż możliwe że zdecydowanie nie będziesz miał na ten temat zdania.

W tym szaleństwie jest metoda

Takie coś mi się zdarzyło: prowadzący wystawił mi ocenę zaliczającą, zaś do systemu omyłkowo wystawił niezaliczającą. Gdyby nie 'papierowa' wersja: wpis w indeksie, to nijak by nie udało by mi się odkręcić sprawy.

Z kolei trzy parafki na formularzu ze zdjęcia: wielokrotnie bywało, że inne osoby prowadziły i oceniały egzamin, inne ćwiczenia, inne laboratoria, zapewne stąd tyle rubryk.

Jak powiedział klasyk...

`Zanim weźmiesz się do automatyzowania twojego obecnego systemu informacyjnego, upewnij się, czy jest on racjonalnie przejrzysty i efektywny. Inaczej twój nowy komputer tylko przyspieszy cyrkulację bałaganu.'

No właśnie - biurokracja korzystająca z papieru powinna być sprawna. Ale nie jest. I tu jest problem.

Przez chwilę miałem taką

Przez chwilę miałem taką głupotę u siebie na uczelni. Ostatnio sytuacja znormalniała wraz z rozwojem systemu informatycznego. Gdyby problem wrócił, to podpisywałbym się drukarką - czy gdzieś jest napisane, że trzeba "długopisem"?

Taka głupota kojarzy mi się z typowym w polskich urzędach udostępnianiem druków po ich zeskanowaniu. Nieodzowny podpis jaśnie panującego urzędnika jest ważny nie jako wklejony do porządnego pdfa obrazek a tylko wtedy, gdy ów podpis stał się obrazkiem łącznie z całym tekstem krzywo zeskanowanej kartki. W ciężkich mózgownicach nikomu nie zaświtała myśl, że tak czy siak, podpis stał się obrazkiem i nie ma znaczenia kiedy to się stało.

Winą za tą niechlubną tradycję świętości podpisu i pieczątki obarczam XIX-wieczną biurokrację mocarstw europejskich. Ale, do licha, mamy XXI wiek!

Na MIMUW też nie trzeba

Na MIMUW też nie trzeba podpisywać żadnych kart egzaminacyjnych. Z tego co wiem na innych wydziałach UW jest gorzej, więc jeżeli naciskać to chyba na władze dziekańskie.

Jak naciskać

VaGla's picture

Jak naciskać, to na JM Rektora, niech on naciska na dziekanów. Tak jest bardziej efektywnie.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

trudno odejść od "tradycji"

Swego czasu kwestionowaliśmy takie praktyki na krakowskiej uczelni wyższej, tej z długą tradycją. Niestety przywiązanie do tradycji i staromodnej celulozy było zbyt silne i analogicznie do opisanej sytuacji wykładowcy męczyli nadgarstki podpisami i klepaniem w klawiaturę, a studenci biegali między katedrami i ryzykowali zgubieniem (zapodzianiem się) indeksu z kartą... :)

chyba znalazłem podstawę prawną

Rozporządzenie Ministra Nauki I Szkolnictwa Wyższego z dnia 14 września 2011 r. w sprawie dokumentacji przebiegu studiów (Dz.U.2011.201.1188). A konkretnie §11 pkt 1:

Przebieg studiów jest dokumentowany w:
1) protokołach zaliczenia przedmiotu lub protokołach zaliczenia przedmiotu sporządzanych w postaci wydruków danych elektronicznych zawierających:
a) nazwę przedmiotu, którego dotyczy zaliczenie lub egzamin,
b) imię (imiona) i nazwisko studenta,
c) numer albumu,
d) uzyskaną ocenę,
e) datę i podpis osoby zaliczającej lub przeprowadzającej egzamin;
2) kartach okresowych osiągnięć studenta lub kartach okresowych osiągnięć studenta sporządzanych w postaci wydruków danych elektronicznych zawierających:
a) imię (imiona) i nazwisko studenta,
b) numer albumu,
c) imię i nazwisko oraz tytuł naukowy, stopień naukowy lub tytuł zawodowy prowadzącego zajęcia (zaliczającego lub przeprowadzającego egzamin),
d) nazwy przedmiotów, które student zaliczył w okresie zaliczeniowym,
e) określenie formy zaliczenia,
f) uzyskaną ocenę,
g) liczbę uzyskanych punktów ECTS,
h) datę i podpis osoby egzaminującej i zaliczającej poszczególny przedmiot lub praktykę - z wyłączeniem kart okresowych osiągnięć studenta sporządzanych w postaci wydruków danych elektronicznych,
i) datę i podpis kierownika podstawowej jednostki organizacyjnej uczelni dokonującego wpisu na kolejny rok (semestr) studiów;
3) indeksie, jeżeli regulamin studiów przewiduje dokumentowanie przebiegu studiów w indeksie.

Tak więc ministerstwo chce, żeby była data i podpis - w liczbie pojedynczej - pod wydrukiem protokołu. W sumie ma sens, żeby było hardcopy na wypadek awarii systemu.

Co ciekawe, w razie rozbieżności to dane z wydruku uznaje się za prawidłowe.

Szymon

I tak macie Państwo dobrze. Na mojej uczelni w ogóle nie ma elektronicznego rejestru ocen. Trzeba tradycyjnie dokonać wpisu w indeks, kartę zaliczeń i wypełnić protokoły - przy każdym nazwisku ocena, data i podpis. I taka oto ładna kolumienka kilkudziesięciu podpisów. Nawet się zastanawiam czy nie zrobić sobie faksymile.

Niestety nikt nawet nie bierze się za wprowadzeniem systemy elektronicznego. Gerontokracja będzie się bowiem burzyć, a asystentom nie będzie się chciało za nich wpisywać. Tak by to się niestety skończyło.

najbiedniesi są i tak studenci

Z poziomu wykładowcy konieczność wstawiania ocen do karty i indeksów mnie co najmniej irytuje (w semestrze zimowym ponad 550 studentów) - ale pomyślmy jako wykładowcy o losach biednego studenta który czasem musi się nieźle nagimnastykować aby uzyskać nie tylko zaliczenie ale jeszcze wpis....
Z cytowanego powyżej rozporządzenia wynika, że tylko protokół musi być podpisany.
indeksów w cale nie musi być
jeśli karta jest sporządzania w postaci wydruku z systemu - również nie musi mieć podpisów egzaminatorów.

W sytuacji braku indeksów i istnienia tylko kart sporządzanych w oparciu o USOS świat i studenta i prowadzącego zajęcia mógłby być dużo piękniejszy.....
wykładowca dokonywałby wpisów do USOS i podpisywał protokół (wówczas mogę go nawet podpisać w 10 miejscach), dziekanat drukowałby i przechowywał karty osiągnięć studentów i protokoły, my byśmy mieli więcej czasu na kwestie merytoryczne, studenci nie biegaliby bo wpisy i mieliby więcej czasu na naukę i byłoby super...

chcąc zasiać wizję zmian na własnej uczelni usłyszałam że indeks to tradycja i że studenci będą się mogli później - po latach pochwalić własnym ocenami (sic!)

Mając na względzie to, że wszyscy i tak dostają do dyplomu suplement argument ten niewątpliwie nie jest najtrafniejszy

Podpis razy 200

Drogi Vaglo, Piotrze!
Muszę Cię zmartwić i pocieszyć. Właśnie wracam z Rady Wydziału. Informacja dotyczyła podpisów pod protokołem zaliczeń, w świetle opinii prawników. Student powinien mieć indywidualny podpis zaliczenia. Inaczej jest podstawa do roszczeń. Tzn. podpisujesz się przy każdym nazwisku i taka będzie reguła. Jeśli miałeś - jak ja w ub. r. - ok 200 studentów na wykładzie - pospisujesz się 200 razy.
Dziekan mnie pocieszył. Panie Piotrze, jak Pan będzie Prodziekanem będzie Pan ćwiczył podpis tysiące razy.
Niestety, nie mam skróconej parafki.
Pociechą jest mała w gruncie rzeczy sprawa tych trzech podpisów, o których też się właśnie dowiedziałem, że tak minimalnie trzeba.
Pozdrowienia
Piotr Drzewiecki

Podpis: Wyjdziemy na ulice, zrujnujemy kamienice. Nowy świat, stary świat, nasz świat

A ja może od innej

A ja może od innej strony... Po prawie 20 latach działalności praktycznej (budżetówka, biznes, projekty unijne) weszłam jako "pracownik naukowo-dydaktyczny" w rzeczywistość uczelnianą. I zaskoczenie:
- primo - spychologia. "Pani zadzwoni - końcówka 31-08; to nie my, to pani Lusia; musi pani...". Okazuje się, że zarezerwowanie sali na egzamin wymaga wykonania 7 telefonów, a na końcu i tak zajmuje salę pani, która dogadała się z portierem;
- secundo - czas biegnie inaczej. W moim dotychczasowym życiu zadania przekładały się na dni, tu - są miesiące, semestry. Wydaje się, że wszyscy dysponują nieograniczonym oceanem czasu, a każdą czynność, zadanie, zlecenie można przewleeeeeeekać w nieskończoność;
- tertio - papierologia. Indeksy, karty, wpisy, systemy, podpisy. Czy naprawdę ci wszyscy ludzie mają na to czas?! I czy nikt nie odnotował, że już dawno wymyślono całkiem niezłe systemy przetwarzania danych?!
Reasumując - czuję się jak Alicja po zjedzeniu ciasteczka :)

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>