Ingres prymasa Aprilisa i otwarte społeczeństwo
Dziś pierwszy kwietania - łac. prima aprilis, w Niemczech obchodzony jako Indenaprilschicken, w Wielkiej Brytanii April Fool’s Day, w Szwecji Hunt the Gowk. "Dzień kłamcy" na Litwie, "upoluj frajera" w Szwecji, "dzień głupca" w Wielkiej Brytanii. Mógłbym dziś opisać jakąś niestworzoną historię, być może ktoś by się nabrał, a ja bym kontynuował tradycję starożytną ku czci Cerery, bogini urodzaju (chociaż zdania na temat genezy zwyczaju wprowadzania w błąd 1 kwietnia są podzielone). Zamiast tego zastanawiam się, czy dziś sens mają jeszcze medialne żarty z naiwnych, skoro informację można w miarę szybko sprawdzić i coraz mniej ludzi sobie na wzajem ufa, również poza dniem, w którym kiedyś wypadał Nowy Rok, a wszystko zmieniło wprowadzania kalendarza Gregoriańskiego w 1582 roku?
Zastanawiałem się, czy 1 kwietnia można analizować jako tradycję społeczeństwa zamkniętego, w którym niewielu miało kontrolę nad mediami i w odpowiednim momencie puszczona informacja mogła być następnie powielana przez innych pośredników, nawet na długo po zakończenia obchodów tego radosnego dnia. Oczywiście na początku to wcale nie była tradycja medialna, a raczej związana z bardzo lokalnymi żartami w gronie znajomych. Dopiero media masowe doprowadziły do tego, że skala rażenia żartów kwietniowych stała się tak duża (przykłady można przeczytać np. w serwisie Top 100 April Fool's Day Hoaxes Of All Time, zresztą odsyłam też do źródeł na temat historii tego święta: The Origin of April Fool's Day).
Powoli jednak przechodzimy do społeczeństwa otwartego, opartego na wiedzy. Społeczeństwa, w którym podobno informacja jest najważniejszym ze środków produkcji, etc. Czy skoro w czasach internetu każdą informacje da się sprawdzić, to żarty primaaprilisowe zanikną, czy też wobec usieciowienia społeczeństwa będą atakować z narastającą siłą?
Bo przecież może być tak, że udział w primaaprilisowych żartach w społeczeństwie prawdziwie informacyjnym, ale rządzonym silną i ciężką ręką może być zakazany, jako tradycja szkodliwa, usprawiedliwiająca proste do przeprowadzenia ataki na system informatyczny, a raczej na najsłabsze jego ogniwo - człowieka. Bo łatwo sobie wyobrazić, że dziś ktoś dla żartu wkręci kogoś innego, a za chwilę pojawi się DEFCON 1, wszyscy będą biegali w maskach przeciwgazowych, albo w kominiarkach i kamizelkach kuloodpornych będą wyważali drzwi do kolejnych mieszkań. Informacja to potęga - kilkanaście pudełek po butach skutecznie sparaliżowało Warszawę (swoją drogą nie słyszałem jeszcze, by bombiarzy zatrzymano). Pierwszego kwietnia - ktoś uzna - łatwiej wykręcić się można z wyłudzenia hasła do systemu elektronicznej bankowości; Bardziej pobłażliwym okiem patrzył będzie - być może - sędzia na takiego, co z okazji pierwszego kwietnia "pomówił kogoś w środkach społecznego przekazu o takie działania, które mogłoby go poniżyć w oczach społeczeństwa"...
Myślę sobie jednak, że zawsze gdy się pojawi pretekst, to znajdzie się też ktoś, kto chciałby "wkręcić" drugiego, więc tradycja nie zaginie, chociaż po raz kolejny zmieni charakter. Jak internet wpływa na "wkręcanie" innych? Jest chyba coraz trudniej - linki do źródeł, których stosowanie powinno stanowić w internecie ważny element oceny rzetelności dziennikarskiej, możliwość komentowania tekstów przez czytelników: to również może żartownisiowi nieco utrudnić zadanie, gdy nagle, tuż po opublikowaniu tekstu, ktoś zdemaskuje całą mistyfikację w komentarzu (tylko kto czyta najpierw komentarze?). Istnienie blogosfery (jeśli faktycznie ona istnieje) nie pomaga we wkręcaniu na naprawdę dużą skalę... Ale dla chcącego nic trudnego.
Rozumiem, że dziś niektórzy nie uwierzą, że moja koleżanka z pracy pobiła kiedyś seksualny rekord świata (jak napisano w jednym z felietonów: "w ciągu 8 h zaliczyła 769 wątków miłosnych"). W kontekście politycznych przepychanek niektórzy nie uwierzą również, jeśli przeczytają, że swoje życie sceniczne dziewczyna ta prowadzi/prowadziła pod pseudonimem Marianna Rokita, ale w życiu pozascenicznym ma też związki z prawem. Nie uwierzą, a ja to mogę jutro potwierdzić ("Po czym poznać, że prawnik kłamie? Rusza ustami). Zresztą jest link do źródeł. Tylko czy w dzisiejszych czasach linki do źródeł są wystarczające? To właśnie ta koleżanka zasłynęła w redakcji wpadką z zarybianiem łososiem Wisły pod Warszawą. Opublikowano we Wproście tekst bazujący na primaaprilisowym żarcie bodajże Gazety Wyborczej. Nie chcę czegoś przekręcić, zwłaszcza dziś (dlatego zadzwoniłem nawet do Krzysztofa Króla, by skonfrontować pamięć o tamtych czasach z kimś, kto również może to pamiętać). Co ciekawe - dziś w serwisie Wprost.pl (w zaawansowanym wyszukiwaniu) nie ma na liście autorów Pauliny Kaczanow. Poprawiamy historię?
Linki i źródła nie wystarczą, o czym przekonuje się co jakiś czas Wikipedia, i to nawet bez okazji takigo świeta jak dziś. Wystarczy wspomnieć Henryka Batutę. Im więcej informacji, tym też więcej śmieci w zasięgu ręki, coraz mniej rzetelności i za chwilę każdy będzie dokonywał autodenuncjacji na wszelakich listach agentów (na późniejszych "listach Wildsteina" widziano psa Pluto i Kaczora Donalda), gejów, lesbijek i kogo tam jeszcze (por. też Performance Chabika - tu akurat felietonista Computerworld, wysłał "autodonos" do twórców "Listy żydów i osób pochodzenia żydowskiego o oryginalnych, rodowych, i zmienionych nazwiskach w Polsce", a następnie jego nazwisko i dane biograficzne umieszczono na tej liście).
Jednocześnie media się grodzą i zazdrośnie strzegą własnych zasobów, a wśród nich - użytkowników. Do tego stopnia, że w samym regulaminie np. forum tvn24.pl zdecydowano niepublikować notatek zawierających linki zewnętrzne. Jak rozumiem ratio takiej decyzji to troska o to, by "unikalni" odwiedzający klikali w reklamy holdingu, nie zaś jakieś inne (por. "Zasady dyskusji", a tam: "...Ponadto nie zamieszczamy komentarzy, które: (...) zawierają linki do prywatnych stron www..."; to zresztą nie dotyczy wyłącznie ITI - w Polsacie robią to samo: por. komentarz Gdzie i jak komentować w internecie?). Zatem czy teza o otwartym społeczeństwie i mniejszej jego podatności na hoax jest uzasadniona? Duże ośrodki mogą wprowadzać publiczność w błąd w większym stopniu, niż małe i rozproszone będą w stanie to potem prostować (chociaż pojawiają się takie przypadki jak demaskacja redaktor Michalik, to jednak coraz częściej zwraca się uwagę na fakt, że media - nawet elektroniczne - coraz bardziej się konsolidują; por. Konsolidacje na rynku medialnym).
W czasach, gdy prawie co tydzień poznajemy nowe nagrania (wymieniam z pamięci niektóre: Renata Beger – Wojciech Mojzesowicz, Renata Beger - Janusz Maksymiuk, Adam Michnik - Aleksander Gudzowaty, Józef Oleksy - Aleksander Gudzowaty, a ostatnio wypłynęło nagranie rozmowy Jacka Popeckiego (asystenta posła Stanisława Łyżwińskiego) z Anetą Krawczyk - w tym ostatnim przypadku nagrywały obie strony rozmowy) można się poczuć tak, jakby za każdym razem ktoś nas wyprowadzał z primaaprilisowego błędu.
Takie czasy. Żyjemy w coraz bardziej otwartym społeczeństwie, gdzie z jednej strony coraz łatwiej kogoś wkręcić, z drugiej zaś - coraz więcej widać z kuluar władzy. Trzeba być czujnym i gotowym na wkręcanie nie tylko pierwszego kwietnia. W społeczeństwie informacyjnym pierwszy kwietnia jest codziennie, a "przetrwają tylko paranoicy".
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
Na szczęście...
Wśród poważnych dokumentów RFC (było nie było jakoś tam normujących, choć nie do końca formalnie pewne rzeczy w sieci) pojawiały się (z okazji 1. kwietnia oczywiście) takie pomysły, jak IP over Avian Carriers with Quality of Service, czyli internet za pomocą gołębi pocztowych. Ktoś to nawet wypróbował i zadziałało!
Na szczęście takich pomysłów nie ma (?) przy tworzeniu prawa...
Poprawianie historii Wprost
Mnie to nie wygląda to na poprawianie historii -- lista artykułów Pauliny Kaczanow jest dostępna pod tym adresem.