Pudełka po butach w społeczeństwie informacyjnym

Chyba już wszyscy wiedzą o wczorajszym paraliżu Warszawy. W jedenastu newralgicznych miejscach miasta umieszczono ponumerowane atrapy bomb (ładunków miało być 15, PAP pisze o trzynastu atrapach podłożonych w 11 miejscach). Aby polskie społeczeństwo nie miało wątpliwości napisano na paczkach "bomba", numery zaś wskazują na przemyślenie ataku, bo jak się znajdzie „bombę” 6, to znaczy, że muszą też być te z numerami od 1 do 5. Z paczek wystawały kable, w środku umieszczono saletrę, by psy policyjne uznały pakunki za materiał wybuchowy. W całej sprawie ważny jest też internet...

Miasto stanęło. Sprawcy (chociaż nie wiadomo, czy to jedna czy kilka osób było w to zaangażowanych) wybrali do podłożenia "przesyłek" takie miejsca, których zablokowanie powodowało paraliż całej aglomeracji. Wszystko stało się koło godziny 7.20 rano, kiedy warszawiacy jadą do pracy. Mnie zastanawiało w jaki sposób w zatłoczonej Warszawie można zostawić coś jednocześnie (komunikaty wskazują przedział czasowy co do minuty) w 11 miejscach znacznie rozrzuconych (oddalonych) w stosunku do siebie.

Redakcje gazet oraz policja otrzymali list elektroniczny podpisany przez Brygady PowerGay (jest też tam mowa o organizacji "SilnyPedał", a Google pokazuje około 707 wyników dla zapytania PowerGay, wśród których nie ma jednak wyników w wybranym języku, czyli w języku polskim). Autor lub autorzy listu ponoć mieli znać szczegóły "całkiem profesjonalnie przygotowanej akcji terrorystycznej". To stanowisko policji, której przedstawiciele cały wczorajszy dzień pojawiali się w mediach, informując w czasie briefingów o postępach akcji.

Nikt nie wierzy, że środowiska gejów mają cokolwiek z nią wspólnego. Co więcej – komentatorzy uznali nawet, że akcja mogła służyć atakowi na te środowiska. Przedstawiciele organizacji broniących praw osób homoseksualnych oraz partii Zieloni 2004 (którą to partię w liście elektronicznym wskazano jako rzeczników sprawców) potępili działania odpowiedzialnych za podłożenie atrap. Jak stwierdził jeden z przedstawicieli partii: "Zieloni nigdy nie stosują przemocy i terroryzmu"... W liście elektronicznym można też znaleźć atak na Lecha Kaczyńskiego i środowiska partii prawicowych. Moment idealnie wybrany ze względu na toczącą się właśnie batalię o fotel Prezydenta RP. I w tym przypadku pojawiły się komentarze, iż cała akcja mogła być prowokacją wykonaną przez zwolenników (nie zaś przeciwników) kandydata na prezydenta. Ktoś nawet zadał pytanie: Który to z kandydatów chciał zlikwidować służby specjalne? Może to one właśnie postanowiły o sobie przypomnieć w taki sprytny sposób? Jak w Diunie: „finta w fincie i w tej fincie finta”.

Dzięki nagraniom z kamer telewizji przemysłowej policji udało się określić rysopis mężczyzny, który korzystał z kawiarenki internetowej w jednym z warszawskich centrów handlowych, gdy około 9 rano wysyłano wspomniane wyżej listy elektronicznej. Tego media nie mówią, ale jeśli sprawca nie korzysta z remailerów czy innych zabawek (wymagających jednak pewnej świadomości działania internetu i istnienia oraz sposobu działania dostępnych w sieci narzędzi), to w każdym liście przesyłany jest nagłówek. Z tego nagłówka można dowiedzieć się, z jakiego komputera wiadomość wysłano. Nagłówki wiadomości jednak można sfałszować albo usunąć. Sam numer IP nie wystarcza do określenia sprawcy. Ale gdy policjanci zorientowali się skąd (ich zdaniem) wysłano list, udali się do centrum handlowego i przejrzeli zapisy kamer telewizji przemysłowej. Okazało się, że jedna z kamer zarejestrowała wizerunek młodego chłopaka (luźne spodnie, czapeczka, kurtka narzucona na białą bluzę z kapturem), który jest obecnie podejrzewany o wysłanie listów. To ważne, że chodzi na razie o listy a nie o bomby, bo przecież wysłanie listów i podłożenie ładunków nie musi być ze sobą powiązane (w tym znaczeniu, że ktoś mógł wykorzystać "akt psychologicznego terroru" by się pod nim podpisać). Świadkowie jednak - zdaniem policji - potwierdzili, że osoba podkładająca paczki odpowiada rysopisowi osoby korzystającej z internetowej kawiarenki.

Jak twierdzą organy ścigania ustami Ryszarda Siewierskiego, szefa stołecznej policji: znalezione paczki przypominały prawdziwe bomby, a brakowało w nich jedynie materiału wybuchowego. Znów mamy nawiązanie do internetu. Oto bowiem wszystkie atrapy skonstruowano podobno według wskazówek znalezionych w Sieci: "w pudełkach po butach umieszczono rurki, baterie oraz przewody elektryczne. W niektórych znajdował się azotan potasu, używany do produkcji ładunków wybuchowych i dlatego psy saperów wskazywały, że są to prawdziwe bomby".

Wcześniej zatrzymano osobę, którą podejrzewa się o alarmy bombowe w trójmieście, gdzie również policja znalazła atrapy ładunków, jednak nie wiąże się tych zdarzeń ze sobą (aczkolwiek nie zdziwiłbym się gdyby jednak były one powiązane). A w Warszawie setki policjantów i strażników miejskich rzucono do „obsługi” zagrożonej stolicy, jednoczenie odwołując ich z innych misji. To kolejne ciekawe zjawisko. Być może ktoś kiedyś wykorzysta paczki po budach, by osłabić czujność organów porządkowych i organów ścigania, by dokonać jakiejś akcji kryminalnej, niezwiązanej z terrorem? Czy wczoraj dokonano jakiejś spektakularnej kradzieży?

W jednej ze stacji telewizyjnych usłyszałem wypowiedź Ryszarda Kalisza, który stwierdził, iż analitycy rozpoznali specyficzny sposób formułowania wypowiedzi (analizowano list nadesłany do redakcji i policji) i ponoć podobny sposób konstrukcji wypowiedzi znaleziono również w innych opublikowanych w sieci postach (czy chodzi o "cze, skont klikasz"?).

Prezydent miasta wyznaczył nagrodę w wysokości 100 tys złotych za pomoc w ujęciu sprawców zamieszania. Ja sobie myślę, że cała akcja pokazuje przyszłym zamachowcom, w jaki sposób należy przeprowadzić skuteczną akcję terrorystyczną. Nie wolno korzystać z komórek. Służby mają możliwość przejrzenia zarówno bilingów, ale również analizować geolokację w określonym czasie, bo przecież każdy aparat łączy się co chwilę z najbliższym BTS’em (ang. Base Transceiver Station, stacja bazowa w systemie GSM) do podtrzymania połączenia z siecią. Jeśli wiadomo jaka komórka była w określonym czasie w określonym miejscu, to jaki problem znaleźć jej lokalizację w chwili obecnej? Być może obecnie leży już na śmietniku, a na obudowie i karcie SIM nie ma śladów linii papilarnych. Nieco inaczej było w przypadku wcześniejszego alarmu bombowego w Stolicy, o którym telefonicznie miał poinformować z telefonu „na kartę” (prepaid) niejaki Jacek K., czterdziestoletni ekspolicjant. Po ostrzeżeniu pogotowia o rzekomo podłożonych w metrze bombach wyrzucił on kartę do śmietnika, ale i tak znaleziono go po dwóch dobach, ponieważ postanowił zachować dla siebie sam aparat telefoniczny (a ten też się identyfikuje). W innym przypadku zatrzymano autora fałszywego alarmu bombowego, gdyż posługiwał się charakterystyczną śląska gwarą (to, że był pijany, a policja szybko namierzyła aparat telefoniczny na stacji benzynowej skąd dzwonił również ułatwiło działania organów ścigania). Jeśli wiadomo gdzie znajduje się dany aparat telefoniczny w danym miejscu, to nie powinno być problemu ze wskazaniem innych telefonów, który w tym samym czasie były w pobliżu, a jak się odkryje ich właścicieli, to na tej podstawie można już stawiać hipotezy na temat tego kto z kim się wówczas spotkał...

Jeśli wysyłać maile, to w taki sposób, by nie zostawiać śladów (a to się da zrobić, tylko trzeba nieco pomyśleć). Jeśli skorzystać z kawiarenki internetowej, to nie w takim miejscu, w którym są kamery telewizji przemysłowej. I tak dalej, i tak dalej. Nie będę tu snuł rozważań na temat tego jak się ukryć przed elektroniczną inwigilacją miejską, bo jeszcze ktoś mnie posądzi o sprzyjanie terrorystom. Chodzi o to, że wszyscy mieliśmy sporo szczęścia, iż ten psychologiczny atak nie został jednak (wbrew temu, co mówi policja) przygotowany przez profesjonalistów. Gdyby tak było, to nie zostałyby żadne ślady. W tym przypadku raczej mamy do czynienia z "lamerskim" wykorzystaniem sieci (bo chyba tak trzeba powiedzieć o człowieku, który nie zdaje sobie sprawy z ciągłego monitoringu kamer w centrach handlowych). Każde z rond w Warszawie ma też system monitoringu. Poczta elektroniczna przesyła nagłówki... Może być też przeciwnie. Uznałbym za majstersztyk takie pokierowanie sytuacją, by podejrzenia rzucić na biednego chłopaka, który koło dziewiątej w jednej z warszawskich kawiarenek internetowych korzystał sobie z internetu. To przecież tylko bity, które można kopiować, przesyłać, kasować. Wszystko w taki sposób, że praktycznie nie da się stwierdzić kiedy dokonano manipulacji.

Fakt, że 11 czy 15 paczek po butach z saletrą i kablami może na dwie godziny sparaliżować życie europejskiej stolicy, dając jednocześnie mediom „pożywkę” na kilka następnych dni, uznaję za znak czasów. Nawet wówczas, gdy do podłożenia ich w znacznie oddalonych od siebie miejscach nie wykorzystano nieistniejącej jeszcze w powszechnym użyciu teleportacji i czapki niewidki. Nawet bez tych udogodnień, ten, kto doprowadza do sprowadzenia powszechnego niebezpieczeństwa dla życia lub mienia, może podlegać karze pozbawienia wolności do lat 8. Odpowiednie nagłośnienie sprawy zwiększa efekt psychologiczny ewentualnego ataku terrorystycznego. Wszak w terroryzmie chodzi właśnie o nadanie aktom terroru odpowiedniej oprawy medialnej. To kolejny z elementów charakteryzujących zbliżające się (a może już istniejące) społeczeństwo informacyjne.

A do głowy przyszło mi jeszcze jedno pytanie: komu przysługują autorskie prawa majątkowe do nagrania z przemysłowej kamery telewizyjnej? Czy w takim przypadku można w ogóle mówić o utworze? W przypadku nagrania emitowanego w telewizji widać interwencję autorską (operator dokonał zbliżenia mężczyzny), ale gdyby kamera nagrywała obraz bez ingerencji człowieka?

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Pudełka wracają...

VaGla's picture

"Sejmowa Komisja ds. Służb Specjalnych zajmie się dziś ponownie sprawą fałszywego alarmu bombowego, który w październiku 2005 r., tuż przed drugą turą wyborów prezydenckich, sparaliżował stolicę. Wniosek o zajęcie się tą sprawą złożył Marek Biernacki (PO). Jego zdaniem, sprawa jest niejasna i konieczne jest sprawdzenie, kto "za nią stał"" - tak podał Onet.pl za PAP.. Jako ciekawostkę warto też wspomnieć, że Jędrzej Jędrych (PiS) ujawnił: "prokuratorzy poinformowali komisję, iż wykluczyli związek służb specjalnych z podłożeniem atrap bomb w Warszawie". A więc nie służby.

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

A może jednak służby

Tak mi coś chodzi po głowie, że może jednak to służby, a dokładniej ich szefostwa, przeprowadziły pozorowaną akcję terrorystyczną w ramach kontroli podległych sobie jednostek oraz innych organizacji i instytucji powołanych do ochrony ludzi i mienia :) ale, że akcja nieco się wymknęła z pod kontroli i zdezorganizowała życie stolicy teraz obawiają się, że dostaliby od polityków znaczną ilość plusów ujemnych, a może jestem jednak zbyt podejrzliwy? Pewnie za lat dziesiąt wypłynie jakiś papierek, który to potwierdzi, podobnie jak obecnie wypływają papierki potwierdzające dużo gorsze manipulacje służb usa i gb.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>